niedziela, 14 września 2014

Pożegnanie złośnicy (I)

I coś luźnego na ząb... Konia z rzędem temu, kto zgadnie, co było inspiracją!

            Pożegnanie złośnicy (I)
Takie jak ona doprowadzały go do szewskiej pasji. Pomimo tego, że z natury był niezwykle spokojnym oraz opanowanym mężczyzną, to widok tej kobiety działał na niego niczym czerwona płachta na byka. Bynajmniej nie dlatego, że była piękna, inteligentna i pomimo młodego wieku zajmowała tak wysokie stanowisko. Od pierwszego spotkania traktowała go ze słabo maskowaną pogardą, na każdym kroku podkreślając występujące pomiędzy nimi różnice. Konrad doskonale zdawał sobie sprawę, że dzieli ich przepaść: on nie miał nawet matury, ona była najmłodszym dziekanem w historii uczelni, w dodatku na wydziale elektryki politechniki, tak typowo męskim kierunku. Jednak doskonale znał się na swoim fachu i nie potrzebował uwag wypowiadanych pełnym wyższość głosem.
– To wszystko ma być gotowe do czasu, gdy wrócę z urlopu – oznajmiła, patrząc z góry na klęczącego mężczyznę, który majstrował przy gniazdku. Dlaczego akurat jej trafiał się ten troglodyta, za każdym razem gdy zgłaszała awarię? – Inne również są do wymiany. Wszystkie – dodała z naciskiem.
– Wiem – podniósł głowę, spoglądając z niechęcią. Kolejny raz zaskoczył ją błękit jego oczu, otoczonych gęstymi, ciemnymi rzęsami, ze zmarszczkami w kącikach i prosto zarysowanymi brwiami, z których jedna już siwiała, tak jak i krótko obcięte włosy na jego głowie. Może dla innych stanowiłby łakomy kąsek, ale nie dla niej. Gustowała w inteligentnych, pewnych siebie mężczyznach, którzy codziennym strojem był garnitur, a dłonie mieli zadbane, ze starannie opiłowanymi paznokciami. Nie jak ten tu, silne, opalone, o krótkich zgrubiałych palcach, ze smugami brudu. Czy ten człowiek nie wiedział do czego służy mydło? To okropne, że na uczelni zatrudniano takich prostaków, pomyślała z niechęcią. Ale to się zmieni, gdy tylko ona zostanie rektorem. Żadnych stanowisk typu robotnik wysoko wykwalifikowany.
– Moja asystentka wszystko przygotuje do malowania.
– Wystarczy odsunąć stoły i przykryć je folią – odparł krótko.
– Wykluczone. Jeszcze pan coś zniszczy. Proszę tu broń boże niczego nie dotykać! – zastrzegła, podchodząc do biurka. Obcasy miarowo zastukały na drewnianej podłodze i mężczyzna całkiem odruchowo spojrzał w jej kierunku. Albo raczej w kierunku zgrabnych, smukłych nóg, obleczonych w delikatne pończoszki. Choć niechętnie, to musiał przyznać w duchu, że niewiele kobiet mogło się poszczycić tak zgrabnymi łydkami. Natura odwaliła kawał niezłej roboty, wyposażając panią dziekan w ciało i twarz bogini, wyrazisty charakter oraz bystry umysł. Nawet on, choć nie cierpiał tego zarozumiałego babska, patrząc na nią odczuwał mrowienie w podbrzuszu. Przypomniał sobie niektóre oglądane pornosy i  uśmiechnął się pod nosem. Nie, nigdy w życiu! Ten sopel lodu z pewnością i seks uprawiał według dokładnie ustalonego planu.
Nie zorientował się, że w pokoju zapadła cisza. Kobieta stała obok biurka, patrząc się z niedowierzaniem w pustą szufladę. Pustą, choć jeszcze kwadrans temu wkładała do niej plik banknotów. Potem zamknęła ją na mały kluczyk i na chwilę wyszła do łazienki. Jak wróciła, ten mężczyzna siedział na jednym z krzeseł, żując gumę i rozmawiając przez telefon. Burknął jedynie coś na powitanie.
No tak… Podniosła głowę, a w zielonych oczach ukazał się gniew. Nie dosyć, że prostak, to i złodziej! Można się tego spodziewać po takim odrażającym typie. Musi mieć pieniądze przy sobie. Pewnie ukrył je w jednej z obszernych kieszeni spodni.  
