Nie będę jak ostatnia świnia, trzymać Was w napięciu oczekiwania, aż do soboty ;-)))
link do części I - klik
link do części I - klik
Ilyn (II)
Yarn dał mi dobę do
namysłu.
Leżałam na ogromnym łożu,
wśród wygód, których nie zakosztowałam nigdy wcześniej w całym swoim życiu.
Leżałam i rozmyślałam nad wszystkim co powiedział, i nad tym, co zaproponował.
Czułam się przy tym jak
zdrajca, bo gdzieś poniżej, w zatęchłych lochach, cierpieli moi pobratymcy. Ja
zaś mogłam nie tylko sprawić, by odzyskali wolność, ale i poprowadzić ich ku
nowemu światu, prawdziwej ziemi obiecanej, w poszukiwaniu której tu
przybyliśmy.
Za morze.
Na ile jednak mogłam
ufać demonowi?
Odpowiedź była prosta.
W ogóle nie mogłam. Był wrogiem, bezlitosnym mordercą, pogardzającym całą naszą
rasą. Ponoć jednym z najpotężniejszych, najstarszych, tym, który pamiętał
jeszcze czasy świetności swej rasy. Jedynym godnym go przeciwnikiem był właśnie
Kayl, o którym krążyły krwawe opowieści, tak straszne, że wydawały się być
dziełem chorej wyobraźni.
Potrzebował mojej mocy?
Czego? Tego niewielkiego daru uzdrawiania? Znacznie bardziej wyczulonej
intuicji? Czy wiedział o mnie coś, z czego ja nie zdawałam sobie sprawy?
Tyle pytań…
Przekręciłam się na bok
i skuliwszy, zamknęłam oczy.
Był jeszcze jeden
warunek. Doskonale wiedziałam, że chce odbudować świetność swej rasy. Demony
umierały, choć średnia ich życia była nieporównywalnie dłuższa od naszej.
Umierały i wymierały, bo od wieków nie narodziło się ani jeden dziecko. Nie
mogło, bo nie istniała żadna przedstawicielka płci przeciwnej.
To było dziwne, ale
ponoć ich kobiety miały długość życia zbliżoną do naszej, ludzkiej. A obrzęd
zespolenia bywał krwawy, nie każda zdołała go przeżyć. Ponoć. Jaka była prawda,
nie wiedziałam.
Właśnie w tym celu
sprowadzono nas, ludzi. Tylko że zawiedliśmy ich nadzieje. Byliśmy słabsi,
delikatniejsi i o ile któraś z naszych kobiet zdołała przeżyć sam akt zapłodnienia,
to i tak umierała przy porodzie. A mieszaniec nigdy nie dorównał swemu
pierwowzorowi, zresztą żaden nie przeżył więcej niż kilka lat.
A więc Yarn żądał ode
mnie wiele, bardzo wiele. Chciał nie tylko mej mocy, ale i życia. Czy jeśli się
zgodzę, dotrzyma słowa? A co z dzieckiem? Mam małe szanse na przeżycie, lecz
gdyby tak się stało, to zostawię je z tymi potworami?
Potarłam czoło.
Narastający ból głowy nie pozwalał się skupić. Z irytacją przyłożyłam dłoń do
skroni i pomyślałam, że chcę by przestało boleć.
I nagle aż usiadłam na
łóżku. Zdumiona i przerażona.
Bowiem dokonałam
czegoś, o czym nigdy wcześniej nawet nie marzyłam.
Uleczyłam się jednym
rozkazem, jednym żądaniem.
Może miał rację? Moja
moc rosła, stawała się coraz silniejsza, coraz większa.
W takim razie
zaczynałam rozumieć jego plan. Byłam uzdrowicielką. Mogłam leczyć innych i samą
siebie. W ten sposób przeżyję nie tylko akt zespolenia, ale i poród. Yarn miał
również nadzieję, że nasz potomek nie byłby jedynie kolejną nieudaną próbą.
Byłby również półdemonem, kimś kto będzie im podobny w znacznie większym
stopniu.
Powiedział: jesteś
niezwykła. Czy więc w tym tkwiła moja niezwykłość?
Pozostała jeszcze
kwestia mego udziału w wojnie z Kaylem. Tutaj jednak nie zdołałam wysnuć żadnych
wniosków. Wiedziałam jednak, że aby zrealizować swój plan, Yarn musi najpierw
wygrać wojnę.
