piątek, 11 października 2013

Czas poświęcony zemście (IV)

Bardzo Was proszę o wytknięci mi wszelkich błędów i nieścisłości. Teksty, które teraz będę publikować na blogu, są w większości "świeże" i dlatego nie jestem w stanie wyszlifować ich tak bardzo, jak bym chciała. Liczę więc na waszą pomoc :-)

link do części III - klik

          Czas poświęcony zemście (IV)

Gdy tylko przypomniała sobie te słowa, czuła narastającą wściekłość. Miała szaloną ochotę pójść do Iana i wszystko mu opowiedzieć. Ale był późny wieczór, a on z pewnością był już w domu. Poza tym przypuszczała, że jest wściekły. Zlekceważyła rozkazy, oddała odznakę, a na dodatek zrobiła to wszystko za jego plecami.
A na najbliższy posterunek Straży? Tak. To dobry pomysł. Taki typek jak ten cały Bastian, na pewno był poszukiwany listem gończym. Jednak czy go złapią?… Wzruszyła ramionami. To już nie jej działka.
Energicznie otuliła się kocem i ujęła w dłoń kieliszek z winem.
Piła wspominając brata. Każde zabawne lub wzruszające wydarzenie, każdy sukces, który razem świętowali.
Gdy uświadomiła sobie, że stał się zwykłym towarem handlowym na czarnym rynku, że zarżnięto go, by został zjedzony… Z wściekłością rzuciła naczyniem w ścianę. A resztę wypiła z butelki, obmyślając dziesiątki wariantów zemsty.
Nawet nie pamiętała kiedy usnęła. Obudziła się całkiem zdrętwiała, bo jednak fotel nie był najlepszym miejscem do drzemki. Wciąż była przykryta kocem, wręcz opatulona. Ziewnęła szeroko i postanowiła jednak przenieść się do łóżka. I wtedy zamarła.
– Co tu robisz? – spytała drżącym z wściekłości głosem.
– Patrzę na ciebie – odpowiedział żartobliwym tonem.
– Jak…
– Zamek to nic trudnego. Zaledwie dziewięciocyfrowy kod. Bagatelka.
Wsadziła dłoń pod poduszkę w poszukiwaniu ukrytego tam uprzednio fazera.
– Już go tam nie ma. Tym zająłem się po pierwsze. Nie lubię gdy się do mnie mierzy z broni.
Pobladła i raptownie usiadła, prostując się.
– Czego chcesz?
– Dowiedzieć się, co z naszą umową? Nie masz zbyt wiele czasu do namysłu.
– Zabieraj dupsko i wynocha! To moja odpowiedź!
– No cóż – wstał i spojrzał na nią z góry. – A miałabyś rozwiązanie podane na tacy. Szkoda.
Zacisnęła dłonie w pięści. Miał rację. Dzięki temu choremu układowi zyskałaby niepowtarzalną okazję dotarcia do przyczyny tego wszystkiego.
Musiała tylko się przemóc. Jak miała to zrobić, gdy Bastian budził w niej tylko negatywne uczucia? Obrzydzenie, strach, niechęć.
– Co… Co miałabym zrobić? – niemal wypluła z siebie te słowa.
– Aha. Wymiękłaś?
Nie wytrzymała. Rzuciła się na niego z rozcapierzonymi dłońmi, bez chwili namysłu, bez żadnego sensownego planu. Obudziło się w niej pragnienie, by choć odrobinę go uszkodzić, kopnąć, ugryźć, cokolwiek! Bezczelny sukinsyn!
– Ej, ej, powoli – ze śmiechem unieruchomił jej dłonie. – Jeszcze nie omówiliśmy szczegółów.
– Mam nadzieję, że znajdzie się w końcu ktoś, kto solidnie ci przyłoży! – syknęła, szamocząc się w jego uścisku. – Albo zabije. Życzę ci tego z całego serca!
– A ja myślałem, że ty to zrobisz? – powiedział nieoczekiwanie miękko, przesuwając wargami po aksamitnej skórze szyi Sary. – Poza tym niepotrzebnie się złościsz. Zapłata po akcji, nie przed.
Zerknęła na niego podejrzliwie. Trochę było to trudne, bo stał tuż za jej plecami i ciężko było do tego stopnia wykręcić głowę. Ale i on przechylił się na prawy bok, tak, że ich oczy spotkały się ze sobą.
– Po?
– Tak, po. O ile wyjdziesz z tej imprezy żywa i cała. Ale trudno, moja strata, zaryzykuję.
– To cię bawi?
– Tak – uśmiechnął się szeroko.
Doprawdy, dziwny facet.
– Po wszystkim to ja się zajmę tobą – zagroziła.
– O, tak! – mruknął i jeszcze mocniej przyciągnął ją ku sobie. – Wiesz, jakie to podniecające?
Wiedziała. A w zasadzie czuła. Coś bardzo twardego w okolicach dolnej części pleców. Nie trudno było się domyślić, co.
