Miało być wczoraj, ale ja tu otwieram kompa, klikam "nowy post", a Mały zrobił przeciągłe łłłaaa i koniec... Potem kimnęłam razem z nim :-) Za to boski pomysł na opowiadanie mi się przyśnił!
link do części XII - klik
Spadek XIII
Spędziłam
tam w dole, ponad dwanaście godzin. Wydobyto mnie przemarzniętą, półprzytomną,
bredzącą coś bez ładu i składu. Obojętnie obserwowałam, jak ktoś otula mnie
kocem, ktoś usiłuje napoić gorącą herbatą. Ocknęłam się dopiero następnego
dnia, po nocce przespanej na lekach nasennych. Siedziałam na białym łóżku
szpitalnym, przyglądając się swoim połamanym paznokciom i śladom na
nadgarstkach pozostałych po krępujących mnie więzach. Potem uniosłam głowę i
obrzuciłam beznamiętnym spojrzeniem surowego mężczyznę, zajmującego niewygodne,
szpitalne krzesło.
– Możemy
porozmawiać? – spytał o to już chyba trzeci raz. Powoli skinęłam głową.
– Sprawdziliśmy
nazwiska jakie nam pani podała. Oboje niekarani…
– Oboje?
– mimowolnie się ocknęłam. – Jest pan pewien?
– Tak.
Niejaki Jakub Z., właściciel firmy budowlano remontowej, kawaler, nienotowany.
Drugi to Sebastian O., z wykształcenia projektant wnętrz, oficjalnie
bezrobotny, nieoficjalnie jak widać zatrudniony bez umowy. Również nienotowany.
– Ale…
– zamilkłam oszołomiona. Projektant wnętrz? Jaja sobie ze mnie robią? A może to
po prostu fałszywa tożsamość?
– Jest
pan pewien?
– Raczej
tak. Widzę, że ma pani jakieś wątpliwości?
Nie
odpowiedziałam. Czy cokolwiek z tego, co wiedziałam o Sebastianie było prawdą?
Najpierw udawał niedostępnego. Zarośnięty, mrukliwy, wzbudzał moje niechętne
zainteresowanie. Potem te ponoć rewelacyjne wieści o jego homoseksualizmie.
Oświadczenie, że siedział w więzieniu. Ale nie to było najgorsze. Najgorsze
było wspomnienie pocałunków, czułych gestów, delikatnych pieszczot, seksu. To
też było kłamstwem. Nie był autentyczny w niczym, co mówił, w niczym, co robił.
Dla niego to była tylko zabawa, krótkie chwile przyjemności. Dla mnie coś o
wiele poważniejszego.
– Co
pani wie o zawartości skrzyni, którą pozostawiono?
– Skrzyni?
– spytałam nieprzytomnie, porzucając swój własny, pełen cierpienia wewnętrzny
świat. – Ponoć istniał jakiś skarb.
– Ponoć?
– Mieszkańcy
pobliskiej wioski wiedzą lepiej, ich proszę spytać.
No
tak. Skarb. Czegóż to się nie robi dla pieniędzy. Łajdak! Nie, dwóch łajdaków.
Cholerny Kuba czarujący mnie pełnym podziwu spojrzeniem i bydlak Sebastian, co
do którego niczego już nie byłam pewna. Kto go tam wie, może podczas seksu też
udawał?
– Jestem
zmęczona – powiedziałam cicho. – Chciałabym się zdrzemnąć.
– Nie
ma sprawy. Porozmawiamy później.
Wyszedł,
a ja zostałam sama. Wbrew temu co powiedziałam, wcale nie zasnęłam. Wierzchem
dłoni ocierałam płynące łzy, które, gdy raz zaczęły płynąć, wcale nie były
łatwe do opanowania. Zgoda, oszukał mnie, ale jak on mógł zostawić mnie
związaną, zakneblowaną, w ciemnej, głębokiej studni?! Jak mógł, po tym
wszystkim, co między nami zaszło?! Znajdź sobie chłopaka, Kubuś i Marysia nie
są w moim typie, jesteś cudowna księżniczko… Kłamstwa, wszystko kłamstwa!
