niedziela, 11 sierpnia 2013

Trzy mile dalej pod tym samym niebem (II)

Słabiutko u mnie z pisaniem, bo męczy mnie migrena. Kto zaznał, wie jakie to paskudztwo :(
Poza tym jutro znów wyjeżdżam, tym razem nad stary, dobry Bałtyk. A tu świat wiruje jak na karuzeli, walizki leżą rozgrzebane, cała masa rzeczy do zrobienia... Ech!
I od razu dodam, że  tym tygodniu będzie trochę literacko, trochę cukierniczo :)))

link do części I - klik
         Trzy mile dalej pod tym samym niebem (II)

2.
Zamyślona, siedziała w twardej ławce, nawet nie starając się zrozumieć o czym z takim przejęciem opowiadał wykładowca.
– Zapomniałam ci powiedzieć… Dostałam te dwa bilety na dzisiejszy show w operze. Musisz się wbić w wytworną wizytową kieckę – szepnęła pochylając się w kierunku siedzącej tuż obok Alex.
– Rozumiem, że nikt nie dowiedział się o twoim karygodnym wyskoku? – ta odpowiedziała pytaniem.
– Na szczęście nie. – Tess wzruszyła ramionami. Nawet jeśli konsekwencje byłyby poważne, to i tak było warto. Dotknęła opuszkami palców warg, wciąż nie mogąc pozbyć się wspomnienia wczorajszego pocałunku.
Nie kłamała, kiedy powiedziała, że była wychowana pod kloszem. Najmłodsza z siedmiorga dzieci wysokiego rangą oficera i najbardziej rozpieszczana. Dość powiedzieć, że jako nielicznych, stać ich było na odwiedziny na macierzystej planecie, nie wspominając już o sąsiednich koloniach.
Staroświeckie imię otrzymała po babci. Było niczym echo minionej epoki, w której istniały jeszcze suwerenne państwa, toczące bezsensowne walki o każdy pędź ziemi. Potem odkryto kosztowny choć stwarzający wielkie możliwości, sposób podróżowania w przestrzeni kosmicznej. Dla przeludnionej planety stało się to wybawieniem. Zniknęła większość podziałów, prócz jednego – wciąż istniała zamożna warstwa zarządzająca całą resztą. Nigdzie jednak te różnice nie bywały tak widoczne, jak w nielicznych koloniach.
Dlatego tak bardzo podziwiała Alex. Dziewczynie udało się wydostać z samego dna, z najbiedniejszej i najbardziej niebezpiecznej dzielnicy. Była uparta, konsekwentna i inteligentna. Spodobała się Tess od pierwszego spotkania, gdy nieśmiało spytała ją o drogę do stołówki.
To dziwne, że tak eteryczna blondynka, o bajecznie błękitnych oczach i uśmiechu anioła, mogła być spokrewniona z kimś takim jak Simon.
– Tess, przykro mi nie mogę dziś wieczorem.
– No co ty? – Chyba powiedziała to zbyt głośno, bo profesor spojrzał na nią z przyganą.
– Zwariowałaś? – dodała szeptem. – Czekałyśmy na to cały rok! Matce uszy puchły od moich błagalnych jęków! A teraz mówisz, że nie możesz?!
– Porozmawiamy w przerwie na lunch.
– Nie, teraz! – Tess stanowczo wstała i chwyciwszy Alex za rękę, pociągnęła ją w kierunku wyjścia.
– Słabo mi – wyjaśniła widząc pytający wzrok wykładowcy. Miał dość sceptyczną minę, gdy opuszczały salę, ale było to dla niej w tej chwili mało ważne.
– Teraz mów! – powiedziała, groźnie patrząc na zakłopotaną Alex. – Przecież siostra może zastąpić cię w ten jeden wieczór?
– Nie chodzi o to.
– Nie widzę innego powodu do rezygnacji.
– Pamiętasz, jak opowiadałam o corocznych wyścigach?
– Tych nielegalnych szaleństwach, na których trup gęsto się ścieli, a krew leje strumieniami?
– Trochę przesadzasz. – Alex oparła łokcie i zapatrzyła się przed siebie. – Ale faktycznie, ostatnio rywalizacja jest  ostrzejsza i przynosi coraz to większą liczbę ofiar.
– No dobrze. Ale co ty masz z tym wspólnego? – Tess spojrzała podejrzliwie.
– Obiecałam Simonowi, że będę jego nawigatorem.
– To on się ściga?! – Dlaczego głupie serce, zaczynało bić tak szybko na sam dźwięk jego imienia?
– Pula nagród jest bardzo wysoka. Można zgarnąć kupę kasy. A Simon jest w tym naprawdę świetny i należy do ścisłego grona faworytów.
– To do niego podobne – stwierdziła zgryźliwie Tess. – Gdzie tym razem odbywa się ta, pożal boże, impreza dla samobójców?
– W starych magazynach, na przedmieściu.
– Nie za mało tam miejsca?
– W podziemiach. Jest tam cała masa wąskich, długich korytarzy, w sam raz na taki wyścig.
– I wolisz to, niż koncert jednego z najlepszych zespołów?
– Dostanę trzydzieści procent od jego wygranej. To dużo – Alex uśmiechnęła się blado. – Przyda się na lekarstwa dla mamy.
– Cholera! A ja postarałam się o miejsca tuż obok Odrina i jego brata…
Przyjaciółka spojrzała na nią z niedowierzaniem.
– Przecież mówiłaś, że to mydłek?
– Ale bogaty. Poza tym miałabyś go pod pantoflem, to też znacząca korzyść. No i jeszcze ładne dzieci oraz łatwiejsze życie.
– Och Tereso! – Alex zaczęła się śmiać. – Nigdy nie mogłam nadążyć za twoimi pomysłami.
– Ten wcale nie jest zły – zdecydowanie się broniła. – Olej wyścig i chodź ze mną.
– Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała – powiedziała tamta z wyraźnym żalem w głosie. – Ale nie mogę teraz zostawić Simona. Jeśli nie znalazłby nikogo na moje miejsce, nie mógłby wystartować.
– No dobrze, to ty pójdziesz na koncert, a ja cię zastąpię. – Tessa z bijącym sercem czekała na odpowiedź. Była niemal pewna, że Alex zaprotestuje, ale nie zamierzała się poddać.
– Oszalałaś? Nie masz pojęcia, co powinnaś robić!
– Pomyśl o Odrinie – kusiła zachęcająco. – Taki wieczór, w takim towarzystwie… Może nie być następnej okazji!
– Och Tess! – jęknęła, najwyraźniej się łamiąc. Pokusa była zbyt wielka. – Twoi rodzice mnie zabiją, jeśli się dowiedzą.
– A kto im powie? Ty? Bo przecież nie ja…
– Ktoś zauważy, że cię nie ma.
– Bzdura. Nie w tym tłumie ludzi. – Wygrzebała z kieszeni dwie plastikowe płytki, mieniące się wszystkimi barwami tęczy. – Bilet dla ciebie. Mam tylko prośbę, nie mów nic Simonowi, bo jeszcze pokrzyżuje nam plany.
Alex milczała, cały czas bijąc się z myślami. Ale pomysł nie wydawał się, aż tak bardzo szalony, a znając przyjaciółkę, wiedziała, że sobie poradzi. Musiała tylko poprosić kuzyna, by nie spuszczał jej z oczu. Gdyby coś się stało Teresie, admirał zrównałby to miejsce z ziemią…
– Mam nadzieję, że dobrze robię…
– Cudownie! – Tess roześmiała się uradowana. Nic bardziej nie mogło poprawić jej humoru, niż perspektywa ponownego spotkania z Simonem.