– Podniecające? To, że wypruję ci flaki i poderżnę gardło?
– Ty mnie?!
– Tak.
– Och, Saro! Mam szaloną ochotę wziąć zaliczkę…
– Na nic się jeszcze nie zgodziłam!
– Mała, śliczna kłamczucha.
– Chcesz wiedzieć prawdę? Chcesz? Rzygać mi się chce, gdy tylko mnie dotykasz. Na samą myśl o tym, że mogłoby dojść do czegoś więcej, zbiera mi się na mdłości i protestuje każda, nawet najmniejsza komórka mego ciała. To jest prawda!
Znieruchomiał, zaskoczony siłą nienawiści, wyczuwalną w jej głosie. Potem zmarszczył brwi, jakby był z czegoś niezadowolony. Bo niezupełnie tak to miało się potoczyć…
– Dlaczego? – spytał cicho, ze spokojem.
– Człowieku! Zabiłeś mi brata! Najbliższą, najbardziej kochaną osobę. A teraz się pytasz dlaczego?
– Nie zabiłem go.
– Pewnie. Sam się utopił, a w swojej ostatniej woli, kazał przerobić na pieczyste…
– Nie zabiłem! – Bastian zachmurzył się i odepchnął Sarę. Natychmiast skorzystała z odzyskanej wolności i odskoczyła w bok. Stanęła, przyciskając dygocące ramiona do ciała i mierzyła go wzrokiem. – Przypałętał się przypadkiem, a ci kretyni postanowili skorzystać z okazji. Bez mojej wiedzy.
– Tak? A co niby zrobiliście z ciałem?
– Znasz takie powiedzenie – okazja czyni złodzieja?
– Świetne wytłumaczenie. I co teraz? Mam powiedzieć, że oczywiście, wybaczam, bo przecież to nie była twoja wina? Taki głupi zbieg okoliczności… - wybuchła płaczem. Stała tak naprzeciwko, łykając niechciane łzy, a te, którym udało się wymknąć, ocierała wierzchem dłoni.
Usiadł na kanapie i wbił zamyślony wzrok w podłogę. Zniknęło rozbawienie, bo całkiem odeszła mu ochota do śmiechu.
– Nie cofnę czasu.
Wzruszyła ramionami.
– Pomyślałeś kiedyś przez chwilę o tych wszystkich nieszczęsnych ludziach? Czy oni naprawdę zasługiwali na śmierć?
– Jak nie ja, to robiłby to ktoś inny.
– Jak nie ty, to wielu z nich teraz by żyło. Może jakość tego życia odbiegałaby od standardów wyznawanych przez nasz świat, ale… Dzieci? One też zasługiwały na taki los?
– Tylko kilkoro. Na specjalne zamówienie.
– Ależ z ciebie skurwiel! Zastanawiam się czy moja zemsta warta jest tego, by kolejny raz oglądać twoją gębę!
– Przestań! – ryknął znienacka. Zerwał się i runął w jej kierunku. Był szybki. Nie zdołała dać nawet kroku, gdy przygwoździł ją do ściany. – Nigdy więcej mnie nie obrażaj, zrozumiałaś? – powiedział z lodowatym spokojem. Ale jego oczy wyraźnie pokazały jej, jak bardzo mu było do tego daleko. Ścisnął ramiona Sary z taką siłą, aż jęknęła z bólu. – Nigdy!
– A zasługujesz na coś innego?
Zasznurował usta i wbił w nią wzrok. Widziała w nim różne odcienie wściekłości, odrobinę szaleństwa i jakby żalu. To ostatnie było zaledwie ulotnym wrażeniem.
– Nie ukrywam tego, kim jestem i czym się zajmuję.
– Bo sprawia ci to przyjemność.
– Nie. To tylko praca. Chcesz wiedzieć co sprawia mi przyjemność? To! – I brutalnie wbił się w jej usta. Za wszelką cenę próbowała go odepchnąć, przerwać ten pocałunek, z całej siły wijąc w jego objęciach i usiłując zacisnąć wargi. Puścił ją tak nieoczekiwanie, że o mało co, nie upadła.
– To była zaliczka. Masz być o siódmej na rogu piątej i szóstej ulicy. Czekam dziesięć minut. Potem nigdy więcej nie będziesz musiała oglądać mojej zakazanej gęby. – Zdumiona uniosła brwi, słysząc gorycz ostatnich słów. Ale zanim zdążyła odpowiedzieć, Bastian wyszedł.
***
Stał w cieniu, paląc kolejnego już papierosa. Wciąż odczuwał bunt, gdy przypominał sobie słowa Sary. Ale czy nie miała racji?
Zachmurzył się jeszcze bardziej. Ostatnie co było mu potrzebne, to niechciane wyrzuty sumienia. Dotąd ich nie miewał…
Zerknął na zegarek. Staromodny, jeden z tych, jakie kiedyś nosiło się na Ziemi. Był koszmarnie drogi, ale Bastian dość miał już gromadzenia forsy. Na coś trzeba było ją w końcu kiedyś wydać.
Spóźniała się. Prawie dwadzieścia minut. Czyżby zrezygnowała?
