Na początku dziękuję za życzenia!!! Trochę mało się odzywałam, bo w niedzielę była impreza i przyznam szczerze, że do teraz nie doszłam do siebie ;-) Dużo sprzątania, pieczenia, przygotowywania i to wszystko przy asyście znudzonej dziewięciolatki i wściekle ruchliwego rocznego brzdąca... Mąż był w pracy, upiekło mu się. O! Właśnie grzmi. W Poznaniu albo w okolicy szaleje burza :-D Na komentarze postaram się odpowiedzieć jeszcze w tym tygodniu, na maile również, proszę o cierpliwość. Styl telegraficzny mi wyszedł, jedynie tego "stop" brakuje...
link do części VI - klik
Pewnego dnia, w innym miejscu (VII)
Pewnego dnia, w innym miejscu (VII)
Znieruchomiał.
Nie tego się
spodziewał. Pragnął strachu, przerażenia, błagalnego skowytu. A ona go
pocałowała. A przecież nigdy wcześniej…
Jak oparzony odskoczył do
tyłu. Momentalnie opanowała go wściekłość, zniknęło podniecenie. Weronika
zamarła, z przerażeniem obserwując tę nagłą przemianę, a kiedy uniósł ramię, by
wymierzyć cios, mimowolnie się skuliła. Jednak nie celował w nią. Pięść z
ogłuszającym łoskotem trafiła w ścianę, tuż obok głowy dziewczyny.
Uniosła wzrok, łapiąc
jego spojrzenie. Lodowate, pełne nienawiści. Nic nie rozumiała. Co takiego
powiedziała czy zrobiła, że tak się zachował? Może to, że przestała
protestować? Może lubił, gdy kobiety stawiały czynny opór? Przypomniała sobie
Ewę i jej zachęcające uśmieszki. Nie, to chyba nie to. W takim razie...
Pocałunek? Wściekł się, bo go pocałowała? Ale dlaczego?
– Wynoś się! –
wysyczał.
Nie kazała powtarzać
sobie drugi raz. Przerażona tym napadem znacznie bardziej niż poprzednią
brutalnością, pędem puściła się w kierunku wyjścia. Z łoskotem wbiegła na
piętro i wpadła do swojego pokoju, zamykając drzwi na klucz. Potem usiadła na
łóżku, przykładając drżące dłonie do rozognionych policzków.
Nie powinna była pozwolić
mu na cokolwiek. Przypomniała sobie zawartość notesu i jęknęła. Przecież te
rysunki odzwierciedlały jego chore pragnienia. To właśnie siedziało w głowie
tego zboczeńca. Miała rację, nazywając go tak w przypływie złości. I od tej
chwili musi się trzymać od niego z daleka, cokolwiek by się działo. Zresztą, ktoś
musi wyruszyć po pomoc. Poprosi Maćka, aby poszedł z nią, a Ewa i Adam niech
pilnują chorego Witka. Tak, to dobry pomysł. Ryzykowny, szalony, ale dobry.
Wyrwie się stąd i nie będzie musiała wracać. Gdzieś bardzo głęboko w jej umyśle
zakiełkował żal. Maksym był… Stanowił nie lada wyzwanie, a poza tym ze wstydem
musiała przyznać, że chciałby zobaczyć jego męskość, sprawdzić czy naprawdę
jest tak ogromna, jak jej się wydawało.
Dlaczego tak się rozgniewał
z powodu zwykłego pocałunku?
Przechyliła się do
tyłu, padając na plecy. Teraz gapiła się w sufit, pełen migotliwych cieni. Były
tak samo niesamowite jak całe to miejsce. Obce, fascynujące, przerażające w
swej nieuchwytności. Przypomniała sobie wrażenie z pierwszych godzin pobytu
tutaj. Obraz pustego pomieszczenia, gdzie po kątach walały się śmieci, a na
zewnątrz zapadał zmierzch. Była racjonalistką niewierzącą w życie po śmierci,
hokus pokus czy pokutujące dusze. A jednak tutaj wyczuwała coś niesamowitego,
coś czego nie dawało się wytłumaczyć za pomocą naukowych teorii czy zdrowego
rozsądku.
