Mała zamiana terminów. A teraz sto procent cukru w cukrze :-))) Nie jęczeć więc, że przesłodzone. Lepiej nie czytać ;-)
Basen (III)
Kolejny ranek powitałam
z taką radością, że miałam ochotę otworzyć okno i zaśpiewać pełną piersią.
Pogoda co prawda robiła wszystko, by mi ten wspaniały humor zepsuć, ale ja
przekornie bardzo lubiłam zimowe zawieruchy, gdy śnieg walił z nieba z taką
mocą, że miało się wrażenie, iż zasypie cały, calutki świat.
Gorąca kawa i długi
prysznic dodały mi animuszu. Wczorajszego wieczora jeszcze gnębiła mnie myśl o
najbliższym wyjeździe, ale w końcu znalazłam rozwiązanie. Odstąpię miejsce
siostrze, a sama zajmę się pielęgnowaniem świeżej, bardzo obiecującej
znajomości. W nosie miałam te rajskie plaże i lazur wody, obecnie najważniejszy
stał się Kamil.
Trochę niepokoiłam mnie
łatwość, z jaką się poddałam. Zazwyczaj twardo trzymałam się zasady czwartego,
a nawet piątego spotkania. Tym razem skapitulowałam bezwstydnie szybko, a na
dodatek chyba się zakochałam…
Ciekawe co on o mnie myśli?
Bardzo staranie
wybrałam strój do pracy, wiedząc, że zaraz po, pojadę na pływalnię. Wygrzebałam
z zakamarków moją najlepszą randkową bieliznę, zapakowałam do kosmetyczki całą
furę różnorakich akcesoriów i zapasową bluzkę, z kuszącym, głębokim dekoltem.
Podczas lekcji, które
dłużyły mi się chyba jeszcze bardziej niż moim uczniom, przemyśliwałam, jak
skłonić Kamila, by umówił się ze mną na randkę? I czy powinna to być kolacja w
moim mieszkaniu, w jego czy raczej w jakiejś romantycznej restauracji?
Wybór padł na mieszkanie,
bo zaraz potem moglibyśmy się kochać. Na samą myśl zrobiło mi się gorąco i
słabo, do tego stopnia, że o mało nie spadłam pod biurko. Jakoś się jednak
pozbierałam i godzinę później w pośpiechu, przebrana, z perfekcyjnie wykonanym
makijażem, pędziłam do auta, starając się nie połamać sobie nóg w cholernych
kozaczkach na wysokim, mega wysokim obcasie.
Tym razem nie musiałam się tłumaczyć pani przy
wejściu. Trochę naburmuszona wskazała mi wolną drogę, a ja popędziłam
korytarzem do znajomego pokoju. Niestety okazało się, że Kamil nie był sam…
Na krześle siedział
wygodnie rozpostarty Mikołaj i czytał gazetę.
Moje rozczarowanie było
chyba wręcz namacalne, bo zaczął się śmiać, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi i
wlepiłam w niego niechętny wzrok.
Za to Kamil kompletnie
się nim nie przejął, ale podszedł i czule pocałował na powitanie.
– Gdyby wzrok mógł
zabijać, byłbym martwy – powiedział wciąż rozbawiony Mikołaj, wstając i
kierując się do wyjścia. – Dobrze, zrozumiałem aluzję. Mam spływać i nie
pokazywać się przez najbliższe pół godziny.
– Zastąpisz mnie?
– Kamil spojrzał na niego nieco zaskoczony.
– Czego to się nie
robi dla kolegi.
Mrugnął okiem i już go
nie było.
– On wie? –
spytałam ostrożnie.
– Tak. Musiałem mu
jakoś wytłumaczyć twoją nieobecność na wczorajszej randce.
– No tak –
zakłopotałam się. – Całkiem zapomniałam.
– To chyba twoja
specjalność? – Dłońmi objął moją szyję, a kciukami delikatnie gładził policzki.
– Mamy całe pół godziny… – Kusił mnie nie tylko dotykiem, ale również
pożądaniem widocznym w ciemnych oczach.
Leżący na stole telefon
zaterkotał głośno. Kamil spojrzał na niego niechętnie, ale w końcu westchnął i
puściwszy mnie, podniósł aparat.
– Tylko zobaczę
kto… – Zmarszczył brwi z wyraźnym niezadowoleniem. Pomyślałam, że chyba nici z
dzisiejszego sam na sam.
– Coś ważnego?
– Powiedzmy –
burknął. Jakiś się taki nagle zrobił… Dziwny?
