piątek, 25 grudnia 2015

Bo dla dziewczynek są lalki (II)

Gdyby przypadkiem czytały mnie jakieś wojujące feministki, to zaznaczam, że tytuł jest przekorny :-)

           Bo dla dziewczynek są lalki (II)
– Kino było, ale romantyczny spacer po? – Takimi oto słowami przywitał mnie od progu Mikołaj.
– Wejdź, chociaż nie powiem, że jesteś mile widziany.
Skwapliwie skorzystał z zaproszenia, z ciekawością rozglądając się dookoła. W niedzielny poranek lubiłam sobie poleniuchować, więc choć zegar wybił przed chwilą dwunastą, ja wciąż krążyłam po domu w szlafroku, nieco rozczochrana, bo po kąpieli zastawiłam luźno włosy, aby mogły wyschnąć.
– Masz kwadrans i ostrzegam, nie zepsuj mi poranka – zagroziłam, siadając przy kuchennym stole.
– Mieszkasz sama? – spytał w zamian, sadowiąc się naprzeciwko.
– Teraz już tak.
– A zawsze chciałaś mieć domek na wsi. Nie dorobiliście się? – dodał złośliwie.
– Kupiliśmy go dwa lata przed śmiercią Aleksandra. Nie zdążyliśmy wyremontować – odparłam spokojnie.
– Na co zmarł.
– Zawał serca. – Dziwne, jak lekko wypowiadało się te słowa. Uśmiechnęłam się ze smutkiem. Otwarta rana zagoiła się, choć blizna pozostała i pozostanie. Człowiek potrafi zapomnieć. Nie do końca, ale wystarczająco, by chcieć rozpocząć nowe życie. – Bardzo rozległy. Nawet gdybyśmy byli w szpitalu, nie zdołano by go uratować.
Tym razem Mikołaj nie drwił. Położył swoją rękę na moje dłoni, patrząc na mnie z prawdziwym współczuciem. Jednak potem pokazało się w jego oczach coś, co stanowczo mi się nie spodobało.
– A nie przypadkiem podczas upojnego seksu? Wykończyłaś biedaka…
Milczałam, godnie urażona. Bydlę, pomyślałam, choć tak naprawdę trafił z tym seksem jak rzadko kiedy.
– Nie szargaj mi tu pamięci zmarłego – oświadczyłam wyniośle. – A co do wczorajszego spotkania, miało być kino i było.
– Film się podobał?
– Był cudowny – mój głos aż ociekał podejrzaną słodyczą. – Wyjątkowo dobrze się przy nim spało.
Nie wyjaśniłam, że zmieniliśmy seans, a spał głównie Igor, nie ja.
– A prosiłem byście potem poszli na spacerek.
– Byłam zmęczona i bolały mnie nogi.
– No patrz – zdziwił się obłudnie Mikołaj. – Biegałaś podczas seansu? A ja myślałem, że w kinie się siedzi?
Spojrzałam w dół, na nasze dłonie leżące na stole. Bardzo delikatnie pieścił moje palce, potem przesunął się odrobinę wyżej, aż do nadgarstka i znowu wrócił do czubków palców. Robił to bardzo subtelnie, jakby bezwiednie, ale ze znakomitym wyczuciem. Niewinna pieszczota miała wyjątkowo wyrazistą wymowę erotyczną.
– Gdzie kolejne spotkanie? – zmieniłam temat i zabrałam rękę.
– Umówimy się na bilard.
– My?
– Ty, Igor, ja i moja aktualna dziewczyna.
– Chyba zdobycz?
– Nie widzę różnicy.
– O, to, to! Właśnie to mnie w tobie wkurza! – wskazałam na niego oskarżycielsko palcem.
– Wkurza cię, że kobiety traktuję jak zwierzynę łowną, a seks z nimi jak trofeum?
– Tak.
– A to dziwne – oświadczył jadowicie. – Bo o ile dobrze pamiętam, ty tak traktowałaś mężczyzn.
– Ja!? Niby których?
– Choćby mnie.
Przy największych staraniach nic nie mogło mnie bardziej ogłuszyć niż to krótkie stwierdzenie. Że niby ja jego?... Jak zwierzynę łowną? Trofeum?
– Idiota – skwitowałam krótko, gdy już w końcu przeszła mi dziwna niemoc. Mikołaj wpatrywał się we mnie wyjątkowo ponurym wzrokiem. – Akurat ja byłam w tobie zakochana, czego oczywiście nie umiałeś docenić. Raz okazywałeś mi zainteresowanie, raz lekceważyłeś. Więc przestań tu pieprzyć głupoty.
– No dobrze, trochę mojej winy też w tym było – stwierdził niechętnie. – Ale nie mów, że ty mi nie okazywałaś zainteresowania, a potem nie odpychałaś?
– Może raz – odparłam zamyślona. Doskonale pamiętałam, o czym mówił. – Po tylu latach to już mało ważne, choć nadal świetnie się bawię w twoim towarzystwie.
– Naprawdę byłaś we mnie zakochana?
– A nie zauważyłeś? – uśmiechnęłam się. – I od razu uprzedzam pytanie, już nie jestem, zresztą przeszło mi bardzo szybko.
– Po kiepskim seksie tej sylwestrowej nocy?
– No co ty, seks był super – nagle zachichotałam. – Przez tydzień siadałam bokiem, na skraju jednego lub drugiego pośladka. Kiepskie było to, że to była tylko jedna noc.
– Możemy to naprawić…
– Podobno jestem stara i szkaradna?
– Zależy w jakim świetle. To wczoraj ujęło ci ze dwadzieścia lat. No dalej Mała, ty już jesteś rozebrana, a mnie wystarczy rozpiąć spodnie.
– Odczep się! – Oczywiście udało mu się mnie zdenerwować. Słówko „Mała” wypowiadał zawsze w taki sposób, że przed moimi oczyma ukazywała się czerwona mgła. Jak jeszcze powie…
– No dawaj Mała!
– Kuuurwaaa! – wysyczałam, energicznie zrywając się z miejsca. Na dodatek ten bezczelny uśmiech i lubieżne spojrzenie. – Miałeś tak do mnie nie mówić!
– Złość szkodzi urodzie.
– No nie! – podniosłam w górę ręce, jakby w geście rezygnacji. – Dalej, gadaj, gdzie i kiedy trzecie spotkanie. Odbębnimy to i będę miała spokój.
– Biedny Igor – westchnął z udawanym żalem. – A on pewnie ma i nadzieję na czwarte.
– Mikołaj, daruj, mamy umowę. Według mnie cały ten pomysł był głupi i bezsensowny, a ucierpieć może jedynie twój brat. Naprawdę tak ciężko znaleźć mu normalną dziewczynę?
– A która by go chciała? – mruknął. – Sama powiedz?
– Nie przesadzaj. Niech idzie do fryzjera, inaczej się ubierze, zmieni okulary. Wyskubie włoski z brodawek.
– Cóżeś się tak tego uczepiła?
– Bo razi moje poczucie estetyki. Aż mnie ręce świerzbiły już od pierwszego spotkania, aby coś z tym zrobić. Ma ładne dłonie. Głos, dzięki któremu z powodzeniem mógłby pracować w seks telefonie. Laski mdlałby od samego słuchania różnych gorących kawałków. Potrafi interesująco opowiadać o swojej pracy, z pasją, prawie z miłością o zawiłościach budowy jakiś silników. Jedynie kiedy wchodzimy na tematy intymne, czerwieni się i milknie. Więc problem nie do końca tkwi w wyglądzie zewnętrznym.
– Trochę trudno wyobrazić mi sobie świntuszącego przez telefon Igora – uczciwie przyznał Mikołaj.
– Mnie również – odpowiedziałam z uśmiechem.
– Zresztą, ciągle tylko rozmawiamy o nim. Nie jesteś ciekawa jak mnie się powodziło przez te wszystkie lata?
– A mam o co pytać? Praca, podrywki, praca, podrywki. Chcesz coś dodać?
– Faktycznie, nie byłem uwiązany niczym pies przy budzie do żony i gromadki dzieci.
– Czyli zgadłam.
Mój obojętny ton, nie wykazujący żadnego zainteresowania jego nieskromną osobą, chyba go uraził. Zacisnął usta i miarowo bębnił palcami w blat stołu. Tym razem nie był ani rozbawiony, ani znudzony, ani cyniczny. Był zły.
– No dobrze – westchnęłam z rezygnacją, na powrót zajmując swoje miejsce. – To co porabiałeś po skończeniu studiów? To był chyba jakiś kierunek na awf, prawda?
– Nie skończyłem go. Zmieniłem uczelnię.
– Tak? A gdzie wykładają cipologię?
Prychnął.
– Przeniosłem się na politechnikę – powiedział z wyrzutem. – Zainspirował mnie kumpel z lotniska.
– Z jakiego lotniska?
– Z aeroklubu.
– Niemożliwe? Robiłeś licencję pilota? – Tym razem naprawdę mnie zainteresował.
– Nie tylko. Zacząłem od skoków spadochronowych. No wiesz, więcej adrenaliny, wolność, szaleństwo i tak dalej.
