Bardzo Was proszę o wytknięci mi wszelkich błędów i nieścisłości. Teksty, które teraz będę publikować na blogu, są w większości "świeże" i dlatego nie jestem w stanie wyszlifować ich tak bardzo, jak bym chciała. Liczę więc na waszą pomoc :-)
link do części III - klik
link do części III - klik
Czas poświęcony zemście (IV)
Gdy tylko przypomniała
sobie te słowa, czuła narastającą wściekłość. Miała szaloną ochotę pójść do
Iana i wszystko mu opowiedzieć. Ale był późny wieczór, a on z pewnością był już
w domu. Poza tym przypuszczała, że jest wściekły. Zlekceważyła rozkazy, oddała
odznakę, a na dodatek zrobiła to wszystko za jego plecami.
A na najbliższy
posterunek Straży? Tak. To dobry pomysł. Taki typek jak ten cały Bastian, na
pewno był poszukiwany listem gończym. Jednak czy go złapią?… Wzruszyła
ramionami. To już nie jej działka.
Energicznie otuliła się
kocem i ujęła w dłoń kieliszek z winem.
Piła wspominając brata.
Każde zabawne lub wzruszające wydarzenie, każdy sukces, który razem świętowali.
Gdy uświadomiła sobie,
że stał się zwykłym towarem handlowym na czarnym rynku, że zarżnięto go, by
został zjedzony… Z wściekłością rzuciła naczyniem w ścianę. A resztę wypiła z
butelki, obmyślając dziesiątki wariantów zemsty.
Nawet nie pamiętała
kiedy usnęła. Obudziła się całkiem zdrętwiała, bo jednak fotel nie był
najlepszym miejscem do drzemki. Wciąż była przykryta kocem, wręcz opatulona.
Ziewnęła szeroko i postanowiła jednak przenieść się do łóżka. I wtedy zamarła.
– Co tu robisz? –
spytała drżącym z wściekłości głosem.
– Patrzę na ciebie
– odpowiedział żartobliwym tonem.
– Jak…
– Zamek to nic
trudnego. Zaledwie dziewięciocyfrowy kod. Bagatelka.
Wsadziła dłoń pod
poduszkę w poszukiwaniu ukrytego tam uprzednio fazera.
– Już go tam nie
ma. Tym zająłem się po pierwsze. Nie lubię gdy się do mnie mierzy z broni.
Pobladła i raptownie
usiadła, prostując się.
– Czego chcesz?
– Dowiedzieć się,
co z naszą umową? Nie masz zbyt wiele czasu do namysłu.
– Zabieraj dupsko
i wynocha! To moja odpowiedź!
– No cóż – wstał i
spojrzał na nią z góry. – A miałabyś rozwiązanie podane na tacy. Szkoda.
Zacisnęła dłonie w
pięści. Miał rację. Dzięki temu choremu układowi zyskałaby niepowtarzalną
okazję dotarcia do przyczyny tego wszystkiego.
Musiała tylko się
przemóc. Jak miała to zrobić, gdy Bastian budził w niej tylko negatywne
uczucia? Obrzydzenie, strach, niechęć.
– Co… Co miałabym
zrobić? – niemal wypluła z siebie te słowa.
– Aha. Wymiękłaś?
Nie wytrzymała. Rzuciła
się na niego z rozcapierzonymi dłońmi, bez chwili namysłu, bez żadnego
sensownego planu. Obudziło się w niej pragnienie, by choć odrobinę go
uszkodzić, kopnąć, ugryźć, cokolwiek! Bezczelny sukinsyn!
– Ej, ej, powoli –
ze śmiechem unieruchomił jej dłonie. – Jeszcze nie omówiliśmy szczegółów.
– Mam nadzieję, że
znajdzie się w końcu ktoś, kto solidnie ci przyłoży! – syknęła, szamocząc się w
jego uścisku. – Albo zabije. Życzę ci tego z całego serca!
– A ja myślałem,
że ty to zrobisz? – powiedział nieoczekiwanie miękko, przesuwając wargami po
aksamitnej skórze szyi Sary. – Poza tym niepotrzebnie się złościsz. Zapłata po
akcji, nie przed.
Zerknęła na niego
podejrzliwie. Trochę było to trudne, bo stał tuż za jej plecami i ciężko było
do tego stopnia wykręcić głowę. Ale i on przechylił się na prawy bok, tak, że
ich oczy spotkały się ze sobą.
– Po?
– Tak, po. O ile
wyjdziesz z tej imprezy żywa i cała. Ale trudno, moja strata, zaryzykuję.
– To cię bawi?
– Tak – uśmiechnął
się szeroko.
Doprawdy, dziwny facet.
– Po wszystkim to
ja się zajmę tobą – zagroziła.
– O, tak! –
mruknął i jeszcze mocniej przyciągnął ją ku sobie. – Wiesz, jakie to
podniecające?
Wiedziała. A w zasadzie
czuła. Coś bardzo twardego w okolicach dolnej części pleców. Nie trudno było
się domyślić, co.
