poniedziałek, 3 marca 2014

Anioł stróż (IV)

Szybciutko korzystam z publicznego dostępu do neta. W neostradzie wciąż szukają naszego rachunku. Już im posłałam plik pdf z potwierdzeniem zapłaconych rachunków - niestety to za mało :-( Pewnie go sobie sfałszowałam ;-)

link do części III - klik

          Anioł stróż (IV)
Weszłam do pokoju i od razu zostałam nagrodzona pełnym aprobaty spojrzeniem. Daniel siedział na kanapie, już ubrany i najwyraźniej czekał, aż będę gotowa. Cierpliwie jak na anioła przystało.
– Co robimy? – spytałam.
– Chętnie odwiedziłbym jakiś kościół.
No i masz babo placek. Jeszcze czego!
– Musimy nauczyć cię tańczyć. Poza tym jest okropnie parno. Po południu zapowiedzieli burze.
– Albo przeszedłbym się na krótki spacer. Wiesz, w tej robocie nie mam zbyt dużo czasu na kontemplowanie krajobrazów.
Faktycznie, wystarczyło przejść z pół kilometra, by znaleźć się wśród wszechobecnej zieleni. Właśnie ze względu na położenie, tak bardzo lubiłam moje mieszkanko. Dwa kroki na uczelnię, trzy do centrum, a cztery na spacer wśród uprawny pól. Niedawno widziałam również pasącą się krowę.
– Może być nauka w plenerze. Weźmiemy ze sobą plecak z wałówką i koc. Piknik na łonie natury?
Pokiwał głową z niejakim roztargnieniem.
– Mógłbym założyć moje sandały? Te, które kupiłaś strasznie cisną.
– Niech będzie – zgodziłam się wspaniałomyślnie, wywlekając z szafki mój wysłużony plecak.  – Zapomniałeś opowiedzieć mi o swoim starym znajomym.
Natychmiast zauważalnie spochmurniał.
– Dlaczego cię to ciekawi?
– Skoro mam się go wystrzegać muszę wiedzieć z jakiego powodu.
– Z jakiego powodu? Z piekielnego powodu! Też mi głupie pytanie! – prychnął poirytowany.
– Taka niechęć u anielskiej istoty? – Wpakowałam do plecaka tosty pozostałe ze śniadania i butlę soku pomarańczowego.
– To jeden z upadłych. Zasługuje na potępienie.
– Nie wyglądał jakby źle się z tym czuł.
– Otóż to! – zdenerwował się Daniel. – Żadnej skruchy, żalu czy poczucia winy. Jeszcze na dodatek chce zepsuć mój piękny projekt nawracania za pomocą interwencji bezpośredniej.
– Twój? Nie mówiłeś, że jest twój?
Wymamrotał coś niezrozumiale. Wrzuciłam jeszcze do plecaka paczkę biszkoptów i upchnęłam dwa jabłka oraz ostatniego, nieco już zbrązowiałego banana.
– Ubrałeś buty? Tak? To bierz kocyk i idziemy zanim na dobre się zachmurzy i zacznie padać. Szkoda, że nie masz skrzydeł, posłużyłyby jako prowizoryczny parasol.
– Parasol? – Chyba znów go zdenerwowałam. – Anielskie skrzydła nie do tego służą!
– A do czego? Machacie nimi dla szpanu na imprezach organizowanych w niebie?
Nie odpowiedział. Jednak przysięgłabym, że najbardziej poirytowało go moje pytanie odnośnie wysłannika piekieł. Chyba miał z nim grubo na pieńku.
Pogoda była dobijająca. Niby świeciło słońce, ale było przysłonięte jakby delikatną mgiełką. Poza tym było okropnie gorąco i duszno.
– Dzięki bogu będzie padać.
– Akurat pogodą to się w niebie nie zajmujemy.
– Cicho bądź. Zaczynam rozumieć dlaczego psy podczas upałów chodzą z wywieszonymi językami – na próbę wywaliłam swój własny. Daniel przyglądał mi się z ciekawością. Najzabawniejsze było to, że wyglądał jakby nie odczuwał żadnego dyskomfortu związanego z koszmarnym upałem.
Na szczęście dla mnie, droga była krótka. Rozłożyliśmy się pod niewielkim drzewem, osłonięci z trzech stron niewysokimi krzaczkami, z czwartej mając widok na niewielki stawek i kręcących się tam ludzi.
Padłam na koc i przymknęłam oczy. Nie miałam najmniejszej ochoty zaglądać w książkę. Po prostu dobrze mi się leżało, z dłońmi pod głową, w błogiej ciszy.
