Dobrze, zaczynamy. Dziś część pierwsza. Za tydzień w sobotę druga. Na wtorek zostawiam "Karę". Tyle na razie. Reszta w planie, który ukaże się 30 stycznia.
Ilyn (I)
Marzyłam o księciu na
białym rumaku, który zabrałby mnie z tego piekła. Marzyłam, choć doskonale
zdawałam sobie sprawę, że takie jak ja, nie mają absolutnie najmniejszych szans
na spotkanie tego wyśnionego, tego wymarzonego.
Kilkanaście lat temu,
mojemu ludowi obiecano świat idealny, raj, w którym mógłby żyć bez wojen, nędzy
i biedy. Uciekliśmy z niewoli, wiedzeni przez kogoś, kto choć przypominał nas
wyglądem, to nie był człowiekiem.
Droga nie była
uciążliwa ani długa. Za to bardzo niezwykła – przeszliśmy przez coś, co nasz
przewodnik nazywał bramą i znaleźliśmy się w ponurym, pełnym zła miejscu.
Z jednej niewoli
trafiliśmy do innej, stokroć gorszej. Nasi nowi panowie mieli dla nas jeszcze
mniej litości niż starzy. Nieposłusznych zabijali bez mrugnięcia okiem, pili
naszą krew, upajali się naszym cierpieniem. Nazwaliśmy ich demonami. Słowo to w
naszym starym świecie symbolizowało odwieczne zło, istoty pogrążone w mroku. I
znakomicie do nich pasowało.
Niewiele pamiętam
rzeczy ze swej ojczyzny. Jakieś strzępy obrazów, nieokreślone i niejasne.
Zresztą, czy jest mi to potrzebne?
Nie pamiętam nawet
swych rodziców, bo zaraz po przybyciu do celu, zostaliśmy rozdzieleni. Nigdy
nie dowiedziałam się, co się z nimi dalej stało.
Dorastałam w ciągłym
strachu przed śmiercią. Byłam świadkiem morderstw i gwałtów tak okrutnych, że
bardzo długo śniły mi się po nocach.
A jednak tliła się we
mnie wola walki, a otaczająca mnie rzeczywistość uczyniła twardą i wytrzymałą.
Nauczyła, że trzeba stawiać czoła każdemu kolejnemu dniu niewoli. Zaciskałam
więc zęby i trwałam dalej, pomimo że tak wielu wokół mnie odeszło.
Bardzo szybko
zorientowałam się, że zostałam obdarowana czymś szczególnym. Moje dłonie mogły
przynieść ulgę umierającym, wyleczyć drobne rany. Ten dar… Nie rozumiałam go,
nie znałam źródła, ale istniał i był dla mnie rzeczą tak naturalną jak każdy
oddech.
Skórę miałam ogorzałą
od słońca, pokrytą bliznami od razów, włosy jasne, bez połysku, obcięte przy
szyi, a pod połamanymi paznokciami brud, którego nie potrafiłam usunąć nawet
szorując je piaskiem. Z wyglądu bardziej przypominałam zwierzę niż człowieka,
ale było to niejako moim kamuflażem. Doskonale wiedziałam co demony robią z
bardziej urodnymi niewiastami.
A potem nadszedł dzień buntu,
gdy tysiące pokrzywdzonych i udręczonych powstało przeciwko swym panom. I
rozpoczęła się długa, krwawa wojna.
Ze względu na swą
zwinność i szybkość, byłam jednym z najlepszych zwiadowców w ludzkiej armii. Zawsze
wiedziałam, którędy się udać, by uniknąć pułapki, gdzie stacjonują wrogie
wojska i dalekim łukiem omijałam zasadzki. Dopiero z czasem zorientowałam się,
że ta nadnaturalna niekiedy zdolność wyczuwania niebezpieczeństw, to nie
intuicja, ale także jakaś odmiana magicznego daru, z pewnością ściśle powiązana
z umiejętnością uzdrawiania.
Siedząc w kucki na
skraju lasu, z niechęcią przyglądałam się napływającym z oddali, chmurom
zapowiadającym niepogodę. Potem spojrzałam w dół, na pozostałości świadczące,
że istniały tu kiedyś zabudowania. Takich ruin było sporo na ziemiach demonów,
jakby i oni przybyli tu przez bramę, by zawładnąć opuszczonym światem. Mieli w
takim razie więcej szczęścia niż my…
Naliczyłam piętnaście
chat, choć były to zaledwie zarysy fundamentów, tyle tylko po nich zostało.
