Tylko słówko wstępu - płatne treści już działają. Chwilowa awaria została usunięta.
Do piekła i z powrotem (VIII)
W tym momencie, Daria
zaczęła się śmiać. Chichotała jak oszalała, nie mogąc powstrzymać ataku nagłej
wesołości. Davyan posłał jej wrogie spojrzenie, po czym nie bawiąc się w
ceregiele, wepchnął zdobycz do męskiego wychodka.
Ledwo zdążyła dać kilka
łyków kawy, gdy wyszedł, zapinając zamek od spodni. Znów miał wygląd leciwego,
roztargnionego wykładowcy, ale w oczach błysk satysfakcji. Przysiadł się do
niej i bez ceregieli przysunął sobie talerzyk z ciastkiem.
– Zgłodniałem –
wyjaśnił zdumionej dziewczynie. – Zawsze tak mam po ostrym rżnięciu.
– Ostrym? –
odparła z ironią. – Ledwo tam weszliście, a zaraz było po wszystkim.
– Zbyt długa przerwa
– odpowiedział, nie wiadomo dlaczego, zezując na nią z wyrzutem. – Masz tego
więcej?
– Sernika? Nie,
ale możesz zamówić. Co się stało, że nadal paradujesz po mieście jako profesor?
– W tej postaci
chroni mnie magia – wyjaśnił, oblizując łyżeczkę. – Dobre. Lepsze niż to, co
zamówiłem.
– Podobno seks
zaostrza apetyt.
– Głód to czysto
ludzkie uczucie.
– Czyli tam, skąd
pochodzisz, nie macie nic do jedzenia? I tak na okrągło: niewyżyty seks i
brutalne mordy?
– Nic nie wiesz o
moim świecie – mruknął, przywołując kelnerkę. – Dziesięć kawałków tego samego –
wskazał na talerzyk, na którym leżał ostatni kęs sernika.
Zdumiona dziewczyna
zapisała zamówienie, a Daria obserwowała Davyana z narastającą ciekawością. Tak
naprawdę niewiele wiedziała o swym ojcu, o jego świecie, o tym, czego tak
naprawdę demony szukały na ziemi. Chociaż to ostatnie nie do końca było prawdą.
Władzy, pragnęły władzy. Ten tutaj nie był wyjątkiem. Ślepo wykonywał rozkaz,
usuwając wszelkie przeszkody, które stanęły mu na drodze. Aż w końcu trafił na
nią i piękny plan zdobycia panowania nad ludzkością wziął w łeb. Tak
przynajmniej sądziła.
– Zjesz te
dziesięć kawałków?
– Mówiłem, że
jestem głodny! – warknął z irytacją.
– Mówiłeś też, że
nie odczuwacie głodu. To jak to w końcu jest?
– Będąc tutaj –
zerknął na nią z niechęcią – zyskuję pewne ludzkie cechy.
– A! Stąd ten kac!
Jakie jeszcze ludzkie cechy zyskałeś? Łagodność? Romantyczność? – pytała nie
ukrywając ironii.
– Odczep się! –
Demon natychmiast się zdenerwował.
– Co ty taki
drażliwy? – Odsunęła swoją kawę, podczas gdy kelnerka stawiała na stoliku cały
talerz sernika. Davyan pazernie rzucił się na ciasto i załadował sobie do ust
potężny kawałek. – Nie opychaj się tak, bo cię zemdli.
– Ho mchi rhobi? –
wybełkotał z pełnymi ustami.
Oparła podbródek na
dłoni, patrząc z rozbawieniem na pochłaniającego jedzenie Davyana. Pomyślała, że
na pewno opłaci to niestrawnością, ale dała spokój z dalszymi pouczeniami. Jak
wiadomo, i człowiek, i demon, najlepiej uczą się na własnych błędach.
– Jak tam jest? –
spytała nieoczekiwanie, gdy był już przy trzecim kawałku. – Jak jest w twoim
świecie? W piekle?
– Jakim tam piekle
– burknął, sięgając po szklankę z wodą. – Ta nazwa to wymysł ludzi.
– Davyan, daj spokój.
Zostaw tego kwiatka i odłóż wazon. Zamówię ci sok do picia.
– Wazon? – podejrzliwie
przyjrzał się trzymanemu naczyniu. – A to w środku to nie woda?
– Owszem, to jest
woda, ale…
Wzruszył ramionami i
wypił wszystko w rekordowym tempie. Daria z trudem stłumiła śmiech. Nobliwy
starszy pan pożerający talerz sernika i popijający go wodą z wazonu, to całkiem
niezwykły widok. Jednak dała temu spokój, czując, że ma wyjątkową okazję
dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczym świecie demonów. Druid nigdy nie
bywał wylewny w tym temacie, a wszelkie wiadomości trzeba było wyrywać z niego
zębami i pazurami.
