Dziś "na szybko", bo okrutnie chce mi się spać. Brałam dziś udział w Blog Conference, odbywający się w Poznaniu, fajnie było, ale tłum okropny ;-) Jutro część druga, więc tym bardziej muszę się wyspać.
Oczywiście w dniu dzisiejszym najserdeczniejsze życzenia dla Asi z okazji okrąglutkiej 20 tki!!! Zdrówka, szczęścia, pomyślności i szalonej miłości :-D Kawałek krótki, ale dalej muszę coś poprawić i dlatego ucięłam w tym momencie.
Aha. Nie wiem ile wyjdzie z tego części. Mając na uwadze rozwój akcji, to jeszcze sporo.
link do części IV - klik
Pewnego dnia, w innym miejscu (V)
– O czym myślisz?
– spytał cicho Maksym.
– To bardzo dziwne
miejsce. Jest… Nie pasuje do tego domu.
– Dlaczego?
– Ile metrów pod
ziemią jesteśmy? Nie mów, że nie zauważyłeś, iż macie nietypową piwnicę?
– Zauważyłem. Ktoś
kiedyś nam mówił, że stała tutaj warownia. Może to pozostałość po niej? –
zaciągnął się dymem.
– Nie wiedziałam,
że palisz?
– Bo nie palę. Nie
przy niej.
Weronika uniosła
zdumiona brwi. Miał na myśli swoją babkę? Pewnie starsza pani nie cierpiała tego
nałogu. To było nawet zabawne; groźny mężczyzna ukrywający się przed starą
kobietą. Jak widać Maksym również miał swoje słabostki.
– Zostawimy go
tutaj? – spytała cicho, wskazując martwego Piotra.
– Raczej nie. Zbyt
dużo wilgoci, za ciepło. Zacznie się szybko rozkładać.
Po raz pierwszy zebrało
jej się na wymioty. Weronika nie należała do spazmujących i bezbronnych kobiet,
a raczej do tych, które słysząc w nocy podejrzany szelest, potrafią zejść po
ciemku do piwnicy. Lecz tym razem poczuła, że za chwilę zwróci zjedzone
niedawno śniadanie. Zamknęła oczy, usiłując uspokoić rozszalały żołądek.
Oddychała powoli, głęboko, starając się jednocześnie nie zwracać uwagi na smród
nikotyny.
Kiedy na powrót je
otworzyła, napotkała drwiące spojrzenie Maksyma. Nieczułe bydlę, pomyślała
urażona. Stoi tutaj, zaciągając się ze spokojem papierosem i nawet słowem nie
wspomni, że mu przykro lub coś w tym rodzaju. Zacisnęła zęby i uklękła przy
Piotrze. Delikatnie zamknęła mu powieki. Zauważyła, że jeszcze był ciepły.
Miała ochotę się rozpłakać, ale nie tu, nie przy Maksymie.
– Co zamierzasz? –
spytała cicho.
– Wniosę go na
górę, potem na zewnątrz, do szopy stojącej w głębi podwórza.
– Wniesiesz?
– Tak, a bo co?
– Przecież on jest
prawie tak samo ciężki jak ty. A może i bardziej! – Wstała, prostując się i
mierząc mężczyznę pełnym nieufności spojrzeniem.
– I co z tego?
Pokręciła z
niedowierzaniem głową.
– Wracajmy.
– Panie przodem –
odparł drwiąco, gasząc papierosa i wskazując ręką na schody.
Tym razem Weronika
poradziła sobie sama. Co prawda w którymś momencie, gdy omsknęła jej się noga,
silna dłoń Maksyma pomogła odzyskać równowagę, ale dotarli do góry znacznie
szybciej niż schodzili w dół.
– I co? – powitało
ją pełne napięcia pytanie.
– Nie żyje. Maksym
miał rację.
Sześć osób wpatrywało
się w nią z pełnym zgrozy niedowierzeniem. W oczach Ewy pokazały się łzy. Nawet
Adam przestał być godnie nadęty i wydawał się być poruszony.
