czwartek, 8 sierpnia 2013

Trzy mile dalej pod tym samym niebem (I)


Nadal mnie nie ma :) Ale zostawiłam coś dla was - dla niektórych może okazać się jeszcze nieczytanym tekstem.

          Trzy mile dalej pod tym samym niebem (I)
1.
W szarym poranku dnia, okolica wydawała się jeszcze bardziej ponura niż w jakimkolwiek innym miejscu. Mało co przykuwało wzrok idącej opustoszałą ulicą dziewczyny, mijającej kolejne szare, betonowe sześciany. Choć osiedle Trzeciej Dzielnicy miało doskonale wyważone proporcje i niezrównanie dokładne kształty, to było zbyt zdewastowane, by ktokolwiek mógł dostrzec to piękno. Teresa nigdy nie widziała jeszcze równie smutnego i kompletnie zniszczonego miejsca.
Młode drzewka, które posadzono na skwerkach, już dawno zostały okaleczone lub wyrwane. Pozostała tylko trawa, nadmiernie wybujała, o bladym odcieniu zieleni. Lampy były potłuczone, a parkany ogródków rozebrane. Gdzieniegdzie można było jeszcze dostrzec ich resztki walające się po ziemi. Wszelkiego rodzaju pojazdy – z których uprzednio usunięto wszystko, co się dało, a resztę spalono – stały teraz blokując przejście, strasząc dodatkowo wybebeszonymi wnętrzami. Niektóre drzwi i okna mieszkań zabito deskami i kawałkami przerdzewiałej blachy.
Szybkim krokiem przecięła skrzyżowanie dzielące dwa sąsiednie skwery. Tutaj budynki były niższe, liczyły sobie zaledwie po osiem, dziewięć pięter. Jednak nadal sprawiały upiorne, klaustrofobiczne wrażenie. Pomiędzy nimi było mnóstwo ślepych zaułków, ciasnych przejść i kiepsko oświetlonych alejek. Plastikowe torby ze śmieciami piętrzyły się na poboczach, a wiele z nich było rozerwanych i rozwłóczonych przez bezpańskie zwierzaki. Wszechobecny fetor, mimo chłodnej pory, był nie do wytrzymania. Nawet nie chciała myśleć, co można tu było poczuć w upalny dzień lata.
Czy tak miał wyglądać obiecany raj? Trudno uwierzyć, że można spotkać jeszcze takie miejsca jak to. A jednak…
Poczuła irytację, choć to przecież nie wina Alex, że tu mieszkała. Należało ją raczej podziwiać za to, iż zdołała się z niego wyrwać, dostając na jeden z najbardziej prestiżowych uniwersytetów Kolonii MS1. Nie to, co ona sama, pochodząca z zamożnej, wpływowej rodziny. Ona nie musiała nawet zbytnio się o to starać.
Z obrzydzeniem rozejrzała się po małym, ciasnym podwórku. Miejsce, choć zamieszkane, wcale nie sprawiało takiego wrażenia. Zasłony we wszystkich oknach były szczelnie zaciągnięte. Ostrożnie omijając leżące na ziemi śmieci, podeszła do uchylonych drzwi. Powitał ją przykry odór uryny, zarówno tej świeżej jak i również zastałej.
Trafiła bezbłędnie. Nad jej głową słabo widoczny, połyskiwał resztką srebrzystej farby, numer 512. Zawahała się przed wejściem do środka. Osiedle za jej plecami bez wątpienia stanowiło obce, pełne niebezpieczeństw terytorium, ale mroczny korytarz przed nią, z trudem dający się przeniknąć wzrokiem, wydawał się dwakroć straszniejszy.
Nie miała najmniejszej ochoty wchodzić do środka. Jednak Alex nie odbierała żadnych wiadomości i w ogóle unikała jakichkolwiek kontaktów. Jeszcze tydzień lub dwa i zostanie skreślona z listy studentów. A Teresa uważała, że na to nie zasłużyła. Wśród jej znajomych krążyła plotka o nieszczęśliwym romansie i niechcianej ciąży. To wszystko były jednak domysły i nie mogła tego w żaden sposób potwierdzić. Tylko przyjaciółka wiedziała jaka jest prawda.