Mimo, iż dolina poniżej
wyglądała na opuszczoną, niezmiennie zachowywałam ostrożność. Ostatnie lata
nauczyły mnie, że demony potrafią zastawiać umiejętne pułapki, a na nieznanym
terenie zawsze mogą czekać jakieś przykre niespodzianki.
Ale tutaj wkraczała
moja intuicja.
Zmarszczyłam brwi.
Błyskawicznie i całkiem bezszelestnie zsunęłam się w dół, lawirując pomiędzy
gęsto porastającymi zbocze krzakami. Potem padłam na kolana i na czworakach, z
ostrożnością, zaczęłam czołgać się w kierunku źródła mego niepokoju.
Impuls był inny niż
zazwyczaj, słabszy, jakby pochodził od jednej istoty. To było dziwne, bo demony
nigdy nie podróżowały samodzielnie. Chyba, że zmądrzały i doceniły rolę
zwiadowców w tej wojnie? I to jego obecność wyczułam?
Mieczem delikatnie
rozchyliłam bujne gałęzie, zwiększając tym samym pole widzenia. Ze wzmożoną
uwagą powiodłam wzrokiem dookoła.
I wtedy go zauważyłam.
To był jeden z tych
sukinsynów, żywiących się naszą krwią, trzymających nas w niewoli. Ciężko
ranny, prawie umierający, nieopisanie brudny i nieprzytomny.
Wsłuchałam się w swoje
wnętrze. Nie, to z pewnością nie była pułapka.
Wstałam i ostrożnie
podeszłam bliżej. Co on tu robił? W takim stanie? Demona można było oczywiście
zabić, ale do tego potrzebny był zazwyczaj ktoś, kto znał się na magii, albo
spora przewaga liczebna. Zranić było ich o wiele trudniej, bo regeneracja
następowała znacznie szybciej niż u nas, ludzi.
Leżał na plecach, oczy
miał przymknięte, a pierś unosiła się bardzo powoli, z widocznym trudem. Od
razu zauważyłam, co było tego przyczyną. Poniżej prawego kolana, brakowało
kawałka nogi, a kikut owinięty był brudnym, przesiąkniętym krwią bandażem.
Twarz miał szczupłą, z
wyraźnie malującym się na niej cierpieniem. Włosy jasne, prawie całkiem białe,
choć teraz ta biel była solidnie przykurzona. Delikatnie mieniąca się grafitowo
skóra, pokrywała muskularne, doskonale wyrzeźbione ciało.
I ta krew…
Ciemnozielona, obrzydliwa. Wszędzie było jej pełno, chyba nie do końca udało mu
się zatamować krwotok?
Pochyliłam się spięta,
w każdej chwili gotowa do ucieczki. Co on robił w tych lasach? Tak daleko od
swoich? Pokusa, by go dotknąć, była jednak silniejsza niż strach i po chwili
musnęłam zapadnięty policzek.
I wtedy on otworzył
oczy. Lekko skośne, ciemne niczym nocne niebo, z wyraźnie przekrwionymi białkami.
Demony różniły się wyglądem pomiędzy sobą, tak jaki i my, ludzie. Ten tutaj nie
przypominał większości naszych ciemiężycieli. Ale i tak był wrogiem, a nawet
śmiertelnie ranny, pozostawał niebezpiecznym przeciwnikiem.
– Człowiek! –
wyrzucił to słowo z siebie z prawdziwą pogardą. – Bezbronna, głupiutka samica…
Zabawne. Nie miał siły
nawet, by unieść głowę, a to mnie uważał za słabą.
– Może i tak, ale
to ty umierasz – dodałam z prawdziwą satysfakcją.
– Regeneracja…
Zbyt wolna… Daj mi swoją krew! – Gwałtownym ruchem chwycił mój nadgarstek.
– Nigdy w życiu, ty
pomiocie zła – wysyczałam, wyrywając się z tego uścisku. Był jednak zbyt
wyczerpany, by mnie do czegokolwiek zmusić. – Prędzej sama cię dobiję!
– To zrób to –
wyszeptał, wyczerpany tym nagłym zrywem. – Dobij mnie. To lepsze niż powolne
zdychanie na tym pustkowiu.
