Słabiutko u mnie z pisaniem, bo męczy mnie migrena. Kto zaznał, wie jakie to paskudztwo :(
Poza tym jutro znów wyjeżdżam, tym razem nad stary, dobry Bałtyk. A tu świat wiruje jak na karuzeli, walizki leżą rozgrzebane, cała masa rzeczy do zrobienia... Ech!
I od razu dodam, że tym tygodniu będzie trochę literacko, trochę cukierniczo :)))
Trzy mile dalej pod tym samym niebem (II)
2.
Zamyślona, siedziała w
twardej ławce, nawet nie starając się zrozumieć o czym z takim przejęciem
opowiadał wykładowca.
– Zapomniałam ci
powiedzieć… Dostałam te dwa bilety na dzisiejszy show w operze. Musisz się wbić
w wytworną wizytową kieckę – szepnęła pochylając się w kierunku siedzącej tuż
obok Alex.
– Rozumiem, że
nikt nie dowiedział się o twoim karygodnym wyskoku? – ta odpowiedziała
pytaniem.
– Na szczęście nie.
– Tess wzruszyła ramionami. Nawet jeśli konsekwencje byłyby poważne, to i tak
było warto. Dotknęła opuszkami palców warg, wciąż nie mogąc pozbyć się
wspomnienia wczorajszego pocałunku.
Nie kłamała, kiedy
powiedziała, że była wychowana pod kloszem. Najmłodsza z siedmiorga dzieci
wysokiego rangą oficera i najbardziej rozpieszczana. Dość powiedzieć, że jako
nielicznych, stać ich było na odwiedziny na macierzystej planecie, nie
wspominając już o sąsiednich koloniach.
Staroświeckie imię
otrzymała po babci. Było niczym echo minionej epoki, w której istniały jeszcze
suwerenne państwa, toczące bezsensowne walki o każdy pędź ziemi. Potem odkryto
kosztowny choć stwarzający wielkie możliwości, sposób podróżowania w
przestrzeni kosmicznej. Dla przeludnionej planety stało się to wybawieniem.
Zniknęła większość podziałów, prócz jednego – wciąż istniała zamożna warstwa
zarządzająca całą resztą. Nigdzie jednak te różnice nie bywały tak widoczne,
jak w nielicznych koloniach.
Dlatego tak bardzo
podziwiała Alex. Dziewczynie udało się wydostać z samego dna, z najbiedniejszej
i najbardziej niebezpiecznej dzielnicy. Była uparta, konsekwentna i
inteligentna. Spodobała się Tess od pierwszego spotkania, gdy nieśmiało spytała
ją o drogę do stołówki.
To dziwne, że tak
eteryczna blondynka, o bajecznie błękitnych oczach i uśmiechu anioła, mogła być
spokrewniona z kimś takim jak Simon.
– Tess, przykro mi
nie mogę dziś wieczorem.
– No co ty? – Chyba
powiedziała to zbyt głośno, bo profesor spojrzał na nią z przyganą.
– Zwariowałaś? –
dodała szeptem. – Czekałyśmy na to cały rok! Matce uszy puchły od moich
błagalnych jęków! A teraz mówisz, że nie możesz?!
– Porozmawiamy w
przerwie na lunch.
– Nie, teraz! –
Tess stanowczo wstała i chwyciwszy Alex za rękę, pociągnęła ją w kierunku
wyjścia.
– Słabo mi –
wyjaśniła widząc pytający wzrok wykładowcy. Miał dość sceptyczną minę, gdy
opuszczały salę, ale było to dla niej w tej chwili mało ważne.
– Teraz mów! –
powiedziała, groźnie patrząc na zakłopotaną Alex. – Przecież siostra może zastąpić
cię w ten jeden wieczór?
– Nie chodzi o to.
– Nie widzę innego
powodu do rezygnacji.
– Pamiętasz, jak
opowiadałam o corocznych wyścigach?
– Tych
nielegalnych szaleństwach, na których trup gęsto się ścieli, a krew leje
strumieniami?
– Trochę
przesadzasz. – Alex oparła łokcie i zapatrzyła się przed siebie. – Ale
faktycznie, ostatnio rywalizacja jest
ostrzejsza i przynosi coraz to większą liczbę ofiar.
– No dobrze. Ale co ty
masz z tym wspólnego? – Tess spojrzała podejrzliwie.
– Obiecałam Simonowi,
że będę jego nawigatorem.
– To on się
ściga?! – Dlaczego głupie serce, zaczynało bić tak szybko na sam dźwięk jego
imienia?
– Pula nagród jest
bardzo wysoka. Można zgarnąć kupę kasy. A Simon jest w tym naprawdę świetny i
należy do ścisłego grona faworytów.
– To do niego
podobne – stwierdziła zgryźliwie Tess. – Gdzie tym razem odbywa się ta, pożal
boże, impreza dla samobójców?
– W starych magazynach,
na przedmieściu.
– Nie za mało tam
miejsca?
– W podziemiach.
Jest tam cała masa wąskich, długich korytarzy, w sam raz na taki wyścig.
– I wolisz to, niż
koncert jednego z najlepszych zespołów?
