wtorek, 8 kwietnia 2014

Nie umiem stąpać tak cicho (III)

Dziękuję za wszystkie miłe słowa. Naprawdę się przydają :-))) Powiem szczerze, że trochę dziwnie się czuję. Miałam humory, znów tę dziwaczną ochotę na sok grejpfrutowy, przestałam dopinać spodnie, itd. A teraz nagle wszytko minęło! W przeciągu jednej doby!!! Wiem, że byłam w ciąży i nagle nie jestem. To nawet nie jest psychicznie dołujące, a zaskakujące! Bez tego usg faktycznie nie zdążyłam się poczuć przyszłą mamą... 
Nic. Będzie dobrze! Lepiej teraz niż za kilka tygodni. Teraz jest mi smutno, potem ryczałbym jak bóbr i stawiała się do pionu przez dłuższy czas. Tak przynajmniej mi się wydaje... A przez ostatnie dni najbardziej dobijała mnie niepewność.

Z tekstami nie poszalejemy, bo idą święta i znów będę zajęta. Ale takiej suszy jak przez ostatni tydzień na pewno nie będzie :-))) Na początek nieco grozy. Zarysowały mi się ostatnio wszystkie szczegóły danego opowiadania, ale pozwolicie, że nie będę się z tym spieszyć, bo skopię klimat i akcję. Pomalutku, a kto chce niech zaczeka na całość.

Pozdrawiam Was serdecznie i przesyłam buziaki!

Babeczka

link do części II - klik

         Nie umiem stąpać tak cicho (III)
3.
Kiedy się obudziła, słońce znajdowało się już wysoko na niebie.
Wstała, przeraźliwie ziewając i rozejrzała się dookoła.
Nie paliła się żadna lampa. A przecież dokładnie pamiętała…
Machnęła ręką. Z pewnością zasnęła i przyśnił się jej koszmar, jeden z tych, kiedy nie możesz się przebudzić, tylko walczysz w milczącym śnie z niewidzialnym przeciwnikiem.
Ciekawe, co powie służba, gdy zamiast na śniadaniu, zjawi się dopiero na obiedzie?
Nieważne.
Wykąpana i ubrana Laura pomaszerowała do kuchni, gdzie czekało na nią śniadanie. Towarzyska kucharka postawiła przed nią talerz pełen ciepłych rogalików i filiżankę aromatycznej kawy.
– Dziękuję – powiedziała zdumiona dziewczyna, z zapałem zabierając się do jedzenia. – I przepraszam, że nie zeszłam prędzej.
– Nic nie szkodzi kochanie – pani Rozalia uśmiechnęła się szeroko. – Pewnie długo nie mogłaś zasnąć?
– Tak jakby – mruknęła, nadgryzając kolejnego rogalika.
– Jesteśmy przyzwyczajeni. Panna Greta od dawna cierpiała na bezsenność.
– Czy przygotuje pani kolację na cztery osoby?
– Tak, pamiętam – uspokajająco poklepała dziewczynę po ramieniu.
Ciotka cierpiała na bezsenność? Panna? Zabawne… 
Wzięła ze sobą kubek z kawą i bez pośpiechu udała się do biblioteki. W świetle dnia dom nie wyglądał już przerażająco. Był jedynie nieco zaniedbany, staromodny, jakby żywcem wycięty z dawno minionej epoki.
Otworzyła na oścież jedno z okien, maksymalnie odsunęła ciężki, adamaszkowe zasłony. Lecz i tak musiała zapalić dodatkowo lampę.
Biurko było ogromne i bardzo solidne. Musiało też być bardzo wiekowe. Miało trzy szuflady i dwie szafki po bokach.

