Zaczynamy całkiem nowe opowiadanie, na które już od dawna ostrzyłam sobie ząbki. Od razu uprzedzam, że udział w nim biorą stwory nadnaturalne oraz iście piekielne moce. No i dodam, że niektórych ucieszy nawiązanie do jednego z moich poprzednich opowiadań :-) Jakiego? Bez trudu to odgadniecie.
Do piekła i z powrotem (I)
Z trudem podniósł się z
ziemi. Oddychał szybko, płytko, jak po intensywnym wysiłku fizycznym. Ciało
miał wilgotne od potu, włosy zlepione, mięśnie słabe, odmawiające
posłuszeństwa. Był nagi, choć dookoła roztaczał się mroźny, lśniący bielą
krajobraz. Śnieg skrzył się i błyszczał w zimnym blasku księżyca w pełni,
nadając światu niemal nienaturalny wygląd. Lecz mężczyzna stojący pośrodku
pustego pola, miał gdzieś piękno czy mistycyzm. Po raz pierwszy w życiu czuł
chłód, wbijający się tysiącami cieniutkich igiełek w spocone ciało, obezwładniający,
bolesny. Podskoczył kilka razy w miejscu, rozglądając się dookoła. Po prawej
stronie, na skraju lasu, widać było złocistą kropeczkę. Źródło światła, i co
ważniejsze, ciepła. Szybkim krokiem ruszył w tamtym kierunku, nie zastanawiając
się nad tym, jak wytłumaczy swą nagość, czy sam fakt znalezienia się pośrodku
pustkowia w taką noc. Wykrzywił usta, jakby chciał się uśmiechnąć, lecz z jego
gardła wydobył się tylko dziwny dźwięk, bardziej przypominający warknięcie niż
cokolwiek innego. Złocista kropka stawała się coraz większa, w końcu było
widać, że to prostokątne okno, znajdujące się w niewielkim, drewnianym domku.
Przyspieszył, pokonując ostatnie dzielące go od celu metry, a później, nie
hamując swego zniecierpliwienia, załomotał w drzwi. Te uchyliły się odrobinę,
ukazując zaniepokojoną męską twarz i lufę strzelby.
– Czego chcesz? –
spytał gospodarz wrogim tonem. Nagi wariat o tak późnej porze nie wzbudził jego
zaufania.
– Pomocy –
oświadczył zwięźle gość.
– Pomocy? A co
tutaj robisz, bez ubrania, pośrodku pustkowia, na dodatek w taki mróz?
– Nie twoja
sprawa. Na razie grzecznie proszę.
– Rzucę przez okno
jakąś odzież. To wszystko. A teraz wynocha! – odpowiedział tamten groźnie, a dla
podkreślenia swoich słów, wycelował do nieznajomego. Ten jednak bynajmniej ani
się nie wystraszył, ani nie zniechęcił. Szybkim ruchem chwycił wylot broni, a
potem bez najmniejszego problemu wszedł do chaty. Jej właściciel oszołomiony
leżał pod ścianą, zastanawiając się, co się właściwie wydarzyło.
– A prosiłem. – Nagi
mężczyzna kucnął tuż obok swego przeciwnika. – Ale wiesz co? Dobrze się składa,
że natknąłem się na ciebie. Potrzebuję lokum i tożsamości – przekrzywił głowę,
przyglądając się mu z namysłem. Pasuje, pomyślał z uznaniem. Wygląd nobliwego
naukowca wzbudzał zaufanie. Wyciągnął dłonie i bez najmniejszego problemu
skręcił mu kark. Potem wstał i zadowolony podszedł do palącego się na kominku
ognia. Zatarł dłonie, rozejrzał się. Książki, wypchane zwierzęta, znów książki.
