niedziela, 30 czerwca 2013

Aż do końca świata (V)

Miło mi was poinformować, że w końcu opanowałam zasady poruszania się po facebooku :)
Jeśli więc podoba wam się mój blog, to zapraszam by przyłączyć się do babeczkarnia na facebooku  czyli słynne "lubię to"!
A to już ostania (?) część. Jeśli wyłapiecie jakieś błędy, to proszę się tym ze mną podzielić, bo odrobinę zmieniłam końcówkę, tak na gorąco i tekst nie jest do końca dopieszczony :)
Przyjemnego czytania!

link do części IV - (klik)

Aż do końca świata (V)


24.
Patrzyłem przed siebie w milczeniu. Ta kraina była taka obca, a jednocześnie gdzieś tam majaczyło jakieś wspomnienie, jakaś nieuchwytna myśl, która pozwoliłaby mi znaleźć odpowiedź na nurtujące mnie pytania. Już kiedyś widziałem coś podobnego…
To była księga w zamku mego ojca! Bardzo stara, ledwo trzymająca się kupy, o pożółkniętych kartkach, nadgryzionych zębem czasu. Opowiadała o pełnych zła i mroku dziejach naszej rasy. O początkach egzystencji z ludźmi. O tym, dlaczego nas wygnano. I o mieczu, który stanowił jedyny klucz do pradawnego więzienia.
Spojrzałem na broń w mojej dłoni. Jeśli stare legendy choć w części były prawdziwe, to czekały nas niemałe kłopoty. Los gorszy od tego, jaki mógł nas spotkać z rąk rozwścieczonego lorda Ayrona.
Potem pojawiło się coś innego. Nieznana mi moc, przywołując do siebie z taką siłą, że nie potrafiłem się temu oprzeć.
- Musimy iść – powiedziałem ochrypłym z emocji głosem.
- Gdzie?
- Tam. – Wskazałem na mroczną budowlę, widniejącą w pewnym oddaleniu od nas. Byłem pewien, że właśnie w tym kierunku musimy się udać. I to jak najszybciej, póki nie przybędą Łowcy.
- Lepsze to niż nic – stwierdziła filozoficznie. – Wolę to ponure zamczysko, niż ten wynaturzony las.
- Chodź!
Kierował mną obłędny strach i wewnętrzny przymus. Razem splotły się w jeden, silny nakaz i dlatego tak bezceremonialnie pociągnąłem Lailę za sobą. Tym bardziej, że poprzez dzikie wycie wiatru, dotarł do moich uszu jeszcze inny dźwięk. Ponure, pełne nieskrywanego głodu, wycie. Ona go nie słyszała. Ludzki słuch był o wiele mniej wrażliwy.
Ciężko dysząc wpadliśmy na pierwszy dziedziniec, otoczony mrocznymi krużgankami, przytłaczający swym ogromem i pustką.
- Musi być ci ciężko z tym żelastwem? – spytała współczująco.
- Nie jest tak źle.
- A może spróbuję przeciąć je tym mieczem?
- Jest ciężki – mruknąłem, ukradkiem się rozglądając. Szukałem brakujących elementów starej legendy, wyczytanej bardzo dawno temu. Ale dookoła wciąż było zatrważająco cicho. Wszystko wskazywało na to, że jesteśmy tutaj sami. Jednak nie gwarantowało nam to bezpieczeństwa. Skoro ja trzymałem klucz, to więzień wciąż musiał być gdzieś w pobliżu.
- Daj, spróbuję!
Niechętnie podałem jej broń. Sapnęła unosząc go w górę i gwałtownie opuszczając na łańcuch łączący me nadgarstki. Sypnęły iskry: złamany został rzucony czar na magiczne pęta. Teraz nie miałem problemu z pozbyciem się całej reszty.
- No popatrz! Mówiłam, że to magiczna broń.
- Nawet nie wiesz jak bardzo…
Spojrzała na mnie zdumiona.
- Wiesz co? Mam w nosie wszelkie czary, tajemnice i całe te dziwaczne otoczenie. Jestem głodna, spragniona i zmęczona. Nie mówiąc już o tym, że od kilku godzin marzę tylko o jednym… - Oparła dłonie o mój tors i figlarnie popatrzyła w oczy.
- Nie tutaj. – Dobrze, że nie dociekała prawdy. Ale musieliśmy, nie!, ja musiałem iść dalej.
- Pewnie, że nie tutaj. Rozejrzymy się?
- Nie boisz się?
- Nie z tobą.
Pokładała we mnie tyle nadziei. Tyle ufności. Z goryczą pomyślałem, że jeśli ją zawiodę, nie będę potrafił sam sobie spojrzeć w oczy.
Rozcierałem obtarte i obolałe nadgarstki, z uwagą rozglądając się dookoła. W zasadzie to czy pozostawiono nam jakikolwiek wybór?
- Wejdziemy do środka? – spytała lekko zniecierpliwiona.
- To nie najlepszy pomysł…
- A jaki według ciebie byłby najlepszy? Chodź! Może wewnątrz znajdziemy coś do jedzenia?
Nie dałem się prosić. Poza tym niechętnie musiałem przyznć, że miała rację.
Trzymając się za ręce, powoli zanurzyliśmy się w półmroku wysokiego i wąskiego korytarza. Prowadził on do ogromnego holu, w którym nasze głosy odbijały się głośnym echem. Mieliśmy teraz do wyboru trzy różne drogi, nie licząc tej, którą tu przyszliśmy.
- Te po prawej – zdecydowanie powiedziała Laila, wskazując na masywne drzwi, z pociemniałego ze starości drewna.
- Dlaczego?
- Coś mi mówi, że znajdziemy tam to, czego szukamy.
Nie sprzeciwiłem się. Podążyłem za dziewczyną, tym razem niemal klaustrofobicznym przejściem bez okien, z sufitem niknącym w ciemnościach. Ale na ścianach wisiały nieliczne pochodnie, swym słabym blaskiem rozjaśniając panujący mrok. To było niepokojące i jednocześnie napawało nadzieją.
Na końcu znów były drzwi. A za nimi komnata z wielkim łożem, rozpalonym kominkiem i suto zastawionym stołem…

