Powiem Wam tylko, że w planach na święta nie miałam anginy... Ciężkie święta, szkoda gadać. W każdym razie do końca tygodnia raczej nie będzie niczego, bo muszę nadrobić braki w wielu dziedzinach. Takie pranie to za chwilę zacznę liczyć w tonach ;-))
Do "zobaczenia" więc w przyszłym tygodniu. A Davyana i Darię wykańczamy, zresztą end był już napisany od dawna i tylko czekał na połączenie z resztą tekstu. Taki mój stary sposób pisania... :-D
Babeczka
Do piekła i z powrotem (XIX)
– Obudź się
śpiochu. – Ciepły oddech pieścił jego ucho, a seksowny tembr głosu pobudzał. –
Pora wstać!
Mruknął coś niewyraźnie
i usiadł. Tuż obok miał Omenę, półnagą i chętną. Ale wcale nie miał na nią
ochoty.
– Długo? – spytał
ziewając.
– Prawie dwanaście
godzin. Ale poradziliśmy sobie bez ciebie i…
– Jak to
poradziliście? – błyskawicznie otrzeźwiał. – W czym?
– Gracjan znalazł
odpowiedniego człowieka. Teraz wystarczy że…
– Nie! – wrzasnął,
wyskakując z łóżka. Czarownica zmarszczyła z niezadowoleniem brwi. – Sam to
zrobię – dodał szybko.
– Nie powinieneś.
To ma być męski potomek jednego demona, nie dwóch.
– Miałem na myśli
jej pojmanie – mruknął Davyan, drapiąc się po brodzie. – Resztę zostawię wam.
– No nie wiem –
wstała, przyglądając mu się z powątpiewaniem. – Dziwnie się zachowujesz od
powrotu. Nie zakochałeś się, aby w tej dziewczynie?
Mało brakowało, a
ukatrupiłby cholerną czarownicę na miejscu. Głównie dlatego, że tak trafnie
zgadła. W zamian za to, chwycił ją za gardło i brutalnie przycisnął do ściany.
– Podłe
insynuacje! – wysyczał. – Macie nie wchodzić mi w drogę, zrozumiano?
– Zapomniałeś, że
jesteśmy po tej samej stornie? – wychrypiała, z trudem łapiąc powietrze. –
Pamiętaj, co przysięgałeś swojemu ojcu.
– Ja tu ustalam
zasady. Też to sobie zapamiętaj! – Jeszcze mocniej zacisnął palce, a potem
niespodziewanie poluzował uchwyt. Ziewnął obojętnie, nie zwracając uwagi na
kobietę o poczerwieniałej twarzy. – Jest coś do jedzenia?
– Jest. W kuchni.
Faktycznie, lodówka
wyglądała nawet na nieźle zaopatrzoną. Po raz pierwszy pomyślał z uznaniem o
skośnookim czarnoksiężniku. Wyjął butelkę z sokiem pomarańczowym, przystawił ją
do ust i odwrócił się, z zamiarem zajęcia miejsca przy stole.
I wtedy zastygł w
bezruchu. Ujrzał tam bowiem kogoś, kto nie miał prawa się tutaj pojawić.
– Jak?... –
wykrztusił z siebie oszołomiony Davyan.
– Czasami jest
więcej niż jedna boczna furtka – odpowiedział siedzący przy stole mężczyzna,
uśmiechając się szeroko. – Mam swoje sposoby. Poprzednim razem też mnie tu nie
zapraszano, a jednak udało mu się pojawić w tym świecie.
– Czego chcesz
gnido? – warknął poirytowany demon. Jeszcze mu tutaj brakowało tej gadziny,
która wypełzła z najgłębszych czeluści jego świata. Cholerny Daridus!
– Władca się
niecierpliwi.
– Też mi nowość –
wzruszył ramionami, dopijając sok. – Mamy nowy plan, bo stary okazał się
niemożliwy do realizacji.
– Wiem. Zostałem
we wszystko wtajemniczony, gdy ty spałeś – odparł tamten ze śmiechem. –
Pomyśleć, spałeś! Ciekawe czy stałeś się na tyle śmiertelny, aby można cię było
zabić?