Najpierw przejrzała zawartość szuflad. Rachunki, pożółkłe listy, zaproszenia na bale, podwieczorki, przyjęcia. Laura zmarszczyła brwi. To wszystko było stare, pochodziło jeszcze sprzed drugiej wojny. Po co ciotka trzymała tę makulaturę? Nie była sentymentalna, za to uwielbiała porządek. Tymczasem to tutaj przypominało groch z kapustą, jakby przez ostatnie pół wieku wrzucano tu wszystkie niepotrzebne dokumenty, nawet nie starając się zachować pozorów ładu.
W szafkach znalazła albumy ze zdjęciami, chyba jeszcze z ubiegłego stulecia. Poza tym kilka notesów, gdzie prowadzono rejestr wydatków oraz niewielkie pudełko, z poczerniałego ze starości drewna.
Dziewczyna pociągnęła nosem. Czyżby najnowsze znalezisko pachniało tak przyjemnie? Jakby wiśnie czy truskawki. Na pewno był to owocowy zapach.
Pudełko nie było duże, o wymiarach zwykłego zeszytu, dość płaskie i zamknięte na mało skomplikowany zatrzask.
Kiedy je otwarła, zapach stał się znacznie bardziej intensywny.
W środku leżało kilka czarno-białych zdjęć. Laura wzdrygnęła się z odrazą. To na samym wierzchu przedstawiało surowego mężczyznę w kwiecie wieku. Pewnie gdyby fotografia była kolorowa, to gęste pasma jego włosów miałyby srebrzysty kolor, a wokół oczu widać byłoby znacznie więcej zmarszczek. Siedział na krześle, z opuszczonymi ramionami i przymkniętymi powiekami, nienaturalnie wyprostowany. Duże dłonie spoczywały na kościstych kolanach.
Nie spodobał się jej. Nie rozumiała dlaczego, ale wstrząsnął nią dreszcz odrazy. Zerknęła na tył fotografii i wykrzywiła usta. Napis wyraźnie mówił, że to było zdjęcie pośmiertne jej prapradziadka. Znała pojęcie fotografii post mortem, ale pierwszy raz spotkała się z czymś takim w rzeczywistości. W pośpiechu odłożyła je na bok, ale kolejne wcale nie było przyjemniejsze, choć tym razem widać było na nim piękną kobietę, o wyrazistych ustach i łabędziej szyi. Nie musiała spoglądać na rewers, by wiedzieć, że ona również została uwieczniona po śmierci. Na kolejnym w małej trumnie leżała dwójka dzieci, pewnie rodzeństwo. Oboje wyglądali jakby spali. Przy następnym chwilę się zawahała. Dziewczynka siedziała pośród zabawek, lalek o falistych włosach. Ale choć jej oczy były otwarte, przerażała widoczna w nich pustka. Laura otrząsnęła się, bo zrozumiała, że i tu widzi zmarłą osobę. Miała dosyć, więc resztę odłożyła z powrotem do pudełka, choć teraz nawet owocowy zapach wydobywający się z jego wnętrza, wydał się jej niemiły.
Zamknęła szuflady i szafki, a potem zabrała się za ogromny, oprawiony w skórę album. Na pierwszych stornach nie znalazła nic ciekawego. Obce, poważne twarze, małżeństwa, rodziny, całkiem możliwe, że jej własnych przodków. Przeszłość zamknięta w niewielkich fotografiach, uwięziona tam niczym komar w kropli żywicy.
I to dziwne zdjęcie nieznajomego o złocisto rudych włosach. Tym razem nie miała uczucia, że patrzy się wprost na nią. Zerkał w dół, z tym swoim pogardliwym uśmieszkiem.
Drgnęła, gdy rozległ się przytłumiony dźwięk dzwonka.  
Czyżby jej rodzina? Powinni się byli zjawić znacznie później.
Wstała z ociąganiem i podeszła do drzwi prowadzących na hol. Lekko je uchyliła i wyjrzała na zewnątrz. Nikt z służby jeszcze się nie pojawił.
Znów rozległ się dźwięk dzwonka, tym razem znacznie bardziej natarczywy.
Laura bez wahania skierowała się ku wejściu i nacisnęła ciężką, mosiężną klamkę. Sekundę potem zdumiona wpatrywała się w stojącego na progu mężczyznę.
Z wyglądu przypominał prawnika. Elegancki garnitur, skórzana teczka, idealna fryzura. Był wysoki i szczupły, o czarnych, połyskujących granatem włosach i ciemnych oczach. Twarz miał trójkątną, surową w swej wyrazistości, arogancką i pewną siebie minę.
– Ja do właścicielki – oznajmił sucho, bez jakiegokolwiek powitania.
– Ja jestem właścicielką – oznajmiła chłodno Laura, nieco zaskoczona brakiem dobrych manier.
– Pani?! – W ciemnych oczach najpierw mignęło zdumienie, potem coś jeszcze, jakby błysk nagłej wściekłości. Ale trwało to tak krótko, że nie była pewna, czy się jej to tylko nie przewidziało. – W takim razie do pani.
– Proszę – otwarła szerzej drzwi i bez entuzjazmu zaprosiła go do środka.
Wszedł, bacznie się rozglądając. „Zimna ryba” – pomyślała złośliwie, kierując się do biblioteki. Uznała, że najlepiej tam będzie przyjąć niespodziewanego gościa. Zajęła miejsce przy ogromnym biurku i spojrzała na niego wyczekująco.
