wtorek, 28 stycznia 2014

Ilyn (II)

Nie będę jak ostatnia świnia, trzymać Was w napięciu oczekiwania, aż do soboty ;-)))

link do części I - klik

         Ilyn (II)
Yarn dał mi dobę do namysłu.
Leżałam na ogromnym łożu, wśród wygód, których nie zakosztowałam nigdy wcześniej w całym swoim życiu. Leżałam i rozmyślałam nad wszystkim co powiedział, i nad tym, co zaproponował.
Czułam się przy tym jak zdrajca, bo gdzieś poniżej, w zatęchłych lochach, cierpieli moi pobratymcy. Ja zaś mogłam nie tylko sprawić, by odzyskali wolność, ale i poprowadzić ich ku nowemu światu, prawdziwej ziemi obiecanej, w poszukiwaniu której tu przybyliśmy.
Za morze.
Na ile jednak mogłam ufać demonowi?
Odpowiedź była prosta. W ogóle nie mogłam. Był wrogiem, bezlitosnym mordercą, pogardzającym całą naszą rasą. Ponoć jednym z najpotężniejszych, najstarszych, tym, który pamiętał jeszcze czasy świetności swej rasy. Jedynym godnym go przeciwnikiem był właśnie Kayl, o którym krążyły krwawe opowieści, tak straszne, że wydawały się być dziełem chorej wyobraźni.
Potrzebował mojej mocy? Czego? Tego niewielkiego daru uzdrawiania? Znacznie bardziej wyczulonej intuicji? Czy wiedział o mnie coś, z czego ja nie zdawałam sobie sprawy?
Tyle pytań…
Przekręciłam się na bok i skuliwszy, zamknęłam oczy.
Był jeszcze jeden warunek. Doskonale wiedziałam, że chce odbudować świetność swej rasy. Demony umierały, choć średnia ich życia była nieporównywalnie dłuższa od naszej. Umierały i wymierały, bo od wieków nie narodziło się ani jeden dziecko. Nie mogło, bo nie istniała żadna przedstawicielka płci przeciwnej.
To było dziwne, ale ponoć ich kobiety miały długość życia zbliżoną do naszej, ludzkiej. A obrzęd zespolenia bywał krwawy, nie każda zdołała go przeżyć. Ponoć. Jaka była prawda, nie wiedziałam.
Właśnie w tym celu sprowadzono nas, ludzi. Tylko że zawiedliśmy ich nadzieje. Byliśmy słabsi, delikatniejsi i o ile któraś z naszych kobiet zdołała przeżyć sam akt zapłodnienia, to i tak umierała przy porodzie. A mieszaniec nigdy nie dorównał swemu pierwowzorowi, zresztą żaden nie przeżył więcej niż kilka lat.
A więc Yarn żądał ode mnie wiele, bardzo wiele. Chciał nie tylko mej mocy, ale i życia. Czy jeśli się zgodzę, dotrzyma słowa? A co z dzieckiem? Mam małe szanse na przeżycie, lecz gdyby tak się stało, to zostawię je z tymi potworami?
Potarłam czoło. Narastający ból głowy nie pozwalał się skupić. Z irytacją przyłożyłam dłoń do skroni i pomyślałam, że chcę by przestało boleć.
I nagle aż usiadłam na łóżku. Zdumiona i przerażona.
Bowiem dokonałam czegoś, o czym nigdy wcześniej nawet nie marzyłam.
Uleczyłam się jednym rozkazem, jednym żądaniem.
Może miał rację? Moja moc rosła, stawała się coraz silniejsza, coraz większa.
W takim razie zaczynałam rozumieć jego plan. Byłam uzdrowicielką. Mogłam leczyć innych i samą siebie. W ten sposób przeżyję nie tylko akt zespolenia, ale i poród. Yarn miał również nadzieję, że nasz potomek nie byłby jedynie kolejną nieudaną próbą. Byłby również półdemonem, kimś kto będzie im podobny w znacznie większym stopniu.
Powiedział: jesteś niezwykła. Czy więc w tym tkwiła moja niezwykłość?
Pozostała jeszcze kwestia mego udziału w wojnie z Kaylem. Tutaj jednak nie zdołałam wysnuć żadnych wniosków. Wiedziałam jednak, że aby zrealizować swój plan, Yarn musi najpierw wygrać wojnę.