– Chodź i spróbuj!
– Davyan zmrużył oczy, obnażając zęby. Jak on nie cierpiał tego skurwiela!
Mącący i wiecznie włażący w dupę wazeliniarz. Daria miała trochę racji mówiąc,
że ich światy aż tak bardzo się od siebie nie różnią. – Zobaczymy, kto z nas
jest silniejszy.
– Nie wygłupiaj
się. Jesteś przecież synem mego Władcy. – Czy mu się wydawało, czy usłyszał w
tych słowach wyraźną ironię? Mniejsza z tym, teraz należy się dowiedzieć, w
jakim celu zjawiła się ta łajza.
– I radzę ci o tym
nie zapominać.
– Nie zapominam.
Nigdy. Gdzie dziewczyna? – Daridus raptownie zmienił temat.
– Nie twoja
sprawa. Pójdę po nią, a wy wszystko przygotujecie.
– Ty pójdziesz? –
Demon zmrużył oczy. – Daruj Davyanie, ale lepiej będzie jak zostaniesz.
Cuchniesz seksem. I nią. A dwa dodać dwa zawsze daje cztery.
– Nie jestem
Darenem! – warknął tamten.
– On miał większe
doświadczenie, a poległ.
Davyan podszedł bliżej,
kładąc dłonie na stole i oparłszy się, spojrzał prosto w oczy przeciwnika.
– Ja nie polegnę –
oświadczył stanowczo. – Przyprowadzę ją i osobiście się zajmę realizacją planu.
Jeśli wejdziesz mi w drogę, to odeślę cię tam, skąd przybyłeś z prędkością
światła. Zrozumiałeś czy coś jeszcze mam wytłumaczyć? – wysyczał z wściekłością.
– Masz godzinę. –
Daridus uśmiechnął się szeroko, ze słabo maskowanym lekceważeniem. – Potem cię
znajdę i jeśli zdradziłeś, to wiesz, jak to się skończy?
– Grozisz mi?
– Nie, stwierdzam
to, co oczywiste.
Davyan wyprostował się.
Godzinę? Akurat! Pewnie ten gad już kogoś wysłał do mieszkania dziewczyny. Może
czarnoksiężnika i wampira, bo nie wyczuwał ich obecności w pobliżu. Cholera!
Jak w ogóle zdołał przeniknąć przez zamkniętą bramę? Ten idiota druid twierdził
przecież, że to niemożliwe. Kadyia również. Więc co się stało?
Później, pomyślał niecierpliwie,
wciągając buty i sięgając po kurtkę. Biegł po zaśnieżonych polach, nie zważając
na wiatr, który dmuchał mu prosto w twarz. Po ulicach, na których ze względu na
śnieżną zawieruchę, niewielu było przechodniów. Był wściekły, rozdrażniony i… Sam
już nie wiedział, co powinien zrobić. Jednego był pewien – nie da jej tknąć
nikomu obcemu.
Przystanął na
niewielkim ganku. Zerknął przez okno, ale nic poza blaskiem z palącego się
kominka nie zobaczył. Z wahaniem zapukał, jednocześnie otrzepując z śnieg,
którym był pokryty. A kiedy otworzyła Daria, poczuł taką ulgę, że mało
brakowało, a by się przewrócił.
– Jesteś sama? –
spytał czujnie i bez oczekiwania na pozwolenie wpychając się do środka.
– Był Gracjan –
odparła ostrożnie. Wyglądała na przygnębioną. Włosy w nieładzie, oczy
zaczerwienione, otuliła się grubym swetrem, patrząc na niego ze smutkiem.
– Czego chciał?
– W sumie to nie
wiem, bo ledwo otworzyłam, powiedział, że ma coś pilnego i odszedł.
– Jego szczęście –
mruknął Davyan, przekrzywiając głowę. Nasłuchiwał. Węszył. Użył wszystkich
swoich zmysłów, całej dostępnej mocy, aby wybadać, czy ktoś ich nie obserwuje.
– Wezwij druida. Tylko szybko, bo nie mamy czasu.
– Aleksandra? –
zdziwiła się, kierując do salonu, gdzie na kominku płonął ogień. – Teraz?