Bałagan, puste szklanki po herbacie, zdjęcia na półeczce pod oknem. Ach, ci ludzie,
pomyślał z rozbawieniem. A kiedy spojrzał w małe lustro wiszące tuż przy
drzwiach, ujrzał w nim odbicie swej nowej twarzy. Pomarszczonej, z siwymi włosami
opadającymi w nieładzie na kark, z błękitnymi jak niebo oczami. Po raz kolejny
się uśmiechnął, a potem podszedł do stygnącego ciała, pochylił się i chwycił
okulary, które zsunęły się podczas upadku gospodarza. Tę bardziej prozaiczną
część ma z głowy, pora na realizację prawdziwego celu jego wizyty. Przeciągnął
się, a błękit na moment zamigotał i ukazała się zupełnie inna twarz, o oczach w
kolorze nieba przed burzą. Trwało to zaledwie kilka sekund i szybko zniknęło,
jakby było złudzeniem. Pośrodku pokoju stał niemłody już mężczyzna, lekko
przygarbiony, nagi i szeroko uśmiechnięty. Zapowiedź czasów, które nigdy nie
powinny były nadejść.
***
– Kocham cię –
oświadczył namiętnym tonem chłopak, a jego spocone, drżące dłonie wślizgnęły
się pod gruby sweter, w który była ubrana. Daria skrzywiła się. Jakoś inaczej
wyobrażała sobie tę całą scenę, gdy wczoraj leżała w łóżku i marzyła. Miało być
romantycznie, namiętnie i gorąco. A było tak… tak… Cholera! Dlaczego tak dziwnie
sapał? A na dodatek był cały czerwony, a w oczach miał to psie uwielbienie. To
miał być idealny kochanek na pierwszy raz? W życiu!
– Och! –
krzyknęła, zrywając się z łóżka. – Całkiem zapomniałam. Obiecałam mamie, że
pomogę jej dziś wypastować podłogi.
W pośpiechu chwyciła spodnie
porzucone niedbale na podłodze. Maks usiadł, bez słowa przyglądając się
skaczącej na jednej nodze dziewczynie.
– Co zrobiłem nie
tak? – spytał obrażony. Idiotka! Był delikatny, zadeklarował miłość i co? Nic.
Ona za chwile ucieknie. Taki kąsek, który już prawie skonsumował, właśnie
usiłował dać nogę.
– Nic. – Na chwilę
znieruchomiała. – Chyba po prostu nie jestem gotowa na ten krok – przyznała
uczciwie.
– Zamierzasz
bronić swojej cnoty do grobowej deski? – parsknął drwiąco.
– Zamierzam ją
bronić do momentu, gdy uznam, że nie muszę już tego robić!
Głupi palant, pomyślała
wychodząc z pokoju. Trzeba było zaufać jednak swojej intuicji i dać sobie z nim
spokój. Szkoda było czasu na te trzy randki. Chociaż… Kolacja i kino były
całkiem niezłe. Uśmiechnęła się krzywo. Zasada trzech randek jej mamy okazywała
się wcale dobrym pomysłem, nawet jak na obecne czasy.
Przykucnęła na
korytarzu, zawiązując buty. Akademik o tej porze nie tętnił życiem, większość
studentów udała się na wykłady, jedynie nieliczni jeszcze spali, zagrzebani w
pościele po sam czubek nosa. W zasadzie to nie mieszkała tutaj, lecz często
odwiedzała a to koleżanki, a to Maksa. Czasami nawet zostawała na noc. Ostatnio
coraz rzadziej, bo chłopak zbyt natrętnie usiłował nakłonić ją do uprawiania
seksu. Ale z tym koniec. Bardzo chciała się zakochać, jeszcze bardziej
spróbować w końcu, jak to jest, lecz nic na siłę. Z melancholią pomyślała, że
znów będzie musiała sama się zaspokajać. Szkoda. Co by nie powiedzieć o Maksie,
dobry był w te klocki.
Zbiegła po schodach.
Budynek nie był duży. Zaledwie dwa piętra, kilkanaście pokoi, niecała setka
studentów. Zresztą, sama uczelnia również nie była duża, bardzo kameralna, o
wąskim profilu specjalizacji. Pewnie dlatego jej się spodobała. No i znajdowała
się blisko domu, zaledwie pół godziny jazdy. No, godzinę, jeśli wybrało się
autobus.
