niedziela, 8 czerwca 2014

Głupia miłość (IV)

Miało być jutro, ale kto wie jak będę stała z czasem. Więc daję dziś, na upalne, leniwe popołudnie! Z życzeniami urodzinowymi na jutro dla jednej z czytelniczek, która przeżywa obecnie ciężkie chwile. Uszy do góry!

Link do części III - (klik) 

          Głupia miłość (IV)
Czerwiec rozpoczął się serią upalnych, pełnych lejącego się z nieba żaru, dni.

Siedziałam w dusznym pokoju, a wentylator leniwie młócił powietrze, przynosząc tym samym dość znikomą ulgę. Popiłam letnią kawę i skrzywiłam się, bo o wiele bardziej wolałabym piwo. Tylko alkohol pity od samego rana, w dodatku przy takiej gorączce, mógł zaszkodzić. Była zaledwie dziesiąta, a ja już marzyłam o powrocie do domu, zimnym prysznicu i chmielowym nektarze prosto z lodówki. I o Tomku…

Ech!
Po raz kolejny przeczytałam to, co stworzyłam. Tekst był niezły, nie za długi, nie za krótki, pełen poczucia humoru i błyskotliwych, nieco uszczypliwych uwag. Ale brakowało zdjęć. Cudnych, niepowtarzalnych, które wzbudziłyby prawdziwą sensację.
Tępym wzrokiem zapatrzyłam w okno, wspominając niedawną wizytę u pewnego znanego biznesmena, milionera i zdobywcy damskich serc. Nadal uważałam, że realizacja tego pomysłu był genialna. Szkoda tylko, że na koniec dałam się tak wykiwać.
Drgnęłam, gdy ktoś z ogromną siłą załomotał w drzwi.
– Proszę! – Odchrząknęłam, bo mój głos zabrzmiał dziwnie słabo.
Spodziewałam się ujrzeć szefową zołzę, mojego narzeczonego Tomka czy też jakąś inną znaną lub całkiem obcą mi osobę. Tymczasem do środka wszedł Konrad.
– Yyy – wyrwało mi się. – Ty?
– Ja – odparł spokojnie i przystawiwszy krzesło do mojego biurka, odwrócił je przodem do tyłu i usiadł w całkiem luzacki sposób, kładąc przedramiona na oparciu. Zresztą i ubrany był mało oficjalnie. Lniana błękitna koszula, jasne spodnie, japonki, raczej nie były strojem służbowym. – A co? Nie spodziewałaś się, prawda?
– Nie – przyznałam uczciwie, patrząc na niego z niechęcią. – Czego chcesz?
– Tego dziewictwa, co to mi je proponowałaś tydzień temu.
Wzruszyłam ramionami.
– Rozmyśliłam się.
– Zauważyłem. Zakład z koleżankami, co?
– Jak tu trafiłeś? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
– Zaraz po twoim wyjściu kazałem cię śledzić. Numer z bramą jest stary jak świat, nie wiedziałaś o tym?
Wciąż był rozbawiony, ale w szarych oczach zauważyłam coś, co zdecydowanie mi się nie spodobało.
– To super. Jestem zajęta, możesz mi nie przeszkadzać?
– Nie mogę – odparował bezczelnie. – Za to chce wiedzieć, jaki cel miał ten głupi, szczeniacki numer, który wycięłaś w zeszłym tygodniu. To była prowokacja czy po prostu chęć zdobycia sensacyjnego materiału?
– Wymazałeś moje fotki!
– I co z tego? Wiesz, że nie lubię dziennikarzy? Zwłaszcza tych początkujących, którzy z wywieszonym językiem latają za każdą potencjalną sensacją. Miałaś jakiś cel, prawda? I obyś nie zdążyła jeszcze go zrealizować – dodał z doskonale słyszalną groźbą w głosie.
– To był eksperyment – wyjaśniłam niechętnie. Tak łatwo się nie odczepi, muszę z tego zgrabnie wybrnąć. A kiedy całość ukaże się drukiem, to niech się wścieka! – Cel wybrany przypadkowo. Temat ogólny o męskim szowinizmie.
– Jestem szowinistą?
– A nie? Niech się zastanowię, kto powiedział, że jego żona musi być, tu cytuję, „czystym aniołem bez skazy, nieskończenie pięknym, idealnie uległym” i inne podobne dyrdymały.
– Mam prawo wymagać.
– Ty? – tym razem to ja byłam ironiczna. – Bo masz pieniądze? Daruj, ale to głupie. Jesteś zużytym podrywaczem, o ciasnych poglądach i wygórowanym mniemaniu o samym sobie.
Tak, tym razem dało się zauważyć, że go rozzłościłam. Oczy mu pociemniały, usta zacisnęły się, tworząc wąską kreskę, nozdrza nieznacznie drgały z tłumionego wzburzenia.
– Zużytym?
– Wyeksploatowanym pomimo młodego wieku. Co miesiąc na okładkach każdego brukowca, z powodu ognistych romansów i przygód w klubach nocnych lub burdelach.
– Dobrze się bawię po dniach pełnych ciężkiej pracy.
– Tak, to prawda – dodałam z sarkazmem. – Posłużyłeś więc za przykład mężczyzny, z którym stanowczo nie należy się wiązać, toksycznego typa, który swą atrakcyjność zawdzięcza liczbie zer na koncie.
– Jeśli ty posłużysz się nazwiskiem lub choćby inicjałami – wycedził, mrużąc oczy – to zakończysz swą pseudodziennikarską karierę szybciej niż ją zaczęłaś.
– Wierzę w wolność prasy.
– Idiotka! Mogę kupić tę całą twoją wolność w kilka minut.
– Ale nie mnie! – Zirytował mnie tym swoim „mogę kupić”, mogę to, mogę tamto.
– Założysz się?
– Tak.
– Niech pomyślę – zadumał się, pocierając brodę wierzchem dłoni. – A gdybym dał na przykład… – i tu wymienił sumę, wprawiając mnie w pełne zgrozy zdumienie.
– Aż tyle? – gwizdnęłam z podziwem i głęboko odetchnęłam. – Cenna jestem.
– Nie. Uparta.
– Są rzeczy nie do kupienia.
Nie odpowiedział, wpatrując się we mnie z namysłem.
– Jako brunetka prezentujesz się o wiele lepiej. Chociaż nie lubię przykurczów, o krótkich włosach i tak masywnych nogach.
Aż mnie zatchnęło z oburzenia. To fakt, byłam dość niska i wcale nie filigranowa, raczej o mocnej budowie ciała, z lekkim nadmiarem zaokrągleń i fryzurą na pazia. Ale to nie powód, by mnie obrażać!
