Do piekła i z powrotem (VIII)
– Widzę, że nie
zdziwiłeś się, kiedy powiedziałam o bracie. Wiedziałeś, prawda?
– Tak.
– Ciekawią mnie
twoi sojusznicy. Bo chyba masz jakiś?
– Miałem –
wykrzywił usta z goryczą. – Całkiem niezła była z niej wiedźma. To ona mnie
tutaj sprowadziła.
– Była?
– Ciężarówka ją
potrąciła. No i z czego się śmiejesz? – spytał z wyraźną niechęcią. – Macie
przecież takie przysłowie, że nieszczęścia chodzą po ludziach.
– Poza nią nie
masz nikogo? – zmieniła temat, z trudem opanowując wesołość.
– Nie.
– Niech zgadnę.
Nie możesz wrócić i nie chcesz tu zostać. Słowem, masz przerąbane!
– Coś w tym
rodzaju – mruknął, wpatrując się w dno kubka. – Ale to przejściowe kłopoty.
Nie umiał kłamać.
Gorzej. Był w tym naprawdę kiepski. Siedział w tym fotelu, taki skulony, ponury,
ze smętną miną gapiąc się w nieokreślony punkt. Tak naprawdę to szczerze mu
współczuła. Oczywiście, nigdy nie powiedziałaby tego na głos, bo dostałby
prawdziwego szału, ale naprawdę to właśnie czuła. Był tu obcy, zupełnie sam,
odcięty od miejsca, które nazywał domem.
– Nie możesz
znaleźć innej wiedźmy?
– Ta była silna,
bardzo silna. Nawet twój druid nie dałby jej rady.
– Niezupełnie mój,
ale wiem, o co chodzi. A teraz – podniosła się strzepując niewidzialny pyłek z
nogawki spodni – chcesz jeszcze herbaty?
Skinął głową. Wciąż
czuł dziwny ciężar w żołądku. Wczorajszy dzień wypadł fatalnie. Kiepski, przynoszący
jedynie chwilową ulgę seks. Potem obżarstwo zakończone… Aż się wzdrygnął na
samo wspomnienie. Nigdy więcej żadnego ciasta! Jego dieta składała się głównie
z mięsa i to surowego, więc niech tak zostanie. Zerknął na wychodzącą dziewczynę.
To takie dziwne, że właśnie ona się nim zajęła. Nie bała się, nie panikowała,
nie wezwała na pomoc tego parszywca z jego ekipą. Absolutny spokój i nieco
rozbawienia. Wykapana matka, pomyślał z niechętnym podziwem. Ona również nie
traktowała Darena jak wroga. Gdy uświadomił sobie sens własnych myśli, mało
brakowało, a zerwałby się z miejsca i uciekł. Co te baby w sobie miały, że
ulegał im każdy demon? Przecież Daridus też musiał się poddać i nie wykonał
powierzonego mu zadania.
– To pewnie ten
pech – mruknął, kładąc się na łóżku. Nie miał jednak siły na ucieczkę. Czuł się
słaby, jakby ktoś wyssał z niego całą energię. Poza tym ta pościel tak pięknie
pachniała, a materac był taki wygodny. Herbata przyniosła odrobinę ulgi
zbolałemu żołądkowi i w zasadzie Davyan był po prostu zmęczony. Tak po ludzku.
Zdawał sobie sprawę, że to nie dobrze, iż w coraz większym stopniu przypomina
człowieka, ale w tej chwili miał to głęboko w poważaniu. Chciał się przespać.
Potem zerżnąć tę dziewczynę i zrealizować swój szalony plan. Dokładnie w tej
kolejności. Najpierw spanie, pomyślał, zamykając oczy. I szybko pogrążył się w
czymś w rodzaju letargu, nie czekając na powrót Darii.
Kiedy więc wróciła,
Davyan leżał na łóżku, rozciągnięty jak długi, z nosem wtulonym w jaśka i
rytmicznie pochrapywał. Odstawiła kubek i położyła się obok, na prawym boku,
tak, aby móc obserwować jego twarz. W zasadzie połowę twarzy, tę, której nie
zasłaniała poduszka. Patrzyła i tysiące myśli przewijało się przez jej głowę. W
końcu powoli uniosła ramię i dotknęła dłonią szorstkiego policzka, pogładziła
spocone czoło. Poruszył się, ale nie ocknął. Wymamrotał coś niezrozumiałego,
być może w swoim języku, a być może po prostu go nie zrozumiała. Potem palcem
wskazującym przesunęła po spierzchniętych wargach.
