wtorek, 24 stycznia 2017

Do piekła i z powrotem (I)

Zaczynamy całkiem nowe opowiadanie, na które już od dawna ostrzyłam sobie ząbki. Od razu uprzedzam, że udział w nim biorą stwory nadnaturalne oraz iście piekielne moce. No i dodam, że niektórych ucieszy nawiązanie do jednego z moich poprzednich opowiadań :-) Jakiego? Bez trudu to odgadniecie.

            Do piekła i z powrotem (I)
Z trudem podniósł się z ziemi. Oddychał szybko, płytko, jak po intensywnym wysiłku fizycznym. Ciało miał wilgotne od potu, włosy zlepione, mięśnie słabe, odmawiające posłuszeństwa. Był nagi, choć dookoła roztaczał się mroźny, lśniący bielą krajobraz. Śnieg skrzył się i błyszczał w zimnym blasku księżyca w pełni, nadając światu niemal nienaturalny wygląd. Lecz mężczyzna stojący pośrodku pustego pola, miał gdzieś piękno czy mistycyzm. Po raz pierwszy w życiu czuł chłód, wbijający się tysiącami cieniutkich igiełek w spocone ciało, obezwładniający, bolesny. Podskoczył kilka razy w miejscu, rozglądając się dookoła. Po prawej stronie, na skraju lasu, widać było złocistą kropeczkę. Źródło światła, i co ważniejsze, ciepła. Szybkim krokiem ruszył w tamtym kierunku, nie zastanawiając się nad tym, jak wytłumaczy swą nagość, czy sam fakt znalezienia się pośrodku pustkowia w taką noc. Wykrzywił usta, jakby chciał się uśmiechnąć, lecz z jego gardła wydobył się tylko dziwny dźwięk, bardziej przypominający warknięcie niż cokolwiek innego. Złocista kropka stawała się coraz większa, w końcu było widać, że to prostokątne okno, znajdujące się w niewielkim, drewnianym domku. Przyspieszył, pokonując ostatnie dzielące go od celu metry, a później, nie hamując swego zniecierpliwienia, załomotał w drzwi. Te uchyliły się odrobinę, ukazując zaniepokojoną męską twarz i lufę strzelby.