– Proszę nie opuszczać pokoju – uniósł pytająco brwi, podczas gdy ona sięgnęła po słuchawkę telefonu. Ze zdziwieniem przysłuchiwał się, że wzywa ochronę i swego zastępcę. O co u diabła chodziło?
– Mam dużo pracy. Ja także za dwa dni idę się na urlop.
– Proszę zostać! – Nie zabrzmiało to jak prośba, ale jak rozkaz.
– No dobrze – zgodził się niechętnie, siadając na krześle. Wygodnie się oparł, skrzyżował ramiona i wpatrywał się w kamienną twarz kobiety. Była wściekła. Ale dlaczego? Przez niego? Może zauważyła, że gapił się na jej nogi?
– Gdzie jedzie pani na wakacje? – przerwał krępującą ciszę.
– Nie twoja sprawa!
– Och! Już jesteśmy na ty?
– Niedoczekanie! – warknęła. – Nie ten poziom gorylu!
Zmrużył oczy, zmieniając pozycję. Pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach. Skrzywiła się, ale nie drgnęła.
– Nie lubisz mnie od samego początku, prawda? Nie lubisz, choć nie wiem dlaczego? Każdy z nas wykonuje tutaj swoją pracę.
– Pracę? – odparła z pogardą. – Takich jak ty łatwo zastąpić. Jest was tysiące. Tysiące robaków, egzystujących według prostych schematów, płodzących podobnych sobie, żyjących na kredyt, co wieczór z butelką piwa gapiących się w telewizor. Śmierdzicie potem i tanimi perfumami, za paznokciami macie brud, a na dodatek myślicie tylko o jednym!
Trochę przegięła. Takich jak siedzący przed nią mężczyzna nie spotykało się zbyt wielu. Wysoki, postawny, z włosami przyprószonymi siwizną i oczyma w kolorze najczystszego błękitu. Do tego kwadratowy podbródek, wysokie kości policzkowe, surowe i wyraziste rysy twarzy. Gdyby znalazła jego odpowiednik w garniturze i z tytułem naukowym, to kto wie? Jednak z tym tu, nie chciała mieć nic wspólnego.
– Wredna suka – błyskawicznie się odgryzł. – Daj się w końcu komuś przelecieć, to może zaczniesz zachowywać się jak człowiek?
– Co proszę? – Aż zabrakło jej tchu. – Jak mnie nazwałeś?
– Wredną suką. Uważam, że to niezwykle trafne i łagodne określenie.
– Poniesiesz konsekwencje…
Drzwi otworzyły się i do środka weszło dwóch ochroniarzy o niepewnych minach, a za nimi niewysoki facecik, w dużych okularach i czerwonym krawacie.
– Błażeju, dobrze że jesteś. Wydarzyło się coś okropnego, coś, co nie powinno mieć miejsca na naszej uczelni. – Kobieta wstała i łaskawie pozwoliła ucałować swoją dłoń. W tym samym czasie Konrad głowił się nad jej słowami. Może i przesadził z tą suką, ale naprawdę miał dość pogardy i obraźliwych określeń. Robak egzystujący z piwem? Śmierdzący potem?
– Dokonano kradzieży.
Wstał. Teraz on poczuł gniew. O czym ta baba bredzi? Jakiej kradzieży? Z jej oskarżycielskiego wzroku wynika, że to on jest winnym. Ochroniarze mieli coraz bardziej niepewne miny. Nic dziwnego, przewyższał każdego z nich o głowę, nie wspominając już o szerokości ramion.
– Mnie oskarżasz? – spytał cicho.
– Tak. Zamknęłam w tej szufladzie pieniądze. Wyszłam jedynie do łazienki. A kiedy wróciłam, zastałam ciebie, ale pieniędzy już nie było. Same nie zniknęły. I proszę nie zwracać się do mnie tak poufale.
– Niczego nie ukradłem!
– Panie eee… Nie pamiętam pańskiego imienia?
– Konrad – odparł krótko.
– Panie Konradzie. Przykro mi, ale takie są fakty. Nie było mnie – spojrzała na zegarek i zmrużyła oczy – dokładnie siedemnaście minut.
– Szybki seks w damskiej toalecie? Kim jest tak niecnie wykorzystany biedak? – zadrwił, podchodząc bliżej. Ręce włożył do kieszeni, by nie zauważyli, że zacisnął je w pięści.
Poczerwieniała.
– Pomijając niski poziom pana insynuacji, zniknęły pieniądze. Może kwota nie była duża, ale dla takiego jak pan…
– Na piwo by wystarczyło? – spytał zgryźliwie. – Nie kradnę, chociaż z pewnością śmierdzę potem. Tak zazwyczaj bywa, kiedy człowiek pracuje. Pracuje, a nie udaje, że to robi.