Jak na demona, który
miał doprowadzić do zguby ten świat, wyglądał wyjątkowo niewinnie. Musiał się
nieźle struć tym sernikiem, skoro przez cały ten czas ani razu nie zachował się
agresywnie. Owszem, wściekał się, ale tylko to.
– I co ja mam z
tobą zrobić? – wyszeptała. Zdawała sobie sprawę, że powinna wezwać Aleksandra.
Lecz przecież nie teraz. Zrobiłby z biednego demona mokrą plamę, a tego
przecież nie chciała. Zresztą, sama nie wiedziała czego chce. Pomyślała o
swoich rodzicach i posmutniała. Nie pragnęła ani takiego losu, ani takiej
miłości. Przytuliła dłoń do szczupłego policzka Davyana, a potem bardzo
ostrożnie się do niego przysunęła i pocałowała rozchylone wargi Sądziła, że nie
zareaguje, ale się pomyliła. Leniwym ruchem przyciągnął ją ku sobie i nagle
znalazła się na plecach, przygnieciona silnym, męskim ciałem, z ustami, które
brutalnie wpijały się w jej wargi. Patrzyła w oczy koloru nieba przed burzą,
pełne obcych, na wpół skrywanych pragnień, na kiełkujące w nich pożądanie, na
odrobinę zagubienia. Czuła na swej skórze niecierpliwe palce, zdążające prosto
do celu. Rozchyliła nogi, a później uniosła je, oplatając jego plecy. I poczuła
też… Głośno zajęczała. Pojawiło się całkiem nowe pragnienie, aby znalazł się w
jej wnętrzu, aby eksplodował tam w środku i podarował jej rozkosz, której
przedsmaku właśnie zakosztowała. Prężyła się i wyginała, paznokciami żłobiąc na
skórze demona krwawe pręgi. Pragnęła go z siłą, która ją przerażała, lecz
jednocześnie nie potrafiła się jej oprzeć.
Nagle Davyan zamarł,
unosząc głowę i usiłując uspokoić oddech.
– Co się stało? –
spytała wbrew sobie zaniepokojona.
– Ja… – stęknął. –
Muszę do łazienki.
– W takiej chwili?
– roześmiała się. – To idź.
Zerwał się i prawie
potykając o własne nogi, wypadł z pokoju. Usiadła na łóżku, dziękując siłom
wyższym za taką interwencję. Boże! Nie przypuszczała, że tak szybko może
skapitulować. Oparła się o wezgłowie i siedziała, patrząc na krajobraz za
oknem. Niezbyt długo, bo wkrótce wrócił demon, jeszcze bledszy niż kilka minut
temu.
– To najgorsze, co
mnie w życiu spotkało – wyjąkał. – Mogę zostać? Nie mam siły…
Nawet nie czekał na
odpowiedź. Zwalił się ciężko na łóżko, ale tym razem w taki sposób, że zarył
nosem prosto w jej piersi.
– Dobre i to –
wymruczał, podczas gdy zaskoczona dziewczyna patrzyła na czubek jego głowy.
Poczuła również, jak objął ją w pasie ramionami, po czym znieruchomiał. – Cycki
masz cudne. Kiedyś się na nie spuszczę…
Ostatnie słowa były
wypowiedziane prawie szeptem.
***
– Ja tu wracam do
domu, a ty śpisz sobie z moim przyszłym katem w objęciach! – Alex latał po
pokoju, żywo gestykulując. Daria siedziała na kanapie z podwiniętymi nogami i
miną pełną winy.
– To po co
wracałeś?
– Miałem zabrać
jeszcze kilka potrzebnych rzeczy. I co zobaczyłem?! Co?! – grzmiał.
– Gówno – odparła
poirytowana. – Chłopak struł się sernikiem, musiałam go poratować.
– Ty chyba całkiem
oszalałaś! Struł się?! Demon?! I dlatego wylądował w twoim biuście?
– Chciał się
przytulić…
Takiej pełnej
niedowierzania grozy, nie widziała nigdy w niczyich oczach.
– Czekaj, czekaj!
– Brat pogroził jej pięścią. – Zaraz tu będzie Aleksander. On się z tobą
rozprawi.
– Już jestem. Co
się stało? – Druid wszedł do salonu, rozpinając płaszcz.