– Podniecające?
To, że wypruję ci flaki i poderżnę gardło?
– Ty mnie?!
– Tak.
– Och, Saro! Mam
szaloną ochotę wziąć zaliczkę…
– Na nic się
jeszcze nie zgodziłam!
– Mała, śliczna
kłamczucha.
– Chcesz wiedzieć
prawdę? Chcesz? Rzygać mi się chce, gdy tylko mnie dotykasz. Na samą myśl o
tym, że mogłoby dojść do czegoś więcej, zbiera mi się na mdłości i protestuje
każda, nawet najmniejsza komórka mego ciała. To jest prawda!
Znieruchomiał,
zaskoczony siłą nienawiści, wyczuwalną w jej głosie. Potem zmarszczył brwi,
jakby był z czegoś niezadowolony. Bo niezupełnie tak to miało się potoczyć…
– Dlaczego? –
spytał cicho, ze spokojem.
– Człowieku!
Zabiłeś mi brata! Najbliższą, najbardziej kochaną osobę. A teraz się pytasz
dlaczego?
– Nie zabiłem go.
– Pewnie. Sam się
utopił, a w swojej ostatniej woli, kazał przerobić na pieczyste…
– Nie zabiłem! –
Bastian zachmurzył się i odepchnął Sarę. Natychmiast skorzystała z odzyskanej
wolności i odskoczyła w bok. Stanęła, przyciskając dygocące ramiona do ciała i
mierzyła go wzrokiem. – Przypałętał się przypadkiem, a ci kretyni postanowili
skorzystać z okazji. Bez mojej wiedzy.
– Tak? A co niby
zrobiliście z ciałem?
– Znasz takie
powiedzenie – okazja czyni złodzieja?
– Świetne
wytłumaczenie. I co teraz? Mam powiedzieć, że oczywiście, wybaczam, bo przecież
to nie była twoja wina? Taki głupi zbieg okoliczności… - wybuchła płaczem.
Stała tak naprzeciwko, łykając niechciane łzy, a te, którym udało się wymknąć,
ocierała wierzchem dłoni.
Usiadł na kanapie i
wbił zamyślony wzrok w podłogę. Zniknęło rozbawienie, bo całkiem odeszła mu
ochota do śmiechu.
– Nie cofnę czasu.
Wzruszyła ramionami.
– Pomyślałeś
kiedyś przez chwilę o tych wszystkich nieszczęsnych ludziach? Czy oni naprawdę
zasługiwali na śmierć?
– Jak nie ja, to
robiłby to ktoś inny.
– Jak nie ty, to
wielu z nich teraz by żyło. Może jakość tego życia odbiegałaby od standardów
wyznawanych przez nasz świat, ale… Dzieci? One też zasługiwały na taki los?
– Tylko kilkoro.
Na specjalne zamówienie.
– Ależ z ciebie
skurwiel! Zastanawiam się czy moja zemsta warta jest tego, by kolejny raz
oglądać twoją gębę!
– Przestań! –
ryknął znienacka. Zerwał się i runął w jej kierunku. Był szybki. Nie zdołała
dać nawet kroku, gdy przygwoździł ją do ściany. – Nigdy więcej mnie nie
obrażaj, zrozumiałaś? – powiedział z lodowatym spokojem. Ale jego oczy wyraźnie
pokazały jej, jak bardzo mu było do tego daleko. Ścisnął ramiona Sary z taką
siłą, aż jęknęła z bólu. – Nigdy!
– A zasługujesz na
coś innego?
Zasznurował usta i wbił
w nią wzrok. Widziała w nim różne odcienie wściekłości, odrobinę szaleństwa i
jakby żalu. To ostatnie było zaledwie ulotnym wrażeniem.
– Nie ukrywam
tego, kim jestem i czym się zajmuję.
– Bo sprawia ci to
przyjemność.
– Nie. To tylko
praca. Chcesz wiedzieć co sprawia mi przyjemność? To! – I brutalnie wbił się w
jej usta. Za wszelką cenę próbowała go odepchnąć, przerwać ten pocałunek, z
całej siły wijąc w jego objęciach i usiłując zacisnąć wargi. Puścił ją tak
nieoczekiwanie, że o mało co, nie upadła.
– To była
zaliczka. Masz być o siódmej na rogu piątej i szóstej ulicy. Czekam dziesięć
minut. Potem nigdy więcej nie będziesz musiała oglądać mojej zakazanej gęby. –
Zdumiona uniosła brwi, słysząc gorycz ostatnich słów. Ale zanim zdążyła
odpowiedzieć, Bastian wyszedł.
***
Stał w cieniu, paląc
kolejnego już papierosa. Wciąż odczuwał bunt, gdy przypominał sobie słowa Sary.
Ale czy nie miała racji?
Zachmurzył się jeszcze
bardziej. Ostatnie co było mu potrzebne, to niechciane wyrzuty sumienia. Dotąd
ich nie miewał…
Zerknął na zegarek.