– Dostanę trzydzieści
procent od jego wygranej. To dużo – Alex uśmiechnęła się blado. – Przyda się na
lekarstwa dla mamy.
– Cholera! A ja
postarałam się o miejsca tuż obok Odrina i jego brata…
Przyjaciółka spojrzała
na nią z niedowierzaniem.
– Przecież mówiłaś, że
to mydłek?
– Ale bogaty. Poza
tym miałabyś go pod pantoflem, to też znacząca korzyść. No i jeszcze ładne dzieci
oraz łatwiejsze życie.
– Och Tereso! –
Alex zaczęła się śmiać. – Nigdy nie mogłam nadążyć za twoimi pomysłami.
– Ten wcale nie
jest zły – zdecydowanie się broniła. – Olej wyścig i chodź ze mną.
– Nawet nie wiesz
jak bardzo bym chciała – powiedziała tamta z wyraźnym żalem w głosie. – Ale nie
mogę teraz zostawić Simona. Jeśli nie znalazłby nikogo na moje miejsce, nie
mógłby wystartować.
– No dobrze, to ty
pójdziesz na koncert, a ja cię zastąpię. – Tessa z bijącym sercem czekała na
odpowiedź. Była niemal pewna, że Alex zaprotestuje, ale nie zamierzała się
poddać.
– Oszalałaś? Nie
masz pojęcia, co powinnaś robić!
– Pomyśl o Odrinie
– kusiła zachęcająco. – Taki wieczór, w takim towarzystwie… Może nie być
następnej okazji!
– Och Tess! –
jęknęła, najwyraźniej się łamiąc. Pokusa była zbyt wielka. – Twoi rodzice mnie
zabiją, jeśli się dowiedzą.
– A kto im powie?
Ty? Bo przecież nie ja…
– Ktoś zauważy, że cię
nie ma.
– Bzdura. Nie w
tym tłumie ludzi. – Wygrzebała z kieszeni dwie plastikowe płytki, mieniące się
wszystkimi barwami tęczy. – Bilet dla ciebie. Mam tylko prośbę, nie mów nic
Simonowi, bo jeszcze pokrzyżuje nam plany.
Alex milczała, cały
czas bijąc się z myślami. Ale pomysł nie wydawał się, aż tak bardzo szalony, a
znając przyjaciółkę, wiedziała, że sobie poradzi. Musiała tylko poprosić kuzyna,
by nie spuszczał jej z oczu. Gdyby coś się stało Teresie, admirał zrównałby to
miejsce z ziemią…
– Mam nadzieję, że
dobrze robię…
– Cudownie! – Tess
roześmiała się uradowana. Nic bardziej nie mogło poprawić jej humoru, niż
perspektywa ponownego spotkania z Simonem.
3.
Dziki, rozwrzeszczany i
pstrokaty tłum, nie zupełnie był tym, czego się spodziewała. Ubrana w strój
wieczorowy, z włosami związanymi w wytworny kok, czuła się dziwnie nie na
miejscu, pośród wymalowanych, na wpół nagich dziewczyn i dumnie prężących
muskuły mężczyzn. Alex nic nie wspomniała o stroju, a przejęta Tess, nawet
przez chwilę o tym nie pomyślała. Ukradkiem rozpięła chociaż kilka guzików
bluzki, powiększając dekolt do granicy przyzwoitości. Potem westchnęła i
skierowała się ku miejscu, gdzie miał czekać na swą kuzynkę Simon. Bez trudu
zauważyła jego gibką sylwetkę pochylającą się nad wspaniałym, błyszczącym
srebrzyście motolotem. Nie bardzo znała się na tego typu rzeczach, zresztą
nigdy nie było to jej potrzebne. Teraz nawet odrobinę pożałowała, że nigdy
wcześniej się tym nie interesowała.
Z duszą na ramieniu
podeszła do Simona i delikatnie popukała go w ramię. Odwrócił się błyskawicznie
i na jego twarzy ukazało się niekłamane zdumienie.
– Co ty do diabła
tu robisz?
– Zastąpię
Aleksandrę – odważnie odwzajemniła wściekłe spojrzenie. – Zresztą opowiem ci
później.
Chłopak zamknął oczy,
klnąc w duchu. Chyba śni?! Albo Alex musiała oszaleć!
Już on się z nią
policzy przy następnym spotkaniu!
– Pakuj dupsko i
znikaj stąd! Nie potrzebne mi dodatkowe kłopoty – warknął, odkładając trzymane
narzędzie na bok i sięgając po ciemny kombinezon z wymalowanym z tyłu numerem
siedem.
– Przecież beze
mnie nie wystartujesz – uśmiechnęła się szeroko. – Niepisany regulamin tej
imprezy wymaga od każdego, asystenta nawigatora.
– Jest wiele
kobiet, które mogę o to poprosić – powiedział, silnie akcentując słowo „kobiet”
i energicznie zapinając zamek. – Nie potrzebna mi do tego rozpieszczona
smarkula, spragniona ekscytujących przygód.
– No wiesz! –
syknęła urażona ujmując się pod boki. – Nie jestem smarkulą!