Westchnęła i jeszcze raz sprawdziła w nawigacji czy znalazła właściwe wejście. Zgadzało się, to był numer 512. Ponownie zajrzała do środka przez uchylone skrzydło. Skrzywiła się, ale poczucie obowiązku zwyciężyło i głęboko odetchnąwszy, otwarła szerzej drzwi, by wejść do środka. Nie zdążyła jednak tego uczynić, bowiem z tyłu poczuła potężne szarpnięcie.
– A co my tu mamy? – Mężczyzna był niewysoki i brudny. Skrzywiła się, gdy zbliżył swą twarz. Poczuła smród niedomytego ciała i zemdliło ją na widok zepsutych zębów.
– Paniusia chyba pomyliła drogi – wciąż trzymał ją w żelaznym uścisku, ale drugą dłoń próbował wepchnąć pod płaszcz.
– Puszczaj! – Walnęła go torebką, ale w zamian otrzymała tak potężny cios, że aż się zatoczyła, upadając na stertę makulatury leżącą w rogu podwórka.
– Jeszcze raz zrobisz to suko, a…
Zamilkł, bo obok pojawił się ktoś jeszcze. Chłopak był wysoki i muskularny, o smagłej cerze i kruczoczarnych ostrzyżonych na krótko, włosach.
– Spadaj! – zaproponował nieznoszącym sprzeciwu głosem. Tamten wymamrotał jeszcze coś pod nosem i błyskawicznie się ulotnił. Widać nie miał zamiaru zadzierać z górującym nad nim posturą przeciwnikiem.
Spróbowała wstać, ale obcas poślizgnął się na czymś i ponownie upadła, tym razem tłukąc boleśnie łokieć.
– Co tu robisz kociaku? – Przyklęknął obok, obserwując ją z rozbawieniem.
Spojrzała na niego wystraszona. Nie wyglądał na złoczyńcę, choć jej matka z pewnością zemdlałaby, gdyby zobaczyła kogoś takiego w swoim salonie. Czarna, obcisła koszulka i mocno sprane, przybrudzone już spodnie, podkreślały szczupłe biodra i szerokie barki. Wzdłuż prawego przedramienia biegły tatuaże, znikając pod materiałem ubrania i ponownie pojawiając się na szyi, nachodząc aż do podbródka. Na lewym policzku miał szramę, niechybnie pamiątkę jakiejś bójki. Twarz była szczupła, o dość regularnych rysach i prostych ustach. Kilkudniowy zarost dodawał jej seksapilu. Jednak Tess urzekły oczy. Były ciemne, niemal czarne, z wesołymi iskierkami i zmarszczkami w kącikach.
– Szukam przyjaciółki – stęknęła, usiłując się podnieść.
Wstał i podał jej rękę. Po chwili z zacięciem się otrzepywała, usiłując przywrócić do porządku przybrudzony płaszcz.
– Ty? Tutaj? Chyba pomyliłaś adresy?
– Nie pomyliłam. Ma na imię Alex i mieszka pod numerem 512.
– Ach! – zmarszczył brwi. – Czego od niej chcesz?
Spojrzała na niego zdumiona. Zniknął przyjazny ton głosu i uśmiech na twarzy. Teraz jego oczy patrzyły czujnie i z niechęcią.
– Znasz ją?
– Pytałem, czego od niej chcesz?
Westchnęła. Co za uparty typek. Ale i tak była prawie na miejscu, nie musiała więc udzielać jakichkolwiek wyjaśnień.
– Dzięki za pomoc, muszę iść.
Na jej ramieniu wylądowała ciężka dłoń, bez problemu zatrzymując w miejscu.
– Zostaw ją w spokoju. Ma już dość problemów.
– Słuchaj no! – Na daremnie próbowała się wyrwać. – Nie przyszłam tu dyskutować z tobą, tylko porozmawiać z przyjaciółką. Wiem, że ma kłopoty i chcę pomóc. Bo uważam, że jest tego warta. Więc puszczaj i daj mi przejść.
