Już
pisałam, ale powtórzę. Ten rodzaj publikacji to niejako eksperyment,
wcale nie zamierzam porzucić bloga, właśnie siedzę i opracowuję kolejną
część Tysiąca odcieni bieli, która ukaże się w przeciągu najbliższego tygodnia :-) Tak w ogóle, to wszystkich nas dopadło przeziębienie... Małemu aż ciurkiem z nosa leci, więc wyobraźcie sobie jaką miałam przyjemną noc :( Do lekarza nie pójdziemy, bo na dziś już nie ma wolnych miejsc... Szkoda gadać, bo co zostaje? Oczywiście wizyta prywatna. Potem zakupy w aptece i fiu! Plany na domowy budżet poleciały w siną dal :-D Swoją drogą gdyby gdzieś potrzebowali kogoś, kto miałby doprowadzić do ruiny finansowej jakąś firmę, to moja kandydatura byłaby idealna :-))) W teorii to mi pięknie wychodzi, a w praktyce... Ha, ha! Powinnam założyć blog - jakprzzepuszczaćkasę ;-D
Link do części I - klikTajemnica (II)
Wspólnie uknuta intryga
nabrała rumieńców. Pani Joanna nie skorzystała z mojego pomysłu na złamaną
nogę, ale wybrała coś bardziej prozaicznego. Zatrucie pokarmowe. Wieczorem
zjawiła się, aby omówić szczegóły i wytłumaczyć zakres obowiązków. Okazało się,
że oprócz sprzątania czeka mnie również gotowanie obiadów. Mało brakowało, a
wycofałabym się w popłochu. Zwyciężyła jednak chęć przeżycia niecodziennej
przygody oraz pogodzenie skłóconych kochanków.
Cóż, wyobraźnię to ja
zawsze miałam nad wyraz bujną.
Wstałam skoro świt,
podekscytowana i pełna obaw. Włosy skromnie splotłam w dwa warkocze, z
makijażem dałam sobie całkowicie spokój, a z szafy wydobyłam dziewczęcą
sukienkę, czerwoną w białe grochy. Trochę niezbyt pasowała do moich płomiennie
rudych włosów, ale wisiała tutaj, bo należała kiedyś do mojej mamy. Teraz okazało
się, że będzie jak znalazł. Zjadłam śniadanie w towarzystwie rozemocjonowanej
ciotki, nasłuchałam się tysiąca przestróg i pouczeń, po czym ruszyłam w drogę.
Zapowiadał się wyjątkowo piękny dzień, a i okolice były niczego sobie. Zielony
mur drzew, nad nimi intensywny błękit nieba i złota kula słońca. Wietrzyk raz
po raz chłodził moje rozognione policzki, a ja szłam sobie, beztrosko nucąc
jakąś melodię. Gdybym miała jeszcze pelerynę i koszyczek... Zachichotałam.
Potem weszłam do lasu i po niecałym kilometrze, dotarłam do leśniczówki.
Spodobało mi się tu.
Wszystko było zadbane, trawka intensywnie zielona, jakby ktoś pomalował ją
farbą, dom duży, nieco w stylu starego dworu. Psy groźnie warczały z klatki
stojącej tuż przy drodze, ale nie bałam się, bo wiedziałam, że jestem
oczekiwana. Podeszłam do drzwi, odetchnęłam i głośno załomotałam.
I nic. Zirytował mnie
ten brak odpowiedzi, więc zapukałam po raz kolejny. Tym razem bardziej
natarczywie. No i w końcu wewnątrz dało się słyszeć chrobotanie klucza w zamku.
Drzwi uchyliły się powoli, lecz ja nie czekałam.
– Dzień dobry –
odezwałam się gromkim głosem. W końcu leśniczy ze względu na wiek mógł być
głuchy i pewnie dlatego tak długo nie otwierał. Ryknęłam to z rozpędu i mnie
zatkało. Nie takiego widoku się spodziewałam. Ze słów ciotki i jej przyjaciółki
wywnioskowałam, że będę miała do czynienia ze starszym mężczyzną, prawie już
stojącym nad grobem, pewnie ślepym i głuchym, a na dodatek z wyjątkowym chamem,
mrukiem i niechlujem. To ostatnie trochę się zgadzało, ale co do reszty...
Był wysoki. Nawet
bardzo, bo musiałam zadrzeć głowę, aby móc spojrzeć w jego oczy. W zasadzie to
z ledwością mieścił się w framudze drzwi. I muskularny. Na szerokość też się
ledwo mieścił. Cerę miał smagłą, oczy jasnoszare, wyraźnie odcinające się od
ciemnej skóry. Włosy czarne, przetykane nitkami siwizny, potargane. I zarost,
brodę prawie do pasa niczym rasowy krasnal. No dobrze, może nie do pasa, ale
sporą. Gęstą, zakrywającą połowę oblicza. Jednak to, czego nie zdołała
zasłonić, prezentowało się całkiem nieźle. Szczupły nos, wysokie kości
policzkowe, stanowczo zarysowane brwi.
Słowem, gdzie mu tam
było do dziadka leśnego! Prędzej mógł grać w erotycznej wersji Tarzana.
Seksowny był jak cholera i erotyzm promieniował z niego jak wściekły, chociaż
ponure spojrzenie odbierało mu nieco mocy. Jakby go tak ogolić, lepiej ubrać, a
w zasadzie całkiem rozebrać...