Zresztą, czy zależało mi na jego zdaniu? Nie. Wzruszyłam więc ramionami i przygryzłam końcówkę długopisu, zastanawiając się, jak spławić natręta.
– Nic nie odpowiesz?
– A co mam powiedzieć? Przecież to prawda.
Wyglądał na zawiedzionego. Czego niby się spodziewał? Że rzucę się, by wydrapać mu oczy? Już wiedziałam, że ta muskulatura nie jest na pokaz, po co miałabym więc wdawać się w głupie przepychanki?
– Duża doza samokrytyki czasem się przydaje – powiedział z przekąsem.
– Ucz się od mistrza – odparowałam.
– Jestem chodzącym ideałem. Nie muszę.
Boże! Jak ten facet mnie irytował. Te jego: jestem wielki, zdobędę wszystko, patrz i podziwiaj, było wyjątkowo wkurzające. Na dodatek gapił się bezczelnie w głęboki dekolt mojej sukienki, dość dwuznacznie się uśmiechając. Naprawdę miałam ochotę zdrowo mu przywalić. Po chwili zmieniłam jednak zdanie, błagając niebiosa, by zesłały mu karę w postaci nieszczęśliwej miłości. Cholera, nie wiem, może niech zakocha się w jakiejś lesbijce? Szanse że normalna kobieta mu się oprze, były znikome. Ale ktoś, kogo nie pociągając faceci?
– Co knujesz?
– Obmyślam menu na wieczorną kolację. Mamy rocznicę – skłamałam na poczekaniu.
– My?
– Ja i mój narzeczony.
– Narzeczony? – zmrużył oczy. – Jesteś zaręczona?
W odpowiedzi podsunęłam mu pod nos rękę z pierścionkiem na palcu.
– Phi – prychnął. – To byle co, to niby ma być pierścionek zaręczynowy?
Od razu wróciła ochota, by go zabić. Zacisnęłam zęby i przyrzekłam sobie, że nie dam się sprowokować.
– Tak, to coś, to pierścionek zaręczynowy. Wraz z nim dostałam obietnicę na wspólną przyszłość.
– Żaden facet nie jest wierny w stu procentach.
– Ten jest.
– I oprze się pokusie? Założymy się?
– Słuchaj człowieku – powiedziałam już porządnie poirytowana. – Odczepisz się w końcu? Dobrze, przyznaję, mój wyczyn był głupi. Nie zdobyłam jednak tego, co zamierzałam. A teraz będę miała kłopoty, bo szefowa dostanie szału, jeśli jutro nie przedstawię jej rewelacyjnego artykułu.
– Mam te zdjęcia.
Spojrzałam na niego, nie bardzo rozumiejąc co miał na myśli.
– Ale głupio wyglądasz – parsknął śmiechem. – Skopiowałem je.
– Musisz dodatkowo mnie wkurzać?
– Dostaniesz ten plik jeśli zgodzisz się na mały eksperyment. Sam pójdę do twojej szefowej i pokażę jej materiały, jakie możesz zdobyć. Niech poczeka jeszcze z dwa tygodnie. Wywiążesz się z umowy i napiszesz tekst swojego życia. Co ty na to?
Nie spodobała mi się ta propozycja. Kto wie, co ten cholernik wymyśli?
– Jaki eksperyment? Warunki muszą być z góry jasno określone.
– Z powrotem przebierzesz się za seksowną blondynę i wystąpisz jako moja narzeczona.
Zatkało mnie. Po cholerę potrzebne było mu takie czupiradło? Jeszcze w charakterze przyszłej żony?
– Co knujesz?
– Nic. Chcę pokazać światu, że doceniam w kobiecie jej wnętrze.
Przez długą chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami.
– Nie mam ochoty – odezwałam się w końcu. – Jest piekielnie gorąco, a ta peruka gryzie jak diabli.
Nie odpowiedział, tylko wyciągnął z kieszeni telefon, rozmiarów bez mała telewizora, coś tam pomajsterkował i podsunął mi pod nos przepiękną fotką niedawnej imprezy. Ze sobą w roli głównej, z nosem w tęczowej mazi.
Pal licho perukę – zadecydowałam w mgnieniu oka. Poza tym będę miała okazję, by wykraść mu telefon i olać naszą umowę.
– Zgoda. A teraz marsz do pokoju na końcu korytarza – powiedziałam twardo. – Tylko wymyśl jakieś sposób zagwarantowania mi obiecanej nagrody. Za grosz nie wierzę w twoją uczciwość.
– Przecież nie pójdziemy z tym do prawnika – syknął poirytowany. – Masz moje słowo i tylko tyle. Decyduj.
Ha, ha! Wykiwa mnie na sam koniec jak nic. Jednak i ja miałam szansę go oszukać. I tak naprawdę nic do stracenia.
– Przez ile dni mam udawać i w jakiej formie? – postanowiłam sprecyzować szczegóły.
– Zamieszkasz u mnie przez tydzień, a pokazowo poszalejesz na dwóch, trzech przyjęciach plus jeden obiad z udziałem kilkorga przyjaciół.
– Zamieszkam?! Chyba śnisz!
– Mam duży dom. Nie mów, że się boisz? – dodał z ironią.
– Jak ja cię kurwa nie cierpię! – wymamrotałam, przymykając oczy.
– Twoje sympatie i antypatie nie mają tu nic do rzeczy.
Dobrze, mogłam się zgodzić. Tylko co ja powiem Tomkowi? Prawdę? Nie pozwoli mi, na sto procent wiem to już teraz. Mam skłamać? Jeszcze gorzej, bo gdyby się dowiedział, całkowicie stracę jego zaufanie.
– I jak będzie? – zerknął na zegarek. – Mam mało czasu, decyduj się. Jak nie, to kasuję wszystko i zapominamy o sprawie.
– Zgadzam się – powiedziałam z determinacją. Nie dodałam, że jeśli Tomek kategorycznie mi tego zabroni, będę musiała zrezygnować. Niech się szubrawiec jeden ponapawa swoim zwycięstwem. – Choć nadal nie rozumiem sensu takiego obrotu sprawy.
– Zrozumiesz, oj, zrozumiesz – wyglądał niczym kot, który właśnie upolował tłustą zdobycz. Mój niepokój przybrał na sile. Będę musiała się pośpieszyć z wykradzeniem fotek, a potem błyskawicznie ewakuować. A on? A niech się wścieka, miałam to w nosie.
– To idę do tego pokoju na końcu korytarza. A ty wracaj do domu i się spakuj – mrugnął porozumiewawczo. – Czeka nas tydzień pełen zabawy!