Usiadł naprzeciwko i odwzajemnił to spojrzenie.
– A więc słucham. Co ma mi pan do powiedzenia?
– Nie sądziłem, że nową właścicielką domu została tak młoda osoba?
Wzruszyła ramionami, bo nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć.
– Jest pan prawnikiem?
– Radcą prawnym.
„Co za różnica” – pomyślała Laura. Nerwowym gestem splotła dłonie. Nie podobał się jej ten typek. I czego u diabła chciał?
– Czyżby adwokat zapomniał o tym pani powiedzieć?
– O czym? – spytała podejrzliwie.
– Stałem się przymusowym mieszkańcem tego domu na pół roku. Będę panią obserwował.
Aż zabrakło jej głosu. Obserwował?
– Dlaczego?
– By dotrzymała pani warunków testamentu.
– I trzeba mnie w związku z tym pilnować? Śledzić?
– Taka była wola testatorki – oznajmił chłodno. – Proszę mi wierzyć, też nie jestem z tego faktu zbytnio zadowolony.
– To po co się pan tu zjawił?
– Polecenie szefa, awans i spore wynagrodzenie – odparł lakonicznie. – Wskaże mi pani sypialnię czy sam mogę ją sobie wybrać?
Laura zacisnęła zęby. Była zbyt wściekła, by móc w tej chwili cokolwiek powiedzieć. Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie sublokatora w postaci zimnego i aroganckiego, prawniczego typka.
– Może pan zająć sypialnię byłej pani domu – zaproponowała.
– Zgoda. Nie boję się duchów i upiorów – dodał ze spokojem.
– A powinien pan… – wyrwało się jej niechcący.
Zmarszczył brwi.
– Nie wierzę w takie głupoty.
– Jakieś listy polecające, dokumenty? – zmieniła temat.
– Proszę zadzwonić do swojego adwokata.
– Nie omieszkam tego zrobić.
– A tu jest mój dowód i prawo jazdy. – Położył przed nią dwa plastikowe kartoniki. Dłonie miał szczupłe, wypielęgnowane, o długich zgrabnych palcach i starannie wypiłowanych paznokciach. Laura nagle zawstydziła się swoich własnych, krótkich, nieco zarośniętych skórkami. Ale ostatnio brakowało jej czasu na zabiegi kosmetyczne.
Z dokumentów dowiedziała się, że ma na imię Edward. Dziwne. Staromodne. Skrzywiła się, bo skojarzyło się z pewną książką o wampirach. Nie czytała tego dzieła, o wątpliwej dla niektórych jakości, lecz trudno było pozostać w tej kwestii całkowitą ignorantką. Ten mężczyzna nawet odrobinę wyglądał jak z minionej epoki, wymuskany, sztywny, w klasycznym garniturze.
Otrząsnęła się.
– Zanim wskażę panu pokój, zadzwonię.
– Pójdę po walizki – oznajmił i bez dodatkowych wyjaśnień odwrócił się, i wyszedł.
Kilka minut później, zniesmaczona Laura przetrawiała usłyszane właśnie wiadomości. Niestety, nie miała na nic wpływu. W papierach, które podpisała, było wyraźnie napisane, że przez te pół roku pozostanie pod obserwacją wyznaczonej osoby.
Pół roku?
Nie dość, że nie cierpiała tego domu, to na dodatek jeszcze i to!
Wstała i wychodząc, natknęła się na milczącego szofera, który niósł dwie ogromne, bardzo eleganckie walizki.
A jakże!
Dziewczyna skrzywiła się, patrząc na wyniosłą minę swego sublokatora.
– Potwierdziłam pana słowa – rzekła krótko. Nie zamierzała proponować temu gburowi, by w końcu się przedstawił.
– Dobrze.
I tylko tyle.
Podążył za szoferem, nawet się nie obejrzawszy.
Pierwszy raz przyszło jej do głowy, że on również nie wydawał się być zadowolony z takiego obrotu sprawy.
I wtedy z hukiem otworzyły się wejściowe drzwi, a do środka wtargnęła roześmiana dziewczyna.
– Laura! – wykrzyknęła uradowana. – Przyjechaliśmy! Stęskniłaś się?
– Jak cholera! – Uściskała siostrę, cmoknęła w policzek matkę i na krótką chwilę przytuliła się do ojca. A na sam koniec pochyliła się i z uśmiechem spojrzała w złocisto-brązowe oczy brata. Mikołaj jak zwykle siedział na wózku, od lat nie mógł się poruszać samodzielnie. Ale wciąż wyglądał na szczęśliwego, jakby wbrew okrutnemu losowi, który uparł się go pognębić.
Żartobliwie rozczochrała jego złociste włosy i zamarła.
To było…
Gdzieś w głębi umysłu, pojawiła się niepokojąca myśl. Pojawiła się i niesprecyzowana, od razu zniknęła. Umknęła, rozmyła się, pozostawiając jednak po sobie nieprzyjemne uczucie.
Dziwne wspomnienie ponurego, deszczowego dnia. I popołudnia w zalanym słońcem ogrodzie.
Laura otrząsnęła się. Może nie mogła, a może po prostu nie chciała o czymś pamiętać?
Zacisnęła dłoń na swoim naszyjniku.
I nie zauważyła błysku prawdziwej nienawiści w czyiś oczach. Błysku, który pojawił się i zniknął. Tak jak i mężczyzna, obserwujący z góry rozbawiona grupę zgromadzoną w holu.