Gapiłam się w niego jak sroka w gnat. Z drugiej jednak strony te całe spadochroniarstwo wyjątkowo do niego pasowało.
– Cały ty. Jak żyć to na maksa, jak umierać to z hukiem. Gdyby na przykład spadochron się nie otworzył…
– Jest drugi.
– A więc gdyby i drugi się nie otworzył…
– Niby jaki cudem? – spytał zniesmaczony. – Coś się tak uparła, żeby posłać mnie na tamten świat?
– Chciałam powiedzieć, że wtedy to byłoby prawdziwie efektowne zejście z tego padołu.
– No nie wiem – odparł z powątpiewaniem. – Wolałbym tak jak twój mąż, podczas upojnego seksu.
– Przestań, akurat w tym nie ma nic śmiesznego.
– Dlaczego? Bardzo przyjemna śmierć.
– Śmierć nigdy nie bywa przyjemna. Zwłaszcza dla tych co pozostając przy życiu – posmutniałam. Owszem, okoliczności w jakich odszedł Aleksander mogłyby się wydawać zabawne, ale tylko ja wiedziałam, jak wielki dramat się za tym krył. Nie chciałam, aby Mikołaj widział moje łzy więc wstałam i odwróciwszy się do niego plecami udawałam, ze jestem pochłonięta przygotowywaniem kanapki.
– Chcesz coś do jedzenia? – spytałam zdławionym głosem. – Mam cały zestaw różnorakich serów, wędlinkę, coś z warzyw i dżem truskawkowy, gdybyś wolał na słodko. I nie musisz się bać, cyjanku nie dodam.
– Żana, przepraszam – objął mnie, wtulając twarz w zagłębienie między obojczykiem a szyją. Akurat takiego zachowania bym się po nim nie spodziewała, bo zazwyczaj ignorował cudze problemy, zmieniając temat na bardziej banalny. – Ale przyznaj, że trochę racji mam?
– Kretyn – roześmiałam się przez łzy, które wymknęły się z moich oczu.
– Jakbym miał wybierać, to też bym chciał tak umrzeć. Zwłaszcza gdyby to był seks z tobą.
– Daj spokój. Zresztą co ci tak nagle odbiło? Przy pierwszym spotkaniu dwa razy mnie obraziłeś, wypominając wiek i mankamenty w urodzie, a teraz nagle zebrało ci się na amory?
– Wiek owszem, ale o urodzie nic nie pamiętam.
– I przestań mnie w końcu obmacywać! – rozzłościłam się. Jakoś mało się tym przejął, bo gdy tylko odepchnęłam jego ręce, natychmiast wróciły na poprzednie miejsce. – Czy całą zwierzynę łowną w okolicy diabli wzięli?
– Jesteś fizykiem, powinnaś znać prawo Ohma.
– Znam – gładko skłamałam, choć strzępy nabytej niegdyś wiedzy, pozwoliły mi zlokalizować je gdzieś w dziale związanym z prądem elektrycznym.
– Im bliżej do celu, tym bardziej napięcie rośnie, a opór maleje.
– Według mnie ździebko inaczej to leciało.
– Mnie się podoba ta wersja.
Odwróciłam się, próbując zwiększyć dystans pomiędzy nami. Nic z tego, bo obie dłonie oparł o blat za moimi plecami, pochylając się i łapiąc moje spojrzenie.
– Chyba żałuję, że zamiast wykorzystać sytuację, umówiłem cię z Igorem – oświadczył poważnym tonem.
– Trzeba było łapać okazję za włosy, zanim wyłysiała
– Że co?... Wiesz Mała, tylko ty jak nikt inny potrafisz zważyć atmosferę pełną erotycznego napięcia.
– Bredzisz – oświadczyłam beztrosko. – Jakiego u licha erotycznego napięcia? Ot, dopadły nas wspomnienia.
Podniósł rękę, opuszkiem palca dotknął mojego policzka. Figlarnie pogładził czubek nosa. Wciąż dziwnie zamyślony, wcale nie cyniczny, ani trochę drwiący. I smutny.
– Czasami żałuję, że nie pozostało mi nic poza nimi.
– To do ciebie nie podobne.
– Bo jestem gnojkiem i zarozumiałym bucem?
– Sam przyznaj, że dużo w tym prawdy. – Ja również pogładziłam jego policzek. Był szorstki, szczupły i opalony. Oczy Mikołaja pociemniały i nagle pochylił się, dotykając ustami moich warg. Mimowolnie się uśmiechnęłam, przymykając powieki. Przypomniałam sobie pewną imprezę, na której założył się, że jeśli puszczą jego ulubioną piosenkę, to odważy się i mnie pocałuje. DJ oraz zły los się uwzięły, ale i tak wykradł mi wtedy całusa. Przypomniałam sobie jego roześmiane oczy, szczerość i nieskrywana radość, gdy podnosił mnie w górę, okręcając się wokół własnej osi.
– Milion dolarów za twoje myśli.
– Nie masz miliona. Ale możesz je dostać darmo, jeśli ładnie poprosisz – odpowiedziałam. Tym razem pozwolił mi wymknąć się ze swoich ramion. – Zresztą, jak dobrze pogrzebiesz w pamięci, to nawet nie będę musiała wiele mówić.
Zagryzł wargi, spoglądając na mnie z namysłem. To dziwne, ale z każdym naszym spotkaniem mniej było w nim wyrachowania, mniej cynizmu w jego słowach, a coraz więcej szczerości. Zadałam sobie tylko pytanie czy to nie była swego rodzaju gra? Mikołaj doskonale wiedział jak podejść kobietę, dając jej to, czego pragnęła. Innymi słowy odgrywał rolę mężczyzny z marzeń i snów. Tak było do momentu, gdy nie nasycił się nową zdobyczą. Nie tylko sama tego doświadczyłam, ale też i kilkakrotnie byłam świadkiem podobnego zachowania. Nie powinnam mu wierzyć. Nie powinnam mu ufać. I do cholery, nie powinnam wiązać z nim jakichkolwiek planów. Niech zostaną jedynie wspomnienia.
– Masz ochotę…
– Nie i koniec, kropka! – urwałam brutalnie.
– Przecież nie wiesz o co chciałem zapytać? – powiedział zdumiony,
– Zgaduję.
– Żana, ty znowu o seksie, niewyżyta babo. A ja chciałem ci zaproponować wspólny skok.
– Hę?
– Albo lot szybowcem.
– Z tobą?
– Ze mną – odparł rozbawiony. Pewnie moją nieco głupawą miną. – Zawsze miałaś ciągoty lotnicze.
– Za moich czasów wolałeś motory.
– Nadal je lubię. Powiedzmy, że poszerzyłem krąg zainteresowań.
– Sporty ekstremalne i tak dalej? A masz w repertuarze walki z tygrysami czy jazdę na grzbiecie krokodyla? – zażartowałam.
– W charakterze drapieżnika występujesz ty. Jak nabroję także może się to krwawo skończyć. To jak? Wchodzisz czy tchórzysz?
Oparłam się plecami o ścianę i zamyśliłam. Oczywiście nic nie zachwyciłoby mnie bardziej, ale nie mogłam zareagować z entuzjazmem, żeby ten wampir nie obrósł w piórka.
– Dobrze. Ale niech to będzie przed następną środą. Mam wizytę u dentysty i po cholerę będę się męczyć, jeśli mogę zginąć.
I nie wiem dlaczego, zaczął się nagle głośno śmiać.
***
Rozejrzałam się dookoła, czując podniecenie. Od dzieciństwa, wszystko co latało, nawet jeśli był to zwykły balon, wprawiało mnie w euforię. Oczywiście nie byłoby takiej siły, która powstrzymałaby mnie przed realizacją własnych marzeń i jeszcze przed ukończeniem osiemnastu lat, zapisałam się na pierwszy kurs. Inni robili prawo jazdy, ja licencję pilota.
– O ile mnie pamięć nie myli, wspominałaś coś o tym, że latałaś na szybowcach? – spytał Mikołaj, podając mi spadochron. – Masz, dla ciebie. Piękny dzień, może trafimy na windę do nieba?
Doskonale wiedziałam o co mu chodzi.
– Oblałam badania lekarskie – wyjaśniłam krótko. – Wyeliminowało mnie zwykłe EEG. Na początku chciałam dokonać zwyczajnego matactwa, ale na kolejny sezon zabrakło mi kasy, potem wyjechałam na rok za granicę i sama nie wiem? Rozeszło się po kościach.
– Nie do wiary, że się poddałaś – mruknął, obserwując jak przyszli adepci sztuki latania wyprowadzają z hangaru szybowce.
– Nie do wiary, że ty poszedłeś w tym kierunku. Nigdy bym cię nie podejrzewała o takie ciągoty.
– Ten będzie nasz – wskazał na Puchacza. – Igor się o ciebie dopytywał.
