niedziela, 29 grudnia 2013

Sylwestrowa opowieść (I)

       W zasadzie chciałam dać całość na Nowy Rok, ale stwierdziłam, że nadmiar szkodzi i dostaniecie codziennie po kawałku. Jak ktoś chce, niech wpadnie pierwszego przeczytać całość :-)))
      Poza tym, stworzyłam ten tekst na prośbę jednej z czytelniczek, która chciała bym bohaterkę uczyniła dziewczyną z kompleksami. Słabo mi to wychodzi, za dużo ognia we mnie i za bardzo mam w nosie to, co inni powiedzą na temat mego wyglądu. Kompleksów nie mam, jedynie żal, że jestem leniwa i nieco egoistyczna. 
      Co do utworu "W moim sercu..." to oznajmiam, że właśnie zabrałam się za jego pisanie. Wkrótce więc będziemy go kontynuować, choć nie wszystkim spodoba się zakończenie, oj, nie wszystkim... 

          Sylwestrowa opowieść (I)
Nawet sama Kitty nie pamiętała skąd wzięła się jej ksywka. Tak naprawdę miała na imię Katarzyna, dziewiętnaście lat i pierwszy raz w życiu złamane serce. A to wszystko za sprawą pewnego chłopaka, w którym tak beznadziejnie się zakochała.
To miał być cudowny sylwester, organizowany przez grupę znajomych z jej klasy. Oczywiście ona nie należała do tej bananowej młodzieży i zaproszenie na wyjazd zdobyła z wielkim trudem, posługując się kłamstwem i podstępem. Po prostu w odpowiednim momencie, beztroskim głosem oznajmiła, że brat przywiózł w prezencie z podróży do Francji, kilkanaście butelek wytrawnego szampana. Tylko częściowo była to prawda, bo owszem, przywiózł, ale nie dla niej, a dla całej rodziny. Na razie dwanaście flaszek leżało w piwnicy, czekając na odpowiednią okazję. Kitty nie przejęła się widmem awantury, która z pewnością wybuchnie, gdy domownicy zorientują się w poniesionej stracie. Było jej to całkowicie obojętne. Grunt, że miała możliwość spędzenia kilku cudownych dni w towarzystwie Tobiasza.
Siedziała więc w pociągu, wtulona w kąt przedziału i z cichym uwielbieniem wpatrywała się w obiekt swych marzeń. Dość nierealnych trzeba przyznać.
Była od wszystkich starsza o rok. Z powodu chorób, które przebyła w dzieciństwie, poszła do szkoły o rok później. Poza tym nie miała szałowych ciuchów, beztroskiego życia, a nade wszystko wyglądu gwiazdy filmowej lub modelki z żurnala. Bardzo wstydziła się swoich zbyt obfitych bioder, zbyt masywnych nóg i w jej mniemaniu, oblicza tak okrągłego jak księżyc w pełni. Ciemne włosy nosiła związane w ciasny kok z tyłu głowy, prawie żadnego makijażu, a na dodatek te okropne, szare i nijakie ubrania. Nic dziwnego, że wolała nie rzucać się w oczy i z ukrycia wzdychać do swego wymarzonego chłopaka.
A jeśli chodzi o Tobiasza, to stanowczo było na co popatrzeć. Wysoki, wysportowany, o nienagannej opaleniźnie, złocistych włosach i szerokim, olśniewającym uśmiechu. I jeszcze te cudownie błękitne oczy, niezwykłe poczucie humoru i beztroska, wynikająca z braku poważniejszych problemów. On jako pierwszy dostał od ojca szałową brykę, on jako jedyny mógł się pochwalić wakacjami na Hawajach czy wycieczką dookoła świata. Na dodatek prymus w szkole i doskonale zapowiadający się sportowiec. Ideał, o którym marzyły wszystkie znające go dziewczyny, a nawet i niektóre dojrzałe kobiety.
Kitty cichutko westchnęła. Gdzie jej było do niego! Nawet w marzeniach nie potrafiła posunąć się dalej niż poza zdawkową rozmowę. A pocałunek? Wyznania miłosne? Tutaj niestety zawodziła nawet jej bujna wyobraźnia.
