sobota, 19 października 2013

Basen (III) - zakończenie

Mała zamiana terminów. A teraz sto procent cukru w cukrze :-))) Nie jęczeć więc, że przesłodzone. Lepiej nie czytać ;-)

Przyjemności.

link do części II - klik

          Basen (III)
Kolejny ranek powitałam z taką radością, że miałam ochotę otworzyć okno i zaśpiewać pełną piersią. Pogoda co prawda robiła wszystko, by mi ten wspaniały humor zepsuć, ale ja przekornie bardzo lubiłam zimowe zawieruchy, gdy śnieg walił z nieba z taką mocą, że miało się wrażenie, iż zasypie cały, calutki świat.
Gorąca kawa i długi prysznic dodały mi animuszu. Wczorajszego wieczora jeszcze gnębiła mnie myśl o najbliższym wyjeździe, ale w końcu znalazłam rozwiązanie. Odstąpię miejsce siostrze, a sama zajmę się pielęgnowaniem świeżej, bardzo obiecującej znajomości. W nosie miałam te rajskie plaże i lazur wody, obecnie najważniejszy stał się Kamil.
Trochę niepokoiłam mnie łatwość, z jaką się poddałam. Zazwyczaj twardo trzymałam się zasady czwartego, a nawet piątego spotkania. Tym razem skapitulowałam bezwstydnie szybko, a na dodatek chyba się zakochałam…
Ciekawe co on o mnie myśli?
Bardzo staranie wybrałam strój do pracy, wiedząc, że zaraz po, pojadę na pływalnię. Wygrzebałam z zakamarków moją najlepszą randkową bieliznę, zapakowałam do kosmetyczki całą furę różnorakich akcesoriów i zapasową bluzkę, z kuszącym, głębokim dekoltem.
Podczas lekcji, które dłużyły mi się chyba jeszcze bardziej niż moim uczniom, przemyśliwałam, jak skłonić Kamila, by umówił się ze mną na randkę? I czy powinna to być kolacja w moim mieszkaniu, w jego czy raczej w jakiejś romantycznej restauracji?
Wybór padł na mieszkanie, bo zaraz potem moglibyśmy się kochać. Na samą myśl zrobiło mi się gorąco i słabo, do tego stopnia, że o mało nie spadłam pod biurko. Jakoś się jednak pozbierałam i godzinę później w pośpiechu, przebrana, z perfekcyjnie wykonanym makijażem, pędziłam do auta, starając się nie połamać sobie nóg w cholernych kozaczkach na wysokim, mega wysokim obcasie.
 Tym razem nie musiałam się tłumaczyć pani przy wejściu. Trochę naburmuszona wskazała mi wolną drogę, a ja popędziłam korytarzem do znajomego pokoju. Niestety okazało się, że Kamil nie był sam…
Na krześle siedział wygodnie rozpostarty Mikołaj i czytał gazetę.
Moje rozczarowanie było chyba wręcz namacalne, bo zaczął się śmiać, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi i wlepiłam w niego niechętny wzrok.
Za to Kamil kompletnie się nim nie przejął, ale podszedł i czule pocałował na powitanie.
– Gdyby wzrok mógł zabijać, byłbym martwy – powiedział wciąż rozbawiony Mikołaj, wstając i kierując się do wyjścia. – Dobrze, zrozumiałem aluzję. Mam spływać i nie pokazywać się przez najbliższe pół godziny.
– Zastąpisz mnie? – Kamil spojrzał na niego nieco zaskoczony.
– Czego to się nie robi dla kolegi.
Mrugnął okiem i już go nie było.
– On wie? – spytałam ostrożnie.
– Tak. Musiałem mu jakoś wytłumaczyć twoją nieobecność na wczorajszej randce.
– No tak – zakłopotałam się. – Całkiem zapomniałam.
– To chyba twoja specjalność? – Dłońmi objął moją szyję, a kciukami delikatnie gładził policzki. – Mamy całe pół godziny… – Kusił mnie nie tylko dotykiem, ale również pożądaniem widocznym w ciemnych oczach.
Leżący na stole telefon zaterkotał głośno. Kamil spojrzał na niego niechętnie, ale w końcu westchnął i puściwszy mnie, podniósł aparat.
– Tylko zobaczę kto… – Zmarszczył brwi z wyraźnym niezadowoleniem. Pomyślałam, że chyba nici z dzisiejszego sam na sam.
– Coś ważnego?
– Powiedzmy – burknął. Jakiś się taki nagle zrobił… Dziwny?
Jakby nie było, poczułam, że powiało chłodem, wręcz arktycznym mrozem. Niby mówił, że jest samotny, wolny, itd., ale na dobrą sprawę kto go tam wie? W końcu to facet.