Wstałam i poprawiłam ubranie.
Musiałam się pośpieszyć, bo gdy widmowe wojska zbuntowanego demona wybiją wszystkich ludzi, nie będę miała dla kogo zostać wybawcą…
***
Pole, gdzie dwie armie starły się w zaciekłej bitwie, było skąpane we krwi, usłane setkami trupów. Niebo, na którym zachodzące słońce wymalowało równie krwawą łunę, stanowiło znakomite uzupełnienie tego ponurego krajobrazu.
Czerwone promienie padały na nieruchomo leżące ludzkie i zwierzęce szczątki. Tańczyło w kałużach krwi, przypominających nieruchome tafle jeziora. Rozświetlało całe to pobojowisko, posępne i groźne, a nade wszystko przypominające nam jak wielką klęskę ponieśliśmy.
Dziwnie było myśleć o tym w ten sposób. Nam? Przecież nie byłam jednym z demonów. A jednak i ja byłam przejęta zgrozą, gdy patrzyłam na krwawy krajobraz roztaczający się przed mymi oczyma.
Yarn podszedł i stanął u mego boku.
– Spóźniliśmy się – powiedział ponuro. – Kayl już tu był. Wasza armia nie miała najmniejszych szans.
Z żalem myślałam o tych ludziach, którzy uciekając za morze nie spodziewali się, że podąży za nimi złakniony ich krwi demon. A jednak nie zawahał się i teraz oglądałam tego rezultaty. Jeśli miałam jeszcze jakieś wątpliwości co do mej współpracy z Yarnem, to właśnie się ich pozbyłam. Nawet okrutna niewola była lepsza od tego tu.
– Co teraz? – spytałam, odwracając się w jego stronę. Odbyliśmy długą podróż ścigając wrogą armię i szalonego demona, która doprowadziła nas w to miejsce. Do zamorskiej krainy, gdzie schronili się ludzie ocaleni z niedawnej wojny. Nic im to nie dało, przeznaczenie dotarło i tutaj.
– Musimy wracać.
– Ale on podążył w głąb lądu. Ściga uciekinierów, zabija kobiety i dzieci.
– Im już nie pomożemy Ilyn. Zawsze będziemy przybywać za późno. Ale jeśli wrócimy i przygotujemy się do bitwy, ocalisz tych, którzy pozostają w naszej niewoli.
Niechętnie, ale przyznałam mu rację.
– Uważasz, że można go zwyciężyć?
– Nie, nie zwyciężyć. Ale można go odesłać tam, skąd przybyła jego armia.
– Jak? I dlaczego nie zrobiliście tego wcześniej?
– By zamknąć krąg potrzebny nam jest uzdrowiciel. Lub uzdrowicielka.
– Ja?!
– Wyjaśnię ci wszystko podczas powrotu.
– Musimy ich pochować – wskazałam na pole pełne trupów. – Gdy nadciągnie zmierzch wraz z nim pojawią się ścierwojady.
– Za dużo czasu by to zajęło.
– Nie! – powiedziałam, hardo wysuwając podbródek do przodu. – Nie pozwolę wam ich tak zostawić.
Westchnął. Nie po raz pierwszy zauważyłam, że zamiast zareagować ze złością i odrzucić moje żądania, Yarn czynił coś całkiem przeciwnego. Ulegał im. To nie tylko było zdumiewające. Przerażało mnie.
– Nie zostawimy ich tak. Ogień oczyści cały teren.
– Ogień?
– To potrwa zaledwie kilka godzin. Musimy wracać.
W milczeniu zeszłam ze wzgórza, na którym staliśmy. Kluczyłam pomiędzy zmasakrowanymi ciałami, czując jak kiełkuje we mnie potężna nienawiść.
Nagle zauważyłam coś, co lśniło w czerwonawej poświacie zachodzącego słońca.
Miecz.
Lecz nie taki zwykły, jak każdy z nas nosił u swego boku.
Ten był inny. Wyraźnie to czułam i nagle przypomniałam sobie legendy z naszego starego świata. Magiczna broń, która była i wybawieniem, i porażką. Obosieczny miecz, którego mocy nikt z mego ludu nie potrafił użyć lecz wciąż stanowił dla nas swego rodzaju świętość.
Broń naszych przodków. Magiczna, niezrozumiała, tajemnicza.
