Nadal mnie nie ma :) Ale zostawiłam coś dla was - dla niektórych może okazać się jeszcze nieczytanym tekstem.
Trzy mile dalej pod tym samym
niebem (I)
1.
W szarym poranku dnia,
okolica wydawała się jeszcze bardziej ponura niż w jakimkolwiek innym miejscu. Mało
co przykuwało wzrok idącej opustoszałą ulicą dziewczyny, mijającej kolejne
szare, betonowe sześciany. Choć osiedle Trzeciej Dzielnicy miało doskonale
wyważone proporcje i niezrównanie dokładne kształty, to było zbyt zdewastowane,
by ktokolwiek mógł dostrzec to piękno. Teresa nigdy nie widziała jeszcze równie
smutnego i kompletnie zniszczonego miejsca.
Młode drzewka, które
posadzono na skwerkach, już dawno zostały okaleczone lub wyrwane. Pozostała
tylko trawa, nadmiernie wybujała, o bladym odcieniu zieleni. Lampy były
potłuczone, a parkany ogródków rozebrane. Gdzieniegdzie można było jeszcze
dostrzec ich resztki walające się po ziemi. Wszelkiego rodzaju pojazdy – z
których uprzednio usunięto wszystko, co się dało, a resztę spalono – stały
teraz blokując przejście, strasząc dodatkowo wybebeszonymi wnętrzami. Niektóre
drzwi i okna mieszkań zabito deskami i kawałkami przerdzewiałej blachy.
Szybkim krokiem przecięła
skrzyżowanie dzielące dwa sąsiednie skwery. Tutaj budynki były niższe, liczyły
sobie zaledwie po osiem, dziewięć pięter. Jednak nadal sprawiały upiorne,
klaustrofobiczne wrażenie. Pomiędzy nimi było mnóstwo ślepych zaułków, ciasnych
przejść i kiepsko oświetlonych alejek. Plastikowe torby ze śmieciami piętrzyły
się na poboczach, a wiele z nich było rozerwanych i rozwłóczonych przez bezpańskie
zwierzaki. Wszechobecny fetor, mimo chłodnej pory, był nie do wytrzymania.
Nawet nie chciała myśleć, co można tu było poczuć w upalny dzień lata.
Czy tak miał wyglądać
obiecany raj? Trudno uwierzyć, że można spotkać jeszcze takie miejsca jak to. A
jednak…
Poczuła irytację, choć
to przecież nie wina Alex, że tu mieszkała. Należało ją raczej podziwiać za to,
iż zdołała się z niego wyrwać, dostając na jeden z najbardziej prestiżowych
uniwersytetów Kolonii MS1. Nie to, co ona sama, pochodząca z zamożnej,
wpływowej rodziny. Ona nie musiała nawet zbytnio się o to starać.
Z obrzydzeniem
rozejrzała się po małym, ciasnym podwórku. Miejsce, choć zamieszkane, wcale nie
sprawiało takiego wrażenia. Zasłony we wszystkich oknach były szczelnie
zaciągnięte. Ostrożnie omijając leżące na ziemi śmieci, podeszła do uchylonych
drzwi. Powitał ją przykry odór uryny, zarówno tej świeżej jak i również
zastałej.
Trafiła bezbłędnie. Nad
jej głową słabo widoczny, połyskiwał resztką srebrzystej farby, numer 512. Zawahała
się przed wejściem do środka. Osiedle za jej plecami bez wątpienia stanowiło
obce, pełne niebezpieczeństw terytorium, ale mroczny korytarz przed nią, z
trudem dający się przeniknąć wzrokiem, wydawał się dwakroć straszniejszy.
Nie miała najmniejszej
ochoty wchodzić do środka. Jednak Alex nie odbierała żadnych wiadomości i w
ogóle unikała jakichkolwiek kontaktów. Jeszcze tydzień lub dwa i zostanie
skreślona z listy studentów. A Teresa uważała, że na to nie zasłużyła. Wśród
jej znajomych krążyła plotka o nieszczęśliwym romansie i niechcianej ciąży. To
wszystko były jednak domysły i nie mogła tego w żaden sposób potwierdzić. Tylko
przyjaciółka wiedziała jaka jest prawda.
