Sie mi przysnęło wczoraj przy karmieniu wieczornym :-) To macie nową część do porannej kawki.
link do części IV - klik
Głupstwo (V) kontynuacja
– Czego chcesz? –
spytałam krótko, patrząc na skruszonego Konrada stojącego w drzwiach i
przestępującego z nogi na nogę. Wyglądał jak uczeń przyłapany na psocie. W
dłoniach trzymał ogromny bukiet kwiatów, a ja przysięgłam sobie, że jeśli to
dla mnie, rozwalę mu go na głowie.
– Porozmawiać.
Przeprosić. Wyjaśnić – dodał na koniec niepewnym tonem.
– Wyjaśnić? Niby w
jaki inny sposób mam sobie wytłumaczyć sens tego, co widziałam?
– No właśnie… –
poczerwieniał, najwyraźniej czując się coraz bardziej nieswojo. I dobrze. Niech
się wynosi i nigdy więcej nie pokazuje. – Mogę wejść?
– Nie.
– Gabrysiu… Dałem
ciała, przyznaję. Sam się zastanawiam jak mogłem się wkopać w taki idiotyczną
sytuację.
Nie zmiękłam, ale nie
mógł tak sterczeć w bezruchu, zwłaszcza że nie zanosiło się na to, by odpuścił.
– Masz pięć minut
– powiedziałam sucho, otwierając szerzej drzwi. – Za kwadrans wróci Dorka ze
spaceru z Małą i wtedy ma już cię nie być. Zrozumiałeś?
Wzruszyłam ramionami,
kierując się do kuchni. Nie zamierzałam marnować swojego bezcennego czasu na
głupie pogadanki, które i tak niczego nie zmienią.
– Wczoraj,
popołudniu, odwiedziła mnie moja była dziewczyna – zaczął niepewnie. – Zjedliśmy
obiad, a potem siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Ona piła wino, ja coś
mocniejszego. Zbyt mocnego, bo po jakimś czasie straciłem nad sobą panowanie.
Wiesz, ona była ze mną na wycieczce. Już wtedy sugerowała, że moglibyśmy
spróbować jeszcze raz. Powiedziałem więc, że nie jestem zainteresowany bo… – tu
raptownie umilkł i zamyślił się.
– Bo poznałeś cud
kobietę swego życia – uzupełniłam zgryźliwie, przewracając kotlety na patelni.
– Niezupełnie –
przyznał uczciwie. – Dlaczego nie chciałaś się ze mną spotkać przez ostatnie
dwa tygodnie?
– Byłam chora.
– Przecież to była
zwykła grypa. Nie leżałaś chyba na łożu śmierci?
– Na nasze
spotkanie chciałam przybyć piękna, seksowna i uwodzicielska.
Konrad ponownie
poczerwieniał. Stał obok, zaciskając z całej siły usta, ze wzrokiem wlepionym w
czubki butów.
– No co? –
spytałam wrogo.
– Bo wiesz…
Wczoraj nie byłaś… No wiesz – wykonał dziwaczny gest ręką. – Tylko ci miotły
brakowało. – I wybuchnął śmiechem.
Miał szczęście, że
pożałowałam kotletów, inaczej chyba bym roztrzaskała gorącą patelnię na jego
łepetynie bez względu na konsekwencje. Za to złapałam deskę do mięsa i
przymierzyłam się do ciosu. Niestety, Konrad okazał się i szybszy, i bardziej
przewidujący. Odebrał mi broń, przycisnął do lodówki unieruchamiając ramiona, a
potem pochylił się i szepnął rozbawiony:
– Zabrzmi to
dosadnie, ale od miesiąca walę konia, wyobrażając sobie, jak się kochamy.
Wczoraj, oszołomiony alkoholem, seksapilem mojej eks i cholernie wściekły za te
wykręty z twojej strony, po prostu przestałem nad sobą panować. Pojawiłaś się w
najlepszym z możliwych momentów, bo po wszystkim nie potrafiłbym spojrzeć tobie
w oczy.