Gdy znalazła się na
zewnątrz, w pośpiechu zapięła kurtkę i naciągnęła kaptur. Brrr! Ależ ziąb! Kto
by pomyślał, że tego roku zima będzie aż tak śnieżna i mroźna. Co prawda dziś
wesoło świeciło słoneczko, ale to niczego nie zmieniło. Może jedynie odrobinę
poprawiło humor. Daria ruszyła szybkim krokiem w kierunku okazałego gmachu
uczelni, z irytacją wspominając francuskie rogaliki, które zostawiła u Maksa.
Bo oficjalnie przyszła na śniadanie. Nieoficjalnie miała ochotę na coś więcej.
To znaczy sądziła, że ma. Niestety, pomyliła się, a pieczywo zostało na stole w
pokoju. A ona nic nie jadła. Nie zdążyła wypić nawet kawy. Po prostu cudownie!
Wbiegła do budynku i zerknęła na zegar wiszący tuż nad kamiennymi schodami.
Zaklęła, bo dotarło do niej, że już jest spóźniona. A nie lubiła się spóźniać.
Postanowiła, że w ogóle nie pójdzie na wykład, tylko na kawę i kanapkę. Zbyt
wiele nie straci, bo ulubionego profesora zastępował jakiś nadęty bufon, w
wybujałym ego i skrzekliwym głosie.
– Daria! –
rozległo się za jej plecami. – Chodź, prędko! – Iga chwyciła ją za ramię,
pociągając w kierunku audytorium. – Profesor wrócił! Super nowina, prawda?
Miałam już dosyć tego nudziarza przysłanego w zastępstwie.
– Co ty gadasz? –
zdziwiła się Daria, tęsknie zerkając w stronę uczelnianej kafejki. – Miał być
dopiero za dwa miesiące.
– Ale pojawił się
już dziś. Irka mówiła, że jak na kłopoty ze zdrowiem, które podobno ma, to
nieźle wygląda.
– Rak to poważna
sprawa.
– A może się pomylili?
Twoja mama jest lekarzem, a sama mówiłaś, że ona się czasem myli.
– Jeśli chodzi o
przeziębienie czy grypę – roześmiała się Daria.
– Nieważne.
Przynajmniej nie będziemy się dłużej nudzić.
W duchu przyznała jej
rację. Sala audytorium była wypełniona zaledwie w połowie, bo do większości
studentów nie dotarła jeszcze pomyślna nowina. Przy tablicy stał wyprostowany,
siwawy mężczyzna. Na jego twarzy błąkał się niewyraźny uśmiech, oczy patrzyły
niezwykle bystro i przenikliwe spoza grubych szkieł w kwadratowych oprawkach. Dziewczyny
zajęły pierwsze wolne miejsca, przy czym Daria z niesmakiem odnotowała, że
zapomniała nie tylko francuskich rogalików. U Maksa został także jej
biustonosz. Pech, po prostu pech. W tym momencie napotkała wzrok wykładowcy.
Zdezorientowana zamrugała oczami. Co u licha? Skąd nagłe acz ulotne wrażenie
czegoś nierzeczywistego, niebezpiecznego? Zadrżała. Ależ tu było zimno. Czyżby
wysiadło ogrzewanie? Nie, chyba nie. Może łapało ją jakieś przeziębienie? Inni
nie wyglądali, jakby czuli to samo. Z zainteresowaniem wpatrywali się w
mówiącego coś profesora. A ten już nie patrzył na nią, ale w notatki. Z
zakłopotaniem poprosił o wyrozumiałość, bo pamięć nieco mu szwankuje i będzie
musiał poprowadzić wykład w odmienny sposób. Rozkojarzona i zaniepokojona
własnymi uczuciami Daria, nawet tego nie dosłyszała. Do samego końca siedziała
dziwnie zamyślona, ze wszelkich sił usiłując zagłuszyć burczenie pustego
żołądka.
***
Zamknął oczy,
przywołując obrazy wydarzeń dzisiejszego dnia. Ludzie byli niczym robactwo,
plenili się bez ustanku, nie zastanawiając nad konsekwencjami swych decyzji.
