To, czego mi brakuje, to śnieg. Niestety zima jeszcze do nas nie dotarła. Szkoda...
link do części IX - klik
link do części IX - klik
Pewnego zimowego wieczoru (X)
Kiedy otworzyła oczy,
przez długą chwilę nie mogła zrozumieć gdzie jest. Dopiero potem zaczęła
zastanawiać się, jak znalazła się w szpitalu.
Z cichym stęknięciem
uniosła głowę. Powoli wracała pamięć wydarzeń poprzedniego dnia, ale Monika
nadal nic nie rozumiała.
Cały dzień spędziła u
Krzyśka. Do domu wróciła dopiero wieczorem, nie zważając na jego prośby i
groźby. Starym zwyczajem odmówiła towarzystwa przy tak krótkiej trasie i
pożegnawszy się z nim czule, szybkim krokiem skierowała do siebie. Kiedy była
na ulicy, gdzieś za plecami usłyszała miarowy szum silnika. Później wszystko
potoczyło się błyskawicznie. Pisk opon, ryk rozpędzonego samochodu, krzyk Krzyśka
i jej własne zdumienie, gdy poczuła straszliwy ból.
– Proszę leżeć.
Miała pani wstrząs mózgu. – Do jej łóżka podeszła surowa pielęgniarka.
– Ja? – spytała
Monika słabym głosem.
– Tak.
– Czy coś jeszcze?
– Nie. O dziwo
obyło się bez złamań czy innych obrażeń wewnętrznych. Ten wstrząs także nie
należy do zbyt groźnych. Przyjdzie do pani rodzina, później ktoś z policji, w
celu złożenia wstępnych zeznań. To wszystko, a teraz proszę odpoczywać.
Monika westchnęła,
kiedy siostra wyszła.
Tylko jeden człowiek mógł
chciał zrobić jej krzywdę.
Sądziła, że wciąż
przebywa w szpitalu psychiatrycznym, ale możliwe, że jakiś głupek uznał go za
wyleczonego i puścił na wolność. A dalej poszło jeszcze łatwiej, bo przecież to
nie problem ją odnaleźć.
Powoli rozejrzała się
po pokoju. Był mdły i szpitalny, ale w rogu, na niewielkim stoliku, stał
ogromny bukiet czerwonych róż. Tylko jedna była intensywnie żółta. Domyślała
się od kogo są kwiaty. Jednak nie zdążyła wysnuć żadnych innych wniosków, gdy
do pokoju władowali się jej najbliżsi, czynią wrzawę i hałas.
Po kwadransie była
wyczerpana ich troskliwością i panującą gwarą. Na szczęście z pomocą przyszła
jej surowa pielęgniarka i wygoniła całe to towarzystwo. Jedynie babcia cofnęła
się na moment, by przekazać wnuczce książkę, aby mogła sobie poczytać ulubioną
lekturę. I wtedy Monika poprosiła ją, by podała bilecik, który leżał tuz obok
bukietu.
Potem bardzo długo,
wpatrywała się w kilka zdawkowych słów, nakreślonych stanowczym charakterem
pisma – „życzę powrotu do zdrowia”. I tylko tyle.
Dowiedział się. I
dlatego był wściekły i na nią obrażony.
Cicho jęknęła.
Powinna była wcześniej
mu powiedzieć. Uprzedzić fakty, wytłumaczyć. A tak? Wyszła na oszustkę. Stąd ta
herbaciana róża. Zaledwie jedna w całym bukiecie kwiatów.
Monika drżącą dłonią
ujęła komórkę, którą dostarczyła jej troskliwa mama. Tym razem podziękowała w
duchu stokrotnie za ten telefon. Numer Krzyśka znała na pamięć.
– Halo? Słucham? –
odezwał się po trzecim sygnale, głęboki męski głos.
– To ja…
– Co za ja?
– Monika.
Bardzo długo po drugiej
stronie panowała cisza. Potem z słuchawki powiało prawdziwym chłodem.
– Jak się czujesz?
– spytał tonem, który sugerował, że gówno go obchodzi jej samopoczucie.