– Chcę do domu –
pisnęła cichutko, nakrywając sobie twarz poduszką. To prawda, chciała, aby to
wszystko się skończyło, a jednocześnie pragnęła czegoś jeszcze. Po raz kolejny
pocałować Maksyma. Sprawdzić czy naprawdę to wywołało jego wściekłość i
dowiedzieć się dlaczego.
– Wera, jesteś
tam? – za drzwiami rozległ się głos Maćka.
– Tak, wejdź. –
Usiadła na łóżku, poprawiając ubranie.
– Witek chyba
stracił przytomność – oświadczył poddenerwowany kolega.
– Boże, jeszcze
to! – wymamrotała Weronika. – Pójdziemy po pomoc. Pytałam gospodarza czy
wyświadczy nam tę przysługę, ale odmówił.
– Jesteś pewna?
– A mamy wyjście?
– No nie – odparł
z wahaniem. – Ja czy Adam?
– Wolę ciebie.
Nie zapytał dlaczego.
Razem udali się do pokoju chorego, gdzie czuwała przerażona Ewa. Witek chyba
naprawdę stracił przytomność, bo nie reagował na jakiekolwiek bodźce. Weronika
zbadała mu puls, sprawdziła czy oddycha, po czym ciężko westchnęła.
– Obudzę Adama.
Zostanie z tobą…
– Nie ma mowy! –
koleżanka gwałtownie zaprotestowała. – Nie zostanę w tej upiornej chacie ani
chwili dłużej. Mogła wydostać się stąd Klara, mogę i ja.
– Serio? –
Weronika zdumiona uniosła brwi. Z drugiej jednak strony rozumiała jej
przerażenie. – Nie możemy być pewni, że Klarze się udało.
– Przecież Maksym
pokazał ci zdjęcie.
– No tak, zdjęcie
– odpowiedziała zamyślona. – Dobrze, będzie jak zechcesz. Adam czy Maciek?
– Ja nie idę –
rozległ się od progu naburmuszony głos. – Nie mam zamiaru zginąć, wolę tu
poczekać.
Pozostała trójka
spojrzała na niego potępiająco. Jakoś się tym nie przejął, tylko usiadł w
fotelu, sięgając po kubek z zimną herbatą.
– Kochani, co się
stało? – Gospodyni weszła do środka z tacą zastawioną podwieczorkiem. – Jak
kolega?
– Źle. Dwoje z nas
uda się szukać ratunku.
– Aż tak bardzo?
Mogę zerknąć?
Zafrasowana przyłożyła
dłoń do czoła Witka. Widać było, że się zmartwiła. Reszta obserwowała ją w
milczeniu, absurdalnie wierząc, że znajdzie rozwiązanie.
– Chyba
powinniście zaryzykować – powiedziała w końcu. – Trochę się na tym znam i
naprawdę jest z nim źle. Chociaż nie umiem określić, co mu dolega.
– Pójdzie Maciek i
Ewa – Weronika wstała, sięgając po filiżankę z gorącą kawą. – Pani wnuk
powiedział, że to niedaleko, niecały kilometr w jednym kierunku, o ile dobrze
pamiętam?
– Tak. Jednak w
takiej śnieżycy łatwo zabłądzić.
– Musimy
zaryzykować, sama to pani powiedziała.
– Poproszę, aby
wam towarzyszył.
– Pytałam. Nie
zgodził się – odparła cicho Weronika.
– Zobaczymy. –
Gospodyni posłała im pocieszający uśmiech, znikając za drzwiami. Weronika
zadrżała. Ta cała sytuacja przestała jej się podobać. Zabłądziła na doskonale
znanym terenie. Śnieżyca trwała już kilka dni i nic nie zapowiadało jej końca.
Klara uciekła z powodu głupiej kłótni. Piotr niefortunnie skręcił sobie kark.