Jakby nie było,
poczułam, że powiało chłodem, wręcz arktycznym mrozem. Niby mówił, że jest
samotny, wolny, itd., ale na dobrą sprawę kto go tam wie? W końcu to facet.
– Moja niepoprawna
młodsza siostrzyczka. Odpisałem jej, że będę za dziesięć minut. – Znów objął
mnie i przytulił. – Ech!
Uśmiechnęłam się
niepewnie i oddałam pocałunek. Niby był taki sam, pełen namiętności i
pożądania, a jednak inny. Serce zaczęło mi niepokojąco bić, bo poczułam jak
bardzo się boję, że coś jednak mogłoby pójść nie tak.
Boże! Naprawdę się
bałam!
– Poczekaj w
kawiarence na górze. Będziesz miała stamtąd doskonały widok na całą pływalnię.
Dobrze?
Skinęłam potakująco
głową. Chyba zauważył niepewność w moich oczach, bo nagle bardzo mocno mnie
przytulił i wyszeptał na ucho:
– Nawet nie wiesz
jak bardzo cię pragnę! Ale myślę, że tym razem będziemy mieli dla siebie całą
noc, prawda?
– Noc? – spytałam
nieco ogłuszona.
– Calutką –
poświadczył, a jego dłonie wślizgnęły się pod cienki materiał bluzki. Zamruczał
zadowolony, a potem zaklął. Czułam, że miałby ochotę na znacznie więcej.
– Piekło i
szatani! Akurat teraz muszę przerwać! Nino, idźmy już, zanim na dobre stracę
zdrowy rozsądek.
Zaczęłam się śmiać.
Cmoknęłam go w policzek.
– Wypiję morze
kawy i zaczekam. Do zobaczenia.
Wyszłam, bo i ja
czułam, że nie dam rady dłużej się powstrzymywać.
Ale wcale nie poszłam
schodami na górę, do małej, przytulnej kafejki. Poczekałam za rogiem, aż Kamil
zniknie w drzwiach prowadzących na basen, a potem ukradkiem podążyłam za nim.
Wiem, to było głupie, dziecinne, idiotyczne. Lecz ciekawość i strach były
silniejsze od zdrowego rozsądku. Jeśli to faktycznie tylko siostra... Musiała
być właśnie na terenie pływalni, ale dziwne było, że zamiast przyjść do brata,
zadzwoniła do niego prosząc o spotkanie. Pływała z telefonem, czy co?
Pełna mglistych i
nieprzyjemnych podejrzeń, powolutku otwarłam drzwi i znalazłam się w małym
przedsionku z toaletą i dwoma prysznicami. Podążyłam dalej, modląc się w duchu,
by po pierwsze nikogo nie spotkać, a po drugie ponownie nie wyłożyć się na
piekielnie śliskiej podłodze. Dalej był zakręt w prawo na basen i w lewo nie
wiadomo gdzie.
Bardzo powoli i bardzo
ostrożnie wystawiłam głowę i spojrzałam w lewo. I od razu zamarłam w miejscu, a
moje serce rozpadło się z hukiem w drobny pył.
Kilka metrów dalej stał
Kamil, a na jego szyi wisiała jakaś ponętna blondyneczka. Trochę sobie dziwne
miejsce wybrali na obściskiwanie i całowanie, ale widać było, że robili to ze
znacznym zapałem.
Wystarczyło te kilka
sekund takiego widoku. Zacisnęłam zęby i odwróciwszy się na pięcie, bardzo
powoli wycofałam się.
Wciąż dziwnie
odrętwiała, odruchowo poszłam na samą górę. I przystanęłam, bo za ogromną
szybą, tuż przy basenie stał Kamil i zawzięcie o czymś dyskutował z jakąś
dziewczyną. Podobieństwo wskazywało na to, że faktycznie mogła być jego
siostrą.
A tamta? Szybko
skończył…
Jęknęłam głośno.
I wtedy właśnie
poczułam napływające do oczu łzy. Wszystko stało się beznadziejne, cały świat
głupi i brzydki, a niedawna euforia błyskawicznie się ulotniła.
Kamil wydawał się
wściekły. Miałam wrażenie, że udusi smarkatą, albo co najmniej wepchnie do
wody. Za jego plecami pojawiła się dziewczyna, z którą się całował (poznałam po
stroju), a ja zzieleniałam z zazdrości. Była młoda, dużo młodsza ode mnie i tak
piękna, że miss świata mogłaby się przy niej schować. Nic dziwnego, że
znajomość ze mną traktował przelotnie. Że nie zaproponował randki i
romantycznej kolacji przy świecach. Tylko całą noc bzykanka… O, ja głupia!
