niedziela, 9 lutego 2014

Ilyn (V) - zakończenie

Z błędami zgłaszać się w komentarzach. Idę dalej spać i Wam życzę dobrej nocki. Trochę to trwało, bo musiałam jeszcze raz przeczytać, ale i tak nie kumam już tego, co widzę...

link do części IV klik

          Ilyn (V)

Jakież było jednak moje zdumienie, gdy nagle skończyły się drzewa i niskie zarośla, i znaleźliśmy się na niewielkiej polance. A tuż przed nami zachód słońca malował fioletowo różowe refleksy w spokojnych wodach niewielkiego jeziorka.
– Mój prezent dla ciebie – rzekł krótko Yarn. – Odśwież się i wrócić przed zmrokiem do obozu.
Zawrócił konia, ale ja byłam szybsza. Złapałam jego ramię.
– Zostań. Nie tylko ja tego potrzebuję.
Na jego twarzy pojawił się szeroki, lekko drwiący uśmiech.
– Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek dojdzie do tego, byś ty zaproponowała mi coś takiego.
– Mówiłam jedynie o kąpieli.
– Tak, z pewnością.
Ale zeskoczył z konia i stanął tuż przy samym brzegu, odwracając się do mnie placami.
Trzeba przyznać, ze pozbyłam się ubrania z wyjątkową ulgą. I nagle pożałowałam, że nie jestem piękna. Moje ciało pokrywały liczne blizny po ranach odniesionych w walkach, figurę miałam mało kobiecą. Bardziej smukłą i wiotką, nieco chłopięcą. Nie mogłam rozpuścić włosów, bo były za krótko przycięte. Ze smutkiem pomyślałam, że prócz mej mocy, nie ma we mnie nic niezwykłego.
Przeszłam obok wciąż nieruchomo stojącego demona i z ulgą zanurzyłam się w chłodnej, kojącej wodzie. Jej aksamitna miękkość pieściła moją skórę i przyprawiała o dreszcz rozkoszy. Zanurzona aż po szyję, zerknęłam ukradkiem na Yarna. Nadal stał nieruchomo, ale wzrok miał wlepiony we mnie. Był spokojny lub przynajmniej takiego udawał.
– Nie przyłączysz się?
Nie odpowiedział, tylko zaczął się rozbierać. Trzeba przyznać, że było na co patrzeć. Był niemal idealny. Niemal, bo w okolicy kolana widać było wyraźnie dziwną zygzakowatą bliznę, a to co znajdowało się poniżej sprawiało wrażenie jakby pochodziło od zupełnie innej osoby. Skóra była sino fioletowa, nieco błyszcząca, a sama noga różniła się nico kształtem. Zauważył moje zdumienie i uśmiechnął się krzywo.
– Nie jest moja – powiedział spokojnie. – Została mi darowana i za pomocą magii stała się częścią mego ciała.
– Darowana? – zmarszczyłam brwi.
– Może odrobinę mijam się z prawdą. Ale czy to ważne?
– Jest ludzka? – Całą sobą wzdrygnęłam się czekając na odpowiedź.
– Tak.
– A jej dawny właściciel?
– Czy to takie ważne? – podszedł bliżej, a po wodzie rozniosło się kilkanaście kręgów.
– Przypomina mi kim tak naprawdę jesteś.
– Czyli czasami o tym zapominałaś?
– Czasami tak.
– A teraz? - spytał, podczas gdy jego dłonie objęły moje biodra, a usta znalazły się niebezpiecznie blisko.
– Nigdy nie zapominam.
– W takim razie rozumiem cię jeszcze mniej.
Nie tylko on. Nawet sama ja przestałam nad tym wszystkim panować. Walczyły we mnie dwa odrębne byty, jeden pełen nienawiści i żądzy zemsty, drugi pragnący zupełnie czegoś innego. I to ten drugi opanował moje ciało i zmysły, z taką siłą, że sama zarzuciłam ramiona na barki demona, że sama wtuliłam się w jego objęcia. A kiedy poczułam na swych ustach kolejny pocałunek, kiedy jego język wkradł się do środka by zakosztować mego smaku i samemu dać się spróbować, zapomniałam o wszystkim.
I wtedy tuż obok rozległ się cichy śmiech.
Oboje drgnęliśmy zaskoczeni i jak na komendę spojrzeliśmy w tę sama stronę, gdzie przy brzegu jeziorka leżały ogromne głazy. Siedział na nich mężczyzna. Nie, nie mężczyzna. To z pewnością był demon. Wysoki, ponury, o jasnych oczach z pionowymi źrenicami jak u gada i tatuażem pokrywającym połowę jego twarzy.
Poczułam jak Yarn zacisnął palce na mych ramionach. Nieznacznie odsunął mnie do tyłu, jakby chciał uchronić przed czymś nieznanym. Czymś niezwykle groźnym.
– W ten sposób chcesz odbudować potęgę naszej rasy?
Nawet głos nieznajomego był szorstki, nieprzyjemny.
– Nie spodziewałeś się mnie, prawda?
– Nie – zauważyłam błysk złości w oczach mego towarzysza.
– Taka ogromna armia, prawie wszystkie ocalałe demony i to wszystko z mego powodu? – Nieznajomy wstał i mierzył nas teraz pogardliwym spojrzeniem.
– I tak liczymy się tylko my.
– To oczywiste. Ale ty i człowiek? Do czego zdąża ten popaprany świat?
– Kayl, przestań.
Wreszcie padło imię, które już dawno spodziewałam się usłyszeć.

