Pechowa dziewczyna (III)
Siedziała na
werandzie i w milczeniu pałaszowała sporą porcję lodów. Niestety, tym razem
ulubiony deser nie zdołał odegnać wszystkich problemów.
Operacja mamy
trwała ponad trzy godziny. Całe szczęście, że wykryty przed kilkoma tygodniami
guz, okazał się w pełni usuwalny.
To właśnie od
tego dnia, gdy dowiedziała się o jej chorobie, po raz ostatni widziała Darena. Od
tego czasu słuch po nim zaginął. Za to w pobliskim miasteczku popełniono
kolejne krwawe morderstwo.
Ogromnie trudno
było pogodzić własne wyobrażenie na temat demona, z tym co działo się dookoła. Pewnie
że był irytujący, wciąż ględził o zemście i zabijaniu, ale… No właśnie. Czy
tylko jej nie wydawał się groźny?
Ostatnie
spotkanie z Aleksandrem zakończyło się fiaskiem. On usiłował wbić Tanji do
głowy, by trzymała się z dala od Darena, ona zaś usiłowała udowodnić mu, że nie
ma racji.
Wtedy pokazał
zdjęcia. Nie spytała skąd je ma. Powiedzieć, że były okropne, to zbyt mało.
Jeśli to naprawdę demon był sprawcą tego wszystkiego… Boże!
Nie mogła sobie
przypomnieć, w którym to dokładnie momencie zorientowała się, że się zakochała.
Tylko, że wybranek był demonem z piekła rodem, marzącym jedynie o tym, by ją
zaliczyć. Czasami, ale tylko czasami dostrzegała w nim coś więcej. A może były
to jej płonne nadzieje?
Z zadumy wyrwał
ją dotyk czyjejś dłoni.
- Jak operacja?
- Dobrze –
uśmiechnęła się do siadającego naprzeciwko Aleksandra. Ale zaraz potem
spoważniała, widząc na jego twarzy malującą się wyraźnie troskę.
- Coś się stało?
- Popełniono
kolejne morderstwo. Tym razem cała rodzina.
Pobladła tak
bardzo, iż spojrzał na nią zaniepokojony.
- Daren?
- Sęk w tym, że
nie wiadomo. Owszem, pierwsze było z pewnością jego dziełem. Ale co do
następnych… - zasępił się. – Brak jakichkolwiek dowodów, żadnego tropu czy
chociażby poszlaki.
- Cała rodzina…
To nie pasuje do Darena.
- Daruj
dziewczyno, ale zbyt mało o nim wiesz, żeby tak sądzić.
- Sam
powiedziałeś, że brak dowodów?
- Akurat
Daren jest bezczelnym i aroganckim typem, który nie kłopotałby się z
zacieraniem za sobą śladów. I tylko dlatego podejrzewam, że być może to nie on
za tym stoi.
- Wiesz, gdzie
teraz się podziewa?
- Podejrzewam, że
siedzi w tej norze, którą nazywa mieszkaniem.
- Jedziemy do
niego. – Błyskawicznie wstała i sięgnęła po torebkę.
- A twoja mama?
- I tak wpuszczą
mnie do niej dopiero za kilka godzin. Mam jechać sama?
- To zły pomysł.
– Aleksander nie ruszył się z miejsca i posłał jej twarde spojrzenie. – Niby co
chcesz tym osiągnąć?
- To będzie tylko
rozmowa.
- Jesteś
żywym dowodem jego porażki. Kiedyś nie będzie w stanie nad sobą zapanować.
Nieoczekiwanie
się uśmiechnęła.
- Miał tyle
okazji, by mnie zabić. Mam przeczucie…
- To za mało! –
przerwał brutalnie.
- Podaj mi adres
– zażądała ze spokojem. – Proszę.
Bez słowa
nabazgrał coś na karteczce wydartej z notatnika i położył na stole.
- Ale pamiętaj o
jednym – ostrzegł. – Nie ma grzecznych demonów.
Była na niego
odrobinę zła. Dlaczego traktował ją jak małe dziecko? Poza tym, akurat jeśli
chodzi o Darena, to była stuprocentowo pewna, że ma rację. Na początku bała
się, że całkiem go straciła, że nie uniknie krwawej zemsty.
Ale wtedy, tam na
schodach tarasu… Dałby głowę, że chciał ją pocałować.
Więc może nie
wszystko jeszcze przegrane?