On i rosnąca we mnie siła, ukazały mi prawdę.
Nie tylko demony potrafiły posługiwać się nadprzyrodzonymi zdolnościami. To drzemało również w członkach mojej rasy, zagrzebane gdzieś w głębi naszych dusz i umysłów. Głównie dlatego, że w starej ojczyźnie takich jak my, władających nieznanymi mocami, torturowano i skazywano na śmierć.
Skrzętnie ukrywany skarb, leżał teraz wśród tego całego pobojowiska, kusząc i przyzywając swym blaskiem. Jak się tu znalazł? Czy ktoś z mojego ludu użył go, wierząc że jest ostatnią deską ratunku? Czy też po prostu traktował jako zwykłą broń, mogącą uratować mu życie?
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, ruszyłam przed siebie, by w końcu przystanąć i sięgnąć po szeroką klingę, o ponad półmetrowej długości. Moja dłoń stanowczo zacisnęła się na zniszczonej przez czas rękojeści, a oczy z podziwem spoczęły na pociemniałym ze starości ostrzu, nieznacznie poszczerbionym w miejscach gdzie zetknął się z innymi mieczami lub toporami.
Ta broń nie tylko była świadkiem wielu bitew, była również przesycona magią, czarem tak potężnym, że nie byłam w stanie go pojąć.
Jeszcze raz zważyłam go w dłoni, ciesząc się jego ciężarem i mocą. Potem chwyciłam skraj płaszcza i starannie zaczęłam czyścić zaschnięte ślady krwi.
Nie zważałam na szalejący dookoła żywioł – to ogień rozprzestrzeniał się z ogromną siłą. Nie zwróciłam również uwagi na stojącego obok Yarna, w skupieniu przyglądającemu się broni trzymanej w mych rękach.
– Łatwiej pójdzie, gdy użyjesz wody – powiedział, trącając mnie niewielką manierką.
Bez słowa przyjęłam ten dar i kontynuowałam mozolną pracę. Może nie do końca zdołałam osiągnąć cel, ale gdy z triumfem uniosłam go w górę, zalśnił w ostatnich promieniach słońca. Zalśnił czerwienią i purpurą, a potem nagle poszarzał, gdy ognista kula zniknęła za horyzontem. I znów rozbłysnął, gdy odbiły się od niego szalejące wokół płomienie.
– Teraz rozumiem przeczucie, że towarzyszy nam coś niezwykłego, coś nadnaturalnego.
Spojrzałam na demona pytająco.
– Przez bramy, gdy prowadziliśmy twój lud do tej krainy – wyjaśnił krótko.
– Nie szukaliście go?
– Szukaliśmy człowieka, który władałby mocą. Dziecka, dorosłego lub starca. A to był jedynie miecz.
Wzruszyłam ramionami.
– Mocą? Na nic się ona zdała temu, który go po raz ostatni miał w swych dłoniach.
– Magiczny oręż nie ożyje w rękach zwykłego człowieka. Co innego ty lub my.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Chyba zrozumiał, bo nagle zaczął się śmiać.
– Nie Ilyn, nie mam zamiaru ci go odbierać. Jest twój, tak długo, jak długo zdołasz się nim posługiwać.
– Chodźmy stąd – mruknęłam, czując jak do mych nozdrzy dociera smród palonych ciał.
– Chodźmy. Ogień niech robi swoje. My powinniśmy wracać – zgodził się ze mną Yarn.
Kiedy dotarliśmy na statek, świtało. Bez słowa przyjęłam swoją rację pożywienia i udałam się do maleńkiej kajuty. Była tak klaustrofobicznie ciasna, że wbrew sobie, wolałam przebywać na zewnątrz. Podróż nie trwała długo, zaledwie pięć dni, bo statek który zbudowali moi pobratymcy według wskazówek demonów, był niezwykle szybki. Ale dla mnie te pięć dni stanowiły prawdziwy koszmar. Teraz zaś czekała mnie powrotna podróż, tak samo długa i uciążliwa. Gdy wypłynęliśmy w pogoni za wrogiem, nie dość, że walczyłam z chorobą morską, to jeszcze byłam jedynym człowiekiem na pokładzie. Z pierwszym uporałam się dość szybko, odkrywszy, że i w tym przypadku mogę się sama uleczyć. Z drugim…
