I coś luźnego na ząb... Konia z rzędem temu, kto zgadnie, co było inspiracją!
Pożegnanie złośnicy (I)
Takie jak ona
doprowadzały go do szewskiej pasji. Pomimo tego, że z natury był niezwykle
spokojnym oraz opanowanym mężczyzną, to widok tej kobiety działał na niego
niczym czerwona płachta na byka. Bynajmniej nie dlatego, że była piękna,
inteligentna i pomimo młodego wieku zajmowała tak wysokie stanowisko. Od
pierwszego spotkania traktowała go ze słabo maskowaną pogardą, na każdym kroku
podkreślając występujące pomiędzy nimi różnice. Konrad doskonale zdawał sobie
sprawę, że dzieli ich przepaść: on nie miał nawet matury, ona była najmłodszym
dziekanem w historii uczelni, w dodatku na wydziale elektryki politechniki, tak
typowo męskim kierunku. Jednak doskonale znał się na swoim fachu i nie
potrzebował uwag wypowiadanych pełnym wyższość głosem.
– To wszystko ma
być gotowe do czasu, gdy wrócę z urlopu – oznajmiła, patrząc z góry na
klęczącego mężczyznę, który majstrował przy gniazdku. Dlaczego akurat jej
trafiał się ten troglodyta, za każdym razem gdy zgłaszała awarię? – Inne
również są do wymiany. Wszystkie – dodała z naciskiem.
– Wiem – podniósł
głowę, spoglądając z niechęcią. Kolejny raz zaskoczył ją błękit jego oczu,
otoczonych gęstymi, ciemnymi rzęsami, ze zmarszczkami w kącikach i prosto
zarysowanymi brwiami, z których jedna już siwiała, tak jak i krótko obcięte
włosy na jego głowie. Może dla innych stanowiłby łakomy kąsek, ale nie dla
niej. Gustowała w inteligentnych, pewnych siebie mężczyznach, którzy codziennym
strojem był garnitur, a dłonie mieli zadbane, ze starannie opiłowanymi
paznokciami. Nie jak ten tu, silne, opalone, o krótkich zgrubiałych palcach, ze
smugami brudu. Czy ten człowiek nie wiedział do czego służy mydło? To okropne,
że na uczelni zatrudniano takich prostaków, pomyślała z niechęcią. Ale to się
zmieni, gdy tylko ona zostanie rektorem. Żadnych stanowisk typu robotnik wysoko
wykwalifikowany.
– Moja asystentka
wszystko przygotuje do malowania.
– Wystarczy
odsunąć stoły i przykryć je folią – odparł krótko.
– Wykluczone.
Jeszcze pan coś zniszczy. Proszę tu broń boże niczego nie dotykać! –
zastrzegła, podchodząc do biurka. Obcasy miarowo zastukały na drewnianej
podłodze i mężczyzna całkiem odruchowo spojrzał w jej kierunku. Albo raczej w
kierunku zgrabnych, smukłych nóg, obleczonych w delikatne pończoszki. Choć
niechętnie, to musiał przyznać w duchu, że niewiele kobiet mogło się poszczycić
tak zgrabnymi łydkami. Natura odwaliła kawał niezłej roboty, wyposażając panią
dziekan w ciało i twarz bogini, wyrazisty charakter oraz bystry umysł. Nawet
on, choć nie cierpiał tego zarozumiałego babska, patrząc na nią odczuwał
mrowienie w podbrzuszu. Przypomniał sobie niektóre oglądane pornosy i uśmiechnął się pod nosem. Nie, nigdy w życiu!
Ten sopel lodu z pewnością i seks uprawiał według dokładnie ustalonego planu.
Nie zorientował się, że
w pokoju zapadła cisza. Kobieta stała obok biurka, patrząc się z
niedowierzaniem w pustą szufladę. Pustą, choć jeszcze kwadrans temu wkładała do
niej plik banknotów. Potem zamknęła ją na mały kluczyk i na chwilę wyszła do
łazienki. Jak wróciła, ten mężczyzna siedział na jednym z krzeseł, żując gumę i
rozmawiając przez telefon. Burknął jedynie coś na powitanie.
No tak… Podniosła
głowę, a w zielonych oczach ukazał się gniew. Nie dosyć, że prostak, to i
złodziej! Można się tego spodziewać po takim odrażającym typie. Musi mieć
pieniądze przy sobie. Pewnie ukrył je w jednej z obszernych kieszeni spodni.
