piątek, 14 marca 2014

Nie umiem stąpać tak cicho (I)

Zobaczymy jak wyjdzie ;-)

          Nie umiem stąpać tak cicho (I)
          1.
Ciepłe światło słońca z trudem przebijało się przez ciężkie, pełne kurzu, zasłony. Maleńkie drobinki wirowały w powietrzu, widoczne jedynie w tej jasnej, złocistej smudze. Wirowały dostojnie, powoli, by w końcu osiąść na gładkiej, poczerniałej ze starości podłodze.
W łóżku leżała kobieta. Jej chrapliwy oddech zakłócał ciszę panującą w pokoju, doskonale wpasowując się w pusty, jakby martwy nastrój pomieszczenia. Miała półprzymknięte oczy i pomarszczone policzki. Usta nadawały twarzy charakterystyczny wyraz stanowczości. Nawet teraz gdy umierała.
Gwałtownie zacisnęła palce na miękkiej pościeli. To była naprawdę piękna pościel. Błękitna jak niebo w bezchmurny dzień, z malutkimi pączkami róż, rozrzuconymi w zamierzonym nieładzie.
Laura pomyślała, że zupełnie nie pasuje do tej scenerii. Że stara czarownica nie zasłużyła nawet na taką odrobinę piękna. Ani na ostatnie promienie jesiennego słońca, złocistym blaskiem zalewające pokój.
Bez emocji patrzyła na jej agonię. A może i czuła satysfakcję?
Powinna.
Po tym co ciotka Gerta zrobiła całej rodzinie, po tylu latach, wreszcie mogła zakosztować smaku zemsty.
Ta wredna suka była bogatą, apodyktyczną starą panną. Rządziła twardą ręką. Wszystko musiało być takie, jak ona chciała. Żadnych ustępstw, żadnej litości. Mamiąc ich obietnicą przyszłego spadku, kusząc ochłapami ze swojego stołu, trzymała wszystkich w garści.
Laura poczuła obrzydzenie, choć przecież ich pragnienia były tak bardzo ludzkie. Potrzebowali pieniędzy, by stać ich było na rehabilitację Mikołaja. Walka z jego chorobą była beznadziejna, nieopłacalna dla państwowej służby zdrowia. Ba! Nieopłacalna dla nikogo. Ale tu wkraczała miłość. Uczucie silniejsze od zdrowego rozsądku, miłość rodziców i obu sióstr, młodszej Laury oraz starszej Gabrysi.
Drgnęła, wyrwana z niezbyt przyjemnych wspomnień, bo szponiasta dłoń ciotki zacisnęła się na jej nadgarstku.
– Cieszysz się, że umieram?
Przez chwilę chciała obłudnie zaprotestować.
– Tak – skapitulowała. O dziwo, wyjawienie prawdy nie niosło ze sobą żadnych emocji. Po prostu stwierdziła oczywisty fakt.
– To widać – patrzyła teraz wprost w miarę przytomne oczy umierającej. – Zawsze wiedziałam, że ty jedna potrafisz być szczera.
– Szczera? Nie stać było nas na to – odparła krótko Laura, zwinnym ruchem wyswobadzając swoją rękę.
– No tak… – kobieta zaniosła się chrapliwym śmiechem. – Ten wasz pokręcony Mikołaj.
– On na ciele, ty na duszy – odparła ze spokojem dziewczyna.
Przez chwilę panowała pomiędzy nimi niczym nie zakłócona cisza.
– Przyszłam, bo chcę wiedzieć, czy możemy liczyć na cokolwiek.
– Ach, spadek! Tyle z nim zachodu… Czyżbyś się bała, że was wydziedziczę? – Oczy ciotki nabrały niezwykle chytrego, wręcz podstępnego wyrazu.
– Tak.
– Zależy wam na moich pieniądzach?
– Zależy. Ale na tobie nie.
W końcu nie musiała ukrywać swych uczuć. Testament został sporządzony i spoczywał w przepastnym sejfie, pod pieczą wiecznie ponurego adwokata. A tej kobiecie niewiele zostało czasu. Zbyt mało by go zmienić.
Cienie wydłużały się coraz bardziej, za chwilę zapanuje ciemność. Laura wyciągnęła przed siebie dłoń i rozcapierzyła palce. Złociste słońce oblało jej kontury, przynosząc ze sobą dziwne uczucie nierzeczywistości tego świata.
I czegoś nieznanego, strasznego, co czaiło się w każdym kącie tego przeklętego domu. Tego, co sprawiało, że za każdym razem gdy przekraczała jego próg, czuła gęsią skórkę i delikatnie jeżące się włoski na karku.
Zegar w hallu na dole wybił godzinę piątą.
– Dobrze, dostaniesz wszystko.
Zdumiona spojrzała na całkiem przytomną ciotkę. Ta odwzajemniła to spojrzenie, po czym ruchem podbródka wskazała na niewielką szafkę, stojącą w rogu pokoju.
– Nie gap się na mnie! Otwórz szufladę i wyjmij małe, brązowe pudełeczko.
Laura wstała i posłusznie wykonała polecenie.
– To? – ujęła w dłoń jedyny przedmiot, który znajdował się w środku.
– Zapomniałaś, że z daleka bez okularów nic nie widzę? – Jak ona nienawidziła tego pełnego sarkazmu i drwiny głosu! Jednak musiała wytrzymać jeszcze odrobinę…
– Nie zapomniałam.
– A teraz je otwórz i podaj mi naszyjnik.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Gdzieś, kiedyś, już go widziała. Srebro pokryte patyną czasu, małe oczka krótkiego łańcuszka, dziwaczne zapięcie i brylant, nie większy od paznokcia, w kokonie z cienkich drucików.