Demony schodziły mi z drogi, odprowadzając ponurymi spojrzeniami. Żaden prócz Yarna nie zniżył się do rozmowy ze mną. Moja obecność, moja wolność, stanowiły dla nich sól w oku. Ale nie ośmieliły się sprzeciwić dowódcy. Ten również nie miał dla mnie zbyt wiele czasu. Zazwyczaj siedział w swojej kajucie i rzadko wychodził na zewnątrz.
Jadłam i spałam tylko ja. One tego nie potrzebowały. Czasami miałam wrażenie, że byłam jedynie smacznym kąskiem na pokładzie.
Tolerowały mnie, nienawidziły i pogardzały mną. Tak jak i ja nimi. Niechęć była obopólna, niemal namacalna. A jednak pierwszy raz w życiu czułam się tak bezpieczna.
Kiedy zjadłam, okryłam się kocem i oparłam o reling. Znów płynęliśmy, lecz tym razem miałam wrażenie, że jesteśmy niczym psy z podkulonymi ogonami. Dookoła było pusto, nad moją głową kłębiły się ponure, grafitowe chmury. Zanosiło się na burzę. Z melancholią pomyślałam, że nawet na tak małym morzu nie ominie mnie prawdziwy sztorm. Potem zaczęłam się nad wszystkim zastanawiać. Ostatnio miałam bardzo dużo czasu na myślenie, wysnuwanie wniosków i zadawanie pytań.
Teraz znów wróciłam do nurtujących mnie problemów.
Wszystko toczyło się zbyt szybko. Yarn i jego pokręcone, niejasne plany. Prawdziwa masakra tych, o których sądziłam, że będą bezpieczni. Moc, coraz silniejsza i bardziej wyczuwalna, buzująca w mym ciele, domagająca się wolności. I miecz, broń o której opowiadano sobie przy ogniskach legendy, broń, której teraz ja stałam się właścicielką.
– O czym tak rozmyślasz Ilyn? – Drgnęłam zaskoczona słysząc ten głęboki głos tuż przy moim uchu. Demon bezszelestnie podszedł z tyłu i położywszy dłonie tuż obok moich, pochylił się tak mocno, że prawie czułam żar jego ciała na mych plecach.
Zdrętwiałam, bo nie odpowiadała mi ta bliskość. Była nienaturalna, niepożądana i budziła we mnie wstręt.
– O wielu rzeczach – powiedziałam oględnie, usiłując się wywinąć z jego objęć. Ale Yarn tylko prychnął i przytrzymał mnie w miejscu. Tym razem jego dłonie objęły moje biodra i zacisnęły się na nich z niespodziewaną siłą.
– Nie tylko ty masz pytania. Mogłaś mnie zabić, mogłaś zostawić na pewną śmierć, a ty, choć doskonale wyczuwałem w tobie ogromną, niekończącą się nienawiść, uratowałaś mi życie. Dlaczego Ilyn? Dlaczego? – szeptał, niemal muskając ustami skraj mojego ucha.
– To był impuls – odparłam niechętnie.
– Impuls? Napoić własną krwią śmiertelnego wroga?
– Wolałbym, abyś się odsunął – powiedziałam zimnym głosem.
– Wolałabyś? – Najwyraźniej bawiło go moje zmieszanie. – Raczej powinnaś się przyzwyczajać.
– To jeszcze nie jest do końca przesądzone.
– Nie jest – zgodził się. Lecz poczułam jak czubkiem języka pieścił skrawek mej skóry.
Zamarłam, dłonie zaciskając w pięści. Nie chodziło wszakże o to, że fizyczna miłość była mi obca. Wręcz przeciwnie, bardzo często stanowiła jedyną odskocznię od ponurego, pełnego trudów życia jakie prowadziłam. Miałam wielu partnerów, czasami nawet na więcej niż jedną noc. Odczuwałam pożądanie, rozkosz i na samym końcu niesmak, gdyż zawsze miałam wrażenie, że to wszystko jest jedynie imitacją, substytutem czegoś większego i wspanialszego.
Teraz jednak było inaczej.