– To nieprzyzwoicie pokazywać tak gołe nogi – usłyszałam siedzącego obok zniesmaczony głos mojego aniołka.
Otwarłam jedno oko i spojrzałam na niego groźnie. Owszem, sukienka zsunęła mi się w dół eksponując zarówno łydki jaki i całe uda, ale któż do diabła miałby je tu oglądać?
– Tak, masz rację. Robię to specjalnie, by zgorszyć otaczające mnie krzaki czegoś tam.
– Nie krzaki tylko mnie.
– Ciebie? – Tym razem spojrzałam na niego uważniej. – Podobają ci się, prawda? – Uniosłam jedną nogę w górę i położyłam na jego ramieniu. Gwałtownie ją odepchnął, a ja zaczęłam się śmiać.
– Ciekawe co zrobisz, jak zabiorę cię na plażę nad jeziorem? – spytałam nieco złośliwie.
Wymamrotał coś urażony i zapatrzył się przed siebie.
– Awans na archanioła uleci w siną dal – kontynuowałam prowokująco.
– Z tym archaniołem to nieco przesadziłem – przyznał uczciwie.
– A z opisem nieba to nie?
– No… – zająknął się i spojrzał na mnie. – Wiesz, że obowiązuje nas tajemnica służbowa?
– Czyli nie ma manny, rajskich ptaszków i kwaśnych jabłuszek?
– Jest coś o wiele lepszego. Nie pytaj co, bo i tak nie odpowiem. Są rzeczy, o których nie mogę z tobą rozmawiać.
Nie upierałam się. Wystarczyła mi świadomość samego faktu istnienia takiego miejsca. Jakby nie było, zyskałam pewność, której brakowało wielu ludziom.
– Nadal jednak dziwi mnie fakt, że mogłeś stać się dla mnie materialny.
– To taki nowatorski pomysł. Coraz mniej wiary, coraz więcej grzeszników. Przed niebiańska bramą pustki, za to w piekle kłębią się prawdziwe kolejki.
– Rozumiem, że teraz będziecie nawracali bezpośrednio? Żadne tam subtelne odwodzenie od grzechu, tylko łup! po łbie, jak delikwent nie zrozumie aluzji?
– Coś w tym rodzaju. Zależy mi na powodzeniu, bo jesteś tak zwany egzemplarz testowy.
– Jak widać, wróg także zareagował?
Daniel znów się zachmurzył. Położył się obok mnie na kocu i zapatrzył na zasnute chmurami niebo.
– Tak. Piekielne bydlę! Już przy poprzednim zadaniu miałem z nim na pieńku.
– Bydlę, nie bydlę, seksowny był – westchnęłam z rozrzewnieniem.
– A ja? Czy mnie czegoś brakuje? – spytał zrzędliwym tonem mój aniołek.
Odrobinę osłupiałam. Przewróciłam się na bok, tak, że mogłam teraz patrzeć wprost w jego oczy i jedną dłoń położyłam na jego torsie.
– Odwagi – powiedziałam tylko. – Odwagi, by zgrzeszyć.
– Nie będę grzeszył! – nadął się urażony.
– No właśnie. A on tak.
– Sugerujesz, że powinienem się z tobą… No wiesz. Tylko po to, by wygrać?
– Patrzysz na to ze złej perspektywy. Tylko po to, aby uratować mą duszę.
Wymamrotał coś niezrozumiałego i zamknął oczy. Dotarło do nas echo pierwszego grzmotu. Spojrzałam na kłębiące się na horyzoncie granatowe chmury. Były piękne i fascynujące w swej nieokiełznanej potędze. Patrząc na nie, czułam się taka malutka, taka bezbronna. Ale tym razem bałam się jakby mniej. W końcu miałam u boku prawdziwego anioła.
– Powinniśmy wracać – odezwałam się, podnosząc z niechęcią. – Idzie ta obiecana przez pogodynkę burza.
– Już?
– Ty nie, ale ja jak zmoknę mogę nabawić się kataru lub czegoś znacznie groźniejszego. Nie mogę teraz być chora.
– No dobrze – również niechętnie się podniósł.
I w tym momencie walnęło gdzieś znacznie bliżej. I to bardzo głośno. Przestraszona wskoczyłam w ramiona Daniela, nie przejmują się jego reakcją. O dziwo, przytulił mnie i uspakajająco pogładził po włosach.
– Spokojnie, jestem jak twój prywatny piorunochron. Zresztą nie przypuszczałem, że możesz się czegokolwiek bać.
– Powiedzmy, że takie rzeczy wolę oglądać zza okna swego mieszkania – mruknęłam. Było mi nieoczekiwanie dobrze, bo jego uścisk niósł ze sobą coś więcej niż zapewnienie bezpieczeństwa.
