Szybciutko korzystam z publicznego dostępu do neta. W neostradzie wciąż szukają naszego rachunku. Już im posłałam plik pdf z potwierdzeniem zapłaconych rachunków - niestety to za mało :-( Pewnie go sobie sfałszowałam ;-)
link do części III - klik
link do części III - klik
Anioł stróż (IV)
Weszłam do pokoju i od
razu zostałam nagrodzona pełnym aprobaty spojrzeniem. Daniel siedział na
kanapie, już ubrany i najwyraźniej czekał, aż będę gotowa. Cierpliwie jak na
anioła przystało.
– Co robimy? –
spytałam.
– Chętnie
odwiedziłbym jakiś kościół.
No i masz babo placek.
Jeszcze czego!
– Musimy nauczyć
cię tańczyć. Poza tym jest okropnie parno. Po południu zapowiedzieli burze.
– Albo
przeszedłbym się na krótki spacer. Wiesz, w tej robocie nie mam zbyt dużo czasu
na kontemplowanie krajobrazów.
Faktycznie, wystarczyło
przejść z pół kilometra, by znaleźć się wśród wszechobecnej zieleni. Właśnie ze
względu na położenie, tak bardzo lubiłam moje mieszkanko. Dwa kroki na
uczelnię, trzy do centrum, a cztery na spacer wśród uprawny pól. Niedawno
widziałam również pasącą się krowę.
– Może być nauka w
plenerze. Weźmiemy ze sobą plecak z wałówką i koc. Piknik na łonie natury?
Pokiwał głową z
niejakim roztargnieniem.
– Mógłbym założyć
moje sandały? Te, które kupiłaś strasznie cisną.
– Niech będzie –
zgodziłam się wspaniałomyślnie, wywlekając z szafki mój wysłużony plecak. – Zapomniałeś opowiedzieć mi o swoim starym
znajomym.
Natychmiast zauważalnie
spochmurniał.
– Dlaczego cię to
ciekawi?
– Skoro mam się go
wystrzegać muszę wiedzieć z jakiego powodu.
– Z jakiego powodu?
Z piekielnego powodu! Też mi głupie pytanie! – prychnął poirytowany.
– Taka niechęć u
anielskiej istoty? – Wpakowałam do plecaka tosty pozostałe ze śniadania i butlę
soku pomarańczowego.
– Nie wyglądał jakby
źle się z tym czuł.
– Otóż to! –
zdenerwował się Daniel. – Żadnej skruchy, żalu czy poczucia winy. Jeszcze na
dodatek chce zepsuć mój piękny projekt nawracania za pomocą interwencji
bezpośredniej.
– Twój? Nie
mówiłeś, że jest twój?
Wymamrotał coś niezrozumiale.
Wrzuciłam jeszcze do plecaka paczkę biszkoptów i upchnęłam dwa jabłka oraz
ostatniego, nieco już zbrązowiałego banana.
– Ubrałeś buty?
Tak? To bierz kocyk i idziemy zanim na dobre się zachmurzy i zacznie padać.
Szkoda, że nie masz skrzydeł, posłużyłyby jako prowizoryczny parasol.
– Parasol? – Chyba
znów go zdenerwowałam. – Anielskie skrzydła nie do tego służą!
– A do czego?
Machacie nimi dla szpanu na imprezach organizowanych w niebie?
Nie odpowiedział.
Jednak przysięgłabym, że najbardziej poirytowało go moje pytanie odnośnie
wysłannika piekieł. Chyba miał z nim grubo na pieńku.
Pogoda była dobijająca.
Niby świeciło słońce, ale było przysłonięte jakby delikatną mgiełką. Poza tym
było okropnie gorąco i duszno.
– Dzięki bogu
będzie padać.
– Akurat pogodą to
się w niebie nie zajmujemy.
– Cicho bądź.
Zaczynam rozumieć dlaczego psy podczas upałów chodzą z wywieszonymi językami –
na próbę wywaliłam swój własny. Daniel przyglądał mi się z ciekawością.
Najzabawniejsze było to, że wyglądał jakby nie odczuwał żadnego dyskomfortu
związanego z koszmarnym upałem.