Jakaś bardzo nieprzyjemna myśl pojawiła się w jej głowie i zaraz zniknęła. Zbyt mało precyzyjna, zbyt mglista, by mogła ją ubrać w słowa, przypisać do jakiegokolwiek okresu w swym życiu.
A jednak z ulgą pozbyła się naszyjnika, niemal rzucając go w rozcapierzone dłonie ciotki.
Czy się myliła widząc w wyblakłych oczach złośliwą satysfakcję?
– Oznajmiłam adwokatowi, że cały spadek przypadnie właścicielowi lub właścicielce tego klejnotu.
– Tego? – Laura z powątpiewaniem spojrzała na rażący swą brzydotą naszyjnik. Rażący na tle pięknej pościeli. Potem pomyślała, że idealnie pasował do starej jędzy.
– To diament?
– Skąd. To herkimer.
To słowo nic dla niej nie znaczyło. Było równie obce jak ta umierająca kobieta.
– Kryształ kwarcu, występujący tylko w jednym miejscu na ziemi.
– Na co mi on?
– Chcesz spadek? – ciotka chytrze zmrużyła oczy.
– Chcę – odparła twardo Laura.
– To weź go. I po mojej śmierci pokaż adwokatowi.
– Tylko tyle? – dziewczyna patrzyła na nią podejrzliwie. Nie wierzyła, by odziedziczenie wielomilionowej fortuny mogło być tak proste.
– Aż tyle – starucha zaczęła się śmiać. Nieprzyjemny i zgrzytliwy dźwięk rozniósł się po pomieszczeniu lecz był zbyt słaby, by pokonać panującą ciszę. Zmalał, aż w końcu zamienił się w blade wspomnienie. Umierająca kobieta przymknęła oczy. Jej oddech uspokoił się, jakby nagle odnalazła długo oczekiwane ukojenie, rysy twarzy wygładziły się, zniknęła zmarszczka goryczy wokół ust.
Laura z niechęcią sięgnęła po stary naszyjnik. Co prawda klejnot kusił i mamił swym blaskiem lecz dziwne przeczucie nie pomagało się pozbyć wrażenia czyhającego na nią niebezpieczeństwa. Siedziała w ciszy, wpatrując się w srebrzysty kokon, przesuwając pomiędzy palcami ogniwa łańcuszka. Siedziała, usiłując zrozumieć skąd taka niechęć do tego przedmiotu.
Kiedyś, dawno temu, gdy była jeszcze dzieckiem…
Dość psotnym, należy przyznać. Czy to nie wtedy, gdy razem z siostrą nudziły się na rodzinnym przyjęciu i postanowiły wkraść się do pokoju ciotki? Nie było tam nic ciekawego prócz puzderka z klejnotami. Gabrysia nałożyła naszyjnik z rubinów, a ona…
Tak!
Właśnie wtedy!
Wyglądał inaczej, kusił i mamił blaskiem brylantu, wypolerowanego srebra, dziwnym, nieuchwytnym pięknem.
Tak bardzo, że pięcioletnia Laura wzięła go ze sobą do ogrodu, by móc ponapawać się jego urokiem.
I gdy siedziała pod drzewem, gładząc opuszkami lśniące ogniwa, tuż obok pojawił się mężczyzna.
Uśmiechnięty, o oczach barwy bursztynu i złocistych włosach.
Stał obok i patrzył na zawstydzoną dziewczynkę.
Patrzył przyjaźnie, jakby z czułością.
Lecz gdy zza chmur wyjrzało słońce, jego blask zgasił złocistą aurę nieznajomego. Ciepło zamieniło się w przejmujący chłód, poszarzały złociste sploty.
A mała Laura wpatrywała się w niego coraz bardziej zaskoczona.
Usta mężczyzny wykrzywiły się, rysy twarzy wyostrzyły.
Z cienia wynurzyło się coś obcego, coś co sprawiło, że w gorący sierpniowy wieczór, poczuła lodowaty podmuch wiatru na karku.
Drgnęła i naszyjnik wypadł z małych dłoni.
W pośpiechu podniosła go z trawy.
Nieznajomy zniknął.
Jak duch.
Laura siedziała wpatrując się w coraz dłuższe promienie rzucane przez zachodzące, jesienne słońce.
Przypomniała sobie.
Wraz ze wspomnieniami wrócił strach.
Te dziwne oczy. Złociste jak bursztyn, zimne, nieludzkie…
Bardzo długo była przekonana, że faktycznie spotkała wtedy ducha. Pokutującą zjawę z zaświatów, która korzystając z chwili gdy słonce zniknęło za grafitową chmurą, zajrzała do świata żywych.
Z czasem o tym zapomniała.
W zasadzie aż do dziś.
„Przecież to jedynie stara, rodzinna pamiątka” – pomyślała z irytacją. Nie mogła zrezygnować ze wszystkiego, bo kiedyś spotkało ją coś dziwnego. Zresztą czy naprawdę było dziwne? Dla pięciolatki większość rzeczy mogła być niezrozumiała, obca, przerażająca.
Potrząsnęła głową.
A potem powiesiła klejnot na szyi.
Jeśli ciotka sądziła, że się wycofa, bo zrazi ją brzydota tego przedmiotu, to grubo się myliła.
Laura wstała i po raz ostatni spojrzała w stronę umierającej.
To dziwne, naprawę wyglądała inaczej.
Pogodniej, mniej przerażająco, znacznie mniej obco.
A jednak… To co poczuła, to nie była satysfakcja.
Jedynie litość.
Ciotka Gerta umierała i nie było na tym świecie ani jednej osoby, która by tego żałowała.
Nie, teraz już była.
Laura z niesłychaną delikatnością zamykała za sobą drzwi. A kiedy rzuciła ostatnie spojrzenie na spoczywającą w ogromnym łożu, pomarszczoną staruszkę, przez gęste firany przebił się ostatni złocisty promień zachodzącego słońca. Przebił się i nagle stracił swój blask, jakby coś chciało pokonać jego jasność.
Tego jednak zamyślona Laura już nie dostrzegła.

