piątek, 16 grudnia 2016

Dzieło sztuki (I)

Takie sobie, lekkie, odrobinę świąteczne opowiadanko, tym razem idealnie dopasowane do pogody za oknem, bo u nas deszcz pada, nie śnieg :-(

            Dzieło sztuki (I)
Z irytacją nacisnęłam klakson, chociaż w pełni zdawałam sobie sprawę z bezsensowności tego gestu. Korek był długi, nieruchawy i najgorsze, że nic nie zapowiadało zmiany tego stanu rzeczy. Zaklęłam pod nosem. Co za cholerny pech! Jak nic spóźnię się o jakąś godzinę, a może nawet dwie. Na dodatek ta paskudna pogoda. Gdyby nie lało jak z cebra, to popędziłabym poboczem na piechotę. Pięć kilometrów to nie tak dużo, a wszystko było lepsze od obecnej bezczynności. I pomyśleć, że dzisiejszy dzień zaczął się tak dobrze…
Zaklęłam po raz kolejny i sięgnęłam po komórkę. Nie ma wyjścia, muszę kogoś poprosić o pomoc. Najlepiej Bartka. Ma klucz zapasowy do mojego mieszkanka, no i o tej porze powinien już być po pracy. Zerknęłam na zegarek i wybrałam numer. Odebrał po trzecim sygnale.
– Bartuś! – jęknęłam z uczuciem.
– Cześć Paulinko! – odezwał się wesoły głos po drugiej stronie. – Skąd ten pełen tragizmu ton? Dziś twój wielki dzień.
– Wiem. Ale mam problem. Miałam dowieź płótno na wystawę na piątą. Jest za piętnaście, a ja utknęłam w gigantycznym korku, żeby to szlag trafił! – zdenerwowałam się ponownie. – Nie zdążę! Zawalę sprawę i…
– Okay, rozumiem. Mam to zrobić za ciebie?
– Tak – odparłam z widoczną ulgą w głosie. – Możesz?
– Mogę – roześmiał się. – Powiedz mi tylko, który bohomaz dostąpi tego zaszczytu?
– Żaden bohomaz! – oburzyłam się, ale mało przekonująco, bo w końcu ratował moje dupsko. – Łatwo znajdziesz, bo stoi na sztalugach. Obok leży tekturowe opakowanie. I Bartek, proszę, bądź ostrożny.
– Będę Paulinko – zapewnił mnie poważnym głosem. – Wiem, jakie to dla ciebie ważne. Ale na wystawie nie zostanę. Ta cała sztuka nowoczesna przyprawia mnie o skręt kiszek.