I
nagle zamiast rozpaczy poczułam złość. Nie był wart ani jednej łzy, którą
wylałam. Pewnie, będzie bolało, w końcu rozum swoje, a serce swoje, ale nie
powinnam płakać. A jeśli kiedyś los da, że go spotkam, to tak porządnie skopię
mu jaja, że pożałuje, iż kiedykolwiek mnie tknął. A skarb? Niech się udławią
tym skarbem, cokolwiek by nim nie było. W obliczu serca połamanego na drobne
okruszki, naprawdę nie miało to wielkiego znaczenia.
***
Ekipa,
choć pozbawiona szefostwa i zakłopotana sytuacją w jakiej się znalazła,
dołożyła starań, więc stałam teraz przed zupełnie innym budynkiem niż ten,
który ujrzałam po przyjeździe. Adwokat również był zakłopotany sytuacją, bo to
w końcu on mi ich polecił. Przyjechał, rzucił tylko okiem na dom i podsunął mi papiery do
podpisania. Przestudiowałam je co do literki. W końcu był krewnym Kuby.
Stałam
teraz w pustej kuchni, bo o meblach jeszcze nie pomyślałam, ponuro gapiąc się
na widok za oknem. Kilka dni temu rozmawiałam z babcią. W obliczu tego, co mnie
spotkało, pogrzebała w pamięci, skontaktowała się z kilkoma znajomymi osobami i
w końcu otrzymałam mętne wyjaśnienie odnośnie „skarbu”. Krewniaczka może była i
zdziwaczałą starowinką, ale nie w czasach swojej młodości. Zakochał się w niej
ponoć jakiś hrabia czy książę, upiornie bogaty, a ona oczywiście pozytywnie
odpowiedziała na te zaloty. Na przeszkodzie stanęła rodzinka ukochanego.
Hipotetyczny arystokrata postawił jednak na swoim i ożenił się ze swą lubą.
Potem poszedł na wojnę i zginął. Tak banalne i typowe, jak każda inna łzawa
historyjka. Widać w spadku zostawił nie tylko posiadłość, ale również
znaleziony przeze mnie księgozbiór oraz odszukany przez łajdacką spółkę skarb.
Nie miałam pojęcia, co nim było i tak naprawdę mało mnie to interesowało.
Jeszcze
raz rozejrzałam się dookoła. Skoro miałam tu zamieszkać, trzeba było postarać
się o meble, na początek chociażby do kuchni i salonu. Tylko co ja będę robiła
na tym pustkowiu? Po raz pierwszy zrozumiałam daleką krewniaczkę, bo to miejsce
idealnie nadawało się by leczyć zranione serce, rozpamiętując przeszłość. Jej
ukochany zginął i został pochowany gdzieś w bezimiennym grobie. Mój wcale mnie
nie kochał. Nie wiem co gorsze…
Poczłapałam
na górę, do sypialni. Z przepastnej szafy wygrzebałam znalezione książki.
Zastanowiłam się, które mogę sprzedać i na ile korzystnie, aby starczyło na
umeblowanie. Wybór padł na encyklopedię rolniczą. Akurat do tego dzieła nie
czułam sentymentu, więc bez problemu mogłam się go pozbyć. Postanowiłam jeszcze
przekartkować każdy tom, bo nie wiadomo co można znaleźć w takich starych
książkach. I przystopowało mnie przy trzecim, który w całości i bardzo
dokładnie miał pozlepiane wszystkie kartki. Zdumiona próbowałam coś z tym
zrobić, z początku delikatnie, aby nie uszkodzić książki. Potem rozzłościłam
się i energicznym krokiem udałam do kuchni, po najostrzejszy z noży. Prawie
rozszarpałam biedne dzieło, ale kiedy oderwałam twardą okładkę od posklejanych
kartek, zamarłam. W środku coś iskrzyło, lśniło, a tym czymś okazał się
przecudnej urody naszyjnik. Do tego kolczyki i bransoletka. Pierwszy raz w
życiu widziałam coś takiego. Cmoknęłam z podziwu, sprawdziłam czy aby na pewno
były to diamenty, po czym oszołomiona znaleziskiem, usiadłam na łóżku,
bezmyślnie wpatrując się w swoje dłonie.