Zabić go? Mimo wszystko
nie potrafiłam tego uczynić. Był śmiertelnym wrogiem, złem, które dręczyło mój
lud, ale morderstwo z zimną krwią? W dodatku na ciężko rannym?
– Nie mam mowy. Nie
jestem taka jak ty…
– Jesteś słaba. –
Wykrzywił usta w grymasie pogardy.
Z zamierzonym
okrucieństwem uderzyłam w ranną nogę. Zawył z bólu, napinając całe ciało, aż do
granic możliwości.
– Nie tak bardzo
jak sądzisz. Fajne uczucie, prawda?
Spojrzał na mnie oczyma
pełnymi nienawiści i cierpienia. Przeraziłam się, bo spodobało mi się to, co mu
uczyniłam. Najchętniej uderzyłabym jeszcze raz i jeszcze… Za każdą przelaną
krew na mych oczach, za ludzi, którym rozszarpywano gardła, kobiety gwałcone w
tak bestialski sposób, że śniło się to po nocach…
Musiałam zacisnąć
dłonie w pięści, aby się na niego nie rzucić.
– To i tak za
mało… – wyszeptałam.
Uśmiechnął się z
doskonale widoczną pogardą. Nawet teraz, gdy wykrwawiał się na moich oczach, był
na tyle arogancki i bezczelny. Więc wstałam i wymierzyłam solidnego kopniaka w
jego prawy bok. Roześmiał się chrapliwie, kuląc z bólu.
– No dalej! – Prowokował
mnie. – Zrób to ponownie ludzka dziwko. Tylko do tego znakomicie się
nadawałyście. Założę się, że twoją matkę zerżnął jeden z mych pobratymców, nie
jeden raz...
– Nie wiem –
odpowiedziałam cicho, patrząc w dół, prosto w te ciemne, pełne bezkresnej głębi
oczy. – Nie wiem, bo nigdy jej nie poznałam.
Długą, bardzo długą
chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Zauważyłam, że powoli tracił kontakt z
rzeczywistością.
I nagle pod wpływem
niezrozumiałego jeszcze dla mnie impulsu, nacięłam nadgarstek i przytknęłam do
jego spękanych warg.
– Pij! –
rozkazałam.
W czarnych oczach
mignęło bezbrzeżne zdumienie. Ale instynkt przeżycia był silniejszy i łapczywie
wbił się ustami w moje ciało.
Całe szczęście, że był
słaby, bo kiedy poczułam jak bardzo opuszczają mnie siły, przyciągnęłam wciąż
krwawiąc dłoń do siebie i w milczeniu założyłam prowizoryczny opatrunek. Wciąż
leżał w bezruchu, ciężko dysząc. Na wargach miał moją krew, a w oczach
zdumienie i niechętny podziw.
– Dlaczego? –
wychrypiał chwytając mnie za kostkę, kiedy zamierzałam odejść.
– Bo nie jestem
taka jak ty, jak wy wszyscy. A to – wskazałam na kikut nogi – będzie
wystarczającą karą…
***
Po tylu latach
nierównej walki, przegraliśmy. Co prawda część z nas zdołała uciec za morze,
ale w tej przeklętej krainie zostało zbyt wielu bezbronnych, pozbawionych
nadziei ludzi. Teraz demony pilnowały nas o wiele bardziej, bojąc się kolejnego
niespodziewanego buntu.
Byłam wśród tych,
którzy ponownie dostali się do niewoli. W zatęchłych lochach, zakuci w kajdany,
oczekiwaliśmy nieuchronnego końca.
– Ilyn? Mogłabyś?
Jedna z kobiet w celi,
w zasadzie dziecko jeszcze, miała paskudną ranę na szyi. Doskonale zdawałam
sobie sprawę, skąd pochodzi. Była za duża, by mogła zasklepić się samodzielnie,
dlatego pomagałam jej swoją magią. Niewielki był to dar, ale wielu już
przyniósł ulgę w cierpieniu, a niektórym nawet ocalił życie.
Zabrzęczały łańcuchy,
gdy przesuwałam się w kierunku nieprzytomnej dziewczyny. Delikatnie dotknęłam
gorącego i spoconego czoła. Umierała! A ja nie mogłam nic na to poradzić. Zagryzłam
zęby w poczuciu bezsilności.