Wstałam i poprawiłam
ubranie.
Musiałam się
pośpieszyć, bo gdy widmowe wojska zbuntowanego demona wybiją wszystkich ludzi,
nie będę miała dla kogo zostać wybawcą…
***
Pole, gdzie dwie armie
starły się w zaciekłej bitwie, było skąpane we krwi, usłane setkami trupów.
Niebo, na którym zachodzące słońce wymalowało równie krwawą łunę, stanowiło
znakomite uzupełnienie tego ponurego krajobrazu.
Czerwone promienie
padały na nieruchomo leżące ludzkie i zwierzęce szczątki. Tańczyło w kałużach
krwi, przypominających nieruchome tafle jeziora. Rozświetlało całe to
pobojowisko, posępne i groźne, a nade wszystko przypominające nam jak wielką
klęskę ponieśliśmy.
Dziwnie było myśleć o
tym w ten sposób. Nam? Przecież nie byłam jednym z demonów. A jednak i ja byłam
przejęta zgrozą, gdy patrzyłam na krwawy krajobraz roztaczający się przed mymi
oczyma.
Yarn podszedł i stanął
u mego boku.
– Spóźniliśmy się
– powiedział ponuro. – Kayl już tu był. Wasza armia nie miała najmniejszych
szans.
Z żalem myślałam o tych
ludziach, którzy uciekając za morze nie spodziewali się, że podąży za nimi
złakniony ich krwi demon. A jednak nie zawahał się i teraz oglądałam tego
rezultaty. Jeśli miałam jeszcze jakieś wątpliwości co do mej współpracy z
Yarnem, to właśnie się ich pozbyłam. Nawet okrutna niewola była lepsza od tego
tu.
– Co teraz? –
spytałam, odwracając się w jego stronę. Odbyliśmy długą podróż ścigając wrogą
armię i szalonego demona, która doprowadziła nas w to miejsce. Do zamorskiej
krainy, gdzie schronili się ludzie ocaleni z niedawnej wojny. Nic im to nie
dało, przeznaczenie dotarło i tutaj.
– Musimy wracać.
– Ale on podążył w
głąb lądu. Ściga uciekinierów, zabija kobiety i dzieci.
– Im już nie
pomożemy Ilyn. Zawsze będziemy przybywać za późno. Ale jeśli wrócimy i
przygotujemy się do bitwy, ocalisz tych, którzy pozostają w naszej niewoli.
Niechętnie, ale
przyznałam mu rację.
– Uważasz, że
można go zwyciężyć?
– Nie, nie
zwyciężyć. Ale można go odesłać tam, skąd przybyła jego armia.
– Jak? I dlaczego
nie zrobiliście tego wcześniej?
– By zamknąć krąg
potrzebny nam jest uzdrowiciel. Lub uzdrowicielka.
– Ja?!
– Wyjaśnię ci
wszystko podczas powrotu.
– Musimy ich
pochować – wskazałam na pole pełne trupów. – Gdy nadciągnie zmierzch wraz z nim
pojawią się ścierwojady.
– Za dużo czasu by
to zajęło.
– Nie! –
powiedziałam, hardo wysuwając podbródek do przodu. – Nie pozwolę wam ich tak
zostawić.
Westchnął. Nie po raz
pierwszy zauważyłam, że zamiast zareagować ze złością i odrzucić moje żądania,
Yarn czynił coś całkiem przeciwnego. Ulegał im. To nie tylko było zdumiewające.
Przerażało mnie.
– Nie zostawimy
ich tak. Ogień oczyści cały teren.
– Ogień?
– To potrwa
zaledwie kilka godzin. Musimy wracać.
W milczeniu zeszłam ze
wzgórza, na którym staliśmy. Kluczyłam pomiędzy zmasakrowanymi ciałami, czując
jak kiełkuje we mnie potężna nienawiść.
Nagle zauważyłam coś,
co lśniło w czerwonawej poświacie zachodzącego słońca.
Miecz.
Lecz nie taki zwykły,
jak każdy z nas nosił u swego boku.
Ten był inny. Wyraźnie
to czułam i nagle przypomniałam sobie legendy z naszego starego świata. Magiczna
broń, która była i wybawieniem, i porażką. Obosieczny miecz, którego mocy nikt
z mego ludu nie potrafił użyć lecz wciąż stanowił dla nas swego rodzaju
świętość.
Broń naszych przodków.
