niedziela, 1 listopada 2015

Spadek XIII

Miało być wczoraj, ale ja tu otwieram kompa, klikam "nowy post", a Mały zrobił przeciągłe łłłaaa i koniec... Potem kimnęłam razem z nim :-) Za to boski pomysł na opowiadanie mi się przyśnił!

link do części XII - klik

            Spadek XIII
Spędziłam tam w dole, ponad dwanaście godzin. Wydobyto mnie przemarzniętą, półprzytomną, bredzącą coś bez ładu i składu. Obojętnie obserwowałam, jak ktoś otula mnie kocem, ktoś usiłuje napoić gorącą herbatą. Ocknęłam się dopiero następnego dnia, po nocce przespanej na lekach nasennych. Siedziałam na białym łóżku szpitalnym, przyglądając się swoim połamanym paznokciom i śladom na nadgarstkach pozostałych po krępujących mnie więzach. Potem uniosłam głowę i obrzuciłam beznamiętnym spojrzeniem surowego mężczyznę, zajmującego niewygodne, szpitalne krzesło.
– Możemy porozmawiać? – spytał o to już chyba trzeci raz. Powoli skinęłam głową.
– Sprawdziliśmy nazwiska jakie nam pani podała. Oboje niekarani…
– Oboje? – mimowolnie się ocknęłam. – Jest pan pewien?
– Tak. Niejaki Jakub Z., właściciel firmy budowlano remontowej, kawaler, nienotowany. Drugi to Sebastian O., z wykształcenia projektant wnętrz, oficjalnie bezrobotny, nieoficjalnie jak widać zatrudniony bez umowy. Również nienotowany.
– Ale… – zamilkłam oszołomiona. Projektant wnętrz? Jaja sobie ze mnie robią? A może to po prostu fałszywa tożsamość?
– Jest pan pewien?
– Raczej tak. Widzę, że ma pani jakieś wątpliwości?
Nie odpowiedziałam. Czy cokolwiek z tego, co wiedziałam o Sebastianie było prawdą? Najpierw udawał niedostępnego. Zarośnięty, mrukliwy, wzbudzał moje niechętne zainteresowanie. Potem te ponoć rewelacyjne wieści o jego homoseksualizmie. Oświadczenie, że siedział w więzieniu. Ale nie to było najgorsze. Najgorsze było wspomnienie pocałunków, czułych gestów, delikatnych pieszczot, seksu. To też było kłamstwem. Nie był autentyczny w niczym, co mówił, w niczym, co robił. Dla niego to była tylko zabawa, krótkie chwile przyjemności. Dla mnie coś o wiele poważniejszego.
– Co pani wie o zawartości skrzyni, którą pozostawiono?
– Skrzyni? – spytałam nieprzytomnie, porzucając swój własny, pełen cierpienia wewnętrzny świat. – Ponoć istniał jakiś skarb.
– Ponoć?
– Mieszkańcy pobliskiej wioski wiedzą lepiej, ich proszę spytać.
No tak. Skarb. Czegóż to się nie robi dla pieniędzy. Łajdak! Nie, dwóch łajdaków. Cholerny Kuba czarujący mnie pełnym podziwu spojrzeniem i bydlak Sebastian, co do którego niczego już nie byłam pewna. Kto go tam wie, może podczas seksu też udawał?
– Jestem zmęczona – powiedziałam cicho. – Chciałabym się zdrzemnąć.
– Nie ma sprawy. Porozmawiamy później.
Wyszedł, a ja zostałam sama. Wbrew temu co powiedziałam, wcale nie zasnęłam. Wierzchem dłoni ocierałam płynące łzy, które, gdy raz zaczęły płynąć, wcale nie były łatwe do opanowania. Zgoda, oszukał mnie, ale jak on mógł zostawić mnie związaną, zakneblowaną, w ciemnej, głębokiej studni?! Jak mógł, po tym wszystkim, co między nami zaszło?! Znajdź sobie chłopaka, Kubuś i Marysia nie są w moim typie, jesteś cudowna księżniczko… Kłamstwa, wszystko kłamstwa!
