W zasadzie chciałam dać całość na Nowy Rok, ale stwierdziłam, że nadmiar szkodzi i dostaniecie codziennie po kawałku. Jak ktoś chce, niech wpadnie pierwszego przeczytać całość :-)))
Poza tym, stworzyłam ten tekst na prośbę jednej z czytelniczek, która chciała bym bohaterkę uczyniła dziewczyną z kompleksami. Słabo mi to wychodzi, za dużo ognia we mnie i za bardzo mam w nosie to, co inni powiedzą na temat mego wyglądu. Kompleksów nie mam, jedynie żal, że jestem leniwa i nieco egoistyczna.
Co do utworu "W moim sercu..." to oznajmiam, że właśnie zabrałam się za jego pisanie. Wkrótce więc będziemy go kontynuować, choć nie wszystkim spodoba się zakończenie, oj, nie wszystkim...
Sylwestrowa opowieść (I)
Nawet sama Kitty nie pamiętała
skąd wzięła się jej ksywka. Tak naprawdę miała na imię Katarzyna,
dziewiętnaście lat i pierwszy raz w życiu złamane serce. A to wszystko za
sprawą pewnego chłopaka, w którym tak beznadziejnie się zakochała.
To miał być cudowny
sylwester, organizowany przez grupę znajomych z jej klasy. Oczywiście ona nie
należała do tej bananowej młodzieży i zaproszenie na wyjazd zdobyła z wielkim
trudem, posługując się kłamstwem i podstępem. Po prostu w odpowiednim momencie,
beztroskim głosem oznajmiła, że brat przywiózł w prezencie z podróży do
Francji, kilkanaście butelek wytrawnego szampana. Tylko częściowo była to
prawda, bo owszem, przywiózł, ale nie dla niej, a dla całej rodziny. Na razie
dwanaście flaszek leżało w piwnicy, czekając na odpowiednią okazję. Kitty nie
przejęła się widmem awantury, która z pewnością wybuchnie, gdy domownicy
zorientują się w poniesionej stracie. Było jej to całkowicie obojętne. Grunt,
że miała możliwość spędzenia kilku cudownych dni w towarzystwie Tobiasza.
Siedziała więc w
pociągu, wtulona w kąt przedziału i z cichym uwielbieniem wpatrywała się w
obiekt swych marzeń. Dość nierealnych trzeba przyznać.
Była od wszystkich
starsza o rok. Z powodu chorób, które przebyła w dzieciństwie, poszła do szkoły
o rok później. Poza tym nie miała szałowych ciuchów, beztroskiego życia, a nade
wszystko wyglądu gwiazdy filmowej lub modelki z żurnala. Bardzo wstydziła się
swoich zbyt obfitych bioder, zbyt masywnych nóg i w jej mniemaniu, oblicza tak
okrągłego jak księżyc w pełni. Ciemne włosy nosiła związane w ciasny kok z tyłu
głowy, prawie żadnego makijażu, a na dodatek te okropne, szare i nijakie
ubrania. Nic dziwnego, że wolała nie rzucać się w oczy i z ukrycia wzdychać do
swego wymarzonego chłopaka.
A jeśli chodzi o Tobiasza,
to stanowczo było na co popatrzeć. Wysoki, wysportowany, o nienagannej
opaleniźnie, złocistych włosach i szerokim, olśniewającym uśmiechu. I jeszcze
te cudownie błękitne oczy, niezwykłe poczucie humoru i beztroska, wynikająca z
braku poważniejszych problemów. On jako pierwszy dostał od ojca szałową brykę,
on jako jedyny mógł się pochwalić wakacjami na Hawajach czy wycieczką dookoła
świata. Na dodatek prymus w szkole i doskonale zapowiadający się sportowiec.
Ideał, o którym marzyły wszystkie znające go dziewczyny, a nawet i niektóre
dojrzałe kobiety.
Kitty cichutko
westchnęła. Gdzie jej było do niego! Nawet w marzeniach nie potrafiła posunąć
się dalej niż poza zdawkową rozmowę. A pocałunek? Wyznania miłosne? Tutaj
niestety zawodziła nawet jej bujna wyobraźnia.