Staromodny, jeden z tych, jakie kiedyś nosiło się na Ziemi. Był koszmarnie
drogi, ale Bastian dość miał już gromadzenia forsy. Na coś trzeba było ją w
końcu kiedyś wydać.
Spóźniała się. Prawie
dwadzieścia minut. Czyżby zrezygnowała?
Pojawiło się jakieś
nieprzyjemne, obce uczucie. Może zawodu?
Nie chciał, aby
rezygnowała. Chciał udowodnić tej upartej kobiecie, że nie jest taki zły, jak
sądziła.
Chciał jej pomóc, choć
gówno obchodziły go motywy jakimi się kierowała. Obojętni byli ci wszyscy ludzie,
których precyzyjnie typował, by później wysłać ich na pewną śmierć. Grunt, że
dzięki temu mógł dobrze zarobić.
Nareszcie!
Na rogu ukazała się
ciemna, drobna sylwetka. Sara naciągnęła na głowę kaptur, ręce wbiła w
kieszenie. Dzisiejszy wieczór był wyjątkowo chłodny, a ona specjalnie
ograniczyła ilość odzieży do minimum. Rozejrzała się ukradkiem dookoła.
Celowo spóźniła się, aż
pół godziny. Uznała, że zrobi to, by przekonać się jak bardzo temu psycholowi
zależało na przeleceniu jej. Jeśli bardzo, to będzie czekał. Jeśli nie… Trudno.
Będzie musiała znaleźć inny trop.
– Mówiłem dziesięć
minut.
A jednak! Nie umiała
ukryć triumfującego uśmieszku. Pojawił się obok, niczym mroczna zjawa, w
długim, ciemnym płaszczu. Ponury, ze zmarszczonymi brwiami i kurczowo
zaciśniętymi wargami. Ciekawe, dlaczego przestało mu być tak wesoło?
– Musiałam
poprawić makijaż – odparła drwiąco.
Zauważyła jak cały się
spiął. Doskonale zdawał sobie sprawę z ironii brzmiącej w tych słowach, ale nie
zareagował.
– Idziemy – rzucił
przez ramię.
Szli w kierunku
nadbrzeża. Stawiał tak długie kroki, że niemal musiała za nim biec. Ani razu
się nie odwrócił, by sprawdzić czy za nim podąża.
Zatrzymał się tuż obok
wielkiego kontenera na śmieci. Dopiero wtedy na nią spojrzał.
– Zapakuję cię na
miejscu, ale nie zamknę. Wieko będzie ruchome, tak, że w każdej chwili będziesz
mogła się wydostać. Masz broń?
– Mam.
– Jaką?
– Nóż w cholewce
buta i fazer.
– Dobre i to –
mruknął. – Nie wiem czego możesz się spodziewać po dotarciu na miejsce.
– Sam
powiedziałeś, że robię to na własne ryzyko? Ale taki mam plan.
– Idiotyczny. Jednak
to twoja sprawa.
– No właśnie. A ty
zgarniesz kasę za kolejny transport.
– Nie dlatego to
robię.
– No tak,
zapomniałam. Chcesz mnie przelecieć!
Brutalnym ruchem
chwycił ją za ramię, zmuszając by spojrzała mu w oczy.
– To mógłbym mieć
nawet bez tej idiotycznej umowy i bez twojej zgody.
– Taki jesteś tego
pewien?
Był pewien. Widziała to
w pociemniałych ze złości oczach. Nie miałaby szans na jakąkolwiek obronę.
Nagle Bastian zaczął
się cicho śmiać.
– Co jest? Co cię
tak rozbawiło? – spytała z pretensją.
– Może kiedyś ci
powiem – mrugnął okiem. – A teraz chodź.
Naprawdę dziwny facet.
Powtarzała to już tyle razy… W jeden chwili chciał ją zabić, a w następnej
wybuchał śmiechem. To nie było normalne.
Stara, zdewastowana
szopa, w środku wyglądała całkiem inaczej. Było tu pusto, dość czysto, a na
podłodze stało kilka metalowych, podłużnych pojemników. Bastian zamknął za nimi
drzwi i podszedł do jednego z nich. Kiedy uchylił wieko, ich oczom ukazał się
dość pojemny środek.
– Będzie
niewygodnie – mruknęła Sara, kładąc się płasko na dnie.
Mężczyzna podszedł do
kąta i podniósł z ziemi duży, czarny plecak. Potem wyjął z niego… poduszkę!
– Łap! – Rzucił
nią w kierunku zdumionej kobiety. – Też nie chciałbym abyś za bardzo się
poobijała.
– Zaczynasz mnie
przerażać.
– Przez poduszkę?
– Niezupełnie.
Przez to, że potrafisz być jednocześnie tak ludzki i nieludzki.
Pozostawił to bez
komentarza. Za to podszedł bliżej i kucnął przy pojemniku.
– Jest
dźwiękoszczelny. Dlatego tak duży, bo ciała były obłożone lodem. Pakowaliśmy
je, zabezpieczaliśmy i zostawialiśmy w tym miejscu. Na drugi dzień
przychodziłem po ukrytą kasę. To wszystko.