Tak nagle zmienił temat, że początkowo nie wiedziałam o kogo chodzi. Przy tym zachłannie gapiłam się w młodzieńców, kręcących się po zielonej nawierzchni, z melancholią myśląc, że pod tym względem dużo się nie zmieniło. Chłopaki na schwał, a tylko jedna dziewczyna wśród nich, na dodatek taka mało kobieca. Feminizm feminizmem, ale baby jednak w większości pcha w odmiennym kierunku.
– Igor poczeka. Mamy się przecież spotkać w sobotę. Będą akrobacje? – zapytałam Mikołaja, zmieniając temat na bardziej interesujący.
– Tak. Muszę po coś pójść. Ty ze mną – oświadczył kategorycznie. – I przestań zachowywać się jak kretynka.
– Że co? – w końcu oderwałam wzrok od szybowcowej młodzieży.
– Za stara jesteś dla nich. Pamiętasz, czterdzieści lat minęło jak jeden dzień – dodał złośliwie.
– A co? Popatrzeć sobie nie można?
– Wyglądasz jak hiena czająca się na padlinę.
– Dupek. No dobrze już dobrze, prowadź panie i władco przestrzeni powietrznej.
Jakoś mu się nie spodobało to określenie. Za to ja delektowała się każdą chwilą. Schowałam ręce w kieszeniach, posłusznie podążając za naburmuszonym Mikołajem. Weszliśmy po schodach do pomieszczenia, które przypominało magazyn. I wtedy on nagle odwrócił się, a zrobił to tak nieoczekiwanie, że wyrżnęłam nosem w jego pierś.
– Co robisz kretynie? – jęknęłam. Więcej nie zdążyłam powiedzieć, bo zostałam uwięziona w żelaznym uścisku silnych ramion. A potem mnie pocałował. Tak bez uprzedzenia, prawie że brutalnie, jakby miał do tego niepodważalne prawo. Jego usta miały smak miętowej gumy do żucia i wspomnień, które nagle nabrały wyrazistości, bo przestały być jedynie wyblakłymi obrazami z przeszłości. Jedną ręką wciąż mnie obejmował, drugą wplótł we włosy, owijając je sobie wokół dłoni, pozbawiając możliwości energicznego protestu. Bezczelny język wtargnął pomiędzy moje wargi, żądając, nie prosząc. Była w tym taka siła, takie zdecydowanie, że nawet gdybym chciała, nie potrafiłam się sprzeciwić. Zresztą wcale nie chciałam, bo zaczęło mi się to nieoczekiwanie podobać. Silny, stanowczy mężczyzna, ja taka słabiutka i bezwolna… I zamiast pogrążyć się w narastającym pożądaniu, wyobraziłam sobie scenę jak ze starego filmu niemego. Na dodatek tę z łysym wampirem, o wystających kłach i nadobną dziewoję, która gnie się do tyłu i gnie. A on rozczapierza nad nią dłonie, sapiąc i dysząc, ona słania się i mdleje… Nie moja wina, że zamiast odwzajemnić pocałunek, zaczęłam dusić się ze śmiechu.
– Co jest?... – Mikołaj oderwał się od moich ust, a ja rozchichotałam się na dobre. A gdy mu wyjaśniłam dlaczego, zaczął wyglądać jak przysłowiowa chmura gradowa.
– Jesteś nienormalna – oświadczył ze złością, odpychają mnie gwałtownie. – Nigdy więcej cię nie pocałuję.
– Mam sobie z tego powodu wyrwać resztkę włosów? – zainteresowałam się łagodnie.
– Jaką resztkę?
– No wiesz… Stara jestem, siwieję, łysieję, sztuczna szczeka mnie uwiera.
Zacisnął z całej siły zęby i sięgnął po coś na półkę.
– Wracamy! – warknął. – I nie gap się tak zachłannie na innych, bo mi wstyd przynosisz.
– Aha! I tu cię boli! Powinnam wpatrywać się z cielęcym podziwem tylko w ciebie?
– Nie masz nastu lat. – Dotarliśmy właśnie do pozostałych, więc ostatnie słowa wypowiedział prawie szeptem.
– Wiem. Mam za to hemoroidy. Czy to objaw starości? – oświadczyłam beztrosko na cały głos.
Nie wiem jaką miał opinię w tym miejscu, czy również nieposkromnionego zdobywcy kobiet, ale właśnie byłam na dobrej drodze, by zszargać ją na dobre. Mikołaj poczerwieniał tak bardzo, że przestraszyłam się nawet, iż dostanie ataku apopleksji. Reszta towarzystwa również, ale chyba bardziej z tłumionego śmiechu. Na plus należy mu policzyć, że jednak nie ukatrupił mnie na miejscu.
– Wsiadaj! – warknął, wskazując szybowiec.
– A spadochron?
– Ty lecisz bez. Nie zasłużyłaś.
Namierzyłam wzrokiem porzucony beztrosko spadochron, po czym z filozoficzną zadumą przystąpiłam do jego założenia. Mikołaj udawał, że nie widzi moich problemów, ale jeden z chłopaków ochoczo zaproponował pomoc. Nie minęło pięć sekund, a został energicznie odsunięty na bok. Westchnęłam z żalem i napotkałam pełne złości spojrzenie niebieskich oczu. Potem jęknęłam, tak mocno ściągnął pasy. Wolałam jednak nic nie mówić, żeby nie drażnić bestii. Gdy wygodnie umościłam się na przednim miejscu, byłam nie tylko rozbawiona, ale i podniecona.
– Pamiętasz cokolwiek? – spytał jadowicie Mikołaj, zajmując drugie miejsce za moim plecami.
– Tak. To jest drążek, po bokach mamy skrzydła, a ogólnie to w szybowcu nie da się uprawiać seksu. To będą te akrobacje? – wykręciłam głowę, usiłując zerknąć do tyłu. Mikołaj siedział zacięty, wciąż wściekły i najwyraźniej dyszący żądzą zemsty. Bez słowa podał mi dwa foliowe woreczki. Doskonale, pomyślałam, wygodnie sadowiąc się na swoim miejscu. Jeśli sądzi, że nie wytrzymam, to czeka go spora niespodzianka.
Podczepiono nas pod samolot holujący i wystartowaliśmy. Ech… Jak opisać coś, co nie jest do opisania? Powróciły wspomnienia. Pierwszego samodzielnego lotu, gdy z rozpierającej radości gromkim głosem śpiewałam utwory własne. Leniwych, upalnych popołudni, gdy czekałam na swoją kolej, leżąc na trawie i marząc o wielkiej sławie i szalonej miłości. Emocji, podniecenia, szczęścia, którego nie dawało się w żaden sposób wyrazić. Lot samolotem, zwłaszcza wielką pasażerską maszyną, to zupełnie coś innego.
– Kiedy się wyczepiamy? – spytałam Mikołaja.
– Jeszcze nie teraz Mała, jeszcze nie teraz – odparł z zadowoleniem.
Milczałam delektując się dawno zapomnianym uczuciem bezgranicznej wolności, podziwiając świat z góry i wsłuchując się we własne, głośne bicie serca.
– Jesteś gotowa na szaleństwo? – odezwał się nieoczekiwanie Mikołaj.
– Pytanie! Miałam nadzieję, że zgotujesz mi tak okrutny los.
– Zakład, że będziesz musiała skorzystać z tych woreczków?
– Zakład. A o co?
– Jak wygram, to cię przelecę.
Stłumiłam śmiech.
– A jak ja wygram?
– To ty przelecisz mnie.
– Też mi… Wiem! Ugotujesz kolację, na którą mnie zaprosisz.
– Nie umiem gotować. Poza tym pierwsza opcja bardziej mi odpowiada.
– Jak się tak dalej będziemy licytować, to zabraknie nam wysokości. Kolacja. To moje ostatnie słowo.
– I tak zrobię wszystko, żebyś przegrała – wycedził przez zaciśnięte zęby.
A potem zaczęło się szaleństwo. Biedny Mikołaj nie wiedział jednego – mogłam znieść każdą ilość dowolnych akrobacji, bo od pierwszej beczki, zakochałam się w nich.
Było ostro. Zafundował mi istną jazdę na krawędzi. Prawie do dopuszczalnego pułapu. A kiedy w końcu wylądowaliśmy, miałam kolana z waty, żołądek w piętach i tak ogromne uczucie przepełniającego mnie szczęścia, że musiałam to jakoś wyrazić. Wydostałam się z pasów, odpięłam spadochron i odwróciwszy się do tyłu, pochyliłam ku Mikołajowi. Bez zastanowienia ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam. Odwzajemnił pocałunek, choć wyczułam że się uśmiecha.
– Wiesz Żana, tak sobie myślę, że ty z pewnością wymyśliłabyś sposób, jak uprawiać seks w szybowcu.
– Świntuch.
– To z czego się tak cieszysz?
– Bo przegrałeś! – oświadczyłam z satysfakcją.
– Nie szkodzi. Przygotuję tę kolację, upiję cię i niecnie wykorzystam.
– Tobie tylko jedno w głowie – wpatrywałam się w jego twarz, jakbym widziała ją po raz pierwszy. Potem figlarnie pstryknęłam go w nos.
