Zamącimy...
Wakacyjna opowieść (III)
– Umówiłaś się z
nim na kolację? – Dziewczyny z niedowierzaniem wpatrywały się w zdjęcie
Mikołaja z tylnej okładki książki. – Z nim?!
– Z nim. Ale
wolałbym tego drugiego – dodałam z melancholią.
– Daj spokój. Ten
jest boski!
– No tak…
Spojrzałam na owsiankę.
Jadłam ją na śniadanie odkąd pamiętam. Nie lubiłam, ale jadłam. Z czasem
przepis opracowałam do perfekcji i stała się całkiem znośna. Albo po prostu się
przyzwyczaiłam.
Tej nocy wyjątkowo źle
spałam. Wcale nie miałam ochoty na spotkanie z Mikołajem. Byłam o to zła sama
na siebie. Owszem, miło się na niego patrzyło i moje serce wyczyniało dziwaczne
hołubce w jego obecności, ale chyba bardziej z powodu zauroczenia
powierzchownością czy uśmiechem niż z głębszych powodów.
– Dziwne to życie
– powiedziałam zamyślona. – Jeszcze dwa dni temu cierpiałam na całkowity brak
faceta, a dziś muszę wybierać pomiędzy takimi dwoma egzemplarzami.
– Nie grymaś, bo szczęście
się od ciebie odwróci.
– Nie rozumiem
Bartka… – dodałam zasmucona. – Dlaczego za mną nie poszedł?
– Nie flirtowałaś
przypadkiem z jego braciszkiem?
– Nic z tych
rzeczy. Rozmawialiśmy o książkach.
Wredne małpy w ogóle
nie rozumiały moich problemów. Uparły się przy kandydaturze Mikołaja, surowo
przykazały przygotować na wieczorne spotkanie i poszły do sklepu, kupić coś
normalnego do jedzenia. Za to ja przebrałam się w strój kąpielowy, wzięłam
ręcznik i poczłapałam na plażę. Od rozmyślania rozbolała mnie głowa, a na
dodatek słońce prażyło niemiłosiernie i panował wściekły upał. Po niecałej
godzinie zdecydowałam się na powrót, łyknęłam dwie tabletki przeciwbólowe, a
potem padłam na łóżko.
Ocknęłam się późnym
popołudniem. Mdliło mnie z głodu, a cholerne problemy powróciły, krzycząc
gromkim głosem. Odrobinę pomógł zimny prysznic. Kanapka z nutellą także. Jedząc
ją zdecydowałam, że nie pójdę na kolację z Mikołajem.
Za to pokręcę się po
promenadzie, może natknę się na Bartka? Naprawdę miałam nadzieję, że tak
będzie.
Wcisnęłam się w
dżinsowe szorty, bluzeczkę zawiązałam w supeł tuż pod biustem i ruszyłam na
spacer. Choć niebo zasnuły chmury, nadal było gorąco i duszno. Lub raczej
parno, jak przed burzą, gdy gałęzie drzew zamierają, a nasze płuca z trudem filtrują
ciężkie powietrze. Najchętniej skryłabym się we wnętrzu lodówki. Z braku takiej
możliwości, po prostu poszłam nad morze i wykąpałam się tak, jak stałam, w
spodenkach i bluzce. Oszczędziłam jedynie klapki. Nie byłam pewna ich jakości,
licho wie, może nie wytrzymały by zetknięcia z morską wodą? Kąpiel pomogła,
lecz na chwilę. Pożałowałam, że nie wzięłam stroju. Już miałam się po niego
cofnąć, gdy w przejściu na plażę zauważyłam znajomą sylwetkę.
Bartek brnąc w piasku,
skierował się dokładnie w drugą stronę. Pomyślałam z żalem, że być może mnie
zauważył, ale nie chciał spotkać i to dlatego. Ale wszystko wskazywało raczej,
że miał inny cel i nie była nim ucieczka przed moją skromną osobą. Odczekałam
krótką chwilę i podążyłam za nim. Po godzinie miałam dość zabójczego marszu.