Jak u licha wśród tylu twarzy ma odnaleźć tę jedną? Kadyi łatwo było mówić
„poznasz go, gdy tylko się spotkacie”. Informacje, które posiadał, okazały się
zbyt ubogie, a szósty zmysł kompletnie nieprzydatny. Upłynął tydzień, a on
nadal nie wiedział, który ze studentów był celem jego misji.
Poirytowany odstawił
pustą szklankę, sięgając po butelkę. Miał ochotę spić się do nieprzytomności. Gdy
przyjął ludzką postać, wiedział, że straci większość swych mocy, a zacznie być
podatny na różnorakie słabości. Nie podobało mu się to, ale nie miał wyjścia. Kamuflaż
musiał być doskonały, aby wróg dowiedział się o jego istnieniu jak najpóźniej.
Opróżnił butelkę duszkiem, po czym z hukiem rąbnął nią o ścianę. Pokój, gdzie
już prędzej panował nieład, teraz można było nazwać prawdziwym śmietnikiem.
Wszędzie walało się strzaskane szkło, nieokreślonego rodzaju śmieci. W kuchni
wszystkie szafki były pootwierane i splądrowane. W zlewie piętrzyła się sterta
naczyń. W sypialni unosił się smród rozkładającego się ciała, bo tam właśnie
umieścił zwłoki dawnego gospodarza tego domostwa. Lecz demonowi to nie przeszkadzało.
Dużo większą złością napełniała go własna niemoc. Sądził że spędzi w tym
świecie dzień, góra dwa. Dopiero teraz dotarło do niego, że został oszukany.
Skazany na pobyt tutaj, aż do wypełnienia misji.
Wstał energicznie, w
pośpiechu zrzucając z siebie ubranie. Do diabła z kamuflażem. Dłużej tak nie
wytrzyma. Nagi, padł na kolana, podpierając się dłońmi o podłogę i wygiął plecy
w pałąk. Przemiana następowała powoli, choć bezboleśnie. Z ziemi podniósł się
już nie nobliwy pan profesor, ale prawdziwa bestia, o pałających żądzą krwi
ślepiach. Wyskoczyła przez okno i w zimnym blasku księżyca pognała przed
siebie. Chociaż poruszała się na dwóch nogach, to nikt nawet przy najlepszych chęciach
nie nazwałby jej człowiekiem. Gnała przez puste, pokryte bielą pola, przez
zmarzniętą taflę jeziora, nie zważając na chłód drażniący skórę, na pokaleczone
stopy.
W końcu Davyan
przystanął. Dyszał ciężko, lecz w całym ciele czuł satysfakcję. Znów był sobą,
chociaż na tak krótko. Znów mógł rozkoszować się światem niedostępnym dla
ludzkich zmysłów, poczuć całą feerię zapachów, przebić wzorkiem mrok nocy. Znów
czuł pragnienie, które mógł zaspokoić tylko w jeden sposób. Oblizał wargi, lecz
nie poruszył się. Chociaż jego zmysły szalały, to doskonale zdawał sobie
sprawę, że czeka go surowa, bardzo surowa kara za złamanie rozkazów. Dlaczego
do cholery zabronili mu atakować ludzi? Przecież jedynie by się zabawił…
Warknął z irytacją,
patrząc na wejście do jednego z nocnych klubów, znajdującego się na peryferiach
miasta. A gdyby tylko troszeczkę nagiąć obowiązujące go zasady? Taką odrobinkę,
prawie niezauważalną? Prychnął z irytacją. Niby jak chciał to zrobić? Człowieka
można albo zabić, albo nie. Co innego seks. Po raz kolejny się oblizał, wychylając
głowę zza węgła. Patrzył uważnie, oceniając wchodzące i wychodzące kobiety.
Szeroki wybór, pomyślał z uznaniem. Ruszył, nie zważając na to, że ma na sobie
jedynie podarte spodnie, a na poranionych stopach krew. Dla niego takie rzeczy
nie miały znaczenia. Dla ludzi, do których się zbliżał, tak. Kilka osób utkwiło
w nim zdumione spojrzenia, lecz zaraz ze strachem odwróciło głowy i w popłochu
rozpierzchło się na boki. Davyan nie zwrócił na nich uwagi. Przed oczyma miał
ponętną blondynkę, o karminowych ustach i sporym biuście. Po prostu podszedł i
chwytając ją brutalnie za kark, pocałował. A raczej brutalnie zmiażdżył jej wargi,
nie przejmując się przerażeniem malującym się w oczach.