Całą podróż spędziła
milcząc, nie odezwała się też ani słowem podczas jazdy busem do ich wynajętego
domku. Zresztą, pochłonięta zachwytem nad otaczającym ich krajobrazem, wcale
nie tęskniła do rozmowy. Nie zaprotestowała i wtedy, gdy dostała najzimniejszy
pokój, klitkę prawie, na dodatek na samej górze. Za to od razu zakochała się w
widokach, jakie roztaczały się z okna.
Do sylwestra pozostały
dwa dni. Lecz towarzystwo zaczęło dość ostro imprezować od samego przyjazdu.
Alkohol lał się strumieniami, nie obyło się również bez bardziej konkretnych
używek. Nieco przerażona Kitty, pierwszego wieczoru wymówiła się bólem głowy. A
wczesnym rankiem natknęła się na Tobiasza, który w pustej kuchni czule
obcałowywał jakąś obcą jej dziewczynę. Wcale nie zmieszany tym, że został
przyłapany, przedstawił Samantę jako swoją narzeczoną.
Jednak prawdziwy cios w
serce miał dopiero nadjeść w przed sylwestrowy wieczór. Kitty jak zwykle
została wysłana po zakupy. Posłusznie zabrała torby i pieniądze, ale nie
przeszła zbyt długiej drogi, gdy przypomniało jej się, że nie wzięła
rękawiczek. A na zewnątrz panowało prawie minus dziesięć i zapowiadano spore
opady śniegu, a nawet śnieżycę.
Bez namysłu zawróciła.
Tuż przed drzwiami kuchennymi usłyszała rozbawiony głos Tobiasza. Tym razem był
on również poirytowany.
– Czyś ty do
reszty zwariowała? Twoja zazdrość bywa nie tylko chorobliwa, ale i kuriozalna!
– Wpatruje się w
ciebie, jak w obrazek. Może to jakaś psycholka? A może dałeś jej powód do tego
zainteresowania?
– To zwykłe, zakompleksione
dziewczę, z dupą jak szafa. Naprawdę sądzisz, że ja mógłbym zakochać się w
takiej niezgrabnej krowie?
Od samego początku
wiedziała, że mówią o niej. Tobiasz i ta jego Samanta. Dotychczas prawie nie
zwracał na nią uwagi, a jeśli już, to posyłał promienny uśmiech, który wprawiał
jej ciało w drżenie, a serce zmuszał do szaleńczego galopu.
Niezgrabna krowa? Z
dupą jak szafa? A więc tak ją widział chłopak, w którym była zakochana od
trzech lat? Wymarzony, wyśniony i tak naprawdę całkowicie niedostępny.
Kitty rzuciła siatki
pod drzwi, a później łykając łzy upokorzenia i żalu, popędziła przed siebie. A
ponieważ ich dom był ostatnim na ulicy, a dalej rozciągał się ogromny las, podążyła
prosto w całkiem nieznane tereny. Szła przed siebie tak długo, aż nie wypłakała
wszystkich łez. A potem stanęła i z przerażeniem stwierdziła, że nie tylko nie
ma pojęcia, gdzie się znajduje, ale także i to, że powoli zaczyna zapadać
zmrok. Co oznaczało, że ten „spacer” trwał prawie trzy godziny.
Dookoła same drzewa,
skrzący się śnieg i bezlistne gałęzie jakiś krzaków. Na dodatek wzmógł się
wiatr i zaczęło padać. W panice przypomniała sobie, że na dziś wieczór
zapowiedziano śnieżną zawieruchę i nawet radzono, by kto mógł, pozostał w domu.
Kitty jęknęła, a potem
zaczęła biec z powrotem, po własnych śladach. Ale było coraz ciemniej i coraz
mocniej padało. Po chwili prawie nie widziała niczego w promieniu dwóch metrów.
Kuliła się pod naporem coraz silniejszych podmuchów, dygotała z zimna. Czuła,
jak drętwieje jej twarz, jak bolą spierzchnięte wargi. I nagle zrozumiała, że
jeśli w ciągu godziny lub dwóch nie znajdzie ratunku, to zamarznie na śmierć,
pośród tej nieprzebytej puszczy i nieskazitelnej bieli. Więc brnęła dalej,
obejmując się ramionami i z rozpaczą myśląc, jak niewiele jeszcze przeżyła. Nie
miała faceta, nie uprawiała seksu, nawet nie całowała się z żadnym chłopakiem
tak na poważnie. Nic, po prostu nic! Była tak beznadziejna, jak widzieli ją
inni.
