niedziela, 26 stycznia 2014

Ilyn (I)

     Dobrze, zaczynamy. Dziś część pierwsza. Za tydzień w sobotę druga. Na wtorek zostawiam "Karę". Tyle na razie. Reszta w planie, który ukaże się 30 stycznia.

          Ilyn (I)
Marzyłam o księciu na białym rumaku, który zabrałby mnie z tego piekła. Marzyłam, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że takie jak ja, nie mają absolutnie najmniejszych szans na spotkanie tego wyśnionego, tego wymarzonego.
Kilkanaście lat temu, mojemu ludowi obiecano świat idealny, raj, w którym mógłby żyć bez wojen, nędzy i biedy. Uciekliśmy z niewoli, wiedzeni przez kogoś, kto choć przypominał nas wyglądem, to nie był człowiekiem.
Droga nie była uciążliwa ani długa. Za to bardzo niezwykła – przeszliśmy przez coś, co nasz przewodnik nazywał bramą i znaleźliśmy się w ponurym, pełnym zła miejscu.
Z jednej niewoli trafiliśmy do innej, stokroć gorszej. Nasi nowi panowie mieli dla nas jeszcze mniej litości niż starzy. Nieposłusznych zabijali bez mrugnięcia okiem, pili naszą krew, upajali się naszym cierpieniem. Nazwaliśmy ich demonami. Słowo to w naszym starym świecie symbolizowało odwieczne zło, istoty pogrążone w mroku. I znakomicie do nich pasowało.
Niewiele pamiętam rzeczy ze swej ojczyzny. Jakieś strzępy obrazów, nieokreślone i niejasne. Zresztą, czy jest mi to potrzebne?
Nie pamiętam nawet swych rodziców, bo zaraz po przybyciu do celu, zostaliśmy rozdzieleni. Nigdy nie dowiedziałam się, co się z nimi dalej stało.
Dorastałam w ciągłym strachu przed śmiercią. Byłam świadkiem morderstw i gwałtów tak okrutnych, że bardzo długo śniły mi się po nocach.
A jednak tliła się we mnie wola walki, a otaczająca mnie rzeczywistość uczyniła twardą i wytrzymałą. Nauczyła, że trzeba stawiać czoła każdemu kolejnemu dniu niewoli. Zaciskałam więc zęby i trwałam dalej, pomimo że tak wielu wokół mnie odeszło.
Bardzo szybko zorientowałam się, że zostałam obdarowana czymś szczególnym. Moje dłonie mogły przynieść ulgę umierającym, wyleczyć drobne rany. Ten dar… Nie rozumiałam go, nie znałam źródła, ale istniał i był dla mnie rzeczą tak naturalną jak każdy oddech.
Skórę miałam ogorzałą od słońca, pokrytą bliznami od razów, włosy jasne, bez połysku, obcięte przy szyi, a pod połamanymi paznokciami brud, którego nie potrafiłam usunąć nawet szorując je piaskiem. Z wyglądu bardziej przypominałam zwierzę niż człowieka, ale było to niejako moim kamuflażem. Doskonale wiedziałam co demony robią z bardziej urodnymi niewiastami.
A potem nadszedł dzień buntu, gdy tysiące pokrzywdzonych i udręczonych powstało przeciwko swym panom. I rozpoczęła się długa, krwawa wojna.
Ze względu na swą zwinność i szybkość, byłam jednym z najlepszych zwiadowców w ludzkiej armii. Zawsze wiedziałam, którędy się udać, by uniknąć pułapki, gdzie stacjonują wrogie wojska i dalekim łukiem omijałam zasadzki. Dopiero z czasem zorientowałam się, że ta nadnaturalna niekiedy zdolność wyczuwania niebezpieczeństw, to nie intuicja, ale także jakaś odmiana magicznego daru, z pewnością ściśle powiązana z umiejętnością uzdrawiania.
Siedząc w kucki na skraju lasu, z niechęcią przyglądałam się napływającym z oddali, chmurom zapowiadającym niepogodę. Potem spojrzałam w dół, na pozostałości świadczące, że istniały tu kiedyś zabudowania. Takich ruin było sporo na ziemiach demonów, jakby i oni przybyli tu przez bramę, by zawładnąć opuszczonym światem. Mieli w takim razie więcej szczęścia niż my…
Naliczyłam piętnaście chat, choć były to zaledwie zarysy fundamentów, tyle tylko po nich zostało.