– Ten demon tu
był. – Alex oskarżycielsko spojrzał na siostrę.
– I co? Zaatakował
Darię? A może ciebie?
– Zaatakował?
Akurat! Wiesz, gdzie go znalazłem? W jej łóżku – wskazał palcem na zakłopotaną
dziewczynę. – Chrapał wtulony w jej biust.
Druid uniósł brwi w
geście zdumienia, ale wcale się nie rozzłościł.
– Samo wyszło –
wyrwało się Darii mimo woli. – Za dużo zjadł i nie skończyło się to dla niego
za dobrze. Nic mi nie zrobił, nie był w stanie. Przy okazji zdradził, że
sprowadziła go tu jakaś wiedźma.
– Kadyia? - spytał
po chwili milczenia Aleksander.
– Nie wiem. Nie
wymienił imienia.
Nie zdradziła mu, że
wiedźma zginęła w wypadku. Nie miała na to ochoty, bo była pewna, że druid
zaraz popędzi do chaty profesora, żeby odesłać jej demona tam, skąd przybył. A
tego nie chciała. Zresztą, jej? Od kiedy on był „jej”?
– Tylko ona
mogłaby złamać moje zaklęcia. Jest potężna, bardzo potężna, To godny przeciwnik
– dodał zamyślony. – Ale ty nie powinnaś tak się narażać.
– Tak łatwo mnie
nie pokona.
– Pamiętaj, że nie
przysłaliby tu byle kogo.
Akurat, powiedziała jej
mina, lecz sama Daria konsekwentnie milczała. Nie zamierzała się kłócić. Nie
zamierzała również zrezygnować ze swoich planów.
– Teraz powiesz,
jaka z niego krwawa bestia, która w każdej chwili może mi przegryź gardło.
– Coś w tym
rodzaju. To nie jest grzeczny chłopiec dziewczyno. To demon.
– Wiem – odparła sucho.
– Mój ojciec też nim był.
Aleksander pokiwał
zrezygnowany głową. Zdawał sobie sprawę, że jej nie przekonał i nie przekona.
Była zauroczona Davyanem, chociaż dobrze to maskowała. I była uparta, jak
kiedyś jej matka. Najprościej będzie dążyć do rychłej konfrontacji z Kadyią i
poznać jej plany. Zło miało to do siebie, że uwielbiało się chwalić swymi
nikczemnymi zamiarami, a ta stara, zreumatyzowana baba czerpała z tego wręcz
satysfakcję. Może nie powie wszystkiego, ale na pewno zdradzi niektóre
szczegóły. Potem będzie mógł odesłać demona tam, skąd pochodził, unieszkodliwić
czarownicę i zapomnieć o sprawie. Nie sam, była na to zbyt silna. Potrzebował
pomocy innych. Musi się z nimi jak najprędzej skontaktować, bo w tej bitwie
czas stanowczo nie był jego sojusznikiem.
***
– Cześć! –
powiedziała wesoło. – Mogę wejść? Przyniosłam sernik – dodała żartobliwie.
Davyan lekko zzieleniał,
ale otworzył szerzej drzwi, gestem zapraszając ją do środka. Po mokrych włosach
i kroplach wody na skórze widać było, że przed chwilą brał prysznic. Poza tym
wyglądał jak zawsze, ponuro i niebezpiecznie fascynująco. Nawet pomimo
wyświechtanych, podartych spodni, jedynej garderoby, jaką na sobie miał.
– Żadnych
serników! – warknął tylko.
– Żartowałam. To
kanapki. Lekkostrawne, bo powinieneś być na diecie.
– To trzeba było
przynieść wódkę.
Poszła za nim do
kuchni, jednocześnie rozglądając się ze zgrozą. Jak to możliwe, aby jedna osoba
doprowadziła do takiego kataklizmu w tak krótkim czasie? Wybuch nuklearny nie
dałby lepszego rezultatu. A jeszcze gorsza była świadomość, że on tu mieszkał.
– Chlew nad
chlewy! – powiedziała, z obrzydzeniem zrzucając coś z krzesła. – Jak w piekle
też tak jest, to od jutra zaczynam chadzać do kościoła.