– Moja niepoprawna młodsza siostrzyczka. Odpisałem jej, że będę za dziesięć minut. – Znów objął mnie i przytulił. – Ech!
Uśmiechnęłam się niepewnie i oddałam pocałunek. Niby był taki sam, pełen namiętności i pożądania, a jednak inny. Serce zaczęło mi niepokojąco bić, bo poczułam jak bardzo się boję, że coś jednak mogłoby pójść nie tak.
Boże! Naprawdę się bałam!
– Poczekaj w kawiarence na górze. Będziesz miała stamtąd doskonały widok na całą pływalnię. Dobrze?
Skinęłam potakująco głową. Chyba zauważył niepewność w moich oczach, bo nagle bardzo mocno mnie przytulił i wyszeptał na ucho:
– Nawet nie wiesz jak bardzo cię pragnę! Ale myślę, że tym razem będziemy mieli dla siebie całą noc, prawda?
– Noc? – spytałam nieco ogłuszona.
– Calutką – poświadczył, a jego dłonie wślizgnęły się pod cienki materiał bluzki. Zamruczał zadowolony, a potem zaklął. Czułam, że miałby ochotę na znacznie więcej.
– Piekło i szatani! Akurat teraz muszę przerwać! Nino, idźmy już, zanim na dobre stracę zdrowy rozsądek.
Zaczęłam się śmiać. Cmoknęłam go w policzek.
– Wypiję morze kawy i zaczekam. Do zobaczenia.
Wyszłam, bo i ja czułam, że nie dam rady dłużej się powstrzymywać.
Ale wcale nie poszłam schodami na górę, do małej, przytulnej kafejki. Poczekałam za rogiem, aż Kamil zniknie w drzwiach prowadzących na basen, a potem ukradkiem podążyłam za nim. Wiem, to było głupie, dziecinne, idiotyczne. Lecz ciekawość i strach były silniejsze od zdrowego rozsądku. Jeśli to faktycznie tylko siostra... Musiała być właśnie na terenie pływalni, ale dziwne było, że zamiast przyjść do brata, zadzwoniła do niego prosząc o spotkanie. Pływała z telefonem, czy co?
Pełna mglistych i nieprzyjemnych podejrzeń, powolutku otwarłam drzwi i znalazłam się w małym przedsionku z toaletą i dwoma prysznicami. Podążyłam dalej, modląc się w duchu, by po pierwsze nikogo nie spotkać, a po drugie ponownie nie wyłożyć się na piekielnie śliskiej podłodze. Dalej był zakręt w prawo na basen i w lewo nie wiadomo gdzie.
Bardzo powoli i bardzo ostrożnie wystawiłam głowę i spojrzałam w lewo. I od razu zamarłam w miejscu, a moje serce rozpadło się z hukiem w drobny pył.
Kilka metrów dalej stał Kamil, a na jego szyi wisiała jakaś ponętna blondyneczka. Trochę sobie dziwne miejsce wybrali na obściskiwanie i całowanie, ale widać było, że robili to ze znacznym zapałem.
Wystarczyło te kilka sekund takiego widoku. Zacisnęłam zęby i odwróciwszy się na pięcie, bardzo powoli wycofałam się.
Wciąż dziwnie odrętwiała, odruchowo poszłam na samą górę. I przystanęłam, bo za ogromną szybą, tuż przy basenie stał Kamil i zawzięcie o czymś dyskutował z jakąś dziewczyną. Podobieństwo wskazywało na to, że faktycznie mogła być jego siostrą.
A tamta? Szybko skończył…
Jęknęłam głośno.
I wtedy właśnie poczułam napływające do oczu łzy. Wszystko stało się beznadziejne, cały świat głupi i brzydki, a niedawna euforia błyskawicznie się ulotniła.
Kamil wydawał się wściekły. Miałam wrażenie, że udusi smarkatą, albo co najmniej wepchnie do wody. Za jego plecami pojawiła się dziewczyna, z którą się całował (poznałam po stroju), a ja zzieleniałam z zazdrości. Była młoda, dużo młodsza ode mnie i tak piękna, że miss świata mogłaby się przy niej schować. Nic dziwnego, że znajomość ze mną traktował przelotnie. Że nie zaproponował randki i romantycznej kolacji przy świecach. Tylko całą noc bzykanka… O, ja głupia!
Kamil nagle spojrzał w górę i jego twarz się rozpogodziła. Przynajmniej do momentu, gdy nie zorientował się, iż wcale się nie uśmiecham, a płaczę.
Biegiem ruszył w kierunku wyjścia.