Westchnęła i jeszcze
raz sprawdziła w nawigacji czy znalazła właściwe wejście. Zgadzało się, to był
numer 512. Ponownie zajrzała do środka przez uchylone skrzydło. Skrzywiła się,
ale poczucie obowiązku zwyciężyło i głęboko odetchnąwszy, otwarła szerzej
drzwi, by wejść do środka. Nie zdążyła jednak tego uczynić, bowiem z tyłu
poczuła potężne szarpnięcie.
– A co my tu mamy?
– Mężczyzna był niewysoki i brudny. Skrzywiła się, gdy zbliżył swą twarz. Poczuła
smród niedomytego ciała i zemdliło ją na widok zepsutych zębów.
– Paniusia chyba
pomyliła drogi – wciąż trzymał ją w żelaznym uścisku, ale drugą dłoń próbował
wepchnąć pod płaszcz.
– Puszczaj! – Walnęła
go torebką, ale w zamian otrzymała tak potężny cios, że aż się zatoczyła,
upadając na stertę makulatury leżącą w rogu podwórka.
– Jeszcze raz zrobisz
to suko, a…
Zamilkł, bo obok
pojawił się ktoś jeszcze. Chłopak był wysoki i muskularny, o smagłej cerze i
kruczoczarnych ostrzyżonych na krótko, włosach.
– Spadaj! –
zaproponował nieznoszącym sprzeciwu głosem. Tamten wymamrotał jeszcze coś pod
nosem i błyskawicznie się ulotnił. Widać nie miał zamiaru zadzierać z górującym
nad nim posturą przeciwnikiem.
Spróbowała wstać, ale
obcas poślizgnął się na czymś i ponownie upadła, tym razem tłukąc boleśnie
łokieć.
– Co tu robisz kociaku?
– Przyklęknął obok, obserwując ją z rozbawieniem.
Spojrzała na niego
wystraszona. Nie wyglądał na złoczyńcę, choć jej matka z pewnością zemdlałaby,
gdyby zobaczyła kogoś takiego w swoim salonie. Czarna, obcisła koszulka i mocno
sprane, przybrudzone już spodnie, podkreślały szczupłe biodra i szerokie barki.
Wzdłuż prawego przedramienia biegły tatuaże, znikając pod materiałem ubrania i
ponownie pojawiając się na szyi, nachodząc aż do podbródka. Na lewym policzku
miał szramę, niechybnie pamiątkę jakiejś bójki. Twarz była szczupła, o dość
regularnych rysach i prostych ustach. Kilkudniowy zarost dodawał jej seksapilu.
Jednak Tess urzekły oczy. Były ciemne, niemal czarne, z wesołymi iskierkami i
zmarszczkami w kącikach.
– Szukam przyjaciółki –
stęknęła, usiłując się podnieść.
Wstał i podał jej rękę.
Po chwili z zacięciem się otrzepywała, usiłując przywrócić do porządku
przybrudzony płaszcz.
– Ty? Tutaj? Chyba
pomyliłaś adresy?
– Nie pomyliłam. Ma na
imię Alex i mieszka pod numerem 512.
– Ach! – zmarszczył
brwi. – Czego od niej chcesz?
Spojrzała na niego
zdumiona. Zniknął przyjazny ton głosu i uśmiech na twarzy. Teraz jego oczy
patrzyły czujnie i z niechęcią.
– Znasz ją?
– Pytałem, czego od
niej chcesz?
Westchnęła. Co za
uparty typek. Ale i tak była prawie na miejscu, nie musiała więc udzielać
jakichkolwiek wyjaśnień.
– Dzięki za pomoc,
muszę iść.
Na jej ramieniu wylądowała
ciężka dłoń, bez problemu zatrzymując w miejscu.
– Zostaw ją w spokoju.
Ma już dość problemów.
– Słuchaj no! – Na
daremnie próbowała się wyrwać. – Nie przyszłam tu dyskutować z tobą, tylko
porozmawiać z przyjaciółką. Wiem, że ma kłopoty i chcę pomóc. Bo uważam, że
jest tego warta. Więc puszczaj i daj mi przejść.