– Lepiej. Lekarz
powiedział, że za trzy dni mogę wrócić do domu. Akurat na święta.
– To świetnie.
– Bardzo jesteś na
mnie zły? – spytała szeptem czując napływające do oczu łzy.
– Nie.
Oj! Był wściekły.
Słyszała to gdzieś w tle, choć na pozór miał bardzo spokojny i opanowany głos.
– Chciałam ci
powiedzieć. Lecz nie wiedziałam w jaki sposób. Za szybko to wszystko między
nami się wydarzyło.
– Masz rację. Za
szybko.
Znów zamilkli. Monika
nie mogła wiedzieć, że po drugiej stronie Krzysiek kurczowo ściska słuchawkę i
z całej siły próbuje się opanować, aby nie wybuchnąć złością.
– Może mnie
odwiedzisz? – zaproponowała i z bijącym sercem czekała na odpowiedź.
– Wyjeżdżam z
chłopcami w góry. Wrócimy w nowym roku.
– Dasz sobie radę
z tymi łobuziakami?
– Nie będę sam.
Jedzie z nami moja nowa przyjaciółka.
Być może łgał. Ale to
kłamstwo bolało tak samo jak stuprocentowa prawda. Nie odpowiedziała. Nie byłą
w stanie. Po prostu się rozłączyła i w milczeniu łykała łzy. Wbrew cichej
nadziei, telefon nie zawibrował ponownie.
Krzysiek naprawdę nie
chciał jej widzieć.
Dlaczego do diabła mu
nie powiedziała, że wciąż jest mężatką? Albo inaczej. Dlaczego do cholery nie
złożyła tych przeklętych papierów rozwodowych? Odkładała to na później, na
kolejny dzień, bo nie miała siły zmierzyć się nawet z tak błahą sprawą. A teraz
się to na niej zemściło.
***
Stał przy oknie,
bacznie obserwując jej powrót. Wydawała się taka bezbronna, taka zagubiona, gdy
powoli, niemal nie odrywając stóp od ziemi, szła w kierunku wejścia do domu.
Ani razu nie spojrzała w stronę jego posesji.
Pewnie źle robił, ale
to naprawdę był szok, gdy wytargał z samochodu, który ją potrącił, obłąkańczo śmiejącego
się faceta, twierdzącego na dodatek, że jest jej mężem.
Przez chwilę Krzysiek
myślał, że czubek pomylił teraźniejszość z przeszłością, ale na komendzie
dowiedział się, że to prawda.
Okłamała go, nie chcąc
wyjawić wstydliwej prawdy. Czyżby myślała, że wtedy się w niej nie zakocha?
Albo sądziła, że nie zdoła go omotać, jeśli wyjawi mu, ze jest mężatką?
Teraz to było nieważne.
Kolejna kobieta, kolejna oszustka. Kolejna, która nie mówiła wszystkiego,
błędnie sądząc, że tak będzie lepiej. Dla kogo niby? Chyba dla niej samej?
Wzruszył ramionami.
Tym razem będzie mu
bardzo ciężko zapomnieć. Ale da radę. Z czasem wszystko wróci do normy, a on w
najbliższej przyszłości miał wieczorne przyjęcie, a w nieco dalszej kolejną
kandydatkę. Tym razem o takim typie urody, który lubił.
Chłopców odwiózł do
matki. Miał przy tym bardzo nieprzyjemną rozmowę, w której szanowna rodzicielka
usiłowała mu udowodnić bezsensowność jego poczynań.
– Przecież widać
jak na dłoni, że ją kochasz głupcze! – powiedziała na koniec zdenerwowana.
Odparł tylko, że zawsze
może się odkochać.
Ale kiedy patrzył na
Irenę, widział zupełnie inną twarz. Kiedy całował ją na powitanie, czuł smak
zupełnie innych ust.
I nic nie mógł na to
poradzić.
Dom był rzęsiście
oświetlony. Monika stała przy furtce, przyglądając się podjeżdżającym samochodom,
wystrojonemu towarzystwu i Krzyśkowi, który raz po raz migał jej w drzwiach,
gdy witał gości.