Kwadrans później
stała na klatce schodowej ponurego, zaniedbanego budynku. Drzwi, do których
zapukała drżącą dłonią, wyglądały znacznie gorzej niż pozostałe.
Po chwili otwarły
się ze skrzypieniem, ukazując zasępioną twarz Darena.
- Czego chcesz? –
warknął przez powstałą szparę.
- Porozmawiać.
- Jestem zajęty?
- Czym? –
Nic nie mogła poradzić na to, że w głosie zadźwięczała ironia. – Obgryzaniem
kości niewinnych dziatek? Czy też może układaniem pasjansa?
- Suka! – odparł
z nienawiścią. – A wejdź, jeśli tego koniecznie tak chcesz. Na swoją własną
odpowiedzialność.
To co ujrzała w
środku, na dłuższą chwilę pozbawiło ją głosu. Ani jeden mebel nie był cały, ani
jedno okno nienaruszone. Wszędzie walały się zużyte opakowania po jedzeniu i
puste butelki.
- Boże! – jęknęła.
– Co to ma być?
- Moje
mieszkanie – wzruszył ramionami i usiadł na kanapie, sięgając po na wpół
opróżnioną flaszkę.
- Raczej
obraz nędzy i rozpaczy… Och! – Przysłoniła usta dłonią. – Tam biega karaluch!
- Gdyby tylko
jeden – mruknął. – W łazience jest ich cała kolonia.
- Daren! Tak nie
można! Trzeba tu posprzątać.
- Chyba
żartujesz? – spytał złowróżbnym tonem. – Łapy precz od mojego lokum!
- To nie lokum,
to najprawdziwszy chlew!
- Ale mój własny.
- O, tak! Temu
nie da się zaprzeczyć.
Podeszła bliżej i
ujmując się pod boki, stanęła tuż naprzeciwko siedzącego demona.
- Wstawaj!
Musimy…
- Nic nie musimy!
– wrzasnął znienacka, zrywając się z kanapy. – Wynocha!
- Nie ma
mowy – bez problemu odwzajemniła jego wściekłe spojrzenie. – Ja wiem, że w
brudzie i nieporządku, rośnie w siłę złowroga moc, ale to… Daruj! Zaraz
dostaniesz szmatę oraz miotłę, a potem zaczniemy od tego chlewu tutaj –
zatoczyła dłonią krąg.
Czerwona mgła
pojawiła się przed oczyma Darena. Co za!… Przylazła tu nieproszona, w ogóle się
go nie bała, a teraz na dodatek kazała zajmować się głupimi porządkami.
Niedoczekanie jej! On tam lubi ten, hm, rozgardiasz. Trzeba w końcu nauczyć ją
moresu.
Walną trzymaną
butelką o podłogę i pełnym wściekłości ruchem, pchnął dziewczynę do tyłu,
przygwożdżając ją do ściany.
- Przyszłaś tu,
bo myślisz, że nie dam rady cię skrzywdzić? Jesteś tego pewna? Jesteś? –
ryknął, chwytając ją za ramiona i potrząsając.
- Jestem, bo masz
poważne kłopoty. Wiesz o czym mówię, prawda?
Zmełł w ustach
przekleństwo. I z większą siłą ścisnął szczupłe nadgarstki dziewczyny.
- Po cholerę
miałbym zajmować się takimi głupotami?
- Racja. Zajmijmy
się porządkami.
Czy ona w ogóle
słuchała co mówił? I dlaczego patrzyła na niego tak dziwnie? Jakby z czułością…
- Jak ja cię
nienawidzę! – warknął.
A potem
gwałtownie się pochylił.
- Nienawidzę cię…
- dyszał ciężko, pokrywając pocałunkami całą twarz, policzki i usta. – Mam
ochotę zabić, rozerwać na strzępy… - jęknął, kiedy drobna dłoń dziewczyny spoczęła na twardniejącej męskości.
- Uhm –
wymruczała, przygryzając zębami płatek jego ucha i drżącą ręką rozpinając zamek
spodni. – Właśnie widzę… - Płynnym ruchem osunęła się na kolana.
- Ale najpierw
muszę… - Odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy, czując jak dziewczyna pieści
przez materiał bielizny, nabrzmiałego członka. – Muszę…
To było cudowne! Myśli
splątały się i rozpłynęły, pozostawiając jedynie czystą, pierwotną żądzę. Pragnął
jej tak bardzo, że wszystko inne przestało się liczyć, stało się nic nie
znaczącą drobnostką.