Lecz może taka śmierć
była lepsza od oczekiwania na przeznaczony nam los? W zasadzie to mogłam jej
zazdrościć. Za kilka godzin opuści ten świat, pełen okrucieństwa i wojen,
uwolni się od bólu. A ja? Zostanę wywleczona na ogromny dziedziniec, by moje
cierpienie i śmierć mogły się stać przestrogą dla innych buntowników. Nie
wybili nas do cna tylko dlatego, że potrzebowali niewolników.
Cichutko nuciłam słowa
jedynej kołysanki, którą znałam, gładząc mokre od potu włosy umierającej. Choć
moje oczy były suche, to w środku krzyczałam z rozpaczy. Ile jeszcze? Ile
jeszcze zabitych, by pokazać skalę naszej przegranej?
Nie wiem dlaczego
przypomniał mi się demon, któremu uratowałam życie. Ostatnimi czasy patrząc na
masowe morderstwa dokonane na członkach mej rasy, niejednokrotnie tego żałowałam.
Mogłam mu wbić miecz prosto w serce, byłoby o jednego skurwysyna mniej!
Oddech rannej stawał
się coraz wolniejszy, aż w końcu całkiem zanikł. Umarła. Pogładziłam gładki
policzek dziewczęcej buzi i dopiero teraz poczułam łzy, spływające po mojej twarzy,
rzeźbiące jasne smugi na brudnej skórze.
Za naszymi plecami
otwarły się gwałtownie drzwi, a światło dnia oślepiło nas na bardzo długa
chwilę.
Później zostaliśmy
wygnani niczym bydło, na dziedziniec.
Zamrugałam
zdezorientowana oczyma i rozejrzałam się dookoła. Po mojej prawej stronie stał
jeden z demonów, ze znudzeniem bawiąc się krótkim sztyletem. Za jego plecami
dojrzałam osiodłane wierzchowce. Gdybym okazała się wystarczająco szybka… Tak
czy inaczej to jakaś szansa. A jeśli zginę, to lepsza taka śmierć niż tortury
ku przestrodze gawiedzi.
Zadziwiające ile może
wykrzesać z siebie całkiem do cna wykończony człowiek. Ignorując kajdany,
którymi skuto moje nadgarstki, dopadłam demona jednym susem i powaliłam
zręcznym kopniakiem w brzuch. Kiedy on zaskoczony usiłował złapać oddech,
złapałam za rękojeść miecza i szybkim ruchem wyciągnęłam go z pochwy.
Ale płonne okazały się
moje nadzieje. Kilka minut później leżałam na brzuchu, skrępowana dodatkowymi
kajdanami, a na moim karku spoczywała stopa zwycięzcy. Czułam nie tylko
metaliczny smak krwi w ustach, ale również coś znacznie gorszego – smak
goryczy.
– Co to za
zamieszanie? – spytał ktoś nadchodzący od strony osiodłanych wierzchowców.
– Człowiek,
któremu wydaje się, że w pojedynkę pokona demona – usłyszałam rozbawiony głos nad
sobą.
Ktoś brutalnie chwycił
moje włosy i szarpnięciem podniósł głowę w górę. Jęknęłam z bólu. Czułam tak
straszną nienawiść, ale kiedy napotkałam wzrok demona, mogłam tylko w milczeniu
wpatrywać się w jego ciemne, nieludzkie oczy. Gdzieś tam pojawiła się nieśmiała
nadzieja, że jeszcze nie umrę.
– Rozkuć ją i
zaprowadzić do mej komnaty.
To był dziwny rozkaz,
ale nikt nie ośmielił się go zakwestionować. Prowadzono mnie wąskimi
korytarzami, aż do niewielkiej komnaty z dwoma strzelistymi oknami.
Tam brutalnie
popchnięto, tak, że z łoskotem upadłam na podłogę. Siedziałam na zimnych
kamieniach, rozcierając bolące nadgarstki i zastanawiając, co mnie czeka.
W końcu jakby nie było
uratowałam mu życie.
Tylko, czy te potwory
mogły w ogóle żywić poczucie wdzięczności?
