Z błędami zgłaszać się w komentarzach. Idę dalej spać i Wam życzę dobrej nocki. Trochę to trwało, bo musiałam jeszcze raz przeczytać, ale i tak nie kumam już tego, co widzę...
link do części IV - klik
link do części IV - klik
Ilyn (V)
Jakież było jednak moje
zdumienie, gdy nagle skończyły się drzewa i niskie zarośla, i znaleźliśmy się
na niewielkiej polance. A tuż przed nami zachód słońca malował fioletowo różowe
refleksy w spokojnych wodach niewielkiego jeziorka.
– Mój prezent dla
ciebie – rzekł krótko Yarn. – Odśwież się i wrócić przed zmrokiem do obozu.
Zawrócił konia, ale ja
byłam szybsza. Złapałam jego ramię.
– Zostań. Nie
tylko ja tego potrzebuję.
Na jego twarzy pojawił
się szeroki, lekko drwiący uśmiech.
– Nie
przypuszczałem, że kiedykolwiek dojdzie do tego, byś ty zaproponowała mi coś
takiego.
– Mówiłam jedynie
o kąpieli.
– Tak, z
pewnością.
Ale zeskoczył z konia i
stanął tuż przy samym brzegu, odwracając się do mnie placami.
Trzeba przyznać, ze
pozbyłam się ubrania z wyjątkową ulgą. I nagle pożałowałam, że nie jestem
piękna. Moje ciało pokrywały liczne blizny po ranach odniesionych w walkach,
figurę miałam mało kobiecą. Bardziej smukłą i wiotką, nieco chłopięcą. Nie
mogłam rozpuścić włosów, bo były za krótko przycięte. Ze smutkiem pomyślałam,
że prócz mej mocy, nie ma we mnie nic niezwykłego.
Przeszłam obok wciąż
nieruchomo stojącego demona i z ulgą zanurzyłam się w chłodnej, kojącej wodzie.
Jej aksamitna miękkość pieściła moją skórę i przyprawiała o dreszcz rozkoszy.
Zanurzona aż po szyję, zerknęłam ukradkiem na Yarna. Nadal stał nieruchomo, ale
wzrok miał wlepiony we mnie. Był spokojny lub przynajmniej takiego udawał.
– Nie przyłączysz
się?
Nie odpowiedział, tylko
zaczął się rozbierać. Trzeba przyznać, że było na co patrzeć. Był niemal
idealny. Niemal, bo w okolicy kolana widać było wyraźnie dziwną zygzakowatą
bliznę, a to co znajdowało się poniżej sprawiało wrażenie jakby pochodziło od
zupełnie innej osoby. Skóra była sino fioletowa, nieco błyszcząca, a sama noga
różniła się nico kształtem. Zauważył moje zdumienie i uśmiechnął się krzywo.
– Nie jest moja –
powiedział spokojnie. – Została mi darowana i za pomocą magii stała się częścią
mego ciała.
– Darowana? –
zmarszczyłam brwi.
– Może odrobinę
mijam się z prawdą. Ale czy to ważne?
– Jest ludzka? –
Całą sobą wzdrygnęłam się czekając na odpowiedź.
– Tak.
– A jej dawny
właściciel?
– Czy to takie
ważne? – podszedł bliżej, a po wodzie rozniosło się kilkanaście kręgów.
– Przypomina mi
kim tak naprawdę jesteś.
– Czyli czasami o
tym zapominałaś?
– Czasami tak.
– A teraz? -
spytał, podczas gdy jego dłonie objęły moje biodra, a usta znalazły się
niebezpiecznie blisko.
– Nigdy nie
zapominam.
– W takim razie
rozumiem cię jeszcze mniej.