Odraza splotła się w jedno z podnieceniem, ciekawość z niechęcią. Jednocześnie pragnęłam więcej i nienawidziłam tego, co robił. Poza tym cóż atrakcyjnego było w kimś takim jak ja? Byłam zbyt wysoka, zbyt chuda, o wąskich biodrach i małych piersiach. Włosy, obcięte dość krótko, szczupła, ogorzała twarz, trójkątny podbródek i jasnoniebieskie oczy. Nic nadzwyczajnego. Demony na swe kochanki wybierały piękne kobiety, o bujnych kształtach. Czasem tylko ładne. Ale nigdy kogoś tak pospolitego jak ja.
– Teraz i ja nie rozumiem – odezwałam się ze spokojem.
– Czego?
– Tego co robisz.
– Nie słyszałaś nigdy o pożądaniu?
– Jestem wojownikiem, a nie kochanką.
– Jesteś czarodziejką, magiem. I bardzo pociągającą kobietą – wymruczał, podczas gdy jego dłonie przesuwały się po moim ciele. Robił to niesłychanie delikatnie, subtelnie, niczym najwytrawniejszy kochanek. To nie pasowało do wizerunku krwawej bestii, czyhającej tylko na okazję, by przegryź mi gardło.
– Intryguję cię, nic poza tym – odparłam, próbując się odsunąć.
– Nie, nie tylko – gwałtownym ruchem przyciągnął mnie ku sobie. I wtedy poczułam, że mówił prawdę. O jego podnieceniu świadczył twardy jak kamień członek, ocierający się o moje pośladki. – Żyję już tyle lat… – szeptał dalej Yarn. – Pamiętam zmierzch naszej świetności. I nasze kobiety. Jesteś jak ona. Dumna, uparta, kierująca się tylko i wyłącznie własną wolą.
– Nie z własnej woli przebywam na tym statku – odpowiedziałam z goryczą. A jednak położyłam głowę na jego ramieniu i przymknąwszy oczy, delektowałam się tą chwilą.
– Poddałaś się, ale nie pogodziłaś. Przygotowujesz się do walki, obmyślasz fortele za pomocą których będziesz mogła ocalić swój lud, a nam zgotować klęskę. Nie rób takiej zdziwionej miny Ilyn. Nie czytam w myślach. Ale nietrudno odgadnąć twoje pragnienia.
– Dlaczego więc zgadzasz się na tę pozorną współpracę?
– Bo gdyby nie ty, musielibyśmy uciekać i z tego świata…
– Zostaliście wygnani?
– Przed wiekami, tak dawno, że niewielu z nas o tym pamięta.
Nie wszystko co mówił splatało się w zwięzłą całość. Ale trudno było o tym rozmyślać, gdy jego wargi pieściły moją skórę, gdy dłonie wślizgnęły się pod szorstkie płótno koszuli i muskały coraz bardziej twardniejące sutki, i na samym końcu gdy ocierał się wyraźnie nabrzmiałą męskością o moje ciało. Chciałam to przerwać, ale z każdą chwilą pragnęłam więcej. W końcu, gdy wydawało mi się, że pokonam własną słabość, że zdołam się wyrwać z jego ramion, obrócił mnie przodem i przycisnął do relingu. Przez sekundy patrzyłam w niezwykłe oczy demona, lekko skośne, ciemne jak dwie studnie bez dna, tajemnicze. Widziałam jego uśmiech, ni to pogardliwy, ni to pełen podziwu grymas kształtnych ust.
– Dam ci więcej niż jakikolwiek inny mężczyzna z twej rasy…
I pochylił się, by dotknąć mych warg. Pocałunek wcale nie był brutalny czy władczy. Przeciwnie, miałam wrażenie, jakby poruszał się po całkiem nieznanym terenie. I nagle uświadomiłam sobie, jak niewiele takich pocałunków było w moim życiu. Bardzo niewiele. Zazwyczaj kończyło się na chaotycznym obściskiwaniu i szybkim dotarciu do celu. Potem były gwałtowne ruchy, głośne okrzyki lub ciche pojękiwanie, a na samym końcu fizyczne zaspokojenie i wyrzuty sumienia, spowodowane żałosną wymową każdej takiej sceny.
To zdumiewające, ale nikt mnie tak wcześniej nie całował.