Magiczna, niezrozumiała, tajemnicza.
On i rosnąca we mnie
siła, ukazały mi prawdę.
Nie tylko demony
potrafiły posługiwać się nadprzyrodzonymi zdolnościami. To drzemało również w
członkach mojej rasy, zagrzebane gdzieś w głębi naszych dusz i umysłów. Głównie
dlatego, że w starej ojczyźnie takich jak my, władających nieznanymi mocami,
torturowano i skazywano na śmierć.
Skrzętnie ukrywany
skarb, leżał teraz wśród tego całego pobojowiska, kusząc i przyzywając swym
blaskiem. Jak się tu znalazł? Czy ktoś z mojego ludu użył go, wierząc że jest
ostatnią deską ratunku? Czy też po prostu traktował jako zwykłą broń, mogącą
uratować mu życie?
Nie zastanawiając się
ani chwili dłużej, ruszyłam przed siebie, by w końcu przystanąć i sięgnąć po
szeroką klingę, o ponad półmetrowej długości. Moja dłoń stanowczo zacisnęła się
na zniszczonej przez czas rękojeści, a oczy z podziwem spoczęły na pociemniałym
ze starości ostrzu, nieznacznie poszczerbionym w miejscach gdzie zetknął się z
innymi mieczami lub toporami.
Ta broń nie tylko była
świadkiem wielu bitew, była również przesycona magią, czarem tak potężnym, że
nie byłam w stanie go pojąć.
Jeszcze raz zważyłam go
w dłoni, ciesząc się jego ciężarem i mocą. Potem chwyciłam skraj płaszcza i
starannie zaczęłam czyścić zaschnięte ślady krwi.
Nie zważałam na
szalejący dookoła żywioł – to ogień rozprzestrzeniał się z ogromną siłą. Nie
zwróciłam również uwagi na stojącego obok Yarna, w skupieniu przyglądającemu
się broni trzymanej w mych rękach.
– Łatwiej pójdzie,
gdy użyjesz wody – powiedział, trącając mnie niewielką manierką.
Bez słowa przyjęłam ten
dar i kontynuowałam mozolną pracę. Może nie do końca zdołałam osiągnąć cel, ale
gdy z triumfem uniosłam go w górę, zalśnił w ostatnich promieniach słońca.
Zalśnił czerwienią i purpurą, a potem nagle poszarzał, gdy ognista kula
zniknęła za horyzontem. I znów rozbłysnął, gdy odbiły się od niego szalejące
wokół płomienie.
– Teraz rozumiem
przeczucie, że towarzyszy nam coś niezwykłego, coś nadnaturalnego.
Spojrzałam na demona
pytająco.
– Przez bramy, gdy
prowadziliśmy twój lud do tej krainy – wyjaśnił krótko.
– Nie szukaliście
go?
– Szukaliśmy
człowieka, który władałby mocą. Dziecka, dorosłego lub starca. A to był jedynie
miecz.
Wzruszyłam ramionami.
– Mocą? Na nic się
ona zdała temu, który go po raz ostatni miał w swych dłoniach.
– Magiczny oręż
nie ożyje w rękach zwykłego człowieka. Co innego ty lub my.
Spojrzałam na niego
podejrzliwie. Chyba zrozumiał, bo nagle zaczął się śmiać.
– Nie Ilyn, nie
mam zamiaru ci go odbierać. Jest twój, tak długo, jak długo zdołasz się nim
posługiwać.
– Chodźmy stąd –
mruknęłam, czując jak do mych nozdrzy dociera smród palonych ciał.
– Chodźmy. Ogień
niech robi swoje. My powinniśmy wracać – zgodził się ze mną Yarn.
Kiedy dotarliśmy na
statek, świtało. Bez słowa przyjęłam swoją rację pożywienia i udałam się do
maleńkiej kajuty. Była tak klaustrofobicznie ciasna, że wbrew sobie, wolałam
przebywać na zewnątrz. Podróż nie trwała długo, zaledwie pięć dni, bo statek
który zbudowali moi pobratymcy według wskazówek demonów, był niezwykle szybki.