Ten, którego
oczekiwałam nie pojawił się. W zamian za to do komnaty weszło kilka kobiet mej
rasy. O pięknych twarzach, kompletnie bez jakichkolwiek uczuć, bez żadnego
wyrazu. Nie zaprotestowałam, gdy zaprowadziły mnie do niewielkiej, metalowej
wanny. Gdy pomogły zmyć cały brud, rozczesać skołtunione włosy, wyrównać
połamane paznokcie. Poddawałam się tym wszystkim zabiegom w milczeniu,
zastanawiając się nad ich głębszym sensem. A także nad każdą możliwością
ucieczki.
Potem przyniosły mi
świeże ubranie. Ale nie kobiece łaszki, jak się tego podświadomie obawiałam,
ale lnianą koszulę i spodnie, z grubego, porządnego materiału. Gdy przejrzałam
się w lustrze, niemal nie poznałam samej siebie. Chyba pierwszy raz w życiu
byłam tak czysta…
– Nareszcie
wyglądasz jak inteligentna istota, którą jesteś, a nie jak zwierzę.
Błyskawicznie
odwróciłam się w kierunku, z którego dochodził ten lekko cyniczny, dość oschły
głos.
– To wy sądzicie,
że jesteśmy zwierzętami i tak można nas traktować.
– Bez przesady –
podszedł bliżej, wynurzając się z cienia. Mimowolnie cofnęłam się do tyłu. –
Boisz się mnie? Dopiero teraz? – dodał z doskonale wyczuwalną ironią.
– Wtedy również
się bałam.
Wyglądał trochę inaczej
niż go zapamiętałam. Bardziej władczo, majestatycznie. Chyba był nie byle kim,
skoro wystarczył jeden jego rozkaz.
– Nie domyślasz
się, że ocaliłaś wtedy jednego z najważniejszych generałów, prawda?
– Ciebie?
– Mnie. I tym
swoim bohaterskim czynem miłosierdzia, dałaś mi możliwość powrotu do swoich i
zorganizowania bitwy, która ostatecznie doprowadziła do waszej klęski. I
właśnie za to daruję ci życie.
– Łżesz! –
powiedziałam ze spokojem. – To Kayl poprowadził was do zwycięstwa.
– Co ja będę się z
tobą kłócił, głupiutka dziewko.
Wzruszyłam ramionami. Jednak
do mego serca wkradło się bardzo nieprzyjemne uczucie. Jeśli faktycznie mówił
prawdę… Musiałam wiedzieć, nawet jeśli ta wiedza miała mi przynieść dodatkowe
cierpienie.
– Ty jesteś Yarn?
– Powiedzmy, że
tak pozwalam się nazywać – odparł rozbawiony i podszedł do okna. – Muszę jednak
uczciwie przyznać, że to co wtedy zrobiłaś… – potrząsnął głową w zadumie –
wciąż mnie zadziwia.
– Mnie również.
Nagle odwrócił się i
złapał moje posępne, pełne niechęci spojrzenie.
– Wiedząc to, co
wiesz, nie darowałabyś mi życia, tylko poderżnęła gardło, prawda?
– Nie mogłam znać
przyszłości.
– Nie mogłaś –
zgodził się. – I co ja mam z tobą dalej zrobić?
– Chcę wrócić do
swoich. Tam, na dół – wskazałam dłonią ogarnięty paniką tłum, ściśnięty na
małej powierzchni klatki. – Bo tam jest moje miejsce.
– Nie mam mowy.
– Skoro chcesz się
odwdzięczyć, to pozwól mi na to.
Podszedł znacznie
bliżej. Choć należałam do wysokich kobiet, to przy nim poczułam się niezwykle
mała i bezbronna. To nie było miłe uczucie. Wręcz przeciwnie, wyzwoliło złość i
gorycz. A na dodatek te jego ciemne, wąskie oczy, taksowały mnie niczym
wystawowe zwierzę.
– Nie chcę. I nie
pozwolę.
– Będziesz musiał
– gwałtownym ruchem wyrwałam zza jego pasa niewielkich rozmiarów sztylet. Ale
on okazał się znacznie szybszy i po chwili leżałam obezwładniona na podłodze, a
nade mną pochylała się obca, fascynująca w swej inności twarz demona. Tak, był
fascynujący. Choć niechętnie, musiałam to przyznać.
– Nie pozwolę, bo
mam co do ciebie inne plany.
Inne? Czy teraz
powinnam zacząć się bać?