Nie tylko on. Nawet
sama ja przestałam nad tym wszystkim panować. Walczyły we mnie dwa odrębne
byty, jeden pełen nienawiści i żądzy zemsty, drugi pragnący zupełnie czegoś
innego. I to ten drugi opanował moje ciało i zmysły, z taką siłą, że sama
zarzuciłam ramiona na barki demona, że sama wtuliłam się w jego objęcia. A
kiedy poczułam na swych ustach kolejny pocałunek, kiedy jego język wkradł się
do środka by zakosztować mego smaku i samemu dać się spróbować, zapomniałam o
wszystkim.
I wtedy tuż obok
rozległ się cichy śmiech.
Oboje drgnęliśmy
zaskoczeni i jak na komendę spojrzeliśmy w tę sama stronę, gdzie przy brzegu
jeziorka leżały ogromne głazy. Siedział na nich mężczyzna. Nie, nie mężczyzna.
To z pewnością był demon. Wysoki, ponury, o jasnych oczach z pionowymi
źrenicami jak u gada i tatuażem pokrywającym połowę jego twarzy.
Poczułam jak Yarn
zacisnął palce na mych ramionach. Nieznacznie odsunął mnie do tyłu, jakby
chciał uchronić przed czymś nieznanym. Czymś niezwykle groźnym.
– W ten sposób
chcesz odbudować potęgę naszej rasy?
Nawet głos nieznajomego
był szorstki, nieprzyjemny.
– Nie spodziewałeś
się mnie, prawda?
– Nie – zauważyłam
błysk złości w oczach mego towarzysza.
– Taka ogromna
armia, prawie wszystkie ocalałe demony i to wszystko z mego powodu? –
Nieznajomy wstał i mierzył nas teraz pogardliwym spojrzeniem.
– I tak liczymy
się tylko my.
– To oczywiste.
Ale ty i człowiek? Do czego zdąża ten popaprany świat?
– Kayl, przestań.
– Przecież po to
ich tu sprowadziliśmy.
– Nie tylko po to.
– Masz na myśli te
karłowate bękarty rodzące się z mieszanych związków?
– Nie stałem się
nagle orędownikiem ludzi jeśli o to ci chodzi – odparł szorstko Yarn i ujął
moje ramię, wyprowadzając nas z wody. – Chodzi raczej o towarzystwo w jakim się
znalazłeś.
– Mnie odpowiada.
A co tobie odpowiada w niej? – Kayl wskazał mnie palcem.
– Wiele rzeczy,
których ty i tak nie zrozumiesz. Albo nie będziesz w stanie zaakceptować.
Trzęsącymi dłońmi
wkładałam na siebie ubranie. Nagość wobec Yarna to jedno, ale ten pełen
lekceważenia ton, ta arogancja i niesłychane zadufanie, to zło wypisane na
niezwykłym obliczu Kayla… Dobrze, że demon stanął tak, by choć częściowo mnie
zasłonić. Byłam mu za to bezgranicznie wdzięczna.
– Nie chciałbym
walczyć z towarzyszami. Wolałbym nimi rządzić.
– Miałeś swoja
szansę. Wiesz, że władze sprawuje rada…
– I co z tego?! –
ryknął nagle Kayl zeskakując z głazu i zmierzając ku nam wielkimi susami. –
Rada to zreumatyzowani starcy, wiekowi nawet jak na naszą rasę. Nie mają już
mocy, nic nie mają.
– To nie powód do
zmiany zasad.
Przytuliłam się do
pleców Yarna, jedną dłoń kładąc na jego brzuchu, drugą na głowinie miecza. Bałam
się lecz byłam pewna, że Kayl nie przybył tu, aby walczyć.
– Jesteś jedynym,
który mógłby dzielić ze mną władzę. Podbijać nowe światy, kąpać się w krwi
zniewolonych. Jedyny!
Pomyślałam że to
dziwne. Czyżby nawet wśród łotrów trafiał się jeszcze większy łotr? Wyglądało
na to, że tak.
– Jestem jedyny,
który może stanąć z tobą do walki. Wyznacz czas i miejsce.
– Głupiec.
