Pewnie zastanawiacie się, co się ze mną dzieje? Nie czytałam jeszcze komentarzy, ale niektórzy stuprocentowo wysunęli uszczypliwe supozycje odnośnie stanu mojego sprzętu, połączenia internetowego, nagłej śmierci, tudzież wypadku typu, wlazła ślepa baba i coś ją pewnie przejechało. Otóż nic z tych rzeczy :-) Komputer śmiga jak nigdy, tp nie kombinuje z awariami, cegła na łeb mi nie spadła, innych katastrof również nie było. Czas wolny miałam (na przykład całą niedzielę) i wykorzystałam go tym razem na błogie oraz całkowicie bezproduktywne lenistwo. A także układanie miasteczka z klocków lego.
Po prostu zrobiłam sobie wolne od neta, komputera i bloga. Bynajmniej nie dlatego, że znudziło mi się blogowanie, przestałam Was kochać czy kochać, to co robię. Po prostu musiałam odetchnąć. Tak na kilka dni. Możecie jedynie mnie zwymyślać za to, że bez ostrzeżenia. Jednak podjęłam tę decyzję bodajże w niedzielę i wytrwałam, aż do teraz. Niezbyt długo, ale zawsze.
Oczywiście powinnam teraz napisać, że pełna nowych sił, przystępuję do masowej produkcji tekstów, a nowe posty będą się ukazywały przynajmniej co godzinę ;-) Niestety, nic z tych rzeczy, chociaż musiałam wrócić do pisania, bo inaczej to wszystko śniło mi się po nocach. Do bani taka nocka, gdzie co chwilę budzę się i wyskakuję, by zapisać kolejny pomysł. Jak widać upiorna wyobraźnia nie popuściła, wyleźć musiała, chociażby w nocy, gdy nad nią całkowicie nie panowałam :-)
Za nieobecność przepraszam. Prócz czynników technicznych, zdarzył się i taki związany z przesileniem materiału... Zwoje w mózgownicy się zagotowały, zabulgotało to wszystko potężnie, para uleciała uszami, więc się poddałam, wierząc, że jak kochacie, to zaczekacie. Zwłaszcza, że kilka dni to nie wieczność ;-) Własny mózg rzecz cenna, nadal potrzebna, nie będę przeciągać struny...
Link do części IV - klik
Link do części IV - klik
On (V)
– Ma być bardziej
szczegółowo?
– Też jestem
ciekawa.
– Tak? W porządku.
Chcę cię przelecieć.
Tym razem to ona nie
odpowiedziała. Zacisnęła zęby, z większą siłą wdusiła pedał gazu. Była zła, bo
sądziła, że z niej żartuje. A nawet jeśli nie… Nic mu nie da, bo nic mu nie
obiecywała.
– Gdzie jedziemy?
– spytała po bardzo długim czasie milczenia.
– Przed siebie –
mruknął mężczyzna.
– Sądzisz, że
znaleźli nas przez to coś, co miałam wszczepione pod skórę?
– Tak.
– Autor
ostrzeżenia również?
– Tak.
– A przypadkiem
nie ma tego więcej?
– Może.
– Może, tak, nie.
Wiesz jak mnie czasami denerwują te lakoniczne odpowiedzi?
– Wiem.
– Czyli robisz to
specjalnie? – zerknęła w lusterko. Coś blado wyglądał. – Jesteś ranny? –
spytała z niepokojem.
– To tylko
draśnięcie.
– Draśnięcie?
– Jak dotrzemy do
celu, zaszyjesz i po krzyku.
– Po krzyku? –
wymamrotała czując narastający niepokój. Niechętnie pomyślała, że po raz
pierwszy przestraszyła się tego,. iż mogłaby zostać sama z tą dziwną sprawą, z
ludźmi, którzy chcieli jej śmierci, choć wcale ich nie znała. Nie znała również
powodu wydarzeń ostatnich dni. Gorzej, nie potrafiła sobie go nawet wyobrazić.
– Jak masz na
imię? – spytała, zmieniając temat.
– Ja? – Przymknął
oczy, zastanawiając się czy odpowiedzieć. Tak dawno go nie używał. Fałszywe dokumenty,
dziesiątki nazwisk, które tak naprawdę wybrane zostały zupełnie przypadkowo.
Czas, który upłynął od momentu gdy ktoś inny wypowiadał jego imię. Pokręcił
głową w zadumie.
– Jestem Orina –
sama odpowiedziała na zadane pytanie. – A ty masz niezwykły dar doprowadzania
mnie do stanu wrzenia.
– Ty mnie także.
– Ja? – zdziwiona
zerknęła za ramię. – Dlaczego?
– Powiedziałem do
stanu wrzenia. Nie złości – złapał jej spojrzenie w lusterku i krzywo się
uśmiechnął. – Za kilometr skręć w prawo.
– Asfalt czy leśna
droga?
– Leśna droga.
Powiem kiedy.
– Dobrze. I nadal
nie wiem, jak masz na imię?
– Czy to ważne?
– Tak. Nie myśl,
że uda ci się wywinąć. Powiesz mi wszystko co wiesz, choćbym miała to z ciebie
wydusić siłą.
