czwartek, 26 grudnia 2013

Pewnego zimowego wieczoru (X)

To, czego mi brakuje, to śnieg. Niestety zima jeszcze do nas nie dotarła. Szkoda... 

link do części IX - klik

          Pewnego zimowego wieczoru (X)
Kiedy otworzyła oczy, przez długą chwilę nie mogła zrozumieć gdzie jest. Dopiero potem zaczęła zastanawiać się, jak znalazła się w szpitalu.
Z cichym stęknięciem uniosła głowę. Powoli wracała pamięć wydarzeń poprzedniego dnia, ale Monika nadal nic nie rozumiała.
Cały dzień spędziła u Krzyśka. Do domu wróciła dopiero wieczorem, nie zważając na jego prośby i groźby. Starym zwyczajem odmówiła towarzystwa przy tak krótkiej trasie i pożegnawszy się z nim czule, szybkim krokiem skierowała do siebie. Kiedy była na ulicy, gdzieś za plecami usłyszała miarowy szum silnika. Później wszystko potoczyło się błyskawicznie. Pisk opon, ryk rozpędzonego samochodu, krzyk Krzyśka i jej własne zdumienie, gdy poczuła straszliwy ból.
– Proszę leżeć. Miała pani wstrząs mózgu. – Do jej łóżka podeszła surowa pielęgniarka.
– Ja? – spytała Monika słabym głosem.
– Tak.
– Czy coś jeszcze?
– Nie. O dziwo obyło się bez złamań czy innych obrażeń wewnętrznych. Ten wstrząs także nie należy do zbyt groźnych. Przyjdzie do pani rodzina, później ktoś z policji, w celu złożenia wstępnych zeznań. To wszystko, a teraz proszę odpoczywać.
Monika westchnęła, kiedy siostra wyszła.
Tylko jeden człowiek mógł chciał zrobić jej krzywdę.
Sądziła, że wciąż przebywa w szpitalu psychiatrycznym, ale możliwe, że jakiś głupek uznał go za wyleczonego i puścił na wolność. A dalej poszło jeszcze łatwiej, bo przecież to nie problem ją odnaleźć.
Powoli rozejrzała się po pokoju. Był mdły i szpitalny, ale w rogu, na niewielkim stoliku, stał ogromny bukiet czerwonych róż. Tylko jedna była intensywnie żółta. Domyślała się od kogo są kwiaty. Jednak nie zdążyła wysnuć żadnych innych wniosków, gdy do pokoju władowali się jej najbliżsi, czynią wrzawę i hałas.
Po kwadransie była wyczerpana ich troskliwością i panującą gwarą. Na szczęście z pomocą przyszła jej surowa pielęgniarka i wygoniła całe to towarzystwo. Jedynie babcia cofnęła się na moment, by przekazać wnuczce książkę, aby mogła sobie poczytać ulubioną lekturę. I wtedy Monika poprosiła ją, by podała bilecik, który leżał tuz obok bukietu.
Potem bardzo długo, wpatrywała się w kilka zdawkowych słów, nakreślonych stanowczym charakterem pisma – „życzę powrotu do zdrowia”. I tylko tyle.
Dowiedział się. I dlatego był wściekły i na nią obrażony.
Cicho jęknęła.
Powinna była wcześniej mu powiedzieć. Uprzedzić fakty, wytłumaczyć. A tak? Wyszła na oszustkę. Stąd ta herbaciana róża. Zaledwie jedna w całym bukiecie kwiatów.
Monika drżącą dłonią ujęła komórkę, którą dostarczyła jej troskliwa mama. Tym razem podziękowała w duchu stokrotnie za ten telefon. Numer Krzyśka znała na pamięć.
– Halo? Słucham? – odezwał się po trzecim sygnale, głęboki męski głos.
– To ja…
– Co za ja?
– Monika.
Bardzo długo po drugiej stronie panowała cisza. Potem z słuchawki powiało prawdziwym chłodem.
– Jak się czujesz? – spytał tonem, który sugerował, że gówno go obchodzi jej samopoczucie.