– Długo to robisz?
– spytała nagle.
– Długo – mruknął,
pochylając głowę.
– I naprawdę nie
żal ci tych ludzi?
– Nie znam ich.
– A gdybyś znał?
– Połóż się –
zmienił temat. – Tu masz specjalną dźwignię, którą zamontowałem, byś mogła
otworzyć wieko od środka. Tutaj dodatkową butlę z tlenem, z zapasem na
dwanaście godzin. To wszystko. Gotowa?
Znów wydawał się być
rozbawiony.
– Nie życzysz mi
powodzenia?
– Ja? – wydawał
się być zdumiony jej słowami.
– Ty.
– Cóż… Przyda ci
się. Wiesz, że szanse na powodzenie są znikome?
– Wiem. Ale
Bastianie – drgnął, gdy po raz pierwszy wypowiedziała jego imię. – Muszę to
zrobić. Nie mam innego pomysłu.
– W takim razie
życzę ci powodzenia. – I zatrzasnął wieko.
Sara leżała drżąc z
emocji. Dłonie skrzyżowała na piersiach. Tak bardzo się bała, że przez moment
miała ochotę na to, by przytulić się do swego najgorszego wroga. Całe
szczęście, że zamknął pojemnik.
Głęboko odetchnęła.
Miała nadzieję, że sobie poradzi. Na razie jednak musiała walczyć z własnym
przerażeniem, z wrażeniem, że jest niczym zwierzę w potrzasku.
Najpierw liczyła
minuty. Później godziny. Czuła, że skrzynia została podniesiona, załadowana.
Potem znów upłynęły godziny. Była głodna, spocona i strasznie cisnął ją
pęcherz. Choć zapobiegawczo nie piła
zbyt dużo przed akcją.
Pojemnik ruszył w
dalszą podróż. Sara walczyła z własnym słabościami, z chęcią naciśnięcia
dźwigni, wydostania się na zewnątrz i zaczerpnięcia świeżego powietrza.
W końcu kołysanie
ustało. Ale ten bezruch był jeszcze gorszy, bo mówił jej, że dotarła na miejsce.
Czy teraz mogła już wyjść? Czy czekać, aż ktoś inny otworzy wieko?
Zagryzła zęby i szybkim
ruchem otwarła pojemnik, próbując jednocześnie usiąść. W prawej ręce trzymała broń, lewą musiała chwycić się krawędzi, inaczej nie dałaby rady się podnieść.
Powoli odetchnęła z
ulgą. Znajdowała się w sterylnie białym, niedużym magazynie. Choć nie, to chyba
była chłodnia, bo panował przenikliwy ziąb?
Nieważne. Nie miała
siły wstać, tak bardzo zdrętwiała. Z jękiem wypadła na podłogę. I wtedy
otworzyły się dotąd niewidoczne drzwi. Do środka wszedł osiłek, o ponurej
twarzy i przysadzistej sylwetce. Od razu zauważył leżącą na podłodze
dziewczynę.
Zamarła czując
obezwładniający strach. Ale kiedy uniosła dłoń, by wycelować do niego z fazera,
błyskawicznie doskoczył do niej i kopniakiem wytrącił broń z ręki. Potem
chwycił za ramiona i szarpnięciem podniósł z ziemi.
– Co my tu mamy? –
powiedział, uśmiechając się obleśnie. – Jakieś dziwne zwłoki?
– Pusz… - urwała w
pół słowa, kiedy brutalnie uderzył ją w twarz. Była teraz nie tylko zdrętwiała,
ale i zamroczona.
– Szefunio będzie
się złościł. Ktoś mu wywinął niezły numer. Ale zanim on przyjedzie…
Ton jego głosu bardzo
wyraźnie powiedział jej, czego może się spodziewać. Nie tak zamierzała
realizować swoją zemstę. O, nie! Nie pójdzie mu tak łatwo. Nie krzyczała,
skupiając się na obronie.
Kilka minut później z
goryczą uświadomiła sobie, jak bardzo była słaba, jak bezbronna. Na jednej ze
ścian, widoczne były zamontowane tam metalowe obręcze. Teraz znalazła się w
nich Sara. Unieruchomiona na kształt litery x, z nienawiścią i złością patrzyła
wprost w pełne zwierzęcej chuci, oczy mężczyzny. Stanął tuż przed nią, co
chwilę się oblizując, a następnie wyjął zza pasa nieduży nóż.
– Najpierw
zdejmiemy z ciebie te ciuszki.
Kurwa! Dała się złapać
w pułapkę, jak zwierzę. Szarpnęła z wściekłością ramionami. Musiała zacisnąć
zęby i pozwolić mu zrobić to, na co miał ochotę. Może później pojawi się jakaś
szansa odzyskania wolności?
To, co zechce? Poczuła
smak napływającej do ust żółci. Facet był muskularny i ostro pachniał męskim
potem. Do tego ten niechlujny zarost i strój. I obleśny, lubieżny uśmiech
mięsistych warg. Nie wytrzyma, porzyga się, jak tylko jej dotknie!