Podniósł się i pomógł
mi wstać. Z niechęcią przyjęłam tę pomoc, ale czy miałam inne wyjście? Co
zyskałabym odmawiając?
– Jakie plany?
– Cierpliwości,
zobaczysz.
– Wolałbym
wiedzieć. Zwłaszcza jeśli dotyczą mej skromnej osoby.
– Nie powinnaś być
skromna. Przecież jesteś wyjątkowa – drwiący ton głosu przeczył znaczeniu
wypowiedzianych słów.
Tym razem naprawdę
poczułam strach. Czy on wie o moim darze? O umiejętnościach uzdrawiania? Czy
też ma na myśli fakt, iż go ocaliłam?
– Nie czuję się
wyjątkowa – powiedziałam cicho. W tym momencie do środka weszło kilkoro
dziwnych osobników. Nas, ludzi przypominali w niewielkim stopniu. Byli o połowę
mniejsi, o mocno pomarszczonej skórze, spłaszczonych głowach i wydatnych,
purpurowych wargach. W dłoniach nieśli tace zastawione jedzeniem.
– Częstuj się.
Przecież jesteś głodna.
Z wahaniem usiadłam
przy stole, patrząc jak te dziwne stwory w milczeniu opuściły komnatę.
– Co to… Kto to
był?
– Nasza nowa,
udoskonalona służba. Eanowie. W przeciwieństwie do ludzi są dużo mniej
rozgarnięci, ale za to z pewnością bardziej posłuszni.
– Eanowie? Nigdy o
nich nie słyszałam.
– Sprowadziliśmy
ich na wasze miejsce.
Olśniło mnie.
– Dlatego masowo
wybijacie ludzi?
– Powiedzmy.
Usiadł tuż naprzeciwko
i przyglądał się jak jem. Starałam się robić to wolno i dystyngowanie, ale
trudno było zachować powściągliwość kiedy od kilku dni miało się w ustach
zaledwie kilka kromek spleśniałego chleba.
Kiedy już nasyciłam
największy głód, wytarłam dłonie w kawałek lnianego płótna leżącego tuż obok i
odważnie spojrzałam w ciemne oczy demona.
– Jakie masz wobec
mnie plany?
– Ludzie…
Sądziliśmy, że jesteście całkowicie pozbawieni mocy. Ale nie ty. Ty jesteś inna.
Wyczułem ją w smaku krwi, którą mi dałaś. Zauważyłem w blasku oczu – oparł podbródek
na złączonych dłoniach. – I szukałem cię. Bardzo długo cię szukałem.
– Lecz nie
dlatego, by się odwdzięczyć?
– Nie.
Zachowywał się jakby
bał się zdradzić coś więcej. A przecież nie mogłam być dla niego groźna, nie
mogłam uczynić mu jakiejkolwiek krzywdy, choćbym i dysponowała mocami, o
których mówił.
– Nie rozumiem –
potrząsnęłam w zadumie głową. Sięgnęłam po kielich z cierpkim winem i upiłam
kilka łyków. – Ostatnia bitwa to była prawdziwa rzeź. Ocalało nas zaledwie
kilka setek, z dziesiątków tysięcy.
– Właśnie. I w tym
tkwi cały problem – mruknął, intensywnie mi się przypatrując.
Może nie do końca, ale
zrozumiałam. Zło jeszcze większe od tego, które znałam. Zło, które się
zbuntowało przeciwko innemu złu.
– Rannym i
ocalałym rozszarpywano gardła. Bez litości, bez wahania. Miałam rację mówiąc,
że to nie ty dowodziłeś.
– Bystra jesteś –
przyznał niechętnie. – Mamy problem z jednym z naszych.
– Z Kaylem. Ten
problem ma imię i bardzo nieciekawą reputację. Tylko do czego ja mogłabym ci
się przydać? – spytałam zdumiona.
– Nasza rasa
umiera. Sądziliśmy że kobiety z waszego ludu będą dla nas doskonałymi
partnerkami…
– Chyba bydłem
rozpłodowym – prychnęłam z pogardą.
– I tak można to
ująć. Lecz pomyliliśmy się. Jednak wciąż jest nadzieja. Władasz magią, jak
każdy z nas. Niewielką, ale jest to niewątpliwie czysta moc. Na dodatek
wyczuwam, że ta moc rośnie w tobie, pęcznieje…
– Nie – odparłam ze
spokojem. – Nigdy w życiu.