Zaczęła się śmiać, a
potem upadła. I kiedy nadeszła ciemność, Kitty myślała tylko o swym
beznadziejnym życiu. I o tym, jak było ono ubogie we wszelkie doznania. Czuła
żal, a później i on rozpłynął się w błogiej nieświadomości.
***
To był jak powrót z
zaświatów.
Najpierw otworzyła oczy
i zobaczyła nad sobą pociemniały ze starości, niski sufit drewnianej chaty.
Później przekręciła głowę w kierunku blasku bijącego z rozpalonego ognia.
Jedynego źródła światła w małym, obskurnym pomieszczeniu, którego kąty
pogrążone były w mroku.
Leżała na obszernej
kanapie, która stała przed ogromnym, kamiennym kominkiem. Po lewej stornie
widziała coś, co przywodziło na myśl kuchnię, po prawej masywne drzwi. Kiedy
usiadła z cichym stęknięciem, zobaczyła że po przeciwległej stronie są dwa
nieduże okna i kolejne drzwi, tym razem z pewnością prowadzące na zewnątrz.
Cały wystój chaty był
skromny, wręcz surowy i nieco staroświecki.
Kitty ostrożnie wstała
i otuliła się kocem, którym była przykryta. Zniknęły gdzieś przemoczone buty i
spodnie, a także kurtka, czapka i szalik. Została w samych majtkach i swetrze.
Powoli podeszła do
wysokiej półki, na której tłoczyły się dziesiątki drewnianych rzeźb. Czegóż tam
nie było! Ludzie, starzy i młodzi, zwierzęta i rośliny, kilka budynków i nagie,
smukłe kobiety, jakby specjalnie pozujące nieznanemu twórcy, prężące swe gibkie
ciała.
To przywołało
wspomnienia.
Dziewczyna wróciła na
kanapę i zapatrzyła się w ogień, czując jak po policzkach spływają kolejne łzy.
Podskoczyła, gdy z
hukiem otwarły się drzwi wejściowe. Do środka wdarł się silny podmuch mroźnego
wiatru, a później kolejny raz coś rąbnęło.
Powoli obejrzała się za
siebie.
Stał tam mężczyzna,
prawdziwy olbrzym. Z ramion zrzucił ogromny worek, z którego wysypały się
ośnieżone kawałki drewna. Energicznie ściągnął płaszcz i powiesił go na stojącym
nieopodal krześle.
A później spojrzał
wprost na skamieniałą z zaskoczenia Kitty.
– Obudziłaś się w
końcu – burknął mało uprzejmie. Podszedł bliżej, stając w kręgu światła.
Dopiero teraz mogła dojrzeć wiele szczegółów jego wyglądu. Miał złoto rudą czuprynę,
która od dawna nie widziała nie tylko fryzjera, ale i zwykłego grzebienia. W
surowej twarzy dominował wydatny, garbaty nos i przenikliwe, ciemne oczy. No i
po raz pierwszy Kitty widziała tak piegowatego mężczyznę.
– Czy to ty mnie
uratowałeś?
Wzruszył ramionami i
podszedł do stołu, stojącego tuż za kanapą. Ze stojącej na nim butelki nalał
sobie pełną szklankę złocisto-brunatnego płynu i wypił go jednym haustem. Potem
napełnił drugą szklankę i podał ją siedzącej w bezruchu dziewczynie.
– Pij! – rozkazał
krótko. Nie ośmieliła się sprzeciwić. Od samego początku budził w niej respekt,
a nawet odrobinę strachu. Ale już po pierwszym łyku, zaczęła się krztusić.
– Co to jest? –
spytała słabo.
– Coś, co pomoże
ci uniknąć przeziębienia, a może i zapalenia płuc. Kiedy cię znalazłem, byłaś
nieprzytomna, zmarznięta i mokra.
– Zabłądziłam.
Nie odpowiedział, tylko
obszedł kanapę i kucnął tuż przed Kitty. Migoczący za muskularnymi plecami
blask ognia spowodował, że jego włosy były bardziej złociste, przy czym oczy
stały się jeszcze mroczniejsze, niczym ciemne studnie bez dna.