Pojawiło się jakieś nieprzyjemne, obce uczucie. Może zawodu?
Nie chciał, aby rezygnowała. Chciał udowodnić tej upartej kobiecie, że nie jest taki zły, jak sądziła.
Chciał jej pomóc, choć gówno obchodziły go motywy jakimi się kierowała. Obojętni byli ci wszyscy ludzie, których precyzyjnie typował, by później wysłać ich na pewną śmierć. Grunt, że dzięki temu mógł dobrze zarobić.
Nareszcie!
Na rogu ukazała się ciemna, drobna sylwetka. Sara naciągnęła na głowę kaptur, ręce wbiła w kieszenie. Dzisiejszy wieczór był wyjątkowo chłodny, a ona specjalnie ograniczyła ilość odzieży do minimum. Rozejrzała się ukradkiem dookoła.
Celowo spóźniła się, aż pół godziny. Uznała, że zrobi to, by przekonać się jak bardzo temu psycholowi zależało na przeleceniu jej. Jeśli bardzo, to będzie czekał. Jeśli nie… Trudno. Będzie musiała znaleźć inny trop.
– Mówiłem dziesięć minut.
A jednak! Nie umiała ukryć triumfującego uśmieszku. Pojawił się obok, niczym mroczna zjawa, w długim, ciemnym płaszczu. Ponury, ze zmarszczonymi brwiami i kurczowo zaciśniętymi wargami. Ciekawe, dlaczego przestało mu być tak wesoło?
– Musiałam poprawić makijaż – odparła drwiąco.
Zauważyła jak cały się spiął. Doskonale zdawał sobie sprawę z ironii brzmiącej w tych słowach, ale nie zareagował.
– Idziemy – rzucił przez ramię.
Szli w kierunku nadbrzeża. Stawiał tak długie kroki, że niemal musiała za nim biec. Ani razu się nie odwrócił, by sprawdzić czy za nim podąża.
Zatrzymał się tuż obok wielkiego kontenera na śmieci. Dopiero wtedy na nią spojrzał.
– Zapakuję cię na miejscu, ale nie zamknę. Wieko będzie ruchome, tak, że w każdej chwili będziesz mogła się wydostać. Masz broń?
– Mam.
– Jaką?
– Nóż w cholewce buta i fazer.
– Dobre i to – mruknął. – Nie wiem czego możesz się spodziewać po dotarciu na miejsce.
– Sam powiedziałeś, że robię to na własne ryzyko? Ale taki mam plan.
– Idiotyczny. Jednak to twoja sprawa.
– No właśnie. A ty zgarniesz kasę za kolejny transport.
– Nie dlatego to robię.
– No tak, zapomniałam. Chcesz mnie przelecieć!
Brutalnym ruchem chwycił ją za ramię, zmuszając by spojrzała mu w oczy.
– To mógłbym mieć nawet bez tej idiotycznej umowy i bez twojej zgody.
– Taki jesteś tego pewien?
Był pewien. Widziała to w pociemniałych ze złości oczach. Nie miałaby szans na jakąkolwiek obronę.
Nagle Bastian zaczął się cicho śmiać.
– Co jest? Co cię tak rozbawiło? – spytała z pretensją.
– Może kiedyś ci powiem – mrugnął okiem. – A teraz chodź.
Naprawdę dziwny facet. Powtarzała to już tyle razy… W jeden chwili chciał ją zabić, a w następnej wybuchał śmiechem. To nie było normalne.
Stara, zdewastowana szopa, w środku wyglądała całkiem inaczej. Było tu pusto, dość czysto, a na podłodze stało kilka metalowych, podłużnych pojemników. Bastian zamknął za nimi drzwi i podszedł do jednego z nich. Kiedy uchylił wieko, ich oczom ukazał się dość pojemny środek.
– Będzie niewygodnie – mruknęła Sara, kładąc się płasko na dnie.
Mężczyzna podszedł do kąta i podniósł z ziemi duży, czarny plecak. Potem wyjął z niego… poduszkę!
– Łap! – Rzucił nią w kierunku zdumionej kobiety. – Też nie chciałbym abyś za bardzo się poobijała.
– Zaczynasz mnie przerażać.
– Przez poduszkę?
– Niezupełnie. Przez to, że potrafisz być jednocześnie tak ludzki i nieludzki.
Pozostawił to bez komentarza. Za to podszedł bliżej i kucnął przy pojemniku.
– Jest dźwiękoszczelny. Dlatego tak duży, bo ciała były obłożone lodem. Pakowaliśmy je, zabezpieczaliśmy i zostawialiśmy w tym miejscu. Na drugi dzień przychodziłem po ukrytą kasę. To wszystko.
– Długo to robisz? – spytała nagle.
– Długo – mruknął, pochylając głowę.
– I naprawdę nie żal ci tych ludzi?
– Nie znam ich.
– A gdybyś znał?
– Połóż się – zmienił temat. – Tu masz specjalną dźwignię, którą zamontowałem, byś mogła otworzyć wieko od środka. Tutaj dodatkową butlę z tlenem, z zapasem na dwanaście godzin. To wszystko. Gotowa?