– Teraz, teraz –
potaknął zniecierpliwiony Davyan. – Na dalej! Nie stój tak jak słup soli, tylko
działaj!
– Dziwnie się
zachowujesz – mruknęła. Bo faktycznie, demon wyglądał na nieco przestraszonego
i mocno podenerwowanego. Po wejściu tylko raz omiótł ją bacznym spojrzeniem, a
poza tym wyglądał jakby w każdej chwili spodziewał się… Ataku?
– Davyan –
podeszła bliżej i ośmieliła się wyciągnąć dłoń i dotknąć jego zmarzniętego
policzka. – O co chodzi?
– O ciebie. Kiedy
ten cholerny druid się zjawi?
– Zazwyczaj
zajmuje mu to około pięciu minut.
– To nadaj
priorytet i niech się pośpieszy. Sam nie dam im wszystkim rady.
– Im?
– Tatuś wysłał
posiłki – warknął nerwowo.
– Darena? – Daria
zamarła zaskoczona, a jednocześnie poczuła, jak jej serce rusza do morderczego
galopu. – Mojego ojca?
– Nie. Mamy taką
dyżurną gnidę, która zawsze się prześlizgnie, wszędzie się wkręci. Teraz też się
pojawił i wie… – Demon gwałtownie umilkł, zezując na nią z niechęcią. – Wie, że
cię przeleciałem.
– I niby w tym
węszy jakiś podstęp? – Daria z rozmysłem pieściła jego policzek, muskała
palcami zmarznięte usta. – Wytłumacz mi proszę, bo coraz mniej z tego rozumiem.
Dobrze, zdaję sobie sprawę, że z waszego wielkiego planu podboju tego świata
chyba nic nie wyjdzie, ale…
– Jeszcze
zobaczymy!
– Davyan!
– No co? –
warknął.
– Ty kłamczuchu. –
Jak długo można wytrzymać, gdy ma się na wyciągnięcie ręki ukochanego mężczyznę?
No dobra, demona. Wspięła się na palce i pocałowała go. Lekko, z czułością. Nie
odepchnął jej z krzykiem, nie zaprotestował. Miękko wbił się w jej wargi,
otulił ramionami. Jakby nie było między nimi tej ostatniej rozmowy. Jakby nie
wylała z tego powodu całego wiadra łez. Daria uśmiechnęła się, a potem oderwała
od coraz bardziej głodnych ust demona.
Nie zdążyła nic powiedzieć,
bo w pokoju rozległ się dość jednoznaczne chrząknięcie.
– No co? – Davyan spojrzał
spode łba na krępego druida. – Biorę co moje.
– I po to mnie
wezwałaś? – Aleksander spojrzał z ciekawością na dziewczynę. Raczej nie
wyglądało, żeby potrzebowała pomocy.
– On kazał –
odparła krótko. – Bredził coś o posiłkach z piekła rodem.
– Posiłkach? To
raczej niemożliwe.
– Taaa… A w mojej
kuchni siedzi Daridus. No, teraz to pewnie krąży już gdzieś nieopodal – dodał z
ironią Davyan.
– Daridus? – Druid
zbarczył brwi. – A niby jakim cudem miałby się przedostać przez moje
zabezpieczenia?
– A skąd do
cholery mam wiedzieć? Zabierz ją – wskazał na milczącą Darię – tam gdzie
chłopaka. Ci kretyni uknuli nowy plan. Ma zajść w ciążę i dać im męskiego
potomka Darena.
– Dosyć
czasochłonne – powiedział z namysłem Aleksander.
– Jakie tam czasochłonne.
Kto powiedział, że bękart musi się urodzić?
– Uh! – Daria aż
zasłoniła usta dłonią. Oczywiście wykorzystała też okazję, by wtulić się w
ramiona demona. – Ohyda. Nie zgodziłeś się, prawda?
– A niby co tu
robię? – wrzasnął poirytowany. Nie odepchnął jej jednak, a przytulił. Szczerze
mówiąc nie bardzo miał ochotę na rozstanie. Na powrót do domu, tego prawdziwego
domu, jeszcze mniejszą.