Na szczęście dla mnie,
droga była krótka. Rozłożyliśmy się pod niewielkim drzewem, osłonięci z trzech
stron niewysokimi krzaczkami, z czwartej mając widok na niewielki stawek i
kręcących się tam ludzi.
Padłam na koc i
przymknęłam oczy. Nie miałam najmniejszej ochoty zaglądać w książkę. Po prostu
dobrze mi się leżało, z dłońmi pod głową, w błogiej ciszy.
– To
nieprzyzwoicie pokazywać tak gołe nogi – usłyszałam siedzącego obok
zniesmaczony głos mojego aniołka.
Otwarłam jedno oko i
spojrzałam na niego groźnie. Owszem, sukienka zsunęła mi się w dół eksponując
zarówno łydki jaki i całe uda, ale któż do diabła miałby je tu oglądać?
– Tak, masz rację.
Robię to specjalnie, by zgorszyć otaczające mnie krzaki czegoś tam.
– Nie krzaki tylko
mnie.
– Ciebie? – Tym
razem spojrzałam na niego uważniej. – Podobają ci się, prawda? – Uniosłam jedną
nogę w górę i położyłam na jego ramieniu. Gwałtownie ją odepchnął, a ja
zaczęłam się śmiać.
– Ciekawe co
zrobisz, jak zabiorę cię na plażę nad jeziorem? – spytałam nieco złośliwie.
Wymamrotał coś urażony
i zapatrzył się przed siebie.
– Awans na
archanioła uleci w siną dal – kontynuowałam prowokująco.
– Z tym
archaniołem to nieco przesadziłem – przyznał uczciwie.
– A z opisem nieba
to nie?
– No… – zająknął się
i spojrzał na mnie. – Wiesz, że obowiązuje nas tajemnica służbowa?
– Czyli nie ma manny,
rajskich ptaszków i kwaśnych jabłuszek?
– Jest coś o wiele
lepszego. Nie pytaj co, bo i tak nie odpowiem. Są rzeczy, o których nie mogę z
tobą rozmawiać.
Nie upierałam się. Wystarczyła
mi świadomość samego faktu istnienia takiego miejsca. Jakby nie było, zyskałam
pewność, której brakowało wielu ludziom.
– Nadal jednak
dziwi mnie fakt, że mogłeś stać się dla mnie materialny.
– To taki
nowatorski pomysł. Coraz mniej wiary, coraz więcej grzeszników. Przed
niebiańska bramą pustki, za to w piekle kłębią się prawdziwe kolejki.
– Rozumiem, że
teraz będziecie nawracali bezpośrednio? Żadne tam subtelne odwodzenie od
grzechu, tylko łup! po łbie, jak delikwent nie zrozumie aluzji?
– Coś w tym
rodzaju. Zależy mi na powodzeniu, bo jesteś tak zwany egzemplarz testowy.
– Jak widać, wróg
także zareagował?
Daniel znów się
zachmurzył. Położył się obok mnie na kocu i zapatrzył na zasnute chmurami
niebo.
– Tak. Piekielne
bydlę! Już przy poprzednim zadaniu miałem z nim na pieńku.
– Bydlę, nie
bydlę, seksowny był – westchnęłam z rozrzewnieniem.
– A ja? Czy mnie
czegoś brakuje? – spytał zrzędliwym tonem mój aniołek.
Odrobinę osłupiałam.
Przewróciłam się na bok, tak, że mogłam teraz patrzeć wprost w jego oczy i
jedną dłoń położyłam na jego torsie.
– Odwagi –
powiedziałam tylko. – Odwagi, by zgrzeszyć.
– Nie będę
grzeszył! – nadął się urażony.
– No właśnie. A on
tak.
– Sugerujesz, że
powinienem się z tobą… No wiesz. Tylko po to, by wygrać?
– Patrzysz na to
ze złej perspektywy. Tylko po to, aby uratować mą duszę.
Wymamrotał coś
niezrozumiałego i zamknął oczy. Dotarło do nas echo pierwszego grzmotu.
Spojrzałam na kłębiące się na horyzoncie granatowe chmury. Były piękne i fascynujące
w swej nieokiełznanej potędze. Patrząc na nie, czułam się taka malutka, taka
bezbronna. Ale tym razem bałam się jakby mniej. W końcu miałam u boku
prawdziwego anioła.
