Korzystam z tego, że mam dostęp do neta i daję mały kawałek "Pechowej dziewczyny". Jutro jeśli mi się uda będzie "Spod ciebie...".
link do części III - klik
link do części III - klik
Pechowa dziewczyna (IV)
Już od dobrej
godziny stał w kompletnym bezruchu, wpatrując się w rozświetlone delikatną
poświatą, okna. Na szczęście czerwcowy wieczór był ciepły i pogodny.
Gęste krzaki
rosnące dookoła zasłaniały go przed ludzkim wzrokiem, choć właściwie ulica i
tak wyglądała na wyludnioną.
W dłoni ściskał
koronkowe majtki, znalezione, kiedy sprzątał bałagan pod kanapą. Podniósł je
teraz w górę i zatopił w nich twarz.
Pachniały Tanją.
Podnieceniem, pożądaniem, sokami jej wnętrza.
Zaciągnął się tym
zapachem, niczym narkoman najlepszymi prochami. Przymknął oczy i wyobraził
sobie dziewczynę. Nagą, leżącą na ogromnym łóżku, z szeroko rozłożonymi nogami,
ukazującą cudownie różową szparkę. Więcej nie potrzebował, by jego członek
błyskawicznie zaczął twardnieć.
Daren oparł się o
drzewo i zaczął masować krocze.
Randka? Kolacja?
Też coś! Już on jej pokaże, co o tym sądzi. Sam się zaspokoi, nie potrzebuje do
tego żadnej kobiety.
Albo nie!
Przerwał i z nienawiścią
spojrzał w okna mieszkania Tanji. Mógł to zrobić zupełnie inaczej. Na jego
ustach wykwitł ponury, pełen złośliwej satysfakcji uśmiech. Niech sobie czeka…
On tymczasem znajdzie inną chętną na seks.
Dziewczyna
siedziała przy stole, w zamyśleniu popijając czerwone wino. Czekała tak już
ponad dwie godziny. Gdzieś tam w środku, jakiś nieśmiały głosik szeptał, że
Daren nie przyjdzie. Pewnie tylko dlatego, żeby zrobić na złość.
Najpierw czuła
się zrozpaczona. Tyle starań i na nic. Potem zaczęła być po prostu zła. Co za
uparty, zawzięty dupek! Energicznie wstała i wyrzuciła zawartość talerzy do
kosza na śmieci. Kiedy nalewała sobie kolejną lampkę wina, zadzwonił telefon.
- Słucham? –
spytała, ze ściśniętym z emocji gardłem.
- Tanju kochanie,
dlaczego cię nie ma?
Przed dłuższą
chwilę czuła się ogłuszona. Gdzie niby jej nie ma?
- Ach! –
jęknęła nagle. Kompletnie zapomniała, że w zeszłym tygodniu dostała zaproszenie
na urodzinową imprezę organizowaną przez starego przyjaciela. Przez to
wszystko, całkiem wyleciało jej to z głowy.
- Zapomniałaś?
- Wcale, że nie.
Czekam właśnie na taksówkę – gładko skłamała, usiłując jednocześnie wykrzesać w
swym głosie entuzjazm. – Powinnam być za jakiś kwadrans lub dwa.
Jej rozmówca
roześmiał się.
- Oj, oj!
Pogniewałbym się na ciebie, gdyby było inaczej. Spytaj ochronę przy wejściu,
oni skierują cię do odpowiedniej loży.
Z ulgą odłożyła
słuchawkę. Dość czekania! Była zła, rozgoryczona i niesamowicie podniecona. Bo
przecież miała bardzo jednoznaczne plany co do dzisiejszego spotkania z
Darenem. Ale skoro nie przyszedł…
Z furią
zatrzasnęła za sobą drzwi i wsiadła do taksówki, która dopiero co podjechała. W
miarę jak się zbliżała do celu, plany krystalizowały się coraz wyraźniej.
- Cześć słonko! –
Szymon objął ją ramieniem i pocałował. Lekko, po przyjacielsku, ale wyraźnie
poczuła, jak ręką odważnie przesunął po jej ciele. Zawsze miała do niego
słabość, choć nigdy nie wiązała żadnych planów. Szymon był wysokim,
błękitnookim blondynem, który cieszył się szalonym powodzeniem u płci
przeciwnej. I nie tylko jego wygląd miał w tym swój udział. Jak widać
postanowił zapolować i na nią…
Ze śmiechem
mającym maskować zmieszanie, wręczyła mu butelkę wina i złożyła życzenia. Wciąż
obejmując ją w pasie, zaprowadził do nieźle już wstawionego towarzystwa, a
potem posadził na małej, dwuosobowej sofie i zajął miejsce tuż obok.