Spojrzał na nią
posępnie. Przez chwilę miała wrażenie, że zaprotestuje i każe jej się wynosić w
diabły. Potem puścił ją i szerokim gestem wskazał na drzwi.
– Chodź kociaku,
zaprowadzę cię.
– Nie nazywaj mnie tak!
Rzucił jej pełne ironii
spojrzenie.
– Bo co?
Z całej siły zacisnęła
usta. Podążyła przodem nie podejmując więcej tematu. Przez długą chwilę szli w
milczeniu, najpierw schodami w górę na drugie piętro, potem ponurym korytarzem,
aż na sam koniec, do żółtych drzwi. Czuła jego spojrzenie na swych plecach,
choć nie wiedziała, że właśnie z lubością przygląda się zgrabnym nogom i
kusząco zaokrąglonym biodrom.
– To tutaj?
– Tak. – Załomotał
do burych drzwi. – Alex, otwórz. Jakiś mikrus przyszedł cię odwiedzić!
Aż zatchnęło ją z
oburzenia. To prawda, nie grzeszyła wzrostem, ale żeby zaraz mikrus!
– Palant! –
syknęła, unosząc dumnie podbródek. Nie zdążyli się jednak pokłócić, bo drzwi
otwarły się i na progu stanęła wysoka, smukła blondynka.
– Tess? Co ty tutaj
robisz?
– A jak myślisz? –
Z ulgą zauważyła, że jej przyjaciółka wygląda całkiem normalnie. – Ciężko do
ciebie trafić, ale ten troglodyta wskazał mi drogę. – Rzuciła mu mściwe
spojrzenie i weszła do środka, zapraszana przez zakłopotaną gospodynię.
– Beze mnie –
uniósł obie dłonie i z uśmiechem się wycofał. – Miłej pogawędki. I gdyby ten
kociak potrzebował asysty przy powrocie do domu, to daj znać.
Mrugnął okiem i już go
nie było.
– Kto to jest? –
napęczniała od negatywnych uczuć Tess nie zdołała powstrzymać pytania.
– Mój kuzyn Simon.
Tylko… - Alex zawahała się. – Zresztą nieważne. Siadaj. Chcesz herbaty czy kawy?
– Kawy. A potem,
mam nadzieję, że wyjaśnisz mi dlaczego nie było cię przez ostatnie dwa tygodnie
na zajęciach.
Tamta bez słowa podeszła
do małej kuchenki. Mieszkanko było niewielkie, ale czyste i zadbane, choć widać
było, że meble są podniszczone, a obicie kanapy tu i ówdzie przetarte. Brakowało
też wielu technicznych udogodnień, bez których Teresa nie wyobrażała sobie
życia.
– Twoja kawa. – Przyjaciółka
postawiła dwa parujące kubki na okrągłym stoliku. – Mocna, czarna, bez cukru.
– Twoje wyjaśnienia –
zażądała Tess, ujmując gorące naczynie w złączone dłonie.
– Powiem wprost. Chodzi
o Odrina.
– O tego mydłka?
Chyba nie powiesz, że się w nim zakochałaś? – powiedziała zdegustowana Teresa.
– To takie dziwne? –
uśmiechnęła się blado.
– Na boga Alex!
Jest tylu fajnych facetów, a ty wybrałaś galaretowatego bezjajowca, o ciasnym
rozumku i rozdmuchanym ego.
– Serce nie sługa…
– Bzdura! Jutro
chcę cię widzieć z powrotem na wykładach. Jak nie przyjdziesz dobrowolnie, to
przysięgam, że cię skrepuję i zawlokę tam siłą! Zrozumiałaś?
– Nie dasz rady –
Alex uśmiechnęła się nieoczekiwanie. Miło było wiedzieć, że komuś aż tak bardzo
na niej zależy.
– Zawrę
zawieszenie broni z twoim kuzynem i nawet pozwolę mu się nazywać kociakiem.
Więc bez numerów, zrozumiałaś?
– Och Tess –
zaczęła się śmiać. – No dobrze, będę szczera. Zdążyłam sobie wszystko
przemyśleć i zdecydowałam, że nie mogę zmarnować tylu lat ciężkiej pracy, tylko
z powodu jednego mężczyzny.