– Czego chcesz? – spytał gospodarz wrogim tonem. Nagi wariat o tak późnej porze nie wzbudził jego zaufania.
– Pomocy – oświadczył zwięźle gość.
– Pomocy? A co tutaj robisz, bez ubrania, pośrodku pustkowia, na dodatek w taki mróz?
– Nie twoja sprawa. Na razie grzecznie proszę.
– Rzucę przez okno jakąś odzież. To wszystko. A teraz wynocha! – odpowiedział tamten groźnie, a dla podkreślenia swoich słów, wycelował do nieznajomego. Ten jednak bynajmniej ani się nie wystraszył, ani nie zniechęcił. Szybkim ruchem chwycił wylot broni, a potem bez najmniejszego problemu wszedł do chaty. Jej właściciel oszołomiony leżał pod ścianą, zastanawiając się, co się właściwie wydarzyło.
– A prosiłem. – Nagi mężczyzna kucnął tuż obok swego przeciwnika. – Ale wiesz co? Dobrze się składa, że natknąłem się na ciebie. Potrzebuję lokum i tożsamości – przekrzywił głowę, przyglądając się mu z namysłem. Pasuje, pomyślał z uznaniem. Wygląd nobliwego naukowca wzbudzał zaufanie. Wyciągnął dłonie i bez najmniejszego problemu skręcił mu kark. Potem wstał i zadowolony podszedł do palącego się na kominku ognia. Zatarł dłonie, rozejrzał się. Książki, wypchane zwierzęta, znów książki. Bałagan, puste szklanki po herbacie, zdjęcia na półeczce pod oknem. Ach, ci ludzie, pomyślał z rozbawieniem. A kiedy spojrzał w małe lustro wiszące tuż przy drzwiach, ujrzał w nim odbicie swej nowej twarzy. Pomarszczonej, z siwymi włosami opadającymi w nieładzie na kark, z błękitnymi jak niebo oczami. Po raz kolejny się uśmiechnął, a potem podszedł do stygnącego ciała, pochylił się i chwycił okulary, które zsunęły się podczas upadku gospodarza. Tę bardziej prozaiczną część ma z głowy, pora na realizację prawdziwego celu jego wizyty. Przeciągnął się, a błękit na moment zamigotał i ukazała się zupełnie inna twarz, o oczach w kolorze nieba przed burzą. Trwało to zaledwie kilka sekund i szybko zniknęło, jakby było złudzeniem. Pośrodku pokoju stał niemłody już mężczyzna, lekko przygarbiony, nagi i szeroko uśmiechnięty. Zapowiedź czasów, które nigdy nie powinny były nadejść.
***
– Kocham cię – oświadczył namiętnym tonem chłopak, a jego spocone, drżące dłonie wślizgnęły się pod gruby sweter, w który była ubrana. Daria skrzywiła się. Jakoś inaczej wyobrażała sobie tę całą scenę, gdy wczoraj leżała w łóżku i marzyła. Miało być romantycznie, namiętnie i gorąco. A było tak… tak… Cholera! Dlaczego tak dziwnie sapał? A na dodatek był cały czerwony, a w oczach miał to psie uwielbienie. To miał być idealny kochanek na pierwszy raz? W życiu!
– Och! – krzyknęła, zrywając się z łóżka. – Całkiem zapomniałam. Obiecałam mamie, że pomogę jej dziś wypastować podłogi.
W pośpiechu chwyciła spodnie porzucone niedbale na podłodze. Maks usiadł, bez słowa przyglądając się skaczącej na jednej nodze dziewczynie.
– Co zrobiłem nie tak? – spytał obrażony. Idiotka! Był delikatny, zadeklarował miłość i co? Nic. Ona za chwile ucieknie. Taki kąsek, który już prawie skonsumował, właśnie usiłował dać nogę.
– Nic. – Na chwilę znieruchomiała. – Chyba po prostu nie jestem gotowa na ten krok – przyznała uczciwie.
– Zamierzasz bronić swojej cnoty do grobowej deski? – parsknął drwiąco.
– Zamierzam ją bronić do momentu, gdy uznam, że nie muszę już tego robić!
Głupi palant, pomyślała wychodząc z pokoju. Trzeba było zaufać jednak swojej intuicji i dać sobie z nim spokój. Szkoda było czasu na te trzy randki. Chociaż… Kolacja i kino były całkiem niezłe. Uśmiechnęła się krzywo. Zasada trzech randek jej mamy okazywała się wcale dobrym pomysłem, nawet jak na obecne czasy.
Przykucnęła na korytarzu, zawiązując buty. Akademik o tej porze nie tętnił życiem, większość studentów udała się na wykłady, jedynie nieliczni jeszcze spali, zagrzebani w pościele po sam czubek nosa. W zasadzie to nie mieszkała tutaj, lecz często odwiedzała a to koleżanki, a to Maksa. Czasami nawet zostawała na noc. Ostatnio coraz rzadziej, bo chłopak zbyt natrętnie usiłował nakłonić ją do uprawiania seksu. Ale z tym koniec. Bardzo chciała się zakochać, jeszcze bardziej spróbować w końcu, jak to jest, lecz nic na siłę. Z melancholią pomyślała, że znów będzie musiała sama się zaspokajać. Szkoda. Co by nie powiedzieć o Maksie, dobry był w te klocki.