– Dobrze – druid westchnął
ciężko. Zastanawiał się, czy to nie podstęp, aby dowiedzieć się, gdzie tak
naprawdę schronił się Alex. – Ale ciebie nie zabieram. Zostajesz tutaj.
– Dlaczego? – Daria
spojrzała na niego z prawdziwym żalem. – Przecież domyślą się, że to on
pokrzyżował ich plany.
– Swoje własne
również. Chodź, idziemy. Nie ma czasu do stracenia.
– Zabrałabym kilka
drobiazgów…
Davyan uniósł czujnie
głowę.
– Nie! – syknął gwałtownie
wciągając powietrze. – Znikajcie, ale już!
Już miała
zaprotestować, gdy demon brutalnie chwycił ją za kark i ogłuszył. Potem wepchnął
w ramiona nieco zaskoczonego druida.
– Bierz ją i
znikaj – rozkazał. – Bez balastu sobie poradzę.
Wyglądał przy tym tak
ponuro, że Aleksander o mało co nie roześmiał się w głos.
– Te kobiety
jednak coś w sobie mają – mrugnął do demona. – Pech bywa dziedziczny. Ale nie
martw się, zaraz przyślę dla ciebie posiłki.
Dziedziczny? pomyślał z
niesmakiem Davyan. Posiłki? Zresztą, co mu tam. Bo przecież do domu już raczej
nie wróci…
***
Davyan rozejrzał się po
pustej, zimnej chacie.
Przybył tutaj ponad
miesiąc temu. Żądny krwi, pewny zwycięstwa. A poniósł tak sromotną klęskę. Nic
mu nie zostało. Kadyia zginęła w wypadku. Omena złożyła broń, wycofując się z
walki. Czarnoksiężnik również, chociaż z większym oporem. Gracjan zamienił się
w gustowną kupkę popiołu, a Daridus został przepędzony tam, skąd przybył. Davyan
wzdrygnął się ze strachem. Gnida czy nie, ale nie chciałby być teraz w jego
skórze. Władca z pewnością dostał szału, gdy dowiedział się o zdradzie syna. Co
prawda miał jeszcze z dwie setki podobnych mu bękartów, ale w końcu to jego
wybrał do tej zaszczytnej misji. Pewnie nie spodziewał się, że kolejny demon
wpadnie w sidła ludzkich uczuć.
– Ja pierdolę! –
sapnął z oburzeniem. – Totalnie mi odbiło! I spartoliłem całą moją przyszłość!
– Nie przesadzaj…
Drgnął gwałtownie, chociaż
już tyle dni czekał na jej powrót. Powoli się odwrócił. Daria stała na
wyciągnięcie ręki, uśmiechnięta, radosna i taka cholernie pociągająca, że od
razu zakręciło mu się w głowie. No dobrze, w zasadzie to drgnęło jeszcze w
innym miejscu.
– No i co?
Zostajesz?
Gapił się na nią
wyjątkowo ponurym wzrokiem.
– Głupie pytanie!
– warknął. – Jakbym miał wybór!
– Zawsze będziesz
go miał. Poza tym mnie nie chodziło o ten świat – wspięła się na palce,
opierając podbródek o jego pierś. Z niezwykłą powagą patrzyła w oczy o
pionowych źrenicach i kolorze nieba przed burzą. Na szczupłą twarz, usta, które
tak uwielbiała całować. Niby wiedziała, co siedzi w jego głowie, a jednak z
drugiej strony czuła niepokój. Lecz mimo tego była taka stęskniona, tak
cholernie stęskniona.
– Pytałam się, czy
zostajesz ze mną?
Davyan skrzywił się z
irytacją. Czy ona musiała być tak bezpośrednia? Oczywiście, że chciał z nią
zostać. Jakakolwiek ucieczka byłaby bez sensu, bo bardzo szybko by wrócił.
Pragnął jej obecności, chciał ją pieprzyć na wszelkie możliwe sposoby i co tu
dużo ukrywać, był wściekle zazdrosny na horyzoncie pojawiał się inny samiec.
Gdyby wierzył w te ludzkie bzdury o uczuciach, to może nawet powiedziałby, że
coś…
– A kochasz mnie?
– Zadała kolejne kłopotliwe pytanie.