Mimo, iż dolina poniżej wyglądała na opuszczoną, niezmiennie zachowywałam ostrożność. Ostatnie lata nauczyły mnie, że demony potrafią zastawiać umiejętne pułapki, a na nieznanym terenie zawsze mogą czekać jakieś przykre niespodzianki.
Ale tutaj wkraczała moja intuicja.
Zmarszczyłam brwi. Błyskawicznie i całkiem bezszelestnie zsunęłam się w dół, lawirując pomiędzy gęsto porastającymi zbocze krzakami. Potem padłam na kolana i na czworakach, z ostrożnością, zaczęłam czołgać się w kierunku źródła mego niepokoju.
Impuls był inny niż zazwyczaj, słabszy, jakby pochodził od jednej istoty. To było dziwne, bo demony nigdy nie podróżowały samodzielnie. Chyba, że zmądrzały i doceniły rolę zwiadowców w tej wojnie? I to jego obecność wyczułam?
Mieczem delikatnie rozchyliłam bujne gałęzie, zwiększając tym samym pole widzenia. Ze wzmożoną uwagą powiodłam wzrokiem dookoła.
I wtedy go zauważyłam.
To był jeden z tych sukinsynów, żywiących się naszą krwią, trzymających nas w niewoli. Ciężko ranny, prawie umierający, nieopisanie brudny i nieprzytomny.
Wsłuchałam się w swoje wnętrze. Nie, to z pewnością nie była pułapka.
Wstałam i ostrożnie podeszłam bliżej. Co on tu robił? W takim stanie? Demona można było oczywiście zabić, ale do tego potrzebny był zazwyczaj ktoś, kto znał się na magii, albo spora przewaga liczebna. Zranić było ich o wiele trudniej, bo regeneracja następowała znacznie szybciej niż u nas, ludzi.
Leżał na plecach, oczy miał przymknięte, a pierś unosiła się bardzo powoli, z widocznym trudem. Od razu zauważyłam, co było tego przyczyną. Poniżej prawego kolana, brakowało kawałka nogi, a kikut owinięty był brudnym, przesiąkniętym krwią bandażem.
Twarz miał szczupłą, z wyraźnie malującym się na niej cierpieniem. Włosy jasne, prawie całkiem białe, choć teraz ta biel była solidnie przykurzona. Delikatnie mieniąca się grafitowo skóra, pokrywała muskularne, doskonale wyrzeźbione ciało.
I ta krew… Ciemnozielona, obrzydliwa. Wszędzie było jej pełno, chyba nie do końca udało mu się zatamować krwotok?
Pochyliłam się spięta, w każdej chwili gotowa do ucieczki. Co on robił w tych lasach? Tak daleko od swoich? Pokusa, by go dotknąć, była jednak silniejsza niż strach i po chwili musnęłam zapadnięty policzek.
I wtedy on otworzył oczy. Lekko skośne, ciemne niczym nocne niebo, z wyraźnie przekrwionymi białkami. Demony różniły się wyglądem pomiędzy sobą, tak jaki i my, ludzie. Ten tutaj nie przypominał większości naszych ciemiężycieli. Ale i tak był wrogiem, a nawet śmiertelnie ranny, pozostawał niebezpiecznym przeciwnikiem.
– Człowiek! – wyrzucił to słowo z siebie z prawdziwą pogardą. – Bezbronna, głupiutka samica…
Zabawne. Nie miał siły nawet, by unieść głowę, a to mnie uważał za słabą.
– Może i tak, ale to ty umierasz – dodałam z prawdziwą satysfakcją.
– Regeneracja… Zbyt wolna… Daj mi swoją krew! – Gwałtownym ruchem chwycił mój nadgarstek.
– Nigdy w życiu, ty pomiocie zła – wysyczałam, wyrywając się z tego uścisku. Był jednak zbyt wyczerpany, by mnie do czegokolwiek zmusić. – Prędzej sama cię dobiję!
– To zrób to – wyszeptał, wyczerpany tym nagłym zrywem. – Dobij mnie. To lepsze niż powolne zdychanie na tym pustkowiu.
Zabić go? Mimo wszystko nie potrafiłam tego uczynić. Był śmiertelnym wrogiem, złem, które dręczyło mój lud, ale morderstwo z zimną krwią? W dodatku na ciężko rannym?
– Nie mam mowy. Nie jestem taka jak ty…
– Jesteś słaba. – Wykrzywił usta w grymasie pogardy.
Z zamierzonym okrucieństwem uderzyłam w ranną nogę. Zawył z bólu, napinając całe ciało, aż do granic możliwości.
– Nie tak bardzo jak sądzisz. Fajne uczucie, prawda?