– Już ci mówiłem,
że wasze piekło ma niewiele wspólnego z naszym światem – odparł rozdrażniony. –
Dawno temu jakiś zabobonny kretyn natknął się na jednego z moich współbratymców
i posrał się ze strachu, myśląc, że spotkał samego diabła. Przez te setki lat
nazwa demony przylgnęła do nas, a co więcej zaczęliśmy się z nią utożsamiać.
– Czyli tak długo
nawiedzacie ten świat?
– Prawie od
momentu, gdy zeszliście z drzew.
– Tak długo? –
Poczuła się tak zdumiona, że prawie upuściła talerz z kanapkami. W oszołomieniu
odstawiła go na stół, nie zwracając uwagi na leżące wszędzie resztki jedzenia.
– To przenośnia. Według
waszej rachuby to będzie – zamyślił się – jakieś pięć tysięcy lat.
– No wiesz! Z
drzew to my zeszliśmy trochę prędzej.
– E tam – machnął ręką.
– Mów czego chciałaś i wynocha. Mam plany.
– Tak, nawet wiem
jakie. Będziesz opanowywał świat – dodała z ironią. – Zrób herbaty jeśli
możesz. W czystej szklance.
– Chyba są czyste,
nie używałem ich. – Wyjął dwa poszczerbione kubki z szafy i zmyślił się. Gdzie
ten ramol trzymał coś takiego jak herbata? Otworzył jedną z szafek i uradowany
wyjął z niej jeszcze nienapoczętą paczkę. Pod czujnym okiem Darii umył czajnik
i zastawił wodę. Potem zerknął na dziewczynę, która sprzątała ze stołu.
– I tylko to –
zaznaczyła, widząc jego zdumiony wzrok. – Nie jestem twoją służącą.
– Jak zdobędziemy
ten świat, to będziesz! – oświadczył z triumfem.
– Ta, pewnie. Już
się zaczynam bać – spojrzała na niego przeciągle, a potem nagle podeszła
bliżej. Dał krok do tyłu, uderzając pośladkami o kant blatu szafki kuchennej.
– Zaraz będzie
herbata – oznajmił pośpiesznie.
– Przecież wiem.
Czy ty się mnie boisz? – spytała, przekrzywiając głowę.
– Nie, ale mam
przy tobie dziwnego pecha.
– Nie kazałam ci
jeść tego sernika.
– Jak to nie? –
odparł z pretensją. – A kto mówił: taki wielki i wszechmocny demon? No kto?
– Pamiętasz? –
zachichotała, prawie się o niego ocierając. – Nie masz ochoty, aby dokończyć
to, co zaczęliśmy, zanim cię na powrót zemdliło?
– Tak. Nie! Może
później. – Wił się niczym robak na haczyku. Pewnie, że miał ochotę. Zrozpaczony
wzrok utkwił w głębokim dekolcie bluzki, który więcej odsłaniał niż zasłaniał, palce
zacisnął na kamiennym blacie. Jego męskość ożyła, w błyskawicznym tempie zamieniając
się w twardego i sztywnego kutasa, który napierał teraz na mało elastyczny
materiał spodni. Daria zamruczała niczym zadowolona kotka, po czym zarzuciła mu
ramiona na kark i przytulając się, zaczęła poruszać biodrami. Patrzyła przy tym
prowokująco w oczy demona, zastanawiając się, czy pęknie.
I pękł. Tylko nie on, a
rura nad nimi. Z głośnym hukiem, zalewając ich strumieniem lodowatej wody.
Babeczko, jesteś cudowna :) robi się coraz ciekawiej, a Daria chyba faktycznie przynosi biednemu demomowi pecha, rozwaliła mnie ta rura... Wszystkie Twoje opowiadania czytam z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuńA to dopiero początek! (szatański chichot)...
UsuńJak ja kocham te Twoje demony! Cudo :-*
OdpowiedzUsuńCiekawe jak byś narysowała tego demona o burzowych oczach? Bo moja fantazja szaleje.
OdpowiedzUsuńPs Babeczko dziękuję za te kilka chwil wytchnienia i zapomnienia
Biedny demon. Nie dość, że utknął w nieswoim świecie, to jeszcze napastuje go napalona kobieta przynosząca pecha :D
OdpowiedzUsuńNo po prostu boskie :-) czekam z niecierpliwością na kolejną część ;-)
OdpowiedzUsuńMnie bardzo cieszy wyrabiana podwójna norma w opowiadaniu:),życzę zdrówka Małemu i Tobie:))
OdpowiedzUsuńOjjj te demony...
Kasia