Nie dyskutowałam z nim więcej. Od kilku lat prezentował stałe, niezmienne stanowisko wobec moich obrazów, od czasu do czasu domagając się, aby stworzyła coś bardziej ludzkiego. Dawno już przestałam mu wbijać do głowy, że istnieją różne rodzaje sztuki. Ja tam lubiłam czystą geometrię na moich płótnach.
Zgodnie z oczekiwaniami spędziłam w korku bite dwie godziny. Kiedy w końcu dotarłam do domu, byłam wściekła, spocona i głodna jak cholera. Zaparkowałam niemal po mistrzowsku, wyprysnęłam z samochodu i popędziłam na piętro, aby się przebrać. Wystawa już się zaczęła, więc nie miałam zbyt wiele czasu na zmianę stroju i doprowadzenie się do porządku. Kwadrans później pędziłam w stronę galerii, gratulując sobie w duchu pomysłu z Bartkiem. Gdyby nie on… Wolałam o tym nie myśleć.
Spóźniłam się, bagatela, niecałą godzinę. Zadowolona, zostawiłam płaszcz w szatni i przygładzając wzburzone włosy, weszłam do środka. Lawirowałam pomiędzy zgromadzonymi w niewielkie grupy ludźmi, z dreszczem ekscytacji podążając do miejsca, gdzie wisiał mój obraz. Z daleka widziałam, że zebrał się tam pokaźny tłum. Odrobinę mnie to zaniepokoiło, bo chociaż kochałam moje dzieło niczym dziecko, to jednak byłam rozsądną, niezaślepioną jego domniemaną wielkością, matką. Ale kiedy podeszłam bliżej, o mało co nie padłam trupem na miejscu.
– Jezu Chryste! – wyjęczałam bluźnierczo.
Na białej ścianie wisiał sobie niewielki prostokąt, wyglądający jak zapaćkana tysiącem kolorów szmata. Na dodatek w prawym rogu widniała sobie uśmiechnięta buźka, czyli przysłowiowa kropka, kropka, kreska, kreska, podobizna mego pyska. Ta miała jeszcze ogromne, królicze zęby oraz odstające uszy. Nic dziwnego, że o mało co, nie padłam trupem na miejscu. Oczywiście, doskonale zrozumiałam, co się stało. Wczoraj były u mnie siostrzenice, którym beztrosko użyczyłam sztalug, jednego płótna i palety farb. Całość zostawiłam tak jak było i rano popędziłam do pracy, kompletnie o tym zapominając. Gdybym nie utknęła w korku, nie byłoby żadnego problemu. Ale ja wysłałam po mój obraz Bartka, któremu sztuka nowoczesna kojarzyła się właśnie z takimi, zapaćkanymi planszami. Nic dziwnego, że się nie zorientował.
– Cześć kochana. – Izunia cmoknęła mnie w policzek. – Zobacz jaki tłum.
– Widzę – wystękałam, z trudem łapiąc oddech. Oczy zaszkliły mi się łzami, dłonie drżały, a w głowie majaczyła tylko jedna myśl. To koniec. Koniec marzeń, koniec drogi, na którą dopiero co weszłam. Koniec, po prostu koniec. Po kres życia będę pracowała w biurze, odbierała telefony, kserowała dokumenty, parzyła kawy. Po takiej kompromitacji nie ma dla mnie miejsca w świecie prawdziwej sztuki. A tyle starań kosztowało mnie to, aby umieścić chociaż jeden mój obraz na dzisiejszej wystawie. Wystawie zorganizowanej specjalnie dla nieodkrytych talentów. Dostałam niepowtarzalną szansę od losu i przez głupie zaniedbanie tak szybko ją straciłam.
– O! – Iza szturchnęła mnie łokciem. – Tam, przed tą człekokształtną rzeźbą. Widzisz?
– Co niby? – spytałam z rozpaczą.
– To ten krytyk. Jedna z twoich koleżanek po fachu mi go pokazała. Pogromca młodych adeptów z Akademii Sztuki. Może zainteresuje go twój obraz?
– Broń boże! – wymamrotałam, rozglądając się w popłochu. Iza znała się na sztuce w tym samym stopniu co Bartek, więc nie oczekiwałam od niej zrozumienia. Faktycznie, przed rzeźbą stał wysoki, szczupły, elegancko ubrany mężczyzna. Z niezadowoleniem marszczył brwi, a oczy zza grubych szkieł okularów w ciężkiej oprawce, mierzyły taksująco potencjalne dzieło sztuki. Widać było, że to, co widział, niezbyt mu się podobało. Wyjął z kieszeni marynarki notes, coś tam w nim zapisał, po czym na powrót go schował. Jednocześnie rozejrzał się dookoła i gdy zauważył mój obraz, zamarł w bezruchu. Przyznam szczerze, że rzadko widuje się tak potężne zaskoczenie na czyjejkolwiek twarzy. Nie mogłam pozwolić, aby dowiedział się, jak się nazywam. W tym wypadku od razu mogę przerzucić się na kserowanie do końca życia. Wepchnęłam torebkę zaskoczonej Izie i ruszyłam w kierunku ściany. Miałam zamiar zdjąć ten bohomaz i uciec z nim gdzie raki zimują. Albo i dalej. Na zgromadzonych przed nim ludzi, nie zwróciłam uwagi.
– Przepraszam! – oznajmiłam gromkim głosem i pięć sekund później piastowałam w objęciach nieszczęsne płótno. Niestety, ucieczka przestała wchodzić w rachubę, bo na mojej drodze stanął pan Krytyk. Miał surowy wyraz twarzy, ramiona skrzyżowane za plecami i przenikliwe spojrzenie.
– To pani? – wskazał brodą na moją zdobycz.