I nagle zamiast rozpaczy poczułam złość. Nie był wart ani jednej łzy, którą wylałam. Pewnie, będzie bolało, w końcu rozum swoje, a serce swoje, ale nie powinnam płakać. A jeśli kiedyś los da, że go spotkam, to tak porządnie skopię mu jaja, że pożałuje, iż kiedykolwiek mnie tknął. A skarb? Niech się udławią tym skarbem, cokolwiek by nim nie było. W obliczu serca połamanego na drobne okruszki, naprawdę nie miało to wielkiego znaczenia.
***
Ekipa, choć pozbawiona szefostwa i zakłopotana sytuacją w jakiej się znalazła, dołożyła starań, więc stałam teraz przed zupełnie innym budynkiem niż ten, który ujrzałam po przyjeździe. Adwokat również był zakłopotany sytuacją, bo to w końcu on mi ich polecił. Przyjechał, rzucił  tylko okiem na dom i podsunął mi papiery do podpisania. Przestudiowałam je co do literki. W końcu był krewnym Kuby.
Stałam teraz w pustej kuchni, bo o meblach jeszcze nie pomyślałam, ponuro gapiąc się na widok za oknem. Kilka dni temu rozmawiałam z babcią. W obliczu tego, co mnie spotkało, pogrzebała w pamięci, skontaktowała się z kilkoma znajomymi osobami i w końcu otrzymałam mętne wyjaśnienie odnośnie „skarbu”. Krewniaczka może była i zdziwaczałą starowinką, ale nie w czasach swojej młodości. Zakochał się w niej ponoć jakiś hrabia czy książę, upiornie bogaty, a ona oczywiście pozytywnie odpowiedziała na te zaloty. Na przeszkodzie stanęła rodzinka ukochanego. Hipotetyczny arystokrata postawił jednak na swoim i ożenił się ze swą lubą. Potem poszedł na wojnę i zginął. Tak banalne i typowe, jak każda inna łzawa historyjka. Widać w spadku zostawił nie tylko posiadłość, ale również znaleziony przeze mnie księgozbiór oraz odszukany przez łajdacką spółkę skarb. Nie miałam pojęcia, co nim było i tak naprawdę mało mnie to interesowało.
Jeszcze raz rozejrzałam się dookoła. Skoro miałam tu zamieszkać, trzeba było postarać się o meble, na początek chociażby do kuchni i salonu. Tylko co ja będę robiła na tym pustkowiu? Po raz pierwszy zrozumiałam daleką krewniaczkę, bo to miejsce idealnie nadawało się by leczyć zranione serce, rozpamiętując przeszłość. Jej ukochany zginął i został pochowany gdzieś w bezimiennym grobie. Mój wcale mnie nie kochał. Nie wiem co gorsze…
Poczłapałam na górę, do sypialni. Z przepastnej szafy wygrzebałam znalezione książki. Zastanowiłam się, które mogę sprzedać i na ile korzystnie, aby starczyło na umeblowanie. Wybór padł na encyklopedię rolniczą. Akurat do tego dzieła nie czułam sentymentu, więc bez problemu mogłam się go pozbyć. Postanowiłam jeszcze przekartkować każdy tom, bo nie wiadomo co można znaleźć w takich starych książkach. I przystopowało mnie przy trzecim, który w całości i bardzo dokładnie miał pozlepiane wszystkie kartki. Zdumiona próbowałam coś z tym zrobić, z początku delikatnie, aby nie uszkodzić książki. Potem rozzłościłam się i energicznym krokiem udałam do kuchni, po najostrzejszy z noży. Prawie rozszarpałam biedne dzieło, ale kiedy oderwałam twardą okładkę od posklejanych kartek, zamarłam. W środku coś iskrzyło, lśniło, a tym czymś okazał się przecudnej urody naszyjnik. Do tego kolczyki i bransoletka. Pierwszy raz w życiu widziałam coś takiego. Cmoknęłam z podziwu, sprawdziłam czy aby na pewno były to diamenty, po czym oszołomiona znaleziskiem, usiadłam na łóżku, bezmyślnie wpatrując się w swoje dłonie.
To też był skarb. Ale dlaczego tutaj? Nie zmieścił się w tej skrzyni? Ile tego miała ta moja krewniaczka? Tknięta nagłą myślą, przejrzałam resztę książek, ale tylko ta jedna zawierała niespodziankę. Co w takim razie znaleźli Kuba z Sebastianem?