Kamil nagle spojrzał w
górę i jego twarz się rozpogodziła. Przynajmniej do momentu, gdy nie
zorientował się, iż wcale się nie uśmiecham, a płaczę.
Biegiem ruszył w
kierunku wyjścia.
Ja również. Miałam
krótszą drogę i pół minuty później siedziałam w samochodzie, próbując ruszyć z
piskiem opon. Wyszło mi nieco mniej dynamicznie, ale i tak nie zdążył.
Dopiero gdy byłam pod
własnym mieszkaniem, uświadomiłam sobie, że wybiegł za mną na trzaskający mróz
w samych tylko kąpielówkach, koszulce i na bosaka.
Lecz teraz nie było to
już ważne.
Weszłam do środka i odruchowo skierowałam się do łazienki.
Zrzuciłam z siebie całe ubranie i weszłam pod gorący strumień wody. I dopiero
wtedy na dobre się rozpłakałam.
A głupie serce bolało
tak bardzo, że gdybym mogła, to z pewnością bym je sobie wyrwała.
***
Nie było żadnych
przeprosin czy drugiej szansy. Nie pojechałam, by się z nim zobaczyć. Przez
cały weekend piłam i ryczałam na przemian, nie odbierając telefonów, czasem
tylko wysyłając uspokajające smsy. Wymyśliłam sobie migrenę, na którą
faktycznie cierpiałam od czasu do czasu. Mogłam więc leczyć moje złamane serce
w spokoju.
Wyjątkiem była Aśka,
której pokrótce zrelacjonowałam całość i kategorycznie zabroniłam pokazywać się
w na felernym basenie. Jeszcze by uległa prośbą lub szantażowi, a ja nie
chciałam żadnego kontaktu z Kamilem, żadnych przeprosin czy tłumaczeń.
W poniedziałek leciałam
do Egiptu.
Wycieczka jak znalazł,
dobrze, że nie zdążyłam zawiadomić o rezygnacji z niej.
W niedzielę się
spakowałam, choć miałam w głębokim poważaniu, co wrzucam do walizki.
Do tego czasu zdążyłam
sporo sobie przemyśleć i wyciągnąć kilka mało pocieszających wniosków.
Czego mogłam się
spodziewać od znajomości, która na dobre zaczęła się od seksu? Matula miała
rację, mówiąc, że chłopcy łatwych dziewczyn nie traktują serio. Nie wierzyłam,
bo naczytałam się za dużo głupot o rewolucji seksualnej. I co? I dostałam
porządnego kopa w dupę!
Rewolucja rewolucją, a
mentalność ludzka pozostała nie zmieniona od czasów średniowiecza. Ba! Od epoki
kamienia łupanego! Jednak każdy facet ma w sobie coś z myśliwego. A łatwa
zwierzyna, nie jest po prostu szanowana. Ot, upoluję, skonsumuję i zapomnę. Co
się zdobywa z trudem i w pocie czoła, widać bywa bardziej docenianie.
Znów się poryczałam. Rozmazał
mi się makijaż i zaczęłam wyglądać jak jakiś zombi. Starłam energicznie całość
wilgotną chusteczką i bez zapału chwyciłam walizkę. Taksówka już czekała.
Cholernego czasu na
rozmyślania miałam aż nadto. Na dodatek musiałam zachować w miarę normalny
wyraz twarzy, bo byłam wśród ludzi.
W duchu zelżyłam Kamila
i cały rodzaj męski do potęgi milionowej, a nawet i bardziej. Co za zadufany w
sobie palant! Siostra! Pragnie mnie! Fałszywy małpolud!
Rozpacz zamieniła się w
furię. Pewnie gdybym nadal była w Polsce, poszłabym i przywaliła w tą jego
niewątpliwie przystojną gębę, z satysfakcją patrząc jak znika jej drwiący
wyraz.
Uch!
Całe szczęście, że nie
zdążyłam dać mu numeru telefonu. Nic o mnie nie wiedział, mógł sobie szukać do
upadłego. I dobrze! Niech ma za swoje!
Nagle pojawiła się
nieprzyjemna myśl o tym, że być może wcale mnie nie szuka.
Tak po prostu. Gdy
minie pożądanie, od razu o mnie zapomni. W końcu miał taką dziewczynę!