– Czego? – warknął
nieuprzejmie.
– Miałam tu pie...
sprzątać – dokończyłam czerwona jak piwonia. – W zastępstwie za panią Joannę.
– Pieprzyć? –
spytał ironicznie, opierając się o framugę. Widać wcale nie zamierzał mnie
wpuszczać. – Najbliższy burdel jest pięć kilometrów w linii prostej na wschód.
– Na środku
jeziora? – zerknęłam na niego podejrzliwie. – I co, rusałki tam pracują?
– Nie, dziwki –
odparł uprzejmie. – Dlaczego wysłała ciebie?
– Bo nie było
innych chętnych.
– A ty niby
jesteś?
– Przyda się
trochę grosza. To co, mam zostać?
Na zadowolonego nie
wyglądał. Lecz doskonale zdawałam sobie sprawę, że w zasadzie nie miał wyboru.
Znaczna większość mieszkańców wsi omijała leśniczówkę z daleka, rzucając za
siebie spłoszone spojrzenia i czyniąc znak krzyża. Mało brakowało, a
powiedziałabym to na głos. Nad czym ten kretyn się więc zastanawiał?
– Zostań –
powiedział w końcu niechętnie. A ja wkroczyłam do jaskini lwa z bijącym jak
oszalałe sercem, z miękkimi kolanami i zamętem w umyśle. Jaskinia lwa
prezentowała się całkiem nieźle, łącząc klasykę z nowoczesnością. Niewielki przedsionek,
z którego wchodziło się prosto do ogromnego salonu połączonego z kuchnią i
jadalnią. Po prawej zauważyłam jeszcze dwie pary drzwi i szerokie schody
wiodące na górę. w salonie oczywiście królowała ogromna kanapa i telewizor
wielkości ekranu kinowego. Ech ci mężczyźni...
Gospodarz skierował się
do kuchni, a ja posłusznie podreptałam za nim. Smętnie pomyślałam, że co jak
co, ale ten facet na pewno nie romansował z moją ciotką. Nici z tak wspaniałych
planów. Potem zajęłam się dyskretnym podziwianiem szczegółów umeblowania. Kuchnia
była piękna, dębowa, rustykalna i nowoczesna równocześnie, z ogromnymi oknami,
przez które wpadały złociste promienie porannego słońca. Na parapecie stały
doniczki z ziołami, na stole pośrodku piętrzyła się sterta brudnych naczyń.
Gospodarz odsunął je na bok, zajął miejsce, po czym wskazał mi drugie krzesło.
Usiadłam, mając go teraz dokładnie naprzeciwko. Szczerze mówiąc, to pod wpływem
jego nieprzyjemnego, przeszywającego na wskroś spojrzenia, poczułam się
nieswojo. Tak, był seksowny, ale jednocześnie na twarzy i w oczach miał
wypisaną brutalność i gwałtowny charakter. I niechętnie musiałam przyznać, że
tak, ten człowiek mógłby zamordować z zimną krwią.
Jeśli chcesz przeczytać całość, kliknij tutaj!
A tak w ogóle, to czy ktoś się zorientował, że w zapowiedziach jest nowy kawałek, który wielu powinien dać do myślenia? Nie, nie Lucyfer. Inny :-)
OdpowiedzUsuńChodzi o "Do piekła i z powrotem"? Czy "Zbyt wiele twarzy"? :-)
UsuńA kiedy dodasz właśnie jakiś tekst z zapowiedzi?
UsuńCzy chodzi o "Zamianę" inspirowana na podstawie serialu " Damy i wieśniaczki"?
UsuńJa chcę bardzo tego lucyfera -bo rewelacyjnie odnajdujesz się w baśniowej scenerii, oraz "zamianę" ja jestem za tymi opowiadaniami w pierwszej kolejności, a zaraz potem cala reszta 😊 całuski Babeczko 😘 Cupcake😉
UsuńSłusznie, jeden tytuł jest inspirowany popularnym programem, ale nie o to chodzi. Dobrze, będę cicho, przyjdzie odpowiednia chwila, to się dowiecie :-)
UsuńW Lucyferze mam nieszablonową bohaterkę, prawdziwą pesymistkę, muszę się wczuć w rolę ;-D
Więcej, więcej!
OdpowiedzUsuńBydzie... Wkrótce :-)
UsuńDroga Babeczko - ja uważam, że powinnaś dodawać bardzo dużo i bardzo często płatne treści - rozumiem, że lubisz pisać, ale masz też dzieci, rodzinę - bardzo chętnie zapłacę za możliwość czytania Cię :) Wydaje mi się to dużo uczciwsze względem Ciebie :) Pozdrawiam i mam nadzieje na jak najszybsze pojawienie się Tajemnicy III.
OdpowiedzUsuń;-) Raczej pozostanę przy obecnym modelu, coś tu, coś tam. Pieniądze są ważne, ale to nie wszystko. Tajemnica w przyszłym tygodniu, kolejna część już gotowa, łatwo się pisze, chociaż trąci kryminałem :-D
UsuńWracam do szlifowania pełnych erotycznego napięcia scen pomiędzy bohaterami Tysiąca...
A czy jest szansa na "Nie umiem stąpać tak cicho"??
OdpowiedzUsuń