Całą podróż spędziła milcząc, nie odezwała się też ani słowem podczas jazdy busem do ich wynajętego domku. Zresztą, pochłonięta zachwytem nad otaczającym ich krajobrazem, wcale nie tęskniła do rozmowy. Nie zaprotestowała i wtedy, gdy dostała najzimniejszy pokój, klitkę prawie, na dodatek na samej górze. Za to od razu zakochała się w widokach, jakie roztaczały się z okna.
Do sylwestra pozostały dwa dni. Lecz towarzystwo zaczęło dość ostro imprezować od samego przyjazdu. Alkohol lał się strumieniami, nie obyło się również bez bardziej konkretnych używek. Nieco przerażona Kitty, pierwszego wieczoru wymówiła się bólem głowy. A wczesnym rankiem natknęła się na Tobiasza, który w pustej kuchni czule obcałowywał jakąś obcą jej dziewczynę. Wcale nie zmieszany tym, że został przyłapany, przedstawił Samantę jako swoją narzeczoną.
Jednak prawdziwy cios w serce miał dopiero nadjeść w przed sylwestrowy wieczór. Kitty jak zwykle została wysłana po zakupy. Posłusznie zabrała torby i pieniądze, ale nie przeszła zbyt długiej drogi, gdy przypomniało jej się, że nie wzięła rękawiczek. A na zewnątrz panowało prawie minus dziesięć i zapowiadano spore opady śniegu, a nawet śnieżycę.
Bez namysłu zawróciła. Tuż przed drzwiami kuchennymi usłyszała rozbawiony głos Tobiasza. Tym razem był on również poirytowany.
– Czyś ty do reszty zwariowała? Twoja zazdrość bywa nie tylko chorobliwa, ale i kuriozalna!
– Wpatruje się w ciebie, jak w obrazek. Może to jakaś psycholka? A może dałeś jej powód do tego zainteresowania?
– To zwykłe, zakompleksione dziewczę, z dupą jak szafa. Naprawdę sądzisz, że ja mógłbym zakochać się w takiej niezgrabnej krowie?
Od samego początku wiedziała, że mówią o niej. Tobiasz i ta jego Samanta. Dotychczas prawie nie zwracał na nią uwagi, a jeśli już, to posyłał promienny uśmiech, który wprawiał jej ciało w drżenie, a serce zmuszał do szaleńczego galopu.
Niezgrabna krowa? Z dupą jak szafa? A więc tak ją widział chłopak, w którym była zakochana od trzech lat? Wymarzony, wyśniony i tak naprawdę całkowicie niedostępny.
Kitty rzuciła siatki pod drzwi, a później łykając łzy upokorzenia i żalu, popędziła przed siebie. A ponieważ ich dom był ostatnim na ulicy, a dalej rozciągał się ogromny las, podążyła prosto w całkiem nieznane tereny. Szła przed siebie tak długo, aż nie wypłakała wszystkich łez. A potem stanęła i z przerażeniem stwierdziła, że nie tylko nie ma pojęcia, gdzie się znajduje, ale także i to, że powoli zaczyna zapadać zmrok. Co oznaczało, że ten „spacer” trwał prawie trzy godziny.
Dookoła same drzewa, skrzący się śnieg i bezlistne gałęzie jakiś krzaków. Na dodatek wzmógł się wiatr i zaczęło padać. W panice przypomniała sobie, że na dziś wieczór zapowiedziano śnieżną zawieruchę i nawet radzono, by kto mógł, pozostał w domu.
Kitty jęknęła, a potem zaczęła biec z powrotem, po własnych śladach. Ale było coraz ciemniej i coraz mocniej padało. Po chwili prawie nie widziała niczego w promieniu dwóch metrów. Kuliła się pod naporem coraz silniejszych podmuchów, dygotała z zimna. Czuła, jak drętwieje jej twarz, jak bolą spierzchnięte wargi. I nagle zrozumiała, że jeśli w ciągu godziny lub dwóch nie znajdzie ratunku, to zamarznie na śmierć, pośród tej nieprzebytej puszczy i nieskazitelnej bieli. Więc brnęła dalej, obejmując się ramionami i z rozpaczą myśląc, jak niewiele jeszcze przeżyła. Nie miała faceta, nie uprawiała seksu, nawet nie całowała się z żadnym chłopakiem tak na poważnie. Nic, po prostu nic! Była tak beznadziejna, jak widzieli ją inni.
