Notebook padł mi nieodwołalnie :( Będzie krótka przerwa w dostawie nowych opowiadań ;) Teraz jeszcze korzystam z pożyczonego i daję tekst, który mam na mp3. Więc sorry za błędy, ale brak mi sił na poprawianie. Zrobie to później.
Zapraszam na wstęp, czegoś zupełnie nowego, co będzie kontynuowane we wrześniu.
Zapraszam na wstęp, czegoś zupełnie nowego, co będzie kontynuowane we wrześniu.
Historia pewnego nieporozumienia (wstęp)
Trzasnęłam drzwiami z
wściekłością, z zgrzyt moich zębów rozległ się donośnym echem po opuszczonym
lokalu.
A to dlatego, że już
prawie byłam przy wyjściu, gdy zawrócił mnie tata, prosząc o dowiezienie
jeszcze jednego zamówienia.
„Co za idiota dzwoni
pięć minut przed zamknięciem?” – klęłam w duchu, nerwowo przytupując nogą i
czekając na przygotowanie jedzenia.
Niestety, nie miałam
serca odmówić rodzicom. Nasza sytuacja finansowa wymagała szanowania każdego
klienta, choćby nie wiadomo jak grymasił i wybrzydzał.
Dlatego właśnie zamiast
siedzieć teraz w aucie i mknąć po opustoszałych drogach na upragnioną randkę,
czekałam na dwie porcje makaronu i jedną pizzę.
Niech to szlag!
Spojrzałam na zegarek czując jak z nerwów mam miękkie kolana. W dodatku mój
żołądek zwinął się w ciasny supełek i dokuczał nie mniej niż bolący ząb.
Chwyciłam karteczkę z
adresem. No tak! Najbardziej luksusowa podmiejska dzielnica. Pewnie znów jakiś
nowobogacki dupek, który przed zapłatą będzie jeszcze wybrzydzał nad każdym
styropianowym kartonikiem. Spóźnię się jak nic…
Myśląc ponuro o
prześladującym mnie pechu, wzięłam z rąk ojca przygotowane zamówienie i
popędziłam do samochodu. W przenośni oczywiście, bo prawie
dziesięciocentymetrowy obcas i wąska, kusa sukienka, nie pozwalały na nic
szybszego od świńskiego truchtu.
Wciąż jeszcze pomstując
zajechałam przed okazałą posiadłość. Brama była otwarta na oścież, jakby w
oczekiwaniu na mój przyjazd. Po chwili znalazłam się na pogrążonym w półmroku,
ganku ogromnego domu. Był bardzo nowoczesny i z pewnością kosztował więcej, niż
ja kiedykolwiek zobaczę w całym swoim życiu.
Nie wiadomo dlaczego
spotęgowało to moją złość, ale opanowałam targające mną negatywne uczucia i
przyoblekłam twarz w szeroki, serdeczny uśmiech.
Zanim nacisnęłam na
dzwonek, jedną ręką obciągnęłam sukienkę. Zamawiając ją przez internet,
widziałam w wyobraźni samą siebie, seksowną i niebezpiecznie uwodzicielską. Ale
szczerze mówiąc, czułam się odrobinę nieswojo. Była tak krótka, że zaledwie
przykrywała pośladki i tak wydekoltowana, że o mało nie zdjęłam jej w panice.
„Trudno, przepadło” –
pomyślałam dziwnie zniechęcona. Dam zamówienie i jadę na spotkanie, bo jeszcze
mój wymarzony książę da nogę.
Mężczyzna, który mi
otworzył, przedstawiał sobą dość niecodzienny widok. Obcisły, teraz poplamiony
t-shirt, opinał muskularne ramiona. Był przy tym na tyle wysoki, iż musiałam
zadrzeć głowę do góry, by móc spojrzeć mu w oczy. Czarne włosy przecinały
liczne pasma siwizny, zresztą tak samo widoczne w kilkudniowym zaroście. Ale
najwyraźniej nie zdołało to zamaskować blizny, przecinającej lewy policzek.
Choć była paskudna, to w jakiś dziwny, nieodgadniony sposób, dodawała mu
seksapilu.