– Wracając do
mojego pytania? To jak tam jest? Wiem, co mówi na ten temat kościół, ale…
– A co u licha ma z
tym wspólnego kościół? – sapnął. – Piekło to umowna nazwa, tak jak i określenie
demon. Mój świat to inny wymiar i tyle. Prowadzą do niego dwa przejścia. Jedno
całkiem niedaleko stąd, drugie przysypane lawiną kamieni.
– A którym ty
przybyłeś?
– Boczną furtką.
– A jest taka?
– Jakie ty zadajesz
durne pytania – skrzywił się. – Pewnie że jest.
Daria zamilkła, w
skupieniu obserwując pałszującego ciasto demona. Jak to możliwe, że był
momentami taki normalny? A co dziwniejsze, umiał doskonale przystosować się do życia
wśród ludzi. Język, zwyczaje, zachcianki. Jego myśli krążyły wokół podobnych
spraw. Seks, władza, aktualnie zaspokojenie głodu.
– Jesteś taki
ludzki – wymknęło jej się mimochodem. Davyan gwałtownie poczerwieniał. Mało
brakowało, a udusiłby się kawałkiem przełykanego sernika.
– Jak to ludzki? –
wybulgotał. – Jak to ludzki?!
– Czy w waszym
świecie macie panie demonice? – zręcznie zmieniła temat, widząc co się z nim
dzieje. Dopiero po chwili skinął głową, ponuro się w nią wpatrując.
– A czy
rozmnażacie się tak jak my?
– U nas to idzie
prościej. Kopulacja to jak codzienne mycie zębów. No i z czego się śmiejesz?
– Z niczego –
machnęła ręką. – Mów dalej. I jedz. Zostały ci jeszcze dwa kawałki.
Zerknął na talerz z
wyraźną niechęcią. Czuł, że ma dość. Zresztą, nigdy wcześniej nie doznał
takiego dziwnego ucisku na żołądku, wrażenia wypełnienia po brzegi. Pomacał się
po brzuchu, po czym z ulga rozpiął spodnie. O tak, teraz znacznie lepiej.
– Chyba już więcej
nie dam rady.
– No co ty? Taki
wielki i wszechmocny demon? Pogromca tego nędznego świata? – ironizowała, jednocześnie
dyskretnie podsuwając mu talerzyk. Westchnął przeciągle, po czym zabrał się do
jedzenia z wyraźnym oporem. Daria patrzyła
na niego, zastanawiając się, o co jeszcze mogłaby zapytać. Jak widać Davyan nie
miał żadnych oporów w wyjawianiu niektórych tajemnic. To dobrze, ale resztę
będzie musiała zostawić na później. Niewiele mu brakuje do eksplozji.
Przygryzła wargi, z całej siły powstrzymując wybuch śmiechu, podczas gdy
zamyślony demon, wpatrywał się tępo w jeden punkt, żując ostatni kęs sernika.
– Może kawy? –
zaproponowała chytrze, gdy skończył.
– Nie.
– Albo herbaty?
Albo tym razem kawałek czekoladowego ciasta?
Nie odpowiedział, ale
dziwnie pozieleniał na twarzy.
– Niieee… –
wyjąkał, łapiąc się za brzuch. – Nieswojo się czuję.
– Ja myślę. Po
tylu porcjach sernika.
W tej chwili demon
zrozumiał, że dzieje się z nim coś niezwykłego. Jakby jakaś przemożna siła, próbowała
wyrwać z niego wnętrzności. Albo inaczej, jakby cos usiłowało się z niego wydostać.
Tyłem. I to z ogromną mocą…
– Davyan! – Daria
popukała go po ramieniu. – Ty lepiej idź do toalety. Coś widzę, że krucho z
tobą.
Zasłonił usta ręką i
zerwawszy się, w panice ruszył w kierunku mało rzucających się w oczy drzwi, z
napisem wc. Zapomniał jednak o rozpiętych spodniach. Dodajmy, że zbyt
obszernych jak na kościste ciało profesora. Więc kiedy dał kilka kroków,
zsunęły się w dół, opadając do kolan i ukazując prawdziwie dziadkowe majtasy w
geometryczne wzory.
– Davyan! – Daria zerwała
się, wybuchając śmiechem. – Co ty wyprawiasz szaleńcze? Portki w garść i dalej,
do kibelka. Ta wiosenna zieleń na twej twarzy wyraźnie oznajmia, że będziesz
wymiotował. Wiesz, to też jest bardzo ludzki odruch.
– Zabiję cię! –
wysapał, z trudem łapiąc oddech. – A teraz wynocha! Zostaw mnie samego!
Nie protestowała. Szybko
wymknęła się z toalety, nie chcąc być świadkiem jego porażki. Dziesięć i to
sporych, kawałków sernika! Doprawdy, nic dziwnego.