– Lepiej. Lekarz powiedział, że za trzy dni mogę wrócić do domu. Akurat na święta.
– To świetnie.
– Bardzo jesteś na mnie zły? – spytała szeptem czując napływające do oczu łzy.
– Nie.
Oj! Był wściekły. Słyszała to gdzieś w tle, choć na pozór miał bardzo spokojny i opanowany głos.
– Chciałam ci powiedzieć. Lecz nie wiedziałam w jaki sposób. Za szybko to wszystko między nami się wydarzyło.
– Masz rację. Za szybko.
Znów zamilkli. Monika nie mogła wiedzieć, że po drugiej stronie Krzysiek kurczowo ściska słuchawkę i z całej siły próbuje się opanować, aby nie wybuchnąć złością.
– Może mnie odwiedzisz? – zaproponowała i z bijącym sercem czekała na odpowiedź.
– Wyjeżdżam z chłopcami w góry. Wrócimy w nowym roku.
– Dasz sobie radę z tymi łobuziakami?
– Nie będę sam. Jedzie z nami moja nowa przyjaciółka.
Być może łgał. Ale to kłamstwo bolało tak samo jak stuprocentowa prawda. Nie odpowiedziała. Nie byłą w stanie. Po prostu się rozłączyła i w milczeniu łykała łzy. Wbrew cichej nadziei, telefon nie zawibrował ponownie.
Krzysiek naprawdę nie chciał jej widzieć.
Dlaczego do diabła mu nie powiedziała, że wciąż jest mężatką? Albo inaczej. Dlaczego do cholery nie złożyła tych przeklętych papierów rozwodowych? Odkładała to na później, na kolejny dzień, bo nie miała siły zmierzyć się nawet z tak błahą sprawą. A teraz się to na niej zemściło.
***
Stał przy oknie, bacznie obserwując jej powrót. Wydawała się taka bezbronna, taka zagubiona, gdy powoli, niemal nie odrywając stóp od ziemi, szła w kierunku wejścia do domu. Ani razu nie spojrzała w stronę jego posesji.
Pewnie źle robił, ale to naprawdę był szok, gdy wytargał z samochodu, który ją potrącił, obłąkańczo śmiejącego się faceta, twierdzącego na dodatek, że jest jej mężem.
Przez chwilę Krzysiek myślał, że czubek pomylił teraźniejszość z przeszłością, ale na komendzie dowiedział się, że to prawda.
Okłamała go, nie chcąc wyjawić wstydliwej prawdy. Czyżby myślała, że wtedy się w niej nie zakocha? Albo sądziła, że nie zdoła go omotać, jeśli wyjawi mu, ze jest mężatką?
Teraz to było nieważne. Kolejna kobieta, kolejna oszustka. Kolejna, która nie mówiła wszystkiego, błędnie sądząc, że tak będzie lepiej. Dla kogo niby? Chyba dla niej samej?
Wzruszył ramionami.
Tym razem będzie mu bardzo ciężko zapomnieć. Ale da radę. Z czasem wszystko wróci do normy, a on w najbliższej przyszłości miał wieczorne przyjęcie, a w nieco dalszej kolejną kandydatkę. Tym razem o takim typie urody, który lubił.
Chłopców odwiózł do matki. Miał przy tym bardzo nieprzyjemną rozmowę, w której szanowna rodzicielka usiłowała mu udowodnić bezsensowność jego poczynań.
– Przecież widać jak na dłoni, że ją kochasz głupcze! – powiedziała na koniec zdenerwowana.
Odparł tylko, że zawsze może się odkochać.
Ale kiedy patrzył na Irenę, widział zupełnie inną twarz. Kiedy całował ją na powitanie, czuł smak zupełnie innych ust.
I nic nie mógł na to poradzić.
Dom był rzęsiście oświetlony. Monika stała przy furtce, przyglądając się podjeżdżającym samochodom, wystrojonemu towarzystwu i Krzyśkowi, który raz po raz migał jej w drzwiach, gdy witał gości.
