Koniec znęcania ;-) Dziś to, jutro coś nowego, pojutrze wilkołaki, tak mniej więcej zapowiada się plan. Możliwy do zrealizowania, bo zaraz umieszczam teksty w zaplanowanych publikacjach. Jak skończymy wilkołaki, to zabierzemy się za opowiadania "On".
Słodka babeczkarnia także odżyje, bo mam natchnienie. Choć tym razem będą babeczki na słono, a nie na słodko.
Dług VIII
Szymon stał zadumany,
patrząc przed siebie. Cholera! Że też dał się namówić. Lecz z drugiej strony to
mówiło o wiele więcej o Mateuszu, niż on sam kiedykolwiek by wyjawił.
– Czekamy i czekamy
– odezwał się zrzędliwym tonem jego gość. – Czuję się niczym idiota!
– Bo nim jesteś –
powiedziała cicho kobieta, która właśnie ukazała się w drzwiach wejściowych. –
I nie rozumiem co… Och!
Zamarła. Przecież to…
Ruszyła w kierunku okna, dłonie położyła na czarnej, wypolerowanej na wysoki
połysk powierzchni.
– Co to jest?
– Łapówka –
odpowiedział ze spokojem Mateusz. Szymon bez słowa się ulotnił. Nie wierzył,
żeby ten olbrzym mógł fizycznie skrzywdzić jego siostrę. Jakby co, nakrzyczą na
siebie i po prostu wyjdzie.
Oby nie.
– Ja? – szybkim
krokiem podszedł bliżej. Kurwa! Ona faktycznie kiepsko wyglądała. Nadal była
piękna, ale tak bledziutka, szczuplejsza, przeraźliwie smutna. Poczuł żal, że
jednak nie przyszedł wcześniej. – A kto nazwał mnie nieokrzesanym troglodytą,
głupkiem o przeroście mięśni nad rozumem? Albo niewychowanym chamem? Czy
burakiem, co ukończył zaledwie podstawówkę? A i to pod przymusem?
– Przecież nie ja!
– odparła z irytacją. – Choć przyznaję, ostatnio myślę o tobie właśnie w takich
superlatywach.
– Dobra, zasłużyłem.
– Teraz był już wściekły. Jak on by ją!...
– W stu
procentach.
– Miałaś rację
pisząc, że nie nadaję się na twojego partnera, ale…
– Pisząc? – Wiki
podniosła głowę i spojrzała na niego zdumiona. – Co pisząc?
– Wiadomość, którą
zostawiłaś.
– Ja?!
– Nie! – Powoli
wpadał w szał. Musiał ją chociaż dotknąć. Inaczej oszaleje! – Dziwka, którą
przeleciałem tamtej nocy!
Bez słowa wymierzyła mu
policzek. Błyskawicznie zareagował, unieruchamiając jej ramiona i ściskając z
taką siłą, aż jęknęła protestująco. Nareszcie!
– Moja mała
kurewka – wyszeptał do purpurowego uszka. – Ile nocy będę cię mógł rżnąć, za
takie lakierowane cudo?
– Ani jednej! – I
rozpłakała się. – Mateusz, proszę! Po co tu przyszedłeś?
Zastanowił się. Powodów
było kilka. Ale najważniejszym była tęsknota, która nie pozwalała mu przesypiać
nocy, spalała od wewnątrz. Oprócz tego chęć udowodnienia tej zarozumiałej
pannicy, że myliła się pisząc, iż absolutnie do siebie nie pasują. Bo przecież
do cholery, co można powiedzieć po jednej nocy?!
– Kiedy się
obudziłem, spałaś. Wyszedłem pobiegać, sądząc, że gdy wrócę, będziesz na mnie
czekała. Nawet kupiłem po drodze kwiaty – dodał z goryczą. – W zamian za to
dostałem suchą wiadomość, że…
– Artur! –
powiedziała pobladła Wiktoria. – Ja dostałam świstek papieru z oświadczeniem,
że jesteśmy kwita, mam spływać oraz więcej się nie pokazywać.
– Zabiję gnoja! –
ryknął nagle Mateusz, puszczając ją i ruszając w kierunku drzwi. – Nogi mu
powyrywam z dupy i…
– Przestań! –
zagrodziła mu drogę. Każdego, kto spróbowałby mu się sprzeciwić w takiej
chwili, zmiótłby z powierzchni ziemi. Ale nie tego kurczaka. Za to zrobił coś
innego.