Spojrzał na mnie oczyma pełnymi nienawiści i cierpienia. Przeraziłam się, bo spodobało mi się to, co mu uczyniłam. Najchętniej uderzyłabym jeszcze raz i jeszcze… Za każdą przelaną krew na mych oczach, za ludzi, którym rozszarpywano gardła, kobiety gwałcone w tak bestialski sposób, że śniło się to po nocach…
Musiałam zacisnąć dłonie w pięści, aby się na niego nie rzucić.
– To i tak za mało… – wyszeptałam.
Uśmiechnął się z doskonale widoczną pogardą. Nawet teraz, gdy wykrwawiał się na moich oczach, był na tyle arogancki i bezczelny. Więc wstałam i wymierzyłam solidnego kopniaka w jego prawy bok. Roześmiał się chrapliwie, kuląc z bólu.
– No dalej! – Prowokował mnie. – Zrób to ponownie ludzka dziwko. Tylko do tego znakomicie się nadawałyście. Założę się, że twoją matkę zerżnął jeden z mych pobratymców, nie jeden raz...
– Nie wiem – odpowiedziałam cicho, patrząc w dół, prosto w te ciemne, pełne bezkresnej głębi oczy. – Nie wiem, bo nigdy jej nie poznałam.
Długą, bardzo długą chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Zauważyłam, że powoli tracił kontakt z rzeczywistością.
I nagle pod wpływem niezrozumiałego jeszcze dla mnie impulsu, nacięłam nadgarstek i przytknęłam do jego spękanych warg.
– Pij! – rozkazałam.
W czarnych oczach mignęło bezbrzeżne zdumienie. Ale instynkt przeżycia był silniejszy i łapczywie wbił się ustami w moje ciało.
Całe szczęście, że był słaby, bo kiedy poczułam jak bardzo opuszczają mnie siły, przyciągnęłam wciąż krwawiąc dłoń do siebie i w milczeniu założyłam prowizoryczny opatrunek. Wciąż leżał w bezruchu, ciężko dysząc. Na wargach miał moją krew, a w oczach zdumienie i niechętny podziw.
– Dlaczego? – wychrypiał chwytając mnie za kostkę, kiedy zamierzałam odejść.
– Bo nie jestem taka jak ty, jak wy wszyscy. A to – wskazałam na kikut nogi – będzie wystarczającą karą…
***
Po tylu latach nierównej walki, przegraliśmy. Co prawda część z nas zdołała uciec za morze, ale w tej przeklętej krainie zostało zbyt wielu bezbronnych, pozbawionych nadziei ludzi. Teraz demony pilnowały nas o wiele bardziej, bojąc się kolejnego niespodziewanego buntu.
Byłam wśród tych, którzy ponownie dostali się do niewoli. W zatęchłych lochach, zakuci w kajdany, oczekiwaliśmy nieuchronnego końca.
– Ilyn? Mogłabyś?
Jedna z kobiet w celi, w zasadzie dziecko jeszcze, miała paskudną ranę na szyi. Doskonale zdawałam sobie sprawę, skąd pochodzi. Była za duża, by mogła zasklepić się samodzielnie, dlatego pomagałam jej swoją magią. Niewielki był to dar, ale wielu już przyniósł ulgę w cierpieniu, a niektórym nawet ocalił życie.
Zabrzęczały łańcuchy, gdy przesuwałam się w kierunku nieprzytomnej dziewczyny. Delikatnie dotknęłam gorącego i spoconego czoła. Umierała! A ja nie mogłam nic na to poradzić. Zagryzłam zęby w poczuciu bezsilności.
Lecz może taka śmierć była lepsza od oczekiwania na przeznaczony nam los? W zasadzie to mogłam jej zazdrościć. Za kilka godzin opuści ten świat, pełen okrucieństwa i wojen, uwolni się od bólu. A ja? Zostanę wywleczona na ogromny dziedziniec, by moje cierpienie i śmierć mogły się stać przestrogą dla innych buntowników. Nie wybili nas do cna tylko dlatego, że potrzebowali niewolników.
Cichutko nuciłam słowa jedynej kołysanki, którą znałam, gładząc mokre od potu włosy umierającej. Choć moje oczy były suche, to w środku krzyczałam z rozpaczy. Ile jeszcze? Ile jeszcze zabitych, by pokazać skalę naszej przegranej?
Nie wiem dlaczego przypomniał mi się demon, któremu uratowałam życie. Ostatnimi czasy patrząc na masowe morderstwa dokonane na członkach mej rasy, niejednokrotnie tego żałowałam. Mogłam mu wbić miecz prosto w serce, byłoby o jednego skurwysyna mniej!