– I bardzo dobrze.
– Przyjaciółka wcale nie wyglądała na rozczarowaną bezsensownością swej pomocy.
– Miło mi wiedzieć, że masz na tyle rozsądku, by nie rezygnować z tego, co z
takim trudem osiągnęłaś.
– Tess?
– Tak?
– Dziękuję, że
przyszłaś. I to w dodatku sama. Mam rację?
– Tak – mruknęła
niewyraźnie. Nie chciała opowiadać ilu forteli i kłamstw musiała użyć, by
dostać się w to miejsce bez eskorty policyjnej przydzielonej przez troskliwego
ojca. To było zakazane terytorium, dzielnica wyrzutków, degeneratów i biedoty. Gdyby
jej rodzice dowiedzieli się o tej wyprawie… Dość powiedzieć, że na bardzo długo
miałaby przechlapane.
– Nie powiedziałaś
nikomu?
– Nie…
– Och dziewczyno! To
było nierozsądne, a nawet wyjątkowo głupie.
Tym razem Teresa
zakrztusiła się kawą.
– Jak myślisz, pozwoliliby
mi tu przyjść? Nie sądzę. Wysłaliby tylko jakiegoś urzędasa, który odnotowałby
cokolwiek dla spokoju mojego sumienia i na tym koniec. A gdybyś naprawdę
potrzebowała pomocy?
– Cała ty! – Alex
roześmiała się szczerze. – Jednak niepokoi mnie jak wrócisz? Mogę cię
odprowadzić tylko na przystanek metra, bo za kwadrans muszę zastąpić siostrę w
opiece nad matką. A wolałabym nie powierzać cię memu kuzynowi…
– Dlaczego?
– On… On nie jest
dobry. Widziałam jak robił okropne rzeczy. A ty wpadłaś mu w oko.
– Boisz się o mnie?
– Tak. Przypadek sprawił,
iż go spotkałaś. Jeszcze gorsze jest to…
– Aleksandro,
daruj! Nazwał mnie mikrusem. Naprawdę sądzisz, że to z powodu nagłego
zauroczenia mą osobą? Poza tym poradzę sobie. Doszłam tutaj, to i wrócę.
Tamta milczała. Dostrzegła
błysk sporego zainteresowania w ciemnych oczach Simona. I w dodatku ten uśmiech...
Zmieniła jednak temat, niejasno czując, że jego drążenie może przynieść
odwrotne do zamierzonych skutki.
Tessa wracała do domu
szczęśliwa, choć niewątpliwie solidnie przybrudzona. Osamotniona, usiadła na
twardej, metalowej ławce, dopiero teraz dostrzegając nędzę tego miejsca. W duchu
zaczęła się modlić, by jej transport pojawił się jak najszybciej. Zaczęła
również zastanawiać się czy nie skorzystać z portalu teleportacyjnego. Najwyżej
musiałaby wysłuchiwać przez kilka dni umoralniających kazań rodziców… Ale tak
byłoby bezpieczniej.
– Cześć kociaku! –
usłyszała tuż obok rozbawiony głos. Rozgniewana uniosła głowę i ujrzała, a
jakże, niedawno poznanego chłopaka.
– Czego? – warknęła
nieuprzejmie.
– A mówiłem, że z
chęcią się tobą zaopiekuję w drodze powrotnej.
– Nie potrzebuję
niańki. Poza tym Alex ostrzegała, bym się trzymała od ciebie z daleka.
W jego oczach mignął
cień złości. Ale potem roześmiał się i usiadł obok.
– Pewnie dlatego, że
dwa razy siedziałem za gwałt.
– Ty?! – Odwróciła się
do niego przodem i wlepiła zdumione spojrzenie.
– Aha! W zasadzie
byłem tylko oskarżony i puszczono mnie ze względu na brak dowodów…
– Bzdura!
Wystarczy na ciebie spojrzeć, by wiedzieć, że nie musisz nikogo zmuszać do
seksu.
– Doprawdy? – Tym
razem to on wydawał się zaskoczony takim podejściem do sprawy.