25.
Wydałam z siebie okrzyk radości i rzuciłam się w kierunku jedzenia. Aidan był bardziej ostrożny i dziwnie milczący, ale w tej chwili mało mnie to obchodziło. Jednak też był głodny, o czym świadczył pośpiech z jakim energicznie przystąpił do konsumpcji. Co prawda pieczone mięso, chleb i woda nie stanowiły wyszukanego posiłku, ale w tej właśnie chwili wydały mi się niebiańskim jadłem. Na dalszy plan odsunęłam pytanie, skąd się tu wzięły…
- Boskie! – Zaspokoiwszy głód, tęsknie wpatrzyłam się w wannę z wodą, stojącą w kącie pokoju, a której wcześniej nie zauważyłam.
- Nie Laila. – Aidan pokręcił ostrzegawczo głową.
- Dlaczego? Dostaliśmy jedzenie, możliwość odświeżającej kąpieli i – zerknęłam w bok – cudowne łoże…
- Chyba oszalałaś! Nie teraz…
Nie odpowiedziałam, tylko zerwałam się ze swego miejsca i usiadłam na jego kolanach.
- A kiedy? – mruknęłam całując wrażliwe miejsce za uchem. Potem przesunęłam wargami po policzku i lekko dotknęłam ust. – Wiesz jak bardzo tęskniłam?
- To nie jest odpowiednie miejsce.
Zdecydowanie mnie odsunął. Czy on musiał być momentami tak irytująco uparty? Z namysłem spojrzałam na wannę z parującą jeszcze wodą i zdecydowanie zaczęłam się rozbierać. Tuż obok siebie usłyszałam głośny jęk…
Włosy pozostawiłam splecione, ale całe ubranie leżało już u mych stóp. Przeciągnęłam się jak kotka, przesuwając dłonią po pełnych piersiach, muskając sterczące sutki i powoli schodząc niżej. Dopiero kiedy moja dłoń zawędrowała poniżej płaskiego brzucha, odważyłam się spojrzeć na Aidana. Siedział w bezruchu wlepiając we mnie wzrok pełen pożądania i kurczowo zaciskając pięści.
Podeszłam do wanny i opierając się o jej krawędź, zanurzyłam jedną rękę w przyjemnie pachnącej wodzie. Jednocześnie kusząco wypięłam pupę w kierunku demona…
- Laila przestań! – Miał ochrypły, stłumiony głos.
Delikatnie pokręciłam biodrami i w końcu odważyłam się zerknąć za siebie. Ależ miał minę! Ale wciąż nie zamierzał się do mnie przyłączyć. Nie to nie…
- Cudowna! - westchnęłam, czując jak nad moimi ramionami zamyka się aksamitna toń. Przez chwilę pluskałam się w upojeniu, od czasu do czasu posyłając Aidanowi wiele mówiące spojrzenie.
- Skończ i pójdziemy dalej – odparł na to.
Co za brutal! Za nic ma kobiece pragnienia! A ja tak bardzo chciałam się z nim kochać…
Wyszłam z wanny i rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś do wytarcia. Tuż obok leżał duży, biały kawałek materiału. Zużyłam go i rzuciwszy na bok, podeszłam nago do mego milczącego towarzysza. Ciekawe kiedy pęknie?
- Ubierz się – rzucił przez zaciśnięte zęby.
Jeszcze czego! Pierwszy raz tak bardzo bolało, a przecież wiedziałam, że teraz może być inaczej. Kto wie co nas czeka w najbliższej przyszłości, dlaczego więc nie skorzystać z okazji już teraz, tutaj?
- Nie masz szans – wyszeptałam ponownie siadając mu na kolanach. Objął mnie niemal wbrew sobie, drżącymi dłońmi przesuwając po nagim ciele. Bez trudu wyczułam również jak bardzo był podniecony, świadczyła o tym jego nabrzmiała i twarda niczym kamień męskość.
- Kochanie, proszę!
Ale kiedy jęknęłam, ocierając się o doskonale widoczne wybrzuszenie w jego spodniach, skapitulował. Podniósł i po sekundzie rzucił na szerokie łoże. Tylko kilka chwil zajęło mu pozbycie się własnego ubrania…
Byłam tak doskonale wilgotna z podniecenia, że wszedł we mnie bez żadnego problemu. Brutalnie i gwałtownie, tak jak za pierwszym razem. Tylko, że teraz mi to nie przeszkadzało. Objęłam go ramionami, skrzyżowałam nogi na jego rytmicznie poruszających się plecach i z pasją oddawałam każdy pocałunek. Powoli zaczynałam tracić poczucie rzeczywistości. Liczyła się tylko odczuwana rozkosz. Chciałam więcej i mocniej, szybciej i głębiej, chciałam by stał się niemal częścią mego ciała, chciałam…
Nie to niemożliwe! Nie może być aż tak cudownie… – pomyślałam jeszcze, zanim jak przez mgłę usłyszałam własny krzyk. Ukąsiłam go w ramię, czując rozlewającą się falami ekstazę. Wstrząsana drgawkami, doświadczyłam pierwszego w życiu orgazmu.