3.
Dziki, rozwrzeszczany i pstrokaty tłum, nie zupełnie był tym, czego się spodziewała. Ubrana w strój wieczorowy, z włosami związanymi w wytworny kok, czuła się dziwnie nie na miejscu, pośród wymalowanych, na wpół nagich dziewczyn i dumnie prężących muskuły mężczyzn. Alex nic nie wspomniała o stroju, a przejęta Tess, nawet przez chwilę o tym nie pomyślała. Ukradkiem rozpięła chociaż kilka guzików bluzki, powiększając dekolt do granicy przyzwoitości. Potem westchnęła i skierowała się ku miejscu, gdzie miał czekać na swą kuzynkę Simon. Bez trudu zauważyła jego gibką sylwetkę pochylającą się nad wspaniałym, błyszczącym srebrzyście motolotem. Nie bardzo znała się na tego typu rzeczach, zresztą nigdy nie było to jej potrzebne. Teraz nawet odrobinę pożałowała, że nigdy wcześniej się tym nie interesowała.
Z duszą na ramieniu podeszła do Simona i delikatnie popukała go w ramię. Odwrócił się błyskawicznie i na jego twarzy ukazało się niekłamane zdumienie.
– Co ty do diabła tu robisz?
– Zastąpię Aleksandrę – odważnie odwzajemniła wściekłe spojrzenie. – Zresztą opowiem ci później.
Chłopak zamknął oczy, klnąc w duchu. Chyba śni?! Albo Alex musiała oszaleć!
Już on się z nią policzy przy następnym spotkaniu!
– Pakuj dupsko i znikaj stąd! Nie potrzebne mi dodatkowe kłopoty – warknął, odkładając trzymane narzędzie na bok i sięgając po ciemny kombinezon z wymalowanym z tyłu numerem siedem.
– Przecież beze mnie nie wystartujesz – uśmiechnęła się szeroko. – Niepisany regulamin tej imprezy wymaga od każdego, asystenta nawigatora.
– Jest wiele kobiet, które mogę o to poprosić – powiedział, silnie akcentując słowo „kobiet” i energicznie zapinając zamek. – Nie potrzebna mi do tego rozpieszczona smarkula, spragniona ekscytujących przygód.
– No wiesz! – syknęła urażona ujmując się pod boki. – Nie jestem smarkulą!
– Ale jesteś rozpieszczona.
– Mam refleks i świetnie nadaję się na nawigatora. Ćwiczyłam wczoraj w domu – dodała usprawiedliwiająco, widząc jego niedowierzający wzrok. – Na symulatorze…
– O tak! To rzeczywiście przemawia na twoją korzyść – odparł z ironią. – Wracaj do domu, by bawić się dalej.
– Ale potrzebujesz…
– Mogę startować i bez nawigatora. Najwyżej będzie to trudniejsze – wzruszył ramionami, starając się nie dostrzegać jej rozczarowanej miny. – Może szybciej zginę?
– Simon!... – jęknęła. Spojrzał na nią z ukosa. Wpatrywała się w niego z przerażeniem, nerwowo splatając dłonie.
Pierwszy raz w życiu ktoś troszczył się o jego bezpieczeństwo. Było to nowe, całkiem przyjemne doznanie. I może właśnie dlatego, odezwał się niespodziewania łagodnym tonem do wystraszonej dziewczyny.
– Chodź kociaku, znajdę dla ciebie bezpieczne miejsce do podziwiania przedstawienia. I nie martw się, mam kolegę, który może zastąpić Alex. Nic mi nie będzie.
Z wahaniem ujęła jego dłoń. Trochę inaczej wyobrażała sobie to wszystko. Nie spodziewała się, że będzie traktowana niczym zbędny balast i zło konieczne. Nawet ciepła i silna dłoń Simona, nie dodała otuchy zmaltretowanemu sercu.
O wyścigach z Trzeciej Dzielnicy krążyły legendy. Krwawe, szczegółowo opisujące każdy śmiertelny przypadek i jego ofiarę. A co będzie, jeśli tym razem przekona się o tym na własne oczy?
– Masz tutaj zostać, aż wszystko się nie skończy. Przyjdę po ciebie, jak tylko dojadę do mety. – Zaprowadził ją do miejsca przy samym starcie, tuż bok słupa z migoczącym ekranem. – Będziesz mogła wszystko obserwować z bliska – wskazał w górę.
– A to jest Xander – klepnął rudowłosego chłopaka, który podszedł do nich szeroko się uśmiechając. – Pilnuj by nic się nie stało naszej księżniczce, bo polecą głowy… - rzucił na odchodne.
– Simon! – Zatrzymał się i spojrzał na nią z rozbawieniem. – Obiecujesz?
– Że wrócę?
– Tak.
– Hm… Przydałoby się coś na szczęście.
Nie dosłyszała w jego głosie kpiny. Nie zauważyła drwiącego uśmiechu. Zdezorientowana i odrobinę przerażona, zrobiła to, co podpowiadało serce. Wspięła się na palce i zarzuciwszy mu dłonie na kark, pocałowała. Miał szorstkie, gorące usta. I absolutnie nie pozostał obojętny…
Dopiero po dłuższej chwili udało jej się oderwać i odsunąć go na bezpieczną odległość.
– Ach kociaku!… Zrobimy tak – jeśli wrócę jako zwycięzca dostanę dużo więcej! Umowa stoi?
– Nie kupczę moją cnotą – odparowała urażona, czując jak jej policzki czerwienieją. Odepchnęła go, z urazą patrząc w ciemne, rozbawione oczy.
– Cnotę możesz zatrzymać, istnieją jeszcze inne sposoby. – Mrugnął okiem i zniknął w tłumie, nie dając oburzonej Tessie okazji do ostrej riposty. Nie była głupia, doskonale zrozumiała, co miał na myśli.  
link do części III - klik