– Wiesz, jedna rzecz mnie przeraża. Już myślałam, że nie będę musiał iść w środę do tego cholernego dentysty, a tu klops. Przeżyłam.
***
Zarówno Mikołaj, jak i Igor wzięli sobie moje słowa do serca i przede mną stał całkiem inny człowiek. Włosy miał elegancko przystrzyżone, tak że nie przypominały już rozkopanego stogu siana, okulary zmieniły oprawkę na delikatniejszą, paznokcie były elegancko opiłowane. W dodatku miał na sobie modną koszule, ciemnoniebieskie dżinsy i sztruksową marynarkę. Szał to to nie był, ale wyglądał znacznie lepiej, nie wspominając o tym, ze dopiero teraz zauważyłam jak był wysoki i jak bardzo podobny do Mikołaja. No i na brodawkach nie rosły już te koszmarne kłaczki.
Cmoknęłam z podziwem, a Igor od razu się rozpromienił. Widać że był dumny ze swojego nowego wizerunku.
– No proszę, proszę – powiedziałam z uznaniem. – Nareszcie wyglądasz jak człowiek, a nie jak zaniedbany eksponat muzealny.
– Było aż tak źle?
– Gorzej. Nawet widać rodzinne podobieństwo.
– Do kogo?
– Do Mikołaja.
– Co? – zamarł zdumiony wytrzeszczając na mnie oczy. – Ja do niego?! Niemożliwe!
– Tatusia mieliście wspólnego, aż tak bardzo nieprawdopodobne to nie jest.
Wyraźnie go zatkało. Wykorzystując tę chwilową niemoc, wsunęłam rękę pod jego ramię i delikatnie pociągnęłam w pożądanym kierunku.
– Idziemy. Będziemy przed czasem, bo chciałam sobie jeszcze z tobą pogawędzić.
– Yyyy…
– Tak. Słuszna uwaga – zakpiłam. – Macie podobny wzrost, rysy twarzy, dłonie i pupcię. Różni was kolor oczu, obwód pasa, zarys szczęki i nos. Zresztą, nochal Mikołaja jest nie do podrobienia.
– Pupcię? – spytał słabym głosem Igor. – Jak to pupcię?
– To ta część ciała z tyłu, poniżej pleców.
– To wiem. Patrzysz na takie rzeczy? – Czy ja wyczułam w jego tonie zgorszenie?
– Tego co najciekawsze nie widać.
– Mówisz o… – zakrztusił się i poczerwieniał. – O tym z przodu?
– O ciekawym wnętrzu i inteligencji. Tego nie widać, prawda?  A ty o czym myślałeś? – spytałam słodkim głosem.
– Ja? Nie, nie, o niczym. Kompletnie o niczym.
Uwielbiałam zapędzać go w kozi róg. Biedaczek zachowywał się wtedy niczym dziewica przed nocą poślubną. Bladł, czerwieniał, brakowało mu tchu, albo wręcz przeciwnie, oddychał szybko, urywanie.
– To tutaj.
Weszliśmy do środka, potem schodami w dół. Ponieważ dzisiejszy wieczór był wyjątkowo ciepły, założyłam jedynie dżinsy i podkoszulek. Jakoś nie widziałam potrzeby, by wbijać się w sukienkę i męczyć w wysokich obcasach, które zastąpiły zwyczajne japonki. Zresztą Igor i tak nie zwrócił na to uwagi. Albo raczej zwrócił, wpatrując się we mnie z takim samym podziwem jak przy dwóch pierwszych spotkaniach. Miałam wrażenie, że mogłabym założyć worek pokutny, a on reagowałby tak samo.
Podziemna sala była ogromna. Naprzeciwko wejścia znajdował się bar, po obu stronach stoły bilardowe, pod ścianami kanapy. Ponieważ mieliśmy rezerwację za jakąś godzinę, zaciągnęłam Igora na drinka. No dobrze, na kilka drinków. Samą siebie również. Wdrapałam się na wysoki stołek przy barze i zachęcając o poklepałam miejsce obok.
– Siadaj. Napijemy się za udaną znajomość.
Usiadł, nerwowym gestem odpinając górny guzik koszuli.
– Uważasz że była udana?
– Jesteś szarmancki, nie narzucasz się, nie ględzisz o wspólnej przyszłości, nie pchasz rąk w zakazane rejony, a na dodatek dziś nawet nieźle wyglądasz. Owszem, była udana.
Igor zamilkł, chyba z wrażenia, a ja zamówiłam dwa drinki.
– Ja… Jest coś z czego nie będziesz zadowolona.
– Jeśli Mikołaj chce się dobrać do mojej córki, to jestem gotowa – oświadczyłam pełnym słodyczy tonem. – Przyznam, że ucięcie mu jaj sprawi mi nawet satysfakcję.
– Co?!
– Nie o tym mówiłeś? Więc o czym?
Odchrząknął, zerkając na mnie nieco podejrzliwie.
– Podobno założyliście się o kolacje?
– Tak. I pewnie chce w to wrobić ciebie?
– No… Jakby to ująć…
– Zgoda – oświadczyłam beztrosko. – Mnie tam wszystko jedno, a z tobą lepiej się rozmawia.
Czy mi się to przewidziało, czy to moja bujna wyobraźnia, ale w oczach Igora dostrzegłam błysk złości. Zaraz potem pokazało się w nich zadowolenie. Więcej. Wyglądał na cholernie szczęśliwego. Machnęłam na to ręką.
– Jest wolny stół. Idziemy? Rozegramy partyjkę lub dwie zanim przyjdzie Mikołaj.
Igor znów poczerwieniał.
– Nie potrafię w to grać – przyznał się strapiony.
Zeskoczyłam z krzesła i skierowałam się w stronę wolnego stanowiska, pociągając go za sobą.
– Ależ to proste. To jest kij. Przymierzasz się i walisz jego czubkiem w jedną z tych kolorowych kulek, tak aby trafiła dziurki w którymś z rogów. Prościej chyba nie da się tego wytłumaczyć. Zresztą zaczekaj, pokażę ci.
Fachowo zawładnęłam kijem, wymierzyłam i lekko puknęłam czubkiem jedną z bili. Powoli wtoczyła się do ługi. Pełna satysfakcji wyprostowałam się i gestem pokazałam Igorowi, że teraz jego kolej.
– Zrobimy tak. Aby się wprawić, najpierw staraj się wycelować czubkiem kija w kulę. Resztę zostawimy na później.
Biedaczysko, nie wiadomo dlaczego wyglądał na głęboko nieszczęśliwego. Pochylił się i zaczął celować. Przyglądałam się temu z nietajonym zainteresowaniem, postanawiając mu nie przeszkadzać. Raz kij poszedł na prawo, raz na lewo od celu, aż w końcu zdesperowany Igor uderzył z całej siły. I trafił. Kijem, który wymknął mu się z rąk, w przechodzącą kelnerkę. Zaskoczona dziewczyna krzyknęła, a taca którą niosła, spadła z hukiem na podłogę. Ja wybuchłam śmiechem, a biedny Igor wyglądał jakby chciał zapaść się pod ziemię. Oczywiście musiałam załagodzić sytuację.
– Wiesz, to wyglądało jak w amerykańskiej komedii – zachichotałam.
– Ja nie chciałem…
– Dobrze, już dobrze. Próbujemy dalej.
– Może lepiej nie?
– No co ty? Wymiękasz na samym początku? Co by powiedział Mikołaj? – dodałam kpiąco. Wręczyłam mu kij, usiadłam na kanapie i czekałam na kolejny pokaz.
Znów celował. Skupiony zmarszczył brwi, po czym uderzył. Kolorowa kula wyprysnęła w górę i odbiła się od baru. Igor jakby tego nie zauważył, za cel obrał sobie następną. Ta poszła już wyżej, czym zwrócił na siebie uwagę barmana. Przy trzeciej tamten biedak musiał zasłonić się tacą…
Nie reagowałam tylko dlatego, że wyłam ze śmiechu, tarzając się po kanapie stojącej pod ścianą. Igor wystrzelił wszystkie bile, po czym wyprostował się, oparł na kiju niczym starożytny heros i zatoczył triumfująco wzrokiem. W tym momencie się popłakałam…
Jednak obsługa nie była tym tak rozbawiona jak ja. Zostaliśmy elegancko wyproszeni z lokalu, oczywiście po uregulowaniu rachunku za wszelkie straty. Biedny Igor wyglądał na strapionego, jakby nie do końca rozumiał, co mu się przytrafiło. Ja zaś wydmuchiwałam nos, dziękując w duchu za wodoodporne kosmetyki. Ładnie bym w przeciwnym wypadku wyglądała.
– Co teraz? Przecież umówiliśmy się z Mikołajem – jęknął zrozpaczony.
– Spokojnie. Zaraz do niego zadzwonię.
Wygrzebałam z torebki telefon i wystukałam dobrze znany mi numer. Musiałam spróbować dwukrotnie, zanim odebrał.
– Cześć. To ja, wywalili nas z lokalu – oznajmiłam bez bawienia się w subtelności.
– Co? Mam to w dupie – burknął niegrzecznym tonem. – I tak nie przyjdę.