– A tak to niby
potrafisz? – warknęłam, szamocząc się w jego uścisku.
– Jeśli chcesz
wiedzieć, to jest mi głupio. Ale weź też pod uwagę, że twoje dziwaczne
zachowanie również nie było fair. Odbierałaś telefony, rozmawialiśmy na tyle
tematów, czasami tak bardzo osobistych, a kiedy proponowałem spotkanie,
wycofywałaś się, tłumacząc to katarem. Kobieto! Wiesz ile nocy nie przespałem
przez te dwa tygodnie, zastanawiając się, co zrobiłem nie tak?
– Za to teraz
będziesz wiedział. I puść mnie w końcu!
– Gabrysiu –
wymruczał mi do ucha, delikatnie przygryzając jego płatek. – Nie chodzi tylko o
seks, mogę poczekać. Pod warunkiem, że będziesz ze mną szczera.
– Jestem. Spadaj!
– oznajmiłam wściekłym tonem. Nadal byłam zła, ale on tak ślicznie prosił… Otrząsnęłam
się ze zgrozą, zadając sobie pytanie, czy dowiedziałabym się, że bzyknął swoją
byłą? Dam głowę, że nie. Takiemu mężczyźnie też nie można ufać.
– Uparta z ciebie
kobietka. – Jego usta błądziły teraz po mojej szyi. – Ale ja też umiem walczyć
o to, czego chcę.
– Bo ja się
nerwowo wykończę! Nie jestem niczyją własnością!
– Ale będziesz.
Moją.
Z ust wydarło mi się
coś, co przypominało charkot połączony z rzężeniem. Za tę jego pewność siebie
byłam jednocześnie wściekła i zadowolona. Jedno tylko wiedziałam na pewno, za
karę przyjdzie poczekać mu dużo dłużej niż nędzne kilka tygodni.
– Na kolana i
błagaj. Wtedy się zastanowię – oznajmiłam łaskawie.
Padalec potraktował
moje słowa bardzo dosłownie. Przyklęknął, wzniósł ręce w błagalnym geście i
pech chciał, że właśnie wtedy do kuchni weszła Dorka.
– Oświadczyny? –
zainteresowała się gwałtownie. – Co mnie ominęło?
– Na razie
przeprosiny. Nie pytaj za co.
– Musiało być coś
grubego – zachichotała. – To pewnie ta seksowna brunetka, o niebotycznie
długich nogach, z którą widziałam go, jak byłam z Rafałem na kolacji. Oni
wychodzili, myśmy wchodzili.
– Kolacji? –
Spojrzałam na Konrada z potępieniem. O kolacji nie wspomniał. Mówił jedynie o
obiedzie.
– Wtedy to była
tylko kolacja – odparł z zaniepokojona miną.
– Czyli nie
planowałeś z nią seksu?
– Planował? –
Dorka wytrzeszczyła oczy.
– Nie. Tak. Znaczy
się nie! Jasna cholera, to u was rodzinne? – spytał z rozpaczą, podnosząc się z
klęczek. – Nic nie planowałem. Dobra, niezupełnie. Planowałem randkę z tobą,
ale umierałaś na katar już prawie czwarty tydzień.
– Mówiłam że to
kobieciarz – podsumowała moja siostra mędrkowatym tonem.
A kiedy w drzwiach
pojawiła się jeszcze moja mama, dopytując się o co chodzi, biedny Konrad bąknął
coś na pożegnanie i uciekł. Swoją drogą wcale mu się nie dziwiłam. Trzy baby
naraz i to o podobnych charakterach, to o wiele za dużo dla biednego faceta.
Ukryłam satysfakcję, bo jednak przeprosiny mnie rozczuliły. Nie zjawił się jak
Karol pełen pretensji o moją złość, nie zlekceważył mojego żalu i
rozczarowania. Owszem, nabroił, ale faktycznie trochę było w tym mojej winy.