link do części II - klik

16 komentarzy:

  1. zapowiada sie obiwcujaco.uwielbiam takie klimaty:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubisz nas zaskakiwać nowościami :D Bardzo ciekawie się zapowiada ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super. Umieram z ciekawości, jak to rozwiniesz. Mam cichą nadzieję, że w tym całym gotycyźmie znajdzie się jednak miejsce na choć malutki romans. Strasznie cię cieszę, że jest już coś nowego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Błagam o dłuższe części, błagam. To jest tak cudne jak sie czyta twoje kawałki tak długo

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo wciągający początek. Czekam na więcej :)
    Pozdrawiam =)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaczyna się intrygująco ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. A co z "Karą" Babeczko ? Kochamy Cię, ale jesteś strasznie...strasznie ...strasznie niesłowna, jeśli chodzi o to opowiadanie. B.B.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam tylko pytanie do Kary - dać od razu jako drugą część z linkiem do pierwszej, czy wkleić również cały początek? Ci, którzy nie czytali będą zadowoleni, a te osoby, które czytały po prostu przewiną część tekstu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Lepiej od początku :) Z miłą chęcią przeczytam jeszcze raz :) B.B.

    OdpowiedzUsuń
  10. kiedy dodasz następną część Anioła ?

    OdpowiedzUsuń
  11. A kiedy kolejna czesc Aniola? Bardzo wciagnelam sie w to opowiadanie.. Co do Kary to chyba lepiej polaczyc poczatek z druga czescia.

    OdpowiedzUsuń
  12. Myśle że z linkiem do pierwszej

    OdpowiedzUsuń
  13. Wrzuć całość.

    OdpowiedzUsuń
  14. Niebiańska sielanka jest fajna, ale tu się tak mrocznie zrobiło, chyba skłaniam się jednak ku mrocznym klimatom bo myślę, że na kolejną część tego tekstu będę czekać z większą niecierpliwością niż na anioła :). Co nie znaczy bynajmniej, że skrzydlatego nie powitam z szerokim uśmiechem :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Wrzuć całość Kary Babeczko. Nie czytaliście i chętnie przeczytam od początku :)

    A takie mroczne klimaty lubię bardziej od tych komediowych ;) Wracasz do demonów?

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj Babeczko! Wczoraj zaczęłam podczytywać Twój blog. Wchłonęłam po północy najnowszą część opowiadania o Gabrysi i kudłaczu i szukam teraz nowej pożywki. Też kończyłam historię, jak bohatrerka Twojej opowieści (ona też na UAM? :D) Szczerze mówiąc, Anioła Stróża odłorzyłam nie kończąc nawet pierwszej części. Alergia na kościół, niestety... Ale tu zapowiada się klimat rodem z "Czarownic rodu Mayfair", więc mam kolejny powód, by u Ciebie zostać. Z resztą i tak bym została! Wciągające są te Twoje historie. Sobie życze kolejnych mocnych wrażeń, a Tobie weny i utrzymania poziomu :) Nieśmiało zapraszam też do siebie, choć dopiero raczkuję.
    Pozdrawiam słonecznie!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.