– Jesteś pewna?
– Tak.
Zapadła cisza. Weronika
wyminęła znieruchomiałą grupę, kierując się w stronę kuchni. Tam nalała sobie
szklankę zimnej, wręcz lodowatej wody i wypiła ją duszkiem. Odrobinę pomogło. Drgnęła,
gdy poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
– Dobrze się
czujesz?
Nie zdziwiła się, że to
pytanie zadał Adam. Albo inaczej, zdziwiłaby się, gdyby zadał tylko pytanie. Posłała
mu kose spojrzenie, później zerknęła na palce tak ukradkowo i subtelnie zmierzające
w górę, aż do szyi. Palant, stwierdziła z pogardą. Nawet teraz myślał tylko o
jednym.
– Tak – odparła krótko,
odsuwając się na znaczny kawałek. Lekko się skrzywił, ale zaraz potem jego
oblicze znów przybrało zatroskany wyraz.
– Gdybyś
potrzebowała pomocy, gdybyś chciała się wyżalić lub wypłakać…
– Nie, dziękuję –
powiedziała niezamierzenie ostrym tonem. – To bardzo trudna sytuacja,
przyznaję, ale nie mam zamiaru wypłakiwać się z tego powodu na twoim ramieniu.
– Co za wypadek! –
Tuż obok pojawiła się Ewa, z oczyma pełnymi łez. Bez skrępowania zrobiła to,
czym wzgardziła Weronika. Adam miał dość dziwną minę, lecz widać było, że nie
przepuści żadnej okazji. – Maksym po niego zszedł.
– Wiem.
Weronika usiadła przy
kuchennym stole, podpierając głowę dłońmi. Reszta wróciła pod drzwi piwnicy.
Coś tam szeptali przyciszonymi głosami, ale nagle umilkli. Uniosła głowę. W
wąskim korytarzu ukazał się Maksym z podłużnym ciężarem przerzuconym przez
ramię. To nie było fair, ale odetchnęła, gdy okazało się, że zawinął zwłoki w
szarobury materiał. Po raz koleiny przelotnie zdziwiła ją siła tego mężczyzny.
Jakby w ogóle niczego nie dźwigał.
– Idę go zanieść
do szopy na podwórzu – oznajmił szorstkim tonem.
– Dobrze –
gospodyni otarła zapłakaną twarz. – Takie nieszczęście z naszej winy!
– Nie, nie z
waszej – Ewa pogładziła ją po pomarszczonej, spracowanej dłoni. – To po prostu
pech, pechowy wypadek.
– Ostrzegaliśmy –
burknął Maksym. – Gdyby nie pchał się tam, gdzie nie powinien, nadal by żył.
Weronika w duchu niechętnie
przyznała mu rację. Wraz z innymi patrzyła, jak tamten otwiera drzwi, jak znika
w białej zamieci. Patrzyła i milczała. Bo nie wiedziała, co powinna powiedzieć.
Jakich słów użyć. W ciszy, która zapadła, słychać było tylko łkanie gospodyni.
– Cholera! – jęknął
Witek, chwytając się za brzuch. W pierwszej chwili pomyślała, że zebrało mu się
na wymioty, ale kiedy dziwnie mocno pobladł, wykrzywiając usta, była pewna, że
coś jest nie tak.
– Co się stało? –
spytała zaniepokojona.
– Rozbolał mnie
żołądek – posłał jej przepraszające spojrzenie. – Już wcześniej dokuczał, ale
teraz naprawdę jest źle. Chyba wrócę do swojego pokoju z kubkiem gorącej
herbaty.