Takie bardzo malutkie trochę. Uśmiechnęłam się, szukając wzrokiem telefonu.
Później napisałam tylko dwa słowa: napraw to. Zobaczymy co wymyśli.
***
– Jestem! –
oznajmił radośnie Konrad stojąc na progu. A mnie aż szczeka opadła na widok,
jaki ukazał się mym oczom. Był całkiem nagi, jeśli nie liczyć skąpych slipek z
ogromną, czerwoną kokardą z przodu. Druga sprawa, że było co podziwiać. Ho, ho!
Co za…
– Słodki Jezu! –
jęknęłam. – Oszalałeś kretynie! Nie mieszkam sama. Co by było, gdyby otworzył
na przykład mój tata?
– Opracowałem
przemyślaną strategię – odparł, pakując się do środka. – Mam bluzę. Chyba nie
myślałaś, że leciałem z gołym zadkiem przez pół osiedla?
– To natychmiast
ją ubierz!
– Jak pochwalisz
kokardkę.
– Jest cudna.
– Cudne to jest
to, co pod nią możesz znaleźć – oznajmił, ubierając obszerną bluzę z kapturem.
– Jako twój wyjątkowy prezent, przyszedłem cię zaprosić na wyjątkowe spotkanie.
– Prezent? Z
jakiej okazji?
– Przeprosin. To co?
Wpadniesz do mnie na lampkę wina przy kominku?
To było wyjątkowo
bezczelne. Jednak trochę zdążyłam przywyknąć do jego dziwnego poczucia humoru.
– Teraz?
Wykluczone, nie mam z kim zostawić Marysi.
– To weź ją ze
sobą.
– To byłaby
najdziwniejsza randka świata.
– Przy tobie
przywykłem do takich rzeczy. Powiem więcej, szalenie mi się to podoba.
– No nie wiem…
Prezent niezły, ale zastanawiam się czy to wystarczy. Poza tym, kto cię tam
wie. Może napadnie na nas inna wykołowana laska z miotłą w ręce?
– Niestety, miotły
używasz tylko ty. – Zerknął na mnie z podejrzanym błyskiem w oczach. – To może
zrzucę bluzę, wsiądę na motor i będę jeździł pod waszą posesją, wywrzaskując
przez megafon jakiś slogan?
– Ani mi się waż!
– Przestraszyłam się, bo nagle zrozumiałam, że był do tego zdolny. – Jutro
wpadnę na to wino, a ty możesz założyć swoje ponętne gatki z kokardą. I
spodnie. Powiedzmy około dwudziestej pierwszej?
Aż wstyd, że tak łatwo
poległam. Miałam jednak ochotę udowodnić dwie rzeczy: po pierwsze nie tak
szybko się poddam, jak mu się wydawało, a po drugie chciałam znów poczuć się
piękna i uwodzicielska. Na co dzień było raczej odwrotnie – zmęczonej, znużonej
i zniecierpliwionej daleko było mi do ideału. Przypomniałam sobie brunetkę,
dodatkowo zieleniejąc z zazdrości. Czas się zrehabilitować, choć w zasadzie to
Konradowi jak widać podobałam się w każdym wcieleniu. Czyżby był już na etapie
totalnego zidiocenia pod wpływem buzujących w nim hormonów? Mało brakowało, a
bym o to zapytała.
– Będę czekał –
oznajmił poważnie. Pocałował mnie jeszcze czule i zniknął. A ja pomyślałam z
niesmakiem, że mógłby się jeszcze ponarzucać. Co on taki posłuszny?
Tym razem nie
wygłupiałam się z bielizną modelującą. Ubrałam coś znacznie bardziej
seksownego, do tego pończoszki, czarne szpilki i błękitną jak moje oczy
sukienkę. Nadal nie odzyskałam figury, ale machnęłam na to ręką, bo nie w
głowie mi była zaduma nad prawdziwymi oraz urojonymi mankamentami mej urody.