– Przecież po to ich tu sprowadziliśmy.
– Nie tylko po to.
– Masz na myśli te karłowate bękarty rodzące się z mieszanych związków?
– Nie stałem się nagle orędownikiem ludzi jeśli o to ci chodzi – odparł szorstko Yarn i ujął moje ramię, wyprowadzając nas z wody. – Chodzi raczej o towarzystwo w jakim się znalazłeś.
– Mnie odpowiada. A co tobie odpowiada w niej? – Kayl wskazał mnie palcem.
– Wiele rzeczy, których ty i tak nie zrozumiesz. Albo nie będziesz w stanie zaakceptować.
Trzęsącymi dłońmi wkładałam na siebie ubranie. Nagość wobec Yarna to jedno, ale ten pełen lekceważenia ton, ta arogancja i niesłychane zadufanie, to zło wypisane na niezwykłym obliczu Kayla… Dobrze, że demon stanął tak, by choć częściowo mnie zasłonić. Byłam mu za to bezgranicznie wdzięczna.
– Nie chciałbym walczyć z towarzyszami. Wolałbym nimi rządzić.
– Miałeś swoja szansę. Wiesz, że władze sprawuje rada…
– I co z tego?! – ryknął nagle Kayl zeskakując z głazu i zmierzając ku nam wielkimi susami. – Rada to zreumatyzowani starcy, wiekowi nawet jak na naszą rasę. Nie mają już mocy, nic nie mają.
– To nie powód do zmiany zasad.
Przytuliłam się do pleców Yarna, jedną dłoń kładąc na jego brzuchu, drugą na głowinie miecza. Bałam się lecz byłam pewna, że Kayl nie przybył tu, aby walczyć.
– Jesteś jedynym, który mógłby dzielić ze mną władzę. Podbijać nowe światy, kąpać się w krwi zniewolonych. Jedyny!
Pomyślałam że to dziwne. Czyżby nawet wśród łotrów trafiał się jeszcze większy łotr? Wyglądało na to, że tak.
– Jestem jedyny, który może stanąć z tobą do walki. Wyznacz czas i miejsce.
– Głupiec.
– Wielkości naszej rasy nie odbudujemy przechodząc przez kolejne bramy, mordując, paląc i gwałcąc setki narodów. To ty jesteś głupcem sądząc, że tędy prowadzi droga – Yarn w uspokajającym geście położył rękę na mojej dłoni. – Potrzeba nam kobiet. Twierdziliśmy, że ludzkie niewiasty się nie nadają. A może się myliliśmy?
– Mówisz o niej? – Kayl natychmiast wlepił we mnie posępny wzrok. A potem zaczął się śmiać. Niski, dudniący śmiech niósł się ponad taflą wody, pomiędzy zieloną gęstwiną.
– Jutro, wieczorem, przy ruinach na zachód stąd – Yarn nie zareagował na jego prowokacyjne zachowanie. – I będę jedynym demonem, którego musisz pokonać.
– Już raz to zrobiłem.
– Zaskoczyłeś mnie swą zdradą, tylko tyle. Teraz będę przygotowany.
– Jak chcesz – Kayl tylko wzruszył ramionami. – Przygotowany czy nie, zawsze będziesz ode mnie słabszy. Zawsze.
***
Gdy zostaliśmy sami, Yarn zaczął się ubierać, z takim spokojem jak gdyby przed chwilą nic się nie wydarzyło.
Usiadłam na trawie i wyrwałam jedno źdźbło, a potem wsadziłam je między wargi. Nie oderwałam przy tym przenikliwego wzorku od demona. Czułam żal, że znów nam przerwano. I ciekawość, bo Kayl powiedział wiele intrygujących mnie rzeczy.
– Sądzisz, że dasz radę sam go pokonać?
– Nie będę sam.
– Ale mówiłeś…
– Że będę jedynym demonem. Bo to prawda. Lecz ty nim nie jesteś…
Usiadł tuż obok mnie. Zawsze gdy patrzyłam w te ciemne, fascynujące oczy, zastanawiałam się o czym myśli? Co czuje, czego pragnie? Bardzo rzadko można było w nich dostrzec coś innego niż niezwykłą obojętność lub wściekłość.