Witek zachorował nie wiadomo na co. Teraz Ewa i Maciek wyruszą w ryzykowną
trasę, a ona zostanie sama z Adamem. No, niezupełnie. Jest jeszcze Maksym.
Fascynujący, niebezpieczny i co tu dużo gadać, mocno pokręcony, zwłaszcza jeśli
chodzi o sprawy związane ze erotyką.
– Jesteś ranna? –
odezwał się milczący dotąd Adam. – Co się stało? To wygląda jak ugryzienie.
Bo to jest ugryzienie,
pomyślała Weronika, posyłając mu kose spojrzenie.
– Wydusiłam
pryszcza – odparła na poczekaniu, wzbudzając tymi słowami nagłe zainteresowanie
pozostałej trójki
– Nie żartuj! –
prychnęła niedowierzająco Ewa. – W takim miejscu?
– Zdarza się. –
Czy oni nie mając ciekawszych spraw niż stan jej szyi? Bez słowa wyszła,
kierując się do łazienki. Dopiero stojąc przed lustrem zrozumiała ich
sceptyczne miny. To nie było zadrapanie. Klnąc w duchu, zdezynfekowała ranę, a
później zakleiła ją plastrem, a w zasadzie dwoma. Jeden był zbyt mały. Kiedy
wracała do sypialni Witka, ze środka dobiegł ją gwar wzburzonych głosów.
– Coś się stało? –
spytała, patrząc z niepokojem na ich zacięte, pełne złości miny.
– Maksym z nami
nie pójdzie – oznajmiła Ewa wydymając ze złością wargi. – Oznajmił to w bardzo
dosadnych, niegrzecznych słowach, po czym wyszedł.
– To poradzimy
sobie bez niego – Weronika obojętnie wzruszyła ramionami. – Wycofujesz się?
– Nie.
Została przy Witku,
podczas gdy reszta udała się na dół, przygotować do drogi. Siedziała, patrząc
na nieprzytomnego kolegę i czując, że źle robią. Nie powinni wyruszać w taką
pogodę. Maksym nie nadaremnie odmówił swojego udziału w tej wyprawie. Wstała,
podchodząc do okna. Śnieg, wszędzie śnieg, wszechobecna biel. Jakby to miejsce
skrywało się pod kurtyną przed całym światem. Kto wie, może coś w tym było?
Otrząsnęła się ze zgrozą. Nie, nic z tych rzeczy. Powinna zapanować na swoją
upiorną wyobraźnią, bo inaczej kiedy nadejdzie pomoc, wyprowadzą ją stąd w
kaftanie bezpieczeństwa. Wyobraziła to sobie i nie potrafiła się nie
uśmiechnąć.
– Poszli. – Adam
zbliżył się od tyłu prawie bezszelestnie. – Zostaliśmy sami.
– Niezupełnie.
– Witek raczej się
nie liczy.
– Daj spokój –
strząsnęła z siebie jego dłonie. Poczuła niesmak. – Teraz dopiero zaczęłam się
martwić. Co powiedziała nasza gospodyni?
– Była zawstydzona
uporem kochanego wnuczka, ale twierdziła, że nie ma na niego wpływu.
– I sądzę, że
mówiła prawdę. Spałeś, więc teraz czuwasz pierwszy. Masz mnie obudzić albo za
cztery godziny, albo gdyby się coś działo.
– Nie zostaniesz?
– wydawał się być rozczarowany jej słowami i zawiedziony brakiem
zainteresowania.
– Nie. Idę coś
zjeść, potem się prześpię i zmienimy wartę. Pilnuj Witka, proszę!
– Będę
na niego uważał – powiedział z niechęcią Adam. Chyba nie tak wyobrażał sobie
ich „dyżur” przy chorym, ale dziwnie łatwo się z tym pogodził.
Weronika zeszła na dół.
W kuchni, przy ogromnym stole siedziała starsza pani. Miała zatroskany wyraz
twarzy i zmęczone oczy.
– Mogę prosić o
kanapkę?