Nie wytrzymałam i
poryczałam się. Na szczęście siedziałam przy oknie, więc po prostu odwróciłam
się w jego stronę i udawałam, że śpię, po cichu łykając łzy. W końcu jednak
musiałam użyć chusteczki.
Tak, teraz już wiem,
jak to jest, gdy cierpi się z powodu nieszczęśliwej miłości.
Egipt mi się nie spodobał.
Poza kurortem było tam brudno i śmierdząco. To nie tylko był inny kontynent, to
był dosłownie całkiem inny świat. Olałam wycieczki, wybierając plażę, basen i
własne łóżko. Tubylców omijałam z daleka, umiejętnie symulując głuchotę i
ślepotę, bo inaczej nie daliby mi żyć. Jakoś tak na żadne flirty czy romanse
nie miałam ochoty. Miejscowi brali wszystko jak leci w przeświadczeniu, że
każda Europejka przyleciała do ich pięknego kraju na gorący seks. Na głowę nie
upadłam, więc udawanie niepełnosprawnej weszło mi w krew już po dwóch dniach.
Po tygodniu na plaży
poznałam faceta. Raczyłam go zauważyć dzięki pięknej, wypielęgnowanej blond
czuprynie, dzięki której wyróżniał się z tłumu jak mało kto.
Miał na imię Kurt i był
Niemcem. Do Egiptu przyleciał z kolegami, by nurkować, a także odpocząć nieco
od nawału pracy.
Na początku dość
niemrawo reagowałam na jego awanse, ale tak ładnie co wieczór prosił, bym
umówiła się z nim na kolację i spacer po plaży, że w końcu uległam.
Po tygodniu byłam z
zdecydowanie lepszym humorze, a moja angielszczyzna została gruntownie
odkurzona i przewietrzona. Po kilku drinkach nabierałam nawet fachowego
akcentu. Kurt dyskretnie usiłował wmanewrować mnie w intymne spotkanie w jego
apartamencie, ale nie w głowie mi były seksualne wygibasy. Stanowił miłą
odskocznię, świetnie całował, lecz nic poza tym. W moim sercu wciąż siedziało
widmo tego ciemnookiego bydlaka i za nic nie chciało się ulotnić.
Kto wie jednak czy w
końcu bym nie uległa, gdyby nie to, że mój pobyt dobiegł końca. Zostałam czule
pożegnana na lotnisku, zabrał mój adres i numer telefonu, dał mi swój i
zapowiedział rychłą wizytę w Polsce.
Odrobinę zgłupiałam z
tego wszystkiego, potem poczułam się rozśmieszona i do kraju wróciłam
uśmiechnięta, opalona i zdecydowanie bardziej optymistycznie nastawiona do
życia.
Niestety na miejscu
dopadły mnie kłopoty w postaci zaległych rachunków, zalanego przez sąsiadów
mieszkania i dobijającej pogody. A kiedy na sam koniec zwichnęłam nogę, bo
oczywiście poślizgnęłam się na okropnej, buro-szarej brei, leżącej dosłownie na
każdym kroku, mój dobry nastrój rozwiał się, a dusza przypomniała, że byłam w
końcu nieszczęśliwie zakochana.
Większość smutków
posłałam w diabły za pomocą flaszki ulubionego wina. Jednak pozostałe były
wystarczająco upierdliwe.
W walentynki spiłam się
tak, że zasnęłam w drodze z łazienki, na podłodze i z głową w misce. Musiałam
wziąć dwa dni urlopu by dojść do siebie.
A potem przyjechał
Kurt.
***
– I co sądzisz? –
spytałam Asię, słodko uśmiechając się do siedzącego naprzeciwko idealnego
blondyna.
– Dlaczego on taki
różowy? – odpowiedziała pytaniem, szczerząc się niczym rasowy bulterier.
– Opalił się. Tam
mocno słonce dawało.
– Ja wiem, że
lubisz takich, ale nie przesadziłaś?
Najzabawniejsze było
to, że siedziałyśmy razem z nic nie rozumiejącym Kurtem przy jednym stole i
beztrosko go obgadywałyśmy. W dodatku z uśmiechem na twarzy.
– Sama nie wiem?
Po Kamilu to miła odskocznia.
– O, tak! Z
pewnością! Ale mnie on przypomina różowego prosiaka z blond szczecinką.
Prychnęłam winem. Oczywiście
obrus pokrył się setkami drobniutkich kropeczek, a Kurt patrzył na mnie
cokolwiek zszokowany.