Łykała łzy, które same napływały do jej oczu.
Od dnia, gdy się ocknęła, prawie nie spała. Schudła, a pod oczyma miała ogromne, sino-fioletowe cienie. Ręce jej drżały jak u nałogowego alkoholika, a serce wciąż wyrywało się do Krzyśka.
Czy naprawdę zasłużyła na takie traktowanie? Co takiego złego zrobiła, że traktował ją niczym powietrze, jak obcą osobę.
A może to wcześniej się bawił, a teraz po prostu znalazł pretekst, by skończyć tę zabawę?
Tak rozmyślając szła naprzód. Przystanęła dopiero, gdy znalazła się tuż przy drzwiach wejściowych jego domu. W samych tylko skarpetkach i swetrze, z gołą głową w trzaskający mróz.
Ale skoro odważyła się na tak wiele, może czas porozmawiać? Tu i teraz, bez względu na tych ludzi, którzy w najlepsze bawili się na przyjęciu. Powiedzieć mu prosto w oczy, że postępuje nie fair, dąsając się o takie głupstwo.
Zapukała od kuchennych drzwi. Były rzadko używane, ale otworzyła jej jakaś kobieta, ubrana jak kelnerka, w czarnej sukience i białym fartuszku.
– Ja… – Monika odchrząknęła. – Ja do Krzyśka. Czy mogłaby pani na chwilę go poprosić?
– Mogę – odparła zdumiona kobieta. – Proszę wejść.
– Nie, zaczekam.
Otuliła się ramionami, bo zimno już nieźle zaczęło jej dokuczać. Długo nie trwało, gdy pojawił się pan domu, w eleganckim garniturze, choć znacznie mniej oficjalnym niż ten na pamiętnym przyjęciu. Najwyraźniej był rozgniewany. Ale nie zdążył powiedzieć ani słowa, gdy jego wzrok padł na wyraźnie zmieszaną i wystraszoną Monikę.
– Czyś ty do reszty oszalała?! – wrzasnął, energicznie wciągając ją do środka. Myślała, że mówi o tej niezapowiedzianej wizycie, ale on chyba miał na myśli ubranie.
– Ja tylko na chwilę. Nie zajmę ci dużo czasu – wyjąkała.
Krzysiek bez słowa podniósł ją w górę. Szczerze mówiąc, nic nie mógł poradzić, ze na jej widok serce zaczęło bić jak oszalałe, a cała złość momentalnie wyparowała. Wyglądała na tak zagubioną, na tak bezbronną, że po prostu nie potrafił powstrzymać się, by nie chwycić jej w ramiona.
– Gorąca herbata z wkładem. Na jednej nodze, do mojej sypialni na górze – powiedział tylko do kelnerki i nie krępując się obecnością napotkanych gości, zaniósł zarumienioną Monikę do pokoju na piętrze. Tam została otulona pierzyną, kocem i położona w szerokim łóżku. Usiadł obok niej z surową miną i zmarszczonymi brwiami.
– Powinnaś dostać lanie za taką lekkomyślność. Jest prawie minus piętnaście na zewnątrz.
– Wiem.
– Wiesz? To w taki razie robisz z siebie cierpiętnicę, bo może ten głupek się zlituje i powie, że wszystko będzie tak jak dawniej?
Nie odpowiedziała. Zacisnęła usta i odwróciła głowę. Niechciane łzy znów napłynęły do oczu.
– Ogrzejesz się, dam ci moją kurtkę i wrócisz do swojego domu. I więcej nie życzę sobie takich wyskoków! Zrozumiałaś?
To były surowe słowa, choć tak naprawdę marzył tylko o tym, by znów ją objąć i pocałować. Po kiego diabła tu przylazła, nie dając mu zapomnieć o tym, co ich łączyło?
– Chciałam tego rozwodu, ale nie miałam siły ponownie spotkać się z nim w sądzie. Chciałam też powiedzieć ci prawdę. Bo musisz wiedzieć, że to ty dałeś mi w końcu siłę, by złożyć podanie o rozwód.