 link do części III - klik

18 komentarzy:

  1. Dziekuje bardzo ze dodalas kolejna czesc ;) oczywiscie czekam na kolejna. Pozdrawiam serdecznie Roma

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam opowiadania z demonami, cudownie, że dałaś kolejną część. Niestety apetyt rośnie w miarę jedzenia i już czekam z niecierpliwością na kolejną część :)
    Pozdrawiam
    Radioactive

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś kochana, że dodałaś to już dziś :)

    OdpowiedzUsuń
  4. nie dowiedzielismy sie osttanio, mozesz odpowiedziec czy to jakis prequel do "Snu"? :)

    Ilyn->Sen->Aż do końca świata->coś dalszego? ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie bomba ;-) Robi się gorąco!
    Mimo że Kayl występuje to jako totalnie czarny charakter to i tak go uwielbiam ;-)

    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie zamierzałam go wybielać ;-) Niektóre rzeczy nawet dla mnie są niemożliwe...

      A tak ogólnie to jest prequel do całej serii. Kolejność powstawania tych utworów: Głód, Sen, Aż do końca świata, Lodowe kwiaty (nie jestem z tego zadowolona i chce poprawić), Ilyn. Coś mi tam majaczy na horyzoncie dodatkowa część, ale na razie bez konkretnej formy :-)))

      Usuń
    2. LODOWE KWAITY?? Gdzie to bo nie moge znalezc :P

      PS, dalas kolejnosc powstawania, a kolejnosc chronologiczna to jaka bedzie? ;)

      Usuń
    3. Chronologicznie to:
      Ilyn
      Głód
      Sen
      Aż do końca świata
      Lodowe kwiaty

      I tyle na razie. Lodowe kwiaty będą jak poprawię, bo coś mi tam grubo nie gra w całości.

      Usuń
  6. Kiedy możemy się spodziewać kolejnej części?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nie wiem. Chciałam dać pojutrze, czyli 30.

      Usuń
  7. Chce się więcej i więcej ... :-) Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. dlaczego sadzisz, ze Kayl juz nie odnajdzie Tamry? :) JA czytalam calosc i nnie wiem dlaczego ;)) Prosze ODPOWIEDZ!

    OdpowiedzUsuń
  9. Babeczko cudo opowiadanie :D czekam na więcej :) podziwiam Twój talent i wyobraźnię :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Droga Babeczko!
    Jaka ja głupia! Zawsze staram się czytać twoje opowiadania jak już je zakończysz. Trochę teraz sobie choruje, w ogóle nie mogę spać i tak sobie tu weszłam i myślę, a przeczytam i teraz jestem zła sama na siebie bo teraz to ja już kompletnie nie będę mogła zasnąć. Kurczę myślałam, że lepiej już nie będzie.
    Na szczęście myliłam się.
    Moim zdaniem to opowiadanie ukazuje nam, że masz wyobraźnię która nie zna granic :)
    I powiem Ci, że tym opowiadaniem zrekompensowałaś (pozwolisz, że tak to nazwie) mi, to jakże okrutne zakończenie "Pechowej".
    Moje takie małe marzenie. Jutro wchodzę a tu całe opowiadanie. I wieczór byłby cudowny.
    Ale wiem, że wszystkiego mieć nie można :)
    Babeczko! Zdrowia i weny życzę!
    eM.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ mnie porobiłaś ;-)
      Ale dam długi kawałek, bo inaczej mój prywatny plan pójdzie się walić...

      Usuń
    2. I życzę szybkiego powrotu do zdrowia, bo kto jak kto, ale ja wiem jakie katar potrafi być dołujący. Nie wspominając o całej reszcie :-)

      Usuń
    3. Czekam z niecierpliwością :)
      Szczerze to tym razem katar to pikuś przy moim kaszlu :)
      I dziękuję :)
      eM.

      Usuń
  11. Opowiadanie cudowne! strasznie się nakrciłam i nie mogę sie doczekać kolejnych części!! :-). Mam jednak pytanie Babeczko bo troszke się zamotałam :-) Yarn w I cz. był okaleczony i nie miał kawałka nogi w II za to jest już zdrowy i nie jest kaleką? Tzn ze się zregenerował? po końcówce I cz myślałam że nie zdoła sie już z tego wyleczyć ( mam na myśli kikut nogi) i nie wiem jak to w końcu jest! :-)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.