Oddech rannej stawał się coraz wolniejszy, aż w końcu całkiem zanikł. Umarła. Pogładziłam gładki policzek dziewczęcej buzi i dopiero teraz poczułam łzy, spływające po mojej twarzy, rzeźbiące jasne smugi na brudnej skórze.
Za naszymi plecami otwarły się gwałtownie drzwi, a światło dnia oślepiło nas na bardzo długa chwilę.
Później zostaliśmy wygnani niczym bydło, na dziedziniec.
Zamrugałam zdezorientowana oczyma i rozejrzałam się dookoła. Po mojej prawej stronie stał jeden z demonów, ze znudzeniem bawiąc się krótkim sztyletem. Za jego plecami dojrzałam osiodłane wierzchowce. Gdybym okazała się wystarczająco szybka… Tak czy inaczej to jakaś szansa. A jeśli zginę, to lepsza taka śmierć niż tortury ku przestrodze gawiedzi.
Zadziwiające ile może wykrzesać z siebie całkiem do cna wykończony człowiek. Ignorując kajdany, którymi skuto moje nadgarstki, dopadłam demona jednym susem i powaliłam zręcznym kopniakiem w brzuch. Kiedy on zaskoczony usiłował złapać oddech, złapałam za rękojeść miecza i szybkim ruchem wyciągnęłam go z pochwy.
Ale płonne okazały się moje nadzieje. Kilka minut później leżałam na brzuchu, skrępowana dodatkowymi kajdanami, a na moim karku spoczywała stopa zwycięzcy. Czułam nie tylko metaliczny smak krwi w ustach, ale również coś znacznie gorszego – smak goryczy.
– Co to za zamieszanie? – spytał ktoś nadchodzący od strony osiodłanych wierzchowców.
– Człowiek, któremu wydaje się, że w pojedynkę pokona demona – usłyszałam rozbawiony głos nad sobą.
Ktoś brutalnie chwycił moje włosy i szarpnięciem podniósł głowę w górę. Jęknęłam z bólu. Czułam tak straszną nienawiść, ale kiedy napotkałam wzrok demona, mogłam tylko w milczeniu wpatrywać się w jego ciemne, nieludzkie oczy. Gdzieś tam pojawiła się nieśmiała nadzieja, że jeszcze nie umrę.
– Rozkuć ją i zaprowadzić do mej komnaty.
To był dziwny rozkaz, ale nikt nie ośmielił się go zakwestionować. Prowadzono mnie wąskimi korytarzami, aż do niewielkiej komnaty z dwoma strzelistymi oknami.
Tam brutalnie popchnięto, tak, że z łoskotem upadłam na podłogę. Siedziałam na zimnych kamieniach, rozcierając bolące nadgarstki i zastanawiając, co mnie czeka.
W końcu jakby nie było uratowałam mu życie.
Tylko, czy te potwory mogły w ogóle żywić poczucie wdzięczności?
Ten, którego oczekiwałam nie pojawił się. W zamian za to do komnaty weszło kilka kobiet mej rasy. O pięknych twarzach, kompletnie bez jakichkolwiek uczuć, bez żadnego wyrazu. Nie zaprotestowałam, gdy zaprowadziły mnie do niewielkiej, metalowej wanny. Gdy pomogły zmyć cały brud, rozczesać skołtunione włosy, wyrównać połamane paznokcie. Poddawałam się tym wszystkim zabiegom w milczeniu, zastanawiając się nad ich głębszym sensem. A także nad każdą możliwością ucieczki.
Potem przyniosły mi świeże ubranie. Ale nie kobiece łaszki, jak się tego podświadomie obawiałam, ale lnianą koszulę i spodnie, z grubego, porządnego materiału. Gdy przejrzałam się w lustrze, niemal nie poznałam samej siebie. Chyba pierwszy raz w życiu byłam tak czysta…
– Nareszcie wyglądasz jak inteligentna istota, którą jesteś, a nie jak zwierzę.
Błyskawicznie odwróciłam się w kierunku, z którego dochodził ten lekko cyniczny, dość oschły głos.
– To wy sądzicie, że jesteśmy zwierzętami i tak można nas traktować.
– Bez przesady – podszedł bliżej, wynurzając się z cienia. Mimowolnie cofnęłam się do tyłu. – Boisz się mnie? Dopiero teraz? – dodał z doskonale wyczuwalną ironią.
– Wtedy również się bałam.