– Daniel – zaczęłam z wahaniem. – Spróbujemy?
– Nie bardzo rozumiem?
– Pocałuj mnie! – poprosiłam drżącym głosem, lekko się odsuwając i kładąc rękę na jego piersi.
– Teraz?!
– Tak. Chwila dobra jak każda inna.
Stał naprzeciwko, wpatrzony w moje oczy. Wcale nie wyglądał na rozgniewanego moją propozycją. Przeciwnie, zauważyłam, że również ma ochotę spróbować.
– Dobrze.
Powoli pochylił się i ujął moją twarz w obie dłonie. Bardzo delikatnie pogładził opuszkami policzki, później dotarł do drżących warg.
– Nic nie mów – szepnął. – Sam chcę…
Położyłam dłonie na jego przedramionach i ani drgnęłam, jak zahipnotyzowana wpatrując się w  pociemniałe oczy.
– Jesteś naprawdę piękna.
Nigdy wcześniej te słowa nie budziły we mnie, aż takich emocji. I nigdy wcześniej nie tchnęły taką szczerością. Uśmiechnęłam się wzruszona, ale milczałam.
– Piękna… – powiedział bardzo cicho, zbliżając się do moich ust. Zamknęłam oczy, czekając na ten cudowny moment, jednak najpierw poczułam jak delikatnie całuje moje czoło.
I pierwsze krople deszczu. Znów zagrzmiało gdzieś niedaleko, zaszumiały korony otaczających nas drzew. Jednak Daniel nie przerwał. Jego palce wędrowały pieszcząc szyję, ramiona, aż w końcu objął mnie w pasie. I właśnie wtedy pocałował.
Smakował sokiem pomarańczowym i czymś nieznanym, czego nigdy wcześniej nie kosztowałam. Pochylony, przyciskał mnie do siebie i czule, niesłychanie wolno, całował. Deszcz padał coraz mocniej, mocząc nasze włosy i przesiąkając ubrania, ale nie ugasił żaru w naszych ciałach. Ten podsycany każdą upływającą sekundą, rósł i potężniał, powoli zamieniając się w prawdziwy pożar.
Nacisk ust Daniela przybrał na sile. Uniosłam ręce i wplotłam palce w jego mokre włosy. To pogłębiło pocałunek, sprawiło, że stał się jeszcze bardziej intymny, podniecający. Gardłowo jęknęłam, gdy silne, męskie dłonie zsunęły się niżej i zacisnęły na mych biodrach.
Przestałam myśleć. Nie chciałam zadawać pytań. Wiedziałam, że budujemy zamek z piasku tuż przed przypływem, ale było coś tak cudownie, tak nieopisanie cudownie, iż pragnęłam więcej i więcej.
Przerwał, a ja wciąż rozkojarzona, otworzyłam oczy. Patrzył na mnie, a padający deszcz spływał po jego twarzy wąskimi strużkami. Widziałam jak bardzo jest wzburzony, jak ciężko oddycha. Widziałam w jego wzorku coś, co ośmieliłabym się nazwać pożądaniem. Choć Daniel nie do końca zdawał sobie z tego sprawę.
– Powinniśmy to zakończyć.
– Nie podobało ci się?
– Wręcz przeciwnie. Za bardzo mi się podobało – pochylił się, opierając o moje czoło. – I zaczęło padać.
– Wiem – uśmiechnęłam się promiennie. I wtedy on jakby oszalał. Zaczął pokrywać pocałunkami moją twarz, szyję, drżącymi rękoma przesuwał po całym ciele. Tego się po nim doprawdy nie spodziewałam.
Czas mógłby stanąć w miejscu. Poddałam się całkowicie, gładząc jego barki i przymykając powieki. Nie wiadomo jakby się to skończyło, gdyby nie drwiący śmiech, który znienacka rozległ się tuż obok nas.
Zamarliśmy.
– No proszę! Moje gratulacje! Udało ci się rozruszać tego drewniaka – przedstawiciel piekła zaczął bić brawo. Lecz pomimo pozornej radości, nie wyglądał na zadowolonego. Raczej na wściekłego.
Daniel opiekuńczo objął mnie ramieniem.
– Wynocha! – powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.
– Dlaczego? Może mógłbym się przyłączyć?
– Nie.
Przelotnie pomyślałam, że szkoda. Mieć ich obu, naraz… Otrząsnęłam się, bo takie marzenia były niebezpiecznie kuszące.
– Nie sądziłem, że uda ci się namówić go do czegokolwiek prócz trzymania za rączki. A tu proszę, taka niespodzianka!