link do części V - klik
 

13 komentarzy:

  1. Rewelka:D zapowiada się mega :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś mi się wydaje, że będzie tutaj zdrada i nie wiem czy chcę czytać dalej. Biedny Tomek...

    OdpowiedzUsuń
  3. A moim zdaniem to Tomek zdradzi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sądzę że Konrad podsunie Tomkowi jakąś laskę i zrobi im zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  5. babeczko dodaj coś po północy na poprawę poczucia humoru ;-) pojutrze mam 3 egzaminy jeden za drugim, przydałoby się coś na rozluźnienie przed zbliżającą się sesją ;)
    Pozdrawiam,
    K. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Niech będzie cokolwiek, byle z Konradem! Jakoś nie lubię biednego Tomka, nie to co niepokorny, bezczelny, arogancki i cholernie seksowny (przepraszam za banalny opis) Konrad!

    OdpowiedzUsuń
  7. Babeczko, ile części będzie miało to opowiadanie?

    OdpowiedzUsuń
  8. oj babeczko, jak ja serdecznie dziękuję za prezent urodzinowy!! cały dzień goście, usypianie dziecka a na wieczór taka wisienka na torcie :)

    uwielbiam Cię :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Proszę, tylko niech się zdrowy związek 2 kochających się ludzi, nie posypie przez jakiegos buca.

    OdpowiedzUsuń
  10. To opowiadanie kojarzy mi się z wygraną

    OdpowiedzUsuń
  11. Babeczko dodaj następna część:) chyba zasłużyliśmy po takiej przerwie ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetne to opowiadanie! Tak samo jak i nowa szata graficzna po prostu tak czuć lato ! :) Czekamy na ciąg dalszy ! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. zapowiada sie ciekawy tydzien:)nie moge sie doczekac kolejnej czesci:)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.