Wepchnął owłosioną łapę
do jej spodni. Zamruczał zadowolony.
– Jaka gładka! Piękna!
Od tylu tygodni jestem na głodzie… Poszalejemy sobie maleńka.
Z całej siły zagryzła
wargi czując jak wpycha w nią grube paluchy. Gdyby tylko mogła… Potem nie
wytrzymała i krzyknęła.
– Ha, ha! Jesteśmy
sami, nikt tu cię nie usłyszy – drugą ręką powoli rozcinał bluzkę. – I nie
wierć się, nie chcesz chyba abym cię pokaleczył?
– Dobra, dość! –
Oboje drgnęli słysząc rozbawiony męski głos.
– Co za?...
Jej oprawca nie zdążył
się nawet obrócić. Precyzyjny cios przebił go na wylot. Zacharczał, wypluwając
z ust krew. Sara jęknęła z odrazą. Dopiero kiedy zwalił się na ziemię,
spojrzała wprost w rozbawione, ciemne oczy Bastiana.
– No co? –
Nacisnął mały guzik z boku i nieoczekiwanie poczuła, że jest wolna. Podtrzymał
ją by nie upadła, choć jego wzrok wyraźnie powędrował w kierunku nagich piersi
kobiety.
Z trudem go odepchnęła,
usiłując zakryć swoją nagość.
– Co ty tu robisz?
– spytała słabo.
Bez słowa podał jej
ciemną bluzę. Tę, którą zdjęła, zanim położyła się do skrzyni.
– Ktoś musiał
zadbać o twoje ponętne dupsko. Nie patrz z takim zdumieniem. Mamy umowę, więc
troszczę się tylko o własne wynagrodzenie.
– Tylko? – w jej
głosie brzmiało niedowierzanie.
– Saro, jestem
mordercą nie dobroczyńcą. Z urzędu dbam tylko o siebie.
– Nie wierzę –
odparła zdecydowanie. Spojrzała na drugi pojemnik, również otwarty, jak ten, w
którym przybyła w to miejsce. Wzruszył obojętnie ramionami i podszedł do
leżącego grubasa.
– Cholera.
Zapomniałem, że miałem go tylko ogłuszyć, nie zabić. Ale troszkę się
zdenerwowałem, gdy ujrzałem jak gmera pomiędzy twoimi nogami.
– A jednak!
– Co jednak? –
zerknął z ukosa.
Ale Sara nieoczekiwanie
się roześmiała. Była stuprocentowo pewna, że zyskała sojusznika. Może i był
zdrowo pogięty, ale przy tym sam w sobie był bronią, której nie należało
lekceważyć.
– Nieważne. Co
teraz?
– Patrz – wskazał
na przeciwległą ścianę.
Podeszła bliżej i
przekonała się, że to nie ściana, ale ogromna szafa pełna małych szufladek. Na
każdej z nich widniało inne nazwisko.
– Chyba się nie
mylę, twierdząc, że to klienci pana X?
– Dużo ich. – Szybko
policzyła rzędy i kolumny. – Cała setka. O! A tu jest szufladka twojego
tajemniczego mocodawcy.
Ze zmarszczonym czołem
czytała tabliczki. Potem odetchnęła z ulgą. Na żadnej nie było nazwiska Iana.
Tak bardzo się bała, że on również…
Ale nie, nie on. Ian
zawsze był szlachetny. Prawie zawsze. Tylko jeden raz ją okłamał, choć
wiedziała teraz, że zrobił to bardziej ze strachu, iż ją utraci niż z innych
powodów.
– Dobra, tutaj mamy
nazwiska odbiorców. Czas zwiedzić resztę. Ten tłuścioch mówił, że jest tu sam.
To znacznie ułatwia sprawę.
– Mówił? Nie
pamiętam.
– Byłaś tak
przerażona, że chyba niewiele do ciebie docierało.
– Wypraszam sobie!
– warknęła, energicznie ruszając w kierunku drzwi. – Uderzył mnie i na chwilę
ogłuszył.
– Dobrze, już
dobrze – mruknął pojednawczo i poszedł za nią. Rozczulające było to, że za
wszelką cenę próbowała uchodzić za twardą i bezlitosną.
Drzwi rozsunęły się
bezszelestnie, a tuż za nimi ukazał się wąski korytarz, tak jednostajnie szary,
że ciężko było odróżnić ściany od sufitu czy podłogi. Nie był długi i po
przejściu kilkunastu metrów znaleźli się w drugim, znacznie większym
pomieszczeniu. W kącie zauważyła rozgrzebane łóżko i porozrzucane dookoła
ciuchy. Po przeciwnej stronie znajdowało się chyba małe centrum dowodzenia, podświetlone
na fioletowo. Poza tym w pomieszczeniu stał jeszcze dziwaczny pojazd.
– Motor! – odezwał
się zachwycony Bastian. – I to jaki? Prawdziwe cudo!
– Serio? – z
powątpiewaniem spojrzała na wysłużonego jej zdaniem rupcia.