– Już kochanie,
zaraz ci coś przygotuję! – Gospodynie zerwała się z miejsca, posyłając jej
pokrzepiający uśmiech. – Spójrz za okno! Śnieżyca ustaje.
Spojrzała.
– Chyba ma pani
rację! – Weronka od razu się ucieszyła.
– To dobrze.
Kochani, dlaczego nie chcieliście zaczekać do rana? Noc i taka pogoda, to nie
najlepsza pora na wędrówki.
– Co za różnica. I
tak widoczność jest prawie zerowa. Zresztą, Klarze się udało, chociaż wyruszyła
w podobnych warunkach.
Tamta jednak pokręciła głową,
nadal mocno zaniepokojona.
– Chciałam, abyście
znaleźli u nas schronienie. Marzyłam o długich rozmowach przy szklance
aromatycznej herbaty, w cieple kominka, w blasku świec. Mam tyle do
opowiedzenia i tak chętnie i was bym posłuchała. A to wszystko… To wszystko
potoczyło się nie tak, jak powinno.
Weronika spojrzała na
nią ze współczuciem.
– Maksym chyba nie
należy do zbyt wylewnych osób?
– Jest małomówny i
skryty. Kocham go, ale czasami czuję strach, widząc gniew malujący się w jego
oczach. Zewnętrznie jest bardzo podobny do mojego ojca, ale on był serdecznym,
życzliwym człowiekiem, o wiecznie roześmianej twarzy. Mój wnuk absolutnie go w
tym nie przypomina.
– Jak długo z
panią mieszka?
– Od śmierci
córki. Nie wiem, kto był jego ojcem, Małgosia nigdy nie chciała rozmawiać ze
mną na ten temat. Wyjechała do wielkiego miasta, a po kilku latach wróciła.
Schorowana, zgaszona, z małym chłopcem u boku. Gdy umarła, ja przejęłam nad nim
opiekę.
– Nigdy stąd nie
wyjeżdżał?
– Tylko do
pobliskich szkół. Zresztą, nauka go nie interesowała. Terroryzował kolegów,
poniżał koleżanki, lekceważył nauczycieli. Wszyscy starali się, aby skończył
edukację jak najszybciej.
Weronika zamyśliła się.
A więc Maksym mówił prawdę o tym, że mieszka tu całe życie. Dziwne że nigdy
nawet nie próbował poznać czegoś innego, wyruszyć w świat, nawiązać bliższych
relacji z drugim człowiekiem. Przypomniała sobie czerwony notes i jego zawartość.
Wyuzdane rysunki, zwierzęcy, brutalny seks. Przypomniała sobie reakcję Maksyma
na niewinny pocałunek. Może to jednak lepiej, że wybrał samotność?
– Czy miał kiedyś
dziewczynę? – spytała niedyskretnie.
– Nie – westchnęła
gospodyni. – Chociaż kręciło się tu parę takich, co mogłyby mu się podobać. Kilka
razy przyłapałam go nawet w bardzo niezręcznej sytuacji, bo mój wnuk nie należy
do dyskretnych osób. Ale to wszystko.
Tym razem nie
wypytywała o szczegóły. Skończyła swoją kanapkę, więc po prostu wstała i
pożegnawszy się, wróciła na górę, do swojej sypialni. Oczywiście zamknęła drzwi
na klucz, chociaż dręczyła ją nieprzyjemna myśl, że to i tak nic nie da. Obroni
ją jedynie przed niechcianymi zalotami Adama, natomiast Maksym… Sięgnęła po
telefon. Nadal brak sygnału. Westchnęła i poszukała w nim gier, które
zainstalowała dawno temu. Skupiła się na wypełnianiu pustych pól sudoku, lecz
jednocześnie nie potrafiła przestać rozmyślać o Maksymie. Budził w niej zarówno
niechęć jak i fascynację, obrzydzenie i jednocześnie pożądanie. To nie było
normalne, nie dla niej, ale nie umiała sobie z tym poradzić. Najgorsza była
jednak prześladująca ją myśl, że to wszystko nie było dziełem przypadku, ale
starannie przemyślanym planem. Czy to możliwe, ze tajemniczy gospodarz bawił
się z nimi w kotka i myszkę, kolejno eliminując uczestników pechowej wyprawy?