Gdzież on tak pędził? Zerknęłam na horyzont. Choć nie wyglądało to za ciekawie,
to na razie nic nie zwiastowało nadejścia burzy. Wyszliśmy już daleko, poza teren
zabudowany. Plaża tutaj była opustoszała, jedynie brzegiem spacerowali przypadkowi
turyści. W końcu Bartek się zatrzymał. Rozłożył koc i pieczołowicie, ostrożnie,
położył na piasku torbę. Zatrzymałam się również i szybko położyłam. Dzieląca
nas odległość nie była zbyt duża, może z pół kilometra? Cóż to znaczy na pustej
plaży? Głupio byłoby, gdyby zauważył, że go śledzę. Leżałam tak sobie
podziwiając zachód słońca, bo niebo na horyzoncie wcale nie było tak mocno
zachmurzone, od czasu do czasu, zerkając na Bartka.
A on nic nie robił.
Siedział, wpatrzony w morze, wyglądając na smutnego. Może to przeze mnie?
Rzuciłam kamykiem w leniwie pluskające fale. Robiło się coraz ciemniej. Od
prawej strony dawało się zauważyć jasne błyski. Mało kusząca perspektywa
znaleźć się w lesie lub na plaży podczas burzy. Inni chyba sądzili podobnie, bo
nie dostrzegłam żadnego spacerowicza, ani z tyłu, ani z przodu. Tylko ja i
Bartek. Upłynęły kolejne minuty. Przysięgłabym, że godziny. A ja miałam dość.
Wstałam i otrzepałam
kolana z piasku. Pora z nim porozmawiać. Nie powinnam zachowywać się jak
dziecko. Poza tym było mi dziwnie nieswojo. Zrobiło się prawie całkiem ciemno.
Gdybym nie wiedziała, gdzie siedzi, z łatwością mogłabym go przeoczyć.
– Cześć –
powiedziałam nieśmiało, podchodząc do niewyraźnie majaczącej w mroku sylwetki.
– Magda? – zdziwił
się. – Skąd wiesz, że to ja?
– Poszłam za tobą.
– To dobrze.
A potem dodał
nieoczekiwanie:
– Chodź tutaj –
chwycił przegub mojej dłoni i po chwili siedziałam obok niego, otulona silnymi
ramionami, leciutko drżąc pod wpływem zupełnie nowych, silnych emocji. – Zimno
ci maleńka?
Jak to jedno,
króciutkie słowo potrafiło mnie rozbroić, uczynić tak podatną na jego urok! Czy
Bartek o tym wiedział? Nie słyszałam, aby zwracał się w ten sposób do
jakiejkolwiek kobiety, z drugiej jednak strony, rzadko spotykało się takie mikrusy
jak ja.
– Trochę.
Okrył mnie zdjętą
bluzą.
– Mikołaj chwalił
się dzisiejszą randką z tobą – powiedział cicho.
– Z nikim się nie
umawiałam.
– Ale on…
– Nie dopuścił do
siebie myśli, że mogłabym zlekceważyć jego propozycję.
– Chyba tak –
Bartek roześmiał się. – Z to ja od kilku godzin marzę tylko o tobie.
– O mnie? A
konkretnie?
– Konkretnie? –
Nagle leżałam na placach, na miękkim kocu, z dłońmi przyciśniętymi nad głową i
pochylonym nade mną mężczyzną. – O wielu niegrzecznych rzeczach – dodał
szeptem. – Chcesz szczegółów?
Złe mnie chyba
podkusiło, bo powiedziałam zdecydowanie:
– Tak!
Nie mogłam widzieć jego
twarzy, lecz wyczułam w schrypniętym głosie pożądanie, w napiętym ciele rosnące
podniecenie. W oddechu, który owiewał moje policzki, żar.