Klejnoty starannie otuliłam apaszką i schowałam do torebki. Po dłuższej chwili namysłu, wyjęłam je stamtąd i na powrót umieściłam w książce. Przecież to idealna kryjówka, przeleżały tam tyle czasu, mogą leżeć nadal. W szufladzie znalazłam klej, którym na powrót zlepiłam sfatygowane dzieło. Dopiero potem położyłam się na łóżku i zamyśliłam. Co teraz? Byłam bezrobotna, przeraźliwie samotna i chyba bogata? Stosunkowo. W zasadzie uzyskałam w końcu wymarzoną niezależność, własne lokum, nawet znalazłam drogocenne klejnoty. I co? I nic. Nic mnie nie cieszyło, nic nie przyniosło satysfakcji. Otarłam płynącą po policzku łzę. To przejdzie, pocieszyłam samą siebie. Minie trochę czasu, pół roku, może rok i przestanie boleć. A potem tak bardzo zatęskniłam za Sebastianem, że rozbeczałam się na dobre.
***
Tego dnia pogoda była wyjątkowo paskudna. Wiatr zginał korony drzew, do szalonego tańca zapraszając opadłe liście, a deszcz lał momentami z taką siłą, że zagłuszał nawet wycie wiatru. Zjadłam śniadanie i z kubkiem gorącej herbaty, pomaszerowałam do sypialni. Miałam ochotę spędzić cały ten dzień w łóżku, z ulubioną lekturą, podjadając ciasteczka i czekoladki. Zanim jednak zakopałam się pod ciepłą kołderką, narzuciłam na siebie wełniany sweter, przynajmniej o dwa rozmiary za duży, ale za to wyjątkowo ciepły. Potem podeszłam do okna z kubkiem herbaty. Długo, bardzo długo podziwiałam szalejący za oknami żywioł, zastanawiając się, kiedy spadnie śnieg. Temperatura oscylowała w granicach zera, więc bardzo prawdopodobne było, że pogodynka mówiła prawdę, zapowiadając opady na ten tydzień. Pierwszy śnieg… Uśmiechnęłam się ze smutkiem. Dlaczego nic mnie nie cieszyło? Dlaczego zaszyłam się tu, wciąż wspominając tego zdrajcę?
Odwróciłam się w końcu od okna, za którym szalał prawdziwy żywioł i zamarłam.
Na łóżku, jak gdyby nigdy nic, siedział sobie Sebastian. Ubrany w białą koszulę i sprane dżinsy, z nieposkromnioną czupryną i kilkudniowym zarostem na twarzy, bezczelnie się uśmiechając.
– Cześć księżniczko – odezwał się schrypniętym głosem, mierząc mnie jednocześnie pożądliwym spojrzeniem. – Pięknie wyglądasz.
Milczałam, choć w środku kipiałam od z trudem powstrzymywanych emocji. Dałam dwa kroki do przodu, a wtedy on wstał. Dałam kolejne dwa, a potem zwinęłam dłoń w pięść i solidnie mu przyłożyłam. Nie odsunął się, nie rozzłościł. W ciszy rozmasowywał znieważony policzek, a ja o mało co, nie rzuciłam się na niego, by wydrapać gnojkowi oczy.
– Rozumiem, należało mi się – wykrzywił usta.
– Wynocha!
– Nie.
– Dzwonię po policję!
– Alinka…
Chyba pierwszy raz wypowiedział moje imię. Cicho, łagodnie, z dziwną czułością w głosie.
– Wiem, nabroiłem. Nie wiedziałem… – zasępił się nagle. – Nie rozumiałem…
– Mam to w dupie! – odparłam ostro. – Wynoś się sprzed moich oczu, z mojego domu!
– Kocham cię.
Pewnie gdyby niebo zawaliło mi się na głowę, nie doznałabym większego szoku. Ale wspomnienia ubiegłych tygodni szybko pozwoliły mi się pozbierać.
– To pewnie z tej wielkiej miłości, wepchnąłeś mnie do zatęchłej studni, oddalając się z łupem, wspólnikiem i kochanką?
– Byłem przekonany, że postępuję słusznie.
Przy największych staraniach nie mógłby mnie bardziej zaskoczyć.
– Zwariowałeś?!