– Biedaczysko –
uśmiechnęła się pod nosem. Usiadła przy stoliku i próbując skupić się na czymś
innym niż osoba demona, popijała kawę. Czekała. W końcu, po prawie trzech
kwadransach, wyszedł z toalety. Już w swojej własnej postaci, chociaż nadal w
ciuchach profesora. Był niezwykle blady, a czoło miał zroszone potem.
– Siadaj! – Poklepała
miejsce obok siebie. – Zamówiłam herbatę.
– Muszę do domu –
wystękał. – Ktoś rzucił na mnie klątwę.
– Klątwę? Akurat!
Tak się kończy obżarstwo.
Jednak kiedy usiadł
obok, zaniepokojona położyła dłoń na jego rozpalonym czole. Nie odtrącił jej,
bo po pierwsze nie miał na to siły, a po drugie, miała tak cudownie chłodną
rękę.
– Nie przestawaj –
wymruczał, zamykając oczy.
– Zadzwoniłam po
taksówkę i zawiozę cię do domu.
– Dobrze. – Tylko na
tyle było go stać.
– Będzie za pięć
minut. Wstań, ubierzemy cię.
Jak przez mglę pamiętał
to, co było dalej. Podróż zniósł nie najlepiej, ale udało mu się opanować
odruch wymiotny. Później czuł, że dziewczyna ściąga z niego płaszcz i popycha
go na coś miękkiego, coś co bardzo przyjemnie pachniało. Zdążył jeszcze pomyśleć,
że jego kanapa była twarda i wąska, więc to chyba nie to, a potem głośno
chrapnął, pogrążając się w błogiej nieświadomości.
***
Obudziło go lekkie
potrząsanie za ramię. Ziewnął szeroko, po czym otworzył oczy i zamarł w
bezruchu. To z pewnością nie była jego kwatera. Pokój był jasny, przestronny,
pełen słońca, które bezczelnie zaglądało przez rozchylone zasłony. Łóżko
szerokie, wygodne, z puchatymi, pachnącymi pościelami, w których leżał teraz
zakopany.
– Pobudka! –
rozległ się wesoły głos i do sypialni weszła Daria, niosąc w dłoniach tacę. –
Serniczek na śniadanie?
Momentalnie zzieleniał,
zrywając się na równe nogi.
– Gdzie jest
łazienka? – wychrypiał.
– Wyjdź na
korytarz i skręć w prawo. Następne drzwi prowadzą do…
Nie czekał, aż skończy,
tylko rzucił się we wskazanym kierunku.
– Jasna cholera! –
wysapał, opierając się o umywalkę i wpatrując w swoje odbicie. Zmierzwione
włosy, zapuchnięte oczy, spierzchnięte wargi. Krajobraz jak po bitwie. Dobrze że
nikt się nie dowie, iż pokonał go zwykły sernik… Na samo słowo znów go
zemdliło. Opłukał twarz zimną wodą, tęsknie zerkając w stronę prysznica. Jednak
nie miał siły na kąpiel. Poczłapał z powrotem do pokoju, w którym czekała na
niego Daria.
– Herbata miętowa.
– Posadziła go w fotelu, wciskając w ręce porcelanowy kubek. – Pij, dobrze robi
na te sprawy.
Ponieważ sam zapach
działał kojąco na jego zbuntowany żołądek, odważył się dać łyka. Ani się obejrzał,
a wypił całą szklankę. Daria w tym czasie krążyła po pokoju, porządkując
porozrzucaną odzież. Potem usiadła, wpatrując się w niego z nieskrywaną
ciekawością.
– I jak? Lepiej?
– Lepiej. Gdzie
jestem?
– W moim domu. Mama
wyjechała na kilka dni na sympozjum, brata ukrył przed tobą druid i zostałam
sama na włościach.
– Jak to ukrył?
– Normalnie. Ponoć
w bezpiecznym miejscu. Nie pytaj gdzie, nie wiem tego. Nie powiedzieli mi –
wzruszyła ramionami.
– Kurwa! – Przetarł
dłonią twarz. – Ukrył?
– Widzę, że nie
zdziwiłeś się, kiedy powiedziałam o bracie. Wiedziałeś, prawda?
– Tak.
Taka nieepodzianka ma 25 urodziny 😍
OdpowiedzUsuńBudujesz takie napiecie ze ciagle chce więcej 😘
To sto lat zdrowia i pogody ducha!!!
UsuńHahahahaha, Babeczko! sernik pokonał demona? fantastyczny pomysł, Twoje opowiadania poprawiają mi humor :)
OdpowiedzUsuńStraszna broń... A nie wygląda, prawda? :-D
Usuńod tego momentu będę uważała na sernik, skoro nawet demona tak załatwił hahaha
UsuńNo i kiedy ten obiecany ślub Darii z Davyanem? Będzie go karmić serniczkiem! xd
OdpowiedzUsuń