– Chwileczkę! – Błażej przerwał im tę konwersację, tylko dlatego, że przez moment miał wrażenie, iż rzucą się sobie do gardeł. Nienawiść aż z nich tryskała, a obopólna niechęć była widoczna na kilometr. Mętnie pomyślał, że szkoda, bo stanowiliby parę jak z obrazka. Zaraz potem odetchnął i powiedział:
– Wystarczy krótka rewizja i po problemie.
– Nie! – wycedził Konrad przez zaciśnięte zęby.
– Ależ proszę być rozsądnym! Nie mówię o rozbieraniu się, ale o pokazaniu, co ma pan w kieszeniach.
– Powiedziałem nie! Jeśli chcecie, wzywajcie policję.
– Właśnie to zamierzam zrobić! – kobieta sięgnęła po telefon.
– Joanno, proszę! Nie ma powodów…
– Są! – oświadczyli zgodnie.
– Więc dzwoń! – rzucił drwiąco mężczyzna i rozsiadł się na fotelu. – Zaczekam.
– W takim razie jestem pewna, że zdążyłeś je gdzieś ukryć.
– Teleportowałem do własnego portfela.
– Niesamowite. Znasz znaczenie tak skomplikowanego słowa?
– Byłem fanem Startreka.
– Moi państwo! – Błażej spojrzał na nich z wyraźnym potępieniem. – Zachowujecie się niczym dwoje dzieci w piaskownicy. Joanno, zastanów się. Skąd miałby wiedzieć, że włożyłaś cokolwiek do szuflady?
– Nie wiem. Nie interesuje mnie to.
– Dzwoń po tę policję, bo mam ciekawsze rzeczy do roboty niż wysłuchiwanie wydumanych historyjek nawiedzonych, podstarzałych bab.
Zrobiła to, o co prosił. Ochrona niepewnie przestępowała z nogi na nogę, Błażej wyglądał na zakłopotanego. A Konrad czuł coraz większą wściekłość. Jak śmiała? Bezczelna, wredna małpa, która sądziła, że pozjadały wszystkie rozumy. Nie dosyć, że rewizja będzie poniżająca, to nawet jeśli niczego nie znajdą, może stracić pracę. Przyszła pora, by utrzeć jej nosa.
Wstał i ze spokojem zaczął rozpinać koszulę.
– Co robisz?
– Rozbieram się. Sprawdzisz wszystko osobiście, a potem mnie przeprosisz – rzucił w nią zdjętą sztuką odzieży.
– Rozbierasz? – spytała słabo, rumieniąc się gwałtownie. Nic dziwnego. Był doskonale zbudowany, miał zbrązowiałą od słońca skórę i pokryte tatuażami ramiona. Na dodatek właśnie zdjął spodnie i kopnął je w jej kierunku. Nogi miał owłosione niczym leśny faun, mocno umięśnione. Dotarło do niej, że niezwykle poważnie traktował swoje słowa – właśnie szykował się do zdjęcia bokserek.
– Nie! Wystarczy! – zaprotestowała gwałtownie. Ale nie posłuchał. Ochroniarze wraz z Błażejem mieli dość dziwne miny; wyglądali jakby z ledwością powstrzymywali wybuch śmiechu. Odskoczyła do tyłu, gdy u jej stóp wylądowała męska bielizna.
– Więc jak? Mam jeszcze się wypiąć i pokazać, że nic nie wsadziłem sobie w tyłek? – odezwał się z prawdziwą drwiną. – A może chcesz tam wsadzić palec, by sprawdzić to osobiście?
Odwróciła głowę, konsekwentnie omijając go wzorkiem. Policzki miała purpurowe, szyję w czerwone plamy, w oczach prawdziwy gniew. Co za cham!
– To jest szczyt bezczelności! – wybuchła. – Postaram się, by cię zwolniono. Po pierwsze nadal jesteś oskarżony o kradzież, bo pieniądze nie mogły tak po prostu wyparować. Po drugie, nie ma tu miejsca na tak odrażających prostaków.
– Ach tak? – podszedł bliżej i ze spokojem sięgnął po porzucone na podłodze ciuchy. – Tylko spróbuj laluniu!
Nie zdążył jednak zrobić nic więcej. Za jego plecami otworzyły się drzwi i do środka wszedł dystyngowany, starszy pan, ubrany w elegancki garnitur. W zasadzie wszedłby, gdyby nie powitał go widok gołych, męskich pośladków. Konrad odwrócił się i pomyślał, że jednak zwolnienie ma jak w banku. Nawet jeśli został niesłusznie oskarżony, nawet jeśli ta szurnięta baba była do niego uprzedzona, nie wita się rektora całej uczelni wypiętym, nagim zadkiem…