Przy pierwszym
drinku siedziała sztywno niczym kołek. Po czwartym z westchnieniem oparła się o
muskularną pierś mężczyzny, a po piątym pozwoliła mu na delikatne pieszczoty.
Miała straszną
ochotę na seks i buntowniczo pomyślała, że nieobecni tracą i skoro Daren nie
przyszedł, sam będzie sobie winny.
Szymon wyciągnął
ją na zewnątrz, proponując, aby odrobinę się przewietrzyli. Na tarasie
przycisnął do jednego ze słupów i łapczywie zaczął całować. Więcej nie było jej
potrzeba – to było niczym podpalenie lontu dynamitu. Objęła jego ramiona,
opasała biodra i z żarem odpowiedziała na te pocałunki.
- Aż taką masz
ochotę? – wyszeptał nieco rozbawiony.
- Gdybym mogła,
rozebrałbym cię już teraz – mruknęła.
- Nie znałem cię
z tej strony… Poczekasz chwilę? Pójdę tylko powiedzieć reszcie, że na godzinkę
się ulotnimy.
- Uhm. Ale szybko
wróć.
- Możesz być
pewna, że szybko wrócę…
Oparła się o
barierkę otaczającą taras. Za jej plecami dudniła muzyka, ale nie na tyle
głośno, by zagłuszyć dobiegające zza węgła okrzyki rozkoszy wydobywające się z
kobiecego gardła. Zaciekawiona nagle dziewczyna, pomalutku podeszła bliżej i
wyjrzała za róg.
Daren właśnie
jedną ręką rozpinał spodnie, druga brutalnie pieszcząc intymne miejsca swojej
przygodnej partnerki, gdy jego wzrok padł na osłupiałą ze zdumienia Tanję.
Przez krótką
chwilę ich spojrzenia się skrzyżowały, potem ujrzał w oczach dziewczyny
prawdziwą furię. Bez zastanowienia odepchnął od siebie jęczącą kobietę.
Ale ona nie
czekała. Odwróciła się na pięcie i zniknęła.
Z pośpiechem
zapinając spodnie, ruszył w ślad za nią, w duchu soczyście przeklinając. W
zasadzie to powinien być zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Ale zamiast
satysfakcji czuł gorycz i tak jakby… Nie potrafił tego nazwać, ale nie podobało
mu się.
- Zaczekaj –
syknął, zaciskając dłoń na jej ramieniu. Odwróciła się i z furią przywaliła mu
trzymaną w ręku, małą torebeczką.
- Za co? –
wrzasnął, chwytając się za znieważony nos.
- I ty się jeszcze
pytasz za co? – powiedziała. Tak wściekłej nie widział jej nigdy wcześniej. –
Bydlak!
- Suka! – Użył
tego słowa z całą świadomością. – Wredna, podła suka! – dodał widząc wyraz je
twarzy.
- Ach, tak? Skoro
tak twierdzisz! – Nie spodobał mu się, ani ten ton, ani harde, pełne złośliwej
radości spojrzenie. I słusznie, bo Tanja właśnie zgrabnie wślizgnęła się w
ramiona jakiegoś gogusia.
- Coś się stało?
– Szymon wyglądał na lekko zdezorientowanego.
- Ależ nic.
Możemy już iść?
- Kto to jest? –
Daren z nienawiścią spojrzał na wymuskanego blondyna. Nagle dotarło do niego,
jak musi przy nim wyglądać: nieogolony, brudny, w byle jakich ciuchach, a w
dodatku na bosaka, bo kompletnie zapomniał o butach.
Nie wziął tylko
pod uwagę tego, że był tak przesiąknięty erotyzmem, że mógł obdarować nim
kilkunastu takich jak ten.
Zgrzytnął zębami
i dał krok do przodu.
- Stary
przyjaciel. Bardzo dobry przyjaciel.
- To mnie
obiecałaś dziś kolację!
- Och, no patrz!
Całkiem zapomniałam – powiedziała równie
gładko, co nieszczerze.
- Chyba coś mi
umknęło? – Szymon postanowił wtrącić się do tej dziwacznej wymiany zdań.