– Pokłóciłeś się z aktualną podrywką? – spytałam domyślnie, szukając wzrokiem Igora. Trochę się ode mnie oddalił, przysiadając na ławce i wtulając głowę w ramiona. Wyglądał na przybitego.
– Nie twoja sprawa – warknął opryskliwie Mikołaj. – Zajmij się moim bratem. To wszystko.
I przerwał połączenie. Wzruszyłam ramionami. Wredny palant, pomyślałam. Już ja mu pokażę w przyszłości namiętne pocałunki. Wydrapię gnojkowi oczy, jeśli spróbuje się do mnie dobierać.
– Chodź, zapraszam cię na pyszny deser. Poprawimy sobie nastroje. – Usiadłam obok Igora.
– A Mikołaj?
– Leczy złamane serce.
– Nie rozumiem.
– Nie przyjdzie. Zerwała z nim aktualna dziewczyna. I tak się zastanawiam… – urwałam zamyślona. Igor zamarł w oczekującej pozie, a we mnie kiełkował szalony pomysł. – A jakby tak wsiąść do pociągu, pojechać nad morze i pójść sobie na długi, romantyczny spacer?
– Teraz?!
– No pewnie. Podróż długa, ale posiedzimy sobie, porozmawiamy, a na sam koniec załapiemy się na piękny wschód słońca. Co ty na to?
Wyglądał na potężnie ogłuszonego. Rozdziawił usta, wytrzeszczył oczy i nerwowo przebierał nogami.
– Ale… ale… Ja… – wyjąkał.
– To oznacza zgodę czy wręcz przeciwnie?
– Ja… A Mikołaj?
– Co Mikołaj? – rozzłościłam się nieoczekiwanie. – W dupie mam Mikołaja! Umówiłam się z tobą, a nie z nim.
– No w sumie tak – odparł niepewnym głosem. – Ale może chciałby pojechać z nami?
Sapnęłam ze złości.
– Jak będziesz uprawiał seks, to tez poprosisz go, aby ci przytrzymał i pomógł wycelować?
– Nie, nie! – Znów się zaczerwienił. – Ale może czuje się samotny i potrzeba mu towarzystwa?
– Ja pierdolę! – nie wytrzymałam i przyłożyłam mu trzymaną w ręku torebką. Nawet się nie uchylił. – Po pierwsze, Mikołaj nigdy nie czuje się samotny. To egoista, myślący tylko o sobie i co rano podziwiający swoje odbicie w lustrze. Po drugie, mam w nosie jego samotność, życie osobiste i kłopoty w związkach. Dość przeżyłam, a później wystarczająco wiele słyszałam i widziałam, żeby go żałować. Przyjmij to do wiadomości, albo spadaj! I jak będzie? – zakończyłam patrząc na niego groźnie.
– Biedak – odpowiedział Igor, patrząc na mnie ze smutkiem. – Lecz trochę racji masz.
– Trochę? – parsknęłam ze złością.
– Daję słowo, że do końca naszego spotkania nie wspomnę o Mikołaju.
– Nareszcie przestałeś się jąkać i powiedziałeś coś sensownego. Jedziemy nad to morze?
Widać było, że pomimo wypowiedzianych przed chwilą słów, najchętniej pobiegłby pocieszać braciszka. Musiał ten piernik wywrzeć na nim piorunujące wrażenie, że zyskał tak wiernego adoratora. Ale moje propozycja również była kusząca i biedny Igor stał teraz, rozdarty pomiędzy dwoma pragnieniami. Nie odzywałam się, bo nie zamierzałam mu niczego ułatwiać.
– Kiedy odjeżdża ten pociąg? – spytał w końcu.
– Nie mam bladego pojęcia. Dowiemy się na dworcu. Takie ekstremalne last minute. Wezmę tylko sweter z auta.
Wciąż roztargniony, skinął potakująco głową. Szczerze mówiąc spodziewałam się większego entuzjazmu dla mojego szalonego pomysłu. A jego był zaledwie letni. Poniekąd sama byłam sobie winna. Trzeba było powiedzieć, że Mikołaj udzielił nam swego błogosławieństwa. Westchnęłam.
– Zaparkowałam w tamtym kierunku – wskazałam ręką na prawo. – Zresztą całkiem niedaleko dworca. Idziemy?
Przez pierwsze kilka minut milczeliśmy. Ja zastanawiałam się czy nie lepiej pozbyć się towarzystwa Igora i nie wrócić do domu. O czym myślał on nie mam bladego pojęcia, ale raczej wyglądał na zadowolonego. Kiedy dotarliśmy do samochodu, wyjęłam sweter, a Igor pomógł mi go szarmancko założyć.
– Wiesz, jest coś czego mógłbyś nauczyć swojego braciszka.
– Ja?
– A niby do kogo mówię? – Czasami nieziemsko mnie irytował.
– Ale czego?
– Pomyśl. Jak trafisz dostaniesz nagrodę – poweselałam, bo na twarzy Igora pojawił się wyraźny wysiłek umysłowy.
– Masz na myśli coś związanego z moim zawodem? – spytał niepewnie.
– Nie. Coś związanego z kobietami.
– Co za nagrodę?
Pincetę do wyrywania włosków z brodawek, pomyślałam.
– Pocałunek z języczkiem.
– Yyy…
Był niereformowalny. Może faktycznie powinnam go upić? Zerknęłam w bok z powątpiewaniem. Owszem, spić do nieprzytomności. Nic innego nie wchodziło w grę, bo na każde słowo choćby w najmniejszym stopniu związane z seksem czy damsko-męskimi stosunkami, reagował niczym spłoszony jeleń.
– Gdybyś tylko miał odrobinę pewności siebie Mikołaja, a on odrobinę twojej wstrzemięźliwości… – zamilkłam rozmarzona.
– To co?
– To obaj bylibyście idealni.
– A tak nie jesteśmy? To znaczy – zmieszał się – Mikołaj nie jest?
– Ja oszaleję! – przewróciłam oczyma.
– Ale ty zaczęłaś!
– I kończę. No prawie jesteśmy. Spójrzmy co tu mamy.
Podeszłam do informacji i po chwili wiedziałam już, że najbliższy pociąg jadący na północ, odchodzi za pół godziny. Pogoniłam Igora do kasy, nie zwracając już uwagi na jego zmieszaną minę, kazałam kupić dwa bilety, a potem zaciągnęłam do najbliższego spożywczaka. Należało zaopatrzyć się w dużą ilość słodyczy, kanapki i coś do picia, w tym alkohol. A na samym końcu kupiliśmy sobie kawę i popędziliśmy w kierunku odpowiedniego wagonu. Igor odzyskał głos, gdy już wygodnie zajęliśmy miejsca, a pociąg ruszył.
– Długo pojedzie – odezwał się z markotną miną.
– Jednak ten czas spędzisz w moim towarzystwie – odpowiedziałam podstępnie.
– Ja tak, ale Mik… – zerknął na mnie trwożnie. – Ale inni mogą potrzebować mojej pomocy.
Postanowiłam nie zwracać na głupka uwagi. Miarowy stukot kół zawsze nastrajał mnie pozytywnie. Zadowolona, otworzyłam pierwszą paczkę z ciastkami, rzucając się na nie zachłannie.
– Częstuj się – powiedziałam z pełnymi ustami. – I przestań mnie straszyć gębą jak piotrowin, bo nie wytrzymam i wyskoczę z pociągu.
– Dziękuję, nie lubię jadać w podróży.
– To zrobisz wyjątek. Jedz! – spojrzałam na niego z ukrytą groźbą. – Ale już!
Chyba się wystraszył, bo posłusznie skonsumował równo pół paczki. Cała ta sytuacja zaczęła mnie nagle śmieszyć. Wygrzebałam z torebki flaszkę wina oraz scyzoryk, bez którego nigdzie się nie ruszałam i fachowo pozbyłam się korka. Potem szczodrze napełniłam ciemnoczerwonym winem dwa plastikowe kubeczki.
– Pijemy za naszą znajomość. Byle szybko, bo jak zjawi się konduktor, to będziemy mieli kłopoty.
Igor zdenerwował się jeszcze bardziej, więc całość wypił duszkiem. Wrednie nalałam mu dokładkę, zastanawiając się ile potrzeba, żeby w końcu się rozluźnił. Pożałowałam że nie kupiłam czegoś mocniejszego, ale nigdy nie lubiłam wódki, bo szkodziła mi na żołądek.
– Poczuj się niczym niepokorny nastolatek.
– Czuję się jak idiota – mruknął, podając mi pusty kubek. – Na razie wystarczy, chyba że chcesz aby obsługa wywaliła nas gdzieś w połowie drogi?
– Wyluzuj człowieku. Nigdy nie piłeś wina chyłkiem w wychodku?
– Hę? Tyłkiem?
– Chyłkiem – zachichotałam. – Przypomniało mi się jak na studiach wracaliśmy z praktyk terenowych, bodajże na trzecim roku. Za ostatnie pieniądze kupiliśmy bilety i piwo, morze piwa. Razem z nami jechali żołnierze, już nie pamiętam czy na, czy po przepustce. Ech, te mundury… – westchnęłam rzewnie. – Mało brakowało, a przegapiłabym stację Poznań i pojechała dalej do Bydgoszczy…