– Cieszę się, że bywam inspirujący. To wszystko? Mogę wracać do swoich gości? – wstał i spojrzał na nią chłodno.
Ale wtedy ona podniosła na niego wzrok. Po wychudłych policzkach, potoczyły się dwie wielkie łzy, a w oczach pojawiło się prawdziwe cierpienie. Poczuł się jak skończony dupek, który w imię swych wydumanych przekonań o absolutnej szczerości, torturował kobietę, za którą tak naprawdę mógłby skoczyć w ogień.
– Krzysiek – wyszeptała błagalnie.
Nie potrafił dłużej udawać. Nie potrafił trzymać się od niej z daleka. Wystarczyło to jedno słowo, a siedział tuż obok, tulił ją i całował tak namiętnie, że niemal zabrakło im tchu.
– Jestem idiotą, a ty kłamczuchą – powiedział cicho, gdy już trzymał ją na kolanach, z całą dostępną mu siłą, obejmując ramionami.
– Ja naprawdę…
– Wiem. Bądź już cicho.
– Chcę cię przeprosić.
Delikatnie ją pocałował. Najgorsze było to, że miał ochotę na znacznie więcej. Był tak zachłanny w swych pragnieniach, że przestało go obchodzić dzisiejsze przyjęcie i wszyscy ci ludzie, zgromadzeni na dole. Z przekąsem pomyślał, że udawanie znakomitego samopoczucia, przyszło mu znacznie łatwiej niż jej. Jednak był gruboskórnym draniem.
– Ja chyba również powinienem to zrobić?
– Skłamałam, ale ty przesadziłeś. W zasadzie to powinnam ci przywalić za to całe cierpienie ubiegłych dni.
– Myślisz, że mnie było lekko?
– Podobno się pocieszyłeś?
– Chciałem. Jest piękna, zupełnie jak moje dawne marzenie. Nie patrz tak groźnie, powiedziałem dawne. Ale co z tego, skoro nie jest tobą?
– Pomożesz mi?
– Ja tobie? Chyba będzie na odwrót.
– W czym mam ci pomóc?
– Monisiu, głuptasie! – czule pocałował ją w czubek nosa. Znów widziała jego rozśmiane oczy, znów mogła w nich dojrzeć miłość. – A ja myślałem, że jesteś dojrzałą, odpowiedzialną kobietą?
– Bo jestem.
– Wyglądasz jak dziecko i czasem zachowujesz się jak dziecko.
– No wiesz? – zezłościła się. – A ty to niby nie? Najpierw mówisz, że mnie kochasz, a później, gdy pojawia się pierwsza, dość błaha przeszkoda, rzucasz bez jakiejkolwiek rozmowy!
– Zataiłaś, że jesteś mężatką. To nie jest błahy powód.
– A gdybym powiedziała, to co? Czekałbyś, aż się rozwiodę, trzymając mnie za rączkę i recytując wiersze o platonicznej miłości?
Trochę racji jednak miała. Może faktycznie przesadził?
– Schudłaś – powiedział, przesuwając dłonią po jej ciele.
– Nie zmieniaj tematu! Teraz kolej na twoje przeprosiny.
Milczał, zastanawiając się, czy nadszedł odpowiedni moment? Najwyraźniej wszystko wskazywało na to, że nie potrafił bez niej żyć. Więcej. Nie chciał.
Z uśmiechem odgarnął jej włosy do tyłu. Przeczesał palcami i potem delikatnie pogładził policzek. Na samym końcu czule przesunął opuszkami po spierzchniętych wargach.
– Przepraszam.
Nie odwzajemniła jego uśmiechu, tylko znów się rozpłakała. Szlochała, wtulona w pierś Krzyśka, a on patrzył na to lekko zdziwiony i coraz bardziej zaniepokojony.