Zbiegła po schodach. Budynek nie był duży. Zaledwie dwa piętra, kilkanaście pokoi, niecała setka studentów. Zresztą, sama uczelnia również nie była duża, bardzo kameralna, o wąskim profilu specjalizacji. Pewnie dlatego jej się spodobała. No i znajdowała się blisko domu, zaledwie pół godziny jazdy. No, godzinę, jeśli wybrało się autobus.
Gdy znalazła się na zewnątrz, w pośpiechu zapięła kurtkę i naciągnęła kaptur. Brrr! Ależ ziąb! Kto by pomyślał, że tego roku zima będzie aż tak śnieżna i mroźna. Co prawda dziś wesoło świeciło słoneczko, ale to niczego nie zmieniło. Może jedynie odrobinę poprawiło humor. Daria ruszyła szybkim krokiem w kierunku okazałego gmachu uczelni, z irytacją wspominając francuskie rogaliki, które zostawiła u Maksa. Bo oficjalnie przyszła na śniadanie. Nieoficjalnie miała ochotę na coś więcej. To znaczy sądziła, że ma. Niestety, pomyliła się, a pieczywo zostało na stole w pokoju. A ona nic nie jadła. Nie zdążyła wypić nawet kawy. Po prostu cudownie! Wbiegła do budynku i zerknęła na zegar wiszący tuż nad kamiennymi schodami. Zaklęła, bo dotarło do niej, że już jest spóźniona. A nie lubiła się spóźniać. Postanowiła, że w ogóle nie pójdzie na wykład, tylko na kawę i kanapkę. Zbyt wiele nie straci, bo ulubionego profesora zastępował jakiś nadęty bufon, w wybujałym ego i skrzekliwym głosie.
– Daria! – rozległo się za jej plecami. – Chodź, prędko! – Iga chwyciła ją za ramię, pociągając w kierunku audytorium. – Profesor wrócił! Super nowina, prawda? Miałam już dosyć tego nudziarza przysłanego w zastępstwie.
– Co ty gadasz? – zdziwiła się Daria, tęsknie zerkając w stronę uczelnianej kafejki. – Miał być dopiero za dwa miesiące.
– Ale pojawił się już dziś. Irka mówiła, że jak na kłopoty ze zdrowiem, które podobno ma, to nieźle wygląda.
– Rak to poważna sprawa.
– A może się pomylili? Twoja mama jest lekarzem, a sama mówiłaś, że ona się czasem myli.
– Jeśli chodzi o przeziębienie czy grypę – roześmiała się Daria.
– Nieważne. Przynajmniej nie będziemy się dłużej nudzić.
W duchu przyznała jej rację. Sala audytorium była wypełniona zaledwie w połowie, bo do większości studentów nie dotarła jeszcze pomyślna nowina. Przy tablicy stał wyprostowany, siwawy mężczyzna. Na jego twarzy błąkał się niewyraźny uśmiech, oczy patrzyły niezwykle bystro i przenikliwe spoza grubych szkieł w kwadratowych oprawkach. Dziewczyny zajęły pierwsze wolne miejsca, przy czym Daria z niesmakiem odnotowała, że zapomniała nie tylko francuskich rogalików. U Maksa został także jej biustonosz. Pech, po prostu pech. W tym momencie napotkała wzrok wykładowcy. Zdezorientowana zamrugała oczami. Co u licha? Skąd nagłe acz ulotne wrażenie czegoś nierzeczywistego, niebezpiecznego? Zadrżała. Ależ tu było zimno. Czyżby wysiadło ogrzewanie? Nie, chyba nie. Może łapało ją jakieś przeziębienie? Inni nie wyglądali, jakby czuli to samo. Z zainteresowaniem wpatrywali się w mówiącego coś profesora. A ten już nie patrzył na nią, ale w notatki. Z zakłopotaniem poprosił o wyrozumiałość, bo pamięć nieco mu szwankuje i będzie musiał poprowadzić wykład w odmienny sposób. Rozkojarzona i zaniepokojona własnymi uczuciami Daria, nawet tego nie dosłyszała. Do samego końca siedziała dziwnie zamyślona, ze wszelkich sił usiłując zagłuszyć burczenie pustego żołądka.
***
Zamknął oczy, przywołując obrazy wydarzeń dzisiejszego dnia. Ludzie byli niczym robactwo, plenili się bez ustanku, nie zastanawiając nad konsekwencjami swych decyzji. Jak u licha wśród tylu twarzy ma odnaleźć tę jedną? Kadyi łatwo było mówić „poznasz go, gdy tylko się spotkacie”. Informacje, które posiadał, okazały się zbyt ubogie, a szósty zmysł kompletnie nieprzydatny. Upłynął tydzień, a on nadal nie wiedział, który ze studentów był celem jego misji.