Ale dla mnie te pięć dni stanowiły prawdziwy koszmar. Teraz zaś czekała mnie
powrotna podróż, tak samo długa i uciążliwa. Gdy wypłynęliśmy w pogoni za
wrogiem, nie dość, że walczyłam z chorobą morską, to jeszcze byłam jedynym
człowiekiem na pokładzie. Z pierwszym uporałam się dość szybko, odkrywszy, że i
w tym przypadku mogę się sama uleczyć. Z drugim…
Demony schodziły mi z
drogi, odprowadzając ponurymi spojrzeniami. Żaden prócz Yarna nie zniżył się do
rozmowy ze mną. Moja obecność, moja wolność, stanowiły dla nich sól w oku. Ale
nie ośmieliły się sprzeciwić dowódcy. Ten również nie miał dla mnie zbyt wiele
czasu. Zazwyczaj siedział w swojej kajucie i rzadko wychodził na zewnątrz.
Jadłam i spałam tylko
ja. One tego nie potrzebowały. Czasami miałam wrażenie, że byłam jedynie smacznym
kąskiem na pokładzie.
Tolerowały mnie,
nienawidziły i pogardzały mną. Tak jak i ja nimi. Niechęć była obopólna, niemal
namacalna. A jednak pierwszy raz w życiu czułam się tak bezpieczna.
Kiedy zjadłam, okryłam
się kocem i oparłam o reling. Znów płynęliśmy, lecz tym razem miałam wrażenie,
że jesteśmy niczym psy z podkulonymi ogonami. Dookoła było pusto, nad moją
głową kłębiły się ponure, grafitowe chmury. Zanosiło się na burzę. Z
melancholią pomyślałam, że nawet na tak małym morzu nie ominie mnie prawdziwy
sztorm. Potem zaczęłam się nad wszystkim zastanawiać. Ostatnio miałam bardzo
dużo czasu na myślenie, wysnuwanie wniosków i zadawanie pytań.
Teraz znów wróciłam do
nurtujących mnie problemów.
Wszystko toczyło się
zbyt szybko. Yarn i jego pokręcone, niejasne plany. Prawdziwa masakra tych, o
których sądziłam, że będą bezpieczni. Moc, coraz silniejsza i bardziej
wyczuwalna, buzująca w mym ciele, domagająca się wolności. I miecz, broń o
której opowiadano sobie przy ogniskach legendy, broń, której teraz ja stałam
się właścicielką.
– O czym tak
rozmyślasz Ilyn? – Drgnęłam zaskoczona słysząc ten głęboki głos tuż przy moim
uchu. Demon bezszelestnie podszedł z tyłu i położywszy dłonie tuż obok moich,
pochylił się tak mocno, że prawie czułam żar jego ciała na mych plecach.
Zdrętwiałam, bo nie
odpowiadała mi ta bliskość. Była nienaturalna, niepożądana i budziła we mnie
wstręt.
– O wielu rzeczach
– powiedziałam oględnie, usiłując się wywinąć z jego objęć. Ale Yarn tylko
prychnął i przytrzymał mnie w miejscu. Tym razem jego dłonie objęły moje biodra
i zacisnęły się na nich z niespodziewaną siłą.
– Nie tylko ty
masz pytania. Mogłaś mnie zabić, mogłaś zostawić na pewną śmierć, a ty, choć
doskonale wyczuwałem w tobie ogromną, niekończącą się nienawiść, uratowałaś mi
życie. Dlaczego Ilyn? Dlaczego? – szeptał, niemal muskając ustami skraj mojego
ucha.
– To był impuls –
odparłam niechętnie.
– Impuls? Napoić
własną krwią śmiertelnego wroga?
– Wolałbym, abyś
się odsunął – powiedziałam zimnym głosem.
– Wolałabyś? –
Najwyraźniej bawiło go moje zmieszanie. – Raczej powinnaś się przyzwyczajać.
– To jeszcze nie
jest do końca przesądzone.
– Nie jest –
zgodził się. Lecz poczułam jak czubkiem języka pieścił skrawek mej skóry.
Zamarłam, dłonie
zaciskając w pięści. Nie chodziło wszakże o to, że fizyczna miłość była mi
obca. Wręcz przeciwnie, bardzo często stanowiła jedyną odskocznię od ponurego,
pełnego trudów życia jakie prowadziłam. Miałam wielu partnerów, czasami nawet
na więcej niż jedną noc. Odczuwałam pożądanie, rozkosz i na samym końcu
niesmak, gdyż zawsze miałam wrażenie, że to wszystko jest jedynie imitacją,
substytutem czegoś większego i wspanialszego.
Teraz jednak było
inaczej.