– Wariowałem przez cały ostatni miesiąc – spróbował mnie objąć, ale zręcznie wywinęłam się z tego uścisku. – Na początku wydawało mi się, że to przejdzie. Ale było tylko coraz gorzej.
– O, tak! Coś wiem na ten temat – odparłam jadowicie.
– Nie tknąłem go – wskazał na pudełko od butów stojące na komodzie. – To moja część, zresztą wcale nie tak duża. Większość biżuterii okazała się fałszywkami. Po sprzedaniu tego, co wartościowe, na łebka przypadło po jakieś trzysta pięćdziesiąt tysięcy. Żebyś widziała jak Kuba się pieklił – roześmiał się rozbawiony. – Liczył przecież na miliony.
– Gówno mnie to obchodzi – odpowiedziałam niegrzecznym tonem. – Tam są drzwi! Wynocha! Kolejny raz nie powtórzę, tylko zadzwonię gdzie trzeba.
– Nie zgrywaj twardzielki. Doskonale wiem, że ci na mnie zależy tak samo, jak mnie na tobie.
Doigrał się. Szał był zjawiskiem obcym mej duszy, ale ostatnie słowa Sebastiana wyzwoliły we mnie nieokiełznaną wściekłość. Był silniejszy ode mnie, lecz i tak z trudem się bronił. A może chciał, żeby się wykrzyczała, wyszalała, może właśnie o to mu chodziło? Chyba tak, bo cierpliwie przeczekał cały napad, a potem unieruchomił mi ramiona i wyszeptał:
– Czy ty nigdy nie popełniłaś błędu? Nigdy się nie pomyliłaś?
– Puść mnie, bo cię ugryzę! – zagroziłam, wciąż pełna żądzy zemsty.
– Pewnie będę za to przepraszać do końca życia – odparł z melancholią.
– Mam to gdzieś.
– Alinka, proszę! Mam błagać o drugą szansę na kolanach?
– Nie! Poszukaj lepiej jakiejś starej studni…
– Musiałem coś wymyślić. Kuba był za inną, bardziej radykalną metodą.
– Chciał mnie zabić? – spytałam z niedowierzaniem, nawet przestając się szamotać. – Przecież to absurd.
– Nie on. Jego siostra.
– A czym jej się naraziłam?
– Obawiam się, że tutaj faktycznie zawiniłem ja.
– Puść mnie! – rozkazałam, ale tym razem już całkiem spokojnym głosem. Posłuchał. Chwilę potem pchnęłam go na krzesło stojące przy ścianie, stanęłam naprzeciwko, mierząc surowym wzorkiem.
– O co w tym wszystkim do diabła chodzi?! I dlaczego policja twierdzi, że jesteś projektantem?
– Bo skończyłem architekturę wnętrz – uśmiechnął się rozbrajająco. – Nawiasem mówiąc, przyda ci się pomoc w urządzeniu domu.
– Ty? Niemożliwe! – skrzyżowałam ramiona, spoglądając na niego z niedowierzaniem.
– Dlaczego?
– Bo nie wyglądasz na artystę.
– A jak niby wygląda artysta? Chudy, garbaty, z roztargnionym wzrokiem, snujący się bez celu i nosowym głosem rozprawiający o wyższości sztuki? – zakpił. – Pokażę ci później dyplom. Byłem najlepszy na roku.
– Powiedzmy że ci wierzę. Ale reszta…
– Kubę poznałem przypadkiem, w pubie. Przyczepił się jak rzep psiego ogona, potem przedstawił mi swoją siostrę. Z nią się przespałem, z nim nie miałem ochoty.
– To jesteś biseksualny czy nie?
– Pewnie że nie – roześmiał się głośno. – I nie patrz na mnie z takim potępieniem. Przestałem z nią sypiać, gdy poznałem ciebie. Pewnie dlatego przekonała brata, żeby puknął cię w głowę i utopił w jeziorze. Zazdrosne baby są nieobliczalne – pokręcił głową, jednocześnie macając się po kieszeniach. – Mogę zapalić?
– Nie! Nie cierpię papierosów!
– Przecież wcześniej ci to nie przeszkadzało?
– Ale teraz tak! – Usiadłam na łóżku, naprzeciwko wcale nie tak bardzo skruszonego Sebastiana, gorączkowo zastanawiając się, co powinnam zrobić.