– Monisiu! Naprawdę przepraszam! Nie płacz już kochanie, błagam. Jestem drań i bydlak, ale obiecuję, że już nigdy więcej tak się nie zachowam. Pod warunkiem, że ty nie będziesz miała przede mną takich sekretów. Monisiu, ja na serio przepraszam!
Powoli się uspokajała. Za to on z irytacją stwierdził, że znów myśli tylko o seksie z nią. Czyżby był aż tak płytkim facetem?
– Wrócę do domu – wyszeptałam mu na ucho. – Muszę się przebrać i mam ochotę na długa kąpiel w wannie pełnej piany.
– Przestań, bo jak tylko pomyślę… – jęknął. – Idę z tobą!
– Zwariowałeś? Ty masz gości, a ja za małą łazienkę.
– To co? Idę!
– Nie – odsunęła go lekko i figlarnie spojrzała w oczy, przygryzając wargę. – Ja swoje odcierpiałam, teraz pora na ciebie. Chciałeś przyjęcia beze mnie? To je masz! A my zobaczymy się jutro.
– Jeszcze mogę zmienić zdanie – odparł ze złością.
– Nie zmienisz – położyła dłoń na jego nabrzmiałej męskości i roześmiała się, widząc minę jaką zrobił. – A jak będziesz grzeczny, to dostaniesz nagrodę.
– Żadnych kar i nagród – warknął i chwyciwszy ją w ramiona, energicznym krokiem skierował się ku łazience.
– Krzysiek!
Kopniakiem otworzył drzwi i wszedł do środka. Potem postawił Monikę na ziemi i zamknął drzwi. Odkręcił kurki w ogromnej wannie i zaczął się rozbierać. Marynarkę rzucił w kąt, krawat gdzieś za siebie, a guziki koszuli rozprysnęły się po całym pomieszczeniu. Po prostu zerwał ją z siebie, nie mając cierpliwości, by ją rozpiąć. Później podszedł do stojącej w bezruchu kobiety i gwałtownym ruchem przyciągnął ku sobie. Całował łapczywie, jak wygłodniały, a ona oddawała pocałunki z równym zapałem.
– A przyjęcie? – spytała jeszcze nieśmiało.
– Mam je w dupie. Teraz jedyne o czym marzę, to ty!
– Dom pełen ludzi.
– Oni nie są ważni.
– Ja jeszcze godzinę temu też nie byłam.
Zmarszczył brwi.
– Byłaś. Tak samo jak teraz. Ile razy mam przepraszać za swoją własną głupotę?
Tym razem to ona przylgnęła do niego z niespotykaną siłą.
– Przeproś tak, abym mogła krzyczeć z rozkoszy. I nie musisz się bać o jakiekolwiek zabezpieczenia.
– Bierzesz pigułki?
– Lepiej. Już jestem w ciąży…
Puścił ją i z wyrazem najszczerszego osłupienia, aż usiadł na podłodze łazienki.
– W ciąży?!
– Powiedzieli mi w szpitalu, podczas badań. To źle? – dodała cicho.
– Monika! To najpiękniejszy prezent pod choinkę, jaki mogłem dostać! Kochanie! Będziesz musiała zostać moją żoną! Jak tylko przestaniesz być żoną kogoś innego – dodał, śmiejąc się.
– Nic nie muszę!
– Musisz! – przytulił ją do siebie. – Wiesz o tym równie dobrze jak ja.
Tym razem i ona się roześmiała. Strasznie bała się powiedzieć o ciąży, o czymś co stało się tak nagle i niespodziewanie.
– Tak krótko się znamy…
– Będziemy mieli całe życie żeby się poznać. Zaczniemy od zaraz. Musisz zostać u mnie, bo znów rozpętała się prawdziwa śnieżyca. I wiesz co? To faktycznie piękny, niesłychanie cudowny, zimowy wieczór!
– Musisz być zakochany, skoro tak twierdzisz. Ty, taki realista i pragmatyk!
– Jestem – powiedział z uwagą patrząc w jej oczy. Monika odpowiedziała mu równie poważnym, pełnym czułości spojrzeniem. A potem jeszcze długo stali przytuleni, podziwiając przez niewielkie okno, zimowy krajobraz pełen iskrzącej się bieli.