– Daj mi spokój! –
zdenerwował się. Kapitulacja była koniecznością, ale chociaż się trochę nad nią
poznęca. Jakieś pozory w końcu trzeba zachować.
– Trudno! –
westchnęła, aż jej podwiało kilka kosmyków włosów. – Spodobał mi się taki jeden
początkujący adept, którego szkoli Alex. Ja jemu chyba też. I nie zgrzytaj tak
zębami, bo ci powylatują.
– Wstrętna baba!
Zawsze musisz uprzedzać fakty?
Wyprostowała się i
pogroziła mu palcem.
– Za tą wstrętną
babę, to ja się z tobą jeszcze policzę! Tatuś kiepsko cię wychował.
– Tatuś nauczył
mnie jak równo lać i patrzeć czy puchnie – odparł złośliwie. Potem z ciężkim
westchnieniem, na powrót przyciągnął ja ku sobie, obejmując ramieniem i
opierając czoło o jej czoło. – Zostaję, o ile przyjmiesz pod swój dach
bezdomnego, wiecznie napalonego demona.
– A za ten dach
nad głową zapłacisz w naturze? – zażartowała, czując jak wzruszenie ściska ją w
gardle. Obie dłonie położyła na jego ramionach. I patrzyła prosto w oczy o
kolorze grafitowego nieba, o pionowych, jak u kotów źrenicach, na wąskie usta,
który tyle razy ją całowały. Zdradziecka łza wymknęła się spod powieki, ale
nawet próbowała jej zetrzeć.
– Naprawdę
zostaniesz? – wyszeptała.
– Tak. Nie
wiedziałaś tego?
– Z tobą niczego
nie można być pewnym – uśmiechnęła się nieśmiało. – W końcu jesteś demonem.
– Sama mówiłaś, że
aż tak bardzo nie różnimy się od ludzi.
– No właśnie… To
kochasz mnie czy nie? – Od razu powróciła do najbardziej interesującej ją
kwestii. Po tym wszystkim, co między nim zaszło, w końcu chciała to usłyszeć.
– Podnieciłem się
– wymruczał, pokrywając drobnymi pocałunkami jej twarz.
– Davyan! To dla
ciebie normalny stan, więc nie zmieniaj tematu. Zadałam ci pytanie.
– Jak powiem, że
nie, to nic z bzykanka? Długo poszczę. Od naszego pierwszego i ostatniego razu
minął prawie tydzień.
– Davyan!
Uniósł głowę, patrząc
na nią z łobuzerskim błyskiem w oczach. Mętnie pomyślał, że ta władza nad
światem była jednak przereklamowana.
– Zależy mi na
tobie. – W końcu coś z siebie wydusił. - Zdradziłem własnego ojca, własną rasę.
Poniekąd samego siebie. Więc idziemy do sypialni i…
– Do tej od trupa?
– jęknęła, gwałtownie zieleniejąc. – Nigdy w życiu! Jest salon, kuchnia.
Ostatecznie możesz mnie nawet brać na śniegu. Byle nie w tamtym pomieszczeniu.
– Przecież jest
posprzątane. – Jego ruchliwe dłonie wślizgnęły się pod lejący materiał
sweterka. – Na śniegu mówisz? Na samą myśli mi staje.
– W to nie wątpię –
pokiwała głową z dezaprobatą. – Pójdziemy do mnie. Przedstawię cię mamie,
porozmawiamy na temat pewnych twoich nawyków i przyzwyczajeń.
– Nie! – Mało
delikatnie przycisnął ją do ściany, podwijając sweter do góry. Jego oczom
ukazały się dwie cudowne półkule, obleczone w koronkowy materiał, jędrne, z
wyraźnie sterczącymi sutkami. Od razu wtulił w nie twarz.
– Davyan! Czy ty
mógłbyś myśleć o czymś innym niż seks?
– Patrząc na twoje
cycki, to nie – mruknął. – Zrobimy tak. Wezmę cię z kilka razy, tradycyjnie, od
tyłu i co tam jeszcze przyjdzie mi do głowy. A potem możemy rozmawiać z kim
chcesz, i o kim chcesz.