Poirytowany odstawił pustą szklankę, sięgając po butelkę. Miał ochotę spić się do nieprzytomności. Gdy przyjął ludzką postać, wiedział, że straci większość swych mocy, a zacznie być podatny na różnorakie słabości. Nie podobało mu się to, ale nie miał wyjścia. Kamuflaż musiał być doskonały, aby wróg dowiedział się o jego istnieniu jak najpóźniej. Opróżnił butelkę duszkiem, po czym z hukiem rąbnął nią o ścianę. Pokój, gdzie już prędzej panował nieład, teraz można było nazwać prawdziwym śmietnikiem. Wszędzie walało się strzaskane szkło, nieokreślonego rodzaju śmieci. W kuchni wszystkie szafki były pootwierane i splądrowane. W zlewie piętrzyła się sterta naczyń. W sypialni unosił się smród rozkładającego się ciała, bo tam właśnie umieścił zwłoki dawnego gospodarza tego domostwa. Lecz demonowi to nie przeszkadzało. Dużo większą złością napełniała go własna niemoc. Sądził że spędzi w tym świecie dzień, góra dwa. Dopiero teraz dotarło do niego, że został oszukany. Skazany na pobyt tutaj, aż do wypełnienia misji.
Wstał energicznie, w pośpiechu zrzucając z siebie ubranie. Do diabła z kamuflażem. Dłużej tak nie wytrzyma. Nagi, padł na kolana, podpierając się dłońmi o podłogę i wygiął plecy w pałąk. Przemiana następowała powoli, choć bezboleśnie. Z ziemi podniósł się już nie nobliwy pan profesor, ale prawdziwa bestia, o pałających żądzą krwi ślepiach. Wyskoczyła przez okno i w zimnym blasku księżyca pognała przed siebie. Chociaż poruszała się na dwóch nogach, to nikt nawet przy najlepszych chęciach nie nazwałby jej człowiekiem. Gnała przez puste, pokryte bielą pola, przez zmarzniętą taflę jeziora, nie zważając na chłód drażniący skórę, na pokaleczone stopy.
W końcu Davyan przystanął. Dyszał ciężko, lecz w całym ciele czuł satysfakcję. Znów był sobą, chociaż na tak krótko. Znów mógł rozkoszować się światem niedostępnym dla ludzkich zmysłów, poczuć całą feerię zapachów, przebić wzorkiem mrok nocy. Znów czuł pragnienie, które mógł zaspokoić tylko w jeden sposób. Oblizał wargi, lecz nie poruszył się. Chociaż jego zmysły szalały, to doskonale zdawał sobie sprawę, że czeka go surowa, bardzo surowa kara za złamanie rozkazów. Dlaczego do cholery zabronili mu atakować ludzi? Przecież jedynie by się zabawił…
Warknął z irytacją, patrząc na wejście do jednego z nocnych klubów, znajdującego się na peryferiach miasta. A gdyby tylko troszeczkę nagiąć obowiązujące go zasady? Taką odrobinkę, prawie niezauważalną? Prychnął z irytacją. Niby jak chciał to zrobić? Człowieka można albo zabić, albo nie. Co innego seks. Po raz kolejny się oblizał, wychylając głowę zza węgła. Patrzył uważnie, oceniając wchodzące i wychodzące kobiety. Szeroki wybór, pomyślał z uznaniem. Ruszył, nie zważając na to, że ma na sobie jedynie podarte spodnie, a na poranionych stopach krew. Dla niego takie rzeczy nie miały znaczenia. Dla ludzi, do których się zbliżał, tak. Kilka osób utkwiło w nim zdumione spojrzenia, lecz zaraz ze strachem odwróciło głowy i w popłochu rozpierzchło się na boki. Davyan nie zwrócił na nich uwagi. Przed oczyma miał ponętną blondynkę, o karminowych ustach i sporym biuście. Po prostu podszedł i chwytając ją brutalnie za kark, pocałował. A raczej brutalnie zmiażdżył jej wargi, nie przejmując się przerażeniem malującym się w oczach.
– Chcę cię! – wyszeptał, przerywając na chwilę. – Pójdziemy gdzieś na bok, czy wolisz to zrobić tutaj?
Wtedy jakby zrozumiała, co się stało. Zaczęła krzyczeć, wyrywać się, okładać go pięściami. Zirytowany demon bez zastanowienia skręcił jej kark. Dookoła rozległy się wrzaski, tupanie nóg, pojawiła się spora grupa ludzi. Spojrzał na nich rozbawiony. Owszem, kilku z nich wyglądało groźnie, ale nie dla niego. Nie, kiedy był sobą. Zaraz potem rozbawienie zniknęło, bo przypomniał sobie, że za wszelką cenę miał nie zwracać na siebie uwagi.
Cholera! Właśnie zrobił coś zupełnie odwrotnego. Obrócił się na pięcie, łapiąc jeszcze zdumione spojrzenie chłopaka stojącego pod murem. Co niezwykłe, on również przyciągnął wzrok demona, chociaż wyglądał bardzo niepozornie. Davyan przystanął na kilka sekund, mrużąc oczy. Czyżby?... Nie, niemożliwe. Ktoś tak zwyczajny, tak pospolity, nie mógł być tym, którego szukał. Poza tym powinien ulotnić się stąd jak najszybciej, żeby nie wzbudzać więcej niezdrowej sensacji. Wystarczyło to, co nabroił. Kadya nie będzie zachwycona.
Głucho zawarczał, gdy jeden z mężczyzn spróbował zajść mu drogę. Jego oczy błysnęły czymś nieludzkim, wściekłością i złem tak ogromnym, że przeciwnik nawet nie zdążył uciec. Zemdlał. Davyan jednym susem przeskoczył nad nieruchomym ciałem i pognał z powrotem do swego pustkowia. Zniknął równie szybko, jak się pojawił, pozostawiając za sobą niedowierzanie, strach i śmierć.
 