Igor zerkał na mnie podejrzliwie, z nieco niezadowoloną miną.
– Zasnęłaś po tym morzu piwa?
– Ależ skąd! Poderwałam jednego. Świetnie całował – rozmarzyłam się.
– Ty!... Niemożliwe! Przecież dopiero… – zamilkł raptownie, czerwieniejąc.
– Całował kretynie! A co myślałeś? Że przeleciał mnie między stacją w Lesznie a w Poznaniu, w kolejowym wychodku?
– No nie – westchnął z wyraźna ulgą. Dziwne. Martwił się moimi wybrykami z przeszłości? Tak wiele ich znów nie było, a na dodatek żadnych wstydliwych.
– Nie troskaj się o mną cnotę panie – oświadczyłam radośnie. – Zazwyczaj kończyło się na namiętnych całusach. Wyjątki uczyniłam dwa, jednym był twój nadobny braciszek.
– A drugi.
– A drugi pozostanie moją słodką tajemnicą.
Pogrążona we wspomnieniach, uśmiechnęłam się do swego odbicia w ciemnej szybie okna. W moim życiu było kilka wydarzeń, o których wiedziałam tylko ja i moja najlepsza przyjaciółka. Słodko-gorzkich wspomnień, ukrytych głęboko w sercu, a jednak rozpamiętywanych przeze mnie z nostalgią. Nie powinnam przesadzać z alkoholem, bo choć Igor był dla mnie całkiem obcym człowiekiem, to zbyt duża ilość procentów sprawiała, że robiłam się sentymentalna i mogłam przez to zdradzić więcej niż zamierzałam. On sam nie stanowił zagrożenia, ale byłam stuprocentowo pewna, że wszystko wypaple Mikołajowi. A tego bym nie chciała,
– O mnie już sporo wiesz. Ja o tobie niewiele.
– Nie ma o czym opowiadać – speszył się.
– Cóż za skromność – zapomniałam mu powiedzieć, że alkohol wyzwalał we mnie sarkazm. – To chyba rodzinne.
– Ale naprawdę nie ma co opowiadać.
– Wiem co nieco o pracy, trochę o niezwykłym hobby – zachichotałam. – Ale ani słowem nie wspomniałeś o swoim życiu osobistym. Nie mów, że od czasów dojrzewania żyjesz w celibacie, na odległość kontemplując wdzięki kobiet.
– No nie. Wolałbym jednak o tym nie rozmawiać – poczerwieniał najwyraźniej zakłopotany.
– Rozumiem, rozumiem – protekcjonalnie pokiwałam głową. – Nie wychodziło ci i nadal nie wychodzi.
– Mikołaj twierdzi, że brak mi odwagi cywilnej.
– Chociaż raz całkowicie się z nim zgadzam.
– Powiedział… – Igor zaczął się jąkać. – Prosił… Nie, nie prosił, raczej… Jakby to ująć? Kazał się spytać… – I tu go zastopowało.
– Wykrztuś to z siebie. Głowy ci nie urwę, ani nie pożrę w całości – oznajmiłam beztrosko. – Chodzi o kolejne spotkania?
– Niezupełnie. – I nagle jakby odzyskał rezon. – Chodzi o to, żebyś nauczyła mnie całować – dokończył z doskonale wyczuwalną desperacją w głosie.
– No co ty? A braciszek nie może cię wyszkolić?
– Ale on… Ja… Tak nie można – Igor się zgorszył
– Ponoć można.
– Nie jestem aż tak nowoczesny.
– Tak, to widać – zakpiłam. – Niech odstąpi ci jedną ze swoich panienek. Ma ich na kopy, nie zauważy braku.
Dziwne, ale nawet się nie rozgniewałam. Cóż, cały Mikołaj. Igora było mi żal, nawet go lubiłam, ale nie do tego stopnia, żeby pozwolić sobie na coś więcej niż zwykłą znajomość. Byłabym ślepa, gdybym nie zauważyła jego nieśmiałej nadziei.
– Tak myślałem, że się nie zgodzisz – powiedział markotnie.
Ponieważ siedzieliśmy naprzeciwko siebie, pochyliłam się i lekko pogłaskałam go po policzku. Spojrzał na mnie z autentycznym smutkiem.
– Daj spokój. Twój brat wkręcił nas w bardzo dziwaczną sytuację. Jego pewnie strasznie to bawi, ale nam nie jest do śmiechu.
– Nie podobam ci się?
– Szczerze mówiąc nie. Żaden inny mężczyzna również. Chyba nie jestem gotowa na kolejny związek. To zabrzmi banalnie, może nawet okrutnie, ale wolałbym żebyśmy zostali przyjaciółmi.
– A nie jesteś zakochana w Mikołaju?
– Sam popatrz – wciąż rozmawiamy o nim. Jest powodem naszych spotkań, tematem naszych rozmów, jest jak fatum, które nad nami ciąży. Mam tego dosyć, a ty nie?
Zamilkł, wpatrując się w swoje dłonie. Spojrzałam w okno, w nasze odbicia, w migające światła rozświetlające dziesiątki budynków, które mijaliśmy. A potem wygrzebałam z kieszeni talię kart.
– Umiesz grać w remika? – spytałam z ciekawością.
– Tak. A bo co?
– A masz kasę? To sobie pogramy. Na minimalną stawkę. Droga długa, ale i tak mam szansę oskubać cię do cna.
Igor zrobił dziwną minę, lecz o dziwo nie zaprotestował. Po dwóch godzinach atmosfera stała się nieprawdopodobnie napięta. Czerwoni na gębach, z obłędem w oczach, wypisywaliśmy sobie czeki bez pokrycia na papierowych serwetkach, bo jednak okazało się, że gotówki mamy za mało. W amoku gry wypiliśmy całe wino, zżarliśmy co do okruszka prowiant, choć przyznam, że mój udział w tym dziele zniszczenia był nieporównywalnie większy niż Igora. W stanach napięcia nerwowego jadłam nawet nie podwójnie, a potrójnie. Konduktora przegoniliśmy, wręczając mu bilety i obrzucając takimi spojrzeniami, że aż się wzdrygnął i czym prędzej uciekł. Nic dziwnego, wkroczył akurat w momencie najbardziej emocjonującej rozgrywki. Gorąco nam było nieziemsko, a cholerny pociąg odlany był chyba z jednego kawałka, za nic nie dawało się uchylić okna na więcej niż dwa centymetry. Przeklęłam polską kolej na wieki, po czym udałam się do wytwornego wychodka. Wróciłam już znacznie mniej napęczniała z emocji. Potem wyszedł Igor, a kiedy wrócił zajęta byłam właśnie podsumowywaniem zysków i strat.
– Wygrałeś sto dwadzieścia pięć tysięcy, sześćset osiemdziesiąt dwa złote i trzydzieści pięć groszy – oświadczyłam z podziwem. – Miałeś gest, trzeba przyznać.
– A ty? – spytał markotnie Igor, zajmując swoje miejsce.
– Ja sto dwadzieścia pięć tysięcy, sześćset osiemdziesiąt pięć złotych i pięć gorszy – zniesmaczona przeczytałam wynik. – Jesteś więc mi winny dwa złote siedemdziesiąt groszy. Jakim cudem? Muszę policzyć raz jeszcze.
Ale nic się nie zmieniło. Widać oboje mieliśmy gest wypisując te świstki na serwetkach. Westchnęłam i skrupulatnie odliczyłam pieniądze.
– Trzeba przyznać, nieźle grasz w karty – powiedziałam niechętnie. Pal licho forsę, ale ucierpiał mój honor. – Tylko w remika?
– W rozbieranego pokera też – wyrwało się Igorowi.
Zerknęłam na niego podejrzliwie.
– Flaszka wina wyzwoliła w tobie potwora. Jak dojedziemy kupimy już tylko mineralną.
– No właśnie, ile nam jeszcze zostało do celu?
– Może kwadrans? – Wygodnie rozłożyłam się na siedzeniu. – No widzisz jak ten czas zleciał? A na dodatek załapiemy się na wschód słońca.
– Po co? – spytał krótko i przysięgłabym, że nieco zgryźliwie. Użył zupełnie takiego samego tonu, jak Mikołaj. A ja miałam ochotę powiedzieć, że będziemy uprawiać na opustoszałej plaży dziki, szalony seks. Ugryzłam się jednak w język.
– Jak będziesz narzekał, to cię zostawię na dworcu – zagroziłam.
Zamilkł, choć nie wyglądał jakby się specjalnie przejął moimi słowami. Siedział zamyślony, postukując palcami o blat stolika i co najdziwniejsze, wyglądał na niezwykle rozluźnionego. Nie, najdziwniejsze było to, jak bardzo zaczął przypominać mi Mikołaja. Tknięta nagłym przeczuciem wygrzebałam z torebki komórkę i na znajomy numer wysłałam krótką wiadomość: „śpisz?”. Miałam ochotę zadzwonić, ale po pierwsze nie przy Igorze, a po drugie nie o tej porze. Po chwili przyszła odpowiedź: „oglądam mecz, bo co? mam przyjechać i cię przelecieć?”. Zatchnęło mnie z oburzenia. „Puknij się w łeb kretynie!” odpisałam na pożegnanie. „Jak chcesz Mała”. I tyle. Cały Mikołaj. Olać drania, zwłaszcza że dojechaliśmy do celu.