Odraza splotła się w
jedno z podnieceniem, ciekawość z niechęcią. Jednocześnie pragnęłam więcej i
nienawidziłam tego, co robił. Poza tym cóż atrakcyjnego było w kimś takim jak
ja? Byłam zbyt wysoka, zbyt chuda, o wąskich biodrach i małych piersiach.
Włosy, obcięte dość krótko, szczupła, ogorzała twarz, trójkątny podbródek i
jasnoniebieskie oczy. Nic nadzwyczajnego. Demony na swe kochanki wybierały
piękne kobiety, o bujnych kształtach. Czasem tylko ładne. Ale nigdy kogoś tak
pospolitego jak ja.
– Teraz i ja nie
rozumiem – odezwałam się ze spokojem.
– Czego?
– Tego co robisz.
– Nie słyszałaś
nigdy o pożądaniu?
– Jestem
wojownikiem, a nie kochanką.
– Jesteś
czarodziejką, magiem. I bardzo pociągającą kobietą – wymruczał, podczas gdy
jego dłonie przesuwały się po moim ciele. Robił to niesłychanie delikatnie,
subtelnie, niczym najwytrawniejszy kochanek. To nie pasowało do wizerunku
krwawej bestii, czyhającej tylko na okazję, by przegryź mi gardło.
– Intryguję cię,
nic poza tym – odparłam, próbując się odsunąć.
– Nie, nie tylko –
gwałtownym ruchem przyciągnął mnie ku sobie. I wtedy poczułam, że mówił prawdę.
O jego podnieceniu świadczył twardy jak kamień członek, ocierający się o moje pośladki.
– Żyję już tyle lat… – szeptał dalej Yarn. – Pamiętam zmierzch naszej
świetności. I nasze kobiety. Jesteś jak ona. Dumna, uparta, kierująca się tylko
i wyłącznie własną wolą.
– Nie z własnej
woli przebywam na tym statku – odpowiedziałam z goryczą. A jednak położyłam
głowę na jego ramieniu i przymknąwszy oczy, delektowałam się tą chwilą.
– Poddałaś się,
ale nie pogodziłaś. Przygotowujesz się do walki, obmyślasz fortele za pomocą
których będziesz mogła ocalić swój lud, a nam zgotować klęskę. Nie rób takiej zdziwionej
miny Ilyn. Nie czytam w myślach. Ale nietrudno odgadnąć twoje pragnienia.
– Dlaczego więc zgadzasz
się na tę pozorną współpracę?
– Bo gdyby nie ty,
musielibyśmy uciekać i z tego świata…
– Zostaliście
wygnani?
– Przed wiekami,
tak dawno, że niewielu z nas o tym pamięta.
Nie wszystko co mówił
splatało się w zwięzłą całość. Ale trudno było o tym rozmyślać, gdy jego wargi
pieściły moją skórę, gdy dłonie wślizgnęły się pod szorstkie płótno koszuli i
muskały coraz bardziej twardniejące sutki, i na samym końcu gdy ocierał się
wyraźnie nabrzmiałą męskością o moje ciało. Chciałam to przerwać, ale z każdą
chwilą pragnęłam więcej. W końcu, gdy wydawało mi się, że pokonam własną
słabość, że zdołam się wyrwać z jego ramion, obrócił mnie przodem i przycisnął
do relingu. Przez sekundy patrzyłam w niezwykłe oczy demona, lekko skośne,
ciemne jak dwie studnie bez dna, tajemnicze. Widziałam jego uśmiech, ni to
pogardliwy, ni to pełen podziwu grymas kształtnych ust.
– Dam ci więcej
niż jakikolwiek inny mężczyzna z twej rasy…
I pochylił się, by
dotknąć mych warg. Pocałunek wcale nie był brutalny czy władczy. Przeciwnie,
miałam wrażenie, jakby poruszał się po całkiem nieznanym terenie. I nagle
uświadomiłam sobie, jak niewiele takich pocałunków było w moim życiu. Bardzo
niewiele. Zazwyczaj kończyło się na chaotycznym obściskiwaniu i szybkim
dotarciu do celu. Potem były gwałtowne ruchy, głośne okrzyki lub ciche
pojękiwanie, a na samym końcu fizyczne zaspokojenie i wyrzuty sumienia,
spowodowane żałosną wymową każdej takiej sceny.