Co tu dużo mówić. To
był koniec. Nie miał w sobie siły, aby znów się opierać. Może to przez jej
oczy? Dostrzegł w nich odbicie swych własnych pragnień, ludzką nieśmiałość i
erotyzm pochodzący od demonicznej części jej osoby. Zresztą, czy to ważne?
Zrezygnował z tak wielu rzeczy, aby móc tylko znów chwycić ją w ramiona.
– Jesteś
niepoprawny.
– To źle? – Na chwile
przerwał, aby unieść głowę i złapać jej spojrzenie.
– Nie. Wiesz że
czeka nas mnóstwo pracy? Seks to nie wszystko.
– Daj już spokój.
No dobrze, trochę cię tam ko… kocham – wykrztusił z siebie z wyraźnym oporem. –
Czy teraz możemy przejść do konkretów?
– Kłamczuch –
roześmiała się głośno. – Akurat teraz mówisz to, co chciałabym usłyszeć z
jednego powodu.
– Bo zwieję do
piekła! – zagroził. – Miałem plan, miałem misję i co? Żebrzę teraz o zwykły
numerek.
– Zwykły? –
spytała przeciągle. – Nie powiedziałabym.
Potem ujęła jego głowę
w obie dłonie i sama przyciągnęła do prawie nagiego biustu. W zasadzie to
powinna się przestraszyć jego zachłannego, dzikiego wyrazu twarzy, szaleństwa w
oczach, rosnącego w tak zawrotnym tempie pożądania. A ona stwierdziła tylko
nieco filozoficznie, że na wszystko przyjdzie czas. Na słowa o miłości również.
Oczywiście, będzie się zapierał, drwił, złościł. Ale fakty pozostawały nieubłagane.
Nie pozwolił, aby stała się jej krzywda. Zdradził dla niej swojego ojca, władcę.
I jakoś nie wyglądał na załamanego z tego powodu. Wręcz przeciwnie, nadal
myślał tylko o jednym…
Bo biedny demon od
samego początku czegoś nie wziął pod uwagę.
Że „pech” bywa
dziedziczny.
koniec
Babeczko, wracaj szybko do zdrowia :) Zakończenie fantastyczne i co najważniejsze to szczęśliwe, a nie smutne, jak podejrzewalismy :D
OdpowiedzUsuńTo święta faktycznie Cię wymeczyly, a co do opowiadania to właśnie o takim czymś myślałam :)
OdpowiedzUsuńMam niedosyt!
OdpowiedzUsuńsuper babeczko!
OdpowiedzUsuńCudowne😍
OdpowiedzUsuńOpowiadanie super, ale jednak mam duży niedosyt co do zakończenia. Za szybko to wszystko się potoczyło. No i gdzieś tam miałam nadzieję, że jednak pojawi się uwielbiany przeze mnie Daren 😯
OdpowiedzUsuńMyślałam, że dodasz też Darena do akcji. Ogólnie opowiadanie wyśmienite:)
OdpowiedzUsuńSzkoda ze juz koniec :( tak ich polubiłam :D
OdpowiedzUsuńEjjj no, jak to tak???? Przegapiłam cos? To Tanja i Daren nie będą razem?? No nie Babeczko, weź dopisz cos jeszcze, jak happy end to prawdziwy happy end. Btw zdrowka życzę, wyzbieraj sie szybciutko z zaległości :-*
OdpowiedzUsuńBoskie 😍😍😍
OdpowiedzUsuńPopłakałam się z radości, może to ciąża, a może jednak to opowiadanie :D kocham Cię Babeczko :*
OdpowiedzUsuńBłagam, mniej fraz "z piekła rodem".
OdpowiedzUsuńSuper! Będzie kontynuacja opowiadania "On"? Jestem bardzo ciekawa ciągu dalszego :)
OdpowiedzUsuńJutro koniec przerwy :-)
OdpowiedzUsuńTak z innej beczki - zna ktoś może seriale tego typu albo książki pisane na podobnej zasadzie? Chyba się wkrecilam :D
OdpowiedzUsuńA czy skończysz opowiadanie "ON" bo jestem strasznie ciekawa co dalej
OdpowiedzUsuń