– To przez ciebie
małpo – powiedziałam z wyrzutem do Aśki. Nie wyglądało na to, by czuła się
winna.
Zachichotała szatańsko.
Nasz towarzysz miał coraz mocniej zdezorientowaną minę. Poczułam przymus
wyjaśnienia całej sytuacji. Aśka po angielsku nie konwersowała, więc…
– Mojej
przyjaciółce szalenie się podobasz – oświadczyłam nagle. – Chętnie umówiłaby
się z tobą na upojny seks.
Zdębieli oboje. Widać
było, że z językami obcymi nie było u niej, aż tak krucho, bo poczułam silne
kopnięcie pod stołem.
– Zabiję cię –
oświadczyła, perliście się śmiejąc. – Jak tylko dopadnę, to rozszarpię na
strzępy! Kurtyzanę ze mnie robisz?
– A może ty byś go
chciała? Mnie się znów, aż tak bardzo nie podoba – odparłam w zadumie, oddając
kopnięcie pod stołem. Kurt nadal wyglądał na zdezorientowanego.
– Mnie też –
mruknęła. – Ale jakby nie był taki różowy, to może i bym go wzięła.
Spojrzałam na nią
współczująco. Wielka miłość okazała się mega wielkim fiaskiem, kiedy zastała
Krzyśka z własną kuzynką, jak posuwał ją w spiżarce na imieninach babci.
To dopiero nazywał się
pech!
– Naprawdę goniłaś
ich z pogrzebaczem?
– I tak mieli
szczęście. Po topór musiałbym iść do drewutni, a tasak aktualnie był w użyciu.
– To musiał być
zabawny widok, gdy twój przyszły mąż uciekał bez gaci przez zaśnieżony ogródek
twoich dziadków?!
– A żebyś
wiedziała – odparła z satysfakcją. – Zobacz, jak biedaczysko poczerwieniał.
Pewnie myśli, że go obgadujemy?
– Niewiele się
myli – mruknęłam, a potem szczegółowo opowiedziałam Kurtowi historię zdrady
mojej najlepszej przyjaciółki. Aśka zrobiła przy tym cierpiętniczą minę,
możliwe, że i kilka łez uroniła, a ten biedak siedział osłupiały, zastanawiając
się pewnie czy nabijamy się z niego, czy też ma do czynienia z prawdziwymi
wariatkami.
Nie wiem do jakich
wniosków doszedł, ale nazajutrz żegnał się ze mną wyjątkowo czule. A ja czułam
się wyjątkowo podle, dlatego, że robiłam mu to samo, co Kamil i mnie zrobił.
Okłamywałam go.
Po kilku dniach
pokonałam wewnętrzny opór i napisałam długiego, szczerego maila. Zawarłam w nim
sto procent cukru w cukrze, znaczy się jaki to on super samiec, inteligentny,
seksowny i już sama nie wiem, co jeszcze oraz jedną okrutną prawdę.
Napisałam po prostu, że
nie mogę z nim być, bo kocham innego.
Odpisał mi z niejaką
melancholią, że tego się spodziewał, ale jak wiadomo nadzieja umiera ostatnia.
Rozstaliśmy się więc w bardzo przyjacielskich stosunkach.
A ja musiałam żyć
dalej.
W przypływie rozpaczy
pomyślałam, że nauczę się palić. Ale przeprowadziłam krótką kalkulację i po
namyśle doszłam do wniosku, że to się nie opłaca. Lepiej za tę kasę pójść do
fryzjera lub na relaksujący masaż.
Albo na pływalnię!
Ech…
W weekendy imprezowałam
z Aśką do upadłego. Cud, że nas ktoś nie ukatrupił, podczas gdy pijane w trupa
wracałyśmy do domu, ale jak widać opatrzność czuwała nad głupkami.
Zapowiadała się wczesna
wiosna. Od ostatniego spotkania z Kamilem upłynęło równo dwa miesiące. A ja
wciąż tęskniłam, wciąż płakałam po nocach i cierpiałam, patrząc na zakochanych.
Dlaczego nie mnie to przypadło w udziale? Czy ja zawsze muszę być ta
nieszczęśliwa, ta samotna?
Niech to diabli!
Mogłam sobie
złorzeczyć, pić na umór, tłumaczyć, że nie warto. Moje serce wiedziało swoje i
nadal tak bardzo bolało.