Zaczęła się śmiać, a potem upadła. I kiedy nadeszła ciemność, Kitty myślała tylko o swym beznadziejnym życiu. I o tym, jak było ono ubogie we wszelkie doznania. Czuła żal, a później i on rozpłynął się w błogiej nieświadomości.
***
To był jak powrót z zaświatów.
Najpierw otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą pociemniały ze starości, niski sufit drewnianej chaty. Później przekręciła głowę w kierunku blasku bijącego z rozpalonego ognia. Jedynego źródła światła w małym, obskurnym pomieszczeniu, którego kąty pogrążone były w mroku.
Leżała na obszernej kanapie, która stała przed ogromnym, kamiennym kominkiem. Po lewej stornie widziała coś, co przywodziło na myśl kuchnię, po prawej masywne drzwi. Kiedy usiadła z cichym stęknięciem, zobaczyła że po przeciwległej stronie są dwa nieduże okna i kolejne drzwi, tym razem z pewnością prowadzące na zewnątrz.
Cały wystój chaty był skromny, wręcz surowy i nieco staroświecki.
Kitty ostrożnie wstała i otuliła się kocem, którym była przykryta. Zniknęły gdzieś przemoczone buty i spodnie, a także kurtka, czapka i szalik. Została w samych majtkach i swetrze.
Powoli podeszła do wysokiej półki, na której tłoczyły się dziesiątki drewnianych rzeźb. Czegóż tam nie było! Ludzie, starzy i młodzi, zwierzęta i rośliny, kilka budynków i nagie, smukłe kobiety, jakby specjalnie pozujące nieznanemu twórcy, prężące swe gibkie ciała.
To przywołało wspomnienia.
Dziewczyna wróciła na kanapę i zapatrzyła się w ogień, czując jak po policzkach spływają kolejne łzy.
Podskoczyła, gdy z hukiem otwarły się drzwi wejściowe. Do środka wdarł się silny podmuch mroźnego wiatru, a później kolejny raz coś rąbnęło.
Powoli obejrzała się za siebie.
Stał tam mężczyzna, prawdziwy olbrzym. Z ramion zrzucił ogromny worek, z którego wysypały się ośnieżone kawałki drewna. Energicznie ściągnął płaszcz i powiesił go na stojącym nieopodal krześle.
A później spojrzał wprost na skamieniałą z zaskoczenia Kitty.
– Obudziłaś się w końcu – burknął mało uprzejmie. Podszedł bliżej, stając w kręgu światła. Dopiero teraz mogła dojrzeć wiele szczegółów jego wyglądu. Miał złoto rudą czuprynę, która od dawna nie widziała nie tylko fryzjera, ale i zwykłego grzebienia. W surowej twarzy dominował wydatny, garbaty nos i przenikliwe, ciemne oczy. No i po raz pierwszy Kitty widziała tak piegowatego mężczyznę.
– Czy to ty mnie uratowałeś?
Wzruszył ramionami i podszedł do stołu, stojącego tuż za kanapą. Ze stojącej na nim butelki nalał sobie pełną szklankę złocisto-brunatnego płynu i wypił go jednym haustem. Potem napełnił drugą szklankę i podał ją siedzącej w bezruchu dziewczynie.
– Pij! – rozkazał krótko. Nie ośmieliła się sprzeciwić. Od samego początku budził w niej respekt, a nawet odrobinę strachu. Ale już po pierwszym łyku, zaczęła się krztusić.
– Co to jest? – spytała słabo.
– Coś, co pomoże ci uniknąć przeziębienia, a może i zapalenia płuc. Kiedy cię znalazłem, byłaś nieprzytomna, zmarznięta i mokra.
– Zabłądziłam.
Nie odpowiedział, tylko obszedł kanapę i kucnął tuż przed Kitty. Migoczący za muskularnymi plecami blask ognia spowodował, że jego włosy były bardziej złociste, przy czym oczy stały się jeszcze mroczniejsze, niczym ciemne studnie bez dna.