To
też był skarb. Ale dlaczego tutaj? Nie zmieścił się w tej skrzyni? Ile tego
miała ta moja krewniaczka? Tknięta nagłą myślą, przejrzałam resztę książek, ale
tylko ta jedna zawierała niespodziankę. Co w takim razie znaleźli Kuba z
Sebastianem?
Klejnoty
starannie otuliłam apaszką i schowałam do torebki. Po dłuższej chwili namysłu,
wyjęłam je stamtąd i na powrót umieściłam w książce. Przecież to idealna
kryjówka, przeleżały tam tyle czasu, mogą leżeć nadal. W szufladzie znalazłam
klej, którym na powrót zlepiłam sfatygowane dzieło. Dopiero potem położyłam się
na łóżku i zamyśliłam. Co teraz? Byłam bezrobotna, przeraźliwie samotna i chyba
bogata? Stosunkowo. W zasadzie uzyskałam w końcu wymarzoną niezależność, własne
lokum, nawet znalazłam drogocenne klejnoty. I co? I nic. Nic mnie nie cieszyło,
nic nie przyniosło satysfakcji. Otarłam płynącą po policzku łzę. To przejdzie,
pocieszyłam samą siebie. Minie trochę czasu, pół roku, może rok i przestanie
boleć. A potem tak bardzo zatęskniłam za Sebastianem, że rozbeczałam się na
dobre.
***
Tego
dnia pogoda była wyjątkowo paskudna. Wiatr zginał korony drzew, do szalonego
tańca zapraszając opadłe liście, a deszcz lał momentami z taką siłą, że
zagłuszał nawet wycie wiatru. Zjadłam śniadanie i z kubkiem gorącej herbaty,
pomaszerowałam do sypialni. Miałam ochotę spędzić cały ten dzień w łóżku, z
ulubioną lekturą, podjadając ciasteczka i czekoladki. Zanim jednak zakopałam
się pod ciepłą kołderką, narzuciłam na siebie wełniany sweter, przynajmniej o
dwa rozmiary za duży, ale za to wyjątkowo ciepły. Potem podeszłam do okna z
kubkiem herbaty. Długo, bardzo długo podziwiałam szalejący za oknami żywioł,
zastanawiając się, kiedy spadnie śnieg. Temperatura oscylowała w granicach
zera, więc bardzo prawdopodobne było, że pogodynka mówiła prawdę, zapowiadając
opady na ten tydzień. Pierwszy śnieg… Uśmiechnęłam się ze smutkiem. Dlaczego
nic mnie nie cieszyło? Dlaczego zaszyłam się tu, wciąż wspominając tego
zdrajcę?
Odwróciłam
się w końcu od okna, za którym szalał prawdziwy żywioł i zamarłam.
Na
łóżku, jak gdyby nigdy nic, siedział sobie Sebastian. Ubrany w białą koszulę i
sprane dżinsy, z nieposkromnioną czupryną i kilkudniowym zarostem na twarzy,
bezczelnie się uśmiechając.
– Cześć
księżniczko – odezwał się schrypniętym głosem, mierząc mnie jednocześnie
pożądliwym spojrzeniem. – Pięknie wyglądasz.
Milczałam,
choć w środku kipiałam od z trudem powstrzymywanych emocji. Dałam dwa kroki do
przodu, a wtedy on wstał. Dałam kolejne dwa, a potem zwinęłam dłoń w pięść i
solidnie mu przyłożyłam. Nie odsunął się, nie rozzłościł. W ciszy rozmasowywał
znieważony policzek, a ja o mało co, nie rzuciłam się na niego, by wydrapać
gnojkowi oczy.
– Rozumiem,
należało mi się – wykrzywił usta.
– Wynocha!
– Nie.
– Dzwonię
po policję!
– Alinka…
Chyba
pierwszy raz wypowiedział moje imię. Cicho, łagodnie, z dziwną czułością w
głosie.
– Wiem,
nabroiłem. Nie wiedziałem… – zasępił się nagle. – Nie rozumiałem…
– Mam
to w dupie! – odparłam ostro. – Wynoś się sprzed moich oczu, z mojego domu!
– Kocham
cię.
Pewnie
gdyby niebo zawaliło mi się na głowę, nie doznałabym większego szoku. Ale
wspomnienia ubiegłych tygodni szybko pozwoliły mi się pozbierać.