- Nic, co miałoby
znaczenie. Idziemy. – Pociągnęła za sobą obejmującego ją mężczyznę.
Osłupiały demon
został pośrodku, wciąż trzymając się za poszkodowany nos.
Był wściekły jak
cholera!
A jednocześnie
czuł jakby… wstyd?
Jęknął. Znów? Co
się z nim dzieje, że nawiedzają go tak dziwaczne myśli?
A potem nagle
uświadomił sobie, co zamierzała Tanja. Ruszył biegiem i zatrzymał się dopiero
przed drzwiami jej mieszkania. Odetchnął głęboko i obiecał sobie w duchu, że
zabije tego drania, jeśli zdążyło do czegokolwiek dojść.
Potem z furią
walną pięścią w mały dzwonek, znajdujący się tuż przy futrynie. Kiedy to nie
przyniosło rezultatu, jeszcze raz uderzył, tym razem w gładką, drewnianą
powierzchnię drzwi.
Co oni tam do
cholery robią, że nie otwierają?
Podniósł dłoń,
ale nie zdążył uderzyć, gdy otworzyła najwyraźniej rozzłoszczona Tanja.
- Czego chcesz?
- Gdzie on jest?
– Bez pardonu wepchnął się do środka i ruszył na obchód mieszkania. Zaglądał w
każdy, choć najmniejszy kąt, usiłując nie zważać na ironiczne spojrzenie
dziewczyny.
- Ależ głupek z
ciebie – powiedziała po chwili, gdy już przestał szukać i stanął niezdecydowany
pośrodku pokoju.
- Co z nim
zrobiłaś?
- Zabiłam i zakopałam
w ogródku. Opanuj się! Odwiózł mnie do domu taksówką, czule pocałował na
pożegnanie i umówiliśmy się na jutrzejszą randkę.
- Pocałował cię?!
– ryknął rozwścieczony demon, ruszając w jej kierunku. – Pocałował cię?!
- Nie. Przeleciał
na tylnym siedzeniu…
- Nikt nie ma
prawa brać tego, co moje – wysyczał, chwytając ją brutalnie w objęcia i
unieruchamiając ramiona.
- Tego co twoje?
Padło ci na mózg czy co? I puszczaj, bo dzwoni telefon, muszę odebrać.
Wciąż wściekła,
wyswobodziła się i podeszła do małego stolika stojącego tuż przy drzwiach. W
kilku zdaniach zapewniła swoją mamę, która wciąż nie mogła się przyzwyczaić do
braku córki w rodzinnym domu, że wszystko jest w porządku.
Kiedy skończyła,
czuła, że jest tak napęczniała od negatywnych wrażeń, iż lada chwila wybuchnie
niczym wulkan. A potem jej spojrzenie padło na znieruchomiałego Darena,
patrzącego posępnym wzrokiem.
I wtedy się
rozpłakała. Usiadła w fotelu, otuliła się ramionami i pozwoliła płynąć
niepowstrzymanemu strumieniowi łez.
- Co znowu? – warknął
demon i kucnął tuż obok.
- Widzisz
podła bestio, co narobiłeś? Mieliśmy zjeść kolację, mieliśmy się kochać, pewnie
i też pokłócilibyśmy się z kilka razy. A ty co? Poszedłeś obrabiać pijane
panienki w pubie.
Kochać się? Z
nią? Musi coś z tym zrobić, bo ta dziewczyna doprowadzi go na skraj załamania psychicznego.
- Teraz dopiero
jesteś chętna?
- Byłam już przy
ostatnim spotkaniu. Tylko, że ty raczyłeś wdepnąć w potłuczoną butelkę.
Do diabła. Nie
musiała mu przypominać! Najchętniej po dawnemu zagroziłby, że ją zabije. Ale
obecnie, nawet w jego uszach brzmiało to komicznie. Usiadł tuż obok, na
podłodze i wpatrywał się ponuro we wciąż szlochającą Tanję. Doskonale zdawał
sobie sprawę, co powinien teraz zrobić. Ale to było takie trudne, tak cholernie
trudne…
- Przepraszam –
mruknął, odwracając głowę. – Tak jakoś samo wyszło. Chciałem cię rozzłościć, bo
wydawałaś się taka pewna siebie, gdy zapraszałaś mnie na dziś wieczór.
- Zrealizowałeś
plan doskonały. Jestem wściekła, rozżalona i zawiedziona.