– Wielkości naszej
rasy nie odbudujemy przechodząc przez kolejne bramy, mordując, paląc i gwałcąc
setki narodów. To ty jesteś głupcem sądząc, że tędy prowadzi droga – Yarn w
uspokajającym geście położył rękę na mojej dłoni. – Potrzeba nam kobiet.
Twierdziliśmy, że ludzkie niewiasty się nie nadają. A może się myliliśmy?
– Mówisz o niej? –
Kayl natychmiast wlepił we mnie posępny wzrok. A potem zaczął się śmiać. Niski,
dudniący śmiech niósł się ponad taflą wody, pomiędzy zieloną gęstwiną.
– Jutro,
wieczorem, przy ruinach na zachód stąd – Yarn nie zareagował na jego
prowokacyjne zachowanie. – I będę jedynym demonem, którego musisz pokonać.
– Już raz to
zrobiłem.
– Zaskoczyłeś mnie
swą zdradą, tylko tyle. Teraz będę przygotowany.
– Jak chcesz –
Kayl tylko wzruszył ramionami. – Przygotowany czy nie, zawsze będziesz ode mnie
słabszy. Zawsze.
***
Gdy zostaliśmy sami,
Yarn zaczął się ubierać, z takim spokojem jak gdyby przed chwilą nic się nie
wydarzyło.
Usiadłam na trawie i
wyrwałam jedno źdźbło, a potem wsadziłam je między wargi. Nie oderwałam przy
tym przenikliwego wzorku od demona. Czułam żal, że znów nam przerwano. I
ciekawość, bo Kayl powiedział wiele intrygujących mnie rzeczy.
– Sądzisz, że dasz
radę sam go pokonać?
– Nie będę sam.
– Ale mówiłeś…
– Że będę jedynym
demonem. Bo to prawda. Lecz ty nim nie jesteś…
Usiadł tuż obok mnie.
Zawsze gdy patrzyłam w te ciemne, fascynujące oczy, zastanawiałam się o czym
myśli? Co czuje, czego pragnie? Bardzo rzadko można było w nich dostrzec coś innego
niż niezwykłą obojętność lub wściekłość.
– Nadal
pozostajesz przy szalonym planie, w którym będę miała cię ożywić?
– Nie Ilyn, już
nie. Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego akurat twój lud sprowadziliśmy do tej
krainy?
– Cóż. Myślę, że
było wiele powodów.
– Był jeden,
podstawowy. Sprowadziliśmy was do domu.
Ruiny tak bardzo
przypominające nasze własne budowle. Dziwaczne przedmioty, co do których zawsze
wątpiłam, iż zostały stworzone przez demony. Dom? Możliwe.
– Czy to teraz
ważne?
– Ważne, bo po
dawnych mieszkańcach zostały pewne miejsca. Magiczne, czarodziejskie. Na jedno
z nich trafił Kayl. I przywołał do tego świata pierwotne zło, coś, co
nienawidzi życia we wszelkich jego objawach.
– Sądzisz, że
skoro moi przodkowie…
– Nie. Nawet jeśli
oni potrafili, wy nie jesteście w stanie dorównać im nawet w najmniejszym
stopniu. Jesteście słabi, zdegenerowani, bo pochodzicie ze świata, który
nienawidzi jakichkolwiek nadnaturalnych zdolności.
– Słabi? –
prychnęłam. – A co powiesz o własnej rasie?
– Zmierzamy w tym
samym kierunku – palcami dotknął mego policzka. Patrzyłam w ciemne,
nieodgadnione oczy. Patrzyłam i tonęłam w tym spojrzeniu. – Jednak nie to jest
ważne. Tu niedaleko na zachód jest pewne miejsce. Dawniej musiała tam stać
świątynia lub było miejscem jakiegoś kultu.
– Kayl da się po
prostu zwabić w pułapkę?
– Uważa, że jest
tak nędzna iż bez problemów ją pokona – Yarn pochylił się, delikatnie muskając wargami
moje czoło.
– A nie? –
przymknęłam oczy delektując się tym dotykiem.
– Nie. Bo masz
coś, co należy do tego miejsca. Co może być kluczem do drzemiącej w nim mocy.