Znów wydawał się być rozbawiony.
– Nie życzysz mi powodzenia?
– Ja? – wydawał się być zdumiony jej słowami.
– Ty.
– Cóż… Przyda ci się. Wiesz, że szanse na powodzenie są znikome?
– Wiem. Ale Bastianie – drgnął, gdy po raz pierwszy wypowiedziała jego imię. – Muszę to zrobić. Nie mam innego pomysłu.
– W takim razie życzę ci powodzenia. – I zatrzasnął wieko.
Sara leżała drżąc z emocji. Dłonie skrzyżowała na piersiach. Tak bardzo się bała, że przez moment miała ochotę na to, by przytulić się do swego najgorszego wroga. Całe szczęście, że zamknął pojemnik.
Głęboko odetchnęła. Miała nadzieję, że sobie poradzi. Na razie jednak musiała walczyć z własnym przerażeniem, z wrażeniem, że jest niczym zwierzę w potrzasku.
Najpierw liczyła minuty. Później godziny. Czuła, że skrzynia została podniesiona, załadowana. Potem znów upłynęły godziny. Była głodna, spocona i strasznie cisnął ją pęcherz.  Choć zapobiegawczo nie piła zbyt dużo przed akcją.
Pojemnik ruszył w dalszą podróż. Sara walczyła z własnym słabościami, z chęcią naciśnięcia dźwigni, wydostania się na zewnątrz i zaczerpnięcia świeżego powietrza.
W końcu kołysanie ustało. Ale ten bezruch był jeszcze gorszy, bo mówił jej, że dotarła na miejsce. Czy teraz mogła już wyjść? Czy czekać, aż ktoś inny otworzy wieko?
Zagryzła zęby i szybkim ruchem otwarła pojemnik, próbując jednocześnie usiąść. W prawej ręce trzymała broń, lewą musiała chwycić się krawędzi, inaczej nie dałaby rady się podnieść.
Powoli odetchnęła z ulgą. Znajdowała się w sterylnie białym, niedużym magazynie. Choć nie, to chyba była chłodnia, bo panował przenikliwy ziąb?
Nieważne. Nie miała siły wstać, tak bardzo zdrętwiała. Z jękiem wypadła na podłogę. I wtedy otworzyły się dotąd niewidoczne drzwi. Do środka wszedł osiłek, o ponurej twarzy i przysadzistej sylwetce. Od razu zauważył leżącą na podłodze dziewczynę.
Zamarła czując obezwładniający strach. Ale kiedy uniosła dłoń, by wycelować do niego z fazera, błyskawicznie doskoczył do niej i kopniakiem wytrącił broń z ręki. Potem chwycił za ramiona i szarpnięciem podniósł z ziemi.
– Co my tu mamy? – powiedział, uśmiechając się obleśnie. – Jakieś dziwne zwłoki?
– Pusz… - urwała w pół słowa, kiedy brutalnie uderzył ją w twarz. Była teraz nie tylko zdrętwiała, ale i zamroczona.
– Szefunio będzie się złościł. Ktoś mu wywinął niezły numer. Ale zanim on przyjedzie…
Ton jego głosu bardzo wyraźnie powiedział jej, czego może się spodziewać. Nie tak zamierzała realizować swoją zemstę. O, nie! Nie pójdzie mu tak łatwo. Nie krzyczała, skupiając się na obronie.
Kilka minut później z goryczą uświadomiła sobie, jak bardzo była słaba, jak bezbronna. Na jednej ze ścian, widoczne były zamontowane tam metalowe obręcze. Teraz znalazła się w nich Sara. Unieruchomiona na kształt litery x, z nienawiścią i złością patrzyła wprost w pełne zwierzęcej chuci, oczy mężczyzny. Stanął tuż przed nią, co chwilę się oblizując, a następnie wyjął zza pasa nieduży nóż.
– Najpierw zdejmiemy z ciebie te ciuszki.
Kurwa! Dała się złapać w pułapkę, jak zwierzę. Szarpnęła z wściekłością ramionami. Musiała zacisnąć zęby i pozwolić mu zrobić to, na co miał ochotę. Może później pojawi się jakaś szansa odzyskania wolności?
To, co zechce? Poczuła smak napływającej do ust żółci. Facet był muskularny i ostro pachniał męskim potem. Do tego ten niechlujny zarost i strój. I obleśny, lubieżny uśmiech mięsistych warg. Nie wytrzyma, porzyga się, jak tylko jej dotknie!
Wepchnął owłosioną łapę do jej spodni. Zamruczał zadowolony.
– Jaka gładka! Piękna! Od tylu tygodni jestem na głodzie… Poszalejemy sobie maleńka.
Z całej siły zagryzła wargi czując jak wpycha w nią grube paluchy. Gdyby tylko mogła… Potem nie wytrzymała i krzyknęła.