– Powinniśmy
wracać – odezwałam się, podnosząc z niechęcią. – Idzie ta obiecana przez
pogodynkę burza.
– Już?
– Ty nie, ale ja
jak zmoknę mogę nabawić się kataru lub czegoś znacznie groźniejszego. Nie mogę
teraz być chora.
– No dobrze –
również niechętnie się podniósł.
I w tym momencie
walnęło gdzieś znacznie bliżej. I to bardzo głośno. Przestraszona wskoczyłam w
ramiona Daniela, nie przejmują się jego reakcją. O dziwo, przytulił mnie i uspakajająco
pogładził po włosach.
– Spokojnie,
jestem jak twój prywatny piorunochron. Zresztą nie przypuszczałem, że możesz
się czegokolwiek bać.
– Powiedzmy, że
takie rzeczy wolę oglądać zza okna swego mieszkania – mruknęłam. Było mi
nieoczekiwanie dobrze, bo jego uścisk niósł ze sobą coś więcej niż zapewnienie
bezpieczeństwa.
– Daniel –
zaczęłam z wahaniem. – Spróbujemy?
– Nie bardzo
rozumiem?
– Pocałuj mnie! –
poprosiłam drżącym głosem, lekko się odsuwając i kładąc rękę na jego piersi.
– Teraz?!
– Tak. Chwila
dobra jak każda inna.
Stał naprzeciwko,
wpatrzony w moje oczy. Wcale nie wyglądał na rozgniewanego moją propozycją.
Przeciwnie, zauważyłam, że również ma ochotę spróbować.
– Dobrze.
Powoli pochylił się i
ujął moją twarz w obie dłonie. Bardzo delikatnie pogładził opuszkami policzki,
później dotarł do drżących warg.
– Nic nie mów –
szepnął. – Sam chcę…
Położyłam dłonie na
jego przedramionach i ani drgnęłam, jak zahipnotyzowana wpatrując się w pociemniałe oczy.
– Jesteś naprawdę
piękna.
Nigdy wcześniej te
słowa nie budziły we mnie, aż takich emocji. I nigdy wcześniej nie tchnęły taką
szczerością. Uśmiechnęłam się wzruszona, ale milczałam.
– Piękna… –
powiedział bardzo cicho, zbliżając się do moich ust. Zamknęłam oczy, czekając na
ten cudowny moment, jednak najpierw poczułam jak delikatnie całuje moje czoło.
I pierwsze krople
deszczu. Znów zagrzmiało gdzieś niedaleko, zaszumiały korony otaczających nas
drzew. Jednak Daniel nie przerwał. Jego palce wędrowały pieszcząc szyję,
ramiona, aż w końcu objął mnie w pasie. I właśnie wtedy pocałował.
Smakował sokiem
pomarańczowym i czymś nieznanym, czego nigdy wcześniej nie kosztowałam. Pochylony,
przyciskał mnie do siebie i czule, niesłychanie wolno, całował. Deszcz padał
coraz mocniej, mocząc nasze włosy i przesiąkając ubrania, ale nie ugasił żaru w
naszych ciałach. Ten podsycany każdą upływającą sekundą, rósł i potężniał,
powoli zamieniając się w prawdziwy pożar.
Nacisk ust Daniela
przybrał na sile. Uniosłam ręce i wplotłam palce w jego mokre włosy. To
pogłębiło pocałunek, sprawiło, że stał się jeszcze bardziej intymny,
podniecający. Gardłowo jęknęłam, gdy silne, męskie dłonie zsunęły się niżej i
zacisnęły na mych biodrach.
Przestałam myśleć. Nie
chciałam zadawać pytań. Wiedziałam, że budujemy zamek z piasku tuż przed
przypływem, ale było coś tak cudownie, tak nieopisanie cudownie, iż pragnęłam
więcej i więcej.
Przerwał, a ja wciąż
rozkojarzona, otworzyłam oczy. Patrzył na mnie, a padający deszcz spływał po
jego twarzy wąskimi strużkami. Widziałam jak bardzo jest wzburzony, jak ciężko
oddycha. Widziałam w jego wzorku coś, co ośmieliłabym się nazwać pożądaniem.