– Nadal pozostajesz przy szalonym planie, w którym będę miała cię ożywić?
– Nie Ilyn, już nie. Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego akurat twój lud sprowadziliśmy do tej krainy?
– Cóż. Myślę, że było wiele powodów.
– Był jeden, podstawowy. Sprowadziliśmy was do domu.
Ruiny tak bardzo przypominające nasze własne budowle. Dziwaczne przedmioty, co do których zawsze wątpiłam, iż zostały stworzone przez demony. Dom? Możliwe.
– Czy to teraz ważne?
– Ważne, bo po dawnych mieszkańcach zostały pewne miejsca. Magiczne, czarodziejskie. Na jedno z nich trafił Kayl. I przywołał do tego świata pierwotne zło, coś, co nienawidzi życia we wszelkich jego objawach.
– Sądzisz, że skoro moi przodkowie…
– Nie. Nawet jeśli oni potrafili, wy nie jesteście w stanie dorównać im nawet w najmniejszym stopniu. Jesteście słabi, zdegenerowani, bo pochodzicie ze świata, który nienawidzi jakichkolwiek nadnaturalnych zdolności.
– Słabi? – prychnęłam. – A co powiesz o własnej rasie?
– Zmierzamy w tym samym kierunku – palcami dotknął mego policzka. Patrzyłam w ciemne, nieodgadnione oczy. Patrzyłam i tonęłam w tym spojrzeniu. – Jednak nie to jest ważne. Tu niedaleko na zachód jest pewne miejsce. Dawniej musiała tam stać świątynia lub było miejscem jakiegoś kultu.
– Kayl da się po prostu zwabić w pułapkę?
– Uważa, że jest tak nędzna iż bez problemów ją pokona – Yarn pochylił się, delikatnie muskając wargami moje czoło.
– A nie? – przymknęłam oczy delektując się tym dotykiem.
– Nie. Bo masz coś, co należy do tego miejsca. Co może być kluczem do drzemiącej w nim mocy.
– Miecz! – Otworzyłam szeroko oczy, ale nie odsunęłam się. Wargi demona pieściły teraz mój policzek, powoli zmierzając w kierunku ust.
– Wiem Ilyn, że spotkałaś się z byłymi przywódcami waszych wojsk. Wiem o nich wszystkich. I nie winię cię za to. Może przyda nam się kilkaset lat odosobnienia, wygnania w niedostępne szczyty gór. Może ci którzy przeżyją, będą w stanie egzystować wspólnie z ludźmi?
– Radzisz mi, co mamy zrobić, by was pokonać? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Sam nie wiem… – mruknął i pocałował mnie. I choć z początku wszystko wydawało się takie subtelne, takie omdlewająco delikatne, to chwilę później diametralnie się zmieniło.
Leżałam na trawie, znów czują na sobie ciężar męskiego ciała, swoje własne pożądanie i jego podniecenie. Znów czułam ogromnego, twardego niczym skała członka. Demony nie bawiły się w grę wstępną. Ich emocje rosły gwałtownie, a pragnienia tylko po części były nam bliskie.
Yarn całował mnie brutalnie, jakby nagle chciał pokazać kim tak naprawdę jest. Był nieustępliwy i silny, zbyt silny na mój słaby sprzeciw. Rozłożyłam szerzej uda i oszołomiona jego bliskością, jego pocałunkami, pragnęłam by między naszymi ciałami nie istniała żadna przeszkoda.
– Jeszcze! – jęknęłam, gdy ukąsił moją szyję. Odchyliłam głowę, zatopiłam palce w jego włosach i wiłam się, pragnąc by w końcu uczynił to, czego od dawna pragnęliśmy.
– Nie! – wyszeptał, ale jego dłonie zaprzeczając temu słowu, rozerwały mą bluzkę i zacisnęły się na sterczących piersiach. – Ilyn, nie!
