wtorek, 13 grudnia 2016

Uzurpator (I) - treść płatna

Przez ostatnie dni byłam bardzo zajęta, bo trochę niepotrzebnie zgodziłam się na udział w kiermaszu świątecznym. Fajnie było, bo ludziska namiętnie dopytywali się, czy to aby wszystko na pewno jadalne i czy sama to robiłam :-) Fajnie, bo mogłam patrzeć na ich niedowierzanie połączone z zachwytem. A ja jestem łasa na takie pochwały niczym kot na śmietankę. Niefajne było to, że przez trzy doby spałam zaledwie 11 godzin... bo dekoracje robiłam głównie w nocy, jak moje młodsze dziecię smacznie spało. W dzień się nie dało. Efekty możecie podziwiać na fotce poniżej. Za to jak wróciłam wieczorem, to z ledwością doczołgałam się do łóżka. Dzieciątka tym razem przygotował do snu tatuś ;-) ja nie byłam w stanie...



Zaczynamy nowe opowiadanie płatne. Mam fajny pomysł, zobaczymy jak mi wyjdzie wykonanie. Jeśli zaś chodzi o treści bezpłatne, to mam dla was również nowe opowiadanie. Wiem, wiem, powinnam kończyć Onego, ale brakuje mi pyskatej, nieco bezczelnej bohaterki. Damy więc jedną cześć Onego i resztę czegoś nowego. Poza tym, cierpliwości, obiecałam że newsletter będzie przed świętami, to będzie. Zresztą, jak już zobaczycie babeczkarnię w nowej szacie, zrozumiecie, dlaczego tak długo to trwało :-)