– Tracę przy tobie
zdrowe zmysły – delikatnie dotknął wargami szyi. – Siedziałem tu tyle
czasu i marzyłem o jednym. A potem nagle zjawiłaś się tak nieoczekiwanie… – Nie
dokończył, tylko mnie pocałował. Miał gorące, suche wargi. Stanowcze i zaborcze.
Przeszła mi ochota na rozmowy, dyskusje czy tłumaczenia. Raz w życiu miałam
chęć z premedytacją złamać zasady i oddać się namiętności. W zasadzie zawsze
podchodziłam z niebywałą ostrożnością do każdej znajomości. Pierwsze spotkania
to były komplementy, całusy w policzek i subtelna gra słówek. Jednak teraz…
Położył się na mnie i
wtedy poczułam jak wiele prawdy było w jego słowach. Poruszył biodrami,
ocierając się o moje ciało twardym członkiem, ale zrozumiałam też, że na tym
się nie skończy.
– Bartek –
wyszeptałam, wykręcają głowę i przerywając pocałunek. – Prawie się nie znamy.
– Co z tego?
– To nie jest
dobra droga na coś dłuższego, bardziej stabilnego.
– Jest! –
oświadczył twardo. Lecz mnie dopadły wątpliwości. Może robi to, by ubiec brata?
Odwieczna cicha rywalizacja czy prawdziwe pożądanie? A jeśli nawet to drugie,
to czy powinnam ulec? Jemu, samej sobie? Chciałam się wyrwać, jednak nie
pozwolił mi na to. Dłonie miałam uwięzione w żelaznym uścisku jego rąk, czułam
na sobie ciężar męskiego ciała, nawet nie mogłam krzyczeć, bo znów mnie
całował. Zresztą, po co? Kto by mnie usłyszał na pustej plaży, wśród huku
szumiącego morza, gdy z oddali słychać było echo nadciągającej nawałnicy. Nagle
dotarło do mnie, że jestem tu z całkiem obcym mi człowiekiem, że naprawdę nic o
nim nie wiem. Poprzednim razem kazał mi uciekać. Teraz trzymał z taką siłą, że
nie miałam najmniejszych szans na odzyskanie swobody. Mogłam tylko prosić, by
przestał. I zrobiłam to, gdy oderwał się od moich nabrzmiałych warg.
– Bartek! Proszę!
Nie chcę, nie tak!
– A jak? – z
wściekłością szarpnął zapięcie mojej bluzki. Na moment wstrzymałam oddech.
Potem poczułam strach. – Chyba po to za mną szłaś? Sądziłaś, że nie zauważyłem?
– Wcale nie po to!
– uwolniłam jedną rękę i paznokciami rozorałam mu policzek. – Jesteś dupkiem,
skoro tak sądzisz!
– Dupkiem? – spytał
drwiąco. – Nie udawaj cnotki. Kobieta o takim spojrzeniu, o takim ciele, nie
może być święta.
Boże! To nie mógł być
on! Jakim cudem w tak cudownym mężczyźnie mógł kryć się taki potwór? Czyżby
pozory, aż tak bardzo mnie zmyliły? Najwyraźniej tak, bo poczułam jak usiłuje
zdjąć moje szorty. Odsłonięte piersi ocierały się o wilgotny materiał jego
koszulki. Za chwilę będę leżała całkiem naga, przyduszona silnym ciałem,
uwięziona, bezwolna. Nie o tym marzyłam jeszcze przed godziną, gdy podziwiałam
z daleka jego profil.
– Bartek! Błagam!
Nie wiem, jak uporał
się ze swoimi spodniami. Lecz faktem okazało się nagle, iż twardy jak kamień członek, toruje sobie drogę
pomiędzy moimi zaciśniętymi udami.
– Proszę! Nie ty! Nie
chcę, nie wierzę! – rozpłakałam się. I wtedy on zamarł. Podniósł głowę i dysząc
wpatrywał się prosto w moją twarz. Błyskawica rozświetliła nocne niebo i
ujrzałam jego oczy. Szalone. Niebezpieczne. Pełne podniecenia.