No dobrze, ale przecież nie mógł mieć wpływu na pogodę i na to, że zabłądzili.
A może mógł?
Weronika drgnęła
przerażona własnymi myślami. Dosyć tego! Pora wracać do realnego świata i
zmierzyć się z realnymi problemami. Nie tworzyć własnej, zakręconej
rzeczywistości tylko dlatego, że pewien facet kreował się na tajemniczego
outsidera. Musi się wyspać, zastąpić Adama i modlić, aby pomoc nadeszła jak
najszybciej.
Roześmiała się na głos.
Modlić się? Ona, zadeklarowana ateistka? To dopiero było absurdalne.
Znacznie bardziej niż
wizja Maksyma w roli seryjnego mordercy.
***
Zasnęła, ale snem
niespokojnym, pełnym dziwacznych majaków. Nagłe przebudzenie nie należało do
najprzyjemniejszych. Przez dłuższą chwilę usiłowała opanować oszalałe z
przerażenia serce i zrozumieć to, co widzi.
– Oszalałeś? –
odezwała się w końcu ostrym tonem, usiłując wstać.
Nad nią okrakiem
klęczał Maksym, opierając się na przedramionach i pochylając tak mocno, że
prawie czuła ciepło jego oddechu. Miał ponurą minę i zachmurzoną twarz, a w
oczach widać było tłumioną złość. Ogień na kominku strzelał wysokim płomieniem,
bo przed chwilą musiał dołożyć kilka polan.
– Czego chcesz? –
warknęła poirytowana Weronika.
– Dlaczego to
zrobiłaś? Co to daje?
Nie miała najmniejszych
wątpliwości, o co pytał. Złość minęła, pojawiło się zdumienie. Więc miała
rację.
– Pocałunek? Nie
wiesz, po co ludzie się całują?
– Nie. Nie
rozumiem po co wam to?
– Nam? A ty niby
kto? Kosmita? – parsknęła śmiechem, ale natychmiast spoważniała widząc, jak w
czarnych źrenicach pojawia się szaleństwo. Lepiej nie drażnić bestii.
I w takim momencie?! :/
OdpowiedzUsuńWięcej więcej ☺y musisz nam to wynagrodzić za tak długie czekanie Marta
OdpowiedzUsuńJak zwykle w takim momencie buu a kiedy następna część drugiego opowiadania?
OdpowiedzUsuńOho, ciekawe kim on jest? :) Rozdział świetny. :)
OdpowiedzUsuńNawet nie pytam dlaczego teraz przerwałaś, bo to oczywiste ;) Teraz bardziej mnie zastanawia jak Werka wytłumaczy Maksymowi po co ludzie się całują
OdpowiedzUsuńCHCEMY "TYSIĄC ODCIENI BIELI"!
OdpowiedzUsuńMów za siebie.
UsuńJa też wole "pewnego dnia..." :D
UsuńBardzo dobry tekst. Ile jeszcze wstawisz części? Co najważniejsze, kiedy kolejna?
OdpowiedzUsuńUwielbiasz nas torturować :D
OdpowiedzUsuńW poniedziałek kończę 21 wiosnę :) Może dodasz jaką część tego opowiadania? ;>
Pozdrawiam, Aleksandra :)
Nie no ludzie bez przesady. Nie ma tekstu, pod ktorym ktoś nie prosiłby o fragment na swoje urodziny. Gdyby tak autorka musiala dodawać opowiadania na urodziny każdego swojego czytelnika to w życiu by się z ich pisaniem nie wyrobiła
UsuńPowiedzmy że czasami mogę się przychylić do prośby, a czasami nie dam rady choćby nie wiem co ;-) Dziękuję za głos rozsądku.
Usuń