– Gdybyś się
znała, to zgodziłabyś się ze mną.
– Akurat to jest
mało ważne. Bardziej zastanawiające są znikome rozmiary tego obiektu. Trochę
mały jak na tak poważną operację?
– Pamiętaj Saro,
że zabić można nawet delikatnym ruchem dłoni. Nie potrzeba do tego całego
batalionu uzbrojonego po zęby wojska.
– Tak, na ten
temat z pewnością wiesz dużo więcej niż ja.
– Marudzisz.
Jedyny wniosek to taki, że pan X nie lubi się dzielić zyskami.
– I co dalej?
– Zobaczmy gdzie
jesteśmy. – Podszedł do konsoli. Zdumiało ją to, z jaką wprawą posługiwał się
tak zaawansowaną technologią.
– Wiesz co robisz?
– Jak najbardziej
– mruknął, wpatrując się w przesuwające się przed jego oczyma dane. – Najgorsze
jest jednak to, że bardzo mi się to nie podoba.
Podeszła bliżej i
pytająco na niego spojrzała.
– Tutaj jest
Miasto Duchów. A tutaj my – wskazał palcem.
Planeta, na którą
ludzie trafili po wygnaniu, nie okazała się zbyt gościnna. Ale miała
odpowiednią atmosferę i wodę, dużo wody, skupionej w formie stałej na obu
biegunach. Poza tym była jałowa i pustynna, tak bardzo, że praktycznie nie
istniały na niej żadne formy życia. Pierwszą kolonię założono w odległości
czterech tysięcy kilometrów od południowego bieguna. Później rozrosła się ona i
powiększyła do rozmiarów małego państwa. Ale ludzie nigdy nie założyli jakiejkolwiek
innej osady poza nią.
– To przecież… –
ze zmarszczonym brwiami odczytywała dane – ponad dziesięć tysięcy kilometrów.
Tak daleko?
Skinął potakująco głową.
– Ktoś zadał sobie
wiele trudu, by tego nie wykryto. Dlatego ten troglodyta siedział tu sam tyle
miesięcy. Nic dziwnego, że rzucił się z takim zapałem na pierwszą kobietę,
która tu zawitała.
– Przestań! Czyli
jeśli stąd wyjdziemy, dookoła zobaczymy tylko piasek?
– I skały –
uzupełnił z rozbawieniem. – Aleś mnie wrobiła! Gdzie tu kupię papierosy?
– Nie żartuj sobie.
Musi przecież istnieć jakiś środek transportu?
– Pan X z
pewnością zadbał, by jego pracownik nie wypuszczał się na samowolne wycieczki.
– Dlatego chciał
naprawić tego gruchota? – wskazała na motor i rozrzucone wokół niego narzędzia.
– Daleko by nie
zajechał. To coś potrzebuje paliwa.
– To co teraz? – jęknęła
i z impetem usiadła na najbliższym stołku.
Bastian nie
odpowiedział, tylko podszedł do ogromnej szafy.
– Mamy spore
zapasy żywności. I mięsko w pomieszczeniu obok.
Wściekła podniosła głowę.
Jak on mógł w takiej chwili czuć rozbawienie, nie mówiąc już o tych
niesmacznych żartach.
– I siebie – dodał
z łobuzerskim uśmiechem. – Wiesz ile rzeczy możemy zrobić?
– Powiedziałeś PO
akcji. Więc teraz się wypchaj!
– W zasadzie to
już jest po, prawda?
– Nie dla mnie. Najpierw
poczekamy na twojego tajemniczego zleceniodawcę.
– Może wcale się
nie zjawić. Dlatego nie powinienem był zabijać tłuściocha – westchnął z
udawanym żalem.
– Ktoś się w końcu
zjawi – stwierdziła z pewnością. Bastian zerknął na nią z ciekawością. Nie
odważył się powiedzieć, że wiedział o jej małej tajemnicy. Za to wskazał ręką
na łóżko.
– Jest tylko
jedno.
– I dobrze. Ty
śpisz na podłodze.
– Dlaczego? Myślę,
że oboje byśmy się nie zmieścili?
– Wolałabym wrócić
do chłodni i trupa. Nie sypiam z seryjnymi mordercami.
– A z trupami tak?
To nie zatrzymuję – wygodnie rozłożył się na posłaniu. – Ale jeśli będzie ci
zimno, to zapraszam.
Sara patrzyła na niego
ponuro. Świetnie, po prostu znakomicie. Zamiast zemsty, o mało co nie została
zgwałcona, a teraz była jeszcze skazana na towarzystwo tego szaleńca.
Znów był wesoły,
bezczelny i pewny siebie. Co do diabła tak bardzo go bawiło?
Tymczasem Bastian leżał
wesoło pogwizdując, z rękoma skrzyżowanymi za głową i wzrokiem utkwionym w
Sarze. Doprawdy, wymarzona sytuacja! Sam lepiej by tego nie wyreżyserował.
