Pomysł na ten utwór, przyszedł mi do głowy
prawie siedem lat temu. Wykonałam również do niego własne ilustracje. Jakoś nie przemawiają do mnie wampiry płonące w świetle
dnia, czy też przemiany dokonujące się pod wpływem ukąszenia. Krótko potem przyszła moda na słynny Zmierzch, jedną z
nielicznych książek, przy której poddałam się po zaledwie dwudziestu stronach...
Z perspektywy czasu widzę wszystkie błędy
i uchybienia tego tekstu. Ale na razie postanowiłam ich nie poprawiać. Oczywiście nie dam od razu całości, więc na
zakończenie trochę będziecie musieli poczekać :)))
Niekompletni (I)
Wstęp
Był duchem. Uświadomił to sobie, kiedy tylko podniósł
dłoń na wysokość oczu.
– To jakiś żart? – pomyślał zaskoczony.
Nie od razu przypomniał sobie w jaki sposób do tego
doszło. Przecież wampiry nie umierały tak jak ludzie. Nie pozostawało po nich
nic prócz wspomnień, a i te znikały wraz z biegiem czasu. I na pewno nie
zamieniały się w duchy…
– Klątwa – mruknął przyglądając się jak jego
ręka zanurza się aż po łokieć w najbliższej ścianie.
Powoli wszystko układało się w logiczną całość. Nie
igra się z ogniem i nie wysysa krwi z córek szamanów. Został skazany na żałosną
egzystencję pomiędzy światami, ni to pies, ni to wydra. Do piekła go nie
wpuszczą, do nieba tym bardziej. Pozostało błąkanie się po tym świecie jako
widmo. Wykrzywił usta w nagłym grymasie wściekłości. Nie taki koniec powinien
spotkać jednego z największych wampirów, jednego z pierwszych. Był silny
doświadczeniem jaki dało mu to inne życie, lecz widać nie na tyle, by oprzeć
się zaklęciom jakiegoś szamana.
Potem cicho się roześmiał. Może było warto, bo
dziewczyna miała doprawdy zaskakująco słodką krew, czuł w niej i niewinność, i
posmak magii. Teraz wystarczy tylko uwolnić się od tej klątwy i wrócić do
dawnego wspaniałego życia. Siergiej nawet jako duch był tym na kogo wyglądał –
bezwzględnym mordercą, którego serce dosłownie i w przenośni, przestało bić
przed setkami lat.
Rozdział 1 – Na
promieniu księżyca
100 lat później
Był zmęczony. Z dawnej buty i złości już niewiele
pozostało.
Gdyby tylko ktoś mógł go uwolnić…
Ale klątwa nie starzała się i nie słabła, wciąż był
duchem i jedyne co potrafił to ukradkiem podglądać. Z początku uważał, że
uwłacza to jego godności, ale cóż można robić przez sto lat i to w dodatku gdy
prawie nikt cię nie widzi? Najgorsze było to jak ci bezczelni ludzie
przechodzili przez jego ciało. O wampirach nie wspominając… Wykrzywił z goryczą
usta na samo wspomnienie. Teraz jedyne co mu pozostało to zabawa w podglądacza
i szeptanie na ucho złych myśli. Choć miał poważne wątpliwości czy ktokolwiek
mógłby go usłyszeć.
Noc była ciepła i jasna, ale on nigdy nie umiał
docenić takich rzeczy. Księżyc oświetlał cienie i wyganiał mrok z wszystkich
zakątków małego ogródka, w którym na chwilę przystanął. Tknięty nagłym impulsem
spojrzał w prawo. Na hamaku, otulona kocem, spała dziewczyna. Srebrzysty glob
bezczelnie oświetlał jej jasną twarzyczkę, lekko uchylone usta i długie czarne
rzęsy.
Była niczym ukoronowanie piękna tej nocy, choć Siergiej
nie umiał sobie wytłumaczyć, dlaczego akurat ona przykuła jego uwagę.
W pełnym blasku księżyca wyglądała jakby sama była
duchem, zjawą, która tylko na chwilę ukazała się temu światu. Spokój snu
udzielił się i jemu. Powoli podszedł do hamaka i w zdumieniu obserwował jej
twarz. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ten widok tak silnie na niego podziałał.
Pochylił się lekko i wyciągnął dłoń chcąc dotknąć miękkiego policzka, choć
doskonale pamiętał, że nie jest w stanie tego zrobić. Poruszyła się
niespokojnie jak gdyby wiedziała, że ktoś ją obserwuje, a po jej twarzy
przebiegł nagły skurcz, niszcząc to ulotne wrażenie spokoju jakie na nim przed
chwilą wywarła. Siergiej nie wierzył, że go wyczuła. W rzeczywistości ludzie,
którzy mogli zajrzeć choć na chwilę do jego świata, byli niezwykłą rzadkością.
Podczas całej swojej wędrówki spotkał tylko jedną kobietę, która to potrafiła.
No i tego przeklętego szamana.
Nagle otworzyła oczy i spojrzała wprost na niego.
Były ciemne i lśniące, a światło księżyca dodawało im jeszcze tajemniczości.
Stało się to tak szybko, że nawet nie zdążył cofnąć swojej dłoni. Ale jakie to
miało znaczenie skoro i tak go nie zobaczy?
– Kim jesteś?
Nie wierzył własnym uszom. Znieruchomiały wpatrywał
się w nią ze zdumieniem.
– Ty mnie widzisz!
Przechyliła głowę na bok, a na jej ustach ukazał się
delikatny uśmiech rozbawienia.
– Trochę niewyraźnie bo przecież jesteś
niematerialny, ale owszem. Widzę, słyszę, czuję... Taki to już przeklęty dar.
Ale ty… – potrząsnęła głową – jesteś inny. Nie taki jak tamte?