Wyglądał trochę inaczej niż go zapamiętałam. Bardziej władczo, majestatycznie. Chyba był nie byle kim, skoro wystarczył jeden jego rozkaz.
– Nie domyślasz się, że ocaliłaś wtedy jednego z najważniejszych generałów, prawda?
– Ciebie?
– Mnie. I tym swoim bohaterskim czynem miłosierdzia, dałaś mi możliwość powrotu do swoich i zorganizowania bitwy, która ostatecznie doprowadziła do waszej klęski. I właśnie za to daruję ci życie.
– Łżesz! – powiedziałam ze spokojem. – To Kayl poprowadził was do zwycięstwa.
– Co ja będę się z tobą kłócił, głupiutka dziewko.
Wzruszyłam ramionami. Jednak do mego serca wkradło się bardzo nieprzyjemne uczucie. Jeśli faktycznie mówił prawdę… Musiałam wiedzieć, nawet jeśli ta wiedza miała mi przynieść dodatkowe cierpienie.
– Ty jesteś Yarn?
– Powiedzmy, że tak pozwalam się nazywać – odparł rozbawiony i podszedł do okna. – Muszę jednak uczciwie przyznać, że to co wtedy zrobiłaś… – potrząsnął głową w zadumie – wciąż mnie zadziwia.
– Mnie również.
Nagle odwrócił się i złapał moje posępne, pełne niechęci spojrzenie.
– Wiedząc to, co wiesz, nie darowałabyś mi życia, tylko poderżnęła gardło, prawda?
– Nie mogłam znać przyszłości.
– Nie mogłaś – zgodził się. – I co ja mam z tobą dalej zrobić?
– Chcę wrócić do swoich. Tam, na dół – wskazałam dłonią ogarnięty paniką tłum, ściśnięty na małej powierzchni klatki. – Bo tam jest moje miejsce.
– Nie mam mowy.
– Skoro chcesz się odwdzięczyć, to pozwól mi na to.
Podszedł znacznie bliżej. Choć należałam do wysokich kobiet, to przy nim poczułam się niezwykle mała i bezbronna. To nie było miłe uczucie. Wręcz przeciwnie, wyzwoliło złość i gorycz. A na dodatek te jego ciemne, wąskie oczy, taksowały mnie niczym wystawowe zwierzę.
– Nie chcę. I nie pozwolę.
– Będziesz musiał – gwałtownym ruchem wyrwałam zza jego pasa niewielkich rozmiarów sztylet. Ale on okazał się znacznie szybszy i po chwili leżałam obezwładniona na podłodze, a nade mną pochylała się obca, fascynująca w swej inności twarz demona. Tak, był fascynujący. Choć niechętnie, musiałam to przyznać.
– Nie pozwolę, bo mam co do ciebie inne plany.
Inne? Czy teraz powinnam zacząć się bać?
Podniósł się i pomógł mi wstać. Z niechęcią przyjęłam tę pomoc, ale czy miałam inne wyjście? Co zyskałabym odmawiając?
– Jakie plany?
– Cierpliwości, zobaczysz.
– Wolałbym wiedzieć. Zwłaszcza jeśli dotyczą mej skromnej osoby.
– Nie powinnaś być skromna. Przecież jesteś wyjątkowa – drwiący ton głosu przeczył znaczeniu wypowiedzianych słów.
Tym razem naprawdę poczułam strach. Czy on wie o moim darze? O umiejętnościach uzdrawiania? Czy też ma na myśli fakt, iż go ocaliłam?
– Nie czuję się wyjątkowa – powiedziałam cicho. W tym momencie do środka weszło kilkoro dziwnych osobników. Nas, ludzi przypominali w niewielkim stopniu. Byli o połowę mniejsi, o mocno pomarszczonej skórze, spłaszczonych głowach i wydatnych, purpurowych wargach. W dłoniach nieśli tace zastawione jedzeniem.
– Częstuj się. Przecież jesteś głodna.
Z wahaniem usiadłam przy stole, patrząc jak te dziwne stwory w milczeniu opuściły komnatę.
– Co to… Kto to był?
– Nasza nowa, udoskonalona służba. Eanowie. W przeciwieństwie do ludzi są dużo mniej rozgarnięci, ale za to z pewnością bardziej posłuszni.
– Eanowie? Nigdy o nich nie słyszałam.
– Sprowadziliśmy ich na wasze miejsce.
Olśniło mnie.
– Dlatego masowo wybijacie ludzi?
– Powiedzmy.
Usiadł tuż naprzeciwko i przyglądał się jak jem. Starałam się robić to wolno i dystyngowanie, ale trudno było zachować powściągliwość kiedy od kilku dni miało się w ustach zaledwie kilka kromek spleśniałego chleba.