Spojrzał na nią posępnie. Przez chwilę miała wrażenie, że zaprotestuje i każe jej się wynosić w diabły. Potem puścił ją i szerokim gestem wskazał na drzwi.
– Chodź kociaku, zaprowadzę cię.
– Nie nazywaj mnie tak!
Rzucił jej pełne ironii spojrzenie.
– Bo co?
Z całej siły zacisnęła usta. Podążyła przodem nie podejmując więcej tematu. Przez długą chwilę szli w milczeniu, najpierw schodami w górę na drugie piętro, potem ponurym korytarzem, aż na sam koniec, do żółtych drzwi. Czuła jego spojrzenie na swych plecach, choć nie wiedziała, że właśnie z lubością przygląda się zgrabnym nogom i kusząco zaokrąglonym biodrom.
– To tutaj?
– Tak. – Załomotał do burych drzwi. – Alex, otwórz. Jakiś mikrus przyszedł cię odwiedzić!
Aż zatchnęło ją z oburzenia. To prawda, nie grzeszyła wzrostem, ale żeby zaraz mikrus!
– Palant! – syknęła, unosząc dumnie podbródek. Nie zdążyli się jednak pokłócić, bo drzwi otwarły się i na progu stanęła wysoka, smukła blondynka.
– Tess? Co ty tutaj robisz?
– A jak myślisz? – Z ulgą zauważyła, że jej przyjaciółka wygląda całkiem normalnie. – Ciężko do ciebie trafić, ale ten troglodyta wskazał mi drogę. – Rzuciła mu mściwe spojrzenie i weszła do środka, zapraszana przez zakłopotaną gospodynię.
– Beze mnie – uniósł obie dłonie i z uśmiechem się wycofał. – Miłej pogawędki. I gdyby ten kociak potrzebował asysty przy powrocie do domu, to daj znać.
Mrugnął okiem i już go nie było.
– Kto to jest? – napęczniała od negatywnych uczuć Tess nie zdołała powstrzymać pytania.
– Mój kuzyn Simon. Tylko… - Alex zawahała się. – Zresztą nieważne. Siadaj. Chcesz herbaty czy kawy?
– Kawy. A potem, mam nadzieję, że wyjaśnisz mi dlaczego nie było cię przez ostatnie dwa tygodnie na zajęciach.
Tamta bez słowa podeszła do małej kuchenki. Mieszkanko było niewielkie, ale czyste i zadbane, choć widać było, że meble są podniszczone, a obicie kanapy tu i ówdzie przetarte. Brakowało też wielu technicznych udogodnień, bez których Teresa nie wyobrażała sobie życia.
– Twoja kawa. – Przyjaciółka postawiła dwa parujące kubki na okrągłym stoliku. – Mocna, czarna, bez cukru.
– Twoje wyjaśnienia – zażądała Tess, ujmując gorące naczynie w złączone dłonie.
– Powiem wprost. Chodzi o Odrina.
– O tego mydłka? Chyba nie powiesz, że się w nim zakochałaś? – powiedziała zdegustowana Teresa.
– To takie dziwne? – uśmiechnęła się blado.
– Na boga Alex! Jest tylu fajnych facetów, a ty wybrałaś galaretowatego bezjajowca, o ciasnym rozumku i rozdmuchanym ego.
– Serce nie sługa…
– Bzdura! Jutro chcę cię widzieć z powrotem na wykładach. Jak nie przyjdziesz dobrowolnie, to przysięgam, że cię skrepuję i zawlokę tam siłą! Zrozumiałaś?
– Nie dasz rady – Alex uśmiechnęła się nieoczekiwanie. Miło było wiedzieć, że komuś aż tak bardzo na niej zależy.
– Zawrę zawieszenie broni z twoim kuzynem i nawet pozwolę mu się nazywać kociakiem. Więc bez numerów, zrozumiałaś?
– Och Tess – zaczęła się śmiać. – No dobrze, będę szczera. Zdążyłam sobie wszystko przemyśleć i zdecydowałam, że nie mogę zmarnować tylu lat ciężkiej pracy, tylko z powodu jednego mężczyzny.