Łykała łzy, które same
napływały do jej oczu.
Od dnia, gdy się ocknęła,
prawie nie spała. Schudła, a pod oczyma miała ogromne, sino-fioletowe cienie.
Ręce jej drżały jak u nałogowego alkoholika, a serce wciąż wyrywało się do
Krzyśka.
Czy naprawdę zasłużyła
na takie traktowanie? Co takiego złego zrobiła, że traktował ją niczym
powietrze, jak obcą osobę.
A może to wcześniej się
bawił, a teraz po prostu znalazł pretekst, by skończyć tę zabawę?
Tak rozmyślając szła
naprzód. Przystanęła dopiero, gdy znalazła się tuż przy drzwiach wejściowych
jego domu. W samych tylko skarpetkach i swetrze, z gołą głową w trzaskający mróz.
Ale skoro odważyła się
na tak wiele, może czas porozmawiać? Tu i teraz, bez względu na tych ludzi,
którzy w najlepsze bawili się na przyjęciu. Powiedzieć mu prosto w oczy, że
postępuje nie fair, dąsając się o takie głupstwo.
Zapukała od kuchennych
drzwi. Były rzadko używane, ale otworzyła jej jakaś kobieta, ubrana jak
kelnerka, w czarnej sukience i białym fartuszku.
– Ja… – Monika odchrząknęła.
– Ja do Krzyśka. Czy mogłaby pani na chwilę go poprosić?
– Mogę – odparła zdumiona
kobieta. – Proszę wejść.
– Nie, zaczekam.
Otuliła się ramionami,
bo zimno już nieźle zaczęło jej dokuczać. Długo nie trwało, gdy pojawił się pan
domu, w eleganckim garniturze, choć znacznie mniej oficjalnym niż ten na
pamiętnym przyjęciu. Najwyraźniej był rozgniewany. Ale nie zdążył powiedzieć
ani słowa, gdy jego wzrok padł na wyraźnie zmieszaną i wystraszoną Monikę.
– Czyś ty do
reszty oszalała?! – wrzasnął, energicznie wciągając ją do środka. Myślała, że
mówi o tej niezapowiedzianej wizycie, ale on chyba miał na myśli ubranie.
– Ja tylko na
chwilę. Nie zajmę ci dużo czasu – wyjąkała.
Krzysiek bez słowa
podniósł ją w górę. Szczerze mówiąc, nic nie mógł poradzić, ze na jej widok
serce zaczęło bić jak oszalałe, a cała złość momentalnie wyparowała. Wyglądała
na tak zagubioną, na tak bezbronną, że po prostu nie potrafił powstrzymać się,
by nie chwycić jej w ramiona.
– Gorąca herbata z
wkładem. Na jednej nodze, do mojej sypialni na górze – powiedział tylko do
kelnerki i nie krępując się obecnością napotkanych gości, zaniósł zarumienioną
Monikę do pokoju na piętrze. Tam została otulona pierzyną, kocem i położona w
szerokim łóżku. Usiadł obok niej z surową miną i zmarszczonymi brwiami.
– Powinnaś dostać lanie
za taką lekkomyślność. Jest prawie minus piętnaście na zewnątrz.
– Wiem.
– Wiesz? To w taki
razie robisz z siebie cierpiętnicę, bo może ten głupek się zlituje i powie, że wszystko
będzie tak jak dawniej?
Nie odpowiedziała.
Zacisnęła usta i odwróciła głowę. Niechciane łzy znów napłynęły do oczu.
– Ogrzejesz się,
dam ci moją kurtkę i wrócisz do swojego domu. I więcej nie życzę sobie takich
wyskoków! Zrozumiałaś?
To były surowe słowa,
choć tak naprawdę marzył tylko o tym, by znów ją objąć i pocałować. Po kiego
diabła tu przylazła, nie dając mu zapomnieć o tym, co ich łączyło?
– Chciałam tego
rozwodu, ale nie miałam siły ponownie spotkać się z nim w sądzie. Chciałam też
powiedzieć ci prawdę. Bo musisz wiedzieć, że to ty dałeś mi w końcu siłę, by
złożyć podanie o rozwód.