link do części II - klik

21 komentarzy:

  1. Inspiracja - Shrek?

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne i intrygujące !!!:)))))))))) Ile częsci będzie miało opowiadanie???
    Pozdrowienia :) I czekam na więcej:))))

    OdpowiedzUsuń
  3. No jak to co? Pewna sztuka pana Willa S. ;)))))))))))
    Zdrawim
    T
    P.S. Czytałaś już może "Wiernych wrogów"? Ja tak i jestem ciutek rozczarowany (ale tylko ciutek)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie przy kolejnej części się wyjaśni. A propos czytania, ostatnio miałam na tapecie Dożywocie :-))) Początek był nieco toporny, choć już zabawny, ale anioł z alergią na pierze mnie dobił :-D

      Usuń
    2. "Dożywocie" czytałam chyba ze trzy razy. Uwielbiam tą książkę. Zdarzyło Ci się czytać "Prawa i powinności" Kariny Pjankowej? Właśnie czytam, też cudne :]
      Z.

      Usuń
    3. Z tego co wiem nie bedzie nastepnej czesci"wiernych"

      Usuń
  4. Jakby wydarzenia sprzed akcji w ,,Pewnego zimowego wieczoru''. Tylko nie chce mi sie wierzyć, że ta historia zakończy się pokazaniem drugiej strony Konrada :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Co nowe opowiadanie to coraz to lepsze, chociaż lepiej to już się chyba nieda. ;>>
    Ps Uwielbiam, Kocham Twoje dialogi. ahhh Czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Oglądałam kiedyś film "Poskromienie złośnicy" czy jakoś tak :) śmieszny :P opowiadanie zapowiada sìę podobnie i interesująco :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzisiaj oglądałam zdjęcia Twoich babeczek, aż ślinka cieknie i zrobiłam swoje nie tak piękne ( i pewne nie tak pyszne) tak apropo to dobrze żeby wyszły, bo narazie są w piekarniku. ;) Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niezłe uwielbiam takie historie i w koncu jakaś konkretna babka a nie zagubione marysie

    OdpowiedzUsuń
  9. I kolejne opowiadanie w którym się zakochałam już od samego początku<3 a mi skojarzyło się z zakochaną złośnicą :)

    OdpowiedzUsuń
  10. A mi się nie podoba, że znowu się obrażają :( /Ola

    OdpowiedzUsuń
  11. Droga Babeczko. Proszę dodaj coś dzisiaj. Z chorobą leże w łóżku już 3 dzień i wariuje a tu jeszcze cały czas zerkam na Twojego bloga i nie ma nic nowego u Ciebie to już wg:/ Pozdrawiam, Kinga.

    OdpowiedzUsuń
  12. Babeczko, mam nadzieje że umilisz mi pobyt w szpitalu i dodasz następną część jak najszybciej! pozdrawiam, Aneta

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy następna cześć ? :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za chwilę. Poprawię i opublikuję :-)

      Usuń
    2. Super.będę się przelaczal między Twoim blogiem a onet bo tylko tak po zakodowaniu można śledzićmś w siatkówce niestety...ładna szatka .podoba się mi. Pozdrawiam.marek

      Usuń
    3. Jesienna. Potem będzie zimowa. Układu nie zmieniam, ale kolorki, dlaczego by nie?

      Usuń
  14. Babeczko, a kiedy "On"? Chyba zadne opowiadanie nie jest w stanie go przebic.. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.