Przez ostatnie dni byłam bardzo zajęta, bo trochę niepotrzebnie zgodziłam się na udział w kiermaszu świątecznym. Fajnie było, bo ludziska namiętnie dopytywali się, czy to aby wszystko na pewno jadalne i czy sama to robiłam :-) Fajnie, bo mogłam patrzeć na ich niedowierzanie połączone z zachwytem. A ja jestem łasa na takie pochwały niczym kot na śmietankę. Niefajne było to, że przez trzy doby spałam zaledwie 11 godzin... bo dekoracje robiłam głównie w nocy, jak moje młodsze dziecię smacznie spało. W dzień się nie dało. Efekty możecie podziwiać na fotce poniżej. Za to jak wróciłam wieczorem, to z ledwością doczołgałam się do łóżka. Dzieciątka tym razem przygotował do snu tatuś ;-) ja nie byłam w stanie...
Zaczynamy nowe opowiadanie płatne. Mam fajny pomysł, zobaczymy jak mi wyjdzie wykonanie. Jeśli zaś chodzi o treści bezpłatne, to mam dla was również nowe opowiadanie. Wiem, wiem, powinnam kończyć Onego, ale brakuje mi pyskatej, nieco bezczelnej bohaterki. Damy więc jedną cześć Onego i resztę czegoś nowego. Poza tym, cierpliwości, obiecałam że newsletter będzie przed świętami, to będzie. Zresztą, jak już zobaczycie babeczkarnię w nowej szacie, zrozumiecie, dlaczego tak długo to trwało :-)
Uzurpator (I)
Dziedziniec zamku skąpany
był w czerwieni zachodu słońca i ludzkiej krwi. Wśród nieruchomo leżących ciał
rozciągały się szkarłatne kałuże, przypominające tafle jeziora, których gładka
powierzchnia nie marszczyła się pomimo lekkich podmuchów wiatru. Za to
przeglądało się w nich oblane purpurą niebo, a jego czerwone promienie omiatały
plac zasłany szczątkami ludzi i zwierząt. Bitewny zgiełk zastąpiła cisza;
gdzieniegdzie było słychać jedynie łkanie lub pojękiwania rannych, sprawnie
dobijanych przez kilku milczących, ponurych mężczyzn. Tylko jeden z oprawców
stał nieruchomo pośrodku tego pobojowiska, a ślady zaschniętej krwi pokrywały
go od stóp do głów. Miecz, który trzymał w opuszczonej dłoni, zbroczony był nią
po rękojeść. Na prawym udzie widać było prowizoryczny opatrunek, ale mężczyzna krwawił
jeszcze z przynajmniej pół tuzina lżejszych ran. Pod okapem spiczastego hełmu,
widniała pociągła twarz, której klasyczne piękno mogłoby wzbudzić podziw u
patrzącego, gdyby niemalujący się na niej całkowity brak ludzkich uczuć. Te
rysy nie zdradzały śladu słabości, litości, dobroci czy okrucieństwa. W tej
twarzy będącej niczym marmurowa maska, jedynie oczy, tak ciemne, że prawie
czarne, błyszczały triumfem z powodu odniesionego zwycięstwa. A choć mężczyzna
nosił zwyczajne ubranie wojownika, coś w jego postawie świadczyło o tym, że nie
był pospolitym najemnikiem.
Gdy nad jego głową
rozległ się złowrogi dźwięk, powoli spojrzał w górę, na krążące nad zamkiem
sępy, które z łopotem piór opadały na posiekane ciała. Nie przestraszyła ich
nawet obecność milczącej drużyny, powoli gromadzącej się wokół swego dowódcy. Przed
nimi ostatnia walka. Resztki obrońców i pozostali przy życiu członkowie rodziny
królewskiej schronili się w wieży. Jej lśniąca kolumna wzbijała się w rozświetlone
czerwienią niebo, smukła, prawie zupełnie pozbawiona okien, u góry zwieńczona
rzędem marmurowych gargulców. Z pozoru całkowicie niedostępna, bo drzwi
zaryglowano od środka. Ale pozory lubią mylić.
Nie upłynęły nawet dwa
kwadranse, gdy potężne wierzeje z grubych bali drgnęły. Zgromadzony przed nimi
tłum wojowników zamruczał z aprobatą. Ich przywódca nawet się nie poruszył,
chociaż w głębi duszy z niecierpliwością oczekiwał na moment, gdy będzie mógł usunąć
ostatnią przeszkodę na drodze do tronu. Jego twarz nadal przypominała kamienną
maskę, chociaż gdy w końcu olbrzymie wrota poddały się, przebiegł przez nią
dziwny skurcz.