– Ha, ha! Jesteśmy sami, nikt tu cię nie usłyszy – drugą ręką powoli rozcinał bluzkę. – I nie wierć się, nie chcesz chyba abym cię pokaleczył?
– Dobra, dość! – Oboje drgnęli słysząc rozbawiony męski głos.
– Co za?...
Jej oprawca nie zdążył się nawet obrócić. Precyzyjny cios przebił go na wylot. Zacharczał, wypluwając z ust krew. Sara jęknęła z odrazą. Dopiero kiedy zwalił się na ziemię, spojrzała wprost w rozbawione, ciemne oczy Bastiana.
– No co? – Nacisnął mały guzik z boku i nieoczekiwanie poczuła, że jest wolna. Podtrzymał ją by nie upadła, choć jego wzrok wyraźnie powędrował w kierunku nagich piersi kobiety.
Z trudem go odepchnęła, usiłując zakryć swoją nagość.
– Co ty tu robisz? – spytała słabo.
Bez słowa podał jej ciemną bluzę. Tę, którą zdjęła, zanim położyła się do skrzyni.
– Ktoś musiał zadbać o twoje ponętne dupsko. Nie patrz z takim zdumieniem. Mamy umowę, więc troszczę się tylko o własne wynagrodzenie.
– Tylko? – w jej głosie brzmiało niedowierzanie.
– Saro, jestem mordercą nie dobroczyńcą. Z urzędu dbam tylko o siebie.
– Nie wierzę – odparła zdecydowanie. Spojrzała na drugi pojemnik, również otwarty, jak ten, w którym przybyła w to miejsce. Wzruszył obojętnie ramionami i podszedł do leżącego grubasa.
– Cholera. Zapomniałem, że miałem go tylko ogłuszyć, nie zabić. Ale troszkę się zdenerwowałem, gdy ujrzałem jak gmera pomiędzy twoimi nogami.
– A jednak!
– Co jednak? – zerknął z ukosa.
Ale Sara nieoczekiwanie się roześmiała. Była stuprocentowo pewna, że zyskała sojusznika. Może i był zdrowo pogięty, ale przy tym sam w sobie był bronią, której nie należało lekceważyć.
– Nieważne. Co teraz?
– Patrz – wskazał na przeciwległą ścianę.
Podeszła bliżej i przekonała się, że to nie ściana, ale ogromna szafa pełna małych szufladek. Na każdej z nich widniało inne nazwisko.
– Chyba się nie mylę, twierdząc, że to klienci pana X?
– Dużo ich. – Szybko policzyła rzędy i kolumny. – Cała setka. O! A tu jest szufladka twojego tajemniczego mocodawcy.
Ze zmarszczonym czołem czytała tabliczki. Potem odetchnęła z ulgą. Na żadnej nie było nazwiska Iana. Tak bardzo się bała, że on również…
Ale nie, nie on. Ian zawsze był szlachetny. Prawie zawsze. Tylko jeden raz ją okłamał, choć wiedziała teraz, że zrobił to bardziej ze strachu, iż ją utraci niż z innych powodów.
– Dobra, tutaj mamy nazwiska odbiorców. Czas zwiedzić resztę. Ten tłuścioch mówił, że jest tu sam. To znacznie ułatwia sprawę.
– Mówił? Nie pamiętam.
– Byłaś tak przerażona, że chyba niewiele do ciebie docierało.
– Wypraszam sobie! – warknęła, energicznie ruszając w kierunku drzwi. – Uderzył mnie i na chwilę ogłuszył.
– Dobrze, już dobrze – mruknął pojednawczo i poszedł za nią. Rozczulające było to, że za wszelką cenę próbowała uchodzić za twardą i bezlitosną.
Drzwi rozsunęły się bezszelestnie, a tuż za nimi ukazał się wąski korytarz, tak jednostajnie szary, że ciężko było odróżnić ściany od sufitu czy podłogi. Nie był długi i po przejściu kilkunastu metrów znaleźli się w drugim, znacznie większym pomieszczeniu. W kącie zauważyła rozgrzebane łóżko i porozrzucane dookoła ciuchy. Po przeciwnej stronie znajdowało się chyba małe centrum dowodzenia, podświetlone na fioletowo. Poza tym w pomieszczeniu stał jeszcze dziwaczny pojazd.
– Motor! – odezwał się zachwycony Bastian. – I to jaki? Prawdziwe cudo!
– Serio? – z powątpiewaniem spojrzała na wysłużonego jej zdaniem rupcia.
– Gdybyś się znała, to zgodziłabyś się ze mną.
– Akurat to jest mało ważne. Bardziej zastanawiające są znikome rozmiary tego obiektu. Trochę mały jak na tak poważną operację?
– Pamiętaj Saro, że zabić można nawet delikatnym ruchem dłoni. Nie potrzeba do tego całego batalionu uzbrojonego po zęby wojska.
– Tak, na ten temat z pewnością wiesz dużo więcej niż ja.
– Marudzisz. Jedyny wniosek to taki, że pan X nie lubi się dzielić zyskami.
– I co dalej?