            Uzurpator (I)
Dziedziniec zamku skąpany był w czerwieni zachodu słońca i ludzkiej krwi. Wśród nieruchomo leżących ciał rozciągały się szkarłatne kałuże, przypominające tafle jeziora, których gładka powierzchnia nie marszczyła się pomimo lekkich podmuchów wiatru. Za to przeglądało się w nich oblane purpurą niebo, a jego czerwone promienie omiatały plac zasłany szczątkami ludzi i zwierząt. Bitewny zgiełk zastąpiła cisza; gdzieniegdzie było słychać jedynie łkanie lub pojękiwania rannych, sprawnie dobijanych przez kilku milczących, ponurych mężczyzn. Tylko jeden z oprawców stał nieruchomo pośrodku tego pobojowiska, a ślady zaschniętej krwi pokrywały go od stóp do głów. Miecz, który trzymał w opuszczonej dłoni, zbroczony był nią po rękojeść. Na prawym udzie widać było prowizoryczny opatrunek, ale mężczyzna krwawił jeszcze z przynajmniej pół tuzina lżejszych ran. Pod okapem spiczastego hełmu, widniała pociągła twarz, której klasyczne piękno mogłoby wzbudzić podziw u patrzącego, gdyby niemalujący się na niej całkowity brak ludzkich uczuć. Te rysy nie zdradzały śladu słabości, litości, dobroci czy okrucieństwa. W tej twarzy będącej niczym marmurowa maska, jedynie oczy, tak ciemne, że prawie czarne, błyszczały triumfem z powodu odniesionego zwycięstwa. A choć mężczyzna nosił zwyczajne ubranie wojownika, coś w jego postawie świadczyło o tym, że nie był pospolitym najemnikiem.
Gdy nad jego głową rozległ się złowrogi dźwięk, powoli spojrzał w górę, na krążące nad zamkiem sępy, które z łopotem piór opadały na posiekane ciała. Nie przestraszyła ich nawet obecność milczącej drużyny, powoli gromadzącej się wokół swego dowódcy. Przed nimi ostatnia walka. Resztki obrońców i pozostali przy życiu członkowie rodziny królewskiej schronili się w wieży. Jej lśniąca kolumna wzbijała się w rozświetlone czerwienią niebo, smukła, prawie zupełnie pozbawiona okien, u góry zwieńczona rzędem marmurowych gargulców. Z pozoru całkowicie niedostępna, bo drzwi zaryglowano od środka. Ale pozory lubią mylić.
Nie upłynęły nawet dwa kwadranse, gdy potężne wierzeje z grubych bali drgnęły. Zgromadzony przed nimi tłum wojowników zamruczał z aprobatą. Ich przywódca nawet się nie poruszył, chociaż w głębi duszy z niecierpliwością oczekiwał na moment, gdy będzie mógł usunąć ostatnią przeszkodę na drodze do tronu. Jego twarz nadal przypominała kamienną maskę, chociaż gdy w końcu olbrzymie wrota poddały się, przebiegł przez nią dziwny skurcz.
To on pierwszy wszedł do środka. Zawsze tak robił i dlatego szybko zyskał sobie szacunek podległych mu żołnierzy. Szybkim krokiem przemierzył puste komnaty, pokonał schody wiodące na górę W prawej dłoni dzierżył miecz, z którego skapywały czerwone krople. Ubranie miał ubrudzone krwią, liczne zadrapania na twarzy, błoto na butach, ale w oczach prawdziwy ogień zwycięzcy.
Nareszcie! Nareszcie zrealizował swój największy plan. Wróg nie miał najmniejszych szans, zresztą mięczak zasiadający na tronie nie był zdolny do jakiegokolwiek sprzeciwu. Pozostała jeszcze jego córka. Ta, którą właśnie zamierzał zabić. Co prawda siedmioletnie dziecko nie stanowiło zagrożenia, ale wolał się zabezpieczyć. W przyszłości mogła stać się największym wrogiem, była wszakże prawowitą następczynią tronu.
Dotarł do celu, na samą górę. Za jego plecami zgromadzili się żołnierze, czekając na dalsze rozkazy. Wskazał na kolejne, mocne, dębowe drzwi. Bez zbędnych pytań kilku mężczyzn przystąpiło do likwidacji przeszkody. Nie trwało to długo. Wkrótce wkroczył do obszernej komnaty, w której kuliło się kilka kobiet, otaczając zapłakaną dziewczynkę. Podszedł bliżej, gestem nakazując się im odsunąć. I wtedy za jego plecami rozległ się chłodny, pełen arogancji głos.
– Generale! Nasz umowa nie zawierała przyzwolenia na mordowanie dzieci.
Błyskawicznie się obrócił, stając oko w oko z jednym z wielmożów, którzy go popierali. Lord Vacon odwzajemnił jego rozwścieczone spojrzenie, a kiedy w komnacie pojawiło się kilku innych wielmożów, mężczyzna wiedział, że przegrał. Nie miał wystarczającej liczby żołnierzy, aby teraz przeciwstawić się takim przeciwnikom. W zasadzie to swój sukces zawdzięczał w dużej mierze ich poparciu.
– Mam objąć tron – powiedział krótko. – A co z nią? Za kilka lat będzie się błąkać po kraju i nawoływać do buntu.
– Jeśli ją zabijesz, możesz stracić znacznie więcej. Zresztą, przypomnij sobie nasze ustalenia. Dziewczynce nie ma prawa spać włos z głowy.
– Co z nią zrobicie?
– Umieścimy w klasztorze, a kiedy nadejdzie odpowiednia pora przyjmie śluby. Nie będzie ci zagrażać, chyba że sam się o to postarasz.
Ostatnie słowa zawierały ukryte ostrzeżenie. Doskonale wiedział, co tak naprawdę oznaczały. Jeśli zbuntuje się przeciwko swoim sojusznikom, oni wyciągną asa z rękawa, córkę króla, prawowitą władczynię tego kraju. Uśmiechnął się ponuro. Trudno, nie zabije jej dziś ani jutro. Ale za kilka lat, kto wie? Będzie miał mnóstwo czasu, aby obmyślić kolejny plan, aby wyrwać się spod kurateli swych obecnych popleczników. Spojrzał na bladą, umazaną łzami twarz dziewczynki. Ta odważnie odpowiedziała na jego spojrzenie, unosząc dumnie podbródek. O, tak. Im szybciej jej się pozbędzie, tym szybciej poczuje się bezpieczny. Na razie musiał pogodzić się z porażką. Jednak jeśli wielmoże, jeśli lord Vacon myśleli, że się podda, że będzie rządził według ich widzimisię, to grubo się mylili.