- Przecież przeprosiłem
– ryknął nieoczekiwanie. – Wiesz, że zrobiłem to pierwszy raz w swoim życiu? A
ty znów jesteś niezadowolona!
Wzruszyła
ramionami.
- Co nie zmienia
faktu, że kiepsko ci poszło.
- Jak ja cię…
Ponownie przerwał
im dźwięk dzwonka, tym razem u drzwi.
Zaskoczona Tanja
otworzyła i na progu ujrzała szlochającą sąsiadkę z naprzeciwka.
- O Boże! Wiki,
co się stało? Czy dzieci?...
- Nie, to o mnie
chodzi. Chyba złamałam rękę. – Na potwierdzenie swych słów wyciągnęła przed
siebie spuchniętą kończynę.
Tanja delikatnie
ją obejrzała.
- Bez
prześwietlenia nie powiem na sto procent, ale na moje oko faktycznie jest
złamana. Dobrze, że jesteś ubrana, pojedziemy do szpitala. Założą ci gips i po
krzyku. Gorzej będzie później.
- Ale ja nie mogę
zostawić maluchów samych w środku nocy! – jęknęła Wiki, ocierając mokre policzki.
Była szczupłą blondynką, o wiecznie zmęczonej twarzy. Zresztą nic dziwnego,
przy piątce dzieciaków.
- Nie będą sami.
Daren z nimi zostanie. No już cicho, nie wydziwiaj, ręczę słowem, że sobie poradzi.
Idź po torebkę, my zaraz przyjdziemy.
Odwróciła się do
osłupiałego z nagła demona i chwyciwszy go za rękę, pociągnęła za sobą, do
mieszkania naprzeciwko.
- Oszalałaś! –
jęknął niespodziewanie.
- Nie. To potrwa
jakąś godzinkę do dwóch.
- Prosisz
demona, żeby pilnował gromadki zasmarkanych bachorów? – spytał z
niedowierzaniem. – Mnie?
- Chyba rzadko
miewasz do czynienie z dziećmi? – spojrzała na niego z ukosa.
- Zazwyczaj wtedy,
kiedy obgryzam ich kości.
- Poradzisz sobie
– uśmiechnęła się kpiąco. – A jakby co, to dzwoń po służby specjalne.
Wypchnęła za
drzwi wciąż wahająca się Wiki i już ich nie było. Daren z ponurą miną odwrócił
się i napotkał wzrok pięciorga wlepionych w niego oczu. Żadne z nich mu się nie
spodobało. Najstarsza była chuda dziewuszka, uczesana w dwa kucyki; potem
chłopiec o rozczochranej czuprynie i umazanej buzi, bliźnięta o identycznie
ogniście rudych włosach i wreszcie najmłodszy, ledwo co umiejący chodzić,
pyzaty malec o pucułowatych policzkach.
- No czego się
tak gapicie? – warknął.
- Mamusia
powiedziała, że się nami zaopiekujesz. Dasz nam jeść, poczytasz bajki. – Mała
blondyneczka rozchyliła w uśmiechu bezzębne usta. – I zmienisz pieluszkę
Jacusiowi, bo znów się zsikał.
- Jaką znowu
pieluszkę?!
- Jednorazową.
Mama chowa je w szufladzie, o tam! – Dziewczynka wskazała palcem niewysoką
komodę.
- A ja jestem
głodny! – Zakomunikował płaczliwie jej młodszy braciszek. – Chce bułę!
- Wujku Darenie –
aż otrząsnął się słysząc te słowa – puścisz nam bajkę? Ja chcę bajkę!
- A ja chce
ebatki w finyżance.
- Nieprawda,
ona w nocy pije mleko. Mamusia zawsze daje nam mleko jak się obudzimy.
- A Jacuś musi
mieć przewiniętą pupę, bo dostaje krostek od brudnej pieluszki.
- Cicho! –
wrzasnął, zaciskając dłonie w pięści. – Bo was zwiążę i zaknebluję szatańskie
pomioty!
- Mamusia nie
pozwala przeklinać w naszej obecności – powiedziała z urazą blondyneczka,
wydymając usta. – To bardzo brzydko.
Zgrzytnął zębami,
ale nie zdążył nic powiedzieć, bo w korytarzu rozległ się niesamowicie głośny
rumor. Poderwał się raptownie i wypadł z pokoju, niemal nie wyrywając drzwi z
zawiasów.