– Proszę nie
opuszczać pokoju – uniósł pytająco brwi, podczas gdy ona sięgnęła po słuchawkę
telefonu. Ze zdziwieniem przysłuchiwał się, że wzywa ochronę i swego zastępcę.
O co u diabła chodziło?
– Mam dużo pracy.
Ja także za dwa dni idę się na urlop.
– Proszę zostać! –
Nie zabrzmiało to jak prośba, ale jak rozkaz.
– No dobrze –
zgodził się niechętnie, siadając na krześle. Wygodnie się oparł, skrzyżował
ramiona i wpatrywał się w kamienną twarz kobiety. Była wściekła. Ale dlaczego? Przez
niego? Może zauważyła, że gapił się na jej nogi?
– Gdzie jedzie
pani na wakacje? – przerwał krępującą ciszę.
– Nie twoja
sprawa!
– Och! Już
jesteśmy na ty?
– Niedoczekanie! –
warknęła. – Nie ten poziom gorylu!
Zmrużył oczy,
zmieniając pozycję. Pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach.
Skrzywiła się, ale nie drgnęła.
– Nie lubisz mnie
od samego początku, prawda? Nie lubisz, choć nie wiem dlaczego? Każdy z nas
wykonuje tutaj swoją pracę.
– Pracę? – odparła
z pogardą. – Takich jak ty łatwo zastąpić. Jest was tysiące. Tysiące robaków,
egzystujących według prostych schematów, płodzących podobnych sobie, żyjących
na kredyt, co wieczór z butelką piwa gapiących się w telewizor. Śmierdzicie
potem i tanimi perfumami, za paznokciami macie brud, a na dodatek myślicie
tylko o jednym!
Trochę przegięła.
Takich jak siedzący przed nią mężczyzna nie spotykało się zbyt wielu. Wysoki,
postawny, z włosami przyprószonymi siwizną i oczyma w kolorze najczystszego
błękitu. Do tego kwadratowy podbródek, wysokie kości policzkowe, surowe i
wyraziste rysy twarzy. Gdyby znalazła jego odpowiednik w garniturze i z tytułem
naukowym, to kto wie? Jednak z tym tu, nie chciała mieć nic wspólnego.
– Wredna suka –
błyskawicznie się odgryzł. – Daj się w końcu komuś przelecieć, to może
zaczniesz zachowywać się jak człowiek?
– Co proszę? – Aż
zabrakło jej tchu. – Jak mnie nazwałeś?
– Wredną suką.
Uważam, że to niezwykle trafne i łagodne określenie.
– Poniesiesz
konsekwencje…
Drzwi otworzyły się i
do środka weszło dwóch ochroniarzy o niepewnych minach, a za nimi niewysoki
facecik, w dużych okularach i czerwonym krawacie.
– Błażeju, dobrze
że jesteś. Wydarzyło się coś okropnego, coś, co nie powinno mieć miejsca na
naszej uczelni. – Kobieta wstała i łaskawie pozwoliła ucałować swoją dłoń. W
tym samym czasie Konrad głowił się nad jej słowami. Może i przesadził z tą
suką, ale naprawdę miał dość pogardy i obraźliwych określeń. Robak egzystujący
z piwem? Śmierdzący potem?
– Dokonano
kradzieży.
Wstał. Teraz on poczuł
gniew. O czym ta baba bredzi? Jakiej kradzieży? Z jej oskarżycielskiego wzroku
wynika, że to on jest winnym. Ochroniarze mieli coraz bardziej niepewne miny.
Nic dziwnego, przewyższał każdego z nich o głowę, nie wspominając już o
szerokości ramion.
– Mnie oskarżasz?
– spytał cicho.
– Tak. Zamknęłam w
tej szufladzie pieniądze. Wyszłam jedynie do łazienki. A kiedy wróciłam,
zastałam ciebie, ale pieniędzy już nie było. Same nie zniknęły. I proszę nie
zwracać się do mnie tak poufale.
– Niczego nie
ukradłem!
– Panie eee… Nie
pamiętam pańskiego imienia?
– Konrad – odparł
krótko.
– Panie Konradzie.
Przykro mi, ale takie są fakty. Nie było mnie – spojrzała na zegarek i zmrużyła
oczy – dokładnie siedemnaście minut.
– Szybki seks w
damskiej toalecie? Kim jest tak niecnie wykorzystany biedak? – zadrwił,
podchodząc bliżej. Ręce włożył do kieszeni, by nie zauważyli, że zacisnął je w
pięści.