– Nie zrobisz mi krzywdy, nie wierzę w to!
– Zrobię, bo to leży w mojej naturze. Jest czymś, z czym nie potrafię walczyć.
– Potrafisz.
Podniósł głowę i patrzył wprost w me zasnute mgłą pożądania oczy.
– Nie potrafię. Nie jestem człowiekiem, nie umiem się zmienić. Ale nie chcę cię skrzywdzić.  I dlatego… – zsunął się niżej, dużo niżej. Przez kilka sekund mocował się w moimi spodniami, a potem…
Krzyknęłam, rozrzucając ramiona i wpijając się palcami w miękką trawę. Wiłam się, a Yarn pieścił mnie w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie zakosztowałam. Czubkiem języka muskał nabrzmiałą łechtaczkę, czasem tak delikatnie, że niemal go nie czułam. A po chwili wwiercał się nim głęboko w me wnętrze, poruszając nim tak, jakby naprawdę mnie pieprzył. Byłam mokra, czułam wilgoć spływającą po wnętrzu mych ud. Ale Yarn wyglądał jakby delektował się tym, jakby dostarczenie tej rozkoszy było jedynym celem jego poczynań. W końcu zaczęłam tracić zdrowe zmysły, zamiast jęków pojawiły się krzyki, a ruchy jego języka przyspieszyły. I nagle przycisnęłam swoje łono do jego twarzy, a powietrze wokół nas rozdarł krzyk wywołany rozkoszą. Wstrząsały mną dreszcze, całkowicie opanowała przeżywana ekstaza. Dopiero po chwili rozluźniłam się i opadłam wyczerpana na trawę. Podczas gdy ja usiłowałam złapać oddech, demon rozpiął spodnie i wydobył z nich grubego, potężnego członka. Czegoś takiego nie widziałam nigdy w całym mym życiu. Gdzieś tam ponownie pojawiło się podniecenie, ale zanim na dobre się ocknęłam, trysnął obfitym strumieniem na mój brzuch i piersi. Widziałam rozkosz spełnienia malującą się na jego twarzy, choć z pewnością nie tak ogromną, jaką mógłby mu dać sam fizyczny akt.
A potem opadł na mnie, wtulając twarz w mą szyję. Dyszał ciężko, głośno, jakby po niezwykle wyczerpującym wysiłku.
– Wiem Ilyn, że mogłoby być lepiej – wyszeptał ochrypłym głosem. – Ale nic więcej nie mogę ci dać…
***
Nie miałam zbyt wiele czasu na przemyślenia. Zabrakło go nawet na nieśmiałe marzenia.
Czekała nas walka. Nadal nie do końca rozumiałam co zamierzał Yarn. Nie chciał niczego mi wyjaśniać, odpowiadał jakby półgębkiem i tylko wtedy gdy stanowczo domagałam się odpowiedzi.
Zostawiliśmy cały oddział i wieczorem skierowaliśmy się ku miejscu, które wybrał. Ponura to była podróż, ale całe szczęście nadzwyczaj krótka.
– Daj mi miecz – polecił sucho.
Nie widziałam sensu, by się z nim sprzeczać.
Bardzo długo i w skupieniu przyglądał się broni. Potem wyjął zza pazuchy jakąś pożółkłą kartkę.
– Co to jest? – odważyłam się spytać.
– Powiedzmy, że niezwykle stara legenda. Nie dotyczy miecza lecz innej broni.
– Ma pomóc?
– Da mi zwycięstwo. W pewnym sensie – dodał w roztargnieniu rozglądając się dookoła. Ja również to uczyniłam. Niby wydawało się, że jesteśmy sami, ale…
Yarn ukląkł i położył obie dłonie na ziemi. W mgnieniu okaz wszystko zaczęło się zmieniać. Jakby niewidzialna siła wykopywała w głąb szeroki tunel. Podeszłam bliżej i z obawą spojrzałam w dół.
– Co to ma być?
– Pod nami jest system jaskiń. A w nich dawne miejsce kultu. Słabe lecz nada się, by otworzyć tam bramę.