Ja również. Miałam krótszą drogę i pół minuty później siedziałam w samochodzie, próbując ruszyć z piskiem opon. Wyszło mi nieco mniej dynamicznie, ale i tak nie zdążył.
Dopiero gdy byłam pod własnym mieszkaniem, uświadomiłam sobie, że wybiegł za mną na trzaskający mróz w samych tylko kąpielówkach, koszulce i na bosaka.
Lecz teraz nie było to już ważne.
Weszłam do środka  i odruchowo skierowałam się do łazienki. Zrzuciłam z siebie całe ubranie i weszłam pod gorący strumień wody. I dopiero wtedy na dobre się rozpłakałam.
A głupie serce bolało tak bardzo, że gdybym mogła, to z pewnością bym je sobie wyrwała.
***
Nie było żadnych przeprosin czy drugiej szansy. Nie pojechałam, by się z nim zobaczyć. Przez cały weekend piłam i ryczałam na przemian, nie odbierając telefonów, czasem tylko wysyłając uspokajające smsy. Wymyśliłam sobie migrenę, na którą faktycznie cierpiałam od czasu do czasu. Mogłam więc leczyć moje złamane serce w spokoju.
Wyjątkiem była Aśka, której pokrótce zrelacjonowałam całość i kategorycznie zabroniłam pokazywać się w na felernym basenie. Jeszcze by uległa prośbą lub szantażowi, a ja nie chciałam żadnego kontaktu z Kamilem, żadnych przeprosin czy tłumaczeń.
W poniedziałek leciałam do Egiptu.
Wycieczka jak znalazł, dobrze, że nie zdążyłam zawiadomić o rezygnacji z niej.
W niedzielę się spakowałam, choć miałam w głębokim poważaniu, co wrzucam do walizki.
Do tego czasu zdążyłam sporo sobie przemyśleć i wyciągnąć kilka mało pocieszających wniosków.
Czego mogłam się spodziewać od znajomości, która na dobre zaczęła się od seksu? Matula miała rację, mówiąc, że chłopcy łatwych dziewczyn nie traktują serio. Nie wierzyłam, bo naczytałam się za dużo głupot o rewolucji seksualnej. I co? I dostałam porządnego kopa w dupę!
Rewolucja rewolucją, a mentalność ludzka pozostała nie zmieniona od czasów średniowiecza. Ba! Od epoki kamienia łupanego! Jednak każdy facet ma w sobie coś z myśliwego. A łatwa zwierzyna, nie jest po prostu szanowana. Ot, upoluję, skonsumuję i zapomnę. Co się zdobywa z trudem i w pocie czoła, widać bywa bardziej docenianie.
Znów się poryczałam. Rozmazał mi się makijaż i zaczęłam wyglądać jak jakiś zombi. Starłam energicznie całość wilgotną chusteczką i bez zapału chwyciłam walizkę. Taksówka już czekała.
Cholernego czasu na rozmyślania miałam aż nadto. Na dodatek musiałam zachować w miarę normalny wyraz twarzy, bo byłam wśród ludzi.
W duchu zelżyłam Kamila i cały rodzaj męski do potęgi milionowej, a nawet i bardziej. Co za zadufany w sobie palant! Siostra! Pragnie mnie! Fałszywy małpolud!
Rozpacz zamieniła się w furię. Pewnie gdybym nadal była w Polsce, poszłabym i przywaliła w tą jego niewątpliwie przystojną gębę, z satysfakcją patrząc jak znika jej drwiący wyraz.
Uch!
Całe szczęście, że nie zdążyłam dać mu numeru telefonu. Nic o mnie nie wiedział, mógł sobie szukać do upadłego. I dobrze! Niech ma za swoje!
Nagle pojawiła się nieprzyjemna myśl o tym, że być może wcale mnie nie szuka.
Tak po prostu. Gdy minie pożądanie, od razu o mnie zapomni. W końcu miał taką dziewczynę!
Nie wytrzymałam i poryczałam się. Na szczęście siedziałam przy oknie, więc po prostu odwróciłam się w jego stronę i udawałam, że śpię, po cichu łykając łzy. W końcu jednak musiałam użyć chusteczki.
Tak, teraz już wiem, jak to jest, gdy cierpi się z powodu nieszczęśliwej miłości.
Egipt mi się nie spodobał. Poza kurortem było tam brudno i śmierdząco. To nie tylko był inny kontynent, to był dosłownie całkiem inny świat. Olałam wycieczki, wybierając plażę, basen i własne łóżko. Tubylców omijałam z daleka, umiejętnie symulując głuchotę i ślepotę, bo inaczej nie daliby mi żyć. Jakoś tak na żadne flirty czy romanse nie miałam ochoty. Miejscowi brali wszystko jak leci w przeświadczeniu, że każda Europejka przyleciała do ich pięknego kraju na gorący seks. Na głowę nie upadłam, więc udawanie niepełnosprawnej weszło mi w krew już po dwóch dniach.