Dziewczyna wpatrywała
się w niego z fascynacją połączoną ze strachem. Pierwszy raz miała do czynienia
z kimś tak odpychającym i pociągającym zarazem. Przy kim czuła się taka
bezbronna i maleńka.
– Nie mam tu
telefonu – odezwał się w końcu. – A na zewnątrz szaleje śnieżyca. Musisz zostać,
dopóki pogoda się nie unormuje.
– Jeśli mi
pozwolisz?
– A mam inne
wyjście? – spytał z nagła poirytowany. – Chyba, że zaczną cię szukać, bez
względu na wszystko?
Pomyślała o
towarzystwie, z którym przyjechała, a które z pewnością nawet nie zorientuje
się, że jej nie ma. Bo kogo tam obchodziła? Nikogo…
Mężczyzna bacznie
wpatrywał się w jej twarz. I wyczytał z niej chyba więcej niż chciałaby
powiedzieć.
– Nikt nie będzie
mnie szukał.
– Nikt?
– A kogo
obchodziła by taka zakompleksiona, niezgrabna krowa jak ja?! – wyrwało się
Kitty z goryczą. – Nikogo! Nikomu nie będzie mnie brakować, bo dla wszystkich
jestem niczym!
– Nie użalaj się
nad sobą – odparł ostro. – Ludzie widzą cię taką, jaką chcesz by cię widzieli.
I to tyle na temat. Nie mam zamiaru wysłuchiwać jęków i żalów, nieszczęśliwie
zakochanej nastolatki.
– Nie będziesz
musiał – powiedziała cicho. No jasne, przecież nie może wymagać od dojrzałego,
kompletnie obcego faceta, pocieszenia w sprawach sercowych. – Mam na imię
Kasia, ale wszyscy mówią do mnie Kitty.
Przez długi moment
miała wrażenie, że nie zachce się przedstawić.
– Wiktor –
odpowiedział z niechęcią. – I najlepiej jeśli nie będziesz mówiła do mnie zbyt
wiele. Nie lubię tego.
– Rozmowy?
– Rozmowy. I
obcych ludzi. A zwłaszcza fiksujących na tle swego wyglądu nawiedzonych
dziewczynek.
– Jak mogłabym
fiksować na temat czegoś, co jest tak pospolite i oczywiste?
– A, widzisz? Znów
zaczynasz!
– Już nie będę,
słowo honoru – nagle poczuła się rozbawiona. – Zresztą, nie powiedziałabym o
sobie nastolatka. W przyszłym roku kończę dwadzieścia lat.
– Też mi! –
mruknął i wstał. – Wypij do końca – wskazał na szklankę, którą trzymała,
obracając w dłoni. – Rozgrzeje cię.
– Najpierw wypali
mi cały przewód pokarmowy!
Ale posłusznie upiła
małego łyczka, obserwując jak nieznajomy krząta się po kuchni. Analizowała
każdy szczegół jego wyglądu, szerokie barki, wąskie biodra, zacięty wyraz
twarzy. Patrzyła jak w ogromne dłonie ujmuje mały porcelanowy czajniczek i
delikatnie, nalewa z niego herbacianą esencję do dwóch kubków. Robił to tak
wolno, tak subtelnie, że Kitty mimo woli pomyślała tych dłoniach, pieszczących
ciało kobiety. I zarumieniła się, bo kuszące było wyobrażanie sobie, że to jej
dotykają.
– Jesteś głodna? –
spytał, nie podnosząc głowy i nie wiedząc, jak skrajne emocje właśnie w niej
obudził.
O, tak! Dopiero teraz
poczuła jak chętnie by coś zjadła. Obojętnie czy byłby to suchy chleb, czy
wytworny, dwudaniowy obiad.
– Jestem.
– Mam zimną
pieczeń, chleb i jakieś warzywa. Nic więcej nie dostaniesz.
– Nie jestem
wybredna.
– To widać –
mruknął.
– Widać?
– Faktycznie
wyglądasz na zakompleksioną. A szkoda, bo przydałaby się odrobina zdrowego
egoizmu.
„Gbur!” – pomyślała
nadąsana Kitty. Czy musiał być aż tak nietaktowny?
– Nie złość się
dziewczyno, tylko weź sobie moje słowa do serca – postawił przed kanapą niski
stolik, a na nim parujące kubki z herbatą. Później przyniósł całą resztę.