– To
pewnie z tej wielkiej miłości, wepchnąłeś mnie do zatęchłej studni, oddalając
się z łupem, wspólnikiem i kochanką?
– Byłem
przekonany, że postępuję słusznie.
Przy
największych staraniach nie mógłby mnie bardziej zaskoczyć.
– Zwariowałeś?!
– Wariowałem
przez cały ostatni miesiąc – spróbował mnie objąć, ale zręcznie wywinęłam się z
tego uścisku. – Na początku wydawało mi się, że to przejdzie. Ale było tylko
coraz gorzej.
– O,
tak! Coś wiem na ten temat – odparłam jadowicie.
– Nie
tknąłem go – wskazał na pudełko od butów stojące na komodzie. – To moja część,
zresztą wcale nie tak duża. Większość biżuterii okazała się fałszywkami. Po
sprzedaniu tego, co wartościowe, na łebka przypadło po jakieś trzysta
pięćdziesiąt tysięcy. Żebyś widziała jak Kuba się pieklił – roześmiał się
rozbawiony. – Liczył przecież na miliony.
– Gówno
mnie to obchodzi – odpowiedziałam niegrzecznym tonem. – Tam są drzwi! Wynocha!
Kolejny raz nie powtórzę, tylko zadzwonię gdzie trzeba.
– Nie
zgrywaj twardzielki. Doskonale wiem, że ci na mnie zależy tak samo, jak mnie na
tobie.
Doigrał
się. Szał był zjawiskiem obcym mej duszy, ale ostatnie słowa Sebastiana
wyzwoliły we mnie nieokiełznaną wściekłość. Był silniejszy ode mnie, lecz i tak
z trudem się bronił. A może chciał, żeby się wykrzyczała, wyszalała, może
właśnie o to mu chodziło? Chyba tak, bo cierpliwie przeczekał cały napad, a
potem unieruchomił mi ramiona i wyszeptał:
– Czy
ty nigdy nie popełniłaś błędu? Nigdy się nie pomyliłaś?
– Puść
mnie, bo cię ugryzę! – zagroziłam, wciąż pełna żądzy zemsty.
– Pewnie
będę za to przepraszać do końca życia – odparł z melancholią.
– Mam
to gdzieś.
– Alinka,
proszę! Mam błagać o drugą szansę na kolanach?
– Nie!
Poszukaj lepiej jakiejś starej studni…
– Musiałem
coś wymyślić. Kuba był za inną, bardziej radykalną metodą.
– Chciał
mnie zabić? – spytałam z niedowierzaniem, nawet przestając się szamotać. –
Przecież to absurd.
– Nie
on. Jego siostra.
– A
czym jej się naraziłam?
– Obawiam
się, że tutaj faktycznie zawiniłem ja.
– Puść
mnie! – rozkazałam, ale tym razem już całkiem spokojnym głosem. Posłuchał.
Chwilę potem pchnęłam go na krzesło stojące przy ścianie, stanęłam naprzeciwko,
mierząc surowym wzorkiem.
– O
co w tym wszystkim do diabła chodzi?! I dlaczego policja twierdzi, że jesteś
projektantem?
– Bo
skończyłem architekturę wnętrz – uśmiechnął się rozbrajająco. – Nawiasem mówiąc,
przyda ci się pomoc w urządzeniu domu.
– Ty?
Niemożliwe! – skrzyżowałam ramiona, spoglądając na niego z niedowierzaniem.
– Dlaczego?
– Bo
nie wyglądasz na artystę.
– A
jak niby wygląda artysta? Chudy, garbaty, z roztargnionym wzrokiem, snujący się
bez celu i nosowym głosem rozprawiający o wyższości sztuki? – zakpił. – Pokażę
ci później dyplom. Byłem najlepszy na roku.
– Powiedzmy
że ci wierzę. Ale reszta…
– Kubę
poznałem przypadkiem, w pubie. Przyczepił się jak rzep psiego ogona, potem
przedstawił mi swoją siostrę. Z nią się przespałem, z nim nie miałem ochoty.
– To
jesteś biseksualny czy nie?
– Pewnie
że nie – roześmiał się głośno. – I nie patrz na mnie z takim potępieniem.