Po tygodniu na plaży poznałam faceta. Raczyłam go zauważyć dzięki pięknej, wypielęgnowanej blond czuprynie, dzięki której wyróżniał się z tłumu jak mało kto.
Miał na imię Kurt i był Niemcem. Do Egiptu przyleciał z kolegami, by nurkować, a także odpocząć nieco od nawału pracy.
Na początku dość niemrawo reagowałam na jego awanse, ale tak ładnie co wieczór prosił, bym umówiła się z nim na kolację i spacer po plaży, że w końcu uległam.
Po tygodniu byłam z zdecydowanie lepszym humorze, a moja angielszczyzna została gruntownie odkurzona i przewietrzona. Po kilku drinkach nabierałam nawet fachowego akcentu. Kurt dyskretnie usiłował wmanewrować mnie w intymne spotkanie w jego apartamencie, ale nie w głowie mi były seksualne wygibasy. Stanowił miłą odskocznię, świetnie całował, lecz nic poza tym. W moim sercu wciąż siedziało widmo tego ciemnookiego bydlaka i za nic nie chciało się ulotnić.
Kto wie jednak czy w końcu bym nie uległa, gdyby nie to, że mój pobyt dobiegł końca. Zostałam czule pożegnana na lotnisku, zabrał mój adres i numer telefonu, dał mi swój i zapowiedział rychłą wizytę w Polsce.
Odrobinę zgłupiałam z tego wszystkiego, potem poczułam się rozśmieszona i do kraju wróciłam uśmiechnięta, opalona i zdecydowanie bardziej optymistycznie nastawiona do życia.
Niestety na miejscu dopadły mnie kłopoty w postaci zaległych rachunków, zalanego przez sąsiadów mieszkania i dobijającej pogody. A kiedy na sam koniec zwichnęłam nogę, bo oczywiście poślizgnęłam się na okropnej, buro-szarej brei, leżącej dosłownie na każdym kroku, mój dobry nastrój rozwiał się, a dusza przypomniała, że byłam w końcu nieszczęśliwie zakochana.
Większość smutków posłałam w diabły za pomocą flaszki ulubionego wina. Jednak pozostałe były wystarczająco upierdliwe.
W walentynki spiłam się tak, że zasnęłam w drodze z łazienki, na podłodze i z głową w misce. Musiałam wziąć dwa dni urlopu by dojść do siebie.
A potem przyjechał Kurt.
***
– I co sądzisz? – spytałam Asię, słodko uśmiechając się do siedzącego naprzeciwko idealnego blondyna.
– Dlaczego on taki różowy? – odpowiedziała pytaniem, szczerząc się niczym rasowy bulterier.
– Opalił się. Tam mocno słonce dawało.
– Ja wiem, że lubisz takich, ale nie przesadziłaś?
Najzabawniejsze było to, że siedziałyśmy razem z nic nie rozumiejącym Kurtem przy jednym stole i beztrosko go obgadywałyśmy. W dodatku z uśmiechem na twarzy.
– Sama nie wiem? Po Kamilu to miła odskocznia.
– O, tak! Z pewnością! Ale mnie on przypomina różowego prosiaka z blond szczecinką.
Prychnęłam winem. Oczywiście obrus pokrył się setkami drobniutkich kropeczek, a Kurt patrzył na mnie cokolwiek zszokowany.
– To przez ciebie małpo – powiedziałam z wyrzutem do Aśki. Nie wyglądało na to, by czuła się winna.
Zachichotała szatańsko. Nasz towarzysz miał coraz mocniej zdezorientowaną minę. Poczułam przymus wyjaśnienia całej sytuacji. Aśka po angielsku nie konwersowała, więc…
– Mojej przyjaciółce szalenie się podobasz – oświadczyłam nagle. – Chętnie umówiłaby się z tobą na upojny seks.
Zdębieli oboje. Widać było, że z językami obcymi nie było u niej, aż tak krucho, bo poczułam silne kopnięcie pod stołem.
– Zabiję cię – oświadczyła, perliście się śmiejąc. – Jak tylko dopadnę, to rozszarpię na strzępy! Kurtyzanę ze mnie robisz?
– A może ty byś go chciała? Mnie się znów, aż tak bardzo nie podoba – odparłam w zadumie, oddając kopnięcie pod stołem. Kurt nadal wyglądał na zdezorientowanego.
– Mnie też – mruknęła. – Ale jakby nie był taki różowy, to może i bym go wzięła.