– No dobrze, będę palił tylko na zewnątrz – powiedział ugodowo. – Jakiś czas temu Kuba za dużo wypił i wtajemniczył mnie w swój genialny plan znalezienia skarbu. Pewnie dlatego, że sam nie potrafił zmusić się do seksu z tobą.
– Dziękuję bardzo – przerwałam mu zgryźliwie.
– Kochanie, on genetycznie jest inaczej zaprogramowany. Nie potrafiłby nawet jeśli byłabyś sto razu piękniejsza, o ile to w ogóle możliwe. Skoro się już wygadał, to tym zadaniem obciążył mnie. Marysia omal go za to nie zabiła, ale jest zachłanna. Chęć zdobycia kasy była u niej silniejsza od zazdrości. Najpierw szukaliśmy, gdy dom stał jeszcze pusty. Później ukradkiem, podczas remontu.
– Skąd ta pewność, że skarb tu był?
– Ta kobieta, twoje krewna, pokazała klejnoty adwokatowi, kiedy był u niej z wizytą. Chciała się dowiedzieć, ile są warte. A on pstryknął kilka fotek, zanotował kilka uwag.
– W ten sposób dowiedział się o nich Kuba – podsumowałam domyślnie.
– No tak  – Sebastian zerknął na mnie z namysłem. – Stęskniłem się.
– Na razie zastanawiam się, czy nie wydrapać ci oczu.
– Lepiej powiedz, że mi wybaczasz. Potem będziemy się kochać, a kiedy już się sobą nasycimy poszukamy brakującej części skarbu.
– Teraz rozumiem po co wróciłeś. – W duchu zaś pogratulowałam sobie odnalezienia klejnotów i pokerowej twarzy.
– Daj spokój – zmarszczył brwi. – Brakowało naszyjnika wyglądającego na diamentowy. Pewnie zdążyła go sprzedać, albo komuś podarować. Albo zażyczyła sobie, by go w nim pochowano. Mam to gdzieś, po prostu zażartowałem. Chodź tu do mnie! – Nie wiem jak, ale błyskawicznie znalazłam się na jego kolanach, otulona ramionami.
– Wróciłem po całkiem inny skarb – wyszeptał mi na ucho. – Mówiłem poważnie, że cię kocham. Jestem idiotą, że nie zauważyłem tego wcześniej.
Nieufność walczyła we mnie z radością, ostrożność z podnieceniem. Miałam przeczucie, ba! byłam pewna, że mówi szczerze. Lecz z drugiej strony…
– Boje się.
– Wiem – czule pocałował mnie w policzek. – I wcale się nie dziwię. Z początku to był tylko seks. Nawet nie umiem powiedzieć, w którym momencie się coś zmieniło. A tak naprawdę dostrzegłem to, gdy po ucieczce stąd budziłem się nad ranem całkiem sam. Co gorsza, nie pragnąłem niczyjego towarzystwa. Za to z każdym dniem coraz bardziej tęskniłem. Mówiłem ci księżniczko, że można przy tobie oszaleć. Ale bez ciebie również.
Podniosłam głowę do góry, łapiąc jego spojrzenie. Był wyjątkowo poważny, a ja tak bardzo pragnęłam wierzyć w jego słowa. Zamrugałam, chcąc pozbyć się napływających łez.
– Nie płacz kochanie – delikatnie je scałował. Dłońmi objął moją twarz i uśmiechnął się. Ale oczy nadal miał poważne. – Zrobię wszystko, żeby to naprawić. Tylko od ciebie zależy czy tego chcesz.
– Sama nie wiem…
Bo i nie wiedziałam. Ale czy mogłam z niego zrezygnować? Zwłaszcza teraz? Kochałam drania, choć ciężko było to pogodzić z rozczarowaniem, które mnie spotkało. No i wcale nie musiałam mu mówić o zawartości trzeciego tomu encyklopedii rolniczej. W zasadzie już wiedziałam, że powiem „tak”, ale postanowiłam jeszcze go pomęczyć. Będę się wahać, ronić łzy żalu, a on niech prosi. Niech błaga, niech pokaże, że naprawdę mu zależy. W końcu jakoś musiałam go ukarać. Tak, to był dobry pomysł. Zawiodło jednak moje słabe ciało, bo po pierwszym namiętnym pocałunku, wylądowaliśmy w łóżku…