Usta miał wąskie,
surowo zaciśnięte. Oczy ciemno szare, o świdrującym, przenikliwym spojrzeniu,
odpychały doskonale zauważalną w nich pogardą.
Coś mi podpowiedziało,
że arogancja była jego drugą naturą.
- Dobry wieczór –
powiedziałam z wahaniem.
- Wejdź. – Zmierzył
mnie pożądliwym, taksującym wzrokiem, niczym wystawowy towar, po czym szerokim
gestem zaprosił do środka.
Wnętrze było oczywiście
nowoczesne, ekskluzywne i zimne. Paczkę z zamówieniem położyłam na niewielkiej
komódce, stojącej tuż z boku i odwróciłam się z zamiarem zainkasowania należnej
mi zapłaty.
Ale nie zdążyłam
uczynić nawet kroku.
Rzucił się na mnie
niczym wygłodniałe zwierzę. Brutalnie ścisnął ramiona i zaczął całować z taką
zachłannością, jakby nigdy wcześniej tego nie robił. Byłam tak zaskoczona, że
nawet nie potrafiłam zareagować. Co to u diabła miało znaczyć?!
Dopiero, kiedy
usłyszałam trzask rozdzieranego materiału sukienki, poczułam strach. Chciałam
zaprotestować, ale nie miałam jak. Jego wargi miażdżyły moje usta, język
bezczelnie buszował w środku nie zważając na jakikolwiek opór, a dłonie badały
każdy, nawet najbardziej intymny zakamarek ciała.
Nie przerywając
pocałunku, ignorując uderzenia zaciśniętych pięści, uniósł mnie w górę i
zaciągnął w głąb domu.
Zorientowałam się gdzie
jestem, dopiero, gdy rzucił mnie na ogromne łóżko, stojące w przestronnej
sypialni.
Z pośpiechem ściągnął
koszulkę i utkwiwszy we mnie wygłodniały wzrok, zaczął rozpinać spodnie.
Ni w ząb nie
rozumiałam, co to wszystko znaczy. Szybko podciągnęłam rozdartą sukienkę i cofnęłam
się do tyłu, plecami opierając o wezgłowie łoża.
- Co ty
wyprawiasz? – jęknęłam, usiłując nadać swemu głosu groźne brzmienie.
Zamarł z na wpół
odpiętym rozporkiem.
- Zapłacę ci
pięciokrotną stawkę, tylko masz robić to, co ci każę.
Zmiłujcie się niebiosa.
O co tu chodzi? Jaką stawkę?
- Co niby mam
robić?
- Dobrze.
Dziesięciokrotną. Ale obsługa ma być kompleksowa. Mam ochotę zerżnąć cię we
wszystkie dziurki i nie zamierzam być delikatny – warknął, niespodziewanie
siadając na łóżku tuż obok i gwałtownie chwytając mnie za włosy. Odgiął przy
tym moją głowę w tył tak bardzo, że poczułam ból.
- Oszalałeś? Ja
tylko przywiozłam zamówione jedzenie z Fidello! – Spróbowałam wyswobodzić się z
jego uścisku.
Zamarł, najwyraźniej
zaskoczony.
- Nie jesteś z
Agencji?
- Jeśli pytasz czy
jestem prostytutką, to odpowiem jasno – nigdy w życiu! Skąd w ogóle ten durny
pomysł? – W miarę jak mówiłam, słabł jego uchwyt. W końcu całkiem mnie puścił,
wpatrując się z niedowierzaniem.
- Te włosy. Ta
sukienka. – Uczynił nieokreślony ruch ręką. – Dostawcy pizzy raczej się tak nie
ubierają.
No tak. Wiedziałam, że
ta kiecka przyniesie mi pecha. Cholera! O mało co nie zostałam zgwałcona.
Chociaż, gdyby każdy gwałciciel tak wyglądał…
- Zadzwoniłeś pięć
minut przez zamknięciem. Kierowca już pojechał do domu, więc ja zdecydowałam
się dostarczyć zamówienie. A ponieważ idę na randkę, stąd ta sukienka.
Milczał, ale w jego
oczach pojawiło się coś, co zdecydowanie mi się nie spodobało.
- Ponawiam swą
propozycję. Podaj cenę i przestań tak kurczowo zaciskać uda. Byłaś tam tak
gorąca i wilgotna jak suka w rui.
