Ależ ciężko... Po pół, po jednej stronie worda... Ale w końcu ruszyłam i teraz będzie już z górki.
Dziś Aniołek, pojutrze Mandat. Potem zobaczymy, co akurat napiszę. Na razie szykuję się z bardzooooo długimmmmm tekstem na czerwiec i nie ukrywam, że to także zajmuje mi czas. Poza tym wzięłam się za optymalizację własnej strony i stwierdzam, że polskie poradniki w necie są do d...y. Odkurzyłam więc angielski i buszuję po obcojęzycznych stronach.
Wkrótce na słodkiej babeczkarni przepis na bezy - tak banalnie prosty, że to się głowie nie mieści. I jakie pyszne wychodzą!
A tutaj:
link do części VI - (klik)
Anioł stróż (VII)
Czwartkowe
przedpołudnie upłynęło mi pod znakiem zabiegów kosmetycznych. Za to później
ruszyłam na poszukiwania odpowiedniej sukienki, bo ta, którą przygotowałam z
pewnością nie odpowiadała słowom „subtelnie kobieca”. Była za to seksowna,
wyzywająca i ogniście czerwona.
Zdecydowałam się na
błękit, bo właśnie ten kolor kojarzył się z delikatnością, a poza tym było mi w
nim wyjątkowo do twarzy. Na dodatek sukienka miała być długa, nieeksponująca
biustu i najlepiej nieco zwiewna.
Ha, ha! Poszukiwania
świętego Grala dałyby lepsze rezultaty. W naszych sklepach sprzedawano wszystko
na jedno kopyto, kiecki różniły się jedynie ilością ozdób i cenami. W swej
desperacji poszłam dalej i odwiedziłam kilka zwykłych lumpeksów.
I właśnie w jednym z
nich znalazłam coś, co w stu procentach odpowiadało moim wyobrażeniom. Sukienka
była długa, zwiewna, dyskretnie eksponowała biust, a na dodatek miała odcień
idealnego błękitu. Migotała tysiącem srebrzystych iskierek, czyli różnej
wielkości sztucznych diamencików. Dokupiłam jeszcze po drodze delikatne
pantofelki w tym samym kolorze oraz krawat dla Daniela i uznałam, że osiągnęłam
zamierzony cel.
Starałam się nie myśleć,
że jestem kompletnie spłukana.
Do domu dotarłam
zmęczona i od razu wskoczyłam pod prysznic. Aniołka nie było, być może udał się
do dowództwa zdać relację z postępów akcji.
Pojawił się, gdy
siedziałam wygodnie na kanapie i podjadałam popcorn, z wielkiego, tekturowego
pudła.
– Gdzie byłaś? –
spytał podejrzliwie.
– To nie wiesz?
– Miałem… Musiałem
coś załatwić.
– Na zakupach. –
Nie widziałam sensu, aby ukrywać przed nim banalną prawdę. – Tam masz krawat do
kompletu. A teraz cicho, bo oglądam film.
Zrobił zdziwioną minę,
ale nic nie powiedział. Usiadł tylko obok i po chwili wahania poczęstował się
popcornem. Po niecałej minucie skrzywił się.
– Wampiry nie są
wcale seksowne. To łyse, pomarszczone i blade potwory, którym ani w głowie
romansowanie ze śmiertelniczkami. Mogą co najwyżej nim przekąsić…
– Psujesz mi
nastrój.
– Bo to takie
głupie.
– Głupie –
przyświadczyłam. – Ale mnie się podoba. Co mam niby innego oglądać?
– Pomodliłabyś
się.
– Klepanie zdrowasiek
to żadna przyjemność – mruknęłam, z napięciem śledząc rozwijającą się akcję. I
w tym właśnie momencie telewizor zgasł.
– Daniel! –
wysyczałam wściekłym szeptem. – Jeśli to twoja sprawka, to przysięgam – uduszę
cię!