– Zobaczmy gdzie jesteśmy. – Podszedł do konsoli. Zdumiało ją to, z jaką wprawą posługiwał się tak zaawansowaną technologią.
– Wiesz co robisz?
– Jak najbardziej – mruknął, wpatrując się w przesuwające się przed jego oczyma dane. – Najgorsze jest jednak to, że bardzo mi się to nie podoba.
Podeszła bliżej i pytająco na niego spojrzała.
– Tutaj jest Miasto Duchów. A tutaj my – wskazał palcem.
Planeta, na którą ludzie trafili po wygnaniu, nie okazała się zbyt gościnna. Ale miała odpowiednią atmosferę i wodę, dużo wody, skupionej w formie stałej na obu biegunach. Poza tym była jałowa i pustynna, tak bardzo, że praktycznie nie istniały na niej żadne formy życia. Pierwszą kolonię założono w odległości czterech tysięcy kilometrów od południowego bieguna. Później rozrosła się ona i powiększyła do rozmiarów małego państwa. Ale ludzie nigdy nie założyli jakiejkolwiek innej osady poza nią.
– To przecież… – ze zmarszczonym brwiami odczytywała dane – ponad dziesięć tysięcy kilometrów. Tak daleko?
Skinął potakująco głową.
– Ktoś zadał sobie wiele trudu, by tego nie wykryto. Dlatego ten troglodyta siedział tu sam tyle miesięcy. Nic dziwnego, że rzucił się z takim zapałem na pierwszą kobietę, która tu zawitała.
– Przestań! Czyli jeśli stąd wyjdziemy, dookoła zobaczymy tylko piasek?
– I skały – uzupełnił z rozbawieniem. – Aleś mnie wrobiła! Gdzie tu kupię papierosy?
– Nie żartuj sobie. Musi przecież istnieć jakiś środek transportu?
– Pan X z pewnością zadbał, by jego pracownik nie wypuszczał się na samowolne wycieczki.
– Dlatego chciał naprawić tego gruchota? – wskazała na motor i rozrzucone wokół niego narzędzia.
– Daleko by nie zajechał. To coś potrzebuje paliwa.
– To co teraz? – jęknęła i z impetem usiadła na najbliższym stołku.
Bastian nie odpowiedział, tylko podszedł do ogromnej szafy.
– Mamy spore zapasy żywności. I mięsko w pomieszczeniu obok.
Wściekła podniosła głowę. Jak on mógł w takiej chwili czuć rozbawienie, nie mówiąc już o tych niesmacznych żartach.
– I siebie – dodał z łobuzerskim uśmiechem. – Wiesz ile rzeczy możemy zrobić?
– Powiedziałeś PO akcji. Więc teraz się wypchaj!
– W zasadzie to już jest po, prawda?
– Nie dla mnie. Najpierw poczekamy na twojego tajemniczego zleceniodawcę.
– Może wcale się nie zjawić. Dlatego nie powinienem był zabijać tłuściocha – westchnął z udawanym żalem.
– Ktoś się w końcu zjawi – stwierdziła z pewnością. Bastian zerknął na nią z ciekawością. Nie odważył się powiedzieć, że wiedział o jej małej tajemnicy. Za to wskazał ręką na łóżko.
– Jest tylko jedno.
– I dobrze. Ty śpisz na podłodze.
– Dlaczego? Myślę, że oboje byśmy się nie zmieścili?
– Wolałabym wrócić do chłodni i trupa. Nie sypiam z seryjnymi mordercami.
– A z trupami tak? To nie zatrzymuję – wygodnie rozłożył się na posłaniu. – Ale jeśli będzie ci zimno, to zapraszam.
Sara patrzyła na niego ponuro. Świetnie, po prostu znakomicie. Zamiast zemsty, o mało co nie została zgwałcona, a teraz była jeszcze skazana na towarzystwo tego szaleńca.
Znów był wesoły, bezczelny i pewny siebie. Co do diabła tak bardzo go bawiło?
Tymczasem Bastian leżał wesoło pogwizdując, z rękoma skrzyżowanymi za głową i wzrokiem utkwionym w Sarze. Doprawdy, wymarzona sytuacja! Sam lepiej by tego nie wyreżyserował. Przypomniał sobie te cudownie krągłe piersi i smak jej ust…
Nie, nie powinien myśleć o takich rzeczach. Już czuł podniecenie.
Zastanawiał się na kogo czekała? Na swojego wybawcę? Tego ugrzecznionego faceta, z którym była na kawie? W takim razie może ją spotkać srogi zawód.
I dobrze.
Przed nimi kilka cudownych dni sam na sam. A jak już się nią nacieszy, powie o transporterze ukrytym w zamaskowanym hangarze na zewnątrz.
Uśmiechnął się. Ale tym razem prócz rozbawienia było w jego oczach wyrachowanie i chłód. Póki pożądał Sary, mogła czuć się bezpiecznie. A potem? Cóż, potem zobaczy.
  