– I bardzo dobrze. – Przyjaciółka wcale nie wyglądała na rozczarowaną bezsensownością swej pomocy. – Miło mi wiedzieć, że masz na tyle rozsądku, by nie rezygnować z tego, co z takim trudem osiągnęłaś.
– Tess?
– Tak?
– Dziękuję, że przyszłaś. I to w dodatku sama. Mam rację?
– Tak – mruknęła niewyraźnie. Nie chciała opowiadać ilu forteli i kłamstw musiała użyć, by dostać się w to miejsce bez eskorty policyjnej przydzielonej przez troskliwego ojca. To było zakazane terytorium, dzielnica wyrzutków, degeneratów i biedoty. Gdyby jej rodzice dowiedzieli się o tej wyprawie… Dość powiedzieć, że na bardzo długo miałaby przechlapane.
– Nie powiedziałaś nikomu?
– Nie…
– Och dziewczyno! To było nierozsądne, a nawet wyjątkowo głupie.
Tym razem Teresa zakrztusiła się kawą.
– Jak myślisz, pozwoliliby mi tu przyjść? Nie sądzę. Wysłaliby tylko jakiegoś urzędasa, który odnotowałby cokolwiek dla spokoju mojego sumienia i na tym koniec. A gdybyś naprawdę potrzebowała pomocy?
– Cała ty! – Alex roześmiała się szczerze. – Jednak niepokoi mnie jak wrócisz? Mogę cię odprowadzić tylko na przystanek metra, bo za kwadrans muszę zastąpić siostrę w opiece nad matką. A wolałabym nie powierzać cię memu kuzynowi…
– Dlaczego?
– On… On nie jest dobry. Widziałam jak robił okropne rzeczy. A ty wpadłaś mu w oko.
– Boisz się o mnie?
– Tak. Przypadek sprawił, iż go spotkałaś. Jeszcze gorsze jest to…
– Aleksandro, daruj! Nazwał mnie mikrusem. Naprawdę sądzisz, że to z powodu nagłego zauroczenia mą osobą? Poza tym poradzę sobie. Doszłam tutaj, to i wrócę.
Tamta milczała. Dostrzegła błysk sporego zainteresowania w ciemnych oczach Simona. I w dodatku ten uśmiech... Zmieniła jednak temat, niejasno czując, że jego drążenie może przynieść odwrotne do zamierzonych skutki.
Tessa wracała do domu szczęśliwa, choć niewątpliwie solidnie przybrudzona. Osamotniona, usiadła na twardej, metalowej ławce, dopiero teraz dostrzegając nędzę tego miejsca. W duchu zaczęła się modlić, by jej transport pojawił się jak najszybciej. Zaczęła również zastanawiać się czy nie skorzystać z portalu teleportacyjnego. Najwyżej musiałaby wysłuchiwać przez kilka dni umoralniających kazań rodziców… Ale tak byłoby bezpieczniej.
– Cześć kociaku! – usłyszała tuż obok rozbawiony głos. Rozgniewana uniosła głowę i ujrzała, a jakże, niedawno poznanego chłopaka.
– Czego? – warknęła nieuprzejmie.
– A mówiłem, że z chęcią się tobą zaopiekuję w drodze powrotnej.
– Nie potrzebuję niańki. Poza tym Alex ostrzegała, bym się trzymała od ciebie z daleka.
W jego oczach mignął cień złości. Ale potem roześmiał się i usiadł obok.
– Pewnie dlatego, że dwa razy siedziałem za gwałt.
– Ty?! – Odwróciła się do niego przodem i wlepiła zdumione spojrzenie.
– Aha! W zasadzie byłem tylko oskarżony i puszczono mnie ze względu na brak dowodów…
– Bzdura! Wystarczy na ciebie spojrzeć, by wiedzieć, że nie musisz nikogo zmuszać do seksu.
– Doprawdy? – Tym razem to on wydawał się zaskoczony takim podejściem do sprawy.
– A co? Nie masz w domu lustra?
Milczał zastanawiając się czy jest aż tak naiwna, czy też tylko udaje.
– Sądzisz, że każdy gwałciciel jest brudnym, brzydkim, spoconym z podniecenia facetem?
– A nie?