26.
Widziałem jak doszła, jak jej piękna twarz wykrzywiła się pod wpływem silnie odczuwanej rozkoszy, jak spięła całe ciało i spazmatycznie wpiła się zębami w moje ramię.
Nie przypuszczałem, że aż tak szybko dotrze do finału. Zamknąłem pocałunkiem usta i zacisnąłem dłoń na krągłej, cudownie miękkiej piersi. Drugą wplotłem we włosy dziewczyny i przyspieszyłem, pragnąc znaleźć się tam, gdzie i ona.
Błyskawicznie podążyłem za nią. Świat dookoła rozbłysnął całą feerią kolorów, a ja odpłynąłem. Czułem potężny wytrysk, nieopisaną ekstazę, potrzebę by po brzegi wypełnić ją życiodajnym płynem. Uniosła głowę i choć sama zmęczona, poszukała wargami mych ust. Pocałunek był bardziej czuły, niż namiętny, jakbyśmy oboje nawzajem dziękowali sobie za daną rozkosz.
Leżałem na placach, z Lailą przytuloną na mego ramienia, próbując uspokoić bijące jak szalone serce i ciężki oddech.
- No dobrze. A teraz możesz mi wszystko powiedzieć. – Położyła się na boku i podparła głowę, patrząc mi wyczekująco w oczy.
- Co? – Wciąż jeszcze byłem nieco zamroczony.
- Ty wiesz co to za miejsce. Albo przynajmniej domyślasz się?
Wtuliłem twarz w jej piersi. Przesunąłem dłońmi po cudownie aksamitnej skórze. Pocałowałem.
- Wiem kochana. Ale dano nam jeszcze kilka chwil na nacieszenie się sobą.
- Dano nam? – Zmarszczyła brwi. – Kto?...
- Pan tego miejsca, gospodarz, władca. Tytuł jest obojętny.
Patrzyła na mnie bez słowa.
- Trafiliśmy z deszczu pod przysłowiową rynnę?
- Tak. Powinniśmy się ubrać i… - jęknąłem, bo jej dłoń zaczęła pieścić moją męskość, która błyskawicznie zaczęła twardnieć. – Oszalałaś?
- Uhm… - mruknęła. – Po prostu nie mogę się tobą  nasycić.