Przestałem z nią sypiać, gdy poznałem ciebie. Pewnie dlatego przekonała brata,
żeby puknął cię w głowę i utopił w jeziorze. Zazdrosne baby są nieobliczalne –
pokręcił głową, jednocześnie macając się po kieszeniach. – Mogę zapalić?
– Nie!
Nie cierpię papierosów!
– Przecież
wcześniej ci to nie przeszkadzało?
– Ale
teraz tak! – Usiadłam na łóżku, naprzeciwko wcale nie tak bardzo skruszonego
Sebastiana, gorączkowo zastanawiając się, co powinnam zrobić.
– No
dobrze, będę palił tylko na zewnątrz – powiedział ugodowo. – Jakiś czas temu
Kuba za dużo wypił i wtajemniczył mnie w swój genialny plan znalezienia skarbu.
Pewnie dlatego, że sam nie potrafił zmusić się do seksu z tobą.
– Dziękuję
bardzo – przerwałam mu zgryźliwie.
– Kochanie,
on genetycznie jest inaczej zaprogramowany. Nie potrafiłby nawet jeśli byłabyś
sto razu piękniejsza, o ile to w ogóle możliwe. Skoro się już wygadał, to tym
zadaniem obciążył mnie. Marysia omal go za to nie zabiła, ale jest zachłanna.
Chęć zdobycia kasy była u niej silniejsza od zazdrości. Najpierw szukaliśmy,
gdy dom stał jeszcze pusty. Później ukradkiem, podczas remontu.
– Skąd
ta pewność, że skarb tu był?
– Ta
kobieta, twoje krewna, pokazała klejnoty adwokatowi, kiedy był u niej z wizytą.
Chciała się dowiedzieć, ile są warte. A on pstryknął kilka fotek, zanotował
kilka uwag.
– W
ten sposób dowiedział się o nich Kuba – podsumowałam domyślnie.
– No
tak – Sebastian zerknął na mnie z
namysłem. – Stęskniłem się.
– Na
razie zastanawiam się, czy nie wydrapać ci oczu.
– Lepiej
powiedz, że mi wybaczasz. Potem będziemy się kochać, a kiedy już się sobą
nasycimy poszukamy brakującej części skarbu.
– Teraz
rozumiem po co wróciłeś. – W duchu zaś pogratulowałam sobie odnalezienia
klejnotów i pokerowej twarzy.
– Daj
spokój – zmarszczył brwi. – Brakowało naszyjnika wyglądającego na diamentowy.
Pewnie zdążyła go sprzedać, albo komuś podarować. Albo zażyczyła sobie, by go w
nim pochowano. Mam to gdzieś, po prostu zażartowałem. Chodź tu do mnie! – Nie wiem
jak, ale błyskawicznie znalazłam się na jego kolanach, otulona ramionami.
– Wróciłem
po całkiem inny skarb – wyszeptał mi na ucho. – Mówiłem poważnie, że cię
kocham. Jestem idiotą, że nie zauważyłem tego wcześniej.
Nieufność
walczyła we mnie z radością, ostrożność z podnieceniem. Miałam przeczucie, ba!
byłam pewna, że mówi szczerze. Lecz z drugiej strony…
– Boje
się.
– Wiem
– czule pocałował mnie w policzek. – I wcale się nie dziwię. Z początku to był
tylko seks. Nawet nie umiem powiedzieć, w którym momencie się coś zmieniło. A tak
naprawdę dostrzegłem to, gdy po ucieczce stąd budziłem się nad ranem całkiem
sam. Co gorsza, nie pragnąłem niczyjego towarzystwa. Za to z każdym dniem coraz
bardziej tęskniłem. Mówiłem ci księżniczko, że można przy tobie oszaleć. Ale
bez ciebie również.
Podniosłam
głowę do góry, łapiąc jego spojrzenie. Był wyjątkowo poważny, a ja tak bardzo
pragnęłam wierzyć w jego słowa. Zamrugałam, chcąc pozbyć się napływających łez.
– Nie
płacz kochanie – delikatnie je scałował. Dłońmi objął moją twarz i uśmiechnął się.