Dziewczyna wpatrywała się w niego z fascynacją połączoną ze strachem. Pierwszy raz miała do czynienia z kimś tak odpychającym i pociągającym zarazem. Przy kim czuła się taka bezbronna i maleńka.
– Nie mam tu telefonu – odezwał się w końcu. – A na zewnątrz szaleje śnieżyca. Musisz zostać, dopóki pogoda się nie unormuje.
– Jeśli mi pozwolisz?
– A mam inne wyjście? – spytał z nagła poirytowany. – Chyba, że zaczną cię szukać, bez względu na wszystko?
Pomyślała o towarzystwie, z którym przyjechała, a które z pewnością nawet nie zorientuje się, że jej nie ma. Bo kogo tam obchodziła? Nikogo…
Mężczyzna bacznie wpatrywał się w jej twarz. I wyczytał z niej chyba więcej niż chciałaby powiedzieć.
– Nikt nie będzie mnie szukał.
– Nikt?
– A kogo obchodziła by taka zakompleksiona, niezgrabna krowa jak ja?! – wyrwało się Kitty z goryczą. – Nikogo! Nikomu nie będzie mnie brakować, bo dla wszystkich jestem niczym!
– Nie użalaj się nad sobą – odparł ostro. – Ludzie widzą cię taką, jaką chcesz by cię widzieli. I to tyle na temat. Nie mam zamiaru wysłuchiwać jęków i żalów, nieszczęśliwie zakochanej nastolatki.
– Nie będziesz musiał – powiedziała cicho. No jasne, przecież nie może wymagać od dojrzałego, kompletnie obcego faceta, pocieszenia w sprawach sercowych. – Mam na imię Kasia, ale wszyscy mówią do mnie Kitty.
Przez długi moment miała wrażenie, że nie zachce się przedstawić.
– Wiktor – odpowiedział z niechęcią. – I najlepiej jeśli nie będziesz mówiła do mnie zbyt wiele. Nie lubię tego.
– Rozmowy?
– Rozmowy. I obcych ludzi. A zwłaszcza fiksujących na tle swego wyglądu nawiedzonych dziewczynek.
– Jak mogłabym fiksować na temat czegoś, co jest tak pospolite i oczywiste?
– A, widzisz? Znów zaczynasz!
– Już nie będę, słowo honoru – nagle poczuła się rozbawiona. – Zresztą, nie powiedziałabym o sobie nastolatka. W przyszłym roku kończę dwadzieścia lat.
– Też mi! – mruknął i wstał. – Wypij do końca – wskazał na szklankę, którą trzymała, obracając w dłoni. – Rozgrzeje cię.
– Najpierw wypali mi cały przewód pokarmowy!
Ale posłusznie upiła małego łyczka, obserwując jak nieznajomy krząta się po kuchni. Analizowała każdy szczegół jego wyglądu, szerokie barki, wąskie biodra, zacięty wyraz twarzy. Patrzyła jak w ogromne dłonie ujmuje mały porcelanowy czajniczek i delikatnie, nalewa z niego herbacianą esencję do dwóch kubków. Robił to tak wolno, tak subtelnie, że Kitty mimo woli pomyślała tych dłoniach, pieszczących ciało kobiety. I zarumieniła się, bo kuszące było wyobrażanie sobie, że to jej dotykają.
– Jesteś głodna? – spytał, nie podnosząc głowy i nie wiedząc, jak skrajne emocje właśnie w niej obudził.
O, tak! Dopiero teraz poczuła jak chętnie by coś zjadła. Obojętnie czy byłby to suchy chleb, czy wytworny, dwudaniowy obiad.
– Jestem.
– Mam zimną pieczeń, chleb i jakieś warzywa. Nic więcej nie dostaniesz.
– Nie jestem wybredna.
– To widać – mruknął.
– Widać?
– Faktycznie wyglądasz na zakompleksioną. A szkoda, bo przydałaby się odrobina zdrowego egoizmu.
„Gbur!” – pomyślała nadąsana Kitty. Czy musiał być aż tak nietaktowny?
– Nie złość się dziewczyno, tylko weź sobie moje słowa do serca – postawił przed kanapą niski stolik, a na nim parujące kubki z herbatą. Później przyniósł całą resztę.
– Łatwo powiedzieć to komuś, kto stoi z boku – powiedziała, ładując sobie do ust spory kawałek mięsa.