– Jest wasza – burknął, chowając miecz do pochwy. Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Nie miał tutaj już nic do roboty. Czas świętować zwycięstwo.
***
Siedziała przy oknie, otulona wytartym pledem. Bezmyślnie gapiła się na śnieg, na tysiące drobnych, srebrzystych płatków, wirujących wokół własnej osi i opadających na szare, zimne mury klasztoru, na nagie korony drzew. Przestała już liczyć ile dni spędziła w ten właśnie sposób, skulona na wąskim parapecie, skąd patrzyła przed siebie, na ponury krajobraz poszarpanych górskich szczytów. Na początku dostrzegała ich surowe piękno, ale po tylu latach, tak bardzo do niego przywykła, że jedynie ją irytowało. Przypominało bowiem, kim naprawdę była.
Więźniem.
Przycisnęła wąskie, blade dłonie do zimnej tafli szkła. Wiedziała, że gdyby wychyliła się na zewnątrz, mogłaby spojrzeć w otchłań, bo wieża, w której znajdowała się jej komnata, zawieszona była na samej krawędzi urwiska. Czasami spoglądała w dół, przewieszona przez kamienny parapet po obu stronach okna. Patrzyła w budzącą lęk pustkę, którą z rzadka przerywał jedynie lot ptaka, a która oznaczała wolność. Nigdy nie starczyło jej odwagi, by z takiej wolności skorzystać.
Wyprostowała się. Piętnaście samotnych, pełnych łez i bolesnych wspomnień lat. Śmierć rodziców, brata, który skonał w jej objęciach, wszechobecny strach, bo nie do końca wszystko rozumiała. Była zbyt mała. Za to podarowano jej wystarczająco dużo czasu, aby mogła to sobie przemyśleć. Przez te wszystkie lata starannie pielęgnowała w sobie nienawiść i przygotowywała się do działania. Bo nie miała wątpliwości, że kiedyś jej czas nadejdzie. Zemsta to słaby powód, by żyć, ale innego nie miała. Więc żyła, a w oczekiwaniu na ten moment ćwiczyła swego ducha i ciało. Tak naprawdę nie miała pojęcia, co czeka ją na zewnątrz. Nie pamiętała już tamtego świata. Lecz nie mogła po prostu bezczynnie siedzieć i tylko snuć plany. Potrzebowała działać, chociaż mogło się okazać, że wszystko to jest całkiem nieprzydatne w prawdziwym świecie. Na dodatek przez dłuższy czas wisiała nad nią groźba śmierci. Danjal nigdy nie darował żadnemu wrogowi życia. Ona była wyjątkiem, bo został do tego zmuszony. Dopiero po kilku latach zorientowała się, że w każdej chwil może umrzeć. Od trucizny w napoju czy pokarmie, od zbłąkanej strzały, od szybkiego, skrytobójczego ciosu sztyletem.
Lecz nadal żyła, mając przeczucie, że los podaruje jej okazję do zemsty. Z każdym dniem, z każdym miesiącem to przeczucie stawało się coraz mocniejsze, aż w końcu dzisiejszego poranka, zamieniło się w pewność. Do klasztoru przybył posłaniec wraz z grupą eskortujących go żołnierzy. Była pewna, że przyjechał po nią.
Nagle drgnęła, zaciskając dłonie. Słysząc szczęk zasuwy, zsunęła się z parapetu. Do komnaty weszła niepozorna, szczupła dziewczyna. Widząc ją, rozluźniła napięte mięśnie i przywołała uśmiech na twarzy. O ile mogła mówić o kimś bliskim, kimś kogo darzyła zaufaniem, to była nim właśnie Vemda.
– Witaj księżniczko – odezwała się nowo przybyła. – Wiesz już, prawda?
– Domyślam się.
– Wydano rozkaz, abyś się spakowała i przygotowała do drogi. Masz być gotowa za trzy godziny.
– Tak szybko? – Naija lekko pobladła. Jednak po chwili głęboko odetchnęła. Nie powinna się bać. Przecież pragnęła, aby taki moment nadszedł, marzyła o okazji do zemsty. Być może właśnie ją dostała. – Dobrze, przekaż że będę gotowa.
Lecz Vemda nie wyszła. Przysiadła na skraju ławy, zamyślona, nieobecna duchem. Naija patrzyła na nią bez słowa, czując budzący się gdzieś w głębi duszy żal.
– Możesz jechać ze mną? – spytała impulsywnie.
– Nie wiem.
– Przydałby mi się ktoś… bliski – dokończyła z lekkim oporem. Mimo wszystko była księżniczką, a ta tutaj zwykłą chłopką. A jednak wypowiadając te słowa, czuła, że mówi prawdę. – Jak sądzisz, po co mnie wezwał?
– To raczej oczywiste.
Naija wykrzywiła z goryczą usta. Nie mógł jej zabić, to postanowił zniewolić. Poślubić. W tym celu miała opuścić klasztorne mury i udać się na królewski zamek.
– Przeklęty uzurpator! – wysyczała, zaciskając dłonie w pięści. Ona, królewska córka, jedyna spadkobierczyni tronu, miała zostać żoną zwykłego żołdaka, może jedynie bardziej przebiegłego od innych, bo wykorzystał okazję i stanął na czele buntu. Nie zmieniało to faktu, że był prostakiem, bez odrobiny błękitnej krwi, bez koneksji i pochodzenia. Sądziła, że niewola tutaj była strasznym upokorzeniem, ale myliła się. Dopiero teraz przelała się czara goryczy. Lecz jednocześnie uświadomiła sobie, że być może nadchodzi ten czas, gdy zrealizuje swoje fantazje o zemście. Będzie miała niepowtarzalną okazję, jedną jedyną, kilka minut zaledwie. Jeśli weźmie pod uwagę zaskoczenie, to miała całkiem spore szanse na sukces. Gwałtownie wstała, odrzucając na bok podniszczony koc. 