– A co? Nie masz w domu
lustra?
Milczał zastanawiając
się czy jest aż tak naiwna, czy też tylko udaje.
– Sądzisz, że każdy
gwałciciel jest brudnym, brzydkim, spoconym z podniecenia facetem?
– A nie?
– Litości! – jęknął. –
W jakim ty żyjesz świecie dzieciaku?
– Pod szklanym
kloszem, w rajskim ogrodzie – burknęła, nerwowo spoglądając na zegar wiszący
nad ich głowami. Jakoś nie podobała się jej ta dyskusja. Ku niewysłowionej
uldze, z oddali dobiegł cichy szum zbliżającego się metra.
Wstała, nerwowo
strzepując nieistniejący pyłek z poły płaszcza. On również podniósł się z ławki
i stanął tuż obok. Z determinacją uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Nic dziwnego,
że nazwał ją mikrusem - sięgała zaledwie do ramienia, a to i tak dzięki butom
na wysokich, smukłych obcasach.
Wciąż wyglądał na
rozbawionego. Nagle zyskała pewność, że jest od niej znacznie starszy, mógł
mieć nawet z dwadzieścia parę lat. Wieku dodawało mu spojrzenie, pozornie
łobuzerskie i radosne, jednak skrywające prawdziwe, znacznie bardziej mroczne
ja.
– To do zobaczenia –
rzekła nieszczerze.
Patrzył na nią z góry,
z nieodgadnionym wyrazem, z lekko przekrzywioną na bok głową. Wyglądał jakby
nad czymś intensywnie się zastanawiał.
– Chciałem się
pożegnać – mruknął delikatnie, niemal uwodzicielsko. Wesołe iskierki w jego
oczach zniknęły, za to pojawiło się coś innego, znacznie bardziej szalonego i
obcego. – Mogę cię pocałować?
Dziewczyna stała
nieruchomo, jak zaczarowana. Nie bała się, jednak powoli docierała do niej
okrutna prawda, że pod nęcącym wizerunkiem kryła się bestia. To jej patrzyła
teraz prosto w oczy, czując narastającą pomalutku panikę. Najgorsze było jednak
to, iż jednocześnie pragnęła tego i nienawidziła tych pragnień.
Chłopak wyciągnął w jej
kierunku dłoń.
– Jesteś słodka –
wyszeptał przesuwając nią po aksamitnym policzku. Uniosła ołowiane ręce, by go
powstrzymać. Ale nie zdołała tego uczynić, bo nagłym ruchem przyciągnął ją ku
sobie i pocałował.
To był brutalny, pełen
dzikości pocałunek. Nawet nie próbowała się bronić przed szorstkimi wargami, z
taką siłą wpijającymi się w jej delikatne usta. Była złapana w potrzask, jak w
dziecięcych koszmarach, bez żadnej szansy na ucieczkę. A jednak czuła coś
więcej, niż obezwładniający strach.
Potem, równie nagle jak
zaczął, przerwał i wypuścił ją z uścisku.
– Do zobaczenia
kociaku – powiedział drwiąco na pożegnanie i odwróciwszy się, szybkim krokiem
skierował ku wyjściu.
Na platformie stała
śmiertelnie zdumiona, zaskoczona Tess. Na dodatek w jej serce wkradał się żal,
że pocałunek trwał tak krótko. I było to tak nieoczekiwane dla niej samej, że
niemal przegapiłaby nadjeżdżające metro.
link do części II - klik
Czekam na ciąg dalszy. świetne.*.*
OdpowiedzUsuńI nie wiedząc dlaczego, uśmiechałam się do ekranu czytając to opowiadanie. Jesteś cudowna!
OdpowiedzUsuńCzy mi się wydaje czy na pokatne.pl była 3 część i zniknęła?
OdpowiedzUsuńNie była :) A właśnie, coś bym musiała w tym temacie w najbliższym czasie dodać ;)
UsuńDawno nie było coś na osłodę. W końcu jest to też blog cukierniczy
OdpowiedzUsuńCzęść cukiernicza katuje się dietą :)
UsuńAle dam coś na osłodę ;)
Kociaku, dalej idę! XD
OdpowiedzUsuń