Starsza pani od razu
się ożywiła. Z pordzewiałej puszki wyciągnęła listka suszonej mięty, z szafki
butelkę, do której nalała gorącej wody. Maciek z Ewą troskliwie odprowadzili
Witka do łóżka. A Weronika siedziała nieruchomo, usiłując zwalczyć przeczucie,
że to wszystko jest z góry zaplanowane, że ktoś eliminuje ich po kolei dążąc do…
No właśnie. Do czego? Zerknęła na gospodynię, na której pomarszczonych
policzkach widać było ślady łez, na ponurego Maksyma, który właśnie pojawił się
w izbie, strzepując z siebie śnieg, na Adama, posyłającego jej pełne tęsknoty
spojrzenia. Potem na wszechobecną biel za oknem. Wzdrygnęła się, przesunęła
dłonią po twarzy. To wszystko było jak sen. Nierealny, okropny koszmar, z
którego chciałaby się obudzić.
– Nie wiem czy
dobrze zrobiliśmy przenosząc Piotra? – zaczęła z wahaniem. – Czeka nas sporo
tłumaczenia.
– To wszystko
wytłumaczycie – mruknął Maksym z ironią, nalewając sobie herbaty. – W czym
problem?
– Chyba nie
powinno się ruszać zwłok.
– Za późno na
jakiekolwiek „gdyby”.
– Pójdę się
położyć – zmieniła temat, wstając. Wraz z nią podniósł się i Adam.
– Odprowadzę cię i
zajrzę do Witka – powiedział, troskliwie obejmując ją wpół. Dobrze że w tym
momencie nie patrzyli na Maksyma. Twarz mężczyzny wykrzywiła się pod wpływem
grymasu pełnego złości. Oczy nabrały niebezpiecznego blasku. Trwało to jednak
zaledwie kilka sekund. Zaraz potem wróciła poprzednia obojętność. Znacznie
bardziej niepokojące było ciche syknięcie, które wydała z siebie zatroskana i
serdeczna dotąd gospodyni. Było niczym sygnał ostrzegawczy. Gdyby Weronika nie
była tak bardzo pochłonięta tym, aby trzymać na dystans Adama, te dwie rzeczy z
pewnością dałyby jej do myślenia.
To jest chyba jedno z Twoich lepszych opowiadań! Z niecierpliwością czekam na kolejne części <3
OdpowiedzUsuńWidzę, że serwujesz części na urodziny. Podoba mi się ten pomysł :D I nie powiem, sama chciałbym poprosić o jakąkolwiek część na swoje, które są dopiero 1. lipca i, to pewnie Cię nie zdziwi, będą to moje 20. urodziny.
OdpowiedzUsuńA rozdział jak zawsze niesamowity i czekam z niecierpliwością na rozwinięcie się akcji oraz pogłębienie się relacji głównej bohaterki z Maksymem.
Serdecznie pozdrawiam,
Ewa :)
Babeczko kochana! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Jesteś niesamowita <3 i sprawiłaś, że niezbyt udany dzień stał się trochę bardziej puchaty :* zapalenie gardła w lecie - typowe. A co do opowiadania, to z pewnością stanie się ono jednym z najczęściej czytanych od nowa, jeszcze raz i kolejny..;) przeogromne uściski i (już ostatnie) dziękuję!!! A.
OdpowiedzUsuńWspaniałe!
OdpowiedzUsuńbabeczko będzie dzisiaj czesc na niedzielne czytanie?
OdpowiedzUsuńBabeczko! W końcu wróciłaś do swojego stylu! Pięknie! ;*
OdpowiedzUsuńKiedy możemy spodziewać się kolejnej części? :-)
OdpowiedzUsuńSzczerze? Makabryczne. I to nie dlatego, że ktos umiera, a inny choruje. Ale dlatego, że jest tu obecne przewiercające uczucie, jakoby nie istniało sumienie... w ogóle. W umyśle autora. Ani też poczucie dobra i zła. Są jedynie wyprane ze wszystkiego emocje. A raczej buzujący kocioł emocji. Doprowadzający do mdłości. Przepraszam :)
OdpowiedzUsuńNie przepraszaj, bo to jest bardzo oryginalne.
UsuńOpowiadania na urodziny? Jestem za, zwłaszcza, że moje już za 11 dni :)
OdpowiedzUsuńTylko błagam, nie rób z babci seryjnej morderczyni.
OdpowiedzUsuń