– Cieszę się, że
bywam inspirujący. To wszystko? Mogę wracać do swoich gości? – wstał i spojrzał
na nią chłodno.
Ale wtedy ona podniosła
na niego wzrok. Po wychudłych policzkach, potoczyły się dwie wielkie łzy, a w
oczach pojawiło się prawdziwe cierpienie. Poczuł się jak skończony dupek, który
w imię swych wydumanych przekonań o absolutnej szczerości, torturował kobietę,
za którą tak naprawdę mógłby skoczyć w ogień.
– Krzysiek – wyszeptała
błagalnie.
Nie potrafił dłużej
udawać. Nie potrafił trzymać się od niej z daleka. Wystarczyło to jedno słowo,
a siedział tuż obok, tulił ją i całował tak namiętnie, że niemal zabrakło im
tchu.
– Jestem idiotą, a
ty kłamczuchą – powiedział cicho, gdy już trzymał ją na kolanach, z całą
dostępną mu siłą, obejmując ramionami.
– Ja naprawdę…
– Wiem. Bądź już
cicho.
– Chcę cię
przeprosić.
Delikatnie ją
pocałował. Najgorsze było to, że miał ochotę na znacznie więcej. Był tak
zachłanny w swych pragnieniach, że przestało go obchodzić dzisiejsze przyjęcie
i wszyscy ci ludzie, zgromadzeni na dole. Z przekąsem pomyślał, że udawanie
znakomitego samopoczucia, przyszło mu znacznie łatwiej niż jej. Jednak był
gruboskórnym draniem.
– Ja chyba również
powinienem to zrobić?
– Skłamałam, ale
ty przesadziłeś. W zasadzie to powinnam ci przywalić za to całe cierpienie
ubiegłych dni.
– Myślisz, że mnie
było lekko?
– Podobno się
pocieszyłeś?
– Chciałem. Jest
piękna, zupełnie jak moje dawne marzenie. Nie patrz tak groźnie, powiedziałem
dawne. Ale co z tego, skoro nie jest tobą?
– Pomożesz mi?
– Ja tobie? Chyba
będzie na odwrót.
– W czym mam ci
pomóc?
– Monisiu,
głuptasie! – czule pocałował ją w czubek nosa. Znów widziała jego rozśmiane
oczy, znów mogła w nich dojrzeć miłość. – A ja myślałem, że jesteś dojrzałą,
odpowiedzialną kobietą?
– Bo jestem.
– Wyglądasz jak
dziecko i czasem zachowujesz się jak dziecko.
– No wiesz? – zezłościła
się. – A ty to niby nie? Najpierw mówisz, że mnie kochasz, a później, gdy
pojawia się pierwsza, dość błaha przeszkoda, rzucasz bez jakiejkolwiek rozmowy!
– Zataiłaś, że
jesteś mężatką. To nie jest błahy powód.
– A gdybym
powiedziała, to co? Czekałbyś, aż się rozwiodę, trzymając mnie za rączkę i
recytując wiersze o platonicznej miłości?
Trochę racji jednak
miała. Może faktycznie przesadził?
– Schudłaś –
powiedział, przesuwając dłonią po jej ciele.
– Nie zmieniaj
tematu! Teraz kolej na twoje przeprosiny.
Milczał, zastanawiając
się, czy nadszedł odpowiedni moment? Najwyraźniej wszystko wskazywało na to, że
nie potrafił bez niej żyć. Więcej. Nie chciał.
Z uśmiechem odgarnął
jej włosy do tyłu. Przeczesał palcami i potem delikatnie pogładził policzek. Na
samym końcu czule przesunął opuszkami po spierzchniętych wargach.
– Przepraszam.
Nie odwzajemniła jego
uśmiechu, tylko znów się rozpłakała. Szlochała, wtulona w pierś Krzyśka, a on
patrzył na to lekko zdziwiony i coraz bardziej zaniepokojony.
– Monisiu!
Naprawdę przepraszam! Nie płacz już kochanie, błagam. Jestem drań i bydlak, ale
obiecuję, że już nigdy więcej tak się nie zachowam. Pod warunkiem, że ty nie
będziesz miała przede mną takich sekretów. Monisiu, ja na serio przepraszam!