Ale oczy nadal miał poważne. – Zrobię wszystko, żeby to naprawić. Tylko od
ciebie zależy czy tego chcesz.
– Sama
nie wiem…
Bo
i nie wiedziałam. Ale czy mogłam z niego zrezygnować? Zwłaszcza teraz? Kochałam
drania, choć ciężko było to pogodzić z rozczarowaniem, które mnie spotkało. No
i wcale nie musiałam mu mówić o zawartości trzeciego tomu encyklopedii
rolniczej. W zasadzie już wiedziałam, że powiem „tak”, ale postanowiłam jeszcze
go pomęczyć. Będę się wahać, ronić łzy żalu, a on niech prosi. Niech błaga,
niech pokaże, że naprawdę mu zależy. W końcu jakoś musiałam go ukarać. Tak, to
był dobry pomysł. Zawiodło jednak moje słabe ciało, bo po pierwszym namiętnym
pocałunku, wylądowaliśmy w łóżku…
koniec
koniec
Za to jakie koniec!:)
OdpowiedzUsuńLubię szczęśliwie zakończenie:)
Miłego dnia,przyjemności Babeczko!:)
Ufff, czyli jednak happy end, nie zanosiło się a jednak :)
OdpowiedzUsuńTakie zakończenia lubię najbardziej :D
Super! Super! Super! Uwielbiam nawróconych łajdaków.
OdpowiedzUsuń*Tylko w pierwszych zdaniach rozmowy z policjantem użyłaś słowa "oboje" co sugeruje, że albo Sebastian, albo Kuba jest kobietą. Chyba, że to celowe i czegoś o Kubie nie wiemy ;) takie tam czepialstwo...
I czekam już na kolejne.
A byłam pewna, że jeszcze jedna część będzie... :-D
OdpowiedzUsuńUwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Babeczko Twoje opowiadania są świetne i pozwalają na oderwanie się od tej przytłaczającej rzeczywistości. :-)
OdpowiedzUsuńKocham opowiadania z happy endem. Cieszę się ogromnie, że tak to zakończyłaś. :-)))
Czekam niecierpliwie na "Głupstwo". ;-)
Pozdrawiam i życzę miłego dzionka. :-)
Magda.
Hej, typowa TY, jak dla mnie znow sie pospieszylas z zakonczeniem :)
OdpowiedzUsuńparafrazujac, zawsze rewelacyjnie zaczynasz i za szybko konczysz
Ciagle czekam na cos zabawnego :)
A mnie nie podoba się zakończenie :( Piękna dziewczyna z wielkim domem i perspektywami mogła znaleźć sobie kogoś dużo lepszego od kolesia, który wpakował ją do studni :( Nie kibicowałam temu związkowi i miałam nadzieję na inny happy end. Tak czy siak czekam na coś nowego i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało całe opowiadanie i zakończenie również :-) w życiu mało mamy happy endów więc dobrze chociaż o nich poczytać. ;-) Czekam niecierpliwie na odcienie bieli :-)
OdpowiedzUsuńNo to teraz czekamy na "Głupstwo" ^^
OdpowiedzUsuńNo nieee, jaki koniec. On dał znać, że zostawili ją w studni, dał jej swoja działkę i wtedy koniec.
OdpowiedzUsuńA może w końcu dokończysz ONego? Ile można czekać?? ;<<
OdpowiedzUsuńA to opowiadanie boskie, chociaż koniec nie całkiem fascynujący, za łatwo się poddała ;p chociaż miłość rządzi się własnymi prawami :D <3
Proszę dokończ ONego ;)))))))
A pisałam, że będzie na zmianę z Głupstwem :-)
UsuńJedno ze słabszych zakończeń. Strasznie spłycone i mało wiarygodne. Chyba pierwszy raz czytając ciebie się zawiodłam. Mimo że sam motyw zakończenia jest fajny ale nie w taki sposób.