koniec

16 komentarzy:

  1. Za to jakie koniec!:)
    Lubię szczęśliwie zakończenie:)

    Miłego dnia,przyjemności Babeczko!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ufff, czyli jednak happy end, nie zanosiło się a jednak :)
    Takie zakończenia lubię najbardziej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Super! Super! Uwielbiam nawróconych łajdaków.
    *Tylko w pierwszych zdaniach rozmowy z policjantem użyłaś słowa "oboje" co sugeruje, że albo Sebastian, albo Kuba jest kobietą. Chyba, że to celowe i czegoś o Kubie nie wiemy ;) takie tam czepialstwo...
    I czekam już na kolejne.

    OdpowiedzUsuń
  4. A byłam pewna, że jeszcze jedna część będzie... :-D

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Babeczko Twoje opowiadania są świetne i pozwalają na oderwanie się od tej przytłaczającej rzeczywistości. :-)
    Kocham opowiadania z happy endem. Cieszę się ogromnie, że tak to zakończyłaś. :-)))
    Czekam niecierpliwie na "Głupstwo". ;-)

    Pozdrawiam i życzę miłego dzionka. :-)
    Magda.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, typowa TY, jak dla mnie znow sie pospieszylas z zakonczeniem :)
    parafrazujac, zawsze rewelacyjnie zaczynasz i za szybko konczysz
    Ciagle czekam na cos zabawnego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A mnie nie podoba się zakończenie :( Piękna dziewczyna z wielkim domem i perspektywami mogła znaleźć sobie kogoś dużo lepszego od kolesia, który wpakował ją do studni :( Nie kibicowałam temu związkowi i miałam nadzieję na inny happy end. Tak czy siak czekam na coś nowego i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo mi się podobało całe opowiadanie i zakończenie również :-) w życiu mało mamy happy endów więc dobrze chociaż o nich poczytać. ;-) Czekam niecierpliwie na odcienie bieli :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. No to teraz czekamy na "Głupstwo" ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. No nieee, jaki koniec. On dał znać, że zostawili ją w studni, dał jej swoja działkę i wtedy koniec.

    OdpowiedzUsuń
  11. A może w końcu dokończysz ONego? Ile można czekać?? ;<<
    A to opowiadanie boskie, chociaż koniec nie całkiem fascynujący, za łatwo się poddała ;p chociaż miłość rządzi się własnymi prawami :D <3
    Proszę dokończ ONego ;)))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pisałam, że będzie na zmianę z Głupstwem :-)

      Usuń
  12. Jedno ze słabszych zakończeń. Strasznie spłycone i mało wiarygodne. Chyba pierwszy raz czytając ciebie się zawiodłam. Mimo że sam motyw zakończenia jest fajny ale nie w taki sposób.

    OdpowiedzUsuń
  13. Odnoszę wrażenie, ze zakończenie było zrobione na odwal sie... Nic mi tu nie gra, ostatnia część jest kompletnie nie realna, przesłodzona i głupia moim zdaniem. Wkurza mnie to, ze bohaterka wyszła na tak naiwna kobietę

    OdpowiedzUsuń
  14. To prawda, u Ciebie akcja się długo rozwija ale kończy w zaledwie kilka sekund :D zdecydowanie zaaaa szybko ;(

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja rozumiem uproszczenia fabuły w opowieści romansowej, ale tutaj chyba coś jednak nie wyszło z sensem samego tła fabularnego. Przez co, o ile seks i emocje wypadły fajnie, tak opowieść jako całość, jest jedna ze słabszych w twoim dorobku.