Zabrakło mi głosu. Co
za bezczelny cham! Cofam to, co pomyślałam o jego atrakcyjności.
- Prędzej piekło
zamarznie! – wrzasnęłam, machając mu pięścią przed nosem.
Spojrzał na mnie
chłodno i z opanowaniem.
- Jak się wypisze
odpowiedni czek, to i piekło zamarza.
- Wypchaj się! –
Usiłowałam wstać w taki sposób, by jeszcze mocniej nie rozerwać uszkodzonego
materiału.
- Nie kłóć się ze
mną dzieciaku, bo zawsze dostaję to, co chcę. Nie będziesz wyjątkiem.
- Po moim trupie!
A nawet wtedy i nie, bo każę się skremować! – Jakoś udało mi się stanąć koło
łóżka, więc wzrokiem poszukałam zgubionych butów.
Zaczął się śmiać. Niesamowite!
Powiedziałam „nie”, a on wciąż sądził, że się zgodzę.
- Czy ty w ogóle
słyszałeś, co mówiłam? – spytałam ze złością.
- Słyszałem. I co
z tego? – Wzruszył ramionami.
Coraz bardziej
wściekła, pomaszerowałam w kierunku, co do którego przypuszczałam, że prowadzi
do wyjścia. Dobrze wybrałam, bo po chwili trafiłam do holu, gdzie leżały w
nieładzie moje buty. Chwyciłam je i odwróciłam się przodem do podążającego za
mną gbura.
- Jesteś mi winien
czterdzieści pięć złotych. – To mówiąc sięgnęłam po kluczyki, które położyłam
obok nietkniętego zamówienia i odważyłam się spojrzeć mu prosto w oczy.
Żadnej skruchy, żalu
czy zakłopotania. Zmełłam w ustach przekleństwo.
- Plus dwieście
złotych za sukienkę – dodałam z sarkazmem.
- Tylko, jeśli ją
zdejmiesz i zostawisz – odparł ze spokojem podając mi papierową pięćdziesiątkę.
Byłam wściekła! Byłam
spóźniona! A w dodatku moja wyjściowa kiecka, tak starannie wybrana na tą
okazję, przypominała podartą szmatę.
- Wsadź sobie w
dupę swoje pieniądze! – warknęłam i z butami w dłoni, wybiegłam z domu,
trzaskając za sobą drzwiami z taką siłą, aż zadrżały szyby w oknach.
Przez całą drogę
powrotną, trzęsłam się z wściekłości. Wystarczy wypisać czek! Co za zadufany w
sobie, bezczelny, arogancki palant! Chętna na seks z nim? Niedoczekanie! Na
domiar złego już byłam potężnie spóźniona, o czym właśnie przypomniała mi
wibrująca komórka. Co niby mam powiedzieć?
Zgrzytnęłam zębami i
starając się z siebie wykrzesać jak najbardziej miły ton głosu, odebrałam
telefon.
Pół godziny później
siedziałam w przytulnej knajpce, naprzeciwko wymarzonego mężczyzny. Lecz nie
potrafiłam się skupić ani na konwersacji, ani też na tym, by wywrzeć na nim
pozytywne wrażenie.
I pewnie dlatego była
to najgorsza randka w moim życiu.
***
Ranek był ponury i
deszczowy. W milczeniu ustawiałam czyste filiżanki na kontuarze lady i
rozmyślałam o piśmie, które znalazłam dziś leżące za koszem na śmieci. Było
adresowane do moich rodziców. Z banku, który mało uprzejmie zawiadamiał o
konieczności spłaty kredytu. W całości.
Dlaczego nic nam nie
powiedzieli? Co prawda i tak nie umiałabym pomóc, ale razem z siostrą
przynajmniej wiedziałybyśmy, w jak tragicznej sytuacji się znaleźliśmy.
Dom i lokal. A
wymieniona kwota całkowicie przekraczała nasze możliwości finansowe.
Co robić? Pożyczyć?
Tylko od kogo? I w dodatku tak dużą sumę. Zresztą, pal licho lokal, byle ocalić
choć dom.