– Zdajesz sobie
sprawę jak bezsensowne jest twoje nigdy?
– A ty? Zdajesz
sobie sprawę, że się nie poddam?
Mierzyliśmy się
wzorkiem. Mój był pełny nienawiści i pogardy, jego raczej niechętnego podziwu.
Nagle zrozumiałam, że nie tylko go ocaliłam, ale i zauroczyłam. To co zrobiłam,
było zbyt trudne, by mógł to pojąć. Stałam się fascynującą zagadką, czymś, co
warto zbadać i poznać. Stałam się dla niego równorzędnym przeciwnikiem, choć
gdy mnie odnalazł, leżałam na brzuchu, pobita, skrępowana i tak brudna, że sama
do siebie czułam obrzydzenie.
– Jest coś
jeszcze. Nasz wspólny wróg – przerwał moje rozmyślania Yarn.
– Nasz? – spytałam
ze zdumieniem. – To wasz wróg. I wasz pobratymiec.
– Nasz. Zabija
każdego człowieka, który stanie na jego drodze. Jego armia nie zna litości, nie
męczy się i nie może umrzeć. Sprowadził ją z miejsca, na myśl o którym nawet my
się wzdrygamy. Ohydnego świata wiecznego mroku.
– No dobrze. Ale
co ja mam z tym wspólnego?
– Kayl jest
potężny. Jednak możemy skazać go na wygnanie i wraz z jego ponurą armią odesłać
do tamtego miejsca.
To już zakrawało na
prawdziwy żart. A jednak w ciemnych źrenicach demona nie znalazłam odrobiny
rozbawienia. Był poważny i bardzo rzeczowy.
– Ja mam wam w tym
pomóc?!
– Ty Ilyn. Jesteś
słaba, bezbronna i mógłbym cię w każdej chwili zabić na tysiąc sposobów. Jednak
masz w sobie cząstkę mocy, która jest nam potrzebna. Kiełkujące ziarno czegoś
wielkiego i potężnego.
– Umiem tylko
uzdrawiać – mruknęłam zawstydzona podziwem wyczytanym w jego oczach. Nie tego
się spodziewałam.
– Nie tylko. Nie
znasz swoich możliwości.
– A ty je znasz?
– Znam. Wiem
również, że kiedy je obudzę nie będzie już odwrotu.
Zastanowiłam się słuchając
tych słów. Skoro tak… Gdy już pozbędziemy się Kayla, przestaniemy być
sojusznikami. Czy wtedy będę mogła poprowadzić swój lud do kolejnej walki? Do
wojny, która dzięki mojej magii, mogłaby się okazać zwycięską? Nie. To
niemożliwe. Demonów było wielu, zbyt wielu. Ja tylko jedna.
– Wiem o czym myślisz
– powiedział cicho mój towarzysz. – Ale w pojedynkę nigdy tego nie dokonasz.
– Więc po co mam
się przejmować waszymi kłopotami? – wzruszyłam ramionami.
– Bo on zabije wszystkich,
do ostatniego mężczyzny, do ostatniej kobiety i dziecka. Nas nie tknie, ale po
waszej rasie pozostanie w tym świecie zaledwie wspomnienie.
Miał rację. Widziałam oddziały
jakby utkane ze mgły, o pałających okrucieństwem oczach. Pamiętałam ich
połyskujące czerwienią źrenice. Wyglądały jak demony, ale teraz okazuje się, że
nimi nie były. I ich dowódca, okryty złą sławą jeden z pierwszych, jeden z
najpotężniejszych.
– On was tu
sprowadził i on was chce zgładzić.
– Wy również.
– Mamy eanów.
Jeśli mi pomożesz, daję ci moje słowo, że zabierzesz ocalałych, by móc uciec z
nimi za morze.
– Jak wiele warte
jest twoje słowo, demonie? – spytałam szyderczo.
– Moje jest
bezcenne. I ręczę za nie własnym życiem Ilyn.
Pomyślałam o
ogarniętych wojną ziemiach. O masowo wybijanych ludziach. O śmiertelnym wrogu,
który proponował mi układ. Jak wiele znaczyły jego przyrzeczenia?
– Jak chcesz
sprawić, by te kiełkujące we mnie ziarno urosło i stało się źródłem
niewyczerpanej mocy?
