wtorek, 30 maja 2017

Płomień (całość) - treść płatna

Krótkie opowiadania to raczej nie moja działka. Kilka takich tekstów pojawiło się na blogu, a teraz daję jeden w płatnych. Cena tabliczki czekolady :-) czyli 2,46 zł sms i 1,6 zł przelew.
Oczywiście następny tekst to "Ja, baba!". A tak w ogóle to u mnie panoszy się ospa wietrzna i to przez nią przerwa była dłuższa od zamierzonej :-) A tak bardziej szczegółowo, to widmo ukazania się Wygranej III staje się coraz bardziej realne, informatyk działa realizując szalony plan i mam tylko nadzieję, że tym razem się uda. Oby ;-)

          Płomień (całość)
Od kiedy pamiętam, na samym skraju naszego osiedla, w ponurym domu otoczonym przez bujną roślinność mieszkał TEN mężczyzna.
My, dzieciaki, uwielbiałyśmy różnorakie opowieści o potworach, duchach i o samotniku, który już wtedy jawił nam się jako najgorszy koszmar.
Przybył do nas dziwnym statkiem, milczący i ponury. Po długiej naradzie Rada udzieliła mu pozwolenia na pozostanie w osadzie. Jedynej zresztą na tej dziwacznej planecie, która stała się naszym domem i nową ojczyzną.
Dopóki nie wybuchła wojna byliśmy bazą badawczą, mającą przygotować grunt pod kolonizację nowego miejsca. Potem wszystkie nasze cele przestały się liczyć. Musieliśmy przyzwyczaić się do myśli, że nie przybędzie kolejny transport z lekami czy sprzętem. Nasza ojczysta planeta przestała istnieć, a wraz z nią setki innych. Po całej ludzkości zostało zaledwie kilkanaście kolonii, rozproszonych w galaktyce, niemających ze sobą praktycznie żadnego kontaktu. Stary świat legł w gruzach. Do upadku doprowadziła go bratobójcza walka o władzę. Trzeba było budować wszystko od nowa, niemal od samych podstaw.
Z początku było tylko dwieście osób. Żadnych dzieci czy starców, wszyscy w sile wieku, z nielichym wykształceniem, przygotowani raczej do pracy naukowej niż walki o przetrwanie. Potem zaczęły rodzić się dzieci. Kiedy miałam jedenaście lat, było nas już nas znacznie więcej.
Wtedy też pojawił się nieznajomy. Znacznie później dowiedziałam się, że nie był sam. Trzech towarzyszy, którym nie udało się przeżyć, pochował na skraju nieprzebytej puszczy. Wśród nich była jego żona. Zamieszkał w jednym z pustych budynków, zbyt małym dla rodziny, ale wystarczającym dla niego samego. Odseparował się, odsunął, wszelkie kontakty z naszą małą społecznością ograniczając do minimum. Był żołnierzem, ponoć znakomitym pilotem, lecz tu i teraz jego umiejętności okazały się bezużyteczne. Mieliśmy tylko jeden, niewielkich rozmiarów statek, który służył kiedyś do patrolowania okolicy. A jego gwiezdny okręt doznał tak potężnej awarii, że już nigdy nie miał się wznieść w powietrze. Zwłaszcza bez zapasowych części, których i tak nie miał kto dostarczyć. Był więc skazany na nas, a my, chociaż niechętnie, przyjęliśmy go do swego grona. Prowadził życie samotnika, a pojawiał się wśród ludzi tak rzadko, że prawie o nim zapomnieliśmy. Tylko czasami, dzieciaki i młodzież zmyślali niestworzone, pełne grozy opowieści o przybyszu z innej galaktyki.

Pierwszy raz spotkałam go zupełnie przypadkowo. Miałam wtedy piętnaście lat. Uwielbiałam spacery w poszukiwaniu roślin o leczniczych właściwościach, bo chociaż na razie nie brakowało nam lekarstw, to na wszelki wypadek nie zaprzestano poznawania bogactw, które mogła nam zaoferować nasza nowa Ziemia. Wracając, spostrzegłam, że zbiera się na burzę. I to całkiem nielichą. Nie przeraziło mnie to, chociaż zaniepokoiło. Przyspieszyłam, a kiedy poczułam na twarzy pierwsze krople deszczu, zaczęłam biec. I wtedy potknęłam się o wystający ponad ziemię korzeń drzewa. Miałam pecha, bo upadek zaowocował zwichnięciem kostki. Cicho pojękując, w strugach ulewnego deszczu, posuwałam się powoli naprzód.
Nagle przystanęłam. Za wodną kurtyną dostrzegłam masywną sylwetkę mężczyzny. Szedł w moim kierunku. Przestraszona, cicho krzyknęłam, usiłując się wycofać i uciec. Na próżno. Dopadł mnie i bez słowa wziął na ręce. Spod kaptura naciągniętego na głowę, niewiele szczegółów dawało się zauważyć. Ogorzała twarz z bujnym zarostem. Kosmyki ciemnych włosów, czerń przeplatana srebrem. Oczy o ponurym wejrzeniu. Nie był potworem, jakim przedstawialiśmy go w swych opowieściach, ale nie był też podobny do nikogo, kogo dane mi było spotkać w przeciągu mego krótkiego życia. Drżąc i z zimna, i od nadmiaru emocji, przytuliłam się do muskularnej piersi, wsłuchałam w bicie serca. Czasami unosiłam głowę, sprawdzając czy na pewno idziemy do osady. I zadziwiło mnie, że bez problemu trafił prosto do mego domu. Postawił na progu i bez słowa, nie czekając na podziękowania, odszedł.
Później wiele razy próbowałam go obserwować. Na próżno, bo na wpół zrujnowany budynek, zatopiony w  bujnej roślinności, wydawał się być niezamieszkany. Wokół panowała niczym niezmącona cisza i tylko raz udało mi się dostrzec cień gospodarza. Z czasem zjawiałam się coraz rzadziej. W końcu przestałam tam chodzić, chociaż nie zapomniałam o tajemniczym nieznajomym.
Okazało się, że on o mnie również.



Jeśli chcesz przeczytać całość, kliknij tutaj! 

6 komentarzy:

  1. Fajne, ale strasznie krótkie :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ospa >.< znam ten ból.. U nas w żłobku to prawie połowa dzieci siedzi w domu i się kuruje. Widać taki okres.
    Czekam z niecierpliwością na kolejna cześć baby!

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się :) Taki klimat jak ze snu trochę.

    Taka mała uwaga: zmieniasz imię bohaterki. Raz jest Aydryn, innym razem Aydren.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy wiesz może, czy gdzieś w sieci są zamieszczone odcinki serialu Lucyfer :)
    Niestety TVN7 wypuścił serial, ale kończy go na pierwszej serii. Prawdziwe okrucieństwo... ;)
    Mam problem z jednym z płatnych tekstów. O szczegółach napisałam do Ciebie na e-malia.
    DAGMARA

    OdpowiedzUsuń
  5. Na filiser.tv sa praktycznie wszystkie seriale 😊

    OdpowiedzUsuń
  6. Za krótkie... szkoda! Bo bardzo wciągające. 😖

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.