– Spokojnie – nieoczekiwanie się uśmiechnął. – Masz wyrazistą, piękną twarz. I oczy, od których trudno oderwać wzrok. A kształt ust potrafi doprowadzić do prawdziwego szaleństwa niejednego mężczyznę, zwłaszcza tak wyposzczonego jak ja. Dlaczego nie widzisz żadnych plusów, tylko same minusy?
O mało co nie udławiła się tym, co jadła. Oczy? Usta? Piękna?
– Mówisz o mnie?! – spytała osłupiała, jak już udało się przełknąć kłopotliwy kęs.
– Typowa zakompleksiona nastolatka, która czyta za dużo poradników jak być idealnie piękną i uprawiać wymarzony seks, który za każdym razem prowadzi do orgazmu.
– Ja nie… Nie czytuję takich rzeczy. No, może czasem – przyznała uczciwie, rumieniąc się. Poruszał niebezpieczne tematy, takie, o których rozmawiała jedynie z najlepszą przyjaciółką. – Co to ma do rzeczy?
– Chciałaś popełnić samobójstwo?
– Zwariowałeś?! Nigdy w życiu! Byłam przygnębiona, ruszyłam w niewłaściwym kierunku i zanim wróciły mi zdrowe zmysły, zapadł zmrok i zaczął padać śnieg. Aż tak zakompleksiona nie jestem – dodała z urazą.
– Kto i dlaczego nazwał się niezgrabną krową?
– A co to cię w ogóle obchodzi? – rozzłościła się nieoczekiwanie.
– Cud chłopak, w którym skrycie się podkochujesz od paru dobrych lat?
– Od trzech. Skąd wiesz?
– Schematyczne – wzruszył ramionami i usiadł obok na kanapie. Poczuła się niepewnie. Był tak niebezpiecznie męski, dojrzały, inny niż ci, w których towarzystwie na co dzień się obracała. Zresztą, nawet wśród starszych nie znała nikogo podobnego.
– Ile masz lat?
– Chcesz rozpatrzyć moją ewentualną kandydaturę? – spytał kpiąco.
– Nie… Nie! Tak sobie pytałam – bąknęła zmieszana. Najgorsze, że faktycznie gdzieś tam majaczyła taka myśl.
– Dwadzieścia dziewięć.
Dziesięć lat różnicy. Strasznie dużo. Cichutko westchnęła, ukradkiem biorąc z talerza kolejny kawałek mięsa.
– Te twoje nadprogramowe kilogramy nie biorą się z niczego. Jesz prawie tyle co ja – wytknął jej bez pardonu.
– To są moje kilogramy. Nie czepiaj się!
– Oho! Ktoś pokazuje pazurki?
– Sam mnie do tego zachęcałeś.
– Jestem aż tak przekonujący? To może namówię cię na mały striptiz?
Nie odpowiedziała. Zabrakło jej pomysłu na celną ripostę. W dodatku siedział tuż obok, wygodnie rozpostarty, pewny siebie, wręcz zarozumiały. I mierzył ją taksującym wzrokiem, niczym wystawowy towar.
– Kiedy skończy się zamieć? – zmieniła temat.
– A co ja? Pogodynka? Jak się skończy, to odwiozę cię do miasteczka.
– Saniami?
Spojrzał na nią z politowaniem.
– Skuterem śnieżnym. Ale jak chcesz, to w szopie są gdzieś sanki. Ma przestać padać dopiero w nowy rok. To ta bardziej optymistyczna wersja.
– Nowy rok? Tak długo?
– Ty się martwisz? A co ja mam powiedzieć. Będę się musiał podzielić moim łóżkiem.
– Co?!
– A gdzie chcesz spać? Ogień na kominku zaraz zgaśnie, zrobi się zimno i nieprzyjemnie. A w sypialni mam piec kaflowy, ogromne łoże i puszystą kołdrę – kusił, patrząc na nią nieco złośliwie.
– Mamy spać w jednym łóżku? – powtórzyła słabo.
– I pod jedną pierzyną. Poduszki na szczęście mam dwie.
– A nie mogłabym tutaj?
Na samą myśl o tak wymuszonej intymności, robiło jej się słabo, a kolana dziwnie miękły. Nie wspominając już o sercu, bijącym coraz szybciej i mocniej.
– Zrobisz jak chcesz. Rozpalam dopiero rano, gdy wstanę. Nie robię wyjątków, bo mam ograniczony zapas drewna. Musi mi starczyć na całą zimę.
– Nie mogę spać z obcym człowiekiem w jednym łóżku!
– Po jednej nocce nie będę aż tak bardzo obcy.
– Nie kpi sobie! Wiesz doskonale o co chodzi.