– Siłą? –
Roześmiał się, tym razem w głos. Miał ochotę zaproponować, że może podczas
upojnego seksu. Coś za coś. Wiedział jednak, że dziewczyna nie żartuje. Mówił
mu to jej stanowczy wzrok, surowo zaciśnięte usta. Trzeba przyznać, miała
charakterek! – Nie patrz na mnie tak groźnie, wszystko powiem. Zwolnij, zaraz
skręcamy.
Posłusznie
przyhamowała, by po chwili skręcić w leśny trakt. Droga nie była najgorsza,
choć strasznie trzęsło. Mężczyzna pobladł jeszcze bardziej. Chyba jednak to nie
było jedynie draśnięcie. Oby nic naprawdę poważnego, bo kiepska z niej była
lekarka.
– Schowałeś drugi
samochód pośrodku lasu? Dziwaczne, lecz w tym szaleństwie być może jest metoda.
– Nie samochód.
– A co?
– Motor.
Orina gwałtownie
zahamowała.
– Co?! Człowieku!
Ty jesteś ranny, a ja z ledwością potrafię jeździć na rowerze. Sądzisz, że dam
sobie radę z motorem? Cholera! Ja nawet nie mam pojęcia, jak się prowadzi
skuter. W dodatku zimą!
– Dam radę.
– Ta, pewnie! –
syknęła. – Wyglądasz jakbyś za chwilę miał zemdleć. I ja mam z tobą jechać?
– Nie masz wyboru.
Zatrzymaj się – rozkazał.
Była tak poirytowana,
że nie zauważyła jak mocno się skrzywił, z jaką siłą zacisnął wargi, by nie
pokazać, że rana stawała się z minuty na minutę bardziej dokuczliwa.
Energicznie wysiadł z samochodu, kierując się ku niewysokiemu wzniesieniu.
Kiedy do niego doszedł, zrozumiała, że w rzeczywistość ten pagórek krył w sobie
prawdziwą niespodziankę. Motor. Przepiękny, wyglądający na szalenie szybki i
niebezpieczny.
– Za co mnie to
wszystko spotyka? – wymruczała. Rzeczywiście, nie znała ani jednego powodu
całego tego zamieszania. Owszem, jeden był. Książka. – A bagaże to sobie
weźmiemy na plecy?
– Częściowo.
Resztę ukryjemy.
Wykonał zbyt gwałtowny
ruch i tym razem nie zdołał ukryć swej słabości. Zachwiał się, po omacku
szukając zbawczego pnia najbliższego drzewa.
– Hej – Orina
błyskawicznie znalazła się tuż przy nim. Po raz kolejny tak blisko, tak
niebezpiecznie blisko. Podtrzymała go ramieniem, a dłonią przejechała po
spoconym czole. – To nie jest draśnięcie, prawda?
– Nie.
– Nie możesz
prowadzić. Ja również.
– Muszę. Ty
również.
– A co będziesz,
gdy zemdlejesz? Zasilimy szeregi dawców organów?
– Poprowadzisz. Ja
ci pomogę.
– Boże, zlituj
się! Naprawdę sądzisz, że to możliwe?
– Tak.
Nagle pomyślała, że ma
dosyć. Chce wyjaśnień! Rozwiązań. Faktów, a nawet zwykłych spekulacji. Nie
ucieczki przed nieznanym, z kimś, kto sam siebie nazwał zawodowym mordercą i
cały czas patrzy na nią z wyczuwalną kpiną. A na dodatek był zbyt seksowny, by
po prostu go ignorować.
– Twoje imię! –
zażądała wściekłym sykiem. Tym razem nie droczył się z nią.
– Dorian.
– Prawdziwe?
– Tak – uśmiechnął
się, wciąż oparty o drzewo i jej drobne ciało. Czy to normalne, by na wpół żywy
miał wciąż ochotę tylko na jedno? Aby ją pocałować.
– Ładne, nie ma
się czego wstydzić. – Rękę wsadziła za połę skórzanego płaszcza. Z przerażeniem
poczuła wilgoć na opuszkach palców. Spojrzała w dół i pobladła. Cały lewy bok
mężczyzny był okrwawiony. Część spodni również. Co by nie powiedział, to nie
było draśnięcie.
– Powinnam zawieźć
cię do szpitala.
– To byłoby
głupie.
– A wykrwawienie
się na śmierć jest mądre? – spytała z ironią. – Poczekaj chwilę, musze zerknąć
na mapę. Nie, nie chodzi o najbliższą miejscowość. Ta okolica roi się od
jezior, muszą tu być jakieś domki letniskowe. Teraz przecież puste. Masz jakiś
atlas w schowku?
Skinął głową, choć
powinien był zaprotestować. Zawsze realizował swój plan do końca. Z drugiej
strony nie zdarzyło się jeszcze, by znalazł się w tak fatalnej sytuacji.
– Nie musisz
szukać – powiedział cicho. – Wiem, którędy musimy jechać.
– Samochodem –
odparła stanowczo.
– Nie sądzę.