– Ale jesteś
rozpieszczona.
– Mam refleks i
świetnie nadaję się na nawigatora. Ćwiczyłam wczoraj w domu – dodała
usprawiedliwiająco, widząc jego niedowierzający wzrok. – Na symulatorze…
– O tak! To
rzeczywiście przemawia na twoją korzyść – odparł z ironią. – Wracaj do domu, by
bawić się dalej.
– Ale
potrzebujesz…
– Mogę startować i
bez nawigatora. Najwyżej będzie to trudniejsze – wzruszył ramionami, starając
się nie dostrzegać jej rozczarowanej miny. – Może szybciej zginę?
– Simon!... –
jęknęła. Spojrzał na nią z ukosa. Wpatrywała się w niego z przerażeniem,
nerwowo splatając dłonie.
Pierwszy raz w życiu
ktoś troszczył się o jego bezpieczeństwo. Było to nowe, całkiem przyjemne
doznanie. I może właśnie dlatego, odezwał się niespodziewania łagodnym tonem do
wystraszonej dziewczyny.
– Chodź kociaku,
znajdę dla ciebie bezpieczne miejsce do podziwiania przedstawienia. I nie martw
się, mam kolegę, który może zastąpić Alex. Nic mi nie będzie.
Z wahaniem ujęła jego
dłoń. Trochę inaczej wyobrażała sobie to wszystko. Nie spodziewała się, że
będzie traktowana niczym zbędny balast i zło konieczne. Nawet ciepła i silna
dłoń Simona, nie dodała otuchy zmaltretowanemu sercu.
O wyścigach z Trzeciej
Dzielnicy krążyły legendy. Krwawe, szczegółowo opisujące każdy śmiertelny
przypadek i jego ofiarę. A co będzie, jeśli tym razem przekona się o tym na
własne oczy?
– Masz tutaj zostać,
aż wszystko się nie skończy. Przyjdę po ciebie, jak tylko dojadę do mety. – Zaprowadził
ją do miejsca przy samym starcie, tuż bok słupa z migoczącym ekranem. –
Będziesz mogła wszystko obserwować z bliska – wskazał w górę.
– A to jest Xander –
klepnął rudowłosego chłopaka, który podszedł do nich szeroko się uśmiechając. –
Pilnuj by nic się nie stało naszej księżniczce, bo polecą głowy… - rzucił na
odchodne.
– Simon! – Zatrzymał
się i spojrzał na nią z rozbawieniem. – Obiecujesz?
– Że wrócę?
– Tak.
– Hm… Przydałoby
się coś na szczęście.
Nie dosłyszała w jego
głosie kpiny. Nie zauważyła drwiącego uśmiechu. Zdezorientowana i odrobinę
przerażona, zrobiła to, co podpowiadało serce. Wspięła się na palce i
zarzuciwszy mu dłonie na kark, pocałowała. Miał szorstkie, gorące usta. I
absolutnie nie pozostał obojętny…
Dopiero po dłuższej
chwili udało jej się oderwać i odsunąć go na bezpieczną odległość.
– Ach kociaku!…
Zrobimy tak – jeśli wrócę jako zwycięzca dostanę dużo więcej! Umowa stoi?
– Nie kupczę moją
cnotą – odparowała urażona, czując jak jej policzki czerwienieją. Odepchnęła go,
z urazą patrząc w ciemne, rozbawione oczy.
– Cnotę możesz
zatrzymać, istnieją jeszcze inne sposoby. – Mrugnął okiem i zniknął w tłumie,
nie dając oburzonej Tessie okazji do ostrej riposty. Nie była głupia, doskonale
zrozumiała, co miał na myśli.
link do części III - klik
Nieźle
OdpowiedzUsuńmam migrenę,
OdpowiedzUsuńznam migrenę...
gdzieś słyszałam, że to przypadłość wielkich umysłów;) nieustannie sie tym pocieszam. Mnie w tych sytuacjach pomaga mocne espresso z cytryna... choć wykrzywia niesamowicie. Słyszałam też coś o okladach z octem nai głowę jednak woń octu mnie skutecznie odstrasza. Trzeba sobie jakoś radzić domowymi sposobami bo apteczne specyfiki nie dość, że nie pomagają to jeszcze nie da sie ich tak stosować przy większej częstotliwości migrenowych napadów ...
Jeśli chodzi o opowiadanie - podobało mi sie niesamowicie do momentu seksu pomiędzy bohaterami, to, ze ona była taka delikatna i tak zupelnie nie pasujaca do tego twardziela i jego bezlitosnego świata;) później zrobiło się zbyt skomplikowane jak na moj "wielki umysł"...
pozdrawiam( i czekam na Pomyłeczkę;) albo Nikomu ani słowa... że juz nie wspomnę o Historii pewnego nieporozumienia;)
LIA.
Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńtrochę jak film "Trzy metry nad niebem" :)
OdpowiedzUsuńświetne ;)
A ja sobie już przypominam! Tu będzie coś z tym hibernowaniem, kosmosem itd.. Ale nie pamiętam dlaczego :p
OdpowiedzUsuń