Spojrzałam na nią współczująco. Wielka miłość okazała się mega wielkim fiaskiem, kiedy zastała Krzyśka z własną kuzynką, jak posuwał ją w spiżarce na imieninach babci.
To dopiero nazywał się pech!
– Naprawdę goniłaś ich z pogrzebaczem?
– I tak mieli szczęście. Po topór musiałbym iść do drewutni, a tasak aktualnie był w użyciu.
– To musiał być zabawny widok, gdy twój przyszły mąż uciekał bez gaci przez zaśnieżony ogródek twoich dziadków?!
– A żebyś wiedziała – odparła z satysfakcją. – Zobacz, jak biedaczysko poczerwieniał. Pewnie myśli, że go obgadujemy?
– Niewiele się myli – mruknęłam, a potem szczegółowo opowiedziałam Kurtowi historię zdrady mojej najlepszej przyjaciółki. Aśka zrobiła przy tym cierpiętniczą minę, możliwe, że i kilka łez uroniła, a ten biedak siedział osłupiały, zastanawiając się pewnie czy nabijamy się z niego, czy też ma do czynienia z prawdziwymi wariatkami.
Nie wiem do jakich wniosków doszedł, ale nazajutrz żegnał się ze mną wyjątkowo czule. A ja czułam się wyjątkowo podle, dlatego, że robiłam mu to samo, co Kamil i mnie zrobił.
Okłamywałam go.
Po kilku dniach pokonałam wewnętrzny opór i napisałam długiego, szczerego maila. Zawarłam w nim sto procent cukru w cukrze, znaczy się jaki to on super samiec, inteligentny, seksowny i już sama nie wiem, co jeszcze oraz jedną okrutną prawdę.
Napisałam po prostu, że nie mogę z nim być, bo kocham innego.
Odpisał mi z niejaką melancholią, że tego się spodziewał, ale jak wiadomo nadzieja umiera ostatnia. Rozstaliśmy się więc w bardzo przyjacielskich stosunkach.
A ja musiałam żyć dalej.
W przypływie rozpaczy pomyślałam, że nauczę się palić. Ale przeprowadziłam krótką kalkulację i po namyśle doszłam do wniosku, że to się nie opłaca. Lepiej za tę kasę pójść do fryzjera lub na relaksujący masaż.
Albo na pływalnię!
Ech…
W weekendy imprezowałam z Aśką do upadłego. Cud, że nas ktoś nie ukatrupił, podczas gdy pijane w trupa wracałyśmy do domu, ale jak widać opatrzność czuwała nad głupkami.
Zapowiadała się wczesna wiosna. Od ostatniego spotkania z Kamilem upłynęło równo dwa miesiące. A ja wciąż tęskniłam, wciąż płakałam po nocach i cierpiałam, patrząc na zakochanych. Dlaczego nie mnie to przypadło w udziale? Czy ja zawsze muszę być ta nieszczęśliwa, ta samotna?
Niech to diabli!
Mogłam sobie złorzeczyć, pić na umór, tłumaczyć, że nie warto. Moje serce wiedziało swoje i nadal tak bardzo bolało.
Pewnego dnia, wychodząc ze szkoły, uświadomiłam sobie, że na dobre zawitała u nas wiosna. Pora roku pełna nadziei, optymizmu i radości.
Westchnęłam i usiłując omijać co większe kałuże, skierowałam się do samochodu, gdy usłyszałam, że ktoś woła moje imię.
Podniosłam głowę i znieruchomiałam.
Przede mną stał Kamil.
Jakby odrobinę szczuplejszy, wymęczony, z kilkudniowym zarostem na twarzy. I z tym charakterystycznym, lekko drwiącym uśmieszkiem.
– Cześć – powiedział po prostu.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że w dłoniach trzyma bukiet kwiatów i przestępuje z nogi na nogi, a w jego oczach widać malującą się niepewność.
– Co ty tu robisz? – odpowiedziałam bez powitania.
– Szukałem cię.
– Mnie?!
– Nie miałem żadnego innego tropu, numeru telefonu lub adresu. Zapamiętałem tylko twoje słowa o tym, że uczysz w szkole.
Wciąż patrzyłam na niego pytająco.
Podszedł bliżej. Naprawdę wyglądał na zmieszanego.
– Więc sprawdzałem po kolei każdą szkołę, zaczynając od tych najbliżej pływalni. Trochę mi to zajęło czasu – uśmiechnął się krzywo.
Nie da się opisać tego co poczułam. Jeśli naprawdę…
– Dlaczego?
– Nie pożegnałaś się, nie wyjaśniłaś dlaczego odchodzisz, dlaczego nie chcesz więcej się ze mną spotykać. Nic nie powiedziałaś, nic nie chciałaś usłyszeć, tylko zniknęłaś. A ja tak bardzo tęskniłem…