    1. Jaki był sens remontu domu? Niby autorka miała przejąć dom w spadku w zamian za remont. Ale co w ten sposób chciała osiągnąć spadkodawczyni? Nie poinformowała bohaterki o skarbie, nie dała żadnych wskazówek, że dom kryje wartościową tajemnicę i dlatego warto do wyremontować.
    Nawet obejrzenie zdjęcia z inną studnią nijak bohaterce nie pomogłoby w domyśleniu się, że w studni coś może być, bo staruszka kazała remontować dom a nie przekopywać ogródek.

    Remont oczywiście mogła przeprowadzić staruszka sama, wiele lat wcześniej, kiedy była młodsza, zlecając nadzór inwestorski adwokatowi, jeśli sama nie czuła się na siłach.
    Gdyby chodziło o to, by autorka pokochała dom, z którą staruszkę łączyły sentymentalne wspomnienia, to starczyło przekazać spadek z warunkiem zamieszkania w domu, a takiego warunku nie było, bo bohaterka planowała wyremontować i sprzedać.

    2. Jaki sens był zakopywać klejnoty, skoro staruszka i tak była bogata (bo z kasy na remont domu miała jeszcze zostać spora sumka). Zakopała je przed wojną? Skoro tylko na starych zdjęciach była studnia niezasypana? Bogactwo żyjącej na uboczu staruszki wskazywało raczej na to, że wyprzedawała na bieżąco klejnoty w czasie całego PRL (skoro potrafiła przekupić kwaterunek i miała dom tylko dla siebie).

    3. Adwokat wiedział o klejnotach spadkodawczyni i nie poinformował o nich spadkobiercy? Jest to zatajenie wysokości majątku - a spadkobierca przed przyjęciem spadku musi zostać poinformowany o jego wysokości. Moim zdaniem adwokat miałby duże problemy z Izbą Adwokacką.

    4. Pomysł romansowania z bohaterką - po co? Ekipa miała swobodny dostęp do całości posesji a bohaterka zdradziła się z tym już w czasie pierwszej rozmowy z Kubą, że kompletnie nic nie wie o staruszce i skarbach. Ok, mógł jej nie wierzyć.
    Ale po co potem to wiązanie? Dostała w łeb i nic nie widziała. Trzeba było ją związana zostawić na łóżku wewnątrz domu, wydobyć skarb, zabezpieczyć, zatrzeć ślady i potem z troską zacząć jej szukać: "Ojej, co ci się stało? Ktoś cię napadł? Straszne. Pewnie jacyś włamywacze, którzy szukali tego legendarnego skarbu. No, ale nic ci nie jest. Widzę, że niczego nie zniszczyli, skończyło się na guzie. No, już, już, nie płacz". Potem skończyć remont i pożegnać się.
    Przecież to, co zrobili było kompletnie bez sensu! Po co skarb, skoro ma się na głowie Europejski Nakaz Aresztowania za kradzież, napaść i uszkodzenie ciała skutkującego hospitalizacją? Ich tożsamości były jawne, znani byli wszyscy znajomi, rodzina, numery telefonów. Nie byli zawodowymi przestępcami, więc trudno o dobrego pasera, fałszywe dokumenty, bezpieczną metę.

    5. Z czego żyła bohaterka, skoro nie był dla niej problem wyprowadzić się na "totalne zadupie"? Prowadziła tam księgarnię? Bo wartość miała ziemia i dom, a tych nie sprzedała. Sam naszyjnik ile może być wart? Powiedzmy 150 tyś. Co to jest? Skoro meble do kuchni to min. 10 tyś., bez sprzętów :) Żyjąc skromnie i wydając miesięcznie na utrzymanie 1500 zł (ogrzewanie domu, prąd, jedzenie) to w 5 lat wyda 90 tyś.

    Ola

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.