link do części IV - klik

16 komentarzy:

  1. Strasznie ciężki tekst. Trochę się gubię - może dlatego, że czytam go trochę na siłę z myślą "wszystkie Twoje teksty są wspaniałe", czekając na jakiś przełom. Coś się ruszyło... nieznacznie.
    Nikola

    OdpowiedzUsuń
  2. A no proszę, na początku wydawało mi się, że prawnik, radca prawny okaże się jednak nie taki zły, a tu takie zaskoczenie, nienawiść, itd.
    Babeczko, ja również jestem smutna, właśnie posłałam do diaska pewnego faceta (a podejrzewam głupia od dawna, że ma pewną babę na boku, a teraz jeszcze chamstwo wyszło z niego). Nie jesteś więc sama w smutku. Nie porównuję nawet jednak, głupia gąska, tego do Twojego dramatu.
    Jeśli pisanie pomaga Ci się oderwać od smutku to pisz jak najwięcej, publikuj tu nawet z błędami i literówkami. Pamiętaj jednak, że Twoje zdrowie jest najważniejsze i nie przemęczaj się dla nas. Nie wiem sama, jak Cie pocieszyć. Pamiętaj, że wszystkie wielbicielki Twego talentu są z Tobą. Jesteś twarda i nigdy się nie poddajesz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem to inny mężczyzna patrzył z nienawiścią, niekoniecznie radca prawny