– To właśnie moja
mała panno czarodziejko najprzyjemniejsza część całego planu – posłał mi
ponury, pełen źle maskowanej satysfakcji uśmiech. – To, co ocali waszą rasę,
ocali i naszą.
Nie musiał nic więcej
dodawać.
Zrozumiałam.
Najgorsze jednak, że
prócz sprzeciwu, wściekłości i obrzydzenia, pojawiło się coś jeszcze. Coś, za
co znienawidziłam samą siebie.
link do części II - klik
link do części II - klik
Opowiadanie super z niecierpliwością czekam na kolejną część:)
OdpowiedzUsuńBardzo interesująco się zapowiada. Czekam z niecierpliwością na kolejną część
OdpowiedzUsuńKayl !!!! Nareszcie powrócił ;-)
OdpowiedzUsuńHistoria fajnie się zapowiada.
Ciekawe czy spotka swoją Tamarę i jaką rolę odegra tu Ilyn. Nawet mam pewien pomysł na rolę Ilyn w tej historii ale to Twoje opowiadanie i cierpliwie zniosę wszystko co dla nich przygotowałaś ;-)
Już czekam na przyszłą sobotę i ciąg dalszy.
S.
Cóż... Raczej wątpię. Kto czytał całość, zrozumie dlaczego :-)))
UsuńChodzi tu o przeszłość kayla zanim został uwięziony w zamczysku
UsuńMusiałam jeszcze raz przeczytać druga część "Snu", ten fragment gdy Kayl wyjaśniał Tamarze jak trafił do zamku. Czyli jeśli dobrze rozumuję "Ilyn" to właśnie ta historia.
Usuńpokręcone to wszystko ale za to jakie piękne ;-)
S.
Nasz nowa, udoskonalona służa. Chyba powinno być nasza :)
OdpowiedzUsuńPoprawione, dzięki :-)
UsuńJest cudowniee , czekamy na ciag dalszy ^^
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaskoczyłaś tym opowiadaniem, i nie powiem - bardzo pozytywnie:) Lubię tego typu utwory i mam nadzieję, ze mimo wszystko Ilyn tak łatwo się nie da :P
OdpowiedzUsuńJa z kolei sądzę, że to prequel do historii Kayla. No wiecie Ilyn x nasz demonek = Tamara :D
OdpowiedzUsuńTutaj wojna z demonami już się toczy a w historii o Kaylu demony to wymarła rasa.
To tylko przeczucie ale ciekawe czy będę mieć racje. Jak tak to może powinnam zagrać w totka a nuż by się co wygrało:)
Julex ;]
No to kolejny hit! ; )
OdpowiedzUsuńTylko droga Babeczko ten Kayl.. Jest tutaj jakieś powiązanie do Snu, czy całkiem inna bajka?
hmmm super opowiadanie :) zdecydowanie moje klimaty ! zaintrygowała mnie postać kayla w tym opowiadaniu; czyżby jakieś powiązanie między dzieckiem ilyn a kaylem ?:) nie wiem jak wytrzymamy do soboty :D
OdpowiedzUsuńSuper, uwielbiam te klimaty sci-fi :)
OdpowiedzUsuńpierwsze skojarzenie to mój ulubiony cykl "Świat Czarownic" Andre Norton, nawet całkiem konkretna książka - "Klątwa Zarsthora". Briksja, szlachcianka z Krainy Dolin, jej niewielki, ale bardzo ważny Dar, i podróż, którą odbywa...
OdpowiedzUsuńdziękuję za przywołanie bardzo fajnych wspomnień :)
A ty się dziwisz? Ja też się na tej książce wychowałam :-) Całość stoi u mnie na półce i od czasu do czasu jest odkurzane ;-) Chociaż akurat Klątwa za bardzo mi nie podeszła. Moja ulubiona to chyba Tkaczka Pieśni. A całą serię rozpoczęłam od Bramy Kota. Nawet pamiętam kiedy i gdzie ją kupiłam... W ósmej klasie szkoły podstawowej, zaraz po tym jak dostałam się do finału ogólnopolskiego konkursu geograficznego i zrobiłam sobie mały prezent z tej okazji... A dalej poszło samo. Czekam aż w końcu przetłumaczą na polski ostatnią książkę z tej serii. A może już to zrobili? Ostatnio nie śledzę wydarzeń na bieżąco.
Usuń