Chwycił ją w pasie,
przyciągnął i pocałował. To był brutalny, pełen emocji pocałunek. I tęsknoty. A
Wiktoria nie miała siły, by zaprotestować. Właśnie uświadomiła sobie jak bardzo
pragnęła znaleźć się w jego ramionach. Na nauczkę dla Artura jeszcze przyjdzie
czas. Lecz nie dziś, nie teraz.
– Kupiłeś mi
Steinwaya? – wyszeptała, kiedy w końcu udało się jej oderwać od jego
wygłodniałych ust.
– Zamiast kwiatków
– mruknął, zastanawiając się, które drzwi prowadzą do jej pokoju. Powolutku
przestawał panować na swoimi pragnieniami. Chyba nawet dawało się to wyczuć, bo
dziewczyna zaczęła się śmiać.
– Niesamowite! Nie
sądziłam, że osiągasz ten stan w takim tempie?
– Nie drażnij
mnie!
– Bo co
wielkoludzie? Zgwałcisz mnie? – mrugnęła figlarnie okiem, popychając go na
fotel, a potem siadając na kolanach.
– Analnie i bez
litości – oświadczył pewnym tonem. Pieścił ją dłońmi coraz odważniej, coraz
bardziej stanowczo. – Jestem tak napęczniały od emocji, że chyba oszaleję. Albo
cię przelecę w przeciągu najbliższych pięciu minut, albo pojadę do domu i
skopię dupę temu podstępnemu bydlakowi.
Pochyliła się.
Jedwabiste włosy musnęły jego twarz, złociste oczy śmiały się, odzyskując nagle
blask, którego jeszcze w nich nie widział.
– Tobie także
należy się kara. Żadnego seksu aż do ślubu.
– Ślubu? A kto tu
mówi o hajtaniu się?
– Ja – pogładziła
jego policzek z czułością. Jak to możliwe, by w przeciągu kilku minut wszystko
się zmieniło? Wystarczyło mieć go tuż obok, przytulić się, pocałować. – Wiesz obrzydliwcze
ile się przez ciebie wycierpiałam? Nie mogłeś wpaść w szał, przylecieć tocząc
pianę i powiedzieć, co myślisz o takim postawieniu sprawy? Naprawdę sądziłeś,
że mogłam napisać coś takiego?
– A ty nie?
– Właśnie –
westchnęła. – Też zrobiłam głupstwo.
– Dobrze, ożenię
się z tobą – oświadczył wspaniałomyślnie. Lecz w niebieskich oczach widziała
rozbawienie i przekorę. – Zamienię swoje urozmaicone menu, na dania z
oskubanego kurczaka.
– Nie mów tak do
mnie! Łaskawca się znalazł!
Uniósł się lekko, ujął
jej twarz w obie dłonie. Tak delikatnie i czule, że nikt kto go znał, nie
uwierzyłby, że to ten sam Mateusz. Zatopił spojrzenie w złocistych oczach, a
później namiętnie ją pocałował.
– Wikuś! Błagam!
Chyba że mam pójść do łazienki i zrobić to sam? – wyszeptał.
– Myślisz tylko o
seksie?
– W tej chwili
tylko o tym.
– A uczucia?
– Sądzisz, że cię
nie kocham? Że cały ten cy… No! To, co zrobiłem, to tylko po to, aby przelecieć
cię po raz kolejny?
Posłała mu kpiące
spojrzenie.
– Jest jeszcze
kwestia sposobu, w jaki zarabiasz. Może pora wrócić do zawodu wyuczonego?
Właśnie. Jaki on jest?
– Nie uwierzysz –
wymruczał, wsuwając dłonie pod materiał koszulki. – Cukiernik.
– Cukiernik?! –
Wiki zaniosła się śmiechem, bo właśnie wyobraziła sobie Mateusza przepasanego
ogromnym, białym fartuchem, upapranego mąką, z zapałem wałkującego ciasto na
pierniki. Ale mężczyzna naprawdę był u kresu wytrzymałości. Miał ją w końcu tak
blisko, cudowną i roześmianą, taką, o
jakiej marzył przez te wszystkie dni. Zerknął na dywan i błyskawicznie się
zdecydował. Kilka sekund potem, leżeli na podłodze.