– Yarn – chwyciłam go za ramię. I uzmysłowiłam sobie, że po raz pierwszy zwróciłam się po imieniu. Uniósł głowę i lekko się uśmiechnął.
– Nie bój się. Tobie nic nie grozi. To ja…
Kiedy runął w dół, pociągnął mnie za sobą.
Podróż nie była bolesna, ale kiedy w końcu wylądowaliśmy na czymś stabilnym i twardym, czułam że mam piasek w każdym zakamarku ubrania.
Plułam i prychałam próbując się go pozbyć. I dopiero po chwili zauważyłam, że znajdujemy się w wysokiej, owalnej jaskini.
Na samym jej środku stał tron z czarnego kamienia. Dookoła migotały niebieskie płomyki, jak pochodnie podtrzymywane niewidzialnymi rękoma.
Tuż zza tronu wyłonił się Kayl.
– Jeśli sądzisz, że to miejsce – zatoczył dłonią – w czymś ci pomoże, to grubo się mylisz.
Yarn mruknął coś niewyraźnie i ruszył w jego kierunku, trzymając dłoń na rękojeści miecza.  Nie wiem skąd, ale zrozumiałam, że powinnam przyglądać się temu z daleka.
Jego przeciwnik stał spokojnie, lecz w jasnych oczach migotały błyski wściekłości. Uniósł dłoń, w której trzymał coś dziwnego…
Błękitne płomyki zamigotały, przygasły. Do mych uszu dotarło dziwne wycie. Istot z innego wymiaru, z innego czasu.
Kayl zamarł w bezruchu.
– Nie miejsce. Miecz – powiedział cicho Yarn. – Ilyn, zrań go. Niech jego krew utoruje drogę.
Posłuszna jego rozkazowi, wciąż nie do końca rozumiejąc co się dzieje, skoczyłam w kierunku tronu szybciej niż zdołałam pomyśleć o sensie mych poczynań. Mój towarzysz wciąż stał, ściskając miecz i hipnotyzującym wzorkiem wpatrując się w przeciwnika.
Kayl ani drgnął i tylko jego oczy powiedziały mi jak bardzo był rozwścieczony. Powietrze za nim zafalowało, pociemniało.
Błysnęła stal mego miecza i przeszyła zaledwie blaknące widmo.
W jaskini zostaliśmy tylko my. Ja i Yarn, którego czoło zrosił pot, a mięśnie napięły się do granic ostateczności.
– To wszystko? – spytałam zdumiona rozglądając się dookoła.
– Przeszedł, ale bramę trzeba zamknąć, zapieczętować. Zrobisz to lepiej niż którykolwiek z mych towarzyszy. Oni mogliby się skusić na podążenie śladami zdrajcy, ty nie.
Yarn bardzo powoli podszedł do tronu.
Stałam tuż obok niego, starając się zrozumieć o czym mówił.
– Wiesz, że nie rozumiem.
– Wiem. Nie musisz. Ilyn – dodał z wyraźnym wahaniem. – Pocałujesz mnie na pożegnanie?
– Pożegnanie?
– Pośpiesz się, proszę. I pamiętaj, że Kayla może uwolnić tylko ten, komu podaruję miecz.
Rzadko płaczę. Ale ten ostatni pocałunek był mokry od mych łez. I bardzo krótki.
Reszty nie pamiętam. Bo obudziłam się na pustej polanie, wśród prastarych ruin. Obok stał koń, którego podarował mi Yarn. Do jego siodła przytroczone były zapasy żywności.
Jadąc ku dolinom, przywoływałam ostatnie, mgliste wspomnienie. Ogromnego tronu i siedzącego na nim w całkowitym bezruchu demona.
To wszystko było zdumiewające, bo miałam wrażenie, że uczynił to nie dla swej rasy, ale dla mnie.
Czy mnie kochał? Czy to możliwe, by ktoś taki jak on, żywił podobne uczucia do ludzkiej istoty?
Nie wiem co czuł, czym się kierował. Ale poświecił dla mnie życie.
Czy można żądać czegoś więcej?
Nawet jeśli nie do końca się w to wierzy…