To on pierwszy wszedł
do środka. Zawsze tak robił i dlatego szybko zyskał sobie szacunek podległych
mu żołnierzy. Szybkim krokiem przemierzył puste komnaty, pokonał schody wiodące
na górę W prawej dłoni dzierżył miecz, z którego skapywały czerwone krople.
Ubranie miał ubrudzone krwią, liczne zadrapania na twarzy, błoto na butach, ale
w oczach prawdziwy ogień zwycięzcy.
Nareszcie! Nareszcie
zrealizował swój największy plan. Wróg nie miał najmniejszych szans, zresztą
mięczak zasiadający na tronie nie był zdolny do jakiegokolwiek sprzeciwu.
Pozostała jeszcze jego córka. Ta, którą właśnie zamierzał zabić. Co prawda
siedmioletnie dziecko nie stanowiło zagrożenia, ale wolał się zabezpieczyć. W
przyszłości mogła stać się największym wrogiem, była wszakże prawowitą
następczynią tronu.
Dotarł do celu, na samą
górę. Za jego plecami zgromadzili się żołnierze, czekając na dalsze rozkazy.
Wskazał na kolejne, mocne, dębowe drzwi. Bez zbędnych pytań kilku mężczyzn
przystąpiło do likwidacji przeszkody. Nie trwało to długo. Wkrótce wkroczył do
obszernej komnaty, w której kuliło się kilka kobiet, otaczając zapłakaną
dziewczynkę. Podszedł bliżej, gestem nakazując się im odsunąć. I wtedy za jego
plecami rozległ się chłodny, pełen arogancji głos.
– Generale! Nasz
umowa nie zawierała przyzwolenia na mordowanie dzieci.
Błyskawicznie się
obrócił, stając oko w oko z jednym z wielmożów, którzy go popierali. Lord Vacon
odwzajemnił jego rozwścieczone spojrzenie, a kiedy w komnacie pojawiło się
kilku innych wielmożów, mężczyzna wiedział, że przegrał. Nie miał
wystarczającej liczby żołnierzy, aby teraz przeciwstawić się takim
przeciwnikom. W zasadzie to swój sukces zawdzięczał w dużej mierze ich
poparciu.
– Mam objąć tron –
powiedział krótko. – A co z nią? Za kilka lat będzie się błąkać po kraju i
nawoływać do buntu.
– Jeśli ją zabijesz,
możesz stracić znacznie więcej. Zresztą, przypomnij sobie nasze ustalenia.
Dziewczynce nie ma prawa spać włos z głowy.
– Co z nią
zrobicie?
– Umieścimy w
klasztorze, a kiedy nadejdzie odpowiednia pora przyjmie śluby. Nie będzie ci
zagrażać, chyba że sam się o to postarasz.
Ostatnie słowa
zawierały ukryte ostrzeżenie. Doskonale wiedział, co tak naprawdę oznaczały.
Jeśli zbuntuje się przeciwko swoim sojusznikom, oni wyciągną asa z rękawa,
córkę króla, prawowitą władczynię tego kraju. Uśmiechnął się ponuro. Trudno,
nie zabije jej dziś ani jutro. Ale za kilka lat, kto wie? Będzie miał mnóstwo
czasu, aby obmyślić kolejny plan, aby wyrwać się spod kurateli swych obecnych
popleczników. Spojrzał na bladą, umazaną łzami twarz dziewczynki. Ta odważnie
odpowiedziała na jego spojrzenie, unosząc dumnie podbródek. O, tak. Im szybciej
jej się pozbędzie, tym szybciej poczuje się bezpieczny. Na razie musiał
pogodzić się z porażką. Jednak jeśli wielmoże, jeśli lord Vacon myśleli, że się
podda, że będzie rządził według ich widzimisię, to grubo się mylili.
– Jest wasza –
burknął, chowając miecz do pochwy. Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Nie miał
tutaj już nic do roboty. Czas świętować zwycięstwo.
***
Siedziała przy oknie,
otulona wytartym pledem. Bezmyślnie gapiła się na śnieg, na tysiące drobnych,
srebrzystych płatków, wirujących wokół własnej osi i opadających na szare,
zimne mury klasztoru, na nagie korony drzew. Przestała już liczyć ile dni
spędziła w ten właśnie sposób, skulona na wąskim parapecie, skąd patrzyła przed
siebie, na ponury krajobraz poszarpanych górskich szczytów. Na początku
dostrzegała ich surowe piękno, ale po tylu latach, tak bardzo do niego
przywykła, że jedynie ją irytowało. Przypominało bowiem, kim naprawdę była.