– Łatwo powiedzieć
to komuś, kto stoi z boku – powiedziała, ładując sobie do ust spory kawałek
mięsa.
– Spokojnie –
nieoczekiwanie się uśmiechnął. – Masz wyrazistą, piękną twarz. I oczy, od
których trudno oderwać wzrok. A kształt ust potrafi doprowadzić do prawdziwego
szaleństwa niejednego mężczyznę, zwłaszcza tak wyposzczonego jak ja. Dlaczego
nie widzisz żadnych plusów, tylko same minusy?
O mało co nie udławiła
się tym, co jadła. Oczy? Usta? Piękna?
– Mówisz o mnie?!
– spytała osłupiała, jak już udało się przełknąć kłopotliwy kęs.
– Typowa
zakompleksiona nastolatka, która czyta za dużo poradników jak być idealnie
piękną i uprawiać wymarzony seks, który za każdym razem prowadzi do orgazmu.
– Ja nie… Nie
czytuję takich rzeczy. No, może czasem – przyznała uczciwie, rumieniąc się. Poruszał
niebezpieczne tematy, takie, o których rozmawiała jedynie z najlepszą
przyjaciółką. – Co to ma do rzeczy?
– Chciałaś
popełnić samobójstwo?
– Zwariowałeś?!
Nigdy w życiu! Byłam przygnębiona, ruszyłam w niewłaściwym kierunku i zanim
wróciły mi zdrowe zmysły, zapadł zmrok i zaczął padać śnieg. Aż tak
zakompleksiona nie jestem – dodała z urazą.
– Kto i dlaczego
nazwał się niezgrabną krową?
– A co to cię w
ogóle obchodzi? – rozzłościła się nieoczekiwanie.
– Cud chłopak, w
którym skrycie się podkochujesz od paru dobrych lat?
– Od trzech. Skąd
wiesz?
– Schematyczne –
wzruszył ramionami i usiadł obok na kanapie. Poczuła się niepewnie. Był tak
niebezpiecznie męski, dojrzały, inny niż ci, w których towarzystwie na co dzień
się obracała. Zresztą, nawet wśród starszych nie znała nikogo podobnego.
– Ile masz lat?
– Chcesz
rozpatrzyć moją ewentualną kandydaturę? – spytał kpiąco.
– Nie… Nie! Tak
sobie pytałam – bąknęła zmieszana. Najgorsze, że faktycznie gdzieś tam
majaczyła taka myśl.
– Dwadzieścia
dziewięć.
Dziesięć lat różnicy.
Strasznie dużo. Cichutko westchnęła, ukradkiem biorąc z talerza kolejny kawałek
mięsa.
– Te twoje
nadprogramowe kilogramy nie biorą się z niczego. Jesz prawie tyle co ja –
wytknął jej bez pardonu.
– To są moje
kilogramy. Nie czepiaj się!
– Oho! Ktoś
pokazuje pazurki?
– Sam mnie do tego
zachęcałeś.
– Jestem aż tak
przekonujący? To może namówię cię na mały striptiz?
Nie odpowiedziała.
Zabrakło jej pomysłu na celną ripostę. W dodatku siedział tuż obok, wygodnie
rozpostarty, pewny siebie, wręcz zarozumiały. I mierzył ją taksującym wzrokiem,
niczym wystawowy towar.
– Kiedy skończy
się zamieć? – zmieniła temat.
– A co ja?
Pogodynka? Jak się skończy, to odwiozę cię do miasteczka.
– Saniami?
Spojrzał na nią z
politowaniem.
– Skuterem śnieżnym.
Ale jak chcesz, to w szopie są gdzieś sanki. Ma przestać padać dopiero w nowy
rok. To ta bardziej optymistyczna wersja.
– Nowy rok? Tak
długo?
– Ty się martwisz?
A co ja mam powiedzieć. Będę się musiał podzielić moim łóżkiem.
– Co?!
– A gdzie chcesz spać?
Ogień na kominku zaraz zgaśnie, zrobi się zimno i nieprzyjemnie. A w sypialni
mam piec kaflowy, ogromne łoże i puszystą kołdrę – kusił, patrząc na nią nieco
złośliwie.
– Mamy spać w
jednym łóżku? – powtórzyła słabo.