koniec

18 komentarzy:

  1. Jak zawsze, świetne. Oby tak daelj ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No jestem ciekawa jak zakonczysz ta historie bo ta czesc bardzo ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież jest napisane ze to juz koniec :)

      Usuń
    2. Ona już jest chyba zakończona…

      Usuń
  3. Rozczarowałam się troche. zakończeniem. Spodziewałam się czegoś innego :-(

    OdpowiedzUsuń
  4. hm... czuje się niedosyt, ale myślę, że takie zakończenie jest dobre.
    Babeczko przypomnij proszę, jaka jest chronologia pozostałych opowiadań z tej serii (chodzi o czas akcji, a nie kolejność pisania poszczególnych opowiadań), żebym mogła doczytać raz jeszcze resztę i mieć "całościowy obraz" historii.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. I to juz koniec? Nie!!!! znowu smutne zakończenie! cholera nie mogłas tego zakończyc szczesliwie? teraz czuje taki niedosyt jak po przeczytaniu jednym tchem SNU :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozumiem, że to jest koniec "Ilyn", tak?
    Jestem rozczarowana zakończeniem, ale nie dlatego, że brak happy end'u, tylko dlatego, że jest strasznie oszczędne. Moim zdaniem mogłabyś trochę rozwinąć chociaż samą scenę tak gorąco zapowiadanej walki. Takie miałam wczoraj przemyślenia po przeczytaniu tego fragmentu i musiałam się nimi z Tobą podzielić :) Reszta opowiadania niezła, bardzo przyjemnie się czytało. Czekam na kolejne opowiadania. PS. Takie same emocje targały mną kiedy czytałam zakończenie "Pechowej dziewczyny", bo trzeba zauważyć, że schemat jest podobny: budujesz napięcie, czekamy, pojawia się zakończenie iii... no właśnie co? okazuje się, że nic, bo nie ma oczekiwanego wybuchu akcji. Jeżeli dzielisz opowiadanie na części to musisz uważać w jaki sposób to robisz. Ok tyle ode mnie, nie będę Cię dalej dręczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba po raz pierwszy podoba mi się takie smutne zakończenie.
    Pasuje do tej historii bo nieważne jak bardzo by się starali nie istniała dla nich wspólna przyszłość. Poświęcił się dla niej- najlepszy dowód uczuć.
    PS. Duma mnie rozpiera- miałam rację co do Yarna !!! ;-) juppi