27.
To prawda. Byłam głodna; głodna dotyku jego ciała, pieszczot, pocałunków. Widziałam, że wiedział więcej ode mnie o tym miejscu i to nie pozwalało mu się cieszyć chwilą. Ale tak naprawdę cała nasza znajomość od samego początku była bez szans. Nie mieliśmy gdzie uciec, gdzie zamieszkać, znaleźć schronienie. Tu przynajmniej mogliśmy się kochać.
- Cicho – wyszeptałam. – Po prostu się odpręż, a później ruszymy na spotkanie przeznaczenia.
To mówiąc pochyliłam się i przesunęłam językiem po czubku nabrzmiałego, sterczącego członka. Dłonią pieściłam wciąż pełne jądra, drugą muskając owłosioną pierś Aidana.
I wtedy się poddał. Leżał głośno dysząc, pozwalając mi na podarowanie mu tej rozkoszy. Nie miałam żadnego doświadczenia w takich sprawach, ale instynktownie pragnęłam dać mu jak najwięcej, tak by znów usłyszeć jego krzyk, gdy będzie eksplodował.
Po chwili był cudownie lśniący od śliny, i wznosił się dumnie, budząc w mej duszy całkowicie obce, dzikie pragnienia.
- Weź mnie od tyłu, błagam! – wyszeptałam mu do ucha. Zauważyłam błysk szaleństwa w jego oczach, żądzę przyćmiewającą wszelki rozsądek.
Nie namyślał się ani chwili dłużej. Pieszcząc dłonią me rozgrzane wnętrze, ustami szyję, zanurzył się pomiędzy wypiętymi pośladkami. Krzyknęłam, czując nieopisaną rozkosz, zmieszaną z nie mniejszym bólem. W końcu był tak ogromny. Jednak podniecenie dało siłę, by pokonać cierpienie i smakować wyłącznie narastającą ekstazę.

28.
Pchnąłem ją tak, że klęczała przede mną na czworakach, a ja mogłem podziwiać prężnie przesuwający się w wypiętej pupie członek. Krzyczała, za każdym razem gdy zanurzałem go aż po sam koniec. Wiedziałem, że dodatkowej rozkoszy dostarczało jej, gdy nabrzmiałe, ogromne jądra, ocierały się o podrażnioną poprzednim stosunkiem, szparkę. Chwyciłem długie włosy i siłą odchyliłem głowę Laili do tyłu. A potem przyspieszyłem, czując nadchodzące spełnienie. Lecz to było zbyt mało…
- Tak! Och, tak! – Wiła się, prężyła, jęczała w takt każdego uderzenia.
- Powiedz mi czego pragniesz? – Pochyliłem się i przygryzłem płatek purpurowego uszka.
- Och Aidanie! Proszę, zakończ to! Teraz, błagam, bo nie wytrzymam tego dłużej!…
Naprężyłem całe ciało, podczas gdy mój członek drgał w coraz bardziej wypełnianej sokami, dziurce. Krzyczałem, ściskając z nadludzką siłą, kształtne biodra dziewczyny. A ona po prostu opadła na łóżko, wyczerpana kolejnym orgazmem.
- I ty chciałeś mnie zostawić? – wyszeptała po chwili, gdy już uspokoił się jej oddech. – To dopiero byłoby głupie.
Wtuliłem się w jej ciało. Pocałowałem wciąż nabrzmiałe usta.
- Kocham cię.
Uznałem, że kwieciste wypowiedzi były zbędne. Te dwa słowa i moje oczy przekazały Laili to co najważniejsze. Moją miłość.
Drżącymi dłońmi ujęła mą twarz. W pięknych oczach pojawiły się łzy. Ale nie płakała z rozpaczy. To było wzruszenie.
- Gdy kocha się naprawdę Aidanie, to cała reszta jest zaledwie bladym tłem. Myślałam, że nigdy tego nie zrozumiesz?
- Nie mam pojęcia co nas tu spotka, więc chciałem byś wiedziała.
- Ale nie pozbawisz mnie przytomności i nie podrzucisz w jakieś bezpieczne według ciebie miejsce?
- Wiem, to było okropne – roześmiałem się. – Chodź maleńka, czas ruszyć na spotkanie niepewnej przyszłości. Nie pytaj się gdzie. Zaprowadzi nas tam głos z mojej głowy.