link do części V- klik

35 komentarzy:

  1. O Boziu to jest świetne!! proszę Cię zakoncz to happy endem !! uwielbiam Bastiana! Babeczko kocham Twoje opowiadania!!!!!! masz taka wyobraznie... zazdroszczę :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem zachwycona ! ale mało tego mało ;cc

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Bastiana! Świetnie wykreowałaś jego postać. Bezwzględny, cyniczny, a zarazem seksowny i pociągający. Bad boy, a takich podobno my kobiety uwielbiamy ;)
    Czekam na kolejne części, a tak przy okazji ile ich właściwie przewidujesz?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak bozię kocham, 11 stron worda... Rzadko wstawiam tak długie kawałki ;-)

    Co do przewidywanej ilości - plan mam, zakończenie mam, dalej tekst jak szatkowana kapusta... Cztery tej samej długości na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  5. rewelacja!!! a Bastian??miodzio.jesli oni nie beda razem to chyba wpadne w depresje.
    dziewczyno, Ty to masz za przeproszeniem łeb do tych opowiadan:-D:-D:-D mnie nawet 60 stron byloby za malo:-)
    u r the best of the beściak ever!!
    magda p

    OdpowiedzUsuń
  6. A nie lepszy byłby Ian? Przystojny, bogaty, zakochany... Poza tym jeszcze wkroczy na scenę, wcale nie był epizodyczny ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bastian jest bardziej charyzmatyczny!

      Usuń
    2. Ian nie. Bardzie podobałoby mi się, gdyby okazało sie, że Ian jest bezwzględnym mięsożercą, który tylko zgrywa idealnego "obywatela", natomiast Bastian mimo krwi na rękach "nawróci się" i okże człowiekiem o wielkim sercu, które tylko ukrywał pod maską. Może coś tam w przeszłości go spotkało i postanowił zagłuszyć ludzkie uczucia i stać się zimnym mordercą, tym bardziej, że poczuł coś na kształt wyrzutów sumienia. A może ktoś przy pomocy nowoczesnych technologii wyprał mu mózg, by mógł realizować zlecenia na zwłoki i dopiero pojawienie się Sary spowodowało powolne wydobywanie się z zakamarków podświadomości jego lepszej natury?
      Ale się rozpisałam...
      Pozdrawiam
      Frania

      Usuń
    3. Hi, hi :-))) Zobaczymy, zobaczycie...

      Usuń
  7. Ian nie!!! jakis dupek co ją zostawił i wziął ślub a potem " dlaczego nie zadzwonilas" pfff niech spada na drzewo! jak mi zrobisz cos takiego ze Sara z nim będzie a nie z moim seksownym i niegrzecznym Bastianem to sie obraże na wieki wieków!!!!!!! ani mi się waż! :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie damy mu drugiej szansy? ;-)

      Usuń
    2. Nie zadnej drugiej szansy!!! Błagam! tylko nie IAN! jak Sara będzie z IANEM to przyjade do tego Twojego POznania o ile sie nie myle(mam blisko jestem z Wronek) i Cię uduszę :D zadnego Iana! on co najwyzej moze byc panem X i Sara się bedzie go brzydzila!!!! <3 ona potrzebuje prawdziwego mężczyzny a nie jakiegoś gogusia :D
      Pozdrawiam Klaudia

      Usuń
  8. Ian nie budzi takich emocji jak Bastian, bynajmniej u mnie. No póki co jedynie mnie nieco denerwuje, zostawił ja dla kasy i teraz nagle się obudził, ze chce z nią być, jak uzyskał już swoją wymarzona pozycje itp. A Bastian to Bastian, może jest przestępcą, ale... Ma w sobie to coś, który sprawia, ze mimo wielu negatywnych cech staje sie na swój sposób bohaterem pozytywnym!

    OdpowiedzUsuń
  9. Pokaż że zły chłopiec pod wpływem miłości do kobiety potrafi się zmienić na tego dobrego

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeśli chodzi o nieścisłości w tekście, to znalazłam tylko jedną - na początku, kiedy Sara się budzi, widzi Bastiana i rozmawia z nim, a chwilę potem jest, że Bastian wstaje. Tyle że wcześniej nie było w ogóle wspomniane, że siedzi:)
    No i znalazłoby się oczywiście kilka przecinków, ale zajmuję się korektą wszystkiego i wszystkich, wiec to raczej takie spaczenie zawodowe:P
    Ogólnie kolejny raz świetna robota - oby tak dalej, nie mogę się doczekać kolejnej części!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta ja się raczej czuję zaszczycona, że tylko przecinków brakuje :-) Przeczytam później i poprawię, bo teraz na szybko :-)
      Dzięki i pozdrawiam