Choć Daniel nie do końca zdawał sobie z tego sprawę.
– Powinniśmy to
zakończyć.
– Nie podobało ci
się?
– Wręcz
przeciwnie. Za bardzo mi się podobało – pochylił się, opierając o moje czoło. –
I zaczęło padać.
– Wiem –
uśmiechnęłam się promiennie. I wtedy on jakby oszalał. Zaczął pokrywać
pocałunkami moją twarz, szyję, drżącymi rękoma przesuwał po całym ciele. Tego
się po nim doprawdy nie spodziewałam.
Czas mógłby stanąć w
miejscu. Poddałam się całkowicie, gładząc jego barki i przymykając powieki. Nie
wiadomo jakby się to skończyło, gdyby nie drwiący śmiech, który znienacka
rozległ się tuż obok nas.
Zamarliśmy.
– No proszę! Moje
gratulacje! Udało ci się rozruszać tego drewniaka – przedstawiciel piekła zaczął
bić brawo. Lecz pomimo pozornej radości, nie wyglądał na zadowolonego. Raczej
na wściekłego.
Daniel opiekuńczo objął
mnie ramieniem.
– Wynocha! –
powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.
– Dlaczego? Może
mógłbym się przyłączyć?
– Nie.
Przelotnie pomyślałam,
że szkoda. Mieć ich obu, naraz… Otrząsnęłam się, bo takie marzenia były
niebezpiecznie kuszące.
– Nie sądziłem, że
uda ci się namówić go do czegokolwiek prócz trzymania za rączki. A tu proszę,
taka niespodzianka!
link do części V - klik
PS. Wygrana po północy i sądzę, że wracam do gry. Do jutra powinni dojść do ładu z tymi rachunkami ;-)
OdpowiedzUsuńMiała być wygrana
OdpowiedzUsuńA tak mi się akurat wkleiło jako pierwsze. Ale Wygrana jest już w zaplanowanych po północy. Nie ma takiej możliwości by się nie ukazała, chyba że nawali blogger ;-)
OdpowiedzUsuńciekawe czy anioły potrafia czytac w myslachxD!
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością na dalszą część :)
OdpowiedzUsuńCudnie ;-) czekam na "Wygraną II" ;-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam aniołka ;*
OdpowiedzUsuńhttp://mintycollar.blogspot.com tu też fajnie poczyać :) wygrana dobra !
OdpowiedzUsuńKyah! Babeczko kochana <3
OdpowiedzUsuńZa ten kawałek Aniołka i następną Wygraną mogłabym Cię dosłownie wycałować <333
Jak zwykle super i jak zwykle nie mogę się doczekać następnej części ^^
Powodzenia z tymi bucami z neostrady
To opowiadanie zapowiada się naprawdę świetnie! Mam nadzieję, że kolejne części będą dodawane bardzo często :P Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAno okazało się, że zapłaciłam o 8 groszy za mało... Brak mi słów. Jutro siadam i piszę pismo, że mają mi obniżyć fakturę za tę awarię dwudniową w zeszłym tygodniu. Jak się liczymy na gorsze to liczymy, też nie podaruję...
OdpowiedzUsuńCudowny fragment ;) sama się rozmarzyłam ;)
OdpowiedzUsuńA.
Dlaczego tego opowiadania nie ma w indeksie opowiadań ?
OdpowiedzUsuńDziś się zmobilizuję, uzupełnię co trzeba i dam kolejną cześć Wygranej. Przedostatnią zresztą :-)
OdpowiedzUsuńPrzestraszona wskoczyłam w ramiona Daniela, nie przejmują się jego reakcją.
OdpowiedzUsuńPrzejmując*
Wiedziałam, że budujemy zamek z piasku tuż przed przypływem, ale było coś tak cudownie, tak nieopisanie cudownie, iż pragnęłam więcej i więcej.
, ale było to coś tak cudownego, tak nieopisanie cudownego, iż...
Zła forma :) To taka moja propozycja rozwiązania tego błędu ;)
Wydawało mi się, że był jeszcze jakiś błąd na początku w dialogach, ale teraz nie umiem go znaleźć..
Wysłannik piekieł zyskuje na prezencji. Nawet w filmach :-))
OdpowiedzUsuń