5 komentarzy:

  1. mam migrenę,
    znam migrenę...
    gdzieś słyszałam, że to przypadłość wielkich umysłów;) nieustannie sie tym pocieszam. Mnie w tych sytuacjach pomaga mocne espresso z cytryna... choć wykrzywia niesamowicie. Słyszałam też coś o okladach z octem nai głowę jednak woń octu mnie skutecznie odstrasza. Trzeba sobie jakoś radzić domowymi sposobami bo apteczne specyfiki nie dość, że nie pomagają to jeszcze nie da sie ich tak stosować przy większej częstotliwości migrenowych napadów ...
    Jeśli chodzi o opowiadanie - podobało mi sie niesamowicie do momentu seksu pomiędzy bohaterami, to, ze ona była taka delikatna i tak zupelnie nie pasujaca do tego twardziela i jego bezlitosnego świata;) później zrobiło się zbyt skomplikowane jak na moj "wielki umysł"...
    pozdrawiam( i czekam na Pomyłeczkę;) albo Nikomu ani słowa... że juz nie wspomnę o Historii pewnego nieporozumienia;)
    LIA.

    OdpowiedzUsuń
  2. trochę jak film "Trzy metry nad niebem" :)
    świetne ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja sobie już przypominam! Tu będzie coś z tym hibernowaniem, kosmosem itd.. Ale nie pamiętam dlaczego :p

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.