      Usuń
  11. W Nikomu ani słowa zdania na temat tego z kim powinna być Marika są bardzo podzielone. Maks czy Nataniel ? Tak coś mi się wydaje, że tu zdecydowana większość opowie się za Bastianem, a nie Ianem ;)

    PS.: Dla mnie Nataniel :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Cieszę się, że w taki sposób odbieracie Bastiana, bo właśnie tak efekt zamierzałam osiągnąć. Ale przyznajcie, że trzeba się postarać by przebiegunować postać z negatywnej na pozytywną. Nie ma tak łatwo, a od pierwszego kopa nikt się nie zmienia...

    OdpowiedzUsuń
  13. W moim odczuciu Ian to taka ciepła klucha co się nie chce w nic na 100% angażować wiec lepszy jest Bastian. Ale jesli okaże się że Ian to tajemniczy Pan X i to on sprzedał brata Sary na mięcho było by ciekawie:)

    Pozdrawiam
    WIedźma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się! :))

      Usuń
    2. Ech................................

      Usuń
    3. Nie echaj na mnie no chyba że przewidziałam dalsze losy, ale nawet jeśli tak to wiem, że warto będzie czytać kolejne części:)

      Wiedźma

      Usuń
    4. To bardziej było westchnienie :-)

      Ps. Tak jakby...

      Usuń
  14. Kiedy będzie kolejna część babeczko? :)))

    OdpowiedzUsuń
  15. kto się ze mną cieszy, że jutro BASEN?
    HIP HIP HURRRAAAA!!!
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dziewczyny upiększ dziś tora czekoladowego dla dziecka która chętna na kawałek

    OdpowiedzUsuń
  17. a czy będzie dzisiaj basen ?:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, jest niedziela i powinien być dzisiaj Basen ;)

      Usuń
  18. Właśnie Babeczko,co z Basenem??? O ile pamiętam miał być dzisiaj?

    OdpowiedzUsuń
  19. Podpisuję się pytaniem czy dodasz dzisiaj "Basen"? ;-)

    S.

    OdpowiedzUsuń
  20. Hejka wszystkim :-)
    Gorąco tu na tym blogu Babeczko hi hi
    Czasem burzliwie jak w prawdziwej burzy, ścierają sie ze sobą różne osobowości czytelników jak w prawdziwej burzy pioruny z grzmotami :-)
    Ale tak... opowiadania są ciekawe, porywające budzące tłumione na co dzień emocje i pragnienia ludzi którzy czytają i czekają na kolejną część losów bohaterów. Kobietki wzdychają sobie cichutko i zastanawiają czemu w życiu realnym nie ma takich facetów jak w opowiadaniach Babeczki?Przecież tworząc postacie Babeczka nie wymyśla cech charakteru bohaterów ,ale na ludzkich zachowaniach się wzoruje,więc pytam się ,gdzie są ci faceci tak realistycznie ożywiani na stronach opowiadań?Nawet demonom daje cechy typowo ludzkie , gdzie demony to postacie z baśni, fantazji wykluwających się gdzieś na pograniczu jawy i snu autorki, a tak realnych .Ja się cieszę z każdego opowiadania, podobają mi się wszyscy bohaterowie i bohaterki, są tacy ciekawi, kolorowi ,nie zamknięci w jednowymiarowych barwach ale wręcz odwrotnie, żyją i czują ,cierpią i radość przeżywają je jak my czytelnicy. Owszem ich kłopoty są na kartach papieru przeżywane ,ale ile podobnych dylematów i problemów mamy my ,zwykli zjadacze chleba?To wspaniałe ,że mamy Ciebie Babeczko i możemy razem z Tobą cieszyć się przygodami postaci z Twoich opowiadań.To szlachetne z Twojej strony ,że się nimi dzielisz a nie jak wielu twórców tworzysz tylko do własnej przyjemności i pojemności szuflady ;-D
    Dobra dość smutów,nie wiem czy udało mi się wyrazić to co czuję ,ciężko jest ubrać myśli w słowa, ale powiem tyle ...Pisz kobietko ,pisz bo Twoja wyobraźnia jest na miarę bestcelera czy jak to słowo się pisze?
    Pozdrawiam wszystkich serdecznie , Babeczkę ściskam ciepło i życzę nowych pomysłów .Anna

    OdpowiedzUsuń
  21. Witaj Babeczko, a kiedy będzie "Czas poświecony zemście" ???? Dzisiaj niedziela, Pozdrawiam :))))

    OdpowiedzUsuń
  22. Będzie, zaraz daję :-) Tylko przeczytam, poprawię dialogi i wklejam.

    OdpowiedzUsuń
  23. Jejku... Normalnie .. Jejku.. Umknął mi ten tekst. Nie czytałam go wcześniej, aczkolwiek... Jejku... XD

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.