Jeśli chcesz przeczytać więcej, kliknij tutaj!

16 komentarzy:

  1. Babeczko fajnie że jesteś z powrotem :) Ale patrząc na te Twoje smakołyki, widzę że pochłonęły Ci naprawdę mnóstwo czasu. Aż zazdroszczę szczęściarzom, którzy mieli okazję sprobować tych cudeniek. Chociaż sama już nie wiem czy wolałabym je konsumować czy podziwiać. Poniekąd szkoda byłoby niszczyć takie śliczności. Gratuluję zdolności! I literackich i kulinarnych ;)
    Naty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość właśnie miała ten sam dylemat :-) konsumować czy podziwiać? Z wyjątkiem mojej rodziny, która już niejedno widziała i niejedno cudeńko skonsumowała :-)))

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ręczę głową, że są równie smaczne, jak piękne :-)

      Usuń
  3. Witaj :) też się rozbijałam po kiermaszach z moimi wypiekami i pierniczkami. Rozumiem więc twoje zmęczenie😊 Cieszę się, że już wróciłas, bo w tak zwanym międzyczasie zaglądałam czy pojawiło się coś nowego. "Uzurpator " zapowiada się ciekawie. Oczywiście , nie wytrzymałam i musiałam wykupić możliwość przeczytania całej części. Za każdym razem tak robię:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, bo zdobyłam w twoich oczach na tyle uznania, że chcesz kupować coś, co piszę :-) A tak nawiasem mówiąc, to w weekend kolejny kawałek nowego opowiadania, tym razem bezpłatnego :-D i też zapraszam!

      Usuń
  4. Oż Babeczko, Twoje wypieki to istne arcydzieła - żal by mi było zjeść takie cudeńka.
    Opowieść zapowiada się bardzo interesująco - chęć zemsty to wielka siła napędowa i ciekawa jestem jak bardzo Naija się rozpędzi:)
    Mam szczere chęci poczekać z zakupem aż się ukażą przynajmniej trzy części, ale czy wytrwam i się na chęciach nie skończy, to nie wiem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty jesteś mężczyzną czy kobietą? Masz zdjęcie mężczyzny, a poszesz w drugiej osobie xDDDDDD
      _______________________

      Co dopowiadania to nie moje klimaty, ale zapowiada się ciekawe.. ;-)

      Usuń
    2. A coś taka/taki ciekawa/ciekawy Anonimowy?:) Mam takie zdjęcie jak mi się podoba i piszę w PIERWSZEJ osobie.

      Usuń
    3. Pytam bo nazwa męska, a piszesz "... ciekawa jestem jak bardzo Naija się rozpędzi." xDDDD

      Usuń
  5. A co zrobić żeby babeczki wyszły takie równe moje zawsze przy pieczeniu pękają lub są nierówne. A Pani przepis na babeczki i pierniczki najlepszy😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też często pękają. Właśnie się ostatnio zastanawiałam, co by tu na to poradzić. Jak coś wykombinuję, to dam znać :-)

      Usuń
  6. babeczko kochana ja zamawiam na swieta ze dwie no może ze trzy blachy takich przepięknych ciasteczek bo mi za cholerę nie wyjda :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierz mi, babeczki same w sobie są pyszne, nie potrzebują tak naprawdę tego lukru, przepis prosty, jedynie trzeba uważać, aby ciasto było luźne, bo wtedy są wilgotne i mięciutkie. Jak ciasto jest za gęste to wychodzą bardziej zbite, jak za długo są w piekarniku, to wychodzą zbyt suche.

      Usuń
  7. Babeczko - w tym świecie musiałyby istnieć zegary i "ziemski" podział czasu na godziny i minuty ;)

    Ola

    OdpowiedzUsuń
  8. Poczekam aż ukaże się całość. Na poprzednie dwa też czekałam do końca i nie zawiodłam się. Przynajmniej nie było zawodu że kawałek za krótki 😀

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.