Więźniem.
Przycisnęła wąskie,
blade dłonie do zimnej tafli szkła. Wiedziała, że gdyby wychyliła się na
zewnątrz, mogłaby spojrzeć w otchłań, bo wieża, w której znajdowała się jej
komnata, zawieszona była na samej krawędzi urwiska. Czasami spoglądała w dół,
przewieszona przez kamienny parapet po obu stronach okna. Patrzyła w budzącą
lęk pustkę, którą z rzadka przerywał jedynie lot ptaka, a która oznaczała
wolność. Nigdy nie starczyło jej odwagi, by z takiej wolności skorzystać.
Wyprostowała się. Piętnaście
samotnych, pełnych łez i bolesnych wspomnień lat. Śmierć rodziców, brata, który
skonał w jej objęciach, wszechobecny strach, bo nie do końca wszystko
rozumiała. Była zbyt mała. Za to podarowano jej wystarczająco dużo czasu, aby
mogła to sobie przemyśleć. Przez te wszystkie lata starannie pielęgnowała w
sobie nienawiść i przygotowywała się do działania. Bo nie miała wątpliwości, że
kiedyś jej czas nadejdzie. Zemsta to słaby powód, by żyć, ale innego nie miała.
Więc żyła, a w oczekiwaniu na ten moment ćwiczyła swego ducha i ciało. Tak
naprawdę nie miała pojęcia, co czeka ją na zewnątrz. Nie pamiętała już tamtego
świata. Lecz nie mogła po prostu bezczynnie siedzieć i tylko snuć plany.
Potrzebowała działać, chociaż mogło się okazać, że wszystko to jest całkiem
nieprzydatne w prawdziwym świecie. Na dodatek przez dłuższy czas wisiała nad
nią groźba śmierci. Danjal nigdy nie darował żadnemu wrogowi życia. Ona była
wyjątkiem, bo został do tego zmuszony. Dopiero po kilku latach zorientowała
się, że w każdej chwil może umrzeć. Od trucizny w napoju czy pokarmie, od
zbłąkanej strzały, od szybkiego, skrytobójczego ciosu sztyletem.
Lecz nadal żyła, mając
przeczucie, że los podaruje jej okazję do zemsty. Z każdym dniem, z każdym
miesiącem to przeczucie stawało się coraz mocniejsze, aż w końcu dzisiejszego
poranka, zamieniło się w pewność. Do klasztoru przybył posłaniec wraz z grupą
eskortujących go żołnierzy. Była pewna, że przyjechał po nią.
Nagle drgnęła,
zaciskając dłonie. Słysząc szczęk zasuwy, zsunęła się z parapetu. Do komnaty weszła
niepozorna, szczupła dziewczyna. Widząc ją, rozluźniła napięte mięśnie i
przywołała uśmiech na twarzy. O ile mogła mówić o kimś bliskim, kimś kogo
darzyła zaufaniem, to była nim właśnie Vemda.
– Witaj
księżniczko – odezwała się nowo przybyła. – Wiesz już, prawda?
– Domyślam się.
– Wydano rozkaz,
abyś się spakowała i przygotowała do drogi. Masz być gotowa za trzy godziny.
– Tak szybko? –
Naija lekko pobladła. Jednak po chwili głęboko odetchnęła. Nie powinna się bać.
Przecież pragnęła, aby taki moment nadszedł, marzyła o okazji do zemsty. Być
może właśnie ją dostała. – Dobrze, przekaż że będę gotowa.
Lecz Vemda nie wyszła.
Przysiadła na skraju ławy, zamyślona, nieobecna duchem. Naija patrzyła na nią
bez słowa, czując budzący się gdzieś w głębi duszy żal.
– Możesz jechać ze
mną? – spytała impulsywnie.
– Nie wiem.
– Przydałby mi się
ktoś… bliski – dokończyła z lekkim oporem. Mimo wszystko była księżniczką, a ta
tutaj zwykłą chłopką. A jednak wypowiadając te słowa, czuła, że mówi prawdę. –
Jak sądzisz, po co mnie wezwał?
– To raczej oczywiste.
Naija wykrzywiła z
goryczą usta. Nie mógł jej zabić, to postanowił zniewolić. Poślubić. W tym celu
miała opuścić klasztorne mury i udać się na królewski zamek.
– Przeklęty
uzurpator! – wysyczała, zaciskając dłonie w pięści. Ona, królewska córka, jedyna
spadkobierczyni tronu, miała zostać żoną zwykłego żołdaka, może jedynie
bardziej przebiegłego od innych, bo wykorzystał okazję i stanął na czele buntu.