Pogrążona w niewesołych
myślach, kompletnie nie zwróciłam uwagi na cichutki dźwięk dzwoneczka,
zawieszonego nad wejściowymi drzwiami. Dopiero, gdy wyczułam czyjąś obecność,
podniosłam głowę i zamarłam na widok pierwszego gościa.
Z bezczelnym, pełnym
wyższości uśmiechem, zajął miejsce na wysokim krześle przy barze i zmierzył
mnie aroganckim spojrzeniem.
Zerknęłam w kąt, gdzie
stała sporych rozmiarów miotła.
- Czego chcesz? –
powiedziałam zamiast powitania. – Zaproponować dwudziestokrotną stawkę?
- A, nie.
Poczekam, aż dasz mi za darmo.
Zgrzytnęłam zębami, bo
nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowy z głupkiem.
- Już pędzę, o
mało sobie nóg nie połamię – odparłam zgryźliwie. – Mów, czego chcesz i
wynocha. Jestem zajęta.
Wzruszył ramionami.
- Nie zapłaciłem
za przedwczoraj. Proszę – położył na ladzie dwie pięćdziesiątki – jedna za
jedzenie, druga za... No wiesz, za co.
- Nie trzeba,
zatrzymaj obie. Przydadzą ci się na klej do protez.
- Jakich protez?
- No wiesz… W
twoim wieku, takie rzeczy jak sztuczna szczęka to konieczność.
- Ile niby mam lat
według ciebie? – warknął nieoczekiwanie rozdrażniony, mrużąc oczy.
„Tu cię boli,
kochaneczku” - pomyślałam ze złośliwą satysfakcją. Przechyliłam głowę na prawe
ramię i popatrzyłam na niego z namysłem.
- Obstawiam, że
jesteś w wieku moich rodziców. Może trochę starszy? I najwyraźniej poszkodowany
nie tylko na umyśle. – Wskazałam na lewą nogę, na którą w dość widoczny sposób
utykał.
- Mam czterdzieści
dwa lata – wysyczał. Chyba w końcu do niego dotarło, że zamierzałam go obrazić.
- Nie mów? –
Uniosłam jedną brew w geście udawanego zdumienia. – A wyglądasz dużo starzej.
Nic dziwnego, że wieczory spędzasz w towarzystwie dziwek. Za pięciokrotną
stawkę…
Oj, oj! Chyba udało mi
się doprowadzić go do furii. I bardzo dobrze. Należało się temu samolubnemu
draniowi.
- Wykupiłem cały
dług – teraz jego głos ociekał jadem. – Dom i lokal należą do mnie, chyba że
zwrócicie do jutra całą kwotę.
Zamarłam, zbyt
zdumiona, by cokolwiek powiedzieć.
- Skąd?... –
jęknęłam. To już druga niemiła niespodzianka tego dnia.
- Taki starzec jak
ja, ma już spore doświadczenie życiowe w postepowaniu z takimi kociakami jak
ty.
- Ale… - Po omacku
poszukałam za sobą krzesła. – Przecież tak nie można!
- A kto ma mi niby
zabronić? – wzruszył obojętnie ramionami.
Strata dorobku całego
życia nie bolała tak bardzo, jak oglądanie tej jego złośliwej gęby.
- Gnojek –
powiedziałam z goryczą. Nic nie mogłam poradzić na to, że do oczu napłynęły niechciane
łzy.
Zresztą, mniejsza o
mnie. Jak ja to przekażę rodzicom?
Gwałtownie odwróciłam
się i uciekłam na zaplecze. Niech sobie myśli, co chce, tak już wygrał. Z
prawdziwą rozpaczą pomyślałam o małym przytulnym domku, tonącym w rozszalałej
zieleni, z widokiem na skraj jeziora. Nie był wiele wart, to prawda, ale był
nasz od zawsze. Tam stawiałam pierwsze kroki, tam spędziłam całe dzieciństwo i
wszystkie wakacje, gdy wracałam zmęczona studiowaniem w wielkim mieście. A
teraz…
Nie wiadomo, który to
już raz wydmuchałam nos i otarłam oczy. Płacz na nic się nie zda. Trzeba stawić
czoła rzeczywistości. I temu wrednemu typowi, który siedzi wygodnie rozparty, w
pomieszczeniu obok.