Niebo runęło mi na głowę. Dosłownie! Stałam w miejscu, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, brakowało mi słów i tchu. Serce wywinęło potężnego fikołka i razem z całą resztą narządów ruszyło w wędrówkę od pięt po czubek głowy.
Kamil wciąż się uśmiechając przytulił dłoń do mojego policzka. A ja nieoczekiwanie poczułam zbierające się w oczach łzy. Które następnie bardzo powoli spłynęły w dół.
Pochylił się i oparł czoło o moje, zatapiając we mnie spojrzenie ciemnych oczu. Był tak blisko, że wyraźnie czułam jego oddech, jego zapach, ciepło jego ciała.
– A co z?...
– Moja narwana siostrzyczka wrobiła mnie w małe spotkanko ze swoją równie narwaną przyjaciółką. Uparła się, że będę doskonałym kandydatem na jej chłopaka. O mało nie zabiłem smarkatej, zwłaszcza po tym, jak uciekłaś. Nie trudno było się domyślić, co zobaczyłaś.
– Ale…
– Na początku czekałem, aż zjawisz się, by wygarnąć, jaki to ze mnie bydlak. Potem zacząłem tracić nadzieję.
– To strasznie banalne wytłumaczenie.
– Przez takie bzdurne przypadki można wiele stracić. Nie umiem powiedzieć, co bym zrobił, gdybym cię nie odnalazł? Chyba zatrudnił prywatnego detektywa.
– Serio?
– Tak. Nie mogłem cię nie szukać. Po prostu nie mogłem, Nino!
Cichutko popiskującą nieufność upchnęłam w kącie i przydepnęłam nogą. Czytałam w oczach Kamila więcej niż mi mówił – tyle dni samotności i bezradności. I nagle rozbeczałam się niczym dziecko i wtuliłam w szerokie ramiona. Jaka ja byłam głupia, jaka głupia!
Objął mnie i poszukał ustami moich warg. To było niczym wyjście z ciemnego tunelu, w jasny blask słonecznego dnia. Zrobił to tak delikatnie, tak czule. A jednak wiedziałam ile kryło się za tym żaru.
– Bo ja… – zaczęłam, ale nie pozwolił mi skończyć.
– Teraz to nieważne. Będziemy miel mnóstwo czasu, by to sobie wyjaśnić, prawda?
W tym ostatnim słowie słychać było strach. On naprawdę się bał! Nagle uświadomiłam sobie idiotyzm tego, co zrobiłam. Płakałam i śmiałam się na przemian, a on tylko mnie tulił, gładząc po włosach. Miałam w nosie co pomyślą sobie moi uczniowie, mijający nas ze zdziwionymi minami, koledzy i koleżanki z pracy. Uniosłam głowę ze świadomością tego, że muszę strasznie wyglądać z tym czerwonym nosem i rozmazanym makijażem. Ale w jego oczach widziałam tylko czułość. I radość.
– Prawda.
– Chyba najwyższy czas bym zaprosił cię na randkę?
– Taką z kolacją i rozmową o wszystkim i niczym?
– Bardziej myślałem o takiej rozbieranej.
– Mam zasadę, że te rzeczy to dopiero po trzeciej…
– Nina! – jęknął nagle. Tym razem pocałunek nie był ani grzeczny, ani delikatny. Był tak szalony i pełen namiętności, jaki mogłabym sobie wyobrazić w najbardziej nierzeczywistych marzeniach. – Po trzeciej, to ja się z tobą ożenię – wyszeptał, gdy na chwile przerwał.
– Wariat!
– Ale w całości twój.
– Kompletnie ci odbiło!
– Tak. Na twoim punkcie. – Potem spojrzał na trzymany w ręku bukiet. – Chyba zbyt brutalnie go potraktowałem?
Zaczęłam się śmiać. Kamil stał zerkając na mnie z zakłopotaniem i wciąż obracając w dłoniach biedne kwiatki.
Wspięłam się na palce i wyszeptałam mu do ucha:
– Ja lubię jeśli bywasz nieco brutalny. Zwłaszcza, gdy się kochamy…
Za cud uważam, że nie rozebrał mnie od razu na środku ulicy i cierpliwie poczekał do wieczora.
Najpierw zjedliśmy kolację i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Potem kochaliśmy się przez całą, caluteńką noc. Nigdy wcześniej w życiu nie było mi tak dobrze.
A nad ranem, tuż po porannej kawie, Kamil przyklęknął na jedno kolano, wręczył mi świeży bukiet róż i całkiem na serio spytał, czy zechciałabym zostać jego żoną.
– Mówiłeś, że po trzeciej randce? – powiedziałam nieswoim głosem.
– Ja jestem tego tak pewien, że nie muszę czekać. Nawet po setnej nie zmieniłbym zdania. Kocham cię Nino, choć te słowa mogą wydać się tak nieprawdopodobne.
Był bardzo poważny, gdy to mówił. I szczery. Widziałam to w tych cudownych, ciemnych oczach, które śniły mi się niejednej nocy.
To było totalne szaleństwo!
Ale i całkiem cudowne szaleństwo. I jeśli miało trwać całe życie… No cóż. Oczywiście się zgodziłam.