– Chcę cię! –
wyszeptał, przerywając na chwilę. – Pójdziemy gdzieś na bok, czy wolisz to
zrobić tutaj?
Wtedy jakby zrozumiała,
co się stało. Zaczęła krzyczeć, wyrywać się, okładać go pięściami. Zirytowany
demon bez zastanowienia skręcił jej kark. Dookoła rozległy się wrzaski, tupanie
nóg, pojawiła się spora grupa ludzi. Spojrzał na nich rozbawiony. Owszem, kilku
z nich wyglądało groźnie, ale nie dla niego. Nie, kiedy był sobą. Zaraz potem
rozbawienie zniknęło, bo przypomniał sobie, że za wszelką cenę miał nie zwracać
na siebie uwagi.
Cholera! Właśnie zrobił
coś zupełnie odwrotnego. Obrócił się na pięcie, łapiąc jeszcze zdumione
spojrzenie chłopaka stojącego pod murem. Co niezwykłe, on również przyciągnął
wzrok demona, chociaż wyglądał bardzo niepozornie. Davyan przystanął na kilka
sekund, mrużąc oczy. Czyżby?... Nie, niemożliwe. Ktoś tak zwyczajny, tak
pospolity, nie mógł być tym, którego szukał. Poza tym powinien ulotnić się stąd
jak najszybciej, żeby nie wzbudzać więcej niezdrowej sensacji. Wystarczyło to,
co nabroił. Kadya nie będzie zachwycona.
Głucho zawarczał, gdy
jeden z mężczyzn spróbował zajść mu drogę. Jego oczy błysnęły czymś nieludzkim,
wściekłością i złem tak ogromnym, że przeciwnik nawet nie zdążył uciec.
Zemdlał. Davyan jednym susem przeskoczył nad nieruchomym ciałem i pognał z
powrotem do swego pustkowia. Zniknął równie szybko, jak się pojawił, pozostawiając
za sobą niedowierzanie, strach i śmierć.
Pierwsza :D a tak coś czułam, że coś szczęśliwego mnie spółka o północy ;D
OdpowiedzUsuńBo jeśli mam coś w zaplanowanych (co publikuje się automatycznie), to zawsze ustawiam minutę po północy :-)
UsuńA wiecie, że dziś miał być Uzurpator, a to powyżej dwa dni później? Tak to jest jak się pisze po nocach, bo wszystko pokręciłam, nawet w zapowiedziach dałam tę datę. Ech... Nic się nie stało:-) Uzurpator będzie jutro.
OdpowiedzUsuńWidzę, że masz przebłyski świadomości.. ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie miałam nadzieję na Uzurpatora, ale to opowiadanie zapowiada się ciekawie 😊
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie i czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńIdealne na złamane serce :C
OdpowiedzUsuńDziękuje Babeczko!
Babeczko dużo było opowiadań o demonach nawet przejrzałem spis treści i nie wiem z jakim go połączyć?
OdpowiedzUsuńJa myślę, że następna cześć rzuci nieco światła na tę powiązania...
UsuńBitwa miedzy dobrem a złem nad nieświadomom duszyczka 😉
UsuńCzyżby pechowy demon miał powrócić?😉
OdpowiedzUsuńBingo! Chociaż raczej nie powróci, to skojarzenie słuszne.
UsuńUzurpator kiedy?
OdpowiedzUsuńJak przeczytalam o nawiazaniu do innego opowiadania od razu do glowy przyszedl mi Kyle. Uwielbiam wszystkie watki z jego postacia i zaluje, ze Ilyn skonczylo sie jak sie skonczylo :-( a jesli dobrze pamietam, to w ostatnim opowiadaniu Kyle zostal uwolniony, ale pisalas, ze raczej nie bedziesz ciagnac tego watku, a szkoda :-)
OdpowiedzUsuńKayl? No nie tak do końca, chociaż i to demon, i to demon :-)
Usuń