To ostatnie było już pytaniem. Gdyby nie element
zaskoczenia, być może Siergiej nie odpowiedziałby na nie, ale i stuletnia
samotność zrobiła swoje. Na razie nie miał ochoty ani na ironię, ani na
wyniosłość. Po raz pierwszy od całego wieku mógł do kogoś się odezwać.
– Jakby to ująć… Byłem wampirem.
Zmarszczyła brwi w geście niedowierzania.
– Wampiry nie zamieniają się w pokutujące duchy.
Raczej wracają tam skąd przyszły, czyli do piekła.
– To niezupełnie tak. Wampiry nie mają duszy,
więc jeśli już komuś uda się je zabić, po prostu znikają.
– Powiedziałeś przed chwilą, że byłeś wampirem?
– To trochę skomplikowane. Zastanawiam się nad
tym już od kilku dobrych dziesiątek lat.
Oparła się wygodnie o poduszkę leżącą za
plecami.
– Na mojego nosa to nie jesteś duchem.
– A niby czym? – syknął poirytowany pewnością
brzmiącą w jej głosie.
Zmrużyła oczy i wyciągnęła rękę jakby zamierzała go
dotknąć. Koniuszki palców zamigotały oświetlone księżycowym blaskiem. A potem
poczuł delikatny jak muśnięcie wiatru dotyk. Tak go tym zaskoczyła, że
gwałtownie odskoczył do tyłu.
– Jak? Jesteś czarownicą? – zawiesił głos, a w
jego wzroku wyczuła niedowierzanie.
Pokręciła przecząco głową.
– Pochlebiasz mi, ale sądzę, że nie. Może gdybym
była silniejsza mogłabym przeciągnąć cię z powrotem do rzeczywistego świata.
Choć nie wiem czy byłby to najlepszy pomysł?
Nie zwrócił uwagi na te ostatnie słowa. Najchętniej
chwyciłby ją za ramiona i wytrząsnął potrzebną mu wiedzę.
– To kto mógłby mi pomóc? Jakieś medium?
– Nie. Nie jesteś duchem, medium i tym podobne
bzdury są ci niepotrzebne.
– Przechodzę przez ściany i przez ludzi, nikt
mnie nie widzi i nie słyszy. To czym do cholery jestem? Aniołem stróżem? -
ostatnie słowa wręcz wykrzyczał.
Czuł podniecenie, gdy po tak długim okresie wreszcie
pojawiła się przed nim jakaś szansa. Ale dziewczyna, która być może miała klucz
do jego więzienia, siedziała przed nim niewzruszona i tylko z ciekawością się
przyglądała.
– Nie, z pewnością nie. Powiem więcej, ktoś miał
ważny powód, żeby skazać cię na taką egzystencję. Mam rację?
– Jakie to ma znaczenie – syknął.
Uniosła głowę i spojrzała prosto w jego oczy. Miała
miękkie rysy dziecka, chociaż siateczka zmarszczek w ich kącikach, mówiła mu,
że czasy beztroskiej zabawy już dawno dla niej minęły. Czarny jak węgiel kosmyk
włosów opadł na jej policzek, zasłaniając jedno oko i czyniąc twarz jeszcze
bardziej tajemniczą. Siergiej musiał przyznać w duchu, że nigdy nie widział
kobiety tak pięknej w jakiś niejasny i niemożliwy do wyrażenia słowami sposób.
– Bez ważnego powodu nikt nie skazał by cię na
taki los. I raczej nie wyglądasz na skrzywdzonego przez zło. Wręcz przeciwnie.
Jej słowa zawisły w powietrzu. Nagle uświadomił sobie
cały komizm tej sytuacji. Ona wiedziała jak zdjąć klątwę, ale on nie mógł jej
do niczego zmusić, tylko grzecznie poprosić o pomoc. Na samą myśl o tym,
zacisnął usta w bezsilnej złości.
– Usiądź proszę. - Ręką wskazała na wygodny
fotel stojący obok jej hamaka.
– Nie zauważyłaś, że jestem niematerialny?
– To nie takie trudne. Jesteś w końcu jedną nogą
w tym świecie. Nie mów, że nigdy nie próbowałeś?
– A jedną w tamtym – mruknął zastanawiając się skąd
wiedziała, że to potrafił. – Dziękuję, postoję.
– Jak chcesz – wzruszyła ramionami.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, niczym zawodnicy
na ringu przed śmiertelna walką.
W jego wzroku czaiła się tłumiona latami wściekłość,
ale i podniecenie na myśl o szansie bliskiego wyzwolenia. Jednak dziewczyna nie
wiedziała, co sądzić o tym wysokim i barczystym mężczyźnie. Wydawał się zagubiony
i zmęczony, choć jednocześnie w jego oczach nie było ciepła, a kiedy się
uśmiechał widziała zbyt ostre, jak na jej gust zęby. Było w nim coś z dzikiego
zwierza, coś co podniecało i jednocześnie ostrzegało.
Nic dziwnego, był przecież wampirem. I rozum
podpowiadał, że słowa litość czy współczucie dawno znikły z jego codziennego
języka. Choć wydawał się taki zrezygnowany… Nie, to stanowczo nie było właściwe
słowo.
– Mogę powiedzieć jak wydostać się z tej
pułapki, ale wątpię czy ktokolwiek będzie mógł ci pomóc.
– Dlaczego?
– Bo do tego potrzeba przynajmniej tak potężnego
czarownika jak ten, który cię przeklął. Gdzie takiego znajdziesz?
– Nie twoje zmartwienie – uciął krótko. – Czy
mogłabyś spróbować jeszcze raz?
– Jeszcze raz?
– Dotknęłaś mnie i poczułem…
Cicho się roześmiała.
– To nie takie proste jak się wydaje. Zobaczyć
niematerialne to jedno, a sprawić by na powrót zaistniało w naszej
rzeczywistości to drugie.
Popatrzył na nią po swojemu, posępnie i ponuro, a
potem z ociąganiem przysiadł na brzegu hamaku. Jeśli chciał wiedzieć więcej
musiał uzbroić się w cierpliwość i o zgrozo w odrobinę pokory. Choć przez
ostatnie sto lat dostał w tym temacie dobrą szkołę, to teraz i tak przyszło mu
to z wielkim trudem.
Księżyc schował się za chmurę i z jej oczu zniknął
tajemniczy blask. W mroku przed nim siedziała zwykła dziewczyna, choć nawet
uciekające światło nie odebrało uroku oczom i słodyczy ustom.
Usiadła lekko przeciągając się jak kotka i spojrzała
wprost na niego. Jej twarz była teraz tak blisko, że gdyby był materialny
poczułby delikatny podmuch oddechu. Jakieś niewyraźne uczucie nieokreślonej
straty zaczaiło się gdzieś w głębi jego umysłu. Żal za czymś ulotnym i
nieuchwytnym, czego nigdy nie dano mu zakosztować.
Księżyc umknął czarnej chmurze i znów rozświetlił
srebrzystym blaskiem niezwykłą scenerię – kobietę i mężczyznę siedzących tak
blisko siebie iż można było sądzić, że za chwilę ich usta spotkają się w
namiętnym pocałunku. Jednak w ich wzroku nie było miłosnego oszołomienia, tylko
rezerwa i nieufność.
– Masz jakieś imię? – jej głos wyrwał go z
zadumy. Spojrzał na nią z zaskoczeniem. Zazwyczaj nie musiał się przedstawiać
ani swoim ofiarom, ani wrogom. Pierwszym nie było to do niczego potrzebne,
drudzy doskonale je znali.
– Siergiej.
– Siergiej? Dość oryginalnie jak na byłego
wampira. Jestem Natasza.
Nieznacznie się odsunęła. Jak na jej gust siedzieli
zbyt blisko siebie, choć oczywiście w przypadku ducha nie miało to żadnego
znaczenia.
Ten ostrożny ruch skwitował prychnięciem.
– To nie strach przed tobą – leciutko się
uśmiechnęła. – Co chcesz wiedzieć?
Tak nagle zmieniła temat, że przez chwilkę nie umiał
sformułować swojego pytania. A może było ich tyle, że nie wiedział od czego
zacząć?
– Czy wiesz gdzie znajdę kogoś kto mógłby mi
pomóc?
– Powinieneś raczej spytać gdzie znajdziesz
kogoś, kto chciałby ci pomóc. Nikt przy zdrowych zmysłach lub bez określonych
korzyści tego nie zrobi.
Eks wampir popatrzył na nią z namysłem i cedząc słowa
powiedział:
– Ty mogłabyś spróbować. Choć twierdzisz, że nie
masz takiej mocy to wiem, że mogłabyś. I możesz być pewna, że bym się
odwdzięczył. Wyznacz tylko cenę.
– Nie Siergieju. Przede wszystkim dlatego, że
uważam to zdecydowanie zły pomysł. To nie jest rozwiązanie dobre dla ciebie.
– Więc nie chcesz?
Chociaż oboje dobrze wiedzieli, że w tej chwili nie
mógł jej nic zrobić i do niczego zmusić, spojrzała na niego z niepokojem. Jego
spokój był zbyt nienaturalny, aby mógł być prawdziwy. Pod pozorną maską chłodu
wrzał prawdziwy wulkan emocji, obcych ludzkiej naturze i umiejętnie tłumionych.
Tylko oczy błyszczały mu drapieżnie i przypominały Nataszy z kim tak naprawdę
ma do czynienia. Był zły. Ktoś wyświadczył ludzkości prawdziwą przysługę
skazując go na ten byt pomiędzy światami, a ona nie miała zamiaru tego zmieniać,
choć w pierwszej chwili ogarnęło ją współczucie dla dziwnego mężczyzny. Jednak
uświadomiła sobie, że byłby to naprawdę kiepski pomysł…
Odwrócił głowę tak, aby nie mogła zobaczyć jego
twarzy. Zacisnął dłonie w pięści, bo tylko tyle mógł. Bezsilna wściekłość
zmieniła mu głos, a w oczach zabłysła nienawiść.
– Nie kłam. Nie chcesz bo sądzisz, że w imię
ogólnie pojmowanego dobra nie byłoby to słuszne posunięcie. Coś ci powiem! –
zadrżała pod jego pełnym złości i pogardy spojrzeniem. – Tam skąd pochodzę zło
jest dobrem, a dobro tylko głupstwem. Nie chcesz mi pomóc? Dobrze, nie umiem
cię zmusić, ale lepiej błagaj swojego anioła stróża abyś nigdy nie stanęła na
mojej drodze jeśli zdołam powrócić do życia, które mi odebrano!…
Gwałtownie wstał lecz dziewczyna była szybsza. Jej
drobna dłoń zacisnęła się na jego widmowej ręce niczym imadło.
– Zrozum Siergieju, skazano cię na ten los także
po to, abyś miał możliwość pokuty i poprawy. Nie tylko z zemsty. Odkupienie i
poświęcenie to twoja jedyna droga do wolności. Do prawdziwej wolności.
– Bzdura! Może i poczekam jeszcze z kilka setek
lat, ale bądź pewna, że kiedyś będę wolny bez głupot, które wygadujesz.
Zagryzła wargi. Ciemne chmury zasłoniły niebo i nagły
podmuch wiatru gwałtownie rozkołysał gałęzie drzewa, które wznosiło się tuż nad
nimi. Zadrżała, ale nie z zimna, a raczej ogarnięta jakimś niezrozumiałym
strachem. Choć czuła dziwną słabość do tego mężczyzny, który tak
niespodziewanie pojawił się w jej życiu, to jednak nie mogła i nie chciała mu
pomóc. Przynajmniej nie w sposób w jaki to sobie wyobrażał.
Puściła jego rękę, która na powrót stała się
niematerialna. Rzucił ostatnie pełne jadu spojrzenie, po czym odwrócił się i
zniknął jak cień, którym w rzeczywistości był, zostawiając ją z zamętem w sercu
i w umyśle.
***
W miarę upływu czasu jego wściekłość malała, jednak
coraz więcej było w nim zaciętości i determinacji. Ktoś na pewno potrafiłby go
wyzwolić, ale sęk w tym aby trafić na taką osobę i dobić z nią targu. Nie jak z
tą przeklętą dziewuchą, która plotła jakieś bzdury o nawróceniu. On miałby stać
się tym dobrym? Na samą taką myśl, Siergieja ogarniał pusty śmiech. Myśli o
zemście na tym, który rzucił na niego klątwę, zastąpiły rozkoszne wizje tego co
zrobi z ludźmi kiedy już uda mu się wyzwolić. A w szczególności co zrobi z nią!
Na dalszy plan odsuwał fakt, że być może jego dziwna niewola nie skończy się
tak szybko, a ludzkie życie, nawet jeśli jest się osobą obdarzoną mocą, ma dość
ograniczony czas.
Niech no tylko się uwolni, to już on jej pokaże
odkupienie!
Uniósł głowę odrywając się od snucia tych wspaniałych
planów. Mężczyzna, który przykuł jego uwagę był niezbyt wysoki i ubrany na
czarno. Stał w cieniu rozłożystego drzewa i z okrutnym uśmiechem przyglądał się
parze kłócącej się nieopodal. Jego wargi szeptały jakieś słowa, kiedy nagle
przerwał i zmarszczywszy brwi czujnie rozejrzał się dookoła. Kiedy spostrzegł
Siergieja, twarz rozpromieniła mu się, w pełnym ekstazy uśmiechu. Ten nie miał
wątpliwości, że nieznajomy nie tylko go widzi, ale też wie kim jest i jakie
korzyści może wyciągnąć z tej znajomości.
Siergiej głęboko odetchnął i ruszył w jego kierunku.
Czuł, że skończyła się poniżająca niewola i nędzne życie pokutującego ducha.
Nie umiał powiedzieć ile będzie musiał za to zapłacić, ale był gotów na wiele,
bardzo wiele.
Tak poznał Kristofera, pół człowieka, pół demona,
czyste zło w atrakcyjnym ludzkim ciele. Jego kara dobiegła końca.
Rozdział 2
- Nie wypowiadaj mego imienia
Dzień był niezwykle upalny. Na błękitnym niebie, jak
okiem sięgnąć nie było widać ani jednej, choćby najmniejszej chmurki. Natasza
siedziała na skraju fontanny. Delikatny wietrzyk poruszał gałęziami drzewa,
które osłaniało przed bezlitosnym słońcem. Było to bodaj najprzyjemniejsze
obecnie miejsce w ruchliwym na co dzień mieście. Jednak piękna pogoda panująca
od kilku tygodni i środek sezonu urlopowego, sprawiły że zatłoczone na co dzień
ulice opustoszały, a większość mieszkańców udała się nad okoliczne jeziora.
Dlatego w spokoju mogła czytać i delektować się orzeźwiającym prysznicem, który
od czasu do czasu fundował jej wiatr na współ z fontanną. Tak była pochłonięta
tym zajęciem, że nie zauważyła przyglądającego jej się ze zdumieniem mężczyzny.
Jego krótkie jasne włosy ostro kontrastowały ze śniadą cerą i niezwykle
wyrazistymi oczyma w kolorze wypolerowanego srebra. Wrażenie to potęgowały
jeszcze ciemne rzęsy i brwi, które teraz zmarszczył w geście niedowierzania.
Zaraz potem usta rozciągnęły się w okrutnym uśmiechu, ukazując odrobinę za
ostre zęby. Cofnął się kilka kroków do tyłu i skrył za grubym konarem drzewa.
– To ona – pomyślał gorączkowo Siergiej. Choć
obiecał samemu sobie, że zemstę odłoży na później, nie mógł zmarnować takiej
okazji, która wręcz sama pchała mu się w ręce. Ostatnio był zbyt zajęty
wypełnianiem poleceń Kristofera i spłacaniem długu jaki wobec niego zaciągnął,
ale nie oznaczało to, że zapomniał o swoich planach.
Ktoś głośno roześmiał się tuż obok niego, wyrywając
go z zamyślenia.
Skrzywił się z pogardą. Głupcy! Nawet nie zdają sobie
sprawy ile zagrożeń czai się dookoła nich: wampiry, demony i inne stwory z
piekła rodem. Codziennie stają się ich potencjalnym celem, zazwyczaj posiłkiem,
ale bywa też, że dostarczają niezdrowych emocji w niezwykłej grze pomiędzy
światłem a ciemnością. Jakiś kretyn wymyślił kiedyś bzdury o czosnku, krzyżach
i świetle słonecznym, a obecna kultura jeszcze go utrwaliła. Poza tym, że
wampiry miały kły i piły ludzką krew, reszta była stekiem wydumanych kłamstw.
Siergieja szczerze bawiły wszelkie współczesne opowieści, choć zazwyczaj nie
podobały mu się ich zakończenia. Bywały stanowczo zbyt mało krwawe i
optymistyczne jak na jego gust. Te, które sam aranżował były za to o wiele
bardziej interesujące.
Oderwał się od swoich myśli i spojrzał w stronę
Nataszy. Dziewczyna właśnie uniosła głowę i ze zmarszczonym czołem zaczęła
rozglądać się dookoła. Ledwo zdążył na powrót schować się za konarem. No cóż,
miał do załatwienia kilka ważnych rzeczy i porachunki z nią mogą jeszcze kilka
dni poczekać. Najlepszą zabawę zawsze powinno się zostawiać na koniec. Wycofał
się niezauważalnie, mijając po drodze rudowłosą piękność, która rzuciła mu spod
rzęs powłóczyste spojrzenie. Ale Siergiej nawet na nią nie spojrzał.
Tymczasem dziewczyna podeszła do fontanny, jeszcze
przez chwilę zerkając poprzez ramię na mężczyznę o niezwykłej, kontrastowej
urodzie. Cicho westchnęła, z żalem patrząc jak obiekt tego zainteresowania
oddala się tak zamyślony, że nie poświęcił jej nawet jednego spojrzenia. Potem
lekko dotknęła ramienia Nataszy.
– Widzę że korzystasz z pięknego dnia?
Koleżanka spojrzała w górę, osłaniając oczy wierzchem
dłoni.
– Sylwia – ucieszyła się. – Już myślałam, że nie
przyjdziesz
– Pozazdrościłam ci wylegiwania się w tak
przyjemnym miejscu. A propos, zauważyłaś tego faceta który przed chwilą się tu
kręcił? – Przysiadła tuż obok, zanurzając stopy w chłodnej wodzie.
– Nie, chyba nie. To ty jesteś specjalistką od
takich spraw.
Sylwia roześmiała się wdzięcznie.
– Żałuj, na pewno by cię zainteresował.
– Dlaczego akurat mnie?
– Twój typ. Jednak na mój zapraszający uśmiech nawet
nie zwrócił uwagi. Szkoda – westchnęła z melancholią.
– Skoro tak, to chyba nie był w pełni normalny. Nie
wyobrażam sobie aby jakiś facet mógł przejść obok ciebie z obojętnością.
– Lizus! – Rudowłosa mrugnęła do niej jednym
okiem. – A tak serio, to chciałam cię na coś namówić.
– Namówić?
– Widzisz, jestem zaproszona na fajną imprezę
typu bal sztywniaków i brakuje mi towarzystwa, które mogłoby podtrzymać mnie na
duchu…
– To nie idź, w czym widzisz problem?
– To bal fundacji, która sprawuje opiekę nad
moją wystawą. Muszę iść. Może choć ten jeden raz dotrzymasz mi towarzystwa?
Natasza milczała. Nie lubiła takich imprez jeszcze
bardziej
niż przyjaciółka, ale ten jeden raz mogłaby się poświęcić. Tym bardziej, że
wiedziała jakie to dla Sylwii jest ważne.
– Jak bardzo sztywna będzie ta impreza?
– Strój wieczorowy, dużo markowego szampana i
świeżo upieczonych nowobogackich.
– Wiesz że z tobą pójdę, choć chyba nie bardzo
mam się w co ubrać.
– O to się nie martw, zrobimy z ciebie bóstwo,
mam już gotowy cały plan. – Sylwia machnęła niedbale ręką.
– Tego się właśnie boję – Natasza roześmiała się
i objęła przyjaciółkę.
Potem dodała z nadzieją w głosie:
– A tak w ogóle, czy przewidziana jest jakaś
darmowa przekąska?
***
Ogromna sala jarzyła się światłem wielu lamp, które
nadawały jej wprost bajeczny wygląd. Nie można było nie zauważyć, że dzisiejszy
bal zaszczyciło swą obecnością wielu znakomitych gości. Tuż przy wejściu,
witając się z wchodzącymi, stał średniego wzrostu mężczyzna. Jego przystojną,
lekko demoniczną twarz okalały falujące kasztanowe włosy, a spojrzenie zielono
żółtych oczu taksująco badało przybywających. Jednak ani zachowanie, ani strój
nie zdołały do końca zamaskować jego prawdziwej natury. Co bystrzejszy
obserwator, wyczułby w nim prawdziwego drapieżnika, który choć ubrany w drogi
garnitur, wciąż pozostawał bestią.
Kristofer świetnie się bawił. Choć w połowie był
człowiekiem, nigdy nie czuł szczególnej więzi z ludźmi, a to, że uchodził wśród
nich za filantropa i dobroczyńcę, zawsze było dla niego źródłem nieustającej
uciechy. Dziś również, gdy organizował wielki bal, z masą durnych i głupawych
aukcji charytatywnych. Nie miał w tym żadnego konkretnego celu, po prostu
musiał dbać o swój wizerunek. Widać było wtedy tylko piękną fasadę jego
działalności, pod której przykryciem mógł bez skrępowania urządzać dzikie
orgie, krwawe polowania i składać rytualne ofiary. A także załatwiać wiele
interesów Konwentu, którego był posłańcem. Zło jawnie opanowujące świat, szybko
zostało by pokonane i stłamszone, te działające w ukryciu wręcz kwitło, nie
krępowane żadnymi więzami. Konwent uprawiał tę politykę już od setek lat i
wciąż przynosiła ona zaskakująco dobre efekty.
Demon uniósł głowę, a jego spojrzenie powędrowało ku
niewielkiej galeryjce, biegnącej wzdłuż jednego z boków sali. Stało tam dwoje
jego najlepszych pomocników. Aylo była mieszańcem tak jak on i wiedział, że z
pewnością zejdzie dziś na dół, by dotrzymać mu towarzystwa. I nie tylko jemu.
Po wampirzycy o anielskiej urodzie, złocistych włosach i ogromnych błękitnych
oczach, nikt nie spodziewał się, że jest w rzeczywistości krwawą bestią, która
z upodobaniem rozszarpuje gardła swoim ofiarom. No i był jeszcze Siergiej.
Jednak przez ostatnie dni, chodził wyraźnie zachmurzony, jakby toczył w głębi
duszy jakąś walkę i nieodmiennie dochodził do mało zadowalających go wniosków.
Na chwilę czoło Kristofera przecięła pionowa zmarszczka. Wampir stanowił dla
niego zagadkę, nawet Konwent niewiele o nim wiedział. Musiał być bardzo stary,
choć jednocześnie nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego dał się złapać w tak prostą
pułapkę, jaką było zaklęcie szamana. Jednak dzięki temu miał spory dług do
spłacenia i Kristofer mógł liczyć na jego wieloletnią lojalność, bo może
Siergiej był potworem bez sumienia, ale dumy i honoru mu nie brakowało. Tylko
że właśnie ten fakt był tak bardzo niepokojący.
Ponieważ nie była to jednak odpowiednia chwila do
takich rozmyślań, więc szeroko się uśmiechnął i lawirując pomiędzy
zaproszonymi, skierował się ku niewielkiemu podium. Był w połowie drogi kiedy
zobaczył tę kobietę. Stała lekko z boku, obracając w dłoni kieliszek szampan.
Wyróżniała się z tłumu, tak samo jak on czy Aylo. Jej czerwona sukienka
doskonale uwydatniała wszelkie krągłości figury, a ciężki węzeł kruczoczarnych
włosów podkreślał smukłość i biel szyi. Choć szmaragdowe oczy spoglądały z
dystansem na rozmówców, to usta uśmiechały się kusząco. Nawet zbyt kusząco, bo
Kristoferowi w jednej chwili wyleciały z głowy wszystkie plany na dzisiejszy
wieczór i pewnie jeszcze długo stałby tak, gdyby nie lekki kuksaniec, który
wymierzyła mu Aylo.
– To nie podobne do ciebie.
– Wiem. – Powoli i z ociąganiem odwrócił wzrok
od nieznajomej. – Jest piękna!
– Rzecz gustu. – Wampirzyca skrzywiła się z
niezadowoleniem. – Niknie w tłumie.
Demon niemal się zachłysnął.
– Oszalałaś! Chyba nie mówimy o tej samej osobie?
– Czarnowłosa, w czerwonej sukni. Chyba o tej
samej.
– Jesteś zazdrosna – spojrzał na nią z wyrzutem.
Westchnął i jeszcze raz obejrzał się do tyłu. – Najpierw obowiązki, ale potem
jako gospodarz muszę się przywitać z gośćmi.
Mrugnął łobuzersko i zniknął w tłumie. Oboje nie
zauważyli obserwującego tę scenę z góry Siergieja. Na jego twarzy odmalowało
się wyraźne niezadowolenie, bo nazbyt dobrze wiedział kto był tematem ich
rozmowy. W duchu przeklinał głupotę Nataszy, która tak beztrosko weszła do
jaskini lwa. Akurat ona powinna była wiedzieć w co się pakuje. Nie miał
najmniejszego zamiaru dawać pierwszeństwa Kristoferowi, najpierw sam musiał się
z nią rozliczyć. Wnioskując jednak z zachwyconego wzroku demona, sprawy mogły
się skomplikować. Zaklął w duchu i ruszył schodami w dół, wprost w rozgadany i
rozbawiony tłum. Gdy zauważył jak dziewczyna opuściła salę i wyszła na rozległy
taras, postanowił niepostrzeżenie udać się za nią. Jednak Kristofer zdołał go
ubiec.
– Witam na moim przyjęciu.
Odwróciła się w stronę skąd dobiegał głęboki męski
głos.
– Pan jest gospodarzem?
Uśmiechnął się szeroko. Miał rację, z bliska i w
migoczącym świetle lamp, wyglądała jeszcze piękniej.
– Proszę mi mówić Kristofer.
Ujął wyciągniętą na powitanie dłoń i pocałował.
Zauważył, że kobieta drgnęła, a w jej oczach pojawiła się niepewność.
– Natasza – wahanie w głosie było ledwo
wyczuwalne i zapatrzony w nią demon nawet nie zwrócił na to uwagi.
Splotła dłonie, zakłopotana tak jawnie okazywanym
podziwem, tym bardziej, że coś w jej duszy krzyczało, aby uciekała jak najdalej
od tego człowieka. Nigdy dotąd tak silnie nie reagowała, tym bardziej na
przystojnego i szarmanckiego mężczyznę. No może z wyjątkiem pewnego wampira, co
do którego wciąż nie była pewna czy nie był tylko mglistym snem. Ale i wtedy
niepokój był inny. Teraz wyraźnie wyczuwała niebezpieczeństwo.
– Jesteś moim gościem?
– Niezupełnie. Przyszłam tu z przyjaciółką. Jest
jedną z tych młodych artystek, nad którymi pieczę sprawuje twoja fundacja. W
zasadzie nie bywam na takich przyjęciach, nie lubię ich – przyznała z
rozbrajającą szczerością. – Ale ona też czuje się nieswojo w takich miejscach i
jestem jakby jej wsparciem duchowym.
– Można powiedzieć, że to niezwykle korzystny
dla mnie zbieg okoliczności.
Nie przytaknęła, tylko spojrzała na niego z lekkim
półuśmiechem, który jednak zatrzymał się na jej ustach i nie dotarł do oczu.
Właśnie odmawiała wszystkie znane jej modlitwy, prosząc aby Sylwia pojawiła się
obok niej i pomogła uwolnić się od niechcianego towarzystwa.
– Piękna noc, prawda? Brakuje tylko srebrzystego
blasku księżyca.
Niespodziewanie roześmiała się.
– Tylko proszę, nie o pogodzie i nie o świetle
księżyca. To zbyt banalne.
– Jak dla nas? – Zrobił pół kroku w jej
kierunku. – Może lepiej porozmawiajmy o miłości?
Spojrzała na niego przenikliwie. Zastanawiała się do
czego dąży jej rozmówca.
Ratunek przyszedł ze strony złotowłosej piękności,
która położywszy rękę na ramieniu Kristofera wyszeptała mu coś do ucha,
jednocześnie nieprzychylnym wzrokiem mierząc Nataszę. Musiała to być jakaś
niepomyślna wiadomość, bo mężczyzna skrzywił się z niechęcią. Potem ujął dłoń
dziewczyny, nie zwróciwszy nawet uwagi na nagły dreszcz, który wstrząsnął jej
ciałem.
– Będę musiał cię przeprosić na dłuższą chwilę.
Obowiązki – uśmiechnął się rozbrajająco. – Mam nadzieję, że znajdę cię po
powrocie?
– Ależ oczywiście, na pewno będę się gdzieś
kręcić w tłumie – powiedziała równie gładko, co nieszczerze.
Westchnęła z ulgą, gdy jej nowy znajomy zniknął w
drzwiach budynku. Odwróciła się i oparłszy łokcie na murku, wtuliła podbródek w
zagłębienie dłoni. Chciała chwilę odetchnąć, zanim znów ruszy na sale
bankietową. Postanowiła, że odnajdzie Sylwię i namówi ją do wyjścia, a jeśli
tamta się nie zgodzi, to zrobi to sama. Nie miała najmniejszej ochoty na dalszą
znajomość z Kristoferem. Nie tylko budził niepokój, ale także ją przerażał.
Drgnęła usłyszawszy za swoimi plecami ciche,
skradające się kroki. Pełna obaw odwróciła się i zamarła w bezruchu, ze
zdziwieniem wpatrując się w stojącego naprzeciw mężczyznę.
Potem powoli wyciągnęła przed siebie rękę i dotknęła
go. Był jak najbardziej materialny.
– Siergiej? – wyrwało jej się ze
zdumieniem.
Nie odpowiedział tylko uśmiechnął się złośliwie,
taksując ją tak bezczelnie wzrokiem, że w innej sytuacji z pewnością poczułaby
się urażona.
– Nie spodziewałaś się, prawda?
– Jakim cudem?… – Pokręciła głową z
niedowierzaniem. – Znalazłeś osobę, której szukałeś, prawda?
Nie odpowiedział tylko przyglądał się w milczeniu,
myśląc że jest piękniejsza niż zapamiętał. Kiedy tak stała naprzeciwko, z lekko
przechylona na bok głową i dłonią spoczywającą na jego piersi, budziła w nim o
wiele więcej niż tylko nienawiść. Jego plany zemsty nagle stały się bardziej
mgliste, a narastające uczucia były tak obce jego naturze, że nawet nie umiał
ich nazwać.
Uniosła rękę aby dotknąć jego twarzy, ale zanim
zdołała to uczynić, dłoń Siergieja zacisnęła się na jej przegubie niczym
imadło.
– Co robisz? – wysyczał.
– Sprawdzam czy naprawdę nie jesteś snem. Zawsze
myślałam…
– O, z pewnością jestem jak najbardziej
rzeczywisty! Jeszcze będziesz miała okazję się przekonać – powiedział
jadowicie.
Niespodziewanie się roześmiała. Spojrzał na nią
czujnie, nie umiejąc wytłumaczyć sobie powodów jej rozbawienia.
– To dziwne, ale bardziej obawiam się mężczyzny,
z którym przed chwilą rozmawiałam, niż ciebie.
– Kristofera?
– Tak. Nalegał byśmy od razu przeszli na ty.
Jednak było w nim coś dziwnie niepokojącego…
– Nie wiesz co? – Zdumiewające, ale wciąż nie
puszczał jej dłoni.
– Jest nów.
Uniósł brwi w geście zdumienia.
– I co z tego?
– Mój dar jest uzależniony od faz księżyca. To
trochę skomplikowana sprawa, szkoda że natura nie zechciała mnie obdarzyć czymś
bardziej oczywistym. Mogłabym przepowiadać przyszłość czy coś w tym rodzaju,
życie byłoby prostsze – powiedziała w zamyśleniu obserwując jego twarz. Potem
raptownie zmieniła temat. – Jesteś znacznie przystojniejszy, kiedy już nie
przypominasz ducha.
Parsknął. W jej oczach błyszczały iskierki
rozbawienia, nie bała się go i traktowała wręcz jak dobrego znajomego. Z
irytacją pomyślał, że sytuacja nie tylko nie rozwija się tak, jak by sobie tego
życzył, ale i najwyraźniej zmierza dokładnie w przeciwnym kierunku.
– Naprawdę całkiem nieźle, choć ja zawsze
wyobrażałam sobie wampiry jako blade i anemiczne stwory. I niesłusznie –
uśmiechnęła się – nie jesteś ani blady, ani anemiczny.
– Gryzę, wyję i krew piję – podpowiedział
uprzejmie. – Nie mam pojęcia skąd biorą się te bzdury, ale stanowią dla nas
niezły kamuflaż.
– Kristoffer nie jest taki jak ty, prawda? On… –
zawahała się. – Nie umiem tego określić słowami, ale jest o wiele bardziej
związany ze złem?
No ładnie, nie tylko nie okazywała strachu, ale
jeszcze najwyraźniej uważała go za niezbyt szkodliwego.
– To mieszaniec, pół demon, pół
człowiek.
– Możliwe. Ale jest coś jeszcze, coś innego i
gorszego?
Nonszalancko oparł się o ogrodzenie.
– Zgadnij sama panno mądralińska. Demonów też
się pewnie nie boisz?
– Nie bardzo – zerknęła na niego spod rzęs. –
Nie bardziej niż ciebie.
– To dość beztroskie zważywszy na sposób w jaki
się pożegnaliśmy.
Nagle przestała się uśmiechać, poważniejąc.
– Nie umiem się ciebie bać Siergieju i naprawdę
nie wiem dlaczego? Niepokoisz mnie, ale w zupełnie inny sposób.
– Niepokoję cię?
Jego dłonie wbiły się w kamienny murek, wyżłabiając w
nim głębokie bruzdy.
– Zastanawiam się właśnie czy nie skręcić ci
karku?
Nic nie odpowiedziała tylko utkwiwszy w nim wzrok,
ujęła jego dłonie i położyła na swojej szyi. Był tak zaskoczony, że nie
zaprotestował.
– Proszę, masz okazję – powiedziała ze spokojem.
– Sądzę, że to dla ciebie nic trudnego.
Wytrzeszczył na nią oczy w niemym zdumieniu.
– Zwariowałaś!? A może nie? – powoli zacisnął
dłonie na jej karku. Dziewczyna nawet nie mrugnęła okiem. Stała nieruchomo,
patrząc na niego z powagą.
Wymarzona sytuacja stała się więc aż nazbyt
rzeczywista, ale coś było nie tak jak powinno.
– Cholera – zaklął. Potem raptownie chwycił ją
za ramiona i gwałtownie potrząsnął. – Żarty sobie ze mnie stroisz?
– Nie. I tak ucieczka przed tobą nie miałaby
szans, więc po co mam to robić? Raz, dwa i będzie po sprawie.
Tak wściekłego nie widziała go nigdy, nawet wtedy gdy
odmówiła mu pomocy. Stanowił dokładne odzwierciedlenie wszystkich legend i
mitów na temat wyglądu wampirów. Wreszcie mogła uwierzyć, z kim ma naprawdę do
czynienia. Ale i tak wciąż się czuła strachu.
Myśli Siergieja ruszyły do morderczego galopu,
poplątane i zagmatwane, jakby coś nie pozwalało mu jasno ocenić sytuacji. Nie
miał najmniejszego zamiaru realizować bezmyślnie wypowiedzianej groźby, wręcz
przeciwnie, gdzieś głęboko w jego duszy krystalizował się właśnie nowy plan.
– Możesz jeszcze posłużyć za mój
posiłek.
Przygryzła wargi, aby się nie roześmiać. Jak widać
nie zamierzał tak łatwo zrezygnować z roli okrutnego mordercy. Wygięła szyję,
tak aby miał do niej dogodny dostęp i ręką odsunęła natrętne kosmyki włosów.
– Podano do stołu. Życzy pan sobie zacząć od
dania głównego?
Powoli pochylił się ku niej. Jednak choć czuła jego
gorący oddech na skórze, nie wierzyła, aby to
zrobił. Lekko przekręciła głowę i spojrzała prosto w najbardziej fascynujące
oczy na świecie. Powoli znikał ich morderczy wyraz, a pojawiało się zdumienie.
Potem wampir odepchnął ją tak gwałtownie, że omal nie upadła.
– Nie tym razem – powiedział. Zacisnął usta w
wąską kreskę i odpowiedział twardym spojrzeniem na jej nieznaczny uśmiech. –
Wydaje ci się, że możesz ze mną igrać, ale to po prostu nie to miejsce i nie
ten czas. Zemsta zawsze najlepiej smakuje na zimno.
Milczała, obawiając się, aby nie powiedzieć zbyt
dużo. Przez ułamek sekundy widziała w jego oczach coś zupełnie ludzkiego,
będącego odbiciem i jej mglistych pragnień.
Westchnęła. Przed Siergiejem długa droga, tym
trudniejsza, że on wcale nie chciał nią podążać. Jednak dziewczyna w przeciągu
tych kilku minut zrozumiała, że warto dotrzeć do okruchów człowieczeństwa,
które zostały pogrzebane gdzieś głęboko w zakamarkach jego duszy. Przez te
kilka miesięcy wciąż zastanawiała się jak potoczyłaby się ta znajomość, gdyby
mu wtedy pomogła. Chwilami w przypływie szczerości, żałowała że nie postąpiła
inaczej, choć trudno jej się było przyznać do tej słabości nawet przed samą
sobą. Dlatego to spotkanie nie tylko nie przeraziło jej, ale wręcz ucieszyło,
bo czasem miewała wrażenie, że tamta nocna rozmowa była tylko ulotnym snem. A
tego by nie chciała...
Siergiej wyminął ją zamierzając odejść, gdy nagle
odwrócił się i powiedział przez zaciśnięte zęby, jakby przychodziło mu to z
wielkim trudem:
– Dobrze ci radzę, trzymaj się z daleka od
Kristofera i wszystkich, którzy są z nim związani. Ode mnie też.
Potem odwrócił się i już miał odejść, gdy dobiegły go
ciche słowa Nataszy:
– Nie mogę. Już nie…
Przez chwilę miała wrażenie, że spyta się dlaczego,
ale potem wzruszył ramionami i skierował się w głąb ogrodu. W głowie miał
prawdziwy mętlik. Dlaczego akurat towarzystwo tej kobiety tak silnie na niego
działało, że nie potrafił jasno formułować swoich myśli? Kiedy kilka dni temu
ujrzał ją przy fontannie, poczuł złośliwą satysfakcję. Teraz jednak jego plany
nie były tak oczywiste, żaden z pomysłów na zemstę wystarczająco dobry. Gdyby
chociaż okazywała odrobinę strachu. Ale nie, ona tylko spoglądała z powagą na
twarzy i z rozbawieniem w oczach na jego próby zastraszenia. W poczuciu
bezsilności Siergiej uderzył zaciśniętą pięścią w mur, wybijając w nim niezłej
wielkości dziurę i zaklął. Miał ochotę wrócić, wbić się w tę jej cudownie
gładką szyję i wyssać wszystką krew, co do kropelki. Tylko że kiedy miał taką
okazję, nie potrafił się na to zdobyć. Uniósł głowę spoglądając w rozgwieżdżone
niebo. Przez setki lat swego istnienia nie miał podobnych problemów z
określeniem pragnień i celów – a zawsze były one oględnie mówiąc - dość
nieskomplikowane. Może najlepszym rozwiązaniem byłoby trzymanie się od niej z
daleka? Zasępił się. Nic nie było takie jak kiedyś, choć nie umiał powiedzieć
czy wpływ na to miała jego długoletnia niewola, czy też spotkanie z Nataszą.
link do części II - (klik)
Cudowne opowiadanie:) czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńvet
To druga, najukochańsza opowieść.. Choć smutna. Pierwsza i bezkonkurencyjna Wygrana ze wzgledu na happyend.
OdpowiedzUsuńMmm.. Tak sobie pomyślałam... Nie zechciałabyś wysłać mi tych rysunków? Mój e-mail: wikibloog@gmail.com
Jeśli nie- rozumiem. Jeśli tak- to super! :-D