– I pod jedną
pierzyną. Poduszki na szczęście mam dwie.
– A nie mogłabym
tutaj?
Na samą myśl o tak
wymuszonej intymności, robiło jej się słabo, a kolana dziwnie miękły. Nie
wspominając już o sercu, bijącym coraz szybciej i mocniej.
– Zrobisz jak
chcesz. Rozpalam dopiero rano, gdy wstanę. Nie robię wyjątków, bo mam
ograniczony zapas drewna. Musi mi starczyć na całą zimę.
– Nie mogę spać z
obcym człowiekiem w jednym łóżku!
– Po jednej nocce
nie będę aż tak bardzo obcy.
– Nie kpi sobie!
Wiesz doskonale o co chodzi.
– Miecza nie mam,
ale możemy położyć wałek z koca.
– Zostanę tutaj! –
powtórzyła z uporem.
Nie przejął się tym
zbytnio.
– Jak chcesz. Ja
idę się umyć i spać. Mam za sobą męczący dzień. Musiałem cię nieść kilka
kilometrów, a swoje ważysz.
Tym razem zarumieniła
się ze złości.
– I nie denerwuj
się, stwierdziłem po prostu oczywisty fakt – powiedział oschle. – Chodź, dam ci
ręcznik, szczoteczkę i jakąś koszulkę.
Po czym podszedł do
drugich drzwi w pomieszczeniu. Pokój za nimi okazał się sypialnią. Niewielką,
skromnie urządzoną, zaledwie łóżko, szafa i duży, wygodny fotel. Z sypialni
przechodziło się wprost do łazienki, ale tam nie było drzwi.
– Jeśli chcesz
możesz się wykąpać. Jest ciepła woda – wskazał na prysznic. – A tu masz to, co
obiecałem.
– Jak mam się
zamknąć?
– Po co chcesz się
zamykać? Przecież cię nie zgwałcę – najwyraźniej śmiał się z jej obaw.
To wszystko robiło się
coraz dziwniejsze. Na dodatek ścianki prysznica nie były zadymione, ale zwykłe,
szklane.
– Dalej, bo ja też
muszę się umyć – popędził ją, popychają do środka. – Gdybyś czegoś
potrzebowała, to wołaj. Natychmiast się zjawię – dodał złośliwie.
Kitty pomyślała, że
dobrze, iż wejście było z boku i w sypialni nie było widać niczego, co robiło
się w łazience.
Gorący prysznic był
naprawdę tym, czego potrzebowała. Nie umyła włosów, bo zapomniała zapytać swego
gospodarza czy dysponuje takim sprzętem jak suszarka. W zasadzie o nic nie
zdążyła spytać. O to kim jest i gdzie się tak naprawdę znajdują. Rozmowa toczyła
się pod jego dyktando, na tematy, które to jego interesowały.
Zanim pójdzie spać,
muszą sobie wyjaśnić jeszcze kilka kwestii.
Podniesiona na duchu
dziewczyna, skorzystała jeszcze z ogromnego pudła z kremem, pokrytego kurzem
grzebienia, bo jak słusznie podejrzewała z samego początku, chyba nie był zbyt
często używany. Następnie przeprała bieliznę i powiesiła ją na sznurku, rozciągniętym
tuz przy powale. Nieźle się przy tym nagimnastykowała, ale dała radę. Na samym końcu
ubrała koszulkę, którą dał jej nieznajomy.
Była ogromna. Szczerze
mówiąc, zmieściły by się w niej takie trzy jak ona. Ale kiedy wspomniała sobie
masywną sylwetkę Wiktora, od razu przestała się dziwić.
„Może powinnam się
zacząć bać?” – dumała, patrząc na swoje blade odbicie w lustrze. „Sama, na tym
pustkowiu, z facetem dwa razy większym od siebie, bez jakiejkolwiek możliwości
ucieczki”…
Nie, z pewnością gdyby
chciał zrobić jej krzywdę, nie czekałby z tym tak długo. Powinna mu raczej
podziękować za uratowanie życia, a nie wymyślać niestworzone historie.
– Skończyłaś już?
– rozległ się zniecierpliwiony głos od progu. – No patrzcie! Ja czekam, a ona
gapi się w lustro!
– To tylko przez
moment – tłumaczyła zmieszana. – Zamyśliłam się.