Z wymuszonym spokojem
podeszłam do kontuaru i z godnością zadarłam podbródek do góry.
- Klucze od lokalu
dostaniesz od razu. Dom opuścimy do jutrzejszego popołudnia.
Spojrzał na mnie
badawczo. Obiecałam sobie w duchu, że jeśli zaproponuje coś związanego z
seksem, to najzwyczajniej w świecie mu przyłożę.
- Nie zależy mi.
Macie czas do końca miesiąca.
- Zbytek łaski. –
Może to i głupie, ale nie zamierzałam skorzystać z tego nagłego przypływu
dobroci. – Damy radę… - Musiałam przygryź wargi, by ponownie się nie rozpłakać.
- Nie robię tego z
dobroci serca. Po prostu ekipa do wyburzania, będzie wolna dopiero w tak późnym
terminie.
- Żartujesz,
prawda?
- Nie. A niby, na
co mi ta rudera?
Z całej siły zacisnęłam
dłonie na gładkiej powierzchni blatu. Inaczej rzuciłabym się, by wydrapać mu
oczy.
- Świnia! –
wysyczałam, mierząc go nienawistnym spojrzeniem. – Mam nadzieję, że zdąży cię
przed tym szlag trafić!
- W zasadzie
mógłbym odpuścić. Pod jednym wszak warunkiem… - powiedział w zamyśleniu, a mnie
nieznacznie drgnęła ręka. Przywalę mu, jak bozię kocham! – Nie mam
doświadczenia w prowadzeniu lokalu gastronomicznego. Zostaniesz tu przez rok,
jako kierownik, bez możliwości rezygnacji, a ja unieważnię zadłużenie na dom
twoich rodziców.
Zamarłam w bezruchu,
wybałuszając na niego oczy. Powiedzieć, że poczułam się zaskoczona, to
stanowczo zbyt mało.
- Oczywiście nie
dostaniesz pensji. Po prostu odpracujesz daną kwotę.
- Ja? – Musiałam
szybko oprzeć się o jakiś mebel, bo zdecydowanie poczułam się nieswojo. – Ale
mówimy o pracy tutaj, prawda? – dodałam zaniepokojona.
- Nie bój się
dzieciaku, nie zamierzam dybać na twoją świętą cnotę – odparł z doskonale
wyczuwalną ironią, spoglądając odrobinę pogardliwie.
Wymamrotałam pod nosem
ciche przekleństwo. Jednak na dobrą sprawę, czy miałam jakikolwiek wybór?
- Skąd będę
wiedziała, że mnie nie oszukasz?
- Podpiszemy umowę
i takie tam oficjalne czy urzędowe. A teraz poproszę kawę, podwójne espresso,
czarne i bez cukru.
- No wiesz –
skrzywiłam się. – Z mlekiem i cukrem, to już nie espresso.
- Zdziwiłabyś się,
co potrafią serwować w niektórych miejscach – mruknął, mierząc mnie
nieodgadnionym spojrzeniem. – Porozmawiaj z rodzicami i jutro masz mi dać
odpowiedź.
- Nie muszę czekać
do jutra. Tak naprawdę to nie mam wyboru – dodałam z goryczą.
- Zostawię ci
prawie całkowitą swobodę. Zmieni się tylko kieszeń, do której popłyną
pieniądze.
- Nie licz na
wiele – powiedziałam szczerze, uruchamiając aparat do kawy. – To mało intratny
interes. Czy w przeciwnym wypadku znaleźlibyśmy się w takiej sytuacji?
- Widać, twoi
rodzice to para nieudaczników. Tak w ogóle, co to za beznadziejny wystrój,
lipne menu, tani alkohol?
- Zamknij się
złośliwa bestio, bo napluję ci do kawy – pogroziłam mu pięścią przed nosem.
- Nie zapominaj,
że jestem teraz twoim szefem.
- O, nie! Akurat
to, będzie mnie prześladowało przez najbliższy rok!
- Jak będziesz się
tak odnosiła do klientów, to dostaniesz etat pomocy kuchennej.