– Wiesz, że ciężar
męskiego ciała może podniecać? – spytała, leniwie przeczesując jego włosy.
Mateusz wściekle szarpnął jej spodnie, następnie swoje i wszedł w nią tak
gwałtownie, że miała wrażenie, iż przebije ją na wylot. Wykonał zaledwie kilka
ruchów, by skończyć z głośnym okrzykiem. Wiki patrzyła w jego zaczerwienioną twarz,
wsłuchiwała się w świszczący oddech z niedowierzaniem. Naprawdę musiał być
nieziemsko podniecony.
– Kochanie,
przepraszam – wtulił twarz w aksamitne włosy. Jasna cholera! To się popisał,
nie ma co. – Nie umiałem się powstrzymać. Daję słowo, że to naprawię.
Kochanie? Za to jedno
słowo mogła mu wybaczyć bardzo wiele. Nagle wtuliła się niego, z tęsknotą,
lekko drżąc, ustami szukając jego warg. Żałowała, że tak długo trwało to
nieporozumienie. Obiecała sobie w duchu, że pozwoli Mateuszowi, aby porządnie
przyłożył bratu. Na razie jednak…
– Naprawisz? To na
co czekasz? – usłyszała swój własny radosny głos. Tak, każdy robi głupstwa. Na
szczęście niektóre wychodzą nam na dobre.
koniec
koniec
Jesteś wielka Babeczko ! tego mi było trzeba w ten ponury dzień :) jesteś odpowiedzialna za poprawę mojego paskudnego samopoczucia. Uwielbiam Twojego bloga i każde opowiadanie które się tutaj znajduje. Dziękuję ! :)
OdpowiedzUsuńBabeczko jesteś boska!!!!! Dwa teksty jednego dnia:)
OdpowiedzUsuńKOCHAM Cię Babeczko !!! Natalia
OdpowiedzUsuńZakończenie na pięć babeczek.... ;)
OdpowiedzUsuńStyna
Właśnie łapałam lekkiego doła, ale po zjedzeniu kawałka czekolady i przeczytaniu dwóch opowiadań od razu mi lepiej :)
OdpowiedzUsuńBabeczko kolejne cudne opowiadanie. Nie wiem jak wyglądasz ale wiem jedno masz bardzo sexi umysł.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnych opowiadań.
Pozdrawiam serdecznie
Artur
naprawdę wszystko git, no ale CUKIERNIK?!!
OdpowiedzUsuńPuściłam oczko ;-) Wyobrażacie sobie? Prawie dwa metry wzrostu, ledwo się mieści w drzwiach na szerokość i baba drożdżowa oblewana czekoladą? Ha, ha!
Usuńza szybko, moglas ich jeszcze pomeczyc
OdpowiedzUsuńŚwietne! I jak wprawia w dobry nastrój ;)
OdpowiedzUsuń❤ chyba wystarczająca wypowiedź...
OdpowiedzUsuńmogłaś napisać jak rozprawil się z arturem i co było potem ale i tak jest cudnie!!!! :))))
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że za szybko i za słodko się to skończyło...
OdpowiedzUsuńZ całą pewnością to opowiadanie wskoczyło w TOP 5 moich ulubionych opowiadań Twojego autorstwa :)) A zdanie: "Zamienię swoje urozmaicone menu, na dania z oskubanego kurczaka." - genialne!!!! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tylko jedno mi przychodzi do głowy .. GENIALNE :*
OdpowiedzUsuńA.
Pomysł z cukiernikim był genialny :) a opowiadanie pochłonęło mnie do reszty ! Napisz w komentarzu jeszcze co sie stało z Arturem ! ? :)
OdpowiedzUsuńBrat sprał go na kwaśne jabłko, ale to i tak niczego go nie nauczyło :-)))
OdpowiedzUsuńTwoje najlepsze opowiadanie :D Super :)))
OdpowiedzUsuńBłagam napisz coś podobnego... byłam tak podniecona, że aż bolało! A cholerny mąż już spał :D
OdpowiedzUsuńMateusz taki arogancki, ta przemoc.. cholera ... Błagam :D