Kiedy już nasyciłam największy głód, wytarłam dłonie w kawałek lnianego płótna leżącego tuż obok i odważnie spojrzałam w ciemne oczy demona.
– Jakie masz wobec mnie plany?
– Ludzie… Sądziliśmy, że jesteście całkowicie pozbawieni mocy. Ale nie ty. Ty jesteś inna. Wyczułem ją w smaku krwi, którą mi dałaś. Zauważyłem w blasku oczu – oparł podbródek na złączonych dłoniach. – I szukałem cię. Bardzo długo cię szukałem.
– Lecz nie dlatego, by się odwdzięczyć?
– Nie.
Zachowywał się jakby bał się zdradzić coś więcej. A przecież nie mogłam być dla niego groźna, nie mogłam uczynić mu jakiejkolwiek krzywdy, choćbym i dysponowała mocami, o których mówił.
– Nie rozumiem – potrząsnęłam w zadumie głową. Sięgnęłam po kielich z cierpkim winem i upiłam kilka łyków. – Ostatnia bitwa to była prawdziwa rzeź. Ocalało nas zaledwie kilka setek, z dziesiątków tysięcy.
– Właśnie. I w tym tkwi cały problem – mruknął, intensywnie mi się przypatrując.
Może nie do końca, ale zrozumiałam. Zło jeszcze większe od tego, które znałam. Zło, które się zbuntowało przeciwko innemu złu.
– Rannym i ocalałym rozszarpywano gardła. Bez litości, bez wahania. Miałam rację mówiąc, że to nie ty dowodziłeś.
– Bystra jesteś – przyznał niechętnie. – Mamy problem z jednym z naszych.
– Z Kaylem. Ten problem ma imię i bardzo nieciekawą reputację. Tylko do czego ja mogłabym ci się przydać? – spytałam zdumiona.
– Nasza rasa umiera. Sądziliśmy że kobiety z waszego ludu będą dla nas doskonałymi partnerkami…
– Chyba bydłem rozpłodowym – prychnęłam z pogardą.
– I tak można to ująć. Lecz pomyliliśmy się. Jednak wciąż jest nadzieja. Władasz magią, jak każdy z nas. Niewielką, ale jest to niewątpliwie czysta moc. Na dodatek wyczuwam, że ta moc rośnie w tobie, pęcznieje…
– Nie – odparłam ze spokojem. – Nigdy w życiu.
– Zdajesz sobie sprawę jak bezsensowne jest twoje nigdy?
– A ty? Zdajesz sobie sprawę, że się nie poddam?
Mierzyliśmy się wzorkiem. Mój był pełny nienawiści i pogardy, jego raczej niechętnego podziwu. Nagle zrozumiałam, że nie tylko go ocaliłam, ale i zauroczyłam. To co zrobiłam, było zbyt trudne, by mógł to pojąć. Stałam się fascynującą zagadką, czymś, co warto zbadać i poznać. Stałam się dla niego równorzędnym przeciwnikiem, choć gdy mnie odnalazł, leżałam na brzuchu, pobita, skrępowana i tak brudna, że sama do siebie czułam obrzydzenie.
– Jest coś jeszcze. Nasz wspólny wróg – przerwał moje rozmyślania Yarn.
– Nasz? – spytałam ze zdumieniem. – To wasz wróg. I wasz pobratymiec.
– Nasz. Zabija każdego człowieka, który stanie na jego drodze. Jego armia nie zna litości, nie męczy się i nie może umrzeć. Sprowadził ją z miejsca, na myśl o którym nawet my się wzdrygamy. Ohydnego świata wiecznego mroku.