Przypomniał sobie te cudownie krągłe piersi i smak jej ust…
Nie, nie powinien
myśleć o takich rzeczach. Już czuł podniecenie.
Zastanawiał się na kogo
czekała? Na swojego wybawcę? Tego ugrzecznionego faceta, z którym była na
kawie? W takim razie może ją spotkać srogi zawód.
I dobrze.
Przed nimi kilka
cudownych dni sam na sam. A jak już się nią nacieszy, powie o transporterze
ukrytym w zamaskowanym hangarze na zewnątrz.
Uśmiechnął się. Ale tym
razem prócz rozbawienia było w jego oczach wyrachowanie i chłód. Póki pożądał
Sary, mogła czuć się bezpiecznie. A potem? Cóż, potem zobaczy.
link do części V- klik
O Boziu to jest świetne!! proszę Cię zakoncz to happy endem !! uwielbiam Bastiana! Babeczko kocham Twoje opowiadania!!!!!! masz taka wyobraznie... zazdroszczę :))
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona ! ale mało tego mało ;cc
OdpowiedzUsuńKocham Bastiana! Świetnie wykreowałaś jego postać. Bezwzględny, cyniczny, a zarazem seksowny i pociągający. Bad boy, a takich podobno my kobiety uwielbiamy ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne części, a tak przy okazji ile ich właściwie przewidujesz?
Jak bozię kocham, 11 stron worda... Rzadko wstawiam tak długie kawałki ;-)
OdpowiedzUsuńCo do przewidywanej ilości - plan mam, zakończenie mam, dalej tekst jak szatkowana kapusta... Cztery tej samej długości na pewno.
rewelacja!!! a Bastian??miodzio.jesli oni nie beda razem to chyba wpadne w depresje.
OdpowiedzUsuńdziewczyno, Ty to masz za przeproszeniem łeb do tych opowiadan:-D:-D:-D mnie nawet 60 stron byloby za malo:-)
u r the best of the beściak ever!!
magda p
A nie lepszy byłby Ian? Przystojny, bogaty, zakochany... Poza tym jeszcze wkroczy na scenę, wcale nie był epizodyczny ;-)
OdpowiedzUsuńBastian jest bardziej charyzmatyczny!
UsuńIan nie. Bardzie podobałoby mi się, gdyby okazało sie, że Ian jest bezwzględnym mięsożercą, który tylko zgrywa idealnego "obywatela", natomiast Bastian mimo krwi na rękach "nawróci się" i okże człowiekiem o wielkim sercu, które tylko ukrywał pod maską. Może coś tam w przeszłości go spotkało i postanowił zagłuszyć ludzkie uczucia i stać się zimnym mordercą, tym bardziej, że poczuł coś na kształt wyrzutów sumienia. A może ktoś przy pomocy nowoczesnych technologii wyprał mu mózg, by mógł realizować zlecenia na zwłoki i dopiero pojawienie się Sary spowodowało powolne wydobywanie się z zakamarków podświadomości jego lepszej natury?
UsuńAle się rozpisałam...
Pozdrawiam
Frania
Hi, hi :-))) Zobaczymy, zobaczycie...
UsuńIan nie!!! jakis dupek co ją zostawił i wziął ślub a potem " dlaczego nie zadzwonilas" pfff niech spada na drzewo! jak mi zrobisz cos takiego ze Sara z nim będzie a nie z moim seksownym i niegrzecznym Bastianem to sie obraże na wieki wieków!!!!!!! ani mi się waż! :p
OdpowiedzUsuńNie damy mu drugiej szansy? ;-)
UsuńNie zadnej drugiej szansy!!! Błagam! tylko nie IAN! jak Sara będzie z IANEM to przyjade do tego Twojego POznania o ile sie nie myle(mam blisko jestem z Wronek) i Cię uduszę :D zadnego Iana! on co najwyzej moze byc panem X i Sara się bedzie go brzydzila!!!! <3 ona potrzebuje prawdziwego mężczyzny a nie jakiegoś gogusia :D
UsuńPozdrawiam Klaudia
Ian nie budzi takich emocji jak Bastian, bynajmniej u mnie. No póki co jedynie mnie nieco denerwuje, zostawił ja dla kasy i teraz nagle się obudził, ze chce z nią być, jak uzyskał już swoją wymarzona pozycje itp. A Bastian to Bastian, może jest przestępcą, ale... Ma w sobie to coś, który sprawia, ze mimo wielu negatywnych cech staje sie na swój sposób bohaterem pozytywnym!