Ku pokrzepieniu serc... Prawda?
         Prawda :-)

25 komentarzy:

  1. O masakro! Faktycznie sam miód :) ale tego mi było dziś trzeba. Miałam ogromnego doła a to zakończenie to... Och i ach ;) dobrze, że uprzedziłaś, że będzie słodko. W sumie to nie 100% cukru w cukrze a 300%! Idealne wręcz. Tylko nie dawaj zbyt często tyle słodyczy w zakonczeniach ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. SUPER!!!!:-) Na takie zakończenie liczyłem:)
    Gorąco pozdrawiam:)
    K.

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawda! Od razu poprawił mi się humor. Od dawna czytam Twoje opowiadania i dziękuję Ci. Piszesz tak wspaniale, że miłą odskocznią jest przeczytać coś tak fantastycznego po całym dniu pracy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Babeczko sama slodycz kipi hihi .Masz racje czasami trzeba przelukrowac. Zycie I tak daje nam nie zlego kopa....ehhh
    ps. Z tego rozowego prosiaka to sie usmialam... hihi

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam raz na jakiś czas potrzebuje takiej dawki cukru ;) ! Uwielbiam happy endy, a te mega przeslodkie są najlepsze, szczególnie gdy taka pogoda za oknem, a jedyne o czym marze to łóżko!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ahhh jak słodko:) ALe bardzo mi się podoba, lubię tak:) Najbardziej podobał mi się różowy Kurt. Świński blondyn?:)

    Pozdrawiam:)
    Sandra

    OdpowiedzUsuń
  7. BOSKO ;-) chociaż myślałam że Kamil jakimś cudem zjawi się w jej hotelu w Egipcie ale tak jest nawet lepiej, ze chodził od szkoły do szkoły i jej szukał ;-)

    Słitaśne zakończenia są jak najbardziej ok ;-)

    S.