Wyskoczyłam z pociągu ostrym sprintem, bo choć nadal było ciemno, to na niebo na wschodzie zaczęło się rozjaśniać. Poganiałam nieco opieszałego Igora, w efekcie czego na plaży znaleźliśmy się zaledwie kwadrans później. Okazało się, że to hipotetyczny świt to po prostu łuna świateł. Ale i tak na moment zamarłam w bezruchu, delektując się cichym pluskiem fal, ciszą i samotnością, bo poza nami nie było na plaży żywej duszy.
– I jak teraz ci się podoba mój pomysł? – spytałam, odwracając się w kierunku Igora.
– Ciemno jest.
– Bzdura. Księżyc w pełni. Po cholerę ci ekstra oświetlenie? Chciałeś liczyć ziarnka piasku?
– I zimno.
– Pożyczyć ci sweter? – Nie umiałam ukryć złości. Malkontent. Pusta plaża, gorąca, bezwietrzna noc, leniwie pluskające fale i biały, srebrzysty krąg nad naszymi głowami. Tylko mężczyzna u mego boku nieodpowiedni. I po raz pierwszy tego wieczora poczułam smutek. Gdyby był tu Aleksander… Na początku naszej znajomości nie zdążyliśmy poszaleć. Dość szybko zaszłam w ciążę, potem pojawiły się obowiązki, dzieci, a upływający czas zyskał prędkość nadświetlną. A kiedy w końcu mogliśmy zakosztować wolności, on umarł. Za wcześnie, o wiele za wcześnie. Też daleko było mu do romantyka, ale z pewnością nie marudziłby jak ten tu. Objąłby mnie, pocałował, rozśmieszył. Pustka jaka pojawiła się w moim sercu, nie dawała się niczym wypełnić. Ta chwila uświadomiła mi to, jak żadna inna wcześniej. Bez słowa zdjęłam buty i ruszyłam brzegiem pustej plaży. Szczerze mówiąc, miałam w nosie czy Igor pójdzie za mną. Ale poszedł.
– Jesteś zła? – odezwał się po dość długim czasie.
– Rozczarowana. – Nie miałam zamiaru owijać niczego w bawełnę.
– Przepraszam.
– Skoro uważasz, że masz za co – wzruszyłam ramionami.
– Jesteś.
Spojrzałam na mroczny horyzont.
– Gdzieś tam morze łączy się z niebem – wyszeptałam.
– Co masz na myśli?
– Nie wiem. Sam popatrz – wskazałam dłonią przed siebie. – Pociągająco, niepokojąco, fascynująco. Odrobinę przerażająco. Gdy moje córki zaczęły dorastać, zaczęłam się zastanawiać, kiedy tak naprawdę kończy się dzieciństwo.
– Gdy przestajemy wierzyć w świętego Mikołaja?
– Nie. Kiedy uświadamiamy sobie czym jest śmierć i że my także umrzemy.
Igor bardzo długo milczał. Stałam nieruchomo, łykając łzy, które nie wiadomo skąd się wzięły.
– Żałujesz że nie ma tu z tobą męża?
– Trochę.
– Albo Mikołaja?
– Co ty z nim… Pół światu jest tego kwiatu, dlaczego kurczowo mam się trzymać jednego przywiędłego krzaczka, o gorzkich owocach?
Mój towarzysz nieoczekiwanie zaczął się śmiać.
– Masz niezwykłe porównania. A mnie? Do czego mnie byś przyrównała?
– Do kłujących jeżyn – mruknęłam.
– Dlaczego?
– Owoce niezłe, ale trzeba się cholernie namęczyć, aby je zerwać i się nie pokłuć.
– Wyjdę na idiotę, kiedy przyznam, że nie rozumiem?
– Bo ja wiem? Ale nie zamierzam ci tłumaczyć. No i co z tym wschodem słońca? – Wygrzebałam z torebki telefon i zerknęłam.
– Sprawdzałaś w necie?
– No nie – zakłopotałam się. Zasięg był słaby, ale po chwili wiedziałam, że przyjdzie nam jeszcze poczekać z pół godziny. Co najmniej.
– Wracamy – oświadczyłam zdegustowana. – Jestem głodna, a to psuje mi humor. Kupimy coś i przyjedziemy tu ponownie.
– Ty wciąż jesz. Gdzie to mieścisz? – spytał Igor z podziwem.  
– Wylatuje drugą stroną – odpowiedziałam zanim zdążyłam pomyśleć nad sensem tych słów. Nie ma co, zabrzmiało niezwykle romantycznie.
– Mikołaj opisując twój charakter zaznaczył, że potrafisz zepsuć nawet najbardziej wyjątkową chwilę – roześmiał się Igor.
– Nie wiem, co miał na myśli – nadęłam się urażona, ale ponieważ właśnie weszliśmy do sklepu nie kontynuowałam tematu. Po zakupieniu wiktuałów, wróciliśmy na plażę, usiedliśmy na piasku, ale nie wiadomo dlaczego, oboje straciliśmy chęć do rozmowy. Szczerze mówiąc, to byłam po prostu śpiąca. Igor chyba też, choć trzeba przyznać, że ziewał bardzo dyskretnie. Równie dyskretnie próbował objąć mnie ramieniem, ale ponieważ nie wykazywałam żadnej aprobaty, w końcu speszył się i siedział tylko obok z ponurą miną wpatrując się w szumiące morze. Za to los wynagrodził mój upór, bo wschód słońca był wyjątkowo piękny. Potem jednak poczułam, że oczy same mi się zamykają, więc niemrawo zaproponowałam nocleg w hotelu i powrót następnego dnia. Dziwne, ale Igor zaprotestował niezwykle energicznie.
– Jak nie masz kasy, to ci pożyczę – ziewnęłam.
– Nie chodzi o pieniądze. Jutro muszę być w pracy.
– Jakiej pracy? – Natychmiast orzeźwiałam. – Przecież masz urlop?
Zmieszał się i jakby zakłopotał.
– Nie wspominałem, że chciałbym wrócić do Polski na stałe i Mikołaj znalazł mi odpowiedni etat. Jutro idę na rozmowę.
– Cośkolwiek nieszczerze to zabrzmiało, ale nie mam siły dociekać prawdy. Jestem tak zmęczona, że nie wiem, czy gdziekolwiek dojdę. Już tak mam, jak dopada mnie senność, to jestem w stanie kimnąć w miejscu, w którym stoję.
– Nie ma sprawy, zaniosę cię – mruknął, po czym podniósł mnie bez żadnego wysiłku i skierował się ku dworcu. Tym razem nie tylko nie zaprotestowałam, ale objęłam go za szyję, przytulając się. Pachniał czymś przyjemnym, co odrobinę przypominało lawendę, a trochę świeże cytrusy. Prawie zasnęłam, gdy poczułam, że weszliśmy do pociągu, a Igor bardzo delikatnie położył mnie na siedzeniu. Co dziwne, choć przebyliśmy kawał drogi, a ja do wagi piórkowej nie należałam, nie wyglądał na zmęczonego. Ba, nie miał nawet zadyszki. Trochę mnie to zdziwiło, ale tylko trochę.
– Przed chwilą było lepiej – wymruczałam niezadowolona.
– Nich ci będzie Mała. – I podniósł mnie w górę, sadzając na swoich kolanach.
– Nie mów do mnie Mała. Nie cierpię tego!
– A Żana?
– Tak lepiej. Per „Mała” zwraca się do mnie Mikołaj i ma wtedy taki dziwny błysk w oku. Nie lubię tego – oświadczyłam kapryśnie, po czym znów przytuliłam się do szerokiej, męskiej piersi. Gdzieś tam pojawiła się myśl, że coś mi umknęło, jakiś ważny szczegół, ale nie zdołałam jej sprecyzować. Poczułam jeszcze jak Igor delikatnie całuje mnie w czoło, po czym najzwyczajniej w świecie zasnęłam.
Obudziłam się gdy dojechaliśmy do celu. Mocno zamroczona, zdrętwiała, bo całą drogę przespałam w jego objęciach. Musiało mu być cholernie niewygodnie, ale nie poskarżył się nawet słowem. Za to wyglądał na zamyślonego. A może po prostu też był zmęczony? Pozwoliłam się odwieść taksówką do domu, odprowadzić pod drzwi wejściowe, po czym szeroko ziewnęłam i pomachałam Igorowi na pożegnanie. Uśmiechnął się lekko, odwrócił, po czym wsadził ręce w kieszenie i pogwizdując, oddalił się, nie zwracając uwagi na to, że wprawił mnie w stan osłupienia. Zamarłam z kluczem w dłoni i wpatrywałam się w jego sylwetkę tak długo, aż nie zniknął za zakrętem. Bo choć nie dałam mu żadnego do tego powodu, to dlaczego wyglądał na tak zadowolonego?
Mężczyźni to jednak dziwne stworzenia, pomyślałam mętnie wchodząc do mieszkania, a potem padłam na tapczan i głośno chrapnąwszy, zasnęłam.