OdpowiedzUsuńPokaż że zły chłopiec pod wpływem miłości do kobiety potrafi się zmienić na tego dobrego
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o nieścisłości w tekście, to znalazłam tylko jedną - na początku, kiedy Sara się budzi, widzi Bastiana i rozmawia z nim, a chwilę potem jest, że Bastian wstaje. Tyle że wcześniej nie było w ogóle wspomniane, że siedzi:)
OdpowiedzUsuńNo i znalazłoby się oczywiście kilka przecinków, ale zajmuję się korektą wszystkiego i wszystkich, wiec to raczej takie spaczenie zawodowe:P
Ogólnie kolejny raz świetna robota - oby tak dalej, nie mogę się doczekać kolejnej części!:)
Ta ja się raczej czuję zaszczycona, że tylko przecinków brakuje :-) Przeczytam później i poprawię, bo teraz na szybko :-)
UsuńDzięki i pozdrawiam
W Nikomu ani słowa zdania na temat tego z kim powinna być Marika są bardzo podzielone. Maks czy Nataniel ? Tak coś mi się wydaje, że tu zdecydowana większość opowie się za Bastianem, a nie Ianem ;)
OdpowiedzUsuńPS.: Dla mnie Nataniel :D
Cieszę się, że w taki sposób odbieracie Bastiana, bo właśnie tak efekt zamierzałam osiągnąć. Ale przyznajcie, że trzeba się postarać by przebiegunować postać z negatywnej na pozytywną. Nie ma tak łatwo, a od pierwszego kopa nikt się nie zmienia...
OdpowiedzUsuńW moim odczuciu Ian to taka ciepła klucha co się nie chce w nic na 100% angażować wiec lepszy jest Bastian. Ale jesli okaże się że Ian to tajemniczy Pan X i to on sprzedał brata Sary na mięcho było by ciekawie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
WIedźma
Zgadzam się! :))
UsuńEch................................
UsuńNie echaj na mnie no chyba że przewidziałam dalsze losy, ale nawet jeśli tak to wiem, że warto będzie czytać kolejne części:)
UsuńWiedźma
To bardziej było westchnienie :-)
UsuńPs. Tak jakby...
Kiedy będzie kolejna część babeczko? :)))
OdpowiedzUsuńkto się ze mną cieszy, że jutro BASEN?
OdpowiedzUsuńHIP HIP HURRRAAAA!!!
;)
Dziewczyny upiększ dziś tora czekoladowego dla dziecka która chętna na kawałek
OdpowiedzUsuńa czy będzie dzisiaj basen ?:P
OdpowiedzUsuńNo właśnie, jest niedziela i powinien być dzisiaj Basen ;)
UsuńWłaśnie Babeczko,co z Basenem??? O ile pamiętam miał być dzisiaj?
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pytaniem czy dodasz dzisiaj "Basen"? ;-)
OdpowiedzUsuńS.
a gdzie Basen II?
OdpowiedzUsuńHejka wszystkim :-)
OdpowiedzUsuńGorąco tu na tym blogu Babeczko hi hi
Czasem burzliwie jak w prawdziwej burzy, ścierają sie ze sobą różne osobowości czytelników jak w prawdziwej burzy pioruny z grzmotami :-)
Ale tak... opowiadania są ciekawe, porywające budzące tłumione na co dzień emocje i pragnienia ludzi którzy czytają i czekają na kolejną część losów bohaterów. Kobietki wzdychają sobie cichutko i zastanawiają czemu w życiu realnym nie ma takich facetów jak w opowiadaniach Babeczki?Przecież tworząc postacie Babeczka nie wymyśla cech charakteru bohaterów ,ale na ludzkich zachowaniach się wzoruje,więc pytam się ,gdzie są ci faceci tak realistycznie ożywiani na stronach opowiadań?Nawet demonom daje cechy typowo ludzkie , gdzie demony to postacie z baśni, fantazji wykluwających się gdzieś na pograniczu jawy i snu autorki, a tak realnych .Ja się cieszę z każdego opowiadania, podobają mi się wszyscy bohaterowie i bohaterki, są tacy ciekawi, kolorowi ,nie zamknięci w jednowymiarowych barwach ale wręcz odwrotnie, żyją i czują ,cierpią i radość przeżywają je jak my czytelnicy. Owszem ich kłopoty są na kartach papieru przeżywane ,ale ile podobnych dylematów i problemów mamy my ,zwykli zjadacze chleba?To wspaniałe ,że mamy Ciebie Babeczko i możemy razem z Tobą cieszyć się przygodami postaci z Twoich opowiadań.To szlachetne z Twojej strony ,że się nimi dzielisz a nie jak wielu twórców tworzysz tylko do własnej przyjemności i pojemności szuflady ;-D
Dobra dość smutów,nie wiem czy udało mi się wyrazić to co czuję ,ciężko jest ubrać myśli w słowa, ale powiem tyle ...Pisz kobietko ,pisz bo Twoja wyobraźnia jest na miarę bestcelera czy jak to słowo się pisze?
Pozdrawiam wszystkich serdecznie , Babeczkę ściskam ciepło i życzę nowych pomysłów .Anna
Witaj Babeczko, a kiedy będzie "Czas poświecony zemście" ???? Dzisiaj niedziela, Pozdrawiam :))))
OdpowiedzUsuńBędzie, zaraz daję :-) Tylko przeczytam, poprawię dialogi i wklejam.
OdpowiedzUsuńJejku... Normalnie .. Jejku.. Umknął mi ten tekst. Nie czytałam go wcześniej, aczkolwiek... Jejku... XD
OdpowiedzUsuń