Nie zmieniało to faktu, że był prostakiem, bez odrobiny błękitnej krwi, bez
koneksji i pochodzenia. Sądziła, że niewola tutaj była strasznym upokorzeniem,
ale myliła się. Dopiero teraz przelała się czara goryczy. Lecz jednocześnie
uświadomiła sobie, że być może nadchodzi ten czas, gdy zrealizuje swoje
fantazje o zemście. Będzie miała niepowtarzalną okazję, jedną jedyną, kilka
minut zaledwie. Jeśli weźmie pod uwagę zaskoczenie, to miała całkiem spore
szanse na sukces. Gwałtownie wstała, odrzucając na bok podniszczony koc.
Babeczko fajnie że jesteś z powrotem :) Ale patrząc na te Twoje smakołyki, widzę że pochłonęły Ci naprawdę mnóstwo czasu. Aż zazdroszczę szczęściarzom, którzy mieli okazję sprobować tych cudeniek. Chociaż sama już nie wiem czy wolałabym je konsumować czy podziwiać. Poniekąd szkoda byłoby niszczyć takie śliczności. Gratuluję zdolności! I literackich i kulinarnych ;)
OdpowiedzUsuńNaty
Większość właśnie miała ten sam dylemat :-) konsumować czy podziwiać? Z wyjątkiem mojej rodziny, która już niejedno widziała i niejedno cudeńko skonsumowała :-)))
UsuńMniam mniam
OdpowiedzUsuńRęczę głową, że są równie smaczne, jak piękne :-)
UsuńWitaj :) też się rozbijałam po kiermaszach z moimi wypiekami i pierniczkami. Rozumiem więc twoje zmęczenie😊 Cieszę się, że już wróciłas, bo w tak zwanym międzyczasie zaglądałam czy pojawiło się coś nowego. "Uzurpator " zapowiada się ciekawie. Oczywiście , nie wytrzymałam i musiałam wykupić możliwość przeczytania całej części. Za każdym razem tak robię:)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, bo zdobyłam w twoich oczach na tyle uznania, że chcesz kupować coś, co piszę :-) A tak nawiasem mówiąc, to w weekend kolejny kawałek nowego opowiadania, tym razem bezpłatnego :-D i też zapraszam!
UsuńOż Babeczko, Twoje wypieki to istne arcydzieła - żal by mi było zjeść takie cudeńka.
OdpowiedzUsuńOpowieść zapowiada się bardzo interesująco - chęć zemsty to wielka siła napędowa i ciekawa jestem jak bardzo Naija się rozpędzi:)
Mam szczere chęci poczekać z zakupem aż się ukażą przynajmniej trzy części, ale czy wytrwam i się na chęciach nie skończy, to nie wiem:)
Ty jesteś mężczyzną czy kobietą? Masz zdjęcie mężczyzny, a poszesz w drugiej osobie xDDDDDD
Usuń_______________________
Co dopowiadania to nie moje klimaty, ale zapowiada się ciekawe.. ;-)
A coś taka/taki ciekawa/ciekawy Anonimowy?:) Mam takie zdjęcie jak mi się podoba i piszę w PIERWSZEJ osobie.
UsuńPytam bo nazwa męska, a piszesz "... ciekawa jestem jak bardzo Naija się rozpędzi." xDDDD
UsuńA co zrobić żeby babeczki wyszły takie równe moje zawsze przy pieczeniu pękają lub są nierówne. A Pani przepis na babeczki i pierniczki najlepszy😊
OdpowiedzUsuńMnie też często pękają. Właśnie się ostatnio zastanawiałam, co by tu na to poradzić. Jak coś wykombinuję, to dam znać :-)
Usuńbabeczko kochana ja zamawiam na swieta ze dwie no może ze trzy blachy takich przepięknych ciasteczek bo mi za cholerę nie wyjda :P
OdpowiedzUsuńWierz mi, babeczki same w sobie są pyszne, nie potrzebują tak naprawdę tego lukru, przepis prosty, jedynie trzeba uważać, aby ciasto było luźne, bo wtedy są wilgotne i mięciutkie. Jak ciasto jest za gęste to wychodzą bardziej zbite, jak za długo są w piekarniku, to wychodzą zbyt suche.
UsuńBabeczko - w tym świecie musiałyby istnieć zegary i "ziemski" podział czasu na godziny i minuty ;)
OdpowiedzUsuńOla
Poczekam aż ukaże się całość. Na poprzednie dwa też czekałam do końca i nie zawiodłam się. Przynajmniej nie było zawodu że kawałek za krótki 😀
OdpowiedzUsuń