– Moja. Nie mogę
patrzeć na takie bezeceństwa. – Wcale nie wyglądało, że przejął się moimi pogróżkami.
– Jesteś podły. –
Włączyłam odbiornik, ale nic z tego. Natychmiast zgasł. Z nadprzyrodzonymi
mocami nie miałam żadnych szans. Urażona, podreptałam do kuchni i przygotowałam
sobie herbatkę z melisy.
Daniel wciąż siedział
na kanapie. Wyglądał na zamyślonego i nieco zasmuconego.
– Dobrze –
powiedziałam nagle. – Pójdę jutro do spowiedzi – dodałam z niechęcią.
– Powinnaś zrobić
rachunek sumienia – podchwycił z entuzjazmem.
– Nawet nie
pamiętam co to jest.
– Po pierwsze
musisz sobie zadać pytanie czy żałujesz popełnionego zła – zaczął pompatycznie.
– Nie bardzo…
– Mario! To
podstawa!
– Danielu! Mam to
w nosie! Czy to moja wina, że nie żałuję, iż tydzień temu kochałam się z trzema
mężczyznami w przeciągu jednej nocy?
– Co?!
– Powtórzyć? –
spytałam uprzejmie, z trudnością powstrzymując napad wesołości. – Nie
jednocześnie – westchnęłam z żalem. – Właśnie tego akurat żałuję.
– To tak można? –
Aniołek łypnął na mnie ukradkiem.
– Można.
– A dlaczego jeden
ci nie wystarcza?
– Ty byś mi
wystarczył – puściłam zalotnie oczko. – Jednak wolę, abyś oszczędzał siły na
sobotę. Im bliżej, tym ten pomysł wydaje się głupszy.
– Dlaczego?
Obiecałem, że się postaram.
– Niby tak… Ale
kogo ja chcę oszukać? Siebie? Innych? To takie poniżające – powiedziałam z
nagłym przygnębieniem, siadając tuż obok niego. – Wolałabym naprawdę się
zakochać.
– To wszystko
przez to, że rozmieniasz się na drobne.
– Trzeba przyznać,
że ciekawe porównanie.
– Gdybyś
cierpliwie czekała na swą wielką chwilę…
– …to broniłabym
swej świętej cnoty do zamierzchłej starości – dokończyłam, smętnie wzdychając.
– Miałem na myśli,
że z pewnością spotkałabyś tego jedynego.
– Najpierw
musiałbym wiedzieć, jaki miałby być.
Daniel zamiast przejąć
się tematem, przytulić mnie i okazać współczucie, odrobinę się odsunął, podejrzliwie
zerkając.
– Coś kombinujesz!
– rzucił oskarżycielsko.
– Kretyn! –
powiedziałam z nagłą goryczą i energicznie wstałam. – Bo ja zawsze muszę być
pełna optymizmu i w doskonałym humorze, co?
Milczał. Nie miałam
ochoty na kłótnie, dyskusje, a nade wszystko zaczął mnie denerwować sam jego
widok. Bo dlaczego on był tak idealny, tak doskonały i jednocześnie taki
nieosiągalny?
– Jak spadająca
gwiazda – wymruczałam pod nosem, człapiąc z ponurą miną do sypialni. Jednak co
by nie powiedzieć, to zakupy są wyczerpującym zajęciem. Zaryłam nosem w
poduszkę i zanim zdążyłam poużalać się nad swą podłą dolą, zasnęłam.
Rankiem odzyskałam
dobry humor. Na zewnątrz wesoło świeciło słoneczko, z nieba lał się wściekły
żar, a ja postanowiłam, że wybierzemy się z Danielem na wycieczkę. Może pobyt
na łonie przyrody, tchnie w nasz „związek” trochę ożywczej energii?
– Coś taka wesoła
od rana? – powiedział z kwaśną miną na powitanie.
– Jedziemy na
piknik! – oznajmiłam radośnie, wkładając do wiklinowego koszyka ostatnią
kanapkę. – Myj ząbki i wciągaj świeże gatki!