– No dobrze. Ale co ja mam z tym wspólnego?
– Kayl jest potężny. Jednak możemy skazać go na wygnanie i wraz z jego ponurą armią odesłać do tamtego miejsca.
To już zakrawało na prawdziwy żart. A jednak w ciemnych źrenicach demona nie znalazłam odrobiny rozbawienia. Był poważny i bardzo rzeczowy.
– Ja mam wam w tym pomóc?!
– Ty Ilyn. Jesteś słaba, bezbronna i mógłbym cię w każdej chwili zabić na tysiąc sposobów. Jednak masz w sobie cząstkę mocy, która jest nam potrzebna. Kiełkujące ziarno czegoś wielkiego i potężnego.
– Umiem tylko uzdrawiać – mruknęłam zawstydzona podziwem wyczytanym w jego oczach. Nie tego się spodziewałam.
– Nie tylko. Nie znasz swoich możliwości.
– A ty je znasz?
– Znam. Wiem również, że kiedy je obudzę nie będzie już odwrotu.
Zastanowiłam się słuchając tych słów. Skoro tak… Gdy już pozbędziemy się Kayla, przestaniemy być sojusznikami. Czy wtedy będę mogła poprowadzić swój lud do kolejnej walki? Do wojny, która dzięki mojej magii, mogłaby się okazać zwycięską? Nie. To niemożliwe. Demonów było wielu, zbyt wielu. Ja tylko jedna.
– Wiem o czym myślisz – powiedział cicho mój towarzysz. – Ale w pojedynkę nigdy tego nie dokonasz.
– Więc po co mam się przejmować waszymi kłopotami? – wzruszyłam ramionami.
– Bo on zabije wszystkich, do ostatniego mężczyzny, do ostatniej kobiety i dziecka. Nas nie tknie, ale po waszej rasie pozostanie w tym świecie zaledwie wspomnienie.
Miał rację. Widziałam oddziały jakby utkane ze mgły, o pałających okrucieństwem oczach. Pamiętałam ich połyskujące czerwienią źrenice. Wyglądały jak demony, ale teraz okazuje się, że nimi nie były. I ich dowódca, okryty złą sławą jeden z pierwszych, jeden z najpotężniejszych.
– On was tu sprowadził i on was chce zgładzić.
– Wy również.
– Mamy eanów. Jeśli mi pomożesz, daję ci moje słowo, że zabierzesz ocalałych, by móc uciec z nimi za morze.
– Jak wiele warte jest twoje słowo, demonie? – spytałam szyderczo.
– Moje jest bezcenne. I ręczę za nie własnym życiem Ilyn.
Pomyślałam o ogarniętych wojną ziemiach. O masowo wybijanych ludziach. O śmiertelnym wrogu, który proponował mi układ. Jak wiele znaczyły jego przyrzeczenia?
– Jak chcesz sprawić, by te kiełkujące we mnie ziarno urosło i stało się źródłem niewyczerpanej mocy?
– To właśnie moja mała panno czarodziejko najprzyjemniejsza część całego planu – posłał mi ponury, pełen źle maskowanej satysfakcji uśmiech. – To, co ocali waszą rasę, ocali i naszą.
Nie musiał nic więcej dodawać.
Zrozumiałam.
Najgorsze jednak, że prócz sprzeciwu, wściekłości i obrzydzenia, pojawiło się coś jeszcze. Coś, za co znienawidziłam samą siebie. 