Powoli się uspokajała.
Za to on z irytacją stwierdził, że znów myśli tylko o seksie z nią. Czyżby był
aż tak płytkim facetem?
– Wrócę do domu –
wyszeptałam mu na ucho. – Muszę się przebrać i mam ochotę na długa kąpiel w
wannie pełnej piany.
– Przestań, bo jak
tylko pomyślę… – jęknął. – Idę z tobą!
– Zwariowałeś? Ty
masz gości, a ja za małą łazienkę.
– To co? Idę!
– Nie – odsunęła go
lekko i figlarnie spojrzała w oczy, przygryzając wargę. – Ja swoje
odcierpiałam, teraz pora na ciebie. Chciałeś przyjęcia beze mnie? To je masz! A
my zobaczymy się jutro.
– Jeszcze mogę
zmienić zdanie – odparł ze złością.
– Nie zmienisz – położyła
dłoń na jego nabrzmiałej męskości i roześmiała się, widząc minę jaką zrobił. –
A jak będziesz grzeczny, to dostaniesz nagrodę.
– Żadnych kar i
nagród – warknął i chwyciwszy ją w ramiona, energicznym krokiem skierował się
ku łazience.
– Krzysiek!
Kopniakiem otworzył
drzwi i wszedł do środka. Potem postawił Monikę na ziemi i zamknął drzwi. Odkręcił
kurki w ogromnej wannie i zaczął się rozbierać. Marynarkę rzucił w kąt, krawat
gdzieś za siebie, a guziki koszuli rozprysnęły się po całym pomieszczeniu. Po
prostu zerwał ją z siebie, nie mając cierpliwości, by ją rozpiąć. Później
podszedł do stojącej w bezruchu kobiety i gwałtownym ruchem przyciągnął ku
sobie. Całował łapczywie, jak wygłodniały, a ona oddawała pocałunki z równym
zapałem.
– A przyjęcie? –
spytała jeszcze nieśmiało.
– Mam je w dupie.
Teraz jedyne o czym marzę, to ty!
– Dom pełen ludzi.
– Oni nie są
ważni.
– Ja jeszcze
godzinę temu też nie byłam.
Zmarszczył brwi.
– Byłaś. Tak samo
jak teraz. Ile razy mam przepraszać za swoją własną głupotę?
Tym razem to ona
przylgnęła do niego z niespotykaną siłą.
– Przeproś tak,
abym mogła krzyczeć z rozkoszy. I nie musisz się bać o jakiekolwiek
zabezpieczenia.
– Bierzesz pigułki?
– Lepiej. Już
jestem w ciąży…
Puścił ją i z wyrazem
najszczerszego osłupienia, aż usiadł na podłodze łazienki.
– W ciąży?!
– Powiedzieli mi w
szpitalu, podczas badań. To źle? – dodała cicho.
– Monika! To
najpiękniejszy prezent pod choinkę, jaki mogłem dostać! Kochanie! Będziesz musiała
zostać moją żoną! Jak tylko przestaniesz być żoną kogoś innego – dodał, śmiejąc
się.
– Nic nie muszę!
– Musisz! –
przytulił ją do siebie. – Wiesz o tym równie dobrze jak ja.
Tym razem i ona się
roześmiała. Strasznie bała się powiedzieć o ciąży, o czymś co stało się tak
nagle i niespodziewanie.
– Tak krótko się
znamy…
– Będziemy mieli
całe życie żeby się poznać. Zaczniemy od zaraz. Musisz zostać u mnie, bo znów
rozpętała się prawdziwa śnieżyca. I wiesz co? To faktycznie piękny,
niesłychanie cudowny, zimowy wieczór!
– Musisz być
zakochany, skoro tak twierdzisz. Ty, taki realista i pragmatyk!
– Jestem – powiedział
z uwagą patrząc w jej oczy. Monika odpowiedziała mu równie poważnym, pełnym
czułości spojrzeniem. A potem jeszcze długo stali przytuleni, podziwiając przez
niewielkie okno, zimowy krajobraz pełen iskrzącej się bieli.