29.
Po drodze wysłuchałam fragmentów starej legendy. Jak widać i demony miały swą czarną owcę. A to była klatka, w której ją trzymały.
Powinnam zacząć się bać, ale odczuwałam wyłącznie ciekawość. Kobieca intuicja podpowiadała mi, że wszystko pójdzie dobrze, wręcz doskonale.
Komnata, do której niepewnie weszliśmy była ogromna. Echo naszych kroków odbijało się od pustych ścian, przyprawiając mnie o dreszcz niepokoju.
A potem z cienia wynurzył się ON!
Demon!
Muskularna, półnaga postać, o czarnych szczeciniastych włosach i niezwykle jasnych oczach, tak jasnych, że kolorem niemal zlewały się z białkami, o pionowych jak u gadów źrenicach. Całą lewą stronę jego twarzy pokrywał dziwny tatuaż o nieznanych mi symbolach. I to właśnie jeszcze bardziej pogłębiało wrażenie obcości i wszechobecnego zła.
Patrzył na nas zachłannie, jakbyśmy mieli stanowić główny, obfity posiłek po długoletniej diecie. To spojrzenie przerażało i fascynowało, bo pomimo swej inności był niezwykły, odrażający i pociągający jednocześnie. Tak bardzo, że nawet ja, zmęczona i zakochana po uszy w innym, czułam reakcję swego ciała.
- Mój miecz – powiedział z pozornym spokojem. – Już pora bym go odzyskał.
- Twój miecz. – Aidan nie wyglądał na przestraszonego. Uspokajającym gestem objął moje ramiona, jakby chciał podkreślić, że należę do niego, i tylko do niego.
Obcy uśmiechnął się krzywo.
- Nie mam zamiaru was krzywdzić. Choć ona – wskazał na mnie – zaspokoiła by wiele mych pragnień. Jest tak podobna… - Tu umilkł i najwyraźniej się zasępił. – Chcę tylko wolności. Jesteś pół krwi, więc czy choć trochę znasz stare legendy?
- Wystarczająco – ze spokojem odparł Aidan. – Ale zemsta nie ma sensu, bo ten który cię tu uwięził, nie żyje od wieków.
Tamten obojętnie wzruszył ramionami.
- Nic mnie to nie obchodzi. Zemsta? To puste słowo. Chcę kogoś odnaleźć. Człowieka. Kobietę…
- Kobietę? – Mój ukochany wydawał się tym faktem zdumiony. – Ty?!
- Los bywa przewrotny, prawda? – Demon podszedł bliżej i uśmiechnął się. Ale nie był to przyjemny uśmiech. Raczej mroczny, pełen obcych, nie zrozumiałych pragnień. A jednak…
Mówił prawdę. Chciał wolności nie dla rewanżu, ale dla… Kim była ta, która zdołała podbić serce pełne mroku, duszę przesiąkniętą złem? Musiała być doprawdy niezwykła.
- Mam na imię Kayl – Sięgnął po miecz i chwilę później podrzucił go i wykonał kilka markowanych pchnięć. Jakby witał się z dawno nie widzianym przyjacielem.
- Tylko ten, kto go posiada, może tu wejść i może stąd wyjść – oznajmił ze spokojem, patrząc na nas.
- Ona także go miała? – Nie mogłam powstrzymać cisnącego się na usta z siłą huraganu, pytania.
- Nie. Ona była… Jak sen! Piękny sen – uśmiechnął się ponuro. – Długa jeszcze droga przed mną…
Milczałam, bo po raz pierwszy w życiu nie znajdowałam odpowiednich słów. To był prawdziwy demon, taki, który naszą rasę traktował jak nic nie znaczący pył, niewolników, nie wartych najmniejszej uwagi.
Jak mógł się czuć, zakochując się w kimś, kto według niego nie zasługiwał nawet by żyć?
Ale widać było, że cierpiał. Po pełnym goryczy wyrazie ust, bo bólu malującym się w spojrzeniu, po zapadniętych policzkach i cieniach wokół oczu.
- Zostaniemy – powiedziałam cicho. Aidan drgnął, jakby chciał zaprotestować.
Kayl o nic więcej nie pytał. Widać było, że jedyne czego pragnie, to wydostać się stąd. Patrząc na niego trudno było zaakceptować, że nie szukał krwawej zemsty, ale kobiety.
- Oszalałaś? – Mój ukochany wściekłym szeptem wysyczał mi to do ucha.
- A co mamy do stracenia? – Spojrzałam na niego z powagą. – Tu będziemy mogli być razem, będziemy bezpieczni. Czas stanie w miejscu, magia zapewni beztroskę. My ludzie nie jesteśmy stworzeni do nieśmiertelności, ale całe życie z tobą? To byłoby cudowne…
Zamarł zaskoczony.
- Ale to jest więzienie?
- I nasz azyl. Zresztą czy mamy wybór? – Pytająco spojrzałam w oczy Kayla.
- Nie. - Uśmiechnął się, bo doskonale się zrozumieliśmy. - Mogę was tu zostawić lub zabić. Bo klucz jest mój!
Aidan przymknął oczy, ściskając me ramię.
- Czar się rozwieje, kiedy umrze ostatni demon pełnej krwi, prawda? – spytałam cicho.
- Macie mnóstwo czasu, by się sobą nacieszyć – powiedział demon z goryczą. – Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jaki to prezent od losu.
Wiedziałam dlaczego. Jemu nie dano tej możliwości. A może sam jej wtedy nie chciał? To już teraz nie było ważne…
Z całej siły wtuliłam się w ramiona Aidana, gdy Kayl odwrócił się by odejść. Bez pożegnania, bez zbędnych słów.
Zostaliśmy sami, w obcej nam krainie, w więzieniu, z którego nie było wyjścia. Ale paradoksalnie mogliśmy się tu czuć bezpieczni. Być może było to jedyne miejsce na świecie, w którym nikt nie będzie nas ścigał, na nas polował, nikt nie będzie mówił nam jak mamy żyć?
Nie wiem.
Ale wiem, że jesteśmy tu razem. Tylko Aidan i ja.
Czego więcej potrzeba nam do szczęścia?

KONIEC

9 komentarzy:

  1. Blackjack!

    Jak zwykle czytałam z zapartym tchem :)

    PS. Biorąc pod uwagę, jak skończyło się to opowiadanie i jak skończył się "Sen", mam nadzieję, że planujesz przygód Kayla ciąg dalszy?;>

    PS1. Proszę, powiedz że tak!;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś?
      Nie wiem czy dałabym radę odtworzyć ten klimat ze Snu. A bez tego to już nie byłoby to samo...

      Usuń
  2. wierzę całą sobą, że dałabyś radę, bo jesteś wielka. Jestem BARDZO zadowolona z zakończenia. Cieszy mnie, że zostali razem i są bezpieczni;) mogę spać spokojnie.. ale również chetnie poczytalabym o przygodach Kayla w zwykłym śmiertelnym świecie. Emocje łączące parę ze SNU były jak dla mnie naprawdę cudownie przedstawione, docierały do mnie i rozplywały sie we mnie od serca, po czubki palców, glowy i koncowki włosów;) Mrzeniem moim jest, żeby Kayl znalazł swoja ukochaną, zabrał ją do tego szarego świata, który pod wpływem tej ogromnej miłości łączącej obie pary, zmienilby sie w cudowną krainę, arkadie, płynącą mlekiem i miodem...;) ehh... rozmarzylam się;)
    pozdrawiam i czekam na Niekompletnych i Pomyłkę;)
    LIA.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciągle czuję niedosyt z powodu braku niekompletnych... dodaj chociaż troszkę, odrobinkę noooo :-----)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie połączone dwa wątki, dwie różne historie. Choć może jak kayl odszuka swoją wybrankę ona za pomoc w uwolnieniu jego będzie chciała pomuc Laili i Adainowi? Ale to już zależy od ciebie i mam nadzieję że znajdziesz tą samą weną co przy pisaniu SNU.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic z tych rzeczy, choć Kayla spotkamy jeszcze w "Ilyn". Ale to dopiero na Mikołaja ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ochh szkoda :( Lubie tą postać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zresztą nie będę się upierać... Kto wie, co mi jeszcze do głowy wpadnie ;-)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.