link do części II - klik


16 komentarzy:

  1. Opowiadanie super z niecierpliwością czekam na kolejną część:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo interesująco się zapowiada. Czekam z niecierpliwością na kolejną część

    OdpowiedzUsuń
  3. Kayl !!!! Nareszcie powrócił ;-)
    Historia fajnie się zapowiada.
    Ciekawe czy spotka swoją Tamarę i jaką rolę odegra tu Ilyn. Nawet mam pewien pomysł na rolę Ilyn w tej historii ale to Twoje opowiadanie i cierpliwie zniosę wszystko co dla nich przygotowałaś ;-)
    Już czekam na przyszłą sobotę i ciąg dalszy.

    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... Raczej wątpię. Kto czytał całość, zrozumie dlaczego :-)))

      Usuń
    2. Chodzi tu o przeszłość kayla zanim został uwięziony w zamczysku

      Usuń
    3. Musiałam jeszcze raz przeczytać druga część "Snu", ten fragment gdy Kayl wyjaśniał Tamarze jak trafił do zamku. Czyli jeśli dobrze rozumuję "Ilyn" to właśnie ta historia.
      pokręcone to wszystko ale za to jakie piękne ;-)

      S.

      Usuń
  4. Nasz nowa, udoskonalona służa. Chyba powinno być nasza :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest cudowniee , czekamy na ciag dalszy ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mnie zaskoczyłaś tym opowiadaniem, i nie powiem - bardzo pozytywnie:) Lubię tego typu utwory i mam nadzieję, ze mimo wszystko Ilyn tak łatwo się nie da :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja z kolei sądzę, że to prequel do historii Kayla. No wiecie Ilyn x nasz demonek = Tamara :D
    Tutaj wojna z demonami już się toczy a w historii o Kaylu demony to wymarła rasa.
    To tylko przeczucie ale ciekawe czy będę mieć racje. Jak tak to może powinnam zagrać w totka a nuż by się co wygrało:)
    Julex ;]

    OdpowiedzUsuń
  8. No to kolejny hit! ; )
    Tylko droga Babeczko ten Kayl.. Jest tutaj jakieś powiązanie do Snu, czy całkiem inna bajka?

    OdpowiedzUsuń
  9. hmmm super opowiadanie :) zdecydowanie moje klimaty ! zaintrygowała mnie postać kayla w tym opowiadaniu; czyżby jakieś powiązanie między dzieckiem ilyn a kaylem ?:) nie wiem jak wytrzymamy do soboty :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Super, uwielbiam te klimaty sci-fi :)

    OdpowiedzUsuń
  11. pierwsze skojarzenie to mój ulubiony cykl "Świat Czarownic" Andre Norton, nawet całkiem konkretna książka - "Klątwa Zarsthora". Briksja, szlachcianka z Krainy Dolin, jej niewielki, ale bardzo ważny Dar, i podróż, którą odbywa...
    dziękuję za przywołanie bardzo fajnych wspomnień :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ty się dziwisz? Ja też się na tej książce wychowałam :-) Całość stoi u mnie na półce i od czasu do czasu jest odkurzane ;-) Chociaż akurat Klątwa za bardzo mi nie podeszła. Moja ulubiona to chyba Tkaczka Pieśni. A całą serię rozpoczęłam od Bramy Kota. Nawet pamiętam kiedy i gdzie ją kupiłam... W ósmej klasie szkoły podstawowej, zaraz po tym jak dostałam się do finału ogólnopolskiego konkursu geograficznego i zrobiłam sobie mały prezent z tej okazji... A dalej poszło samo. Czekam aż w końcu przetłumaczą na polski ostatnią książkę z tej serii. A może już to zrobili? Ostatnio nie śledzę wydarzeń na bieżąco.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.