Nie odpowiedziałam,
tylko nadęłam się urażona. Zresztą, co tu dużo mówić, zgodziłabym się nawet
szorować kible, jeśli dzięki temu zaoszczędzę trosk bliskim.
- To ja
projektowałam całe to wnętrze – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. - Od koloru
ścian, po każdy, najdrobniejszy nawet szczegół.
- Ty? – zdziwił
się obłudnie. – Myślałem, że masz lepszy gust?
- Jest przytulne,
idealne do domowe obiady czy rodzinne spotkania.
- Jest
beznadziejne. Później to zmienimy. – Upił mały łyczek kawy, kompletnie
ignorując moją wściekłą minę.
Przez chwile milczałam,
zastanawiając się, czy nie dosypać mu do jedzenia jakiegoś środka na
przeczyszczenie? Albo cyjanku?
- O czym myślisz?
- O tym, za pomocą
jakiej metody wysłać cię na tamten świat, nie wzbudzając podejrzeń policji.
Zaczął się śmiać. Jak
widać odzyskał swój znakomity humor, w przeciwieństwie do mnie. Potem przerwał
i spojrzał na mnie z ironią i zaciekawieniem.
- Dlaczego się nie
zgodziłaś? Zarobiłabyś więcej niż przez rok w tej dziurze.
Zacisnęłam zęby i bez
pośpiechu nalałam sobie wina do dużego kieliszka.
- Naprawdę
sądzisz, że zgodziłabym się na mój pierwszy, wymarzony seks akurat z tobą?
Bydlakiem bez sumienia, aroganckim palantem i podstarzałym inwalidą? Wierz mi,
za żadne pieniądze!
Milczał, choć z jego
twarzy zniknął pogardliwy uśmieszek. W zamian za to pojawił się smutek. W
zamyśleniu wpatrywał się w resztkę kawy z dna filiżanki. Doprawdy, dziwny
mężczyzna.
- Tak mnie
widzisz? – spytał cicho, podnosząc głowę. – Nic pozytywnego, tylko gbur,
staruch i kaleka?
Gdyby się ze mną dalej
kłócił, byłoby o niebo łatwiej. A tak poczułam nagłe wyrzuty sumienia.
- Dlaczego zamiast
umówić się na randkę, zamówiłeś usługi agencji towarzyskiej?
- Dziwisz się?
Jeśli każda sądzi o mnie, to co ty…
- Eee… -
usiłowałam zbagatelizować sprawę. – Jakieś zalety też, by się znalazły. Na
przykład świetnie całujesz – mrugnęłam jednym okiem, stawiając przed nim czysty
kieliszek i otwartą flaszkę wina.
Spojrzał na mnie
uważnie, a potem się uśmiechnął. Tak jakoś inaczej, szczerze i prawdziwie. O
matko! Bo właśnie ten uśmiech wywołał na moich policzkach nieoczekiwane
rumieńce. Zmieszana, nalałam do pełna.
- Tylko nic sobie
nie wyobrażaj – zastrzegłam od razu.
- Lepiej żebyś nie
wiedziała, co sobie właśnie w tej chwili wyobrażam. – Znów wrócił do swej
dawnej arogancji. Potem wstał i ominąwszy kontuar, podszedł do mnie, nie
zważając na to, że odruchowo dałam krok w tył. – Za owocną współpracę Ido!
- Skąd wiesz jak
mam na imię? – spytałam podejrzliwie. Jakoś nie podobała mi się ta bliskość.
- Naprawdę
sądzisz, że tak trudno się tego dowiedzieć?
- Chyba nie. A
teraz przepraszam, muszę otworzyć lokal.
- Jestem Gabriel.
- Cóż. Miło mi –
uśmiechnęłam się nieszczerze, zastanawiając się, jakby tu elegancko się
ulotnić.
- Zostaw. –
Chwycił mnie za ramię. – Najpierw toast za naszą współpracę.
- Chyba z prośbą,
byśmy sobie nie poprzegryzali gardeł.
- Nie sądzę –
zmrużył oczy, lekko się pochylając.
Cholera! To, co czułam,
to była najprawdziwsza panika. Jak widać, to co o nim sądziłam to jedno, a to w
jaki sposób reagowałam na jego bliskość, to kompletnie coś innego.