Wszedł i bez
skrępowania zaczął się rozbierać. Kiedy na bok rzucił sweter i koszulkę, Kitty
rozdziawiła usta ze zdumienia. Miał cudownie wyrzeźbione ciało, idealnie
zarysowane mięśnie brzucha i kręcone, złociste włosy na piersiach, które wąskim
paskiem schodziły w dół i znikały za krawędzią spodni. I wszędzie był
piegowaty, w mniejszym lub większym stopniu. To było takie… oryginalne!
– A ty co tu
jeszcze robisz? – warknął zniecierpliwiony.
– Już… już sobie
idę…
Umknęła w momencie,
kiedy mężczyzna zsuwał z bioder spodnie wraz z bielizną. Zawstydzona, ale i
podniecona tym, co zdołała jeszcze ujrzeć kątem oka.
Wyszła z sypialni i
otrząsnęła się z zimna. Faktycznie, teraz salon nie wydawał się tak przytulny.
Było tu chłodno, ciemno, a za oknami jęczał i wył wiatr. Kitty spojrzała na kanapę i leżący na niej
koc.
Ugięła się. W końcu co
się może stać? Nie przypuszczała, by rzucił się na nią w nocy lub cokolwiek w
tym rodzaju. To już raczej ona mogłaby się rzucić na niego.
Wślizgnęła się pod
ciepłą, puszystą pierzynę. I z bijącym sercem czekała na pojawienie się
Wiktora. Później przyszło jej do głowy, że może udać, iż zasnęła. Przymknęła
oczy i lekko rozchyliła usta, starając się uspokoić oddech, by był wolniejszy i
bardziej miarowy. Z łazienki wciąż słychać było szum prysznica. Miała nadzieję,
że naprawdę uśnie, ale płonną, bo wszystkie wydarzenia tego dnia oraz dziwne,
odczuwane w całym ciele podniecenie, nie sprzyjały wyciszeniu.
W końcu bardziej wyczuła
niż usłyszała, że do łóżka zbliżył się gospodarz. Pokusa, by sprawdzić co robi,
była zbyt duża. Kiedy lekko uchyliła powieki, stał w kącie przed szafą. Właśnie
zrzucił ręcznik i był całkiem nagi. W końcu wyciągnął rozwleczone spodnie od
piżamy i białego t-shirta. Ale kiedy się odwrócił, Kitty nie zdążyła na powrót
zamknąć oczu.
– A jednak
wybrałaś cieplejsze lokum? Mądra dziewczynka – pochwalił, zbliżając się do
łóżka.
Bąknęła coś
niewyraźnie, nakrywając się aż po sam czubek nosa.
– Nie kłopocz się,
nie jestem zainteresowany – dodał, kładąc się obok. Ale wbrew tym słowom,
przewrócił się na bok, głowę podparł ramieniem i patrzył na nią nieodgadnionym
wzrokiem.
– Zapomniałam
spytać, gdzie jesteśmy – powiedziała cichutko, rumieniąc się pod wpływem tego spojrzenia.
– W moim domu.
– A konkretniej?
– Piętnaście
kilometrów od najbliższego miasteczka i o połowę mniej do sąsiedniej posesji.
Wybrałem to miejsce specjalnie ze względu na swe odludne położenie.
– Dlaczego?
– Nie lubię ludzi.
– Dlaczego?! –
spytała po raz drugi.
– To moja sprawa.
– Przepraszam. Nie
chciałam cię urazić.
– Nie przepraszaj,
nie musisz.
– Zadałam dwa
pytania i niewiele się dowiedziałam – stwierdziła w zadumie, także odwracając
się bokiem i kładąc głowę na ramieniu.
– Twoja ciekawość jest
pusta. Jak się wypogodzi, odprowadzę cię do miasteczka. Nie musisz zbyt wiele o
mnie wiedzieć.
– Szkoda… –
westchnęła, wciąż zamyślona. Nie zwróciła uwagi na nagły błysk w jego oczach,
ani na to, w jaki sposób zacisnął usta.
– Pamiętaj, że
jesteś tu intruzem.
– Pamiętam. To
chyba moje przeznaczenie – uśmiechnęła się ze smutkiem. – Prawie wszędzie
jestem intruzem. Nawet dla tych, z którymi przyjechałam w te góry.