– Miecz! –
Otworzyłam szeroko oczy, ale nie odsunęłam się. Wargi demona pieściły teraz mój
policzek, powoli zmierzając w kierunku ust.
– Wiem Ilyn, że
spotkałaś się z byłymi przywódcami waszych wojsk. Wiem o nich wszystkich. I nie
winię cię za to. Może przyda nam się kilkaset lat odosobnienia, wygnania w
niedostępne szczyty gór. Może ci którzy przeżyją, będą w stanie egzystować
wspólnie z ludźmi?
– Radzisz mi, co
mamy zrobić, by was pokonać? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Sam nie wiem… –
mruknął i pocałował mnie. I choć z początku wszystko wydawało się takie
subtelne, takie omdlewająco delikatne, to chwilę później diametralnie się
zmieniło.
Leżałam na trawie, znów
czują na sobie ciężar męskiego ciała, swoje własne pożądanie i jego podniecenie.
Znów czułam ogromnego, twardego niczym skała członka. Demony nie bawiły się w
grę wstępną. Ich emocje rosły gwałtownie, a pragnienia tylko po części były nam
bliskie.
Yarn całował mnie
brutalnie, jakby nagle chciał pokazać kim tak naprawdę jest. Był nieustępliwy i
silny, zbyt silny na mój słaby sprzeciw. Rozłożyłam szerzej uda i oszołomiona
jego bliskością, jego pocałunkami, pragnęłam by między naszymi ciałami nie
istniała żadna przeszkoda.
– Jeszcze! –
jęknęłam, gdy ukąsił moją szyję. Odchyliłam głowę, zatopiłam palce w jego
włosach i wiłam się, pragnąc by w końcu uczynił to, czego od dawna pragnęliśmy.
– Nie! –
wyszeptał, ale jego dłonie zaprzeczając temu słowu, rozerwały mą bluzkę i
zacisnęły się na sterczących piersiach. – Ilyn, nie!
– Nie zrobisz mi
krzywdy, nie wierzę w to!
– Zrobię, bo to
leży w mojej naturze. Jest czymś, z czym nie potrafię walczyć.
– Potrafisz.
Podniósł głowę i
patrzył wprost w me zasnute mgłą pożądania oczy.
– Nie potrafię.
Nie jestem człowiekiem, nie umiem się zmienić. Ale nie chcę cię skrzywdzić. I dlatego… – zsunął się niżej, dużo niżej.
Przez kilka sekund mocował się w moimi spodniami, a potem…
Krzyknęłam, rozrzucając
ramiona i wpijając się palcami w miękką trawę. Wiłam się, a Yarn pieścił mnie w
sposób, jakiego nigdy wcześniej nie zakosztowałam. Czubkiem języka muskał
nabrzmiałą łechtaczkę, czasem tak delikatnie, że niemal go nie czułam. A po
chwili wwiercał się nim głęboko w me wnętrze, poruszając nim tak, jakby naprawdę
mnie pieprzył. Byłam mokra, czułam wilgoć spływającą po wnętrzu mych ud. Ale
Yarn wyglądał jakby delektował się tym, jakby dostarczenie tej rozkoszy było
jedynym celem jego poczynań. W końcu zaczęłam tracić zdrowe zmysły, zamiast
jęków pojawiły się krzyki, a ruchy jego języka przyspieszyły. I nagle
przycisnęłam swoje łono do jego twarzy, a powietrze wokół nas rozdarł krzyk
wywołany rozkoszą. Wstrząsały mną dreszcze, całkowicie opanowała przeżywana ekstaza.
Dopiero po chwili rozluźniłam się i opadłam wyczerpana na trawę. Podczas gdy ja
usiłowałam złapać oddech, demon rozpiął spodnie i wydobył z nich grubego,
potężnego członka. Czegoś takiego nie widziałam nigdy w całym mym życiu. Gdzieś
tam ponownie pojawiło się podniecenie, ale zanim na dobre się ocknęłam, trysnął
obfitym strumieniem na mój brzuch i piersi. Widziałam rozkosz spełnienia malującą
się na jego twarzy, choć z pewnością nie tak ogromną, jaką mógłby mu dać sam
fizyczny akt.