– Poniekąd – przyznałam. Z bliska wcale nie wyglądał na starego, chociaż w brązowych włosach zauważyłam pojedyncze siwe pasemka. Oczy również były brązowe, brwi gęste, proste, podbródek kwadratowy, z dołeczkiem w brodzie, nos nieco kartoflowaty. Interesujący brzydal, pomyślałam mętnie, zastanawiając się, czy jeśli zacznę uciekać, to czy będzie mnie gonił?
– Poniekąd? Sądziłem, że zadałem proste pytanie?
– Pytanie jest proste, tylko odpowiedź nieco zagmatwana.
Poczerwieniał, a w jego oczach pojawił się gniew.
– Drwi pani?
– Jakże bym mogła – odparłam i od razu zrozumiałam, jak dwuznacznie mogło to zabrzmieć. – Zaszła pomyłka, którą muszę naprawić.
– Owszem. To coś – wskazał moje płótno – to pomyłka. Wielka pomyłka. Jak i pani obecność tutaj.
– Wypchaj się! – Oczywiście od razu się zdenerwowałam. – To dzieło moich siostrzenic. Trafiło tu przypadkiem.
– Pokaż – rozkazał, bez wahania przechodząc na ty. – Umiem rozpoznać dziecięce bazgroły.
Teraz dla odmiany czerwona byłam ja, bo wiele osób z ciekawością przysłuchiwało się naszej wymianie zdań. Szybko rozważyłam wszystkie za i przeciw. Jak mu pokażę, to wyjdę na kretynkę, która nie potrafi zorganizować tak prostej sprawy jak dostarczenie swego obrazu na wystawę. Jak nie pokażę, to będzie jeszcze gorzej. Sapnęłam ze złości i podałam mu cholerne płótno. Chwycił je ostrożnie i przez chwilę przyglądał się, mrużąc oczy.
– Nie wszystko jest dziełem dziecięcych rąk – oświadczył w końcu. Prawy róg oraz środek to ty. Zgadłem?
To skubaniec, pomyślałam z niechętnym uznaniem. Pewnie, że zgadł.
– Tak. Świetnie się przy tym bawiłyśmy.
– Prawdziwa sztuka to nie zabawa, to proces towarzyszący głębokiemu, duchowemu przeżyciu.
– Tak? To wytłumacz to proszę trzylatce oraz siedmiolatce – prychnęłam z sarkazmem.
– Tłumaczę tobie.
– Ta, pewnie. A każdy artysta powinien zachowywać się jak ty, czyli jakby wsadzili mu kij w… – z trudem się pohamowałam. – W cztery litery – dokończyłam z wyraźnym przymusem.
– Nikt mi nic nigdzie nie wsadzał! – syknął.
– Twoje życie seksualne mnie nie interesuje. To była metafora.
– Wiem, czym jest metafora. Bycie artystą zobowiązuje do odrobiny klasy.
– A bycie bufonem do nieustannego pouczania innych? – spytałam z obłudną ciekawością. Z każdą minutą otaczający nas tłum ludzi gęstniał, a mój rozmówca wyglądał na coraz bardziej rozjuszonego. Ja też byłam wściekła i zawzięcie postanowiłam nie ustępować mu pola. Irytował mnie jak mało kto w moim życiu.
– Wschodzącym, nieodkrytym talentem to ty z pewnością nie jesteś. Mogę to stwierdzić nawet na podstawie tak małej próbki.
– Nie jestem twoją studentką, która będzie się trzęsła niczym barani ogon, ze strachu, że nie spojrzysz łaskawym okiem na jej twórczość.
– Jaką twórczość? To przecież była jedynie dobra zabawa?
– No pewnie. To było jedynie płytkie, mało duchowe przeżycie…
Staliśmy naprzeciwko siebie, czerwoni na gębach, rozgrzani emocjami, prawie tocząc pianę z ust i wyglądaliśmy jak dwa jelenie na rykowisku. No dobrze, czerwona i rozgrzana emocjami byłam ja. Tego sztywniaka nie rozruszałby nawet cały harem ponętnych dziewic. Bez zastanowienia powiedziałam to na głos. Dookoła dało się słyszeć stłumione śmieszki. Za to pan Krytyk nadął się tak, że aż dziw, iż nie poszybował pod sufit.
– Paulinko – Ktoś delikatnie pociągnął mnie za rękaw. Zerknęłam przez ramię. Bartek. Przyczyna moich kłopotów. – Pomóc ci? – spytał, mierząc nieprzyjaznym spojrzeniem mojego przeciwnika.
– Nie, nie bij go – rozkazałam wspaniałomyślnie. Bartek był duży we wszystkich trzech wymiarach, trenował boks i jakieś tam sztuki walki. W bezpośredniej konfrontacji z pana Krytyka zostałaby jedynie mokra plama. – Bierz obraz i idziemy stąd.
– Ha, ha! Obraz! Dobre sobie! – Pajac nie zamierzał odpuścić.
– Jeszcze mogę zmienić zdanie – zagroziłam.
– I sądzisz, że ucieknę, tchórzliwie podwijając pod siebie ogon? – spytał drwiąco, wsuwając ręce do kieszeni. – Tak, zabieraj ze sobą ten bohomaz i tego goryla. To nie miejsce dla was.
– Bartuś, potrzymaj! – Podałam koledze płótno, po czym wzięłam szybki zamach i przywaliłam prosto w kartoflowaty nos pana Krytyka. – Sama też doskonale daję sobie radę – oznajmiłam z satysfakcją. Wyglądał na potężnie ogłuszonego, bo tego się chyba nie spodziewał. Cóż, nie popierałam rękoczynów, ale temu tutaj po prostu się należało. Nie wiem dlaczego traktował mnie z taką wyższością, nie wiem, dlaczego znielubił od pierwszego spojrzenia. Może taki już był? Miałam to gdzieś. Dumnie zadarłam podbródek i wymaszerowałam z galerii, a z mną nieco zaszokowany Bartek i podekscytowana Izunia.
 