– Po co?
– Aby po drodze,
nie padały w locie wszelkie nadobne pszczółki i ptaszki.
– Że niby ja?... –
aż zachłysnął się z oburzenia.
Znacząco pociągnęłam
nosem.
– Trochę tak –
potwierdziłam dobitnie. – Pora na prysznic.
– Ale ja nigdy w
życiu… – zaczął i uniósł ramię. Potem pochylił głową i powąchał się pod pachą.
Dosłownie. O mało co nie padłam ze śmiechu. Dusiłam się, gwałtownie
czerwieniejąc i usiłując sprawiać wrażenie opanowanej. – Faktycznie! Jak to
możliwe?
– Spytaj zwierzchnika.
Jak dasz radę, to zegnij się i powąchaj w kroku.
– Nie kpij. Jako
anioł nigdy nie miałem podobnych problemów – odpowiedział wyraźnie zawstydzony.
A potem szybciutko umknął do łazienki.
Za to ja podeszłam do
szafy, zastanawiając się, co powinnam ubrać.
Delikatnie i kobieco, powtarzałam
niczym mantrę. W końcu wybrałam krótkie spodenki i zwykłą koszulkę, którą
podwinęłam i zawiązałam pod biustem. Może nie było to skromne, ale w taki upał
miałam to w nosie. Wygrzebałam jeszcze sportowe sandały i ogromny, słomiany
kapelusz.
– Teraz pachnę! –
pochwalił się Daniel zaraz po wyjściu z łazienki.
– Nie ciesz się.
Ten stan nie potrwa długo.
– Dlaczego?
– Bo jest wściekle
gorąco.
W tym momencie
zorientował się, co na siebie założyłam.
– Jesteś na wpół
naga – powiedział z potępieniem. Chociaż… Czy mnie się zdawało, czy też
zauważyłam w błękitnych oczach odrobinę podziwu?
– Ale nie całkiem.
Gotowy? To bierz ten kosz i idziemy. No już!
Posłusznie pomaszerował
za mną do samochodu. Jeszcze tylko posprzeczaliśmy się o wybór stacji w radiu i
mogliśmy ruszać w drogę.
Podśpiewywałam sobie
rzewne kawałki o miłości, podczas gdy on z zainteresowaniem podziwiał
krajobrazy za oknem
W końcu nie
wytrzymałam.
– Nie rozumiem –
przerwałam ciszę. – Gapisz się jakbyś nigdy nie widział świata.
– Moja egzystencja
nieco różni się od ludzkiej. Nie mamy czasu na takie głupoty.
– To tłumaczy twój
barani wzrok jak tylko zobaczysz całujące lub obściskujące się pary.
– Tylko nie
barani! Jestem wtedy godnie urażony.
– To można być
niegodnie?
– Owszem, wtedy
gdy ty mnie denerwujesz.
– Zauważyłam, że z
twojej anielskości pozostał jedynie wygląd.
– Jeszcze sporo
pozostało, nie martw się – odpowiedział oschle.
Zamilkłam. Powiem
szczerze, iż miałam wrażenie, że to nie ten sam Daniel. Omijał mnie wzorkiem, a
gdy tylko przyłapałam go, że się gapi, gwałtownie odwracał głowę. Wytworzył
pomiędzy nami pewien dystans, żadnej bliskości, żadnego spoufalania. A w
dodatku wyraźnie widziałam w jego błękitnych oczach mroczne pożądanie.
To nie było normalne.
W końcu dotarliśmy do
celu. Sobie tylko znanymi ścieżkami, poprowadziłam go w odludne miejsce nad
małym jeziorkiem. Co prawda porośnięty trzciną brzeg zniechęcał do kąpieli, ale
niewielka polanka otoczona gęstymi zaroślami, kusiła błogim spokojem.