link do części V - klik

16 komentarzy:

  1. PS. Wygrana po północy i sądzę, że wracam do gry. Do jutra powinni dojść do ładu z tymi rachunkami ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miała być wygrana

    OdpowiedzUsuń
  3. A tak mi się akurat wkleiło jako pierwsze. Ale Wygrana jest już w zaplanowanych po północy. Nie ma takiej możliwości by się nie ukazała, chyba że nawali blogger ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawe czy anioły potrafia czytac w myslachxD!

    OdpowiedzUsuń
  5. czekam z niecierpliwością na dalszą część :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudnie ;-) czekam na "Wygraną II" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. miniBabeczka ;p3 marca 2014 19:00

    Uwielbiam aniołka ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. http://mintycollar.blogspot.com tu też fajnie poczyać :) wygrana dobra !

    OdpowiedzUsuń
  9. Kyah! Babeczko kochana <3
    Za ten kawałek Aniołka i następną Wygraną mogłabym Cię dosłownie wycałować <333

    Jak zwykle super i jak zwykle nie mogę się doczekać następnej części ^^
    Powodzenia z tymi bucami z neostrady

    OdpowiedzUsuń
  10. To opowiadanie zapowiada się naprawdę świetnie! Mam nadzieję, że kolejne części będą dodawane bardzo często :P Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ano okazało się, że zapłaciłam o 8 groszy za mało... Brak mi słów. Jutro siadam i piszę pismo, że mają mi obniżyć fakturę za tę awarię dwudniową w zeszłym tygodniu. Jak się liczymy na gorsze to liczymy, też nie podaruję...

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny fragment ;) sama się rozmarzyłam ;)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dlaczego tego opowiadania nie ma w indeksie opowiadań ?

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziś się zmobilizuję, uzupełnię co trzeba i dam kolejną cześć Wygranej. Przedostatnią zresztą :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Przestraszona wskoczyłam w ramiona Daniela, nie przejmują się jego reakcją.
    Przejmując*

    Wiedziałam, że budujemy zamek z piasku tuż przed przypływem, ale było coś tak cudownie, tak nieopisanie cudownie, iż pragnęłam więcej i więcej.
    , ale było to coś tak cudownego, tak nieopisanie cudownego, iż...
    Zła forma :) To taka moja propozycja rozwiązania tego błędu ;)

    Wydawało mi się, że był jeszcze jakiś błąd na początku w dialogach, ale teraz nie umiem go znaleźć..

    OdpowiedzUsuń
  16. Wysłannik piekieł zyskuje na prezencji. Nawet w filmach :-))

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.