Tanja była nie mniej
podniecona niż on. Zniknęła gdzieś cechująca ją powściągliwość, cała
nieśmiałość i ostrożność. Ustami pieściła ogromną, gorącą męskość demona, dłońmi
gładząc owłosione niczym u fauna, uda. Wszystkie uprzednio podjęte
postanowienia ulotniły się, przestały być ważne. Chciała tylko jednego – kochać
się z Darenem. Nawet jeśli miałby to być czysto fizyczny akt.
Podniósł ją i w
pośpiechu pozbywając się plączących wokół nóg, spodni, skierował ku sofie.
Zarzuciła ramiona na jego barki i spojrzała; oczy miała pełne podniecenia i
pożądania. Niczego więcej mu nie było trzeba, by wpić się w cudownie miękkie
usta, zanurzyć dłonie we włosach i całować ją niemal do utraty tchu. A
jednocześnie pieścić każdy zakamarek ponętnego ciała dziewczyny, dotykać
aksamitnej skóry, poczuć każda wypukłość i brutalnie zrywać ubranie.
Przerwał i
obróciwszy ją tyłem do siebie, pchnął tak, aby uklękła na tapczanie z pupą
wypiętą w kierunku jego sterczącego narządu.
Dał krok do
przodu i… Przerażona Tanja obejrzała się do tyłu, gdzie rozległ się pełen bólu
oraz wściekłości ryk, a potem znieruchomiała. Szczerze mówiąc, wyobrażając
sobie scenę erotyczną, nigdy w życiu nie przyszłoby jej do głowy coś tak
absurdalnego.
Bo na swoje
nieszczęście Daren całkowicie zapomniał, że godzinę temu rozbił tuż pod sofą
jedną z butelek. I teraz, zupełnie przypadkowo, ale też z niesłychaną precyzją,
wdepnął gołą stopą w największy i najostrzejszy kawałek. Zrobił to z takim
impetem, że ostrze przebiło się na wylot i teraz sterczało z rany, która dość
obficie zaczęła broczyć krwią.
Kwadrans później
siedział ponuro zadumany na kanapie, z opatrunkiem na poszkodowanej nodze. Obok
stała Tanja, z całych sił usiłując się nie roześmiać.
- Goi się
wszystko na tobie w błyskawicznym tempie. Jutro już nie będzie śladu.
- Taaa… To
cholernie pocieszające.
Przygryzła wargi,
odwracając wzrok.
- A mówiłam, że
powinieneś posprzątać.
- To nie
wina bałaganu, tylko twoja! Od samego początku przynosisz mi pecha – warknął,
nienawistnie mrużąc oczy.
- To niby ja
zostawiłam to szkło na podłodze?
- Już lepiej
sobie idź. – Odchylił do tyłu głowę, zamykając oczy.
Wpatrywała się w
niego zdumiona. Coś podobnego? On naprawdę chce, by sobie poszła?
- Darenie… -
Usiadła obok niego i delikatnie dotknęła szorstkiego policzka. Nawet nie
drgnął. – Ja chciałam tylko się z tobą kochać…
Łypnął na nią
podejrzliwie jednym okiem.
- To nie jest
trzecia randka.
- Myślę, że nie
będzie nawet pierwszej – uśmiechnęła się, przytulając do jego boku. – Trochę
szkoda – westchnęła cichutko.
Tym razem
spojrzał na nią o wiele uważniej.
- Co sprawiło, że
tak szybko zmieniłaś zdanie?
- Nie
powiedziałabym, że szybko.
- Wykręcasz się
od odpowiedzi.
- Nie
wykręcam. Podobałeś się mi od samego początku. Tylko nie ufałam twoim zamiarom.
Byłeś uśmiechnięty i serdeczny, a jednocześnie w oczach miałeś tyle pogardy i
lekceważenia. Zmieniłeś wtedy wygląd, ale nie wnętrze.
- Też mi się
znalazła pani psycholog – burknął. Ale nie odepchnął wtulonej w jego ramiona
dziewczyny. Ba, nawet nieznacznie ją ku sobie przyciągnął.
- Ha! To powiedz
mi co sprawiło, że ty zmieniłeś zdanie?
- Nie mówiłem, że
rezygnuję z zemsty.
- Kiedy
spotkaliśmy się pierwszy raz po tym wszystkim, tam w gabinecie, to miałeś
autentyczną ochotę rozszarpać mi gardło.
- Nadal mam!
- Kłamczuch –
mruknęła mu do ucha.