– Miecza nie mam, ale możemy położyć wałek z koca.
– Zostanę tutaj! – powtórzyła z uporem.
Nie przejął się tym zbytnio.
– Jak chcesz. Ja idę się umyć i spać. Mam za sobą męczący dzień. Musiałem cię nieść kilka kilometrów, a swoje ważysz.
Tym razem zarumieniła się ze złości.
– I nie denerwuj się, stwierdziłem po prostu oczywisty fakt – powiedział oschle. – Chodź, dam ci ręcznik, szczoteczkę i jakąś koszulkę.
Po czym podszedł do drugich drzwi w pomieszczeniu. Pokój za nimi okazał się sypialnią. Niewielką, skromnie urządzoną, zaledwie łóżko, szafa i duży, wygodny fotel. Z sypialni przechodziło się wprost do łazienki, ale tam nie było drzwi.
– Jeśli chcesz możesz się wykąpać. Jest ciepła woda – wskazał na prysznic. – A tu masz to, co obiecałem.
– Jak mam się zamknąć?
– Po co chcesz się zamykać? Przecież cię nie zgwałcę – najwyraźniej śmiał się z jej obaw.
To wszystko robiło się coraz dziwniejsze. Na dodatek ścianki prysznica nie były zadymione, ale zwykłe, szklane.
– Dalej, bo ja też muszę się umyć – popędził ją, popychają do środka. – Gdybyś czegoś potrzebowała, to wołaj. Natychmiast się zjawię – dodał złośliwie.
Kitty pomyślała, że dobrze, iż wejście było z boku i w sypialni nie było widać niczego, co robiło się w łazience.
Gorący prysznic był naprawdę tym, czego potrzebowała. Nie umyła włosów, bo zapomniała zapytać swego gospodarza czy dysponuje takim sprzętem jak suszarka. W zasadzie o nic nie zdążyła spytać. O to kim jest i gdzie się tak naprawdę znajdują. Rozmowa toczyła się pod jego dyktando, na tematy, które to jego interesowały.
Zanim pójdzie spać, muszą sobie wyjaśnić jeszcze kilka kwestii.
Podniesiona na duchu dziewczyna, skorzystała jeszcze z ogromnego pudła z kremem, pokrytego kurzem grzebienia, bo jak słusznie podejrzewała z samego początku, chyba nie był zbyt często używany. Następnie przeprała bieliznę i powiesiła ją na sznurku, rozciągniętym tuz przy powale. Nieźle się przy tym nagimnastykowała, ale dała radę. Na samym końcu ubrała koszulkę, którą dał jej nieznajomy.
Była ogromna. Szczerze mówiąc, zmieściły by się w niej takie trzy jak ona. Ale kiedy wspomniała sobie masywną sylwetkę Wiktora, od razu przestała się dziwić.
„Może powinnam się zacząć bać?” – dumała, patrząc na swoje blade odbicie w lustrze. „Sama, na tym pustkowiu, z facetem dwa razy większym od siebie, bez jakiejkolwiek możliwości ucieczki”…
Nie, z pewnością gdyby chciał zrobić jej krzywdę, nie czekałby z tym tak długo. Powinna mu raczej podziękować za uratowanie życia, a nie wymyślać niestworzone historie.
– Skończyłaś już? – rozległ się zniecierpliwiony głos od progu. – No patrzcie! Ja czekam, a ona gapi się w lustro!
– To tylko przez moment – tłumaczyła zmieszana. – Zamyśliłam się.
Wszedł i bez skrępowania zaczął się rozbierać. Kiedy na bok rzucił sweter i koszulkę, Kitty rozdziawiła usta ze zdumienia. Miał cudownie wyrzeźbione ciało, idealnie zarysowane mięśnie brzucha i kręcone, złociste włosy na piersiach, które wąskim paskiem schodziły w dół i znikały za krawędzią spodni. I wszędzie był piegowaty, w mniejszym lub większym stopniu. To było takie… oryginalne!
– A ty co tu jeszcze robisz? – warknął zniecierpliwiony.
– Już… już sobie idę…
Umknęła w momencie, kiedy mężczyzna zsuwał z bioder spodnie wraz z bielizną. Zawstydzona, ale i podniecona tym, co zdołała jeszcze ujrzeć kątem oka.