- Muszę… - Resztę
mych słów stłumił pocałunkiem. Brutalnym, łapczywym, wygłodniałym. Pewnie
powinnam była zareagować świętym oburzeniem, przywalić mu tak mocno, by
zobaczył gwiazdy w biały dzień, ale… No właśnie. To było takie rozkosznie
cudowne! Dopóki trwało…
- Brak wprawy
nadrabiasz chęciami – usłyszałam rozbawiony szept. Otwarłam oczy i na wpół
przytomna wpatrywałam się w jego bezczelnie rozbawioną minę.
Ożeż ty! A on, jakby
specjalnie, dolewał jeszcze oliwy do ognia.
- Zakład, że będę
cię miał przed upływem roku?
- Zakład, że za
następny taki numer wybiję ci zęby?
- To nic, kupię
sobie nowe.
- Uuu… Pierwszy
dzień pracy u ciebie, a ja już mam ochotę złożyć wymówienie! – Zacisnęłam dłonie
w pięści i jedną potrząsnęłam mu przed nosem.
- Nie możesz
słonko, nie możesz.
Pewnie, że nie. Ale
zupełnie niespodziewanie, pomyślałam, że wcale nie chcę. Wbrew wszystkiemu
życie nabrało nagle niesamowicie intensywnych braw. No i musiałam udowodnić temu
zarozumialcowi, że nie da rady.
- Rok, mówisz?
Oki. Zakład, że nie dotrzesz nawet do pierwszej bazy?
- Ha, ha! Zdobędę
każdy bastion i każdą twierdzę. I to nie raz – dodał złośliwie, z powrotem
wracając na miejsce przy barze.
- O co się
założymy?
- Mam w piwnicy
bardzo cenną butelkę czerwonego wina. Kosztowała kilka tysięcy. Wygrasz, będzie
twoja.
Zatarłam ręce.
- To szykuj się
kochaniutki do walki na śmierć i życie! Gdy wygram, roztrzaskam ci ją na
głowie.
Jakąż satysfakcję
sprawi mi starcie z jego twarzy tego bezczelnego, pewnego siebie uśmieszku.
Muszę tylko pamiętać o jednym – żadnych więcej pocałunków! Bo inaczej będę
miała przechlapane…
cdn... we wrześniu!
Błagam,nie każ czekać do września! ;)
OdpowiedzUsuńJa nie wiem jak to się dzieje,ale wszystkie Twoje opowiadania są niesamowicie wciągające...aż co wieczór odświeżam stronę żeby sprawdzić,czy nic nowego się nie pojawiło,a to podchodzi już pod paranoję :)
Mam tak samo!!! Wieczorem wchodzę co chwila. Agh, ja di września nie wytrzymam ! Jak możesz być taką sadystką ? :P Za dobrze piszesz by twoi wierni czytelnicy mogli się zgodzić na tak jawną niesprawiedliwość ;)
UsuńMam nadzieję, że jednak się złamiesz pod naszym naporem i dodasz szybciej ;)
heh mam tak samo jak osoba wyżej.
OdpowiedzUsuńI ja, i ja!
OdpowiedzUsuńKurde to jest normalnie sadyzm. Dać coś takiego i napisać, że reszta za miesiąc. Znęcasz się nad nami kochana :)
OdpowiedzUsuńJak w najlepszych harlequin ach w najlepszym tego słowa znaczeniu.
OdpowiedzUsuńNie chcemy czekać do września chcemy juz ,teraz jak najszybciej ......Nie bądz taka Autorko.... nie daj się prosić ;-)))
OdpowiedzUsuńJa też co chwilka wpadam tu by zobaczyć czy nie dałaś coś ekstra bądz nowego ;-((( a tu zonk chcesz do września nas trzymać na głodzie??? Sadystka hihi :-)))
Pozdrawiam serdecznie :-))
Przyłączam się do poprzedników. Aż do września....? To jest sadyzm w najczystszej postaci:) Mam nadzieję że dasz się przekonać:)
OdpowiedzUsuńSłowo honoru, że dam, jak tylko napiszę :)))
OdpowiedzUsuńWięc pewnie wcześniej będzie niż we wrześniu ;)
Hah! A ja mam całość! :-)))
OdpowiedzUsuń