A potem opadł na mnie, wtulając
twarz w mą szyję. Dyszał ciężko, głośno, jakby po niezwykle wyczerpującym wysiłku.
– Wiem Ilyn, że
mogłoby być lepiej – wyszeptał ochrypłym głosem. – Ale nic więcej nie mogę ci
dać…
***
Nie miałam zbyt wiele
czasu na przemyślenia. Zabrakło go nawet na nieśmiałe marzenia.
Czekała nas walka.
Nadal nie do końca rozumiałam co zamierzał Yarn. Nie chciał niczego mi
wyjaśniać, odpowiadał jakby półgębkiem i tylko wtedy gdy stanowczo domagałam się
odpowiedzi.
Zostawiliśmy cały
oddział i wieczorem skierowaliśmy się ku miejscu, które wybrał. Ponura to była podróż,
ale całe szczęście nadzwyczaj krótka.
– Daj mi miecz –
polecił sucho.
Nie widziałam sensu, by
się z nim sprzeczać.
Bardzo długo i w
skupieniu przyglądał się broni. Potem wyjął zza pazuchy jakąś pożółkłą kartkę.
– Co to jest? – odważyłam
się spytać.
– Powiedzmy, że
niezwykle stara legenda. Nie dotyczy miecza lecz innej broni.
– Ma pomóc?
– Da mi
zwycięstwo. W pewnym sensie – dodał w roztargnieniu rozglądając się dookoła. Ja
również to uczyniłam. Niby wydawało się, że jesteśmy sami, ale…
Yarn ukląkł i położył
obie dłonie na ziemi. W mgnieniu okaz wszystko zaczęło się zmieniać. Jakby
niewidzialna siła wykopywała w głąb szeroki tunel. Podeszłam bliżej i z obawą
spojrzałam w dół.
– Co to ma być?
– Pod nami jest
system jaskiń. A w nich dawne miejsce kultu. Słabe lecz nada się, by otworzyć
tam bramę.
– Yarn – chwyciłam
go za ramię. I uzmysłowiłam sobie, że po raz pierwszy zwróciłam się po imieniu.
Uniósł głowę i lekko się uśmiechnął.
– Nie bój się.
Tobie nic nie grozi. To ja…
Kiedy runął w dół,
pociągnął mnie za sobą.
Podróż nie była
bolesna, ale kiedy w końcu wylądowaliśmy na czymś stabilnym i twardym, czułam
że mam piasek w każdym zakamarku ubrania.
Plułam i prychałam
próbując się go pozbyć. I dopiero po chwili zauważyłam, że znajdujemy się w
wysokiej, owalnej jaskini.
Na samym jej środku
stał tron z czarnego kamienia. Dookoła migotały niebieskie płomyki, jak
pochodnie podtrzymywane niewidzialnymi rękoma.
Tuż zza tronu wyłonił
się Kayl.
– Jeśli sądzisz,
że to miejsce – zatoczył dłonią – w czymś ci pomoże, to grubo się mylisz.
Yarn mruknął coś niewyraźnie
i ruszył w jego kierunku, trzymając dłoń na rękojeści miecza. Nie wiem skąd, ale zrozumiałam, że
powinnam przyglądać się temu z daleka.
Jego przeciwnik stał
spokojnie, lecz w jasnych oczach migotały błyski wściekłości. Uniósł dłoń, w
której trzymał coś dziwnego…
Błękitne płomyki
zamigotały, przygasły. Do mych uszu dotarło dziwne wycie. Istot z innego
wymiaru, z innego czasu.
Kayl zamarł w bezruchu.
– Nie miejsce.
Miecz – powiedział cicho Yarn. – Ilyn, zrań go. Niech jego krew utoruje drogę.