OdpowiedzUsuńOdnoszę wrażenie, ze zakończenie było zrobione na odwal sie... Nic mi tu nie gra, ostatnia część jest kompletnie nie realna, przesłodzona i głupia moim zdaniem. Wkurza mnie to, ze bohaterka wyszła na tak naiwna kobietę
OdpowiedzUsuńTo prawda, u Ciebie akcja się długo rozwija ale kończy w zaledwie kilka sekund :D zdecydowanie zaaaa szybko ;(
OdpowiedzUsuńJa rozumiem uproszczenia fabuły w opowieści romansowej, ale tutaj chyba coś jednak nie wyszło z sensem samego tła fabularnego. Przez co, o ile seks i emocje wypadły fajnie, tak opowieść jako całość, jest jedna ze słabszych w twoim dorobku.
OdpowiedzUsuń1. Jaki był sens remontu domu? Niby autorka miała przejąć dom w spadku w zamian za remont. Ale co w ten sposób chciała osiągnąć spadkodawczyni? Nie poinformowała bohaterki o skarbie, nie dała żadnych wskazówek, że dom kryje wartościową tajemnicę i dlatego warto do wyremontować.
Nawet obejrzenie zdjęcia z inną studnią nijak bohaterce nie pomogłoby w domyśleniu się, że w studni coś może być, bo staruszka kazała remontować dom a nie przekopywać ogródek.
Remont oczywiście mogła przeprowadzić staruszka sama, wiele lat wcześniej, kiedy była młodsza, zlecając nadzór inwestorski adwokatowi, jeśli sama nie czuła się na siłach.
Gdyby chodziło o to, by autorka pokochała dom, z którą staruszkę łączyły sentymentalne wspomnienia, to starczyło przekazać spadek z warunkiem zamieszkania w domu, a takiego warunku nie było, bo bohaterka planowała wyremontować i sprzedać.
2. Jaki sens był zakopywać klejnoty, skoro staruszka i tak była bogata (bo z kasy na remont domu miała jeszcze zostać spora sumka). Zakopała je przed wojną? Skoro tylko na starych zdjęciach była studnia niezasypana? Bogactwo żyjącej na uboczu staruszki wskazywało raczej na to, że wyprzedawała na bieżąco klejnoty w czasie całego PRL (skoro potrafiła przekupić kwaterunek i miała dom tylko dla siebie).
3. Adwokat wiedział o klejnotach spadkodawczyni i nie poinformował o nich spadkobiercy? Jest to zatajenie wysokości majątku - a spadkobierca przed przyjęciem spadku musi zostać poinformowany o jego wysokości. Moim zdaniem adwokat miałby duże problemy z Izbą Adwokacką.
4. Pomysł romansowania z bohaterką - po co? Ekipa miała swobodny dostęp do całości posesji a bohaterka zdradziła się z tym już w czasie pierwszej rozmowy z Kubą, że kompletnie nic nie wie o staruszce i skarbach. Ok, mógł jej nie wierzyć.
Ale po co potem to wiązanie? Dostała w łeb i nic nie widziała. Trzeba było ją związana zostawić na łóżku wewnątrz domu, wydobyć skarb, zabezpieczyć, zatrzeć ślady i potem z troską zacząć jej szukać: "Ojej, co ci się stało? Ktoś cię napadł? Straszne. Pewnie jacyś włamywacze, którzy szukali tego legendarnego skarbu. No, ale nic ci nie jest. Widzę, że niczego nie zniszczyli, skończyło się na guzie. No, już, już, nie płacz". Potem skończyć remont i pożegnać się.
Przecież to, co zrobili było kompletnie bez sensu! Po co skarb, skoro ma się na głowie Europejski Nakaz Aresztowania za kradzież, napaść i uszkodzenie ciała skutkującego hospitalizacją? Ich tożsamości były jawne, znani byli wszyscy znajomi, rodzina, numery telefonów. Nie byli zawodowymi przestępcami, więc trudno o dobrego pasera, fałszywe dokumenty, bezpieczną metę.
5. Z czego żyła bohaterka, skoro nie był dla niej problem wyprowadzić się na "totalne zadupie"? Prowadziła tam księgarnię? Bo wartość miała ziemia i dom, a tych nie sprzedała. Sam naszyjnik ile może być wart? Powiedzmy 150 tyś. Co to jest? Skoro meble do kuchni to min. 10 tyś., bez sprzętów :) Żyjąc skromnie i wydając miesięcznie na utrzymanie 1500 zł (ogrzewanie domu, prąd, jedzenie) to w 5 lat wyda 90 tyś.
Ola