– Maleńka –
wyszeptał, całując mnie z niezwykła delikatnością. – Wiem, robię źle. Krzywdzę
cię. Tak mało o mnie wiesz…
Lekko drżącą dłonią
otarł łzy, które niechciane, wymknęły się pod wpływem tylu emocji.
– Widziałem jak za
mną szłaś. Widziałem, jak leżałaś na piasku, obserwując przez tyle godzin. I
cały czas miałem nadzieję, że podejdziesz. Że będziemy się kochać. Wiesz ile
różnych wersji zdążyłem obmyślić wpatrując się w horyzont? – Powoli poruszał
biodrami, zataczając nimi niewielkie kółeczka.
– Czy przez chwilę
brałeś pod uwagę moje marzenia?
Znieruchomiał. Pochylił
się i wtulił twarz w moją szyję.
– Maleńka, pozwól
mi. Przecież też tego pragniesz? Jesteś tak piękna, tak doskonała, że przy
tobie myślę tylko o jednym.
– Tak. O seksie –
dodałam z goryczą.
– I nic nie mogę
na to poradzić – kontynuował z determinacją.
link do części IV - klik
Mam nadzieję, że jesteś przygotowana do dodania kolejnej części jeszcze dzisiaj :)
OdpowiedzUsuńA.
Super. Krociotkie. Bartek chyba dokonca nie jest tym wymazonym.
OdpowiedzUsuńOh Babeczko, czy Ty nie masz sumienia? jak mozesz przerywac w takim momecie! naprawde oszaleje z cielawosci jak to sie skonczy. Opowiadanie cudne, jak zreszta wszystkie Twoje teksty.
OdpowiedzUsuńGoraco pozdrawiam i prosze o kolejna czesc, jak najszybciej.
Wierna S.
Szybciutko dalej! ;)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, zamąciłaś mocno, ale tym samym czekam z większą niecierpliwością na dalszy ciąg
OdpowiedzUsuń:) jak miło:) na zakończenie wakacji :)
OdpowiedzUsuńdobrze się czyta i mam nadzieję, że ona nie będzie z Mikołajem
pozdrawiam
Kasia
Krotkie Baneczko ;(
OdpowiedzUsuńCiekawe jak potocza sie losy bohterow. Czy Bsrtek okaze sie czarna owca. Moze mikolaj. Moze naszadzia zrezygnuje z nich obu????
Och. Ale dlaczego tak mało? :(
OdpowiedzUsuńBoskie.
Pozdrawiam, N.
To się porobiło :-) Ah Ci faceci tylko jedno w głowie :-D
OdpowiedzUsuńJak tak można w takim momencie.
UsuńOczywiście, dzisiaj kolejna cześć, prawda ? 😃
OdpowiedzUsuńTeż czekam :-)
OdpowiedzUsuńI ja się do Was przyłączam :-) Czekam razem z Wami ;-)
OdpowiedzUsuńmoże z okazji 1 września, otwarcia szkół (nie chodzę już do szkoły, ale każdy pretekst jest dobry) i rozpoczęcia nowego miesiąca dodasz dla nas dzisiaj czwartą część w ramach świętowania? :D <3
OdpowiedzUsuńOdkrylem Cie przypadkiem i jestem lekko oszolomiony ze tekst pisany moze tak wiele.. Gratuluję
OdpowiedzUsuńDziękuję. To bardzo krótki i bardzo piękny komentarz.
UsuńBede wracał regularnie.
Usuńsg.
oby nie okazał się dupkiem....
OdpowiedzUsuńBabeczko szkole dzis powitalismy. Dzieciaki wesole .. ciekawe kak dlugo potrwa ten stan :).
OdpowiedzUsuńBabeczko wrzucisz dzisiaj to opowiadanko.
Relaks dla mam. .
Pozdrawiam
Kiedy będzie kolejna część??
OdpowiedzUsuń