Posłuszna jego
rozkazowi, wciąż nie do końca rozumiejąc co się dzieje, skoczyłam w kierunku
tronu szybciej niż zdołałam pomyśleć o sensie mych poczynań. Mój towarzysz wciąż
stał, ściskając miecz i hipnotyzującym wzorkiem wpatrując się w przeciwnika.
Kayl ani drgnął i tylko
jego oczy powiedziały mi jak bardzo był rozwścieczony. Powietrze za nim
zafalowało, pociemniało.
Błysnęła stal mego
miecza i przeszyła zaledwie blaknące widmo.
W jaskini zostaliśmy
tylko my. Ja i Yarn, którego czoło zrosił pot, a mięśnie napięły się do granic
ostateczności.
– To wszystko? –
spytałam zdumiona rozglądając się dookoła.
– Przeszedł, ale
bramę trzeba zamknąć, zapieczętować. Zrobisz to lepiej niż którykolwiek z mych
towarzyszy. Oni mogliby się skusić na podążenie śladami zdrajcy, ty nie.
Yarn bardzo powoli
podszedł do tronu.
Stałam tuż obok niego, starając
się zrozumieć o czym mówił.
– Wiesz, że nie
rozumiem.
– Wiem. Nie
musisz. Ilyn – dodał z wyraźnym wahaniem. – Pocałujesz mnie na pożegnanie?
– Pożegnanie?
– Pośpiesz się,
proszę. I pamiętaj, że Kayla może uwolnić tylko ten, komu podaruję miecz.
Rzadko płaczę. Ale ten
ostatni pocałunek był mokry od mych łez. I bardzo krótki.
Reszty nie pamiętam. Bo
obudziłam się na pustej polanie, wśród prastarych ruin. Obok stał koń, którego
podarował mi Yarn. Do jego siodła przytroczone były zapasy żywności.
Jadąc ku dolinom,
przywoływałam ostatnie, mgliste wspomnienie. Ogromnego tronu i siedzącego na
nim w całkowitym bezruchu demona.
To wszystko było zdumiewające,
bo miałam wrażenie, że uczynił to nie dla swej rasy, ale dla mnie.
Czy mnie kochał? Czy to
możliwe, by ktoś taki jak on, żywił podobne uczucia do ludzkiej istoty?
Nie wiem co czuł, czym
się kierował. Ale poświecił dla mnie życie.
Czy można żądać czegoś
więcej?
Nawet jeśli nie do
końca się w to wierzy…
koniec
koniec
Jak zawsze, świetne. Oby tak daelj ;)
OdpowiedzUsuńNo jestem ciekawa jak zakonczysz ta historie bo ta czesc bardzo ciekawa :)
OdpowiedzUsuńPrzecież jest napisane ze to juz koniec :)
UsuńOna już jest chyba zakończona…
UsuńRozczarowałam się troche. zakończeniem. Spodziewałam się czegoś innego :-(
OdpowiedzUsuńhm... czuje się niedosyt, ale myślę, że takie zakończenie jest dobre.
OdpowiedzUsuńBabeczko przypomnij proszę, jaka jest chronologia pozostałych opowiadań z tej serii (chodzi o czas akcji, a nie kolejność pisania poszczególnych opowiadań), żebym mogła doczytać raz jeszcze resztę i mieć "całościowy obraz" historii.
Pozdrawiam
I to juz koniec? Nie!!!! znowu smutne zakończenie! cholera nie mogłas tego zakończyc szczesliwie? teraz czuje taki niedosyt jak po przeczytaniu jednym tchem SNU :(
OdpowiedzUsuńRozumiem, że to jest koniec "Ilyn", tak?