Poczerwieniała.
– Pomijając niski
poziom pana insynuacji, zniknęły pieniądze. Może kwota nie była duża, ale dla
takiego jak pan…
– Na piwo by
wystarczyło? – spytał zgryźliwie. – Nie kradnę, chociaż z pewnością śmierdzę
potem. Tak zazwyczaj bywa, kiedy człowiek pracuje. Pracuje, a nie udaje, że to
robi.
– Chwileczkę! –
Błażej przerwał im tę konwersację, tylko dlatego, że przez moment miał
wrażenie, iż rzucą się sobie do gardeł. Nienawiść aż z nich tryskała, a
obopólna niechęć była widoczna na kilometr. Mętnie pomyślał, że szkoda, bo
stanowiliby parę jak z obrazka. Zaraz potem odetchnął i powiedział:
– Wystarczy krótka
rewizja i po problemie.
– Nie! – wycedził
Konrad przez zaciśnięte zęby.
– Ależ proszę być
rozsądnym! Nie mówię o rozbieraniu się, ale o pokazaniu, co ma pan w
kieszeniach.
– Powiedziałem
nie! Jeśli chcecie, wzywajcie policję.
– Właśnie to
zamierzam zrobić! – kobieta sięgnęła po telefon.
– Joanno, proszę!
Nie ma powodów…
– Są! –
oświadczyli zgodnie.
– Więc dzwoń! –
rzucił drwiąco mężczyzna i rozsiadł się na fotelu. – Zaczekam.
– W takim razie
jestem pewna, że zdążyłeś je gdzieś ukryć.
– Teleportowałem
do własnego portfela.
– Niesamowite.
Znasz znaczenie tak skomplikowanego słowa?
– Byłem fanem
Startreka.
– Moi państwo! –
Błażej spojrzał na nich z wyraźnym potępieniem. – Zachowujecie się niczym dwoje
dzieci w piaskownicy. Joanno, zastanów się. Skąd miałby wiedzieć, że włożyłaś
cokolwiek do szuflady?
– Nie wiem. Nie
interesuje mnie to.
– Dzwoń po tę
policję, bo mam ciekawsze rzeczy do roboty niż wysłuchiwanie wydumanych
historyjek nawiedzonych, podstarzałych bab.
Zrobiła to, o co
prosił. Ochrona niepewnie przestępowała z nogi na nogę, Błażej wyglądał na
zakłopotanego. A Konrad czuł coraz większą wściekłość. Jak śmiała? Bezczelna,
wredna małpa, która sądziła, że pozjadały wszystkie rozumy. Nie dosyć, że
rewizja będzie poniżająca, to nawet jeśli niczego nie znajdą, może stracić
pracę. Przyszła pora, by utrzeć jej nosa.
Wstał i ze spokojem
zaczął rozpinać koszulę.
– Co robisz?
– Rozbieram się.
Sprawdzisz wszystko osobiście, a potem mnie przeprosisz – rzucił w nią zdjętą
sztuką odzieży.
– Rozbierasz? –
spytała słabo, rumieniąc się gwałtownie. Nic dziwnego. Był doskonale zbudowany,
miał zbrązowiałą od słońca skórę i pokryte tatuażami ramiona. Na dodatek
właśnie zdjął spodnie i kopnął je w jej kierunku. Nogi miał owłosione niczym
leśny faun, mocno umięśnione. Dotarło do niej, że niezwykle poważnie traktował
swoje słowa – właśnie szykował się do zdjęcia bokserek.
– Nie! Wystarczy!
– zaprotestowała gwałtownie. Ale nie posłuchał. Ochroniarze wraz z Błażejem
mieli dość dziwne miny; wyglądali jakby z ledwością powstrzymywali wybuch
śmiechu. Odskoczyła do tyłu, gdy u jej stóp wylądowała męska bielizna.
– Więc jak? Mam
jeszcze się wypiąć i pokazać, że nic nie wsadziłem sobie w tyłek? – odezwał się
z prawdziwą drwiną. – A może chcesz tam wsadzić palec, by sprawdzić to
osobiście?
Odwróciła głowę,
konsekwentnie omijając go wzorkiem. Policzki miała purpurowe, szyję w czerwone
plamy, w oczach prawdziwy gniew. Co za cham!