- Co do jasnej…
W potężnym
rumowisku siedział porządnie przestraszony jeden z brzdąców. Dookoła walały się
najprzeróżniejsze rzeczy, z pewnością uprzednio upchnięte w ogromnej szafie tuż
przy wyjściu.
- Marsz do
pokoju! – wrzasnął pełną piersią demon. – I jak któryś się stamtąd ruszy, to
nie odpowiadam za siebie!
Siedzący pośrodku
pobojowiska malec, ryknął nagle, zalewając się rzewnymi łzami. Po kilku
sekundach, zamienił ciągły ryk na chlipanie. Reszta przyglądała się temu z
zainteresowaniem. Daren z całej siły zacisnął zęby i policzył do dziesięciu.
Nie pomogło.
- Ty – wskazał na
najstarszą dziewczynkę – bierz smarka i marsz do salonu. Włączę wam bajkę i
pójdę przebrać gówniarza. I ani słowa – zastrzegł, widząc, że mała otwiera
usta, by wyrazić swą dezaprobatę odnośnie jego słownictwa. – No już, ruszcie
się!
Pół godziny
później otarł pot z czoła i zerknął w stronę sporej kupki zniszczonych pieluch.
Chwycił malca pod pachy i trzymając przed sobą niczym tarczę, wszedł do salonu.
Już przed progiem w jego nozdrza uderzył jakiś wstrętny swąd. W pokoju nikogo
nie było, tylko jakiś durny karzełek na ekranie telewizora, wygłaszał równie
głupawe kwestie.
W pośpiechu
wsadził chłopca do kojca i skierował się w stronę kuchni. Pchnął drzwi i
zamarł.
Szeroko otwarta
lodówka ziała pustką. Wyciągnięte z niej artykuły leżały dosłownie wszędzie:
nadgryzione owoce, pokruszone ciastka, resztki kiełbas i skrawki żółtego sera. Na
płycie elektrycznej kuchni skwierczało w rondelku przypalone mleko, zadymiając
pomieszczenie cuchnącymi kłębami. Na posadzce, na stołkach, na wszystkich
blatach, wszędzie widniały kupki obrzydliwej, różowej mazi.
„Jakim cudem oni
zdołali to zrobić w przeciągu tych marnych trzydziestu minut?” – pomyślał z
rozpaczą Daren, wpatrując się w siedzącą przy kuchennym stole czwórkę dzieci,
grzecznie kontynuujących konsumpcję, bez zwracania na niego zbytecznej uwagi.
A kiedy na
dodatek zobaczył jak mały rudzielec, z radosnym chichotem, pakuje sobie na
głowę ganek pełen dziwacznej, burej brei, z jękiem usiadł wprost na brudnej
podłodze.
Kolejną godzinę
zajęło mu doprowadzanie wszystkiego do względnego porządku. Dzieci zamknął w
ich pokoju, mając nadzieję, że przynajmniej tam nie uda im się niczego zepsuć
czy zbroić. Co za wstrętne, niegodziwe bachory! Takie to powinno się dusić jeszcze
w kołysce.
Zgrzytając
zębami, wyrzucił ostatnią partię śmieci i opadł na kuchenny taboret. Dopiero
teraz do jego uszu dobiegły radosne wrzaski całej piątki. Tknięty złym
przeczuciem zerwał się miejsca i gwałtownie otworzył zakluczone drzwi.
W pokoju pełnym
latającego w powietrzu pierza i wszechobecnej sadzy, biegało kilka sztuk
czegoś, co po dokładnej analizie, okazało się pięciorgiem jego podopiecznych.
No tak, kompletnie zapomniał o starych kaflowych piecach, pełnych różnych
śmieci… Poza tym sadza była tłusta, a pierze wyjątkowo czepliwe. W rezultacie
dało to wyjątkowo ciekawy i niecodzienny efekt…
link do części V - klik
extra
OdpowiedzUsuńZnakomicie rozkręciła fabułę
OdpowiedzUsuńHaahaha~ myślałam, że padnę! Genialne te dzieciaki. Czekam z niecierpliwością na kolejne opowiadania <3
OdpowiedzUsuńDo tej pory pechowa dziewczyna jakoś nie przekonywała mnie do siebie. Ale tym opowiadaniem zmieniałaś moje nastawienie :-) Konfrontacja Darrena z dzieciakami z piekła rodem rozłożyła mnie na łopatki. Czekam z niecierpliwością na "spod ciebie..." Mam cichą nadzieje na happy end
OdpowiedzUsuń