Pewnego dnia, wychodząc
ze szkoły, uświadomiłam sobie, że na dobre zawitała u nas wiosna. Pora roku
pełna nadziei, optymizmu i radości.
Westchnęłam i usiłując
omijać co większe kałuże, skierowałam się do samochodu, gdy usłyszałam, że ktoś
woła moje imię.
Podniosłam głowę i
znieruchomiałam.
Przede mną stał Kamil.
Jakby odrobinę
szczuplejszy, wymęczony, z kilkudniowym zarostem na twarzy. I z tym
charakterystycznym, lekko drwiącym uśmieszkiem.
– Cześć – powiedział
po prostu.
Dopiero teraz dotarło
do mnie, że w dłoniach trzyma bukiet kwiatów i przestępuje z nogi na nogi, a w
jego oczach widać malującą się niepewność.
– Co ty tu robisz?
– odpowiedziałam bez powitania.
– Szukałem cię.
– Mnie?!
– Nie miałem
żadnego innego tropu, numeru telefonu lub adresu. Zapamiętałem tylko twoje
słowa o tym, że uczysz w szkole.
Wciąż patrzyłam na
niego pytająco.
Podszedł bliżej.
Naprawdę wyglądał na zmieszanego.
– Więc sprawdzałem
po kolei każdą szkołę, zaczynając od tych najbliżej pływalni. Trochę mi to
zajęło czasu – uśmiechnął się krzywo.
Nie da się opisać tego
co poczułam. Jeśli naprawdę…
– Dlaczego?
– Nie pożegnałaś
się, nie wyjaśniłaś dlaczego odchodzisz, dlaczego nie chcesz więcej się ze mną
spotykać. Nic nie powiedziałaś, nic nie chciałaś usłyszeć, tylko zniknęłaś. A
ja tak bardzo tęskniłem…
Niebo runęło mi na
głowę. Dosłownie! Stałam w miejscu, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu,
brakowało mi słów i tchu. Serce wywinęło potężnego fikołka i razem z całą
resztą narządów ruszyło w wędrówkę od pięt po czubek głowy.
Kamil wciąż się
uśmiechając przytulił dłoń do mojego policzka. A ja nieoczekiwanie poczułam
zbierające się w oczach łzy. Które następnie bardzo powoli spłynęły w dół.
Pochylił się i oparł
czoło o moje, zatapiając we mnie spojrzenie ciemnych oczu. Był tak blisko, że
wyraźnie czułam jego oddech, jego zapach, ciepło jego ciała.
– A co z?...
– Moja narwana
siostrzyczka wrobiła mnie w małe spotkanko ze swoją równie narwaną
przyjaciółką. Uparła się, że będę doskonałym kandydatem na jej chłopaka. O mało
nie zabiłem smarkatej, zwłaszcza po tym, jak uciekłaś. Nie trudno było się
domyślić, co zobaczyłaś.
– Ale…
– Na początku
czekałem, aż zjawisz się, by wygarnąć, jaki to ze mnie bydlak. Potem zacząłem
tracić nadzieję.
– To strasznie
banalne wytłumaczenie.
– Przez takie
bzdurne przypadki można wiele stracić. Nie umiem powiedzieć, co bym zrobił,
gdybym cię nie odnalazł? Chyba zatrudnił prywatnego detektywa.
– Serio?
– Tak. Nie mogłem
cię nie szukać. Po prostu nie mogłem, Nino!
Cichutko popiskującą
nieufność upchnęłam w kącie i przydepnęłam nogą. Czytałam w oczach Kamila więcej
niż mi mówił – tyle dni samotności i bezradności. I nagle rozbeczałam się
niczym dziecko i wtuliłam w szerokie ramiona. Jaka ja byłam głupia, jaka
głupia!
Objął mnie i poszukał
ustami moich warg. To było niczym wyjście z ciemnego tunelu, w jasny blask
słonecznego dnia. Zrobił to tak delikatnie, tak czule. A jednak wiedziałam ile
kryło się za tym żaru.
– Bo ja… – zaczęłam,
ale nie pozwolił mi skończyć.
– Teraz to
nieważne. Będziemy miel mnóstwo czasu, by to sobie wyjaśnić, prawda?
W tym ostatnim słowie
słychać było strach. On naprawdę się bał! Nagle uświadomiłam sobie idiotyzm
tego, co zrobiłam. Płakałam i śmiałam się na przemian, a on tylko mnie tulił,
gładząc po włosach. Miałam w nosie co pomyślą sobie moi uczniowie, mijający nas
ze zdziwionymi minami, koledzy i koleżanki z pracy. Uniosłam głowę ze
świadomością tego, że muszę strasznie wyglądać z tym czerwonym nosem i
rozmazanym makijażem. Ale w jego oczach widziałam tylko czułość. I radość.