      Usuń
    2. Czasami wydaje mi się, że nawet zbyt twarda... Wierzcie mi, to niezbyt dobrze gdy człowiek za wiele uczuć tłamsi w sobie. Bo potem wybucha to z siłą gejzeru...
      Ale błędów będę starała się jednak nie robić ;-)))
      Buziaki :-*

      Usuń
  3. Dziękuje za kolejną część ;) Dobrze ,że jakoś się trzymasz .To co Cię spotkało jest strasznie smutne i zawsze będzie się to pamiętać ,ale mam nadzieję ,że niedługo uda Ci się zajść w ciążę i wszystko będzie dobrze :)) Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  4. świetne, trzyma w napięciu i nie wiadomo co się zdąży dalej. w końcu coś innego. bo niestety większość twoich tekstów była dość schematyczna. ale to zapowiada się ciekawie. oby tak dalej nie mogę doczekać się następnej części. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama czytam i doskonale zdaję sobie sprawę z przepaści jaka dzieli choćby nawet najbardziej emocjonujący romans z opowiadaniem grozy. Zobaczymy co uda mi się uwarzyć w tym kociołku ;-)

      Usuń
  5. kochana Babeczko - wracajac do Ciebie - lepiej teraz niz pozniej . ja pierwsza stracilam w 5tyg wiec bylo latwiej , ale druga juz w 12 tyg ciazy i bylo gorzej . nie tylko ze widzialm na usg ale samo oczyszczanie ,to bylo traumatyczne przezycie :(

    a tekst jest ulala z dreszczykiem :D juz nie moge sie doczekac kolejnej czesci (oczywiscie jak tylko bedziesz miec czas i sily by pisac )

    pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego ja też powiedziałam, że lepiej teraz niż za dwa, trzy tygodnie. I wiesz? Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak powszechne jest poronienie. I nie ma na to reguły. Ani wiek, ani ilość wykonywanej pracy, ani stan zdrowia. Oczywiście nie twierdzę, że w ogóle nie ma to wpływu, ale w niektórych wypadkach faktycznie nie ma.
      Z pisaniem nie jest najgorzej ;-) choć tempo zwolniło...
      Pozdrawiam
      Babeczka

      Usuń
  6. Genialne opowiadanie:) czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Droga Kobietko, czasem lepiej pomilczeć, więc pomilczę współczując i nie będę wciskać żadnych banałów...
    A opowiadanie... jakbym nie lubiła Twoich tekstów nie wracałbym tu nieustannie sprawdzając "co słychać".
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nowy tekst również się spodoba. Pierzasty będzie później, jak mi wróci humor i lepsze samopoczucie...

      I banały i milczenie równie dobrze widziane. Jeśli kryje się za tym odrobina sympatii, to zawsze mile widziane :-)

      Usuń
  8. Nie otwarła a otworzyła..... / kurczę wczułam się w tekst a tak jakoś nagle go ucięłaś:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. K....a! Znowu! A byłam pewna, że pozbyłam się tego głupiego nawyku. Co prawda prof Miodek twierdzi, że obie formy są poprawne, ale ja wolę czytać tę drugą. Za to we własnych tekstach często piszę tę pierwszą...

      Usuń
  9. Rewelacyjny ten tekst... Mozna liczyc na kontynuacje? Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością będzie kontynuacja, ale chcę napisać dłuższy kawałek, abym mogła umieszczać na blogu przynajmniej jedną część na tydzień.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.