Jest jak jest. Najważniejsze że ja poczułam się seksownie, a widok własnego
odbicia napełnił mnie satysfakcją.
Trzeba przyznać, że
Konrad wyjątkowo się postarał. Wszędzie zamiast tradycyjnych świateł paliły się
świece, na kominku wesoło trzaskał ogień, a nieopodal stał elegancko zastawiony
stół. W tle było słychać romantyczną muzykę, a sam gospodarz na szczęście miał
na sobie coś więcej niż gatki z kokardą. Łaskawie pozwoliłam pomóc sobie przy
zdjęciu płaszcza, po czym rozsiadłam się na jednym z krzeseł. Po czym
zadźwięczał dzwonek u drzwi.
– Rywalka z
miotłą? – zainteresowałam się gwałtownie.
– Nie, kolacja.
Nie umiem gotować – uśmiechnął się przepraszająco i zniknął. Po chwili wrócił
niosąc w ramionach całą górę pudełek. Bez słowa przyglądałam się jak ostrożnie
je rozpakowuje, z trudem tłumiąc wybuch niekontrolowanej wesołości. Miałam
nadzieję, że nie zamówił frytek z kebabem. Nie żebym nie lubiła, ale nie
pasowały do sytuacji. Konrad zerknął na mnie i chyba coś wyczytał z mojej
twarzy, bo pospieszył z zapewnieniem:
– Kuchnia włoska.
– Spaghetti z
groszkiem?
– A lubisz? Tego
akurat nie zmówiłem – mina mu zrzedła, a ja zaczęłam się śmiać.
– Daj spokój,
jestem wszystkożerna – oznajmiłam nieco złośliwie. – Na deser też kuchnia
włoska?
– Nie. – Podszedł
do stołu stawiając na nim dwa talerze z apetycznie wyglądającą zawartością. –
Na deser będę ja. I seks.
– Cóż… Jestem na
diecie.
– To bardzo
lekkostrawny deser.
– Taa… Widziałam
jak go konsumowała moja poprzedniczka.
– Gabrysiu –
powiedział z wyrzutem, siadając i nalewając wody do mojego kieliszka. Chętnie
napiłabym się wina, ale karmiłam i nie było mowy o żadnym alkoholu. – Możemy o
tym nie rozmawiać?
– Ty zacząłeś.
w końcu wrocilo! kocham kocham i jeszcze raz kocham!
OdpowiedzUsuńKocham !!! Niech będzie z Konradem, a Ty Kochana Babeczko pisz, pisz dalej :***
OdpowiedzUsuńJa - chcę - ka - ro - la! :(
OdpowiedzUsuńBabeczko, kocham Ciebie! jesteś cudowna, czytalam z zapartym tchem :)
OdpowiedzUsuńGdzie ten Karol? :(
OdpowiedzUsuńNareszcie. :) Świetne, zabawne, fajny pomysł z tą kokardką. :) Aż się stęskniłam za tym opowiadaniem. :)
OdpowiedzUsuńNiech pojawi sie Karol! Cichutko marze o happy endzie:)
OdpowiedzUsuńJa się pytam gdzie jest Karol?!
OdpowiedzUsuńBłagam niech się pojawi... Może być nawet ten happy end albo niech jej znowu serce złamie... Ewentualnie rękę...
Ja chce Karola!!! opowiadanie rewelka, ale ten Karol musi jeszcze babeczko namieszać... blagam :)
OdpowiedzUsuńPatrząc na charakter głównej bohaterki, to raczej ona jemu złamie rękę...
OdpowiedzUsuńTeż może być :) Byleby się pojawił ;)
UsuńKarol! Karol!!;) Niech mu zlamie rękę i happy end;)
OdpowiedzUsuń