Wyszła z sypialni i otrząsnęła się z zimna. Faktycznie, teraz salon nie wydawał się tak przytulny. Było tu chłodno, ciemno, a za oknami jęczał i wył wiatr.  Kitty spojrzała na kanapę i leżący na niej koc.
Ugięła się. W końcu co się może stać? Nie przypuszczała, by rzucił się na nią w nocy lub cokolwiek w tym rodzaju. To już raczej ona mogłaby się rzucić na niego.
Wślizgnęła się pod ciepłą, puszystą pierzynę. I z bijącym sercem czekała na pojawienie się Wiktora. Później przyszło jej do głowy, że może udać, iż zasnęła. Przymknęła oczy i lekko rozchyliła usta, starając się uspokoić oddech, by był wolniejszy i bardziej miarowy. Z łazienki wciąż słychać było szum prysznica. Miała nadzieję, że naprawdę uśnie, ale płonną, bo wszystkie wydarzenia tego dnia oraz dziwne, odczuwane w całym ciele podniecenie, nie sprzyjały wyciszeniu.
W końcu bardziej wyczuła niż usłyszała, że do łóżka zbliżył się gospodarz. Pokusa, by sprawdzić co robi, była zbyt duża. Kiedy lekko uchyliła powieki, stał w kącie przed szafą. Właśnie zrzucił ręcznik i był całkiem nagi. W końcu wyciągnął rozwleczone spodnie od piżamy i białego t-shirta. Ale kiedy się odwrócił, Kitty nie zdążyła na powrót zamknąć oczu.
– A jednak wybrałaś cieplejsze lokum? Mądra dziewczynka – pochwalił, zbliżając się do łóżka.
Bąknęła coś niewyraźnie, nakrywając się aż po sam czubek nosa.
– Nie kłopocz się, nie jestem zainteresowany – dodał, kładąc się obok. Ale wbrew tym słowom, przewrócił się na bok, głowę podparł ramieniem i patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem.
– Zapomniałam spytać, gdzie jesteśmy – powiedziała cichutko, rumieniąc się pod wpływem tego spojrzenia.
– W moim domu.
– A konkretniej?
– Piętnaście kilometrów od najbliższego miasteczka i o połowę mniej do sąsiedniej posesji. Wybrałem to miejsce specjalnie ze względu na swe odludne położenie.
– Dlaczego?
– Nie lubię ludzi.
– Dlaczego?! – spytała po raz drugi.
– To moja sprawa.
– Przepraszam. Nie chciałam cię urazić.
– Nie przepraszaj, nie musisz.
– Zadałam dwa pytania i niewiele się dowiedziałam – stwierdziła w zadumie, także odwracając się bokiem i kładąc głowę na ramieniu.
– Twoja ciekawość jest pusta. Jak się wypogodzi, odprowadzę cię do miasteczka. Nie musisz zbyt wiele o mnie wiedzieć.
– Szkoda… – westchnęła, wciąż zamyślona. Nie zwróciła uwagi na nagły błysk w jego oczach, ani na to, w jaki sposób zacisnął usta.
– Pamiętaj, że jesteś tu intruzem.
– Pamiętam. To chyba moje przeznaczenie – uśmiechnęła się ze smutkiem. – Prawie wszędzie jestem intruzem. Nawet dla tych, z którymi przyjechałam w te góry.
– Znów zaczynasz się nad sobą użalać.
– Przepraszam. Od teraz będę to robiła wyłącznie na osobności.
– Za dużo przepraszasz – mruknął, odwracając się do niej plecami. Później zgasił lampkę przy łóżku i zapadła ciemność. Jedynie od okna, za którym szalała śnieżyca, bił niewielki blask.
Kitty patrzyła na jego plecy i z żalem rozmyślała nad tym, jak wiele by dała, by móc się do nich przytulić. Mężczyzna był szorstki i gruboskórny, ale wywoływał w niej całą gamę różnorakich uczuć. Od fascynacji, poprzez niechęć i tęsknotę. A na dodatek to podniecenie…
Skuliła się na swoim miejscu, usiłując powstrzymać łzy, które nie wiadomo skąd się pojawiły. Bardzo długo walczyła z goryczą, rozlewającą się jak trucizna po całym ciele. Bardzo długo pozbywała się wspomnienia słów Tobiasza. Zasnęła, gdy zegar w salonie wybił dwunastą. 