– Rozłóż koce pod
drzewem – rozkazałam. Chciałam się odrobinę rozprostować, ale nie zdążyłam, bo
poczułam jak Daniel oplótł mnie ramionami i przylgnął do moich pleców.
– Ja już dłużej
nie mogę czekać – wymruczał. – Całą cholerną drogę nad sobą panowałem. Ale
teraz jesteśmy sami, w odludnym miejscu i zrobię to, na co mam ochotę.
Tak mnie zdumiały te
słowa, że zamarłam w bezruchu.
– Wszystko z tobą
w porządku? – wyjąkałam w końcu, jednocześnie czując, jak jego dłonie wślizgują
się pod cienki materiał bluzki, a biodra coraz mocniej ocierają się o moją
pupę.
– Nie do końca… –
jedna ręka zsunęła się w dół i zniknęła za paskiem spodni. Ukąsił mnie w szyję
i zanurzył palec w suchym jeszcze wnętrzu.
Najdziwniejsza była
jednak moja własna reakcja. Nie byłam podniecona, a zakłopotana. A przecież od
tak dawna miałam na niego ochotę. Teraz mogłam to przyznać, tylko że…
– Daniel,
przestań! – usiłowałam wywinąć się z jego ramion.
– Nie!
– TAK! – ryknęło tuż
obok.
Znieruchomiałam, a oczy
wyszły mi na wierzch ze zdumienia.
link do części VIII - (klik)
Ha!Damian wcielił się w Daniela,zbereźnik jeden!
OdpowiedzUsuńDiabełek udaje aniołka? :D
OdpowiedzUsuńAbsolutnie genialne! Przeczytałam dzisiaj wszystkie części aniołka od początku, bo nie mogłam się doczekać kolejnej, a tu taka niespodzianka :) Telepatia. Teraz oczywiście będę wyczekiwać kolejnej jeszcze bardziej niecierpliwie.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać kolejnej części Babeczko:) Jesteś wspaniała,na pewno wszystko Ci się ułoży:* I dziękuję,że jesteś i dzięki Tobie i Twoim opowiadaniom mogę choć przez chwilę oderwać się od codzienności i zrelaksować.Jesteś WIELKA:*
OdpowiedzUsuńDziękuję za kolejny kawałek tekstu o skrzydlatym może jednak wstrzymasz się z Mandatem i dodasz kolejna część tego opowiadania ? :)
OdpowiedzUsuńJulex
Boże, mam nadzieję, że to 'wielkie czerwcowe coś' zaczniesz publikować dopiero wtedy, gdy zakończysz Aniołka. Tak długo czekałam... Aż mi się tych wszystkich kłamców i innych nie chciało czytać.
OdpowiedzUsuńWielkie czerwcowe coś ma być 9 czerwca na rocznice bloga :-) Mam tylko nadzieję, że zdążę...
UsuńA kara? :>
OdpowiedzUsuńO tak, też jestem za tym, żeby odłożyć na bok wszelkie kary i mandaty świata. W nagrodzę, że tak długo czekaliśmy chcemy aniołka! :)
OdpowiedzUsuńOdpuść karę i dokącz anioła
OdpowiedzUsuńMandat, mandat!
OdpowiedzUsuńOd: marek. A ja czekam na " nie umiem stąpać ...". Ale co będzie i kiedy ,to zdecyduje nasza Babeczka.jak zwykle nas zaskoczysz. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA mi się wydaję, że to nie diabełek wcielił się w Daniela, tylko po prostu w końcu nasz aniołek nie mógł wytrzymać. A "TAK!" wypowiedział hmmm Bóg? Nie wiem, ale mam wrażenie, że jakiś jego przełożony, albo ojciec ich obu (Damiana i Daniela), bo przecież był gdzieś wątek, że są strasznie podobni, więc bracia?
OdpowiedzUsuńFajne, Fajne, ale oczywiście za krótkie!! :D Mimo tego, czekam na następną część.
OdpowiedzUsuńBuziaki,
Ada :)
<3
OdpowiedzUsuń