OdpowiedzUsuńJestem rozczarowana zakończeniem, ale nie dlatego, że brak happy end'u, tylko dlatego, że jest strasznie oszczędne. Moim zdaniem mogłabyś trochę rozwinąć chociaż samą scenę tak gorąco zapowiadanej walki. Takie miałam wczoraj przemyślenia po przeczytaniu tego fragmentu i musiałam się nimi z Tobą podzielić :) Reszta opowiadania niezła, bardzo przyjemnie się czytało. Czekam na kolejne opowiadania. PS. Takie same emocje targały mną kiedy czytałam zakończenie "Pechowej dziewczyny", bo trzeba zauważyć, że schemat jest podobny: budujesz napięcie, czekamy, pojawia się zakończenie iii... no właśnie co? okazuje się, że nic, bo nie ma oczekiwanego wybuchu akcji. Jeżeli dzielisz opowiadanie na części to musisz uważać w jaki sposób to robisz. Ok tyle ode mnie, nie będę Cię dalej dręczyć ;)
Chyba po raz pierwszy podoba mi się takie smutne zakończenie.
OdpowiedzUsuńPasuje do tej historii bo nieważne jak bardzo by się starali nie istniała dla nich wspólna przyszłość. Poświęcił się dla niej- najlepszy dowód uczuć.
PS. Duma mnie rozpiera- miałam rację co do Yarna !!! ;-) juppi
S.
I słusznie :-)))
UsuńA poza tym musicie mi wybaczyć bo jestem w kiepskim nastroju i na razie nie odpowiem na więcej komentarzy.
Babeczko... Zwykle Twoje opowiadania poprawiają mi nastrój (może z wyjątkiem ostatniej części Wygranej - kiedy to złamałaś mi serce, ale ufam, że jak obiecałaś - będzie dobrze). Dziś ja chciałabym Ci poprawić nastrój, choć zapewne moje "moce" są ograniczone. Może spróbuj sprawdzonej metody "babcinego przytulania", mi to zawsze pomagało - taka bezinteresowna ciepła miłość. Czasem pomagają też mężowskie ramiona - choć te - nie zawsze są bezinteresowne... Ja bym Cię tak po przyjacielsku przytuliła, pogłaskała po plecach, zapaliła świeczki i posiedziała przy Tobie przy lampce wina. Myślę że wiele Twoich fanek jest przy Tobie także w takim gorszym nastroju, nie po to żeby się mądrzyć i udzielać cudownie uzdrawiających rad, bo czasem trzeba się po prostu posmucić... Wiedz że jestem.
UsuńMagda
Dzięki serdeczne :-))) choć mój zły i podły nastrój to chyba wina choroby, bo właśnie temperatura mi urosła do 38...
UsuńAle w jednym masz rację - najlepsze są czyjeś ramiona...
Już chyba naprawdę chora - Babeczka :-)))
Twoje opowiadania podtrzymują nas na duchu i przywracają wiarę w miłość i w ludzi. Osobiście uważam że każdym opowiadaniem ratujesz moje "lekko odchylone od normy" psyche ;-)
UsuńJesteśmy z Tobą, trzymaj się cieplutko i szybko wracaj do zdrowia ;-)
S.
Na pewno kojarzycie piosenkę " I see fire" , tak więc zamykam oczy i jakoś tak samo przychodzi, że kiedy słyszę tą piosenkę widzę tą scenę z twojego opowiadania, tą na polu bitwy, czerwone zachodzące słońce, płomienie odbijające się w ostrzu miecza... Ta Twoja saga o demonach to scenariusz na dobry film ;) Aga
OdpowiedzUsuńCo do piosenki, to istne cudo... Chyba nawet polecałam ją w którymś poście :-) bo jest piękna i naprawdę działa na wyobraźnię...
Usuńzawiodłam się na końcówce :/
OdpowiedzUsuńRozpłakałam się...
OdpowiedzUsuńNa początku wciągnęły mnie te opowiadania, ale potem poczułam znużenie powtarzającym się i przewidywalnym schematem,w którym główne role grają krnąbrna i wygadana bohaterka oraz zły, ale fascynujący bohater, który opcjonalnie staje się w miarę dobry. Rozumiem, że są to fantazje wielu kobiet, więc im się pewnie nie znudzi.
OdpowiedzUsuń