link do części II - klik

19 komentarzy:

  1. Już nie mogę się doczekać kolejnej części ;)

    Pozdrawiam :) youya

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie pięć minut po północy, jak wytrzymasz to zapraszam :-)))

      Usuń
  2. Kolejne świetne opowiadanie :D, Babeczko czy ty kiedyś napisałaś opowiadanie które nie podobałoby się blogowiczom? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście uważam, że Pomyłka była pomyłką. Zresztą, jedne się podobają, inne nie. I dobrze. Bo inaczej, nie zmotywowana przez niezadowolonych czytelników, nie napisałabym "Czasu poświęconego zemście". A szkoda by było...

      Usuń
  3. Podoba mi się ;-)

    Zapowiada się kolejny hit ;-)
    Oby tak dalej.

    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest krótkie, lekkie i pełne seksu. Hit to nie będzie, ale może z przyjemnością poczytacie?

      Usuń
    2. A ja właśnie takie opowiadania lubię najbardziej ;-)

      S.

      Usuń
  4. Trochę przypomina mi fragment pewnej książki, ale i tak opowiadanie jest fantastyczne. Czekam ba więcej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejne świetnie opowiadanie :) nie ma takiego Twojego opowiadania które by mi się nie podoba ;) Czekam też na nowe zakończenie "Historii pewnego nieporozumienia":)
    Pozdrawiam Ciebie i wszystkich czytelników Babeczkarni ;)
    Mila

    OdpowiedzUsuń
  6. Powstrzymałam się i nie przeczytałam, zobaczymy czy wytrzymam...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję, że napisałaś :) jestem Ci bardzo wdzięczna :) oczywiście bardzo fajne.
    AZ

    OdpowiedzUsuń
  8. Korcilo mnie zeby poczekac do 1go na calosc ale jednak wymieklam ;-)
    Pewnie jutro jak raniutko wygonie meza do pracy to od razu tu zagladne po kolejna czesc :-)
    Pozdrawiam AD

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak dla mnie super,zresztą jak każde Twoje opowiadanie.Chyba poczekam do północy. ;)Pozdrawiam.;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest super, a zapowiada się jeszcze lepiej ;) idealne na sylwestra ;P
    Aneczka^^

    OdpowiedzUsuń
  11. O, to moje klimaty: śnieg, chata w lesie i surowy mężczyzna :)
    Kiedyś opisałam swoje przygody na pokątnych
    http://www.pokatne.pl/articles.php?article_id=460

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowne ! Kocham takie klimaty :) jestem bardzo ciekawa co bedzie w kolejnej czesci. Uwielbiam Twoje opowiadania. Kiedy moge sie spodziewać części ?


    Pozdrawiam Katt.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zakochałam się w tym opowiadaniu! Jest cudowne! Podobnie jak "Wygrana" :) Gratuluję kreatywności. Zapraszam również do mnie, choć może mniej erotycznie, to wciąż romantycznie -
    www.slownik-mysli.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  14. Tam chyba wkradła Ci się literówka, Babeczko.
    Tam jest "wystój domu"... Miało być "wystrój"?
    Reszta bajeczna:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, mam nadzieję, że zapamiętam by poprawić.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.