– Litości! – jęknął. – W jakim ty żyjesz świecie dzieciaku?
– Pod szklanym kloszem, w rajskim ogrodzie – burknęła, nerwowo spoglądając na zegar wiszący nad ich głowami. Jakoś nie podobała się jej ta dyskusja. Ku niewysłowionej uldze, z oddali dobiegł cichy szum zbliżającego się metra.
Wstała, nerwowo strzepując nieistniejący pyłek z poły płaszcza. On również podniósł się z ławki i stanął tuż obok. Z determinacją uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Nic dziwnego, że nazwał ją mikrusem - sięgała zaledwie do ramienia, a to i tak dzięki butom na wysokich, smukłych obcasach.
Wciąż wyglądał na rozbawionego. Nagle zyskała pewność, że jest od niej znacznie starszy, mógł mieć nawet z dwadzieścia parę lat. Wieku dodawało mu spojrzenie, pozornie łobuzerskie i radosne, jednak skrywające prawdziwe, znacznie bardziej mroczne ja.
– To do zobaczenia – rzekła nieszczerze.
Patrzył na nią z góry, z nieodgadnionym wyrazem, z lekko przekrzywioną na bok głową. Wyglądał jakby nad czymś intensywnie się zastanawiał.
– Chciałem się pożegnać – mruknął delikatnie, niemal uwodzicielsko. Wesołe iskierki w jego oczach zniknęły, za to pojawiło się coś innego, znacznie bardziej szalonego i obcego. – Mogę cię pocałować?
Dziewczyna stała nieruchomo, jak zaczarowana. Nie bała się, jednak powoli docierała do niej okrutna prawda, że pod nęcącym wizerunkiem kryła się bestia. To jej patrzyła teraz prosto w oczy, czując narastającą pomalutku panikę. Najgorsze było jednak to, iż jednocześnie pragnęła tego i nienawidziła tych pragnień.
Chłopak wyciągnął w jej kierunku dłoń.
– Jesteś słodka – wyszeptał przesuwając nią po aksamitnym policzku. Uniosła ołowiane ręce, by go powstrzymać. Ale nie zdołała tego uczynić, bo nagłym ruchem przyciągnął ją ku sobie i pocałował.
To był brutalny, pełen dzikości pocałunek. Nawet nie próbowała się bronić przed szorstkimi wargami, z taką siłą wpijającymi się w jej delikatne usta. Była złapana w potrzask, jak w dziecięcych koszmarach, bez żadnej szansy na ucieczkę. A jednak czuła coś więcej, niż obezwładniający strach.
Potem, równie nagle jak zaczął, przerwał i wypuścił ją z uścisku.
– Do zobaczenia kociaku – powiedział drwiąco na pożegnanie i odwróciwszy się, szybkim krokiem skierował ku wyjściu.
Na platformie stała śmiertelnie zdumiona, zaskoczona Tess. Na dodatek w jej serce wkradał się żal, że pocałunek trwał tak krótko. I było to tak nieoczekiwane dla niej samej, że niemal przegapiłaby nadjeżdżające metro.

link do części II - klik

7 komentarzy:

  1. Czekam na ciąg dalszy. świetne.*.*

    OdpowiedzUsuń
  2. I nie wiedząc dlaczego, uśmiechałam się do ekranu czytając to opowiadanie. Jesteś cudowna!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy mi się wydaje czy na pokatne.pl była 3 część i zniknęła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie była :) A właśnie, coś bym musiała w tym temacie w najbliższym czasie dodać ;)

      Usuń
  4. Dawno nie było coś na osłodę. W końcu jest to też blog cukierniczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Część cukiernicza katuje się dietą :)

      Ale dam coś na osłodę ;)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.