15 komentarzy:

  1. Pierwsza :D a tak coś czułam, że coś szczęśliwego mnie spółka o północy ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jeśli mam coś w zaplanowanych (co publikuje się automatycznie), to zawsze ustawiam minutę po północy :-)

      Usuń
  2. A wiecie, że dziś miał być Uzurpator, a to powyżej dwa dni później? Tak to jest jak się pisze po nocach, bo wszystko pokręciłam, nawet w zapowiedziach dałam tę datę. Ech... Nic się nie stało:-) Uzurpator będzie jutro.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że masz przebłyski świadomości.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie miałam nadzieję na Uzurpatora, ale to opowiadanie zapowiada się ciekawie 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam to opowiadanie i czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Idealne na złamane serce :C
    Dziękuje Babeczko!

    OdpowiedzUsuń
  7. Babeczko dużo było opowiadań o demonach nawet przejrzałem spis treści i nie wiem z jakim go połączyć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę, że następna cześć rzuci nieco światła na tę powiązania...

      Usuń
    2. Bitwa miedzy dobrem a złem nad nieświadomom duszyczka 😉

      Usuń
  8. Czyżby pechowy demon miał powrócić?😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bingo! Chociaż raczej nie powróci, to skojarzenie słuszne.

      Usuń
  9. Uzurpator kiedy?

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak przeczytalam o nawiazaniu do innego opowiadania od razu do glowy przyszedl mi Kyle. Uwielbiam wszystkie watki z jego postacia i zaluje, ze Ilyn skonczylo sie jak sie skonczylo :-( a jesli dobrze pamietam, to w ostatnim opowiadaniu Kyle zostal uwolniony, ale pisalas, ze raczej nie bedziesz ciagnac tego watku, a szkoda :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kayl? No nie tak do końca, chociaż i to demon, i to demon :-)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.