    OdpowiedzUsuń
  8. Sezon ryczenia uważam za otwaty ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Rewelacyjne zakończenie :)) nic dodać nic ująć ;)) bardzomi sie podoba :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak widać wszyscy zachwyceni cukierkowym zakończeniem:) oby takich jak najwięcej!

    Pozdrawiam,
    LIA.

    OdpowiedzUsuń
  11. Opowiadanie bardzo pozytywne :) aż milo się czytało :P taka historia ku pokrzepieniu serc :] ale mnie bardziej ciekawi kiedy bedzie czas... bo juz usycham z tęsknoty :-D

    OdpowiedzUsuń
  12. A miał być czas poświęcony zemście :(((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie!!! gdzie Czas...? czekałąm na niego!

      Usuń
  13. Będzie dzisiaj czas...?:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Babeczko daj dzisiaj czas poświęcony zemście! :) proooszee pliss

    OdpowiedzUsuń
  15. Z premedytacją zabrałam się do Basenu dopiero jak był skończony. I powiem tyle... O w mordę jeża...
    Jak ja kocham Twoje romanse :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Idealne opowiadanie na złamane serce przez ciemnookiego Kamila. Niezły zbieg okoliczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze byłam zdania, że najdziwniejsze scenariusze pisze życie...

      Ale mimo wszystko poprawy humoru życzę z całego serca!

      Usuń
  17. Znaczy się od czasu do czasu mogę pocukrzyć i nie zabijecie mnie za to?
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiesz ja tam wole lukier niz przedziwne sploty akcji, wypadki. Im prostrza fabuła tym lepiej:) Taki ma byc romans, niezbyt zmuszajacy do myslenia:) Opowiadanie cudne, aczykolwiek obawaiłam się, że pocisniesz bardziej ze swinskim Kurtem.

    A.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja też lubię lukier :)
    Chociaż moja druga połówka niekoniecznie... Jak czytam romanse, to chodzę i zrzędzę, że nasze życie jest mało romantyczne. :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ano, chcialam sie o nic nie doczepiac, ale to mi nie daje spokoju, dlaczego Niemiec ma swinski kolor skory po opaleniu, ja tez sie spalam na raka i czuje sie obrazona, choc niemcem nie jestem, Dwa czesciej teraz spotkasz przystojnego mezczyzne niemieckiego o sniadej cerze niz w kolorze naturalna biel, trzy mi osobiscie typowa uroda nordycka bardzo sie podoba, a po trzy predzej spotkasz takiego w Holandii (choc ci z drugiej strony punktuja wysokim wzrostem), jak juz jedziesz sterotypami to nieobrazajmy sie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ika, ty nie bierz tak wszystkiego do serca. Musiałabym obrazić samą sobie, bo też się na świński róż opalam :-) To trochę dziwne, zważywszy na kolor włosów, ale przez pierwsze słoneczne tygodnie wyglądam jak ranny indianin tudzież różowe prosię. Jest jak jest, tak matka natura dała. Potem jest lepiej, ale za to pojawiają się piegi :-D

      A co do postaci - wzorowałam się na pierwowzorze, który kiedyś bardzo, ale to bardzo mi się naraził. Nic nie mam do różowych niemców, opalonych niemców, różowych polaków czy różowych landrynek. Człowieka oceniam jako całokształt. Kiedyś czytałam komentarze na forum twórczości Kinga. Było o jakimś opowiadaniu, w którym rzekomo obraził on polaków, bo stworzył postać psychopaty polskiego pochodzenia. Idąc tym tropem nie można by było pisać o niczym, bo to się obrazi tego, to tamtego... Mordercy czy brutala nie nazwę powiedzmy Karol, bo a nuż się jakiś Karol czytelnik znajdzie i obrazi...

      Chciałabym abyście identyfikowali się z głównym bohaterem, bez względu na jego płeć, wygląd czy imię. Nawet jeśli to imię waszego największego wroga lub eks, którego/którą najchętniej byście zamordowali.

      Kończę, bo obowiązki czekają ;-)

      Usuń
  21. Już gdzieś to napisałam, ale muszę to powtórzyć. Jesteś GENIALNA!!! Kocham twoje teksty. Są to najlepsze opoeiadania jakie dotychczas czytałam.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.