    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie :-)))

      A poza tym musicie mi wybaczyć bo jestem w kiepskim nastroju i na razie nie odpowiem na więcej komentarzy.

      Usuń
    2. Babeczko... Zwykle Twoje opowiadania poprawiają mi nastrój (może z wyjątkiem ostatniej części Wygranej - kiedy to złamałaś mi serce, ale ufam, że jak obiecałaś - będzie dobrze). Dziś ja chciałabym Ci poprawić nastrój, choć zapewne moje "moce" są ograniczone. Może spróbuj sprawdzonej metody "babcinego przytulania", mi to zawsze pomagało - taka bezinteresowna ciepła miłość. Czasem pomagają też mężowskie ramiona - choć te - nie zawsze są bezinteresowne... Ja bym Cię tak po przyjacielsku przytuliła, pogłaskała po plecach, zapaliła świeczki i posiedziała przy Tobie przy lampce wina. Myślę że wiele Twoich fanek jest przy Tobie także w takim gorszym nastroju, nie po to żeby się mądrzyć i udzielać cudownie uzdrawiających rad, bo czasem trzeba się po prostu posmucić... Wiedz że jestem.
      Magda

      Usuń
    3. Dzięki serdeczne :-))) choć mój zły i podły nastrój to chyba wina choroby, bo właśnie temperatura mi urosła do 38...
      Ale w jednym masz rację - najlepsze są czyjeś ramiona...
      Już chyba naprawdę chora - Babeczka :-)))

      Usuń
    4. Twoje opowiadania podtrzymują nas na duchu i przywracają wiarę w miłość i w ludzi. Osobiście uważam że każdym opowiadaniem ratujesz moje "lekko odchylone od normy" psyche ;-)
      Jesteśmy z Tobą, trzymaj się cieplutko i szybko wracaj do zdrowia ;-)

      S.

      Usuń
  8. Na pewno kojarzycie piosenkę " I see fire" , tak więc zamykam oczy i jakoś tak samo przychodzi, że kiedy słyszę tą piosenkę widzę tą scenę z twojego opowiadania, tą na polu bitwy, czerwone zachodzące słońce, płomienie odbijające się w ostrzu miecza... Ta Twoja saga o demonach to scenariusz na dobry film ;) Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do piosenki, to istne cudo... Chyba nawet polecałam ją w którymś poście :-) bo jest piękna i naprawdę działa na wyobraźnię...

      Usuń
  9. zawiodłam się na końcówce :/

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozpłakałam się...

    OdpowiedzUsuń
  11. Na początku wciągnęły mnie te opowiadania, ale potem poczułam znużenie powtarzającym się i przewidywalnym schematem,w którym główne role grają krnąbrna i wygadana bohaterka oraz zły, ale fascynujący bohater, który opcjonalnie staje się w miarę dobry. Rozumiem, że są to fantazje wielu kobiet, więc im się pewnie nie znudzi.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.