- Chcesz się
przekonać?
- Mmm… -
ustami dotknęła jego warg. Wbrew temu, co mówił, nie zaprotestował, tylko oddał
pocałunek.
- Ja dostanę
przez ciebie szału.
- Dlaczego
nie? – roześmiała się głośno. Potem pochyliła się i oparła czołem, o jego
czoło. Z rozbawieniem wpatrywała się w pełne złości, zielonożółte oczy demona.
- Och, Darenie! W
zasadzie przyszłam tu, bo masz poważne kłopoty.
- Wiem –
mruknął, odwracając głowę. Co się z nim działo? Czuł dziwne zakłopotanie i… wstyd?
Tak idiotycznie wdepnąć w durny kawałek szkła. To musiało niesłychanie głupio
wyglądać. Wielki, potężny demon, skaczący na jednej nodze, z gołym
przyrodzeniem i broczącą krwią, stopą. Czy mógł bardziej się skompromitować?
Wspomniał pewną sztachetkę
płotu i z kwaśną miną doszedł do wniosku, że mógł.
- Wy, ludzie,
jesteście dziwni.
- Tak wiele się
znów od nas nie różnisz.
- Oj, wiele,
wiele – powiedział ponuro. – Ty chcesz się ze mną kochać, bo wierzysz, że
nawrócisz mnie na drogę cnoty i dobra. A ja po prostu chcę cię przelecieć.
Nie wyglądała na
urażoną.
- No cóż…
Większość facetów tak myśli.
Wyprostował się
gwałtownie.
- Kto? – syknął.
– Mów, to go rozerwę na strzępy!
- To było
tak ogólnie. – Posłała mu poważne spojrzenie. - Darenie, czy ty jesteś o mnie
zazdrosny?
- Zgłupiałaś
czy co? – ryknął nieoczekiwanie rozwścieczony. – Nigdy w życiu! Jak tylko cię
zerżnę, to poczujesz smak mojej zemsty!
Trudno było
dogadać się z kimś, kto za wszelką cenę chciał uchodzić za spragnionego krwi,
okrutnika.
Tylko, że wciąż
ją trzymał w ramionach… W tej chwili Tanja wiele by dała, by wiedzieć, co tak
naprawdę dzieje się w jego duszy i umyśle.
- To ja już nic
nie rozumiem. Dlaczego każesz mi wyjść?
Zamknął oczy i w
duchu wyrecytował całą wiązankę przekleństw. Najpierw pozbawiła go zwycięstwa.
Przez nią został skazany na wygnanie. A teraz na dodatek zniszczyła takie
piękne, krwawe plany zemsty. Nie… On już po prostu nie miał sił!
- Za co? –
jęknął. – Za co mnie to wszystko spotyka?
- Śmiem
twierdzić, że z pewnością masz wiele grzechów na sumieniu.
- Jestem demonem!
Zło to moja druga natura! Co ty sobie myślisz? Że się ustatkuję i dorobię
gromady małych pół demoniątek? – spytał z sarkazmem.
- Właśnie...
– Zamyślona Tanja delikatnie gładziła ręką jego nagi tors. – Tak sobie myślę –
co z tobą będzie? Bo według kościoła…
- Jakikolwiek
kościół ma gówno do tego! To równoległy świat, do którego prowadzi tylko jedna
brama. To ją miałem otworzyć.
- A więc, czym,
kim ty jesteś Darenie?
- Teraz już
bezdomnym banitą – mruknął, lekko zezując w dół. Doskonale czuł w jakich zakazanych
rejonach błądzi jej dłoń.
Pokręciła zrezygnowana
głową i przerwała pieszczotę.
- No dobrze. I
tak mieliśmy porozmawiać na inny temat. Tych wszystkich morderstw.
- Dotarły do mnie
jakieś słuchy.
- Nie wierzę, że
to twoja sprawka.
Prychnął z pogardą.
Chociaż poniekąd miała rację.
- Raz mi się
zdarzyło – odchrząknął. – Ale reszta, to już nie ja. Dopiero miałem zacząć.
Najpierw twoja rodzina, jeden po drugim, a na samym końcu ty. W mękach i…
- Och, cicho
bądź! – I zamknęła mu usta pocałunkiem. Miała już dość wysłuchiwania w kółko o
planach zemsty. Tym bardziej, że kompletnie przestała wierzyć w ich realizację.