18 komentarzy:

  1. Hm nie wiem pierwszy raz mam takie odczucia po przeczytaniu twojego tekstu ale jak dla mnie to wyszło bardzo sztucznie i jakby na siłę. Ale nie skreślam od razu opowiadania., poczekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha! Genialny wstęp 😂😂 nie mogę się doczekać następnej części. Pisz szybciutko kochana :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się super. Babeczko, ile zaplanowałaś części tego opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
  4. He, he, chyba jakiś radar mi się wszczepił w podświadomość, bo niby miałam już iść spać, ale poczułam, że powinnam włączyć laptop i tak jakoś rzutem na taśmę zajrzałam właśnie tutaj:) Jak ja lubię takie pyskate kobiety - Paulina, dawaj, przywal dupkowi:) Wprawdzie szkoda by było obrazu, ale mogła go nim walnąć... to dopiero by była sztuka nowoczesna - pan krytyk w ramach:)
    U mnie śnieg padał wczoraj, i to całkiem konkretny - było pięknie, a dzisiaj jest breja pod nogami:(

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko! Boskie! Czekam szybko na kolejną część 😍

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie podoba mi się, znowu pyskata i niegrzeczna bohaterka. One są jak przez kalkę :( Co jej krytyk zrobił, żeby go obrażać? I znowu najpierw sie nienawidzą - ale potem się pokochają?

    OdpowiedzUsuń
  7. I co z tego ze pyskata? Lepiej niż omdlewająca nieśmiała dziewica czekająca na zdobycie przez nieustępliwego macho. Mnie się podoba Babeczko,czekam niecierpliwie na kolejna czesc :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie nie podoba się, że schemat zawsze jest taki sam: ona młoda, niedoświadczona życiowo (często seksualnie), spotyka faceta: starszy, bardziej doświadczony, często bogaty albo przynajmniej mający jakąś władzę nad nią, zwykle albo bardzo przystojny, albo "piękny brzydal", z bliznami itd. Facet ma lasek na pęczki albo wiedzie życie pustelnika (ale w przeszłości miał lasek na pęczki). Zwykle pierwsze spotkanie to iskrzenie: albo zauroczenie jego aparycją, albo kłótnia, wyzwiska, bójka itd. Jej fascynacja, a on "czuje coś, czego jeszcze do nikogo", ale i tak kończy się bzykaniem, on ją obraża, ona cierpi, potem rozstanie, potem spotykają się po jakimś czasie i happy end. :D

      Usuń
    2. Proste rozwiązanie, nie podoba się to można nie czytać a w wolnym czasie pooglądać na przykład dziennik telewizyjny na TVP i nie trzeba marudzić.

      Usuń
    3. Bez przesady, po to są te komentarze żeby właśnie jakiś komentarz dać. Za każdym razem mamy wszystkich głaskać po główce? Jak dla mnie tez wyszło sztucznie, a bohaterką zrobiłaś Karynkę, która sugeruje sie opiniami innych i skresla człowieka, który nic jej nie zrobił.

      Usuń
  8. Ja ciągle czekam na onego..:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też , ja też !!!
      Nie zapominaj o nas kochana Babeczko 😊

      Usuń
  9. Nie powiem,że mnie grom strzelił, taj jak już bywało, ale troszkę się pod koniec uśmiałam. Czekam na więcej. Nieustannie wypatruję Onego.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy nowy "On"? Czekam już od dawna coraz bardziej niecierpliwie na kolejną część? :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Pyskate bohaterki to znak rozpoznawczy Babeczki, trzeba to akceptować, bo takie wychodzą jej najlepiej! Czekam na ciąg dalszy :)
    Buziaki, /L.

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja czekam na newsletter i trzecią część Wygranej . Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Ciekawy pomysł - hehe oczywiście wiadomo, co będzie dalej, bo w przeciwnym wypadku byś musiała zmienić profil :P

    OdpowiedzUsuń
  14. Zapowiada sie ostroo !! :D Niezła odskocznia od ostatniego opowiadania (TOB). TOB było cudowne!! Ale to też zapowiada się ciekawie. Moim zdaniem zawsze kreujeszz super bohaterów ;) !!
    Babeczko przesyłam buziaczki :*
    Jula

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.