39 komentarzy:

  1. Igor to Mikołaj - czyż nie :)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to całkiem prawdopodobne. ;)

      Usuń
    2. Też mi się tak wydaje, ale skoro ona rozmawiała z nim po bilardzie a Igor był obok a późnie pisała z Mikołajem i Igor też siedział naprzeciwko :/

      Usuń
    3. Mikołaj mógł np. Igora poprosić o napisanie SMS za niego lub coś w tym stylu.

      Usuń
    4. A więc musi być jeszcze jakiś pomocnik ;)

      Usuń
    5. Jeśli by tak było, to Babeczka popełniłaby błąd logiczny - skoro bohaterka rozmawiała z Mikołajem przez telefon w obecności Igora.

      Alternatywą może być legalny brat Mateusz, ale w pierwszej części z opisu wynikało, że bohaterka doskonale Mateusza zna. Gdyby miał przylepione brodawki, nie skrobałby się po nich, bo by mu odpadły. Charakteryzacja nie jest jakaś super trwała.

      Poza tym po pijaku znikłby mu rosyjski akcent, gdyby był udawany.
      Za to Rosjanin nie mówiłby o wierze w świętego Mikołaja, tylko w Dziadka Mroza.

      Ola

      Usuń
  2. Po prostu cudowne ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie. Tak długo czekała na świetne opowiadanie. <3 kocham

    OdpowiedzUsuń
  4. W tym ,że Mikołaj i Igor są jednym, coś jest ale tak nie do końca. Nie moge się doczekać następnej części i rozwiązania zagadki :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Na 100% Igor to Mikołaj. Nasza kochana Babeczka napisała przecież dobitnie że podczas rozmowy telefonicznej z Mikołajem, Igor się oddalił i trzymał głowę przy ramieniu :) a w pociągu, w dodatku nocą nie jest sztuką napisać po kryjomu smsa... Ehh pozatym to sadzenie na kolanach i "Mała " ;D Świetne opowiadanie Babeczko,właśnie na takie czekałem C:

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj za chwilke powinno się ukazać ;) czekam z zapartym tchem :) Karolina
    P.S. też mam w głowie ze Igor i Mikołaj to jedna i ta sama osoba :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzisiaj juz nie bedzie? :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam po długim czasie ;) ciekawe opowiadanie się zaczyna a kiedy kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
  9. O tak! Świąteczny klimat, łakocie obok i opowiadania Babeczki to istny raj na ziemi :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurcze już myślałam , że zrobisz tak że przez 3 dni świąt będziesz coś dodawać :( Ale tak też jest dobrze :D Życzę weny i cieplutko pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Błagam o następną część, bo ta jest świetna :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Pojawi się dzisiaj kolejna część? :)

    OdpowiedzUsuń
  13. To nie być koniec....

    OdpowiedzUsuń
  14. Zamiast zaczynać cos nowego, mogłabyś pokończyć stare.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jestem zawiedziona. Miały co noc przez święta dochodzić kolejne części tak Babeczko pomoc ustawilas. Jednakże chyba po raz kolejny zawiodlas. Nie wiem czemu ale mam wrażenie że Ci się znudziło prowadzenie tego bloga. Bycie mama to jedno sama jestem mama wspaniałej dwojeczki(roczek i 3 latka) i na prawdę wiem co to zmęczenie Ale ostatnimi czasy odnoszę wrazenie ze chcesz "wyposcic" swoich czytelnikow. Ja osobiście uwielbiam Twój styl pisania i odprężam sie idealnie, jednakże zaczynam właśnie wyczuwac "wypalenie sie" jeżeli się mylę to bardzo proszę naprostuj mnie. Na pewno kiedyś odpowiedź przeczytam.
    Pozdrawiam
    Aska

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiedy kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
  17. Kiedy następna ? 😃

    OdpowiedzUsuń
  18. Super opowiadanie :D Oby tak dalej! Pozdrawiam P.

    OdpowiedzUsuń
  19. Czekam zarowno na Głupstwo jak i Bo dla dziewczynek sa lalki! Mam nadzieje ze bedziesz regularnie (i czesto :D) wstawiac dalsze fragmenty opowiadan Czekam z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
  20. A może Igor ma na sobie mikrofon i kamerkę do nagrywania Żanety? Stąd Mikołaj wszystko wie

    OdpowiedzUsuń
  21. Skończyły się święta i skończyło się rozpieszczanie czytelników, a szkoda z utęsknieniem czekam na kontynuację tego i innych opowiadań. Życzę dużo weny i czasu w Nowym i jeszcze Starym Roku :) Opowiadanie wciąga i zastanawia , ewidentnie widać iz relacje między tą trójką są skomplikowane. Bo ja jednak stawiam, iż to jest trójkąt, którego wybierze to nie jest oczywiste, chociaż wolałabym aby wybrała Igora. Ale będzie Jak autorka zdecyduje . Pozdrawiam Nienieidealna ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ile jeszcze będzie części? O ile jakieś jeszcze dodasz :*

    OdpowiedzUsuń
  23. buuuuu Babeczko :((

    OdpowiedzUsuń
  24. Interesujący tekst zaczynasz Babeczko! Chociaż byłam pewna, że dokończysz "On", ba nawet bardzo na to liczyłam ;D Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma heheh :D

    OdpowiedzUsuń
  25. ufff.... Nareszcie po świętach mogę sobie usiąść i na spokojnie poczytać... A nawet teraz jeszcze ręcę wykładają talerzyki i zmywają je w końcu, no ale w końcu świąteczny czar :D Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Warto na Ciebie czekać. :)
    Jestem bardzo ciekawa, jak rozwinie się ciąg dalszy. Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejną część! :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Ohoho! Ale super ! Czekam na dalsze rozwinięcie akcji P.

    OdpowiedzUsuń
  28. Kiedy kolejna część? Jestem ciekawa bardzo, uwielbiam twoje opowiadania! Proszę nie pozwól długo czekać:-)

    OdpowiedzUsuń
  29. Kiedy będzie kolejna część? ;_;

    OdpowiedzUsuń
  30. Kiedy następna część? Myślałam, że wszystkie mają wyjść w święta,a tu znowu kolejne otwarte opowiadanie ;/

    OdpowiedzUsuń
  31. Moje miejsce w Internecie, blog zawierający opowiadania erotyczne człowieka pracującego na co dzień w korporacji, a prywatnie jest seksoholikiem i erotomanem.. Brakuje mi opowiadań erotycznych z wyższej półki, delikatnych, pięknych, pokazujących jak wygląda prawdziwe życie erotyczne. Korzystam z anonimowości opisując pikantne szczegóły życia intymnego.

    OdpowiedzUsuń
  32. czekamy na kolejną część babeczko!

    OdpowiedzUsuń
  33. kiedy rozmawiała z Mikołajem, Igor siedział na ławce w oddali, wiec to w 100% jest Mikołaj

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.