To zdumiewające, ale
nikt mnie tak wcześniej nie całował.
link do części III - klik
Dziekuje bardzo ze dodalas kolejna czesc ;) oczywiscie czekam na kolejna. Pozdrawiam serdecznie Roma
OdpowiedzUsuńUwielbiam opowiadania z demonami, cudownie, że dałaś kolejną część. Niestety apetyt rośnie w miarę jedzenia i już czekam z niecierpliwością na kolejną część :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Radioactive
Jesteś kochana, że dodałaś to już dziś :)
OdpowiedzUsuńnie dowiedzielismy sie osttanio, mozesz odpowiedziec czy to jakis prequel do "Snu"? :)
OdpowiedzUsuńIlyn->Sen->Aż do końca świata->coś dalszego? ;D
Dla mnie bomba ;-) Robi się gorąco!
OdpowiedzUsuńMimo że Kayl występuje to jako totalnie czarny charakter to i tak go uwielbiam ;-)
S.
Nigdy nie zamierzałam go wybielać ;-) Niektóre rzeczy nawet dla mnie są niemożliwe...
UsuńA tak ogólnie to jest prequel do całej serii. Kolejność powstawania tych utworów: Głód, Sen, Aż do końca świata, Lodowe kwiaty (nie jestem z tego zadowolona i chce poprawić), Ilyn. Coś mi tam majaczy na horyzoncie dodatkowa część, ale na razie bez konkretnej formy :-)))
LODOWE KWAITY?? Gdzie to bo nie moge znalezc :P
UsuńPS, dalas kolejnosc powstawania, a kolejnosc chronologiczna to jaka bedzie? ;)
Chronologicznie to:
UsuńIlyn
Głód
Sen
Aż do końca świata
Lodowe kwiaty
I tyle na razie. Lodowe kwiaty będą jak poprawię, bo coś mi tam grubo nie gra w całości.
Kiedy możemy się spodziewać kolejnej części?
OdpowiedzUsuńSama nie wiem. Chciałam dać pojutrze, czyli 30.
UsuńChce się więcej i więcej ... :-) Pozdrawiam ;-)
OdpowiedzUsuńdlaczego sadzisz, ze Kayl juz nie odnajdzie Tamry? :) JA czytalam calosc i nnie wiem dlaczego ;)) Prosze ODPOWIEDZ!
OdpowiedzUsuńBabeczko cudo opowiadanie :D czekam na więcej :) podziwiam Twój talent i wyobraźnię :)
OdpowiedzUsuńDroga Babeczko!
OdpowiedzUsuńJaka ja głupia! Zawsze staram się czytać twoje opowiadania jak już je zakończysz. Trochę teraz sobie choruje, w ogóle nie mogę spać i tak sobie tu weszłam i myślę, a przeczytam i teraz jestem zła sama na siebie bo teraz to ja już kompletnie nie będę mogła zasnąć. Kurczę myślałam, że lepiej już nie będzie.
Na szczęście myliłam się.
Moim zdaniem to opowiadanie ukazuje nam, że masz wyobraźnię która nie zna granic :)
I powiem Ci, że tym opowiadaniem zrekompensowałaś (pozwolisz, że tak to nazwie) mi, to jakże okrutne zakończenie "Pechowej".
Moje takie małe marzenie. Jutro wchodzę a tu całe opowiadanie. I wieczór byłby cudowny.
Ale wiem, że wszystkiego mieć nie można :)
Babeczko! Zdrowia i weny życzę!
eM.
Ależ mnie porobiłaś ;-)
UsuńAle dam długi kawałek, bo inaczej mój prywatny plan pójdzie się walić...
I życzę szybkiego powrotu do zdrowia, bo kto jak kto, ale ja wiem jakie katar potrafi być dołujący. Nie wspominając o całej reszcie :-)
UsuńCzekam z niecierpliwością :)
UsuńSzczerze to tym razem katar to pikuś przy moim kaszlu :)
I dziękuję :)
eM.
Opowiadanie cudowne! strasznie się nakrciłam i nie mogę sie doczekać kolejnych części!! :-). Mam jednak pytanie Babeczko bo troszke się zamotałam :-) Yarn w I cz. był okaleczony i nie miał kawałka nogi w II za to jest już zdrowy i nie jest kaleką? Tzn ze się zregenerował? po końcówce I cz myślałam że nie zdoła sie już z tego wyleczyć ( mam na myśli kikut nogi) i nie wiem jak to w końcu jest! :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)