– Znów zaczynasz
się nad sobą użalać.
– Przepraszam. Od
teraz będę to robiła wyłącznie na osobności.
– Za dużo
przepraszasz – mruknął, odwracając się do niej plecami. Później zgasił lampkę
przy łóżku i zapadła ciemność. Jedynie od okna, za którym szalała śnieżyca, bił
niewielki blask.
Kitty patrzyła na jego
plecy i z żalem rozmyślała nad tym, jak wiele by dała, by móc się do nich
przytulić. Mężczyzna był szorstki i gruboskórny, ale wywoływał w niej całą gamę
różnorakich uczuć. Od fascynacji, poprzez niechęć i tęsknotę. A na dodatek to
podniecenie…
Skuliła się na swoim
miejscu, usiłując powstrzymać łzy, które nie wiadomo skąd się pojawiły. Bardzo
długo walczyła z goryczą, rozlewającą się jak trucizna po całym ciele. Bardzo
długo pozbywała się wspomnienia słów Tobiasza. Zasnęła, gdy zegar w salonie
wybił dwunastą.
link do części II - klik
Już nie mogę się doczekać kolejnej części ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) youya
Będzie pięć minut po północy, jak wytrzymasz to zapraszam :-)))
UsuńKolejne świetne opowiadanie :D, Babeczko czy ty kiedyś napisałaś opowiadanie które nie podobałoby się blogowiczom? ;)
OdpowiedzUsuńOsobiście uważam, że Pomyłka była pomyłką. Zresztą, jedne się podobają, inne nie. I dobrze. Bo inaczej, nie zmotywowana przez niezadowolonych czytelników, nie napisałabym "Czasu poświęconego zemście". A szkoda by było...
UsuńPodoba mi się ;-)
OdpowiedzUsuńZapowiada się kolejny hit ;-)
Oby tak dalej.
S.
Jest krótkie, lekkie i pełne seksu. Hit to nie będzie, ale może z przyjemnością poczytacie?
UsuńA ja właśnie takie opowiadania lubię najbardziej ;-)
UsuńS.
Trochę przypomina mi fragment pewnej książki, ale i tak opowiadanie jest fantastyczne. Czekam ba więcej. ;)
OdpowiedzUsuńKolejne świetnie opowiadanie :) nie ma takiego Twojego opowiadania które by mi się nie podoba ;) Czekam też na nowe zakończenie "Historii pewnego nieporozumienia":)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ciebie i wszystkich czytelników Babeczkarni ;)
Mila
Powstrzymałam się i nie przeczytałam, zobaczymy czy wytrzymam...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dziękuję, że napisałaś :) jestem Ci bardzo wdzięczna :) oczywiście bardzo fajne.
OdpowiedzUsuńAZ
Korcilo mnie zeby poczekac do 1go na calosc ale jednak wymieklam ;-)
OdpowiedzUsuńPewnie jutro jak raniutko wygonie meza do pracy to od razu tu zagladne po kolejna czesc :-)
Pozdrawiam AD
Jak dla mnie super,zresztą jak każde Twoje opowiadanie.Chyba poczekam do północy. ;)Pozdrawiam.;)
OdpowiedzUsuńJest super, a zapowiada się jeszcze lepiej ;) idealne na sylwestra ;P
OdpowiedzUsuńAneczka^^
O, to moje klimaty: śnieg, chata w lesie i surowy mężczyzna :)
OdpowiedzUsuńKiedyś opisałam swoje przygody na pokątnych
http://www.pokatne.pl/articles.php?article_id=460
Cudowne ! Kocham takie klimaty :) jestem bardzo ciekawa co bedzie w kolejnej czesci. Uwielbiam Twoje opowiadania. Kiedy moge sie spodziewać części ?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Katt.
Zakochałam się w tym opowiadaniu! Jest cudowne! Podobnie jak "Wygrana" :) Gratuluję kreatywności. Zapraszam również do mnie, choć może mniej erotycznie, to wciąż romantycznie -
OdpowiedzUsuńwww.slownik-mysli.blog.pl
Tam chyba wkradła Ci się literówka, Babeczko.
OdpowiedzUsuńTam jest "wystój domu"... Miało być "wystrój"?
Reszta bajeczna:-)
Faktycznie, mam nadzieję, że zapamiętam by poprawić.
Usuń