Piękna część.Prawie popłakałam się ze wzruszenia.
OdpowiedzUsuńMila
No i doprowadziłaś mnie do łez...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że to już koniec historii i żyją sobie długo i szczęśliwie ;-)
Urażona duma to coś strasznego ale czasami to jedyny mechanizm obronny jaki nam pozostaje.
S.
Cudowna i piekna czesc na ten swiateczny czas
OdpowiedzUsuńNefdrae
Też się popłakałam. Piękne. Aneczka^^
OdpowiedzUsuńcudowne
OdpowiedzUsuńNie napiszę nic więcej jak tylko - WSPANIAŁE:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
K.
Pewnie myślicie sobie, że wredna baba ze mnie, bo nie dałam tego wcześniej. Niestety, napisałam dopiero wczoraj. Gdyby nie to, że moja córcia przebudziła się w nocy, dałabym do publikacji już po północy. A tak musiałam pójść spać, a od rana nie było czasu na neta :-)))
OdpowiedzUsuńJa też się lekko rozczuliłam ;-)
Teraz będziemy kończyć "W mojej", chyba że siądę nad tekstem i natchnienie mi padnie. Plany w każdym bądź razie mam ładne, zobaczymy jak będzie z realizacją...
Wzruszająca i bardzo ciepła część, szczególnie końcówka :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochana Babeczko, że połączyło ich nie tylko dzidziuś, ale i szczere uczucie :)
Jesteś cudowna :*
W.
kochana babeczko, cudowne opowiadanie, ale nie sposob nie zauważyć, że pisane troszkę na szybko, bo jest w nim kilka niescisłosci np. Krzysiek od gospodyni dowiaduje sie,ze mąż zginął, potem wynajmuje prywatnego detektywa a na koncy okazuje sie,ze mąż żyje, nie jest,formalnie, były, i siedzi(czy też powinien) w psychiatryku. Troche mnie to zdziwiło, co nie zmienia faktu, ze opowiadanie super :)
OdpowiedzUsuńTroszkę się obronię. Gospodyni powtarza to, co usłyszała. A że źle, skąd kobiecina może wiedzieć? Tak to jest z plotkami... A co do detektywa, to sama Monika w duchu dziękuje, że nie zdążył zdobyć on bardziej szczegółowych informacji. Po prostu jeszcze do nich nie dotarł.
UsuńA swoją drogą to ździebko niezgrabnie wyszło i być może wykreślę to z detektywem. Gospodyni z pocztą pantoflową może zostać.
kobieto - ja jestem juz uzalezniona od twoich opowiadan!!!dzis pierwsze co zrobilam o 6tej rano to wlazlam tu sprawdzic czy cos juz napisalas . no i oczywiscie lezalam w lozeczku i czytalam po czym poszlam znowu spac :)
OdpowiedzUsuńsuper - opowiadanie wzruszajace .
pozdrawiam AD
Jej naprawdę dziękuję za takie zakończenie i aż żal że to koniec:(
OdpowiedzUsuńChcemy więcej Babeczko takich opowiadań, prawda?::::)
Oh przecudne jak każde (: Popłakałam się przy ich rozmowie przez telefon ;// Ale piękna ta historia ♥
OdpowiedzUsuńCzytając to słuchałam piosenek Seweryna Krajewskiego.... i przez to wszystko popłakałam się totalnie.... Dziękuje:)
OdpowiedzUsuńgrrrr ale Ty nas zaniedbujesz! juz niedziela a tutaj znowu nic :///
OdpowiedzUsuńOpowiadanie świetne ale jak zwykle za krótkie :-) niestety wszystko co dobre szybko się kończy :-D kiedy możemy się spodziewać Babeczko kolejnego cudownego opowiadania?:P
OdpowiedzUsuń"W mojej głowie"... ♥
OdpowiedzUsuńKurcze, a co z tą kompiela? Stali w łazience przy tym oknie? Bo nie załapałam XD
OdpowiedzUsuńNiby banalne zakończenie ale fajne :)
OdpowiedzUsuń