– Prawda.
– Chyba najwyższy
czas bym zaprosił cię na randkę?
– Taką z kolacją i
rozmową o wszystkim i niczym?
– Bardziej
myślałem o takiej rozbieranej.
– Mam zasadę, że te
rzeczy to dopiero po trzeciej…
– Nina! – jęknął
nagle. Tym razem pocałunek nie był ani grzeczny, ani delikatny. Był tak szalony
i pełen namiętności, jaki mogłabym sobie wyobrazić w najbardziej
nierzeczywistych marzeniach. – Po trzeciej, to ja się z tobą ożenię –
wyszeptał, gdy na chwile przerwał.
– Wariat!
– Ale w całości
twój.
– Kompletnie ci
odbiło!
– Tak. Na twoim
punkcie. – Potem spojrzał na trzymany w ręku bukiet. – Chyba zbyt brutalnie go
potraktowałem?
Zaczęłam się śmiać.
Kamil stał zerkając na mnie z zakłopotaniem i wciąż obracając w dłoniach biedne
kwiatki.
Wspięłam się na palce i
wyszeptałam mu do ucha:
– Ja lubię jeśli
bywasz nieco brutalny. Zwłaszcza, gdy się kochamy…
Za cud uważam, że nie
rozebrał mnie od razu na środku ulicy i cierpliwie poczekał do wieczora.
Najpierw zjedliśmy
kolację i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Potem kochaliśmy się przez całą,
caluteńką noc. Nigdy wcześniej w życiu nie było mi tak dobrze.
A nad ranem, tuż po
porannej kawie, Kamil przyklęknął na jedno kolano, wręczył mi świeży bukiet róż
i całkiem na serio spytał, czy zechciałabym zostać jego żoną.
– Mówiłeś, że po
trzeciej randce? – powiedziałam nieswoim głosem.
– Ja jestem tego
tak pewien, że nie muszę czekać. Nawet po setnej nie zmieniłbym zdania. Kocham
cię Nino, choć te słowa mogą wydać się tak nieprawdopodobne.
Był bardzo poważny, gdy
to mówił. I szczery. Widziałam to w tych cudownych, ciemnych oczach, które
śniły mi się niejednej nocy.
To było totalne
szaleństwo!
Ale i całkiem cudowne
szaleństwo. I jeśli miało trwać całe życie… No cóż. Oczywiście się zgodziłam.
Ku pokrzepieniu serc...
Prawda?
Prawda :-)
O masakro! Faktycznie sam miód :) ale tego mi było dziś trzeba. Miałam ogromnego doła a to zakończenie to... Och i ach ;) dobrze, że uprzedziłaś, że będzie słodko. W sumie to nie 100% cukru w cukrze a 300%! Idealne wręcz. Tylko nie dawaj zbyt często tyle słodyczy w zakonczeniach ;).
OdpowiedzUsuńSUPER!!!!:-) Na takie zakończenie liczyłem:)
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam:)
K.
Prawda! Od razu poprawił mi się humor. Od dawna czytam Twoje opowiadania i dziękuję Ci. Piszesz tak wspaniale, że miłą odskocznią jest przeczytać coś tak fantastycznego po całym dniu pracy. ;)
OdpowiedzUsuńBabeczko sama slodycz kipi hihi .Masz racje czasami trzeba przelukrowac. Zycie I tak daje nam nie zlego kopa....ehhh
OdpowiedzUsuńps. Z tego rozowego prosiaka to sie usmialam... hihi
Ja tam raz na jakiś czas potrzebuje takiej dawki cukru ;) ! Uwielbiam happy endy, a te mega przeslodkie są najlepsze, szczególnie gdy taka pogoda za oknem, a jedyne o czym marze to łóżko!
OdpowiedzUsuńAhhh jak słodko:) ALe bardzo mi się podoba, lubię tak:) Najbardziej podobał mi się różowy Kurt. Świński blondyn?:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Sandra
BOSKO ;-) chociaż myślałam że Kamil jakimś cudem zjawi się w jej hotelu w Egipcie ale tak jest nawet lepiej, ze chodził od szkoły do szkoły i jej szukał ;-)
OdpowiedzUsuńSłitaśne zakończenia są jak najbardziej ok ;-)
S.