19 komentarzy:

  1. Piękna część.Prawie popłakałam się ze wzruszenia.
    Mila

    OdpowiedzUsuń
  2. No i doprowadziłaś mnie do łez...

    Mam nadzieję że to już koniec historii i żyją sobie długo i szczęśliwie ;-)
    Urażona duma to coś strasznego ale czasami to jedyny mechanizm obronny jaki nam pozostaje.

    S.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowna i piekna czesc na ten swiateczny czas
    Nefdrae

    OdpowiedzUsuń
  4. Też się popłakałam. Piękne. Aneczka^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie napiszę nic więcej jak tylko - WSPANIAŁE:)
    Pozdrawiam
    K.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pewnie myślicie sobie, że wredna baba ze mnie, bo nie dałam tego wcześniej. Niestety, napisałam dopiero wczoraj. Gdyby nie to, że moja córcia przebudziła się w nocy, dałabym do publikacji już po północy. A tak musiałam pójść spać, a od rana nie było czasu na neta :-)))

    Ja też się lekko rozczuliłam ;-)

    Teraz będziemy kończyć "W mojej", chyba że siądę nad tekstem i natchnienie mi padnie. Plany w każdym bądź razie mam ładne, zobaczymy jak będzie z realizacją...

    OdpowiedzUsuń
  7. Wzruszająca i bardzo ciepła część, szczególnie końcówka :)
    Dziękuję Kochana Babeczko, że połączyło ich nie tylko dzidziuś, ale i szczere uczucie :)
    Jesteś cudowna :*
    W.

    OdpowiedzUsuń
  8. kochana babeczko, cudowne opowiadanie, ale nie sposob nie zauważyć, że pisane troszkę na szybko, bo jest w nim kilka niescisłosci np. Krzysiek od gospodyni dowiaduje sie,ze mąż zginął, potem wynajmuje prywatnego detektywa a na koncy okazuje sie,ze mąż żyje, nie jest,formalnie, były, i siedzi(czy też powinien) w psychiatryku. Troche mnie to zdziwiło, co nie zmienia faktu, ze opowiadanie super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszkę się obronię. Gospodyni powtarza to, co usłyszała. A że źle, skąd kobiecina może wiedzieć? Tak to jest z plotkami... A co do detektywa, to sama Monika w duchu dziękuje, że nie zdążył zdobyć on bardziej szczegółowych informacji. Po prostu jeszcze do nich nie dotarł.
      A swoją drogą to ździebko niezgrabnie wyszło i być może wykreślę to z detektywem. Gospodyni z pocztą pantoflową może zostać.

      Usuń
  9. kobieto - ja jestem juz uzalezniona od twoich opowiadan!!!dzis pierwsze co zrobilam o 6tej rano to wlazlam tu sprawdzic czy cos juz napisalas . no i oczywiscie lezalam w lozeczku i czytalam po czym poszlam znowu spac :)

    super - opowiadanie wzruszajace .
    pozdrawiam AD

    OdpowiedzUsuń
  10. Jej naprawdę dziękuję za takie zakończenie i aż żal że to koniec:(
    Chcemy więcej Babeczko takich opowiadań, prawda?::::)

    OdpowiedzUsuń
  11. Oh przecudne jak każde (: Popłakałam się przy ich rozmowie przez telefon ;// Ale piękna ta historia ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytając to słuchałam piosenek Seweryna Krajewskiego.... i przez to wszystko popłakałam się totalnie.... Dziękuje:)

    OdpowiedzUsuń
  13. grrrr ale Ty nas zaniedbujesz! juz niedziela a tutaj znowu nic :///

    OdpowiedzUsuń
  14. Opowiadanie świetne ale jak zwykle za krótkie :-) niestety wszystko co dobre szybko się kończy :-D kiedy możemy się spodziewać Babeczko kolejnego cudownego opowiadania?:P

    OdpowiedzUsuń
  15. "W mojej głowie"... ♥

    OdpowiedzUsuń
  16. Kurcze, a co z tą kompiela? Stali w łazience przy tym oknie? Bo nie załapałam XD

    OdpowiedzUsuń
  17. Niby banalne zakończenie ale fajne :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.