– To jest szczyt
bezczelności! – wybuchła. – Postaram się, by cię zwolniono. Po pierwsze nadal
jesteś oskarżony o kradzież, bo pieniądze nie mogły tak po prostu wyparować. Po
drugie, nie ma tu miejsca na tak odrażających prostaków.
– Ach tak? –
podszedł bliżej i ze spokojem sięgnął po porzucone na podłodze ciuchy. – Tylko
spróbuj laluniu!
Nie zdążył jednak
zrobić nic więcej. Za jego plecami otworzyły się drzwi i do środka wszedł
dystyngowany, starszy pan, ubrany w elegancki garnitur. W zasadzie wszedłby,
gdyby nie powitał go widok gołych, męskich pośladków. Konrad odwrócił się i
pomyślał, że jednak zwolnienie ma jak w banku. Nawet jeśli został niesłusznie
oskarżony, nawet jeśli ta szurnięta baba była do niego uprzedzona, nie wita się
rektora całej uczelni wypiętym, nagim zadkiem…
link do części II - klik
Inspiracja - Shrek?
OdpowiedzUsuńLily
Świetne i intrygujące !!!:)))))))))) Ile częsci będzie miało opowiadanie???
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :) I czekam na więcej:))))
No jak to co? Pewna sztuka pana Willa S. ;)))))))))))
OdpowiedzUsuńZdrawim
T
P.S. Czytałaś już może "Wiernych wrogów"? Ja tak i jestem ciutek rozczarowany (ale tylko ciutek)
Pewnie przy kolejnej części się wyjaśni. A propos czytania, ostatnio miałam na tapecie Dożywocie :-))) Początek był nieco toporny, choć już zabawny, ale anioł z alergią na pierze mnie dobił :-D
Usuń"Dożywocie" czytałam chyba ze trzy razy. Uwielbiam tą książkę. Zdarzyło Ci się czytać "Prawa i powinności" Kariny Pjankowej? Właśnie czytam, też cudne :]
UsuńZ.
Z tego co wiem nie bedzie nastepnej czesci"wiernych"
UsuńJakby wydarzenia sprzed akcji w ,,Pewnego zimowego wieczoru''. Tylko nie chce mi sie wierzyć, że ta historia zakończy się pokazaniem drugiej strony Konrada :/
OdpowiedzUsuńCo nowe opowiadanie to coraz to lepsze, chociaż lepiej to już się chyba nieda. ;>>
OdpowiedzUsuńPs Uwielbiam, Kocham Twoje dialogi. ahhh Czekam na ciąg dalszy <3
Oglądałam kiedyś film "Poskromienie złośnicy" czy jakoś tak :) śmieszny :P opowiadanie zapowiada sìę podobnie i interesująco :D
OdpowiedzUsuńDzisiaj oglądałam zdjęcia Twoich babeczek, aż ślinka cieknie i zrobiłam swoje nie tak piękne ( i pewne nie tak pyszne) tak apropo to dobrze żeby wyszły, bo narazie są w piekarniku. ;) Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNiezłe uwielbiam takie historie i w koncu jakaś konkretna babka a nie zagubione marysie
OdpowiedzUsuńI kolejne opowiadanie w którym się zakochałam już od samego początku<3 a mi skojarzyło się z zakochaną złośnicą :)
OdpowiedzUsuńA mi się nie podoba, że znowu się obrażają :( /Ola
OdpowiedzUsuńDroga Babeczko. Proszę dodaj coś dzisiaj. Z chorobą leże w łóżku już 3 dzień i wariuje a tu jeszcze cały czas zerkam na Twojego bloga i nie ma nic nowego u Ciebie to już wg:/ Pozdrawiam, Kinga.
OdpowiedzUsuńBabeczko, mam nadzieje że umilisz mi pobyt w szpitalu i dodasz następną część jak najszybciej! pozdrawiam, Aneta
OdpowiedzUsuńKiedy następna cześć ? :-*
OdpowiedzUsuńZa chwilę. Poprawię i opublikuję :-)
UsuńSuper.będę się przelaczal między Twoim blogiem a onet bo tylko tak po zakodowaniu można śledzićmś w siatkówce niestety...ładna szatka .podoba się mi. Pozdrawiam.marek
UsuńJesienna. Potem będzie zimowa. Układu nie zmieniam, ale kolorki, dlaczego by nie?
UsuńBabeczko, a kiedy "On"? Chyba zadne opowiadanie nie jest w stanie go przebic.. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCzeka w kolejce :-)
Usuń