Wciąż był głodny
jej ust. Nadal smakował je, niczym najwytrawniejszy deser, oszołomiony ich
aromatem. Lecz tym razem nie zamierzał się ugiąć.
Odsunął
dziewczynę na pewną odległości i spojrzał na nią mrużąc oczy.
- Nie ma mowy –
powiedział złośliwie. – Dopiero na trzeciej randce. Nie jestem znów, aż tak
łatwym demonem…
Najpierw patrzyła
zdumiona, potem zaczęła się śmiać. Cmoknęła go w czubek nosa i wstała, z wciąż
rozbawioną miną.
- Dobrze, w takim
razie zapraszam cię na kolację, jutro wieczorem. Aha. Mieszkam teraz sama, tu
masz nowy adres. – Wyjęła z torebki wizytówkę i położyła na stoliku.
- Od kiedy?
– mruknął, przyglądając się ukradkiem jak usiłuje doprowadzić do porządku
podarte ubranie.
- Od jakiegoś
tygodnia. Jeszcze całkiem się nie zadomowiłam, ale i tak jest lepiej niż u
ciebie…
- Nie truj.
Posprzątam trochę w wolnej chwili.
- Czyli co?
Zrobisz miejsce na nowe butelki?
- Idź już lepiej i
mnie nie denerwuj!
- Będziesz jutro?
Wbiję się w szałową kieckę i seksowną bieliznę…
Po raz pierwszy
zauważyła, że po jego ustach błąka się coś na kształt uśmiechu.
- Myślisz, że to
ci pomoże?
- Od razu
wyskoczysz ze spodni – spojrzała szelmowsko.
- Mówiłem, że
jesteś napaloną suką.
Bez słowa,
usiadła mu okrakiem na kolanach i ujęła szczupłą twarz w swoje dłonie.
- Darenie, możesz
opowiadać, że marzysz o rozszarpaniu mi gardła, o krwawej zemście i tym
podobnych ekscesach. Możesz być wredny i uszczypliwy. Ale nigdy więcej, pod
żadnym pozorem, nie określaj mnie tym słowem. Zrozumiałeś?
- Bo co? Su…
Zasłoniła mu usta
ręką. Bardzo długą chwile patrzyła w pełne złośliwej satysfakcji oczy demona.
- Bo jeśli chcesz
się tak do mnie zwracać, to nie przychodź jutro. Ani nigdy później.
- Będę
mówił, co mi się podoba – burknął nieuprzejmie. Jednak opanował chęć nazwania
jej tak ponownie. Z trudem, ale dał radę. Bo Tanja wyglądała niezwykle poważnie
i miał wrażenie, że tym razem nie żartuje. – A teraz złaź ze mnie i wynocha!
- Uhm… Twa
niechęć jest niemal wyczuwalna – zażartowała. – Dokładnie tam – wskazała na
jego krocze.
- Wynocha, bo sam
cię wyrzucę! – wrzasnął nieoczekiwanie.
Wzruszyła
ramionami i chwyciła torebkę, a stojąc już w progu, posłała mu całusa.
Chwilę później o
zamknięte już drzwi uderzyła pusta flaszka. A za nią jeszcze kilka kolejnych.
link do części IV - klik
Uf,zaspokoiłaś na niedługi czas moją ciekawość.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością proszę o więcej :)
Ja tak samo jak przedmówca proszę o kolejne części losów Tanji i Darena:-)
OdpowiedzUsuńlubię ich:) czekam na POMYŁKĘ;)
OdpowiedzUsuńja też chcę Pomyłkę, ja też!
OdpowiedzUsuńświetna jest ta opcja dodawania kiedy Cię nie ma;)
mam nadzieję, że odpoczywasz i napelniasz głowę nowymi pomysłami;)
pozdrawiam,
LIA.
Zajebiste :-D
OdpowiedzUsuńŚwietne jak każde Twoje opowiadanie - mam tylko jedną refleksję. Mało prawdopodobne mi się wydaje zachowanie, kiedy matka jest w szpitalu i miała poważną operację, a zamiast być przy niej lub przynajmniej w jakiś sposób myśleć o niej, Tanja najspokojniej w świecie wędruje do Darena...:P Sama rozumiesz;)
OdpowiedzUsuńSłuszna refleksja :)))
OdpowiedzUsuńTeż miałam takie wrażenie, ale "Pechowa dziewczyna" to zaledwie wersja beta, jeśli mogę to tak ująć.
Teraz wiem, co mam poprawić w pierwszej kolejności.
Pozdrawiam