Sezon ryczenia uważam za otwaty ;)
OdpowiedzUsuńRewelacyjne zakończenie :)) nic dodać nic ująć ;)) bardzomi sie podoba :D
OdpowiedzUsuńJak widać wszyscy zachwyceni cukierkowym zakończeniem:) oby takich jak najwięcej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
LIA.
Opowiadanie bardzo pozytywne :) aż milo się czytało :P taka historia ku pokrzepieniu serc :] ale mnie bardziej ciekawi kiedy bedzie czas... bo juz usycham z tęsknoty :-D
OdpowiedzUsuńA miał być czas poświęcony zemście :(((
OdpowiedzUsuńWłaśnie!!! gdzie Czas...? czekałąm na niego!
UsuńBędzie dzisiaj czas...?:)
OdpowiedzUsuńBabeczko daj dzisiaj czas poświęcony zemście! :) proooszee pliss
OdpowiedzUsuńZ premedytacją zabrałam się do Basenu dopiero jak był skończony. I powiem tyle... O w mordę jeża...
OdpowiedzUsuńJak ja kocham Twoje romanse :)
Idealne opowiadanie na złamane serce przez ciemnookiego Kamila. Niezły zbieg okoliczności :)
OdpowiedzUsuńZawsze byłam zdania, że najdziwniejsze scenariusze pisze życie...
UsuńAle mimo wszystko poprawy humoru życzę z całego serca!
Znaczy się od czasu do czasu mogę pocukrzyć i nie zabijecie mnie za to?
OdpowiedzUsuń;-)
Wiesz ja tam wole lukier niz przedziwne sploty akcji, wypadki. Im prostrza fabuła tym lepiej:) Taki ma byc romans, niezbyt zmuszajacy do myslenia:) Opowiadanie cudne, aczykolwiek obawaiłam się, że pocisniesz bardziej ze swinskim Kurtem.
OdpowiedzUsuńA.
Ja też lubię lukier :)
OdpowiedzUsuńChociaż moja druga połówka niekoniecznie... Jak czytam romanse, to chodzę i zrzędzę, że nasze życie jest mało romantyczne. :)
Ano, chcialam sie o nic nie doczepiac, ale to mi nie daje spokoju, dlaczego Niemiec ma swinski kolor skory po opaleniu, ja tez sie spalam na raka i czuje sie obrazona, choc niemcem nie jestem, Dwa czesciej teraz spotkasz przystojnego mezczyzne niemieckiego o sniadej cerze niz w kolorze naturalna biel, trzy mi osobiscie typowa uroda nordycka bardzo sie podoba, a po trzy predzej spotkasz takiego w Holandii (choc ci z drugiej strony punktuja wysokim wzrostem), jak juz jedziesz sterotypami to nieobrazajmy sie
OdpowiedzUsuńIka, ty nie bierz tak wszystkiego do serca. Musiałabym obrazić samą sobie, bo też się na świński róż opalam :-) To trochę dziwne, zważywszy na kolor włosów, ale przez pierwsze słoneczne tygodnie wyglądam jak ranny indianin tudzież różowe prosię. Jest jak jest, tak matka natura dała. Potem jest lepiej, ale za to pojawiają się piegi :-D
UsuńA co do postaci - wzorowałam się na pierwowzorze, który kiedyś bardzo, ale to bardzo mi się naraził. Nic nie mam do różowych niemców, opalonych niemców, różowych polaków czy różowych landrynek. Człowieka oceniam jako całokształt. Kiedyś czytałam komentarze na forum twórczości Kinga. Było o jakimś opowiadaniu, w którym rzekomo obraził on polaków, bo stworzył postać psychopaty polskiego pochodzenia. Idąc tym tropem nie można by było pisać o niczym, bo to się obrazi tego, to tamtego... Mordercy czy brutala nie nazwę powiedzmy Karol, bo a nuż się jakiś Karol czytelnik znajdzie i obrazi...
Chciałabym abyście identyfikowali się z głównym bohaterem, bez względu na jego płeć, wygląd czy imię. Nawet jeśli to imię waszego największego wroga lub eks, którego/którą najchętniej byście zamordowali.
Kończę, bo obowiązki czekają ;-)
Mniam..! :-D
OdpowiedzUsuńJuż gdzieś to napisałam, ale muszę to powtórzyć. Jesteś GENIALNA!!! Kocham twoje teksty. Są to najlepsze opoeiadania jakie dotychczas czytałam.
OdpowiedzUsuń