– Jest coraz
zimniej, zaczyna padać śnieg, a ja nie mam pojęcia jak prowadzić to pudło. Nie
wspominając o tym, że zamarzniemy. Nie mogłeś schować tu czegoś innego? – mamrotała
poirytowana, pomagając mu dojść do porzuconego auta.
– Nie.
O dziwo, posłusznie
zajął miejsce obok kierowcy, nieznacznie się tylko krzywiąc. Szybko usiadła
obok i odpaliła silnik.
– Prowadź.
– Najpierw cofnij,
byśmy wrócili do głównej drogi.
– Wspaniale.
Pół godziny później
dotarli do niewielkiej chatki, położonej w otulinie ośnieżonego lasu. Chociaż
dotarli, to zbyt wielkie słowo. Droga okazała się na tyle nieprzejezdna, że
ostatni kilometr musieli pokonać na piechotę. Zima uparła się pokazać, na co ją
stać, i z nieba padał gęsty śnieg, a wiatr ponuro wył pomiędzy nagimi konarami
drzew. Orina ciężko dysząc otarła pot z czoła i z niechęcią spojrzała na
solidne kraty.
– Co teraz?
– Chyba wejdziemy
do środka.
– Niebiosa, dajcie
mi cierpliwość… Jak?
– A tak. – Tylko kilka
sekund majstrował przy solidnie wyglądającej kłódce. Potem pozwolił, by weszła
pierwsza. Tak naprawdę to wirowało mu w głowie, a świat dookoła robił się coraz
mniej wyraźny. Chyba miała rację z tym przymusowym postojem. Daleko by nie
dotarli, gdyby to on prowadził. Oparł się i futrynę, dłonią dotknął rannego
boku. Ból stał się wręcz nie do zniesienia. Na dodatek chyba faktycznie stracił
dość sporo krwi. Niedobrze. Dziewczyna sama sobie nie poradzi.
– Dorian? –
właśnie znalazła się tuż obok, patrząc z przerażeniem na jego białą niczym
śnieg twarz, na pot perlący się na czole i spierzchnięte usta. – Dorian, nie
mdlej mi tutaj. Słyszysz? Wytrzymaj jeszcze kilka minut! Cholera! – zaklęła,
podtrzymując coraz bardziej wiotkie ciało mężczyzny. Ważył chyba z tonę. Z
ledwością udało jej się posadzić go w pobliskim fotelu. Chyba stracił
przytomność, bo głowa opadła mu na piersi, a ręce zwisały bezwładnie po obu
stronach. Miała prawo kląć.
Orina wstała. Przez
moment czuła jedynie narastającą panikę. Potem rozejrzała się i postanowiła
działać. Zrobi tyle, ile może. A jeśli okaże się, że to za mało… Wzdrygnęła
się. Nie, tak nie powinna myśleć.
Więc przestała.
link do części VI - klik
Babeczko kochana, ja chce wiecej!
OdpowiedzUsuńBabeczko!!
OdpowiedzUsuńDlaczego zawsze kończysz w takich momentach ?
Kocham Twoje opowiadania, to jest jedno z moich ulubionych. Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejną część : ) :)
Pozdrawiam. Buziaki ;) (;
Cudo. Czekam na ciąg dalszy z utęsknieniem :)
OdpowiedzUsuńA ja się już ucieszyłam, że z tym "co godzinę" to tak na poważnie ;) Opowiadanie... a dobra powtórzę się, a co mi tam... Super :)
OdpowiedzUsuńTak żem czuł.
OdpowiedzUsuńJak Mika dodała post to wiedziałam, że i u Ciebie będzie. ;)
No i bardzo dobrze. Odpoczynek się należy jak najbardziej!!! Ale cieszę się , że już wrocilas.opowiadanie bombowe!!! Pozdrawiam.marek
OdpowiedzUsuńSzybciej szybciej ><
OdpowiedzUsuńBardzo fajne ;D
A wiesz że dopiero zwróciłam uwagę że to dopiero tydzień od ostatniego wpisu? Ja miałam wrażenie jakby minęły co najmniej trzy :D Serio! Tak czy inaczej,masz rację, czasem trzeba zrobić pauzę! Zwolnić... Inaczej zwariować by można. Tak więc ja POPIERAM "takie działania" na 100% :) Nie to oczywiście żebym nie tęskniła i nie zaglądała tu po piętnaście razy dziennie,ale nie marudzę,tylko rozumiem. Przy okazji trenując cierpliwość ;)
OdpowiedzUsuńA swoją drogą jeśli chodzi o opowiadanie,to jak zwykle chcę więcej! Już dawno żadne nie wciągnęło mnie jak "On"... Jest naprawdę cuuudowne!
Życzę nie ulegania jesiennemu przesileniu. ;)
I pozdrawiam Cię serdecznie.
Nie mogę się doczekać kolejnej części. :) Przeczytałam już wszystkie Twoje opowiadania. A co do przerwy to każdemu się należy. :)
OdpowiedzUsuńW poprzednich postach był link do wcześniejszych części, wróciłabyś do